-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1190
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2019-11-06
2019-10-03
2019-08-19
2019-06-03
Nie jestem pewna, skąd wynikało moje wcześniejsze przeświadczenie, że twórczość Hoover jest fatalna. Nie przypominam sobie żebym wcześniej czytała którąś z jej książek, niewykluczone więc, że to czyjaś opinia dała początek mojej. Wiem na pewno, że sięgnięcie po Slammed potwierdziło wszystkie te wątpliwości i ostrożne podejście.
Wyszłam z biblioteki z naręczem książek z różnych gatunków, ze sporym wahaniem do kryminałów i fantastyki dorzuciłam ten romans i żałuję, bo Slammed nie wniosło do mojego życia nic poza konsternacją.
Przeczytałam mniej więcej do połowy, mając fałszywą nadzieję, że coś się poprawi, jednak pozostał chaos, naiwność i oderwanie od rzeczywistości.
Rozumiem, że podjęcie się tematu śmierci bliskich, konieczność dorośnięcia wcześniej były takimi fundamentalnymi elementami fabuły, nie można się do tego przyczepić. Ale gdyby nie postać Layken, której rozwydrzenie mogłam jeszcze przeboleć - w końcu lepsza niedojrzałość niż totalna pustka, a co gorsza Will - stanowiący bardziej na szybko zorganizowane tło - dałoby się z tej historii zbudować coś niesamowitego. W końcu Kel ze swoją grą w przestawianie słów stanowił znacznie barwniejszą postać niż główni bohaterowie wspólnie.
Są takie powieści, które mają mocny początek, a słabną mniej więcej w środku. Tutaj jest inaczej. Początek w Slammed sprawił, że nawet nie miałam ochoty przewrócić oczami. Na uwagę zasługiwały dwie pierwsze strony, dalej robiło się coraz gorzej i mniej zrozumiale.
Sytuacja z Layken jest co najmniej dziwaczna. Już na wstępie określa samą siebie dziewczyną odbiegającą od reszty rówieśnic, nie goniącą za wyglądem chłopców (str 15). I co? Ano to, że wystarczy kilka akapitów żeby się przekonać, że bohaterka to totalna ściemniara tłumiąca w sobie agresję. Coś pójdzie nie po jej myśli to pojawia się odruch tupnięcia nóżką i przekonanie, że ma być tak, jak chce albo nic. I w takiej perspektywnie przestaję się krzywić na zachowanie matki Lake.
Jak wspomniałam, bardziej się już chyba nie dało zepsuć postać Willa (a może dało?). Czytałam o bohaterach z naprawdę paskudną reputacją, potwornymi osobowościami. Problem z Willem jest taki, że on w ogóle nie ma żadnej osobowości. Coś tam mówi, jakoś się tam zachowuje, ale w sumie nie widać tutaj specjalnie jakiegoś logicznego początku. Po prostu jest i NATYCHMIASTOWO, oczywiście, że tak - oboje wiedzą z kosmosu, że są sobie pisani, trzymają się za rączki i "bardzo się lubią", czytane jako "kochamcięnadżycieamen".
Zgroza. Slammed jest rozczarowujące i totalnie nie czuję zachwytu reszty.
Dłużej o Slammed na blogu: https://czytelniczo-hae.blogspot.com/2019/06/slammed-colleen-hoover-jak-zepsuc-cos.html
Nie jestem pewna, skąd wynikało moje wcześniejsze przeświadczenie, że twórczość Hoover jest fatalna. Nie przypominam sobie żebym wcześniej czytała którąś z jej książek, niewykluczone więc, że to czyjaś opinia dała początek mojej. Wiem na pewno, że sięgnięcie po Slammed potwierdziło wszystkie te wątpliwości i ostrożne podejście.
Wyszłam z biblioteki z naręczem książek z...
