-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński1
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać287
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2020-11-26
2020-11-20
2020-11-14
2020-10-10
2020-08-30
2020-07-14
2020-08-03
2020-04-11
To moje pierwsze spotkanie z Liane Moriarty i uznaję je za dosyć dobry początek.
Za możliwość tego pierwszego spotkania bardzo dziękuję wydawnictwu Znak Literanova, ponieważ potrzebowałam chwilowej przerwy od thrillerów i kryminałów i to był dobry przerywnik.
Nie mogę powiedzieć, że się nie bałam tej książki, jak zobaczyłam, że jest sklasyfikowana jako „literatura piękna”. Natomiast po „Miłości i innych obsesjach” postanowiłam sięgać po ten gatunek częściej, a już na pewno w wykonaniu Liane Moriarty.
Książka odpowiada nam o dwóch kobietach, które łączy jeden mężczyzna. Jak się nie trudno domyślić, obecna partnerka Patricka miała być dobrą bohaterką, a jego była narzeczona złą. Ja jednak tak tego nie odebrałam. Ellen to nasza główna postać, która od jakiegoś czasu spotyka się z owdowiałym geodetą – Patrickiem. Na jednym z pierwszych spotkań wyznaje, że jest prześladowany przez swoją byłą partnerkę Saskię.
Ellen jednak zamiast przestraszyć się i spróbować temu zaradzić, interesuje się Saskią i bardzo chce poznać jej motywy.
Nie jest to powieść, która porwie Was swoim tempem czy zwrotami akcji. Może ona Was zainteresować po prostu tak jak mnie samą historią i bohaterami. Byli oni normalni, nie byli na siłę kreowani na dobrych, ani na złych. Jak każdy z nas posiadali mniejsze lub większe poczucie humoru, a ich przemyślenia i postępowanie nie było naiwne.
Lekka, łatwa i przyjemna lektura szczególnie na nadchodzące lato, kiedy to chcemy po prostu coś dla odprężenia przeczytać.
Smaczku może dodawać też to, że temat stalkingu w dzisiejszych czasach jest niestety coraz bardziej powszechny i uporczywy. Tu nie był on przesadnie niebezpieczny, jednak ukazana historia w książce może się zdarzyć, albo i zdarzyła niejednemu z nas.
To, że podeszłam do tej książki lekko, nie wiedząc czego oczekiwać, tylko wyszło mi na plus. Często do innych gatunków, które czytam na co dzień, nastawiam się raczej negatywnie, co wpływa na mój odbiór. Tu jednak podeszłam z „czystą kartą”, czystą głową i aż chciało mi się wracać do tej książki.
Nieprzekombinowana, prosta historia z normalnymi bohaterami jest idealna do poczytania sobie w wolnej chwili lub przed snem.
To moje pierwsze spotkanie z Liane Moriarty i uznaję je za dosyć dobry początek.
Za możliwość tego pierwszego spotkania bardzo dziękuję wydawnictwu Znak Literanova, ponieważ potrzebowałam chwilowej przerwy od thrillerów i kryminałów i to był dobry przerywnik.
Nie mogę powiedzieć, że się nie bałam tej książki, jak zobaczyłam, że jest sklasyfikowana jako „literatura...
2020-05-04
Mimo, że książki JP Delaney’a nie powalają mnie, to dla „odmóżdżenia” lubię po nie sięgać.
Tym razem za trzecią książkę autora zabrałam się pod wpływem akcji @lareinemargotpl #mójstoshańby i mimo, że nie była to lektura najwyższych lotów, to cieszę się, że po nią sięgnęłam.
Pewnego dnia Abbie budzi się w szpitalu nie wiedząc kim jest i co się stało, że się tam znalazła. Jednak prawda nie jest tak oczywista i łatwa jakby się wydawała. Abbie okazuje się cudem technologii. Jej mąż nie mogąc pogodzić się z wypadkiem i utratą swojej ukochanej żony, wykorzystuje całą swoją wiedzę oraz najnowsze osiągnięcia technologii, aby przywrócić ją do życia.
Niestety nie jest z nią szczery, a kolejne elementy układanki są dla Abbie coraz większym zaskoczeniem.
Muszę przyznać, że jest to najlepsza książka tego autora, jaką przeczytałam.
Mimo mało prawdopodobnej historii – przynajmniej w najbliższych latach – wzbudziła moją ciekawość i nie miałam ochoty się od niej odrywać. Były momenty nudne, w których akcja za mocno zwalniała, ale w ogólnym rozrachunku nie jest to duży minus. Mam wrażenie, że gdyby akcja cały czas gnała jak szalona, to książka mogłaby na tym stracić.
I najważniejsze pytanie: polecam czy nie polecam? Polecam, jeśli ktoś szuka przerywnika pomiędzy ambitniejszymi pozycjami. „Perfekcyjną żonę” dzięki prostemu językowi czyta się bardzo szybko. Nie trzeba się skupiać, aby nadążyć za fabułą.
Następną książkę Delaney’a przeczytam z ciekawości, jednak nie podejdę do niej z wielkimi nadziejami.
