-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant7
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński6
Biblioteczka
2024-03-26
2022-03-21
#czytamcolubię
No i mamy to! Drugą część historii Lindy i Jeremiego, mocno nietypowej pary przyjaciół.
Jeremi Organek, właściciel mercedesa 280 SL w kolorze tunis beige, 26 sierpnia wybierał się na cykliczny zlot pojazdów zabytkowych w zamku Topacz.
Miał zamiar miło spędzić czas i świetnie się bawić, mimo że Linda Miller, zbzikowana jak i on na punkcie starych samochodów, uparła się jechać razem z nim - co ze względu na jej nieprzewidywalność było stresujące.
Jako że "Nie było na tym świecie człowieka – wliczając w to samą zainteresowaną – który mógłby choćby w najmniejszym stopniu przewidzieć, co strzeli do głowy Lindzie Miller. Istniało co prawda spore prawdopodobieństwo, że kilkaset odpicowanych klasyków motoryzacji zajmie ją na tyle, żeby nie zrobiła żadnego głupstwa, jednak nigdy nie można było mieć stu procent pewności."
Dodatkowo Linda, bardzo przejęta tym, że w Topaczu mógł być również jej były, zapakowała ubrania na absolutnie KAŻDĄ możliwą okazję, czego nie mógł pojąć Jeremi, człowiek praktyczny i bez wyobraźni.
"– To po jakie licho chcesz się dla niego stroić?
– Bo nic tak nie boli jak szczęście byłej i nic tak nie cieszy jak utyty, zapuszczony i smutny były – odparła z powagą. – Dlatego ja zamierzam być piękna i szczęśliwa, żeby mu te jego czarujące gały wyszły z orbit. "
Na miejscu na Lindę czekała niespodzianka, od byłego, która wprawdzie wprawiła ją w euforię, ale tylko do momentu znalezienie przez nią na terenie wystawy zwłok. Jej wściekły krzyk "Komu zginął trup?!!!" zelektryzował wszystkich obecnych, od razu wezwano policję, a przeczucie Lindy, "że to będzie szałowy weekend!" stało się rzeczywistością ...
Miło było znów poczytać o wydarzeniach z życia Jeremiego, inspektora Bączka i Lindy, która tym razem mocno mnie irytowała. Rozumiem, że przy jej temperamencie i poglądach, perspektywa spotkania z byłym mocno wyprowadziła ją z równowagi, a niespodziewane znalezienie zwłok, które tym razem nie znikały, tylko dołożyło do ognia. Ale ja nie nie jestem tak cierpliwa jak Organek ...
Choć przyznaję, że wyciszenie Lindy ujęłoby trochę barw tej pięknej historii ...
Wszyscy znający twórczość Małgorzaty Starosty wiedzą czego się spodziewać po jej książkach i nic więcej nie trzeba pisać.
Natomiast tych, co jeszcze jej nie znają zapewniam, że dostaną towar "prima sort" - książkę napisaną pięknym językiem polskim, soczystym, żywym i barwnym. Jest w niej inteligentny humor, dowcipne dialogi, zabawa słowem i nawiązania do różnych utworów innych twórców. Jest pełna niespodzianek fabuła, a wykreowane postacie są interesujące, wyraziste i rzeczywiste. A jak ktoś lubi, to i będzie miał nad czym porozmyślać.
To czego więcej można chcieć kochając książki dobrze napisane i komedie kryminalne?
#czytamcolubię
No i mamy to! Drugą część historii Lindy i Jeremiego, mocno nietypowej pary przyjaciół.
Jeremi Organek, właściciel mercedesa 280 SL w kolorze tunis beige, 26 sierpnia wybierał się na cykliczny zlot pojazdów zabytkowych w zamku Topacz.
Miał zamiar miło spędzić czas i świetnie się bawić, mimo że Linda Miller, zbzikowana jak i on na punkcie starych...
2024-02-09
W sumie - naprawdę dobra.
Początek, jak dla mnie, taki sobie, ale z czasem akcja nabierała tempa i wciągała, no i świetny pomysł na całą historię.
Fajne, rzeczywiste postacie; w tym jedna po prostu straszna ...
Czytając wkurzalam się, śmialam, były momenty zgrozy i przyjemności.
I żałuję, że nie mam takich przyjaciółek - w niewielkim oddaleniu w przestrzeni i zwariowanych "po mojemu" 😁, choć nie powinnam narzekać, bo przyjaciół mam.
