-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński5
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać358
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
Biblioteczka
2019-12-20
2019-11-21
2019-11-06
2019-10-31
2019-10
2019-10
2019-10-21
2019-10-11
2019-10-11
2019-10-02
2019-09-04
2019-08-28
2019-08-30
2019-08-25
2019-08-19
To jedyna książka przy której wytrwałam do końca trzymając się dogorywającej nadziei, mimo psychicznego męczenia się przez 3/4 tego tasiemca, tylko po to żeby poznać beznadziejny finał. Nie licząc Stucky'ego - po drugi tom sięgnę wyłącznie z jego powodu.
Kava zasłużyła tym tomem na statuetkę królowej kiczu i dramy. Nie zliczę tych wszystkich momentów wepchniętych czytelnikowi na siłę, pozbawionych sensu, absurdalnych i ujmując dobitnie - idiotycznych przedłużaczy książki, która pewnie byłaby znacznie szczuplejsza, ale przynajmniej zachowałaby stosowny poziom thrilleru psychologicznego, a tym zdaje się być tylko z nazwy - zamiast tego dostajemy więcej taniego romansu i pojawiających się na co drugiej stronie jak grzyby po deszczu pseudo filozoficznych rozmyślań, niż zbrodni i przebiegu prowadzonego śledztwa, co zostało po równo spartolone.
Postacie, za wyjątkiem Timmy'ego są denerwujące i głupsze od dętki, ich zachowanie jest tak paskudnie wyrachowane, że karykaturalne i odebrało mi to całą początkowo radość z czytania, ponieważ początek faktycznie jest całkiem niezły i obojętna postawa Maggie wobec podlotów Nicka wzbudziła nie tylko moją sympatię, ale i sporą satyfakcję. Przez kilkadziesiąt stron upatrywałam w Maggie O'Dell silnego charakteru i ogromu talentu specjalistki przy tak skomplikowanych i brutalnych sprawach. Oczywiście, wszystko jest super do momentu, gdy Maggie z niezrozumiałego powodu zaczyna kierować się pochwą, a Nick nadaje temu... ciągłości aż do samiutkiego końca.
Modlę się żebym więcej nie musiała czytać o nim w kolejnych tomach. Facet ma (bodaj, nie pamiętam, czy mi się tylko zdawało i w którym to dokładnie momencie) 36 lat i obejmuje najważniejsze stanowisko w policji jako szeryf, ale zachowuje się jak niewyżyty czternastolatek z czarną dziurą zamiast mózgu i generalnie nikt go nie szanuje, czemu trudno się dziwić, skoro 99,9% czasu koncentruje się na flirtowaniu i sypianiu ze wszystkim, co ma dwie kopie chromosomu X, a sam prezentuje okrągłe 0 kwalifikacji na pełnienie poważnej funkcji. Albo jakiejkolwiek funkcji związanej z organem ścigania.
Drugą osobą w rankingku "najgorszy bohater" jest jego siostra, Christine. Ujmę zwięźle: hiena cmmentarna, sęp do potęgi entnej. Rozumiem, że zawód dziennikarza kieruje się swoimi prawami, ale bez przesady. Ta kobieta wydrze podstępem każdą informację, włącznie z wykorzystaniem do tego zrozpaczonych matek ofiar (zero szacunku) czy wylewając pomyje na własnego brata, nie specjalnie zwracając uwagę na własne dziecko. Miałam ochotę wrzasnąć "Kobieto, opanuj się! Nie widzisz, że mali chłopcy są porywani i mordowani? Dlaczego nie zwracasz uwagi na swojego syna?!" Nie trudno przewidzieć tego, co stanowi dalszą część akcji. Od większej połowy książki sytuacje z jej perspektywy po prostu przebiegałam szybko wzrokiem i przechodziłam dalej, nie mogłam przełknąć jej fałszywości i otoczki "zapracowanej, troskliwej matki".