2019-05-06
2019-02-19
2018-12-26
Trafnie ujmę swoje odczucia, jeżeli użyję słowa "wstrząśnięta". Jestem wstrząśnięta po przeczytaniu "Nigdy nie pozwolę ci odejść" Katy Regnery i to nie w tym "dobrym" sensie, niestety. Nie wiem, czy to ja, że nie mogłam wczuć się w tę historię i nadmiernie surowo, czyt. grymaśnie na to patrzę, ale ten cały szloch (na okrągło przez całą książkę), ufam, nie ufam, ufam, a nie, jednak nie, ale chciałabym! (dosłownie przewróciłam oczami), nieustannie tworzony dramat i tempo gorsze od flaków, sprawiły że strasznie się przy niej męczyłam.
Co jest tym zaskakujące, że pierwszy tom pt. "Weteran" był obłędny i jak tylko dorwałam tę część to miałam... No właśnie, może miałam za duże oczekiwania? Whoa. To mi się jeszcze nie zdarzyło.
Postacie według mnie trochę zbyt karykaturalne, jak pojmuję zamysł na fabułę i sądzę, że był to naprawdę dobry pomysł, tak wykonanie pozostawia we mnie niesmak.
Gris jest jedną wielką rozlazłą papką płaczu, której wszelkie motywy zostają sprowadzone do poczucia winy (jednak to też jakoś odstawało przy opisie jej relacji z Jonahem).
Gemma? No błagam. Nie wiem, czy ta bohaterka nawet zasługuje swoją głupotą na antypatię. Do końca miałam nadzieję, że dziecko okaże się dzieckiem innego albo w ogóle będzie kłamstwem i chyba tylko to uratowałoby ją w książce pani Regnery, gdyby stała się zdradliwą, nikczemną kobitą.
Holden był jak niepewny świata szczeniaczek, ta obsesja na punkcie Gris choć z psychiatrycznego punktu widzenia całkiem zrozumiała, tak w połączeniu z wylewem łez Gris wprowadzał mnie w stan permanentnej pustki. Wybuch namiętności pomiędzy nimi był cudaczny, przesłodzony, nudny.
Rzadko przewijam sceny, bo nie uznaję to za pełnoprawne czytanie, jednak przy tym nie mogłam się czasem powstrzymać. Wszystkie uczucia bohaterów wydają się mi strasznie przerysowane, no dobra, płacz Griseldy na pewno jest przerysowany.
Najlepszymi momentami w książce są (niezmiernie przykro mi to stwierdzać, so, nie krzyczcie) Gris w szpitalu wraz ze źródłem tej sytuacji (miałam nadzieję, iż bohaterka dozna jakiejś wewnętrznej przemiany) i Holden rozmawiający z żołnierzem, a potem zaciągający się do wojska. W końcu miło patrzeć, jak ktoś odnajduje się w życiu i ogarnia. Ostatnia, rozwiązanie sprawy rodzeństwa porywcza, Setha i Ruth.
Może reszcie fanów pierwszego tomu "Nigdy nie pozwolę ci odejść" będzie przyjemną lekturą. Nie wiem, jak dla mnie to tylko pokazuje, że autorka jest równie normalnym człowiekiem, co wszyscy i też ma prawo stworzyć dzieło odbierane niejednoznacznie. Tudzież jako gniot, chociaż na pewno zaznajomię się z trzecim tomem, bo kto wie? Bajki o Jasiu i Małgosi nigdy nie lubiłam, ale jest ich jeszcze wystarczająco dużo w puli.
Trafnie ujmę swoje odczucia, jeżeli użyję słowa "wstrząśnięta". Jestem wstrząśnięta po przeczytaniu "Nigdy nie pozwolę ci odejść" Katy Regnery i to nie w tym "dobrym" sensie, niestety. Nie wiem, czy to ja, że nie mogłam wczuć się w tę historię i nadmiernie surowo, czyt. grymaśnie na to patrzę, ale ten cały szloch (na okrągło przez całą książkę), ufam, nie ufam, ufam, a nie,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-10-31
2018-07-29
2018-05-27
Najbardziej przerażająca książka, z jaką dotąd miałam do czynienia. A to nawet nie horror! Dosłownie co dwie-trzy strony rozległa treść na temat Boga; całkowicie zbędny, irytujący zapychacz - dla mnie wygląda to właśnie w ten sposób. Zamysł sam w sobie był naprawdę ciekawy, lecz najwyraźniej brak umiejętności rozwinięcia go w normalny sposób (czytając nie miałam wrażenia, że doświadczam czego boskiego, miłego, refleksyjnego - cokolwiek, a raczej spotkanie trzeciego stopnia z religijnym fanatyzmem. Co mam zrobić? Czy Bóg mi go zesłał? Czy tak chce Bóg?