W sumie - naprawdę dobra.
Początek, jak dla mnie, taki sobie, ale z czasem akcja nabierała tempa i wciągała, no i świetny pomysł na całą historię.
Fajne, rzeczywiste postacie; w tym jedna po prostu straszna ...
Czytając wkurzalam się, śmialam, były momenty zgrozy i przyjemności.
I żałuję, że nie mam takich przyjaciółek - w niewielkim oddaleniu w przestrzeni i zwariowanych...
2023-12-10
#czytamcolubię #opinia
Dedykacja:
"Powieść tę dedykuję każdemu, kto uznał, że Widmowy Zagon to wciąż za mało. Dziękuję Wam, bo zmusiliście mnie do wyprawy w Głuchobory, gdzie pewnie z własnej woli już bym nie dotarł."
Wychowałam się na Trylogii Sienkiewicza, książkach pisanych ku pokrzepieniu serc, w czasie gdy Polski na mapach nie było.
Nie wiem, czy wciąż pełnią one tę rolę, ale na pewno nie tylko Trylogia krzepi serca - myślę, że każdy czytający książki ma - lub będzie miał - taką, która dodaje sił, stawia do pionu, budzi chęć do dążenia, by świat był lepszy, dla wszystkich ludzi dobrej woli.
Dla mnie taką książką, obok Trylogii, stały się "Ostrza burzy".
Bardzo lubię książki Marcina Mortki, uwielbiam Drużynę do zadań specjalnych, z przyjemnością czytałam o Rolandzie Wywijasie, emocjonowałam się walką jaką toczył Mads Voorten i jego straceńcy ze Złem, uosobionym przez Tuistan i Smoczycę.
Ucieszyłam się, autor zdecydował się stworzyć jeszcze jeden tom.
Ale nie spodziewałam się, że to będzie aż tak dobra książka - pierwszy raz (!) dalam ocenę 10 gwiazdek - uważam, że jest to najlepsza książka autora i jedna z najlepszych jakie czytałam.
Idealnie dobrane słowa, idealna konstrukcja zdań, idealna zgodność z poprzednimi tomami; czytałam z każdym zdaniem oczarowana coraz bardziej...
Idealna okładka - jak wszystkie pozostale w serii.
A przecież to tylko baśń o nieposkromionym charakterniku, jego szalonych i nieustraszonych kompanach, magach, smokach i wojnie ...
Z tą książką w ręku, a z Trylogią w plecaku mogłabym iść na barykady ...
Marcin Mortka - chapeau bas!
Ja sama akurat na taki pomysł - by domagać się dalszego ciągu - nie wpadłam, a trochę szkoda, bo to był/jest bardzo dobry pomysł.
Tym bardziej cieszę się, że inni to wymyślili, a tobie, @mortka.marcin dziękuję, że uległeś naciskom czytelników i dotarłeś do Głuchoborów ...
#czytamcolubię #opinia
Dedykacja:
"Powieść tę dedykuję każdemu, kto uznał, że Widmowy Zagon to wciąż za mało. Dziękuję Wam, bo zmusiliście mnie do wyprawy w Głuchobory, gdzie pewnie z własnej woli już bym nie dotarł."
Wychowałam się na Trylogii Sienkiewicza, książkach pisanych ku pokrzepieniu serc, w czasie gdy Polski na mapach nie było.
Nie wiem,...
Nowy Kociołek pojawił się znienacka, bez fanfar i odliczania dni do premiery, bez zachwytów jaka to będzie bomba, petarda i cuda-wianki, a tylko po mrukniętej gdzieś tam, kiedyś, zapowiedzi #kociołekwpaździerniku ...
A książka jest wspaniała, z tych nieodkładalnych. Idealnie komponuje się z poprzednimi tomami: ten sam styl okładki i narracji, ci sami bohaterowie, bardzo dynamiczna akcja i wciągająca treść. W moim odczuciu jest tylko jedna zmiana - zrobiło się poważniej.
Złe, mimo wszystko, rośnie w siłę, a dotychczasowe starcia karczmarza i jego niezwyczajnej kompanii z rzezimieszkami wszelkiej maści i butnymi rycerzykami przerodziły się w bardzo poważną walkę o dobre życie dla całej Doliny i bezpieczeństwo WSZYSTKICH jej mieszkańców.