Ludzie z biura szeryfa nie są wyłącznie leniwi, co błyskotliwie osądza Nick, kiedy W KOŃCU zaczyna korzystać z danej przez Boga szczątkowej inteligencji. Mordowane są dzieci, wszyscy lamentują jaka to straszna tragedia i niemalże umierają ze strachu o swoje pociechy, jednak czy ktokolwiek coś robi? Nie, przecież to takie komiczne nie wypełniać poleceń szeryfa i sabotować śledztwo, a nawet przykładać się do śmierci kolejnego chłopca. Że kolejna ofiara? Co tam, grunt to siedzieć na dupie i odpoczywać - w końcu tym zajmują się wszyscy policjanci, pośmiechując się z Nicka Morrellego. Timmy? E tam, wróżka zębuszka udzieli mu wsparcia. Czytając o tym nawet nie można się roześmiać, bo ma się zbyt dobitną świadomość absurdu przedstawienia tego w ten sposób. Słowo "dzicienność" nawet nie ujmuje cyrku, który tam odprawiali.
Timmy to naprawdę jedyny bohater z całej książki, który jak na dziesięciolatka wzbudza sympatię, współczucie oraz spory podziw. Jest znacznie doroślejszy niż każdy dorosły z Platte City.
Dotyk zła to słaba część, chociaż nie można jej odmówić pewnego polotu i elementów rozbudzających ciekawość w czytelniku. Do plusów mogę zaliczyć również fakt, iż czyta się ją dość szybko. Jeśli by wyrzucić większość "akcji" z co minutę napalonym Nickiem, zadającą głupie pytania Maggie, dodać chociaż jednego naprawdę solidnego stróża prawa i odrobiny empatii w Christine, to książka byłaby naprawdę dobra. Zasługiwałaby na więcej niż marne trzy gwiazdki, fabułę pchały w zasadzie tylko czarne charaktery morderców. Koniec lamentu.
To jedyna książka przy której wytrwałam do końca trzymając się dogorywającej nadziei, mimo psychicznego męczenia się przez 3/4 tego tasiemca, tylko po to żeby poznać beznadziejny finał. Nie licząc Stucky'ego - po drugi tom sięgnę wyłącznie z jego powodu.
Kava zasłużyła tym tomem na statuetkę królowej kiczu i dramy. Nie zliczę tych wszystkich momentów wepchniętych...
2019-06-16
2019-06-19
2019-06-03
Nie jestem pewna, skąd wynikało moje wcześniejsze przeświadczenie, że twórczość Hoover jest fatalna. Nie przypominam sobie żebym wcześniej czytała którąś z jej książek, niewykluczone więc, że to czyjaś opinia dała początek mojej. Wiem na pewno, że sięgnięcie po Slammed potwierdziło wszystkie te wątpliwości i ostrożne podejście.
Wyszłam z biblioteki z naręczem książek z różnych gatunków, ze sporym wahaniem do kryminałów i fantastyki dorzuciłam ten romans i żałuję, bo Slammed nie wniosło do mojego życia nic poza konsternacją.
Przeczytałam mniej więcej do połowy, mając fałszywą nadzieję, że coś się poprawi, jednak pozostał chaos, naiwność i oderwanie od rzeczywistości.
Rozumiem, że podjęcie się tematu śmierci bliskich, konieczność dorośnięcia wcześniej były takimi fundamentalnymi elementami fabuły, nie można się do tego przyczepić. Ale gdyby nie postać Layken, której rozwydrzenie mogłam jeszcze przeboleć - w końcu lepsza niedojrzałość niż totalna pustka, a co gorsza Will - stanowiący bardziej na szybko zorganizowane tło - dałoby się z tej historii zbudować coś niesamowitego. W końcu Kel ze swoją grą w przestawianie słów stanowił znacznie barwniejszą postać niż główni bohaterowie wspólnie.
Są takie powieści, które mają mocny początek, a słabną mniej więcej w środku. Tutaj jest inaczej. Początek w Slammed sprawił, że nawet nie miałam ochoty przewrócić oczami. Na uwagę zasługiwały dwie pierwsze strony, dalej robiło się coraz gorzej i mniej zrozumiale.
Sytuacja z Layken jest co najmniej dziwaczna. Już na wstępie określa samą siebie dziewczyną odbiegającą od reszty rówieśnic, nie goniącą za wyglądem chłopców (str 15). I co? Ano to, że wystarczy kilka akapitów żeby się przekonać, że bohaterka to totalna ściemniara tłumiąca w sobie agresję. Coś pójdzie nie po jej myśli to pojawia się odruch tupnięcia nóżką i przekonanie, że ma być tak, jak chce albo nic. I w takiej perspektywnie przestaję się krzywić na zachowanie matki Lake.