Mimo, że książki JP Delaney’a nie powalają mnie, to dla „odmóżdżenia” lubię po nie sięgać.
Tym razem za trzecią książkę autora zabrałam się pod wpływem akcji @lareinemargotpl #mójstoshańby i mimo, że nie była to lektura najwyższych lotów, to cieszę się, że po nią sięgnęłam.
Pewnego dnia Abbie budzi się w szpitalu nie wiedząc kim jest i co się stało, że się tam znalazła....
2020-05-03
2020-04-21
2020-03-14
Za drugą część „Trylogii Białego Miasta” zabrałam się po długiej przerwie od czytania i nie żałuję, że na „nowy początek” wybrałam właśnie ją.
Po moim zachwycie nad pierwszą częścią serii bałam się, że autorka obniży trochę loty, ale nic takiego nie miało miejsca. Powiem więcej - jest lepsza niż poprzednia!
Kontynuacja najlepszego kryminału 2019 roku jest pełna zwrotów akcji, hiszpańskiego klimatu i ciekawej historii.
Tym razem śledztwo rozpoczyna się od znalezienia zwłok ciężarnej kobiety utopionej w celtyckim kotle z wodą i powieszonej na drzewie za nogi. Dreszczyku emocji dodaje fakt, że jest to młodzieńcza miłość Krakena – znanego śledczego z Vitorii.
Jak łatwo się domyślić, nie jest to jedyne zabójstwo z zastosowaniem celtyckich obrzędów, a celem mordercy są przyszli rodzice - a co za tym idzie? Jedną z ofiar może być nasz główny bohater Kraken.
„W "Rytuałach wody" Eva García Sáenz de Urturi w mistrzowski sposób łączy trzymające w napięciu wątki seryjnych morderstw i rodzinnych tajemnic z niezwykłymi opisami zabytkowego miasta i emblematycznych miejsc prowincji Álava” – nic dodać, nic ująć do tego opisu z lubimyczytac.pl
Nie wiem, czy bardziej byłam ciekawa prywatnych losów bohaterów, czy akcji związanej z pościgiem za mordercą. Idealnie wpasowany wątek obyczajowy sprawił, że odczuwam wielki smutek na myśl, że to tylko trylogia i niedługo zakończę hiszpańską przygodę ze śledczym Unaim Lópezem de Ayala i jego najbliższymi.
Przed sięgnięciem po „Rytuały wody” przeczytałam sobie parę opinii o niej i chyba nigdy nie widziałam tak podzielonych zdań. Jedni krytykowali ją za małą ilość trupów i brak akcji, a drudzy wychwalali ją pod niebiosa twierdząc, że jest lepsza od 1. części. Ja przyłączam się do grupy fanów, którzy uważają, że druga część jest lepsza niż jej poprzedniczka. Mimo mniejszej ilości trupów, zbrodnie były bardziej emocjonalne i znacznie bardziej je przeżywałam.
Jeśli jeszcze nie znacie tej serii lub się wahacie, to odłóżcie wszystko i zacznijcie czytać „Ciszę Białego Miasta”, a mam nadzieję, że przesiąkniecie hiszpańskim klimatem tak jak ja.
Za drugą część „Trylogii Białego Miasta” zabrałam się po długiej przerwie od czytania i nie żałuję, że na „nowy początek” wybrałam właśnie ją.
Po moim zachwycie nad pierwszą częścią serii bałam się, że autorka obniży trochę loty, ale nic takiego nie miało miejsca. Powiem więcej - jest lepsza niż poprzednia!
Kontynuacja najlepszego kryminału 2019 roku jest pełna zwrotów...
2020-04-16
2020-04-15
Siadam i piszę tę recenzję na gorąco tuż po odłożeniu książki.
„Coraz większy mrok” Colleen Hoover to moja pierwsza przygoda z tą autorką i na wstępie zdradzę Wam, że na pewno nie ostatnia. Tak jak napisałam na IG „jedna jaskółka wiosny nie czyni”, więc postanowiłam zmierzyć się z jeszcze jedną losowo wybraną książką Hoover, aby zdecydować czy zagości u mnie na półce czy nie.
Książka, którą otrzymałam od wydawnictwa Otwartego, czekała na swoją kolej dosyć długo. Zdecydowałam się po nią sięgnąć pod wpływem akcji @lareinemargotpl #mójstoshańby i nie żałuję.
Główną bohaterką jest mało znana pisarka Lowen Ashleigh, która ledwo wiąże koniec z końcem, a niestety parę dni wcześniej musiała pochować swoją mamę, którą opiekowała się od dłuższego czasu. Pewnego dnia otrzymuje dość nietypową propozycję pracy, którą chcąc nie chcąc przyjmuje, aby móc zdobyć pieniądze na dalsze życie. Jej zadaniem jest dokończenie znanej serii książek pisanych przez Verity Crawford – sławną autorkę thrillerów, która na skutek tragicznego wypadku nie może sama jej dokończyć.