Ponieważ w tomie III rozstaliśmy się z drużyną w momencie gdy Eliah, Gramm, Urgo i Żychłoń ruszyli szukać ukrytych, nie za bardzo wiadomo gdzie, dusz trolli, a Kociołek ze Zwierzakiem mieli czekać na ich powrót w karczmie, tytuł tego tomu sugeruje, że jego treścią jest wracanie poszukiwaczy do Gryfa. No i owszem, wracają, ale nie tak po prostu - Złe zaatakowało Dolinę w sposób jakiego nikt się nie spodziewał i z wielką siłą. Tak wielką, że wszystkie znane Drużynie sposoby ledwo, ledwo wystarczyły by zwyciężyć; a może i przegraliby, gdyby w tym ostatnim starciu zabrakło Sary i wsparcia od ludzi prawdziwie służących Doli.
Aż Kociołek zaczął się zastanawiać, czym to Złe tak naprawdę jest ...
Podziwiam tego karczmarza z tomu na tom coraz bardziej! Życie stawia przed nim coraz więcej zadań, a on, zwykły człowiek, taki chłopek-roztropek, nie poddaje się, walczy jak umie, głową głównie, choć i orężem, a czasem ... zupą grzybową. Początkowo chodzi mu tylko o wyjście cało z opresji i powrót do domu, do żony i dzieci. Ale z czasem, z karczmarza przekształca się w rycerza, (choć bez pasowania i zbroi), broniącego jak lew swego świata i tego wszystkiego, co dla niego ważne. Myślącego o tym, co zostawi po sobie, w jakim świecie będą żyły jego dzieci.
Ale - bez przyjaciół tworzący razem z nim Drużynę do zadań specjalnych zapewne nie przetrwałby tak długo.
"– Oprócz obowiązku jest jeszcze przyjaźń – powiedział Talvinn [Zwierzak] ... – Walczymy razem. Wędrujemy razem. Śmiejemy się razem. To prawdziwi przyjaciele."
Brakuje takich ludzi w dzisiejszych czasach ...
Ludzi szanujących się nawzajem, akceptujących bez zastrzeżeń inność swoją i innych, walczących ze Złem w każdej postaci.
Kolejny raz Team Marcin Mortka - SQN - Piotr Sokołowski (ilustrator) zapewnił nam mnóstwo emocji i przeżyć, takich, co chce się ich jeszcze i jeszcze ...
Na szczęście - ciąg dalszy jest zapowiedziany!
Nowy Kociołek pojawił się znienacka, bez fanfar i odliczania dni do premiery, bez zachwytów jaka to będzie bomba, petarda i cuda-wianki, a tylko po mrukniętej gdzieś tam, kiedyś, zapowiedzi #kociołekwpaździerniku ...
A książka jest wspaniała, z tych nieodkładalnych. Idealnie komponuje się z poprzednimi tomami: ten sam styl okładki i narracji, ci sami bohaterowie, bardzo...
2023-09-09
Baśń, co dzieje się współcześnie, są m. in. telefony komórkowe i laptopy.
Ale jak w każdej baśni jest walka Dobra ze Złem, są magiczne istoty, jest współdziałanie tych, co mają wspólny cel.
Tu celem jest przetrwanie Kaszubów, ich języka i obyczajów - bo one będą dopóki będą ci co mówią "Jo jem Kaszeba".
Pięknie napisana piękna historia, w którą zasluchalam się jak małe dziecko 😁
Baśń, co dzieje się współcześnie, są m. in. telefony komórkowe i laptopy.
Ale jak w każdej baśni jest walka Dobra ze Złem, są magiczne istoty, jest współdziałanie tych, co mają wspólny cel.
Tu celem jest przetrwanie Kaszubów, ich języka i obyczajów - bo one będą dopóki będą ci co mówią "Jo jem Kaszeba".
Pięknie napisana piękna historia, w którą zasluchalam się jak małe...
2023-04-06
"Przerażająco śmieszne!" głosi napis na okładce.
"Błyskotliwa powieść, która rozśmiesza do łez." napisał wydawca.
I to jest ŚWIĘTA PRAWDA - dawno się tak serdecznie nie uśmiałam!