Jak wspomniałam, bardziej się już chyba nie dało zepsuć postać Willa (a może dało?). Czytałam o bohaterach z naprawdę paskudną reputacją, potwornymi osobowościami. Problem z Willem jest taki, że on w ogóle nie ma żadnej osobowości. Coś tam mówi, jakoś się tam zachowuje, ale w sumie nie widać tutaj specjalnie jakiegoś logicznego początku. Po prostu jest i NATYCHMIASTOWO, oczywiście, że tak - oboje wiedzą z kosmosu, że są sobie pisani, trzymają się za rączki i "bardzo się lubią", czytane jako "kochamcięnadżycieamen".
Zgroza. Slammed jest rozczarowujące i totalnie nie czuję zachwytu reszty.
Dłużej o Slammed na blogu: https://czytelniczo-hae.blogspot.com/2019/06/slammed-colleen-hoover-jak-zepsuc-cos.html
Nie jestem pewna, skąd wynikało moje wcześniejsze przeświadczenie, że twórczość Hoover jest fatalna. Nie przypominam sobie żebym wcześniej czytała którąś z jej książek, niewykluczone więc, że to czyjaś opinia dała początek mojej. Wiem na pewno, że sięgnięcie po Slammed potwierdziło wszystkie te wątpliwości i ostrożne podejście.
Wyszłam z biblioteki z naręczem książek z...
Książka nie jest zła, chociaż z "Chłopaków" raczej nie uplasowałabym ją na pierwszym miejscu, a pamiętam, że "Chłopak na zastępstwo" całkiem mi się podobał. Tę poleciłabym każdej dziewczynie wchodzącej w wiek nastoletni - ma to wtedy jeszcze sens, dla starszych niekoniecznie.
Tutaj największą zaletą jest humor Caymen i jej nastawienie do życia mniej więcej do 3/4 treści, potem akcja zaczyna lecieć na łeb na szyję. Fakt, czyta się błyskawicznie i dość przyjemnie, ale jednak pozostawiło mnie to z przykrym wrażeniem - szczególnie będąc bliżej końca, że autorka już chciała skończyć, odhaczyć pomysł - romans napisany? No to bye, bye. Na szybkości, w zasadzie dokonując bezwzględnego mordu na najciekawszym wątku z rodziną od strony ojca Kajmaka natychmiast po tym jak nieśmiało wykiełkował. Dodatkowo na pożałowanie zasługują sytuacje z wyjściami Caymen ze sklepu grozy do rzeczywistości, bo niby były, a jednak dominuje wrażenie typu: ktoś otworzył drzwi, wychylił głowę i błyskawicznie ją cofnął, trzaskając za sobą. Coś tam mignęło, koniec. Ostatecznie zrobiło się naiwnie, do porzygu nastolatkowo (po wieki będę ze skrzywieniem wspominać moment z "pojedynczą łzą" i całą resztę szlochów wziętych z kosmosu) i płasko.
Postać Alexandra uwalona, jedyny interesujący moment z nim w roli głównej to ten na cmentarzu, element zaskoczenia miał swój urok. Poza tym osobowościowy przeciętniak, pasuje równiż "przesłodzony". Nie czytałam Zmierzchu, ale wyobrażam sobie, że Alexander to taki normalniejszy Edward. Rycerskość pierwsza klasa, ale nie tego po nim oczekiwałam.
Do miłych akcentów mogę zaliczyć Ropuchy z Henrym na czele, sympatyczny typ, nawet dostajemy jego obszerniejszy opis wyglądu w gratisie, czego nie można powiedzieć w związku z Alexem (albo ja pominęłam czy też te rzucane mimochodem ogólniki przez całość powieści uznałam za niewystarczające).
Książka nie jest zła, chociaż z "Chłopaków" raczej nie uplasowałabym ją na pierwszym miejscu, a pamiętam, że "Chłopak na zastępstwo" całkiem mi się podobał. Tę poleciłabym każdej dziewczynie wchodzącej w wiek nastoletni - ma to wtedy jeszcze sens, dla starszych niekoniecznie.
więcej Pokaż mimo toTutaj największą zaletą jest humor Caymen i jej nastawienie do życia mniej więcej do 3/4 treści,...