Wbrew przyjemnemu opisowi z okładki z tyłu, jestem bardzo rozczarowana. Zapowiadało się naprawdę obiecująco, fabuła miała potencjał, ale niestety - autorka po prostą ją zepsuła. Bohaterowie bez charakteru, jedynie Nathaniel minimalnie ratował sytuację.
A co najgorsze, nie wiem jak można się zabierać za edycję jakiejkolwiek książki, jeżeli się tego NIE POTRAFI. (Mam głęboką nadzieję, że to tylko wada mojego egzemplarza, jednak śmiem wątpić, że akurat w tym jednym trafiła się ich cała masa). Wydawnictwo pochwaliło się totalnym brakiem umiejętności, pogratulować - masa podstawowych błędów i takich, które znacznie utrudniają czytanie; literówki, przecinki zamiast kropek, raz zrobimy przypis a raz dajmy wszystko w głównym tekście w nawiasie, a co! Dialogi zachodzące na siebie w taki sposób, że nie sposób odróżnić, kto co mówi. Wyjustowanie tekstu w dziwny sposób, tak jakby chciano ukazać zmianę perspektywy czasowej chociaż nic takiego nie ma i akcja toczy się w tym samym momencie. Okropieństwo. Jak na ilość stron spodziewałam się czegoś więcej, przebiło Marę Dyer pod każdym względem (kto czytał, ten rozumie, przynajmniej nie zawierała błędów).
Najbardziej przerażająca książka, z jaką dotąd miałam do czynienia. A to nawet nie horror! Dosłownie co dwie-trzy strony rozległa treść na temat Boga; całkowicie zbędny, irytujący zapychacz - dla mnie wygląda to właśnie w ten sposób. Zamysł sam w sobie był naprawdę ciekawy, lecz najwyraźniej brak umiejętności rozwinięcia go w normalny sposób (czytając nie miałam wrażenia,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
To jedyna książka przy której wytrwałam do końca trzymając się dogorywającej nadziei, mimo psychicznego męczenia się przez 3/4 tego tasiemca, tylko po to żeby poznać beznadziejny finał. Nie licząc Stucky'ego - po drugi tom sięgnę wyłącznie z jego powodu.
Kava zasłużyła tym tomem na statuetkę królowej kiczu i dramy. Nie zliczę tych wszystkich momentów wepchniętych czytelnikowi na siłę, pozbawionych sensu, absurdalnych i ujmując dobitnie - idiotycznych przedłużaczy książki, która pewnie byłaby znacznie szczuplejsza, ale przynajmniej zachowałaby stosowny poziom thrilleru psychologicznego, a tym zdaje się być tylko z nazwy - zamiast tego dostajemy więcej taniego romansu i pojawiających się na co drugiej stronie jak grzyby po deszczu pseudo filozoficznych rozmyślań, niż zbrodni i przebiegu prowadzonego śledztwa, co zostało po równo spartolone.
Postacie, za wyjątkiem Timmy'ego są denerwujące i głupsze od dętki, ich zachowanie jest tak paskudnie wyrachowane, że karykaturalne i odebrało mi to całą początkowo radość z czytania, ponieważ początek faktycznie jest całkiem niezły i obojętna postawa Maggie wobec podlotów Nicka wzbudziła nie tylko moją sympatię, ale i sporą satyfakcję. Przez kilkadziesiąt stron upatrywałam w Maggie O'Dell silnego charakteru i ogromu talentu specjalistki przy tak skomplikowanych i brutalnych sprawach. Oczywiście, wszystko jest super do momentu, gdy Maggie z niezrozumiałego powodu zaczyna kierować się pochwą, a Nick nadaje temu... ciągłości aż do samiutkiego końca.