Monika Wawrzyńska ma niezaprzeczalny talent do pisania zwyczajnych tekstów, o zwyczajnych, codziennych sprawach, i nawet tych bardzo poważnych sprawach, w sposób który bawi i wywołuje uśmiech na twarzy, choć zapewne nie u każdego. A jednocześnie nikogo i niczego nie ośmiesza, nie ma w tym drwiny, jest tylko życzliwy uśmiech i wyczucie sytuacji.
I nawet temat tak ważny i poważny jak
śmierć - opisywany przez nią staje się czymś po prostu normalnym, nie śmiesznym, ale i nie aż tak przerażającym.
Powiedziałabym, że zajmuje należne sobie miejsce, jako nieodłączny element naszego świata, wszak życie każdej istoty zaczyna się narodzinami, a kończy śmiercią.
Jednak dla większości ludzi śmierć jest czymś strasznym i wg nich najlepiej udawać, że jej nie ma, trwać w przekonaniu, że będzie się żyło bez końca i oczywiście należy chronić dzieci przed wiedzą o umieraniu.
Błąd. Chowanie głowy w piasek nie pomoże; prędzej czy później wszyscy umrzemy; a wychowywanie dzieci w niewiedzy skutkuje tym, że jako dorośli boją się śmierci, nawet tej ze starości ...
Takiego błędu nie popełniła mama Kocia - nie zwalczała jego fascynacji śmiercią, która zaczęła się na pogrzebie dziadka, gdy chłopiec miał 4 lata. Po prostu jak najprościej, rzeczowo i rzetelnie odpowiadała na jego pytania i tłumaczyła m. in. czemu nie może spać w trumnie.
Dzięki tej pasji Kocio w szkole zyskał przyjaciela na zawsze, zaprzyjaźniły się - też na zawsze - ich mamy i nawet zaczęły ze sobą współpracować, jako że jedna prowadziła zakład pogrzebowy, a druga kwiaciarnię.
Wspólnie z przyjaciółką zajmującą się cateringiem stworzyły świetnie funkcjonującą nieformalną spółkę mogącą obsłużyć praktycznie kazdą imprezę. A prywatnie po prostu się przyjaźniły, na dobre i na złe.
Czy opowieść o życiu nawet tak mało typowych ludzi nie będzie nużąca? A otóż nie! Nie ma tu nawet jednej nudnej strony, przez tekst się płynie, a mimo tego że akcja dzieje się na przestrzeni około 20 lat i są przeskoki w czasie, to w zorientowaniu się kto-co-kiedy nie ma żadnego problemu.
Wiele zalet ma ta książka: humor - dużo i w najlepszym gatunku, fajna i fajnie opowiedziana historia, pokazanie że nie taka śmierć straszna jak ją malują i że "nie ma przypadków, wszystko jest po coś", a przyjaźń i miłość są najważniejsze.
A wracając jeszcze do zachęty z okładki - dla mnie przerażające jest to, że wśród książek określanych jako "komedia" jest stanowczo za mało książek tak komediowych jak ta. I że tak niewiele o tej książce się mówi i pisze, a inne, które są zdecydowanie za nią, jeśli chodzi o ilość i jakość humoru, promuje się na potęgę i na wszelkie sposoby, łącznie z autorytarywnym stwierdzeniem, że to "druga Chmielewska".
No nie! Chmielewska to Chmielewska, autorka niezapomniana i niepowtarzalna; ale podrobić jej się nie da, ewentualnie można mniej lub bardziej udanie sparodiować - dlatego nie ma co szukać tej "drugiej", tylko ludzi, co piszą "po swojemu", ale równie dobrze, ciekawie i z humorem.
"Przerażająco śmieszne!" głosi napis na okładce.
"Błyskotliwa powieść, która rozśmiesza do łez." napisał wydawca.
I to jest ŚWIĘTA PRAWDA - dawno się tak serdecznie nie uśmiałam!
Monika Wawrzyńska ma niezaprzeczalny talent do pisania zwyczajnych tekstów, o zwyczajnych, codziennych sprawach, i nawet tych bardzo poważnych sprawach, w sposób który bawi i wywołuje uśmiech...
2023-05-05
#czytamcolubię
"Kurpie bursztynem stoją".
Naprawdę? Przecież to morze, Bałtyk, wyrzuca bursztyny na brzeg, a na Kurpiach żadnego morza nie ma ...
