-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2014-10-01
2015-06-08
Weronika jest polską studentką, która wyjechała na wymianę do Holandii. Dla młodej, nieśmiałej dziewczyny to była nie lada okazja, bo tam wreszcie miała okazję zerwać toksyczną więź ze swoją matką, która wychowywała ją samotnie i traktowała jak najkruchsze stworzenie na świecie. Kilkaset kilometrów od domu Weronika odważyła się w końcu odetchnąć pełną piersią i tak po prostu się zabawić, korzystając z uroków tego, że ma dwadzieścia kilka lat i czas na popełnianie błędów.
Pewnego pięknego majowego wieczora dziewczyna wracała sama do swojego wynajmowanego mieszkania; nie chciała, żeby Maarten, jej chłopak, ją odprowadzał, bo bała mu się przyznać do tego, że przeraża ją wizja niedługiego powrotu do domu. Nie zwróciła uwagi na auto parkujące za nią i na wysiadającego z niego mężczyznę, aż do czasu kiedy ten brutalnie przyciągnął ją do siebie i zatkał jej usta. Wtedy zaczął się jej koszmar.
Weronika została przetransportowana do domu Luka Stanforda, młodego mężczyzny, który zarabiał na życie przez pomaganie handlarzom ludźmi pilnowaniem nielegalnych interesów. Przez niezwykły zbieg okoliczności był zmuszony więzić w swojej sypialni przerażoną dziewczynę dłużej niż zwyczajowe dwa dni, po których „szef” zazwyczaj zabierał je do jednego ze swoich nielegalnych burdeli.
Na początku Luke pałał do dziewczyny niechęcią i obrzydzeniem, ale z dnia na dzień między nimi zaczęło tworzyć się coś na kształt koalicji, by w końcu przeobrazić się w uczucie, którego ja osobiście nie mogę sobie wyobrazić. Nie jestem w stanie pojąć jak kobieta może poczuć cokolwiek (poza nienawiścią) do mężczyzny, który więzi ją wbrew jej woli i który pańskim gestem pozwala jej skorzystać dwa razy w ciągu dnia z łazienki. I kupuje jej kanapki w supermarkecie, za co ona jest mu ogromnie wdzięczna. Punktem kulminacyjnym mojego niedowierzania był moment, kiedy on zrobił jej kawę a ona o mało się nie popłakała ze wzruszenia.
„Czuły punkt” wspaniale pokazuje, że nie sposób jest odgadnąć w jaki sposób rodzą się w ludziach uczucia. Bo chyba każdy z nas, czytając tą książkę we własnym domu, z własnym kubkiem kawy w ręce zdziwiłby się jak przetrzymywana dziewczyna może zakochać się w swoim oprawcy? Tyle tylko, że pewnie inaczej wygląda to z naszej perspektywy a nikt z nas nie wie – i lepiej, żebyśmy się tego nie dowiedzieli – jak zareagowalibyśmy na miejscu Weroniki.
Spodziewałam się zimnokrwistego thrillera a dostałam zamiast niego książkę opisującą przypadek syndromu sztokholmskiego, co wcale nie oznacza, że lektura mi się nie podobała. Dominika van Eijkelenborg świetnie opisała dwójkę głównych bohaterów, jej język jest bardzo plastyczny i barwny a w dodatku stworzyła niesztampową historię, z jaką się jeszcze na rynku wydawniczym nie spotkałam.
Mimo kilku niedociągnięć, jest to pozycja, po którą warto sięgnąć, żeby zrozumieć, że pewne sprawy pozostaną niezrozumiałe na zawsze. Szczególnie jeśli chodzi o miłość.
Weronika jest polską studentką, która wyjechała na wymianę do Holandii. Dla młodej, nieśmiałej dziewczyny to była nie lada okazja, bo tam wreszcie miała okazję zerwać toksyczną więź ze swoją matką, która wychowywała ją samotnie i traktowała jak najkruchsze stworzenie na świecie. Kilkaset kilometrów od domu Weronika odważyła się w końcu odetchnąć pełną piersią i tak po...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-07-08
Upalne lato sprzyja błogiemu lenistwu na wygodnym leżaku, ochładzanemu zimną lemoniadą. Z takim zestawem najlepiej komponuje się lekka, dobra obyczajowa książka, która nie wymaga od czytelnika większego wysiłku umysłowego, bo powiedzmy sobie szczerze – kto ma na to ochotę kiedy z nieba leje się taki skwar?