Modlę się żebym więcej nie musiała czytać o nim w kolejnych tomach. Facet ma (bodaj, nie pamiętam, czy mi się tylko zdawało i w którym to dokładnie momencie) 36 lat i obejmuje najważniejsze stanowisko w policji jako szeryf, ale zachowuje się jak niewyżyty czternastolatek z czarną dziurą zamiast mózgu i generalnie nikt go nie szanuje, czemu trudno się dziwić, skoro 99,9% czasu koncentruje się na flirtowaniu i sypianiu ze wszystkim, co ma dwie kopie chromosomu X, a sam prezentuje okrągłe 0 kwalifikacji na pełnienie poważnej funkcji. Albo jakiejkolwiek funkcji związanej z organem ścigania.
Drugą osobą w rankingku "najgorszy bohater" jest jego siostra, Christine. Ujmę zwięźle: hiena cmmentarna, sęp do potęgi entnej. Rozumiem, że zawód dziennikarza kieruje się swoimi prawami, ale bez przesady. Ta kobieta wydrze podstępem każdą informację, włącznie z wykorzystaniem do tego zrozpaczonych matek ofiar (zero szacunku) czy wylewając pomyje na własnego brata, nie specjalnie zwracając uwagę na własne dziecko. Miałam ochotę wrzasnąć "Kobieto, opanuj się! Nie widzisz, że mali chłopcy są porywani i mordowani? Dlaczego nie zwracasz uwagi na swojego syna?!" Nie trudno przewidzieć tego, co stanowi dalszą część akcji. Od większej połowy książki sytuacje z jej perspektywy po prostu przebiegałam szybko wzrokiem i przechodziłam dalej, nie mogłam przełknąć jej fałszywości i otoczki "zapracowanej, troskliwej matki".
Ludzie z biura szeryfa nie są wyłącznie leniwi, co błyskotliwie osądza Nick, kiedy W KOŃCU zaczyna korzystać z danej przez Boga szczątkowej inteligencji. Mordowane są dzieci, wszyscy lamentują jaka to straszna tragedia i niemalże umierają ze strachu o swoje pociechy, jednak czy ktokolwiek coś robi? Nie, przecież to takie komiczne nie wypełniać poleceń szeryfa i sabotować śledztwo, a nawet przykładać się do śmierci kolejnego chłopca. Że kolejna ofiara? Co tam, grunt to siedzieć na dupie i odpoczywać - w końcu tym zajmują się wszyscy policjanci, pośmiechując się z Nicka Morrellego. Timmy? E tam, wróżka zębuszka udzieli mu wsparcia. Czytając o tym nawet nie można się roześmiać, bo ma się zbyt dobitną świadomość absurdu przedstawienia tego w ten sposób. Słowo "dzicienność" nawet nie ujmuje cyrku, który tam odprawiali.
Timmy to naprawdę jedyny bohater z całej książki, który jak na dziesięciolatka wzbudza sympatię, współczucie oraz spory podziw. Jest znacznie doroślejszy niż każdy dorosły z Platte City.
Dotyk zła to słaba część, chociaż nie można jej odmówić pewnego polotu i elementów rozbudzających ciekawość w czytelniku. Do plusów mogę zaliczyć również fakt, iż czyta się ją dość szybko. Jeśli by wyrzucić większość "akcji" z co minutę napalonym Nickiem, zadającą głupie pytania Maggie, dodać chociaż jednego naprawdę solidnego stróża prawa i odrobiny empatii w Christine, to książka byłaby naprawdę dobra. Zasługiwałaby na więcej niż marne trzy gwiazdki, fabułę pchały w zasadzie tylko czarne charaktery morderców. Koniec lamentu.
To jedyna książka przy której wytrwałam do końca trzymając się dogorywającej nadziei, mimo psychicznego męczenia się przez 3/4 tego tasiemca, tylko po to żeby poznać beznadziejny finał. Nie licząc Stucky'ego - po drugi tom sięgnę wyłącznie z jego powodu.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKava zasłużyła tym tomem na statuetkę królowej kiczu i dramy. Nie zliczę tych wszystkich momentów wepchniętych...