Teraz nie ma - ale było kiedyś, na olbrzymim obszarze, gdzie malutki skrawek zajmowały obecne Kurpie. W swoim czasie powstał w tymże pradawnym morzu bursztyn, a jeszcze później wody opadły i część terenu stała się stałym lądem, a część w dalszym ciągu jest morzem. I dlatego są bursztyny wyrzucane przez morze na brzeg i są bursztyny wykopywane z ziemi, m. in. na Kurpiach.
I z tymże regionem i bursztynem w tle jest ta książka.
Rozpoczyna ją piękny poetycki wstęp O KURPIOWSKIM SKARBIE, po nim jest nie mniej piękna i poetycka opowieść "Skąd wziął się bursztyn?" A zaraz po nich głos zabiera Małgonia Starosta, pisarka.
Mając pierwszy od 17 lat urlop wyprawiła dziecko na letni obóz na drugi koniec Polski, a że wydawca dostał, czego chciał, to przez tydzień przynajmniej powinien się nie odzywać. Mąż w delegacji, więc pisarka ma święty spokój i telewizor tylko dla siebie!
Pełnia szczęścia, szał ciał i uprzęży!
Ale co tu - jednak - robić?
W telewizji nic ciekawego, książki też mało interesujące, do dziecka miała nie dzwonić, Barbs nie odbiera, a jak już odebrała to poradziła by wytropiła sobie trupa czy coś ...
Pozostawiona sama sobie Małgonia z nudów wysprzątała idealnie mieszkanie, upiekła sernik i spotkała się z Barbs, by namówić ją na wyjazd do skansenu w Nowogrodzie, w którym były 18 lat temu. Przyjaciółka uważa, że nie może i proponuje, by Małgonia pojechała tam razem z mężem, w drugą podróż poślubną ....
Mąż nie od razu, ale w końcu dał się przekonać i wtedy się zaczęło; najpierw on rozciął rękę, tak mocno, że rany trzeba było szyć, a że tego samego dnia ona rozbiła mężowski samochód, to w podróż wyruszyli, bo czemu nie, pociągiem.
Który nagle stanął w polu kukurydzy, bo jakaś przeszkoda znalazła się na torach. Do tego, absolutnie niespodziewanie, stanął przed Małgonią komisarz Bączyński, znany ze sprawy zabójstwa jej teściowej,...
Trudno było nie zauważyć, że coś tu jest mocno nie tak; i że zaczyna się coś, co można uznać za szybszą lub wolniejszą jazdę bez trzymanki ...
Piękna książka! Jak zawsze u Starosty: cudna polszczyzna, świetny styl, mnóstwo emocji i humoru. Mamy też niemało informacji, rzeczywistych, i legendarnych, nie tylko wplecionych w treść, ale też w formie krótkiej notatki na początku każdego rozdziału - o bursztynie i Kurpiach, regionie pięknym, bogatym w tradycje i malowniczym, choć ubogim. Z historią ciekawą i wartą poznania.
Dużą przyjemność sprawiły mi odnośniki do książek innych autorów - wprawdzie Zofia Wilkońska nie jest moją ulubioną bohaterką, ale już Edmund Kociołek tak, to jeden z najulubieńszych!
A nawiązań tych nie brakuje, więc jest dodatkowa rozrywka w ich rozpoznawaniu ...
Droga autorko, dodam już tylko, że ja na pewno chętnie bym poczytała o kucharzu Rondelku i pokochała go, tak jak kocham karczmarza Kociołka, bo dobrych książek, dających czytelnikom radość, takich jak ta, nigdy dość.
DZIĘKUJĘ ❤️
#czytamcolubię
"Kurpie bursztynem stoją".
Naprawdę? Przecież to morze, Bałtyk, wyrzuca bursztyny na brzeg, a na Kurpiach żadnego morza nie ma ...
Teraz nie ma - ale było kiedyś, na olbrzymim obszarze, gdzie malutki skrawek zajmowały obecne Kurpie. W swoim czasie powstał w tymże pradawnym morzu bursztyn, a jeszcze później wody opadły i część terenu stała się stałym...
2023-04-14
Znakomita! Jak i poprzednie.
Dzieje się dużo, mnóstwo emocji - od irytacji i nawet grozę; zagadka goni zagadkę, a zabójca nieodgadniony do końca.
Znakomita! Jak i poprzednie.
Dzieje się dużo, mnóstwo emocji - od irytacji i nawet grozę; zagadka goni zagadkę, a zabójca nieodgadniony do końca.
2022-11-05
Wyjątkowo tragiczny przebieg inscenizacji Dziadów w Babiborze zaburzył ustalony od lat porządek.