Dlatego dbając o wasze przegrzane neurony proponuję wam dzisiaj coś lekkiego i przyjemnego - „Kochanka z Malty” autorstwa Melissy Moretti.
Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie Rzym w środku lata. Pośród wspaniałych starożytnych ruin, które pamiętają czasy walk gladiatorów i dźwięk ostrzy miecza; pośród wąskich uliczek, po których w latach sześćdziesiątych śmigały motocykle z zakochanymi; pośród zapachu prawdziwej włoskiej pizzy i pośród gwaru rozmów i śmiechów żyje pewna rodzina, o której wam dzisiaj opowiem.
Rodzina Agostinich, bogata i wpływowa, poszukuje nowej osoby na stanowisko szofera. Seniorka rodu, Luciana, posiadająca sześćset par butów i wredny charakterek, decyduje się na młodego przystojnego kandydata z Malty, który od razu wpadł w oko córkom szanownej pani Agostini i jednej z jej pokojówek, Annie. Paul, bo tak ma na imię ten niewiarygodnie wprost (jak wynika z zainteresowania jego osobą) przystojny mężczyzna, dość zaskoczony pospolitym ruszeniem jakie wywołał w siedzibie rodu musi lawirować pomiędzy kobietami, które chcą zaciągnąć go do łóżka. Najbardziej zaangażowana w poznawanie (w sensie biblijnym) Paula jest prawie czterdziestoletnia Roberta, córka Luciany, matka nastoletniej dziewczynki, która po dwóch rozwodach jest gotowa na trzeci, pełen namiętności związek. Jej próby poderwania szofera są tak zabawne i tak kompromitujące, że mi samej było wstyd za Robertę.
Całkiem odmienną postawę przyjęła Anna, nieśmiała, młoda pokojówka pochodząca ze Szwajcarii. Była cicha, wycofana i tylko czasami zamieniła z Paulem kilka zdań, wspominając od razu zazwyczaj o rodzicach, którzy marzą o wnuku bądź o rozwiązłości panien Agostinich. Jednym słowem – miała dziewczyna metodę nietypową na zdobycie miłości, ale jednak jakąś miała. I nie polegała na zaciągnięciu go do łóżka, co już na starcie wyróżniało ją od Roberty czy jej młodszej ekologicznej siostry.
Zdaje się, że jedynym członkiem szacownej rodziny, który nie chciał połączyć się z szoferem w miłosnym uścisku był jedyny syn Luciany i jej nieżyjącego męża (i ciotecznego brata w drugim stopniu zarazem) – Raffaele, zadufany w sobie prawnik, któremu z czasem odbije się czkawką jego egoizm i pewność siebie.
Jeśli w tym momencie myślicie, że „Kochanek z Malty” niczym nie zaskakuje, to nie macie racji. Bo jest szkopuł a nawet i dwa, o którym nie wspomniałam a który z całej tej komedii tworzy lekko dramatyczną sytuację i przez który zaczynamy żałować tych, których z początku nie lubiliśmy. Jednak żeby zrozumieć o co chodzi musicie sami przeczytać książkę (lub przekupić mnie zimną lemoniadą.)
Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że jest to typowa książka na lato; miła, przyjemna, miejscami zabawna, mająca sensowną fabułę. Wprawdzie dzieło pani Moretti nie przyczyni się do zniknięcia problemu głodu na świecie ani nie uzdrowi gospodarki Unii Europejskiej, ale pomoże wam spędzić miłe i sympatyczne wakacje, gdziekolwiek je zaplanowaliście. Lekkie pióro Włoszki i jej urok, który widać w napisanej przez nią książce sprawi, że wasze przegrzane i wymęczone neurony się zrelaksują i odpoczną od codzienności.
Poza tym moje miłe – na romans z maltańczykiem (i nie chodzi mi tutaj o te cudowne czworonogi) raczej żadna z nas nie ma co liczyć, więc poromansujmy przynajmniej z książką.