Nasza główna bohaterka na jakiś czas przeprowadza się do domu rodzinnego Verity Crawford, w którym dzieją się bardzo dziwne rzeczy. Lowen odkrywa tajemnice rodziny Crawford, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego.
Tematem przewodnim książki jest obsesyjna miłość i manipulacja, a niestety taka mieszanka nie może prowadzić do niczego dobrego.
Jestem niestety osobą, która dosyć wolno czyta książki, ponieważ łatwo się rozprasza i zajmuje się często czym innym niż czytaniem, a tę książkę połknęłam dosłownie w 2 dni.
Już na początku książki bez zbędnego wstępu zostajemy rzuceni w wir akcji i emocji. Nie było momentu, w którym bym pomyślała, że fabuła mnie nudzi.
Przyznam, że zwlekałam z tą pozycją, ponieważ miałam wrażenie, że będzie ona infantylna, nieprawdopodobna i na zmianę będę czytać i przewracać oczami. Bardziej pomylić się nie mogłam.
Dawno żaden thriller nie trzymał mnie cały czas w napięciu i dawno nie miałam poczucia, że jak zaraz się nie dowiem co się stanie, to padnę.
Dlaczego tylko 7,5/10? Zabrakło mi dopracowania zakończenia. Usatysfakcjonowało mnie, aczkolwiek można było je rozstrzygnąć w bardziej emocjonujący sposób.
Siadam i piszę tę recenzję na gorąco tuż po odłożeniu książki.
„Coraz większy mrok” Colleen Hoover to moja pierwsza przygoda z tą autorką i na wstępie zdradzę Wam, że na pewno nie ostatnia. Tak jak napisałam na IG „jedna jaskółka wiosny nie czyni”, więc postanowiłam zmierzyć się z jeszcze jedną losowo wybraną książką Hoover, aby zdecydować czy zagości u mnie na półce czy...
2020-03-25
2020-03-27
Dobrze wiecie, że romanse i obyczajówki, to nie do końca mój świat, ale tę książkę kupiłam z myślą o zabraniu jej do szpitala jak urodzę mojego Maluszka.
Pod koniec ciąży nie miałam ochoty na żadne trupy, morderstwa itp.
Mimo, że książka w szpitalu okazała się zbędna, bo nie miałam ochoty nic innego robić tylko patrzeć się na Tosię, to po powrocie do domu chętnie po nią sięgnęłam.
Lekka i przyjemna – dokładnie takiej książki w tamtym momencie potrzebowałam.
Nie był to nachalny romans. Autorka nie próbowała na siłę w każdym momencie nas rozśmieszyć do łez głupimi żarcikami. Humor moim zdaniem był wyważony i subtelny.
Historia głównych bohaterów jest mało prawdopodobna w realnym życiu, ale miło się ją przeżywało.
Tinny i Leon to zupełnie obcy sobie ludzie, którzy na ustalonych zasadach dzielą łóżko. Czego się nie robi, aby zaoszczędzić każdy grosz.
Tinny właśnie zerwała ze swoim chłopakiem i pilnie poszukuje taniego mieszkania, ponieważ pracując w niszowym wydawnictwie nie zarabia zbyt wiele.
Leon to pensjonariusz pracujący na nocne zmiany w domu opieki, który każdy zarobiony grosz odkłada na prawników, aby wyciągnęli jego brata z więzienia.
Jedną z zasad dzielenia wspólnego mieszkania jest to, że nie mogą się spotkać. Ale czy zasady nie są po to, żeby je łapać?
Łatwo się domyślić jak potoczy się historia bohaterów, ale warto przeczytać tę książkę dla samych wydarzeń w trakcie.
Idealna lektura na urlop. Lekka, niewymagająca skupienia i analizowania, w każdym momencie można ją odłożyć i wrócić bez wielkiego wdrażania się w klimat.
Podczas czytania naszła mnie jednak pewna myśl: czy większość książkowych (chociaż w sumie filmowych też) „zagubionych” bohaterek, które właśnie zakończyły swoje związki i nie wiedzą co ze sobą począć, są ładne i mają idealne ciała i nie zdają sobie z tego sprawy? Trochę mnie to denerwuje w kreowaniu bohaterek. Moim zdaniem to jest taka kreacja na zagubioną, szarą myszkę, ale z fajnymi cyckami. Drażni mnie to i jest to jeden z powodów kiedy wzdycham, przewracam oczami i mam ochotę odłożyć książkę.
Podsumowując w jednym zdaniu – urocza, ale nie słodkopierdząca historyjka miłosna z przewidywanym zakończeniem, którą polecam.
Dobrze wiecie, że romanse i obyczajówki, to nie do końca mój świat, ale tę książkę kupiłam z myślą o zabraniu jej do szpitala jak urodzę mojego Maluszka.
więcej Pokaż mimo toPod koniec ciąży nie miałam ochoty na żadne trupy, morderstwa itp.
Mimo, że książka w szpitalu okazała się zbędna, bo nie miałam ochoty nic innego robić tylko patrzeć się na Tosię, to po powrocie do domu chętnie po nią...