Zamiast spokojnie przygotowywać się do Szczodrych Godów trzeba było zniwelować skutki fatalnej nocy i wykryć sprawcę wykrytych wkrótce po niej kolejnych morderstw.
Malwina Maślankiewicz została aresztowana i z tego powodu Szelest szaleje ze szczęścia ...
Najmłodsze stażem obywatelki Babiboru martwią się sprawami wsi, ale i przedłużającym się remontem siedliska ...
Patrycjusz Pieprzyca też przeżywa ciężkie rozterki - nie wierzy w winę Malwiny, ale i nie może, zwłaszcza oficjalnie, zlekceważyć stawianych jej zarzutów ...
I wciąż nie ma nowego proboszcza ...
No nie, to nie są warunki by wieś normalnie funkcjonowała!
Nawet Ksantypa i Rokita, legendarni opiekunowie Babiboru, istoty nie z tego świata, mieszkający w najgłębszej głębi puszczy, poczuli się zaniepokojeni i uznali, że muszą się temu bliżej przyjrzeć, a może i wtrącić, bo nie można pozwolić by Zło zaczęło się panoszyć ...
Takim Złem były sądy kościelnej inkwizycji nad kobietami oskarżonymi o czary. W dzisiejszych czasach wydaje się to niemożliwe, chociaż ... czytając niektóre komentarze w internecie, zwane hejtem, mam nieodparte wrażenie, że w tym temacie natura ludzka, jej gorsza strona, z pewnością się nie zmieniła i wciąż byloby wielu oskarżycieli w procesach o czary ...
Ale Złe to też nietolerancja poglądów innych niż MOJE, zatruwanie środowiska skutkujące uszczerbkiem na zdrowiu istot żyjących, życie w niezgodzie z naturą ...
Długo tak można wyliczać...
Na III część serii "W siedlisku" czekaliśmy długo, bo ponad 14 miesięcy - ale jeśli każda kolejna część będzie lepsza i grubsza od poprzedniej, to warto czekać!
Moim zdaniem jest to najlepsza książka autorki (z dotychczas wydanych). I jest po prostu rewelacyjnie dobra.
Napisana pięknym językiem, z pasją i sercem, pełna emocji, a kazanie proboszcza i opowieść Anny Arciszewskiej to majstersztyki sztuki powieściopisarskiej
Idealnie pasuje do poprzednich tomów, choć jest bardziej kryminałem niż komedią kryminalną. Z humorem oczywiście, w końcu autorką jest Małgorzata Starosta, ale ...
Ale są też fragmenty tekstu przejmujące do szpiku kości, straszne, przesiąknięte grozą. Absolutnie nie komediowe - o prowadzonym przez Inkwizycję procesie czarownic ...
Wspaniała książka - i do śmiechu, i do przerażenia, i do pomyślenia.
Bardzo, bardzo jestem ciekawa co nam autorka zaprezentuje w IV tomie; czy dalej będzie to rollercoaster czy życie w Babiborze popłynie rozlewnym nurtem niczym Narew ...
Wyjątkowo tragiczny przebieg inscenizacji Dziadów w Babiborze zaburzył ustalony od lat porządek.
Zamiast spokojnie przygotowywać się do Szczodrych Godów trzeba było zniwelować skutki fatalnej nocy i wykryć sprawcę wykrytych wkrótce po niej kolejnych morderstw.
Malwina Maślankiewicz została aresztowana i z tego powodu Szelest szaleje ze szczęścia ...
Najmłodsze stażem...
2022-12-23
2022-12-21
2022-12-19
2022-12-16
Małgorzata Starosta, autorka komedii kryminalnych, tą książką sprawiła nielichą niespodziankę swoim fanom - bo jest to książka obyczajowa!
"To miała być komedia. Farsa nawet; dostałam za zadanie obśmianie zakłamania i przy okazji opowiedzenie jakiejś miłej historii z happy endem. Bardzo przepraszam, bo chyba nie wyszło… Niemniej wcale nie żałuję, bo wyszła mi książka o emocjach, a te lubię najbardziej ..."
No owszem, nie do końca tak wyszło ... 😁
Bo ta książka to na pewno, w moim pojęciu, nie jest ani komedią, ani farsą. Jest opowieścią, w której główną rolę grają emocje - pulsują, czasem cichną, czasem wybuchają jak wulkan, ale są, są cały czas, nawet przy odcedzaniu pierogów. I są prawdziwe.