Upalne lato sprzyja błogiemu lenistwu na wygodnym leżaku, ochładzanemu zimną lemoniadą. Z takim zestawem najlepiej komponuje się lekka, dobra obyczajowa książka, która nie wymaga od czytelnika większego wysiłku umysłowego, bo powiedzmy sobie szczerze – kto ma na to ochotę kiedy z nieba leje się taki skwar?
Dlatego dbając o wasze przegrzane neurony proponuję wam dzisiaj...
2014-08-14
Brzozów. Jesień. Justyna Skotnicka powraca do swojego rodzinnego miasta, by zająć się synami siostry, która wyjeżdża z mężem do Niemiec, by zarobić na spłatę kredytu. Główna bohaterka zostawia za sobą w Krakowie dobrą pracę, znajomych i samodzielne życie. Powracając do miasteczka zgadza się objąć stanowisko kustosza w muzeum hrabiny Doenhoff i uporządkować dokumenty i pamiątki, które od lat się tam kurzyły, zapomniane przez mieszkańców.
Justyna szybko przekonuje się, że wychowywać prawie dorosłego faceta i rezolutnego pierwszoklasistę nie jest łatwo. Nie jest też łatwo być córką burmistrzowej, szczególnie takiej, która budzi niemałe kontrowersje w Brzozowie.
Przez przypadek Justyna odkrywa dzieło samego Witkacego w ‚swoim’ muzeum, co wywołuje nie lada sensację. Zagłębia się w dzieje losów rodziny historycznych Kossaków, ich powiązań z Witkacym oraz z historią rodziny hrabiny Doenhoff. Trafia też na trop kryminalnej zagadki, która skrywa nie lada tajemnice…
I tym razem nie będzie fajerwerków.
Joanna Jurgała- Jureczka jest raczej autorką książek biograficznych, takich jak: ‚Historie zwyczaje i nadzwyczajne, czyli znani literaci na Śląsku Cieszyńskim’, ‚Zofii Kossak dom utracony i odnaleziony’, ‚Dzieło jej życia. Opowieść o Zofii Kossak’.
Jako, że ‚Tajemnice prowincji’ to książka obyczajowa, oczekiwałam, że pani Joanna będzie ją w takim nurcie pisać. Niestety, rozczarowała się – nudno, mdło i więcej w tej powieści Kossaków, niż głównej bohaterki. A co najmniej mi się podobało -
kojarzycie te zakończenia rozdziałów, które są zabawne, wzruszające bądź niepokojące? Które budują napięcie i zachęcają do przewrócenia kartki? Cóż, tutaj te zakończenia rozdziałów, czy dłuższych partii tekstu były nijakie. Obnosiłam niekiedy wrażanie, że autorka stara się być na siłę zabawna, ale niestety jej to nie wychodzi.
Chociaż – na to uwagę muszę zwrócić – były w powieści i dobre momenty, które wywołały na moich ustach lekki uśmieszek:
‚- Przepraszam, że przeszkadzam… Przyszedł ksiądz proboszcz…
Prałat, dziecko, prałat – uzupełnił czym prędzej.
Przepraszam – poprawiła się – przyszedł ksiądz proboszcz prałat!’
Oczywiście, warto wziąć pod uwagę to, że pani Joanna specjalizuje się w książkach innego rodzaju i trzeba jej przyznać, że o Śląsku Cieszyńskim i rodzinie Kossaków ma wiedzę przeogromną i ją wykorzystywała w ‚Tajemnicach prowincji’ nie raz i nie dwa. Jednak sięgając po tą książkę miałam inne oczekiwania i ich nie zaspokoiłam.
Polecam tym, którzy interesują się tematyką zainteresowań pani Joanny a takich osób na pewno jest sporo. Natomiast tym, których nie interesuje zbytnio Brzozów, Śląsk i Kossakowie (z Witkacym na dokładkę) polecam sięgnąć po jakąś inną lekturę.