A czy opowiedziana historia jest miła i ma happy end to już zależy od czytelnika, jego rozumienia słów "miła" i "happy end" ...
Oto Dominika - osoba w miarę pewna siebie, zdolna i ambitna. Żyje według swoich zasad, uważa, że świat jest taki, jakim jej się wydaje i że o sobie wie wszystko. Jest nieidealna i rzeczywista, ma swoje kompleksy i traumę z przeszłości. Ma lat 36, aktualnie singielka.
Ma też skarby, które bardzo sobie ceni: kochającą i kochaną babcię oraz Prawdziwą Przyjaciółkę. Niezawodną.
Doprowadzona do ostateczności przez nielubianą szefową, po 12 latach odchodzi z pracy w korporacji, określonej jako Mordor, z hukiem i trzaskiem, dosłownie (drzwi od pokoju) i w przenośni (wymiana pożegnalnych słów z szefostwem).
I nie bardzo wie co dalej, a przede wszystkim - jak zarobić na życie ...
Przyroda nie znosi pustki - skoro zabrakło pochłaniającej czas pracy, to musi pojawić się w to miejsce coś, co zapełni powstałą lukę ...
I już od następnego dnia na głowę Dominiki zaczęły się sypać kolejne niespodziewane niespodzianki, które postawiły na głowie jej dotychczasowe życie i pojęcie o świecie ...
Wciąż nie wiem, czy książka mi się spodobała ... Ani nie zachwyciłam się treścią, że och i ach, ani się nad nią nie spłakałam, choć ze dwa razy łzy mi w oczach stanęły, ani się nie uśmiałam do łez. Ale też nie znudziłam! Doceniłam emocje, empatię i przesłanie w tej książce zawarte. I dużo jej we mnie zostanie.
I ta przepiękna historia o cynamonowych gwiazdach ...
Czy polecam? Tak, zdecydowanie, choć wiem, że nie przypadnie wszystkim do gustu. Bo to nie tylko lektura łatwa i przyjemna, ale, moim zdaniem, wymaga umiejętności spojrzenia w głąb treści. To książka, która delikatnie, mimochodem, bez walenia po głowie, bez dydaktycznego smrodku, przekazuje dużo życiowych mądrości, tych oczywistych i nieoczywistych.
Malutka próbka:
"- Wygląda na to, że wyrobiłaś sobie opinię bez poznania wszystkich niezbędnych faktów, a to droga donikąd, czego skutkiem jest twój niesprawiedliwy osąd.
– A nie wydaje ci się, że trzymanie mnie zdala od prawdy również było niesprawiedliwe?"
"I znów czułam się jak dzieciak, którego za wszelką cenę chce się uchronić przed życiem, zamiast nauczyć go stawiać mu czoła"
"Największym dowodem dojrzałości imądrości jest przyznanie się do własnych ograniczeń."
I ostatni cytat:
"Tak się składa, że tej książki nie należy oceniać po okładce, nomen omen, bo w środku jest dużo dobra."
Wprawdzie w książce słowa te określają pewnego pana, ale też idealnie pasują właśnie do "Cynamonowych gwiazd" - pod okładką (prawdziwie piękną!) zawarte jest dużo dobra.
Małgorzata Starosta, autorka komedii kryminalnych, tą książką sprawiła nielichą niespodziankę swoim fanom - bo jest to książka obyczajowa!
"To miała być komedia. Farsa nawet; dostałam za zadanie obśmianie zakłamania i przy okazji opowiedzenie jakiejś miłej historii z happy endem. Bardzo przepraszam, bo chyba nie wyszło… Niemniej wcale nie żałuję, bo...
2022-11-15
Prawdziwie fantasy! pomieszanie świata nowego ze starym tak mocne, że na początku nie mogłam się połapać o co chodzi. Ale to tylko chwila i już wszystko grało. Poza koncówką - dla mnie to zakończenie rozdziału, a nie całej książki ...
Prawdziwie fantasy! pomieszanie świata nowego ze starym tak mocne, że na początku nie mogłam się połapać o co chodzi. Ale to tylko chwila i już wszystko grało. Poza koncówką - dla mnie to zakończenie rozdziału, a nie całej książki ...
Pokaż mimo to2022-08-13
Nie umiem zakwalifikować tej książki ...
Na pewno jest to dobry i dość oryginalny kryminał, mimo objętości przeczytałam szybko i z zainteresowaniem.
Jak na komedię, nawet czarną, - za dużo tu smutku i tragedii, nawet jeśli jest to tylko wspomnienie z przeszłości ..
Czy polecam? Taaaak .... Ale nie każdemu się spodoba ...
Jeśli autor napisze kolejny kryminał, na pewno po niego sięgnę.
Nie umiem zakwalifikować tej książki ...
Na pewno jest to dobry i dość oryginalny kryminał, mimo objętości przeczytałam szybko i z zainteresowaniem.
Jak na komedię, nawet czarną, - za dużo tu smutku i tragedii, nawet jeśli jest to tylko wspomnienie z przeszłości ..
Czy polecam? Taaaak .... Ale nie każdemu się spodoba ...
Jeśli autor napisze kolejny kryminał, na pewno po...
2022-05-23
#czytamcolubię
Przez minione cztery lata Małgorzata Starosta napisała
18 książek, każdą z nich przeczytałam przynajmniej raz.
Myślę, że wiem całkiem nieźle jak ona mówi i pisze.
A jednak, gdyby dano mi do przeczytania tę powieść wątpię bym odgadła kto jest autorem! A z pewnością nie za pierwszym razem ...
Poważny, nawet bardzo poważny ton całej historii i tylko odrobina humoru nie są cechami charakterystycznymi jej twórczości, której większość stanowią komedie kryminalne. Ale ta książka, kryminał z zagadką "zamkniętego pokoju", udowadnia, że Starosta na poważnie też umie! I to jak!
Co zresztą wcale a wcale mnie nie dziwi ...
W agencji detektywistycznej Jonatana Harpera, zjawia się jego znajoma, Ruth Roseworth, dziennikarka.
Mimo suchej informacji sekretarki agencji iż pan Harper jest niedysponowany, ale wkrótce przybędzie drugi detektyw, dziewczyna uparcie domaga się rozmowy właśnie z "Jonnym" - i osiąga cel.
Wyjaśnia Harperowi, że chce, by zbadał sprawę niedawnej śmierci jej ojca - a konkretnie, by udowodnił, że NIKT z rodziny go nie zabił ...
Lord Thadeus Roseworth, zmarł 23 sierpnia 1959 roku, w dniu przyjęcia z okazji jego 70 urodzin. Ciało odkryto wieczorem, w gabinecie zamkniętym od środka na klucz. I w pierwszej chwili trudno było powiedzieć czy popełniono morderstwo czy to jednak samobójstwo ...
Z ramienia Scotland Yardu śledztwo prowadzi nadinspektor Harper, ojciec Jonatana, który uznaje, że oto ma "od dawna wyczekiwaną szansę udowodnienia ojcu, że detektyw nie musi nosić policyjnego munduru, żeby rozwiązywać zagmatwane sprawy kryminalne."
Prowadzone śledztwo wywołuje coraz więcej pytań odkrywając nieznane fakty i informacje z przeszłości Roseworthów, ale i Jonatana - często zaskakujących i czytelnika, i tych, których dotyczą; rośnie napięcie, sprawa się gmatwa, a atmosferę tajemnicy i niepokoju potęguje ogrom domu, pełnego pokoi, korytarzy, schodów i schowków.
Wszystko jest tak, jak powinno być w klasycznym kryminale, którego sednem jest zagadka, a nie przerażanie czytelnika. I który pięknym językiem opisuje interesującą historię z niezmiernie trudną zagadką.
Tak pisali Agatha Christie i jej współcześni, członkowie Klubu Detektywów, zrzeszającego autorów powieści kryminalnych, a później wzorowało się na nich wielu innych autorów, jak chociażby Joe Alex.
Gdyby ten Klub istniał do dziś, Małgorzata Starosta z pewnością zostałaby do niego przyjęta.
#czytamcolubię
więcej Pokaż mimo toPrzez minione cztery lata Małgorzata Starosta napisała
18 książek, każdą z nich przeczytałam przynajmniej raz.
Myślę, że wiem całkiem nieźle jak ona mówi i pisze.
A jednak, gdyby dano mi do przeczytania tę powieść wątpię bym odgadła kto jest autorem! A z pewnością nie za pierwszym razem ...
Poważny, nawet bardzo poważny ton całej historii i tylko...