Brzozów. Jesień. Justyna Skotnicka powraca do swojego rodzinnego miasta, by zająć się synami siostry, która wyjeżdża z mężem do Niemiec, by zarobić na spłatę kredytu. Główna bohaterka zostawia za sobą w Krakowie dobrą pracę, znajomych i samodzielne życie. Powracając do miasteczka zgadza się objąć stanowisko kustosza w muzeum hrabiny Doenhoff i uporządkować dokumenty i...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-04-01
2014-04-16
Najwięksi pisarze thrillerów i kryminałów współczesnego świata spotykają się w zamku w Szkocji, by wziąć udział w Tygodniu Tajemnic, podczas którego będą próbowali odnaleźć spośród swojego grona mordercę. Oczywiście jest to zabawa, by zdobyć pieniądze na cele charytatywne. Jednakże w tym samym miejscu trzy lata wcześniej w tajemniczych okolicznościach zginęła tam żona gospodarza, Cassandra. Była to kobieta złośliwa i wulgarna, dlatego też jej śmierć dla wielu osób była wybawieniem.
Jon, zapraszając do swojego zamku przyjaciół, nie wie, że wśród nich czai się morderca, który rozpoczyna własną zabawę.
Wśród uczestników zabawy jest:
Jon Stuart – gospodarz Tygodnia Tajemnic, właściciel zamku w Szkocji. Twórca książek przygodowych i kryminałów. Służył w Gwardii Narodowej i brał udział w akcji Pustynna Burza. Po niejasnej śmierci żony odciął się od mediów i zamieszkał na stałe w Szkocji.
Sabrina Holloway – autorku wiktoriańskich thrillerów. Kobieta młoda, urocza i krytyczna wobec siebie. Była żona Bretta i kochanka Jona. Może uchodzić za główną kobiecą postać książki.
Brett McGraff – były mąż Sabriny, amant i notoryczny podrywacz. Pewny siebie, czarujący i niemający wstydu autor thrillerów, którego książka znalazła się na drugim miejscu listy New York Times. Zabiega o Sabrine, chce by znowu byli małżeństwem i zrobili na tym interes. Lubi, gdy kobiety są zdane na jego łaskę.
Susan Sharp – krytyk literacki. Napisała dwie książki, które sprzedały się dzięki temu, iż wzorowała stworzone postaci na swoich sławnych znajomych. Hałaśliwa, złośliwa i sarkastyczna. Twierdziła, że Cassandrę (której nienawidziła) zabił Jon.
Dianne Dorsey – dwudziestodwuletnia autorka popularnych horrorów. Opublikowała już cztery książki, z których każda odniosła wielki sukces. Wydaje się, że osiąga wszystko bez najmniejszego nawet wysiłku. Stylizuje się na gotkę.
V.J. Newfield – około sześćdziesięcioletnia kobieta. Autorka mrocznych i przerażających książek psychologicznych. Sympatyczna, pomocna i współczująca. Bardzo lubi Sabrinę i broni ją przed zalotami Bretta. Coś łączy ją z Tomem Heartem.
Anna Lee Zane – jej powieści opierają się na autentycznych zbrodniach. Kobieta dobiegająca do czterdziestki, biseksualna.
Thayer Newby – były policjant z dwudziestoletnim stażem. Sympatyczny i interesujący.
Reggie Hampton – kobieta w podeszłym wieku. Napisała serię książek o babci, która rozwiązywała zagadki kryminalne z pomocą kota. Szczera, otwarta, inteligentna, z poczuciem humoru.
Tom Heart – autor najbardziej przerażających horrorów, które ukazywały się na rynku. Przystojny mężczyzna o szlachetnym wyglądzie. Zabiega o V.J. Newfield, obecnie znajduje się w separacji z żoną.
Joe Johnston – autor serii książek o prywatnym detektywie bez grosza przy duszy. Plotkarz, ale równocześnie bardzo inteligentny i czarujący.
Josh Valine – artysta, który stworzył wystawę makabrycznych figur woskowych wzorowanych na obecnych w zamku gościach. Bliski przyjaciel Jona, dzięki któremu zasłynął w show-biznesie.
Camy Clark – asystentka Jona. Ona i Josh przygotowywali zabawę i decydowali kto jaką rolę odegra. To także oni wysyłali graczom poszczególne wskazówki.
Najtrudniejsze w tej książce jest kłębowisko postaci, ale sądzę, że dzięki mojej rozpisce, szybko przyswoicie sobie poszczególne postacie. „Mordercza gra” skupia się nie tylko na morderstwach, ale także na relacjach między wszystkimi obecnymi tam postaciami. Pokazuje też, że osoby, które tworzą papierowe morderstwa, nie potrafią odnaleźć wśród siebie prawdziwego zabójcy a wszystkie poszlaki są dla nich niewidoczne.
Męczące w książce jest zdecydowanie to, że co kilkanaście stron pojawia się sytuacja, w której mamy potencjalną ofiarę, bądź to z poderżniętym gardłem, bądź z raną na głowie i … okazuje się, że tym osobom kompletnie nic się nie stało. Zapewne autorka chciała w ten sposób zbudować napięcie, jednak wyszedł z tego jedynie drażniący czytelnika zabieg.
Autorka bezsprzecznie skorzystała z pomysłu Agathy Christie, która podobny motyw wykorzystała w książce „I nie było już nikogo”. Tyle tylko, że u Christie pomysł ten był doskonale wykorzystany i czuło się napięcie do ostatniej strony. Tutaj, niestety, napięcia nie ma a jest jedynie irytująca, przedłużająca się fabuła, która nie wnosi niczego ciekawego.
Heather Graham tym razem nie podołała. Jeśli lubicie jej styl, to polecam. Jednak jeśli lubicie dobre kryminały, to radzę rozejrzeć się za czymś innym.
Najwięksi pisarze thrillerów i kryminałów współczesnego świata spotykają się w zamku w Szkocji, by wziąć udział w Tygodniu Tajemnic, podczas którego będą próbowali odnaleźć spośród swojego grona mordercę. Oczywiście jest to zabawa, by zdobyć pieniądze na cele charytatywne. Jednakże w tym samym miejscu trzy lata wcześniej w tajemniczych okolicznościach zginęła tam żona...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zazwyczaj historie miłosne opowiadane są przez kobiety. Jednak gdy taką historię opowie mężczyzna, nabiera ona całkiem nowego znaczenia, staje się głębsza i bardziej intrygująca.
Teo mieszka w Warszawie i prowadzi firmę, którą założył w wieku 19 lat. Całe swoje dotychczasowe życie poświęcił karierze, nie planując życia prywatnego i przyszłości. Był w „związku” z Aleksandrą, która podobnie jak on, postawiła pracę na piedestale swoich wartości. Ich relacja polegała na wspólnych wyjściach na bankiety i na sypianiu razem. Brakowało tam relacji emocjonalnej, więc Teo nie czuł się ani trochę winny, gdy w czasie podróży do Indii poznał Amirę i zakochał się w niej. Zraniona Aleksandra z powodzeniem psuje reputację Teo i jego firmy, która szybko bankrutuje. Główny bohater postanawia wrócić do Indii i oświadczyć się Amirze. Niestety, jej ojciec, kiedy dowiedział się, że jego córka zadaje się z europejczykiem, czym prędzej wydał ją za mąż za innego.
W liceum omawialiśmy „Cierpienia młodego Wertera”, mężczyzny, który popełnił samobójstwo z powodu nieszczęśliwej miłości. Lektura książki „Otwórz oczy, zaraz świt” jest jak dla mnie współczesną opowieścią o Werterze. Jednak Teo nie zabija się, postanawia wstąpić do buddyjskiego klasztoru, gdzie wyrusza w niezwykłą, milczącą podróż w głąb samego siebie. Poprzez zwykłe codzienne czynności zaczyna rozumieć czego chce od życia i jakie tak naprawdę wartości nim rządzą.
Mateusz Czarnecki, autor książki, mówi wprost, że historia Teo jest inspirowana jego własnymi przeżyciami. To niezwykłe, kiedy człowiek potrafi odnaleźć szczęście w najprostszych czynnościach. Kiedy powoli podnosi się z upadku i otrzepując kurz dumnie podnosi głowę i próbuje po raz kolejny uporządkować swoje życie.
Książka „Otwórz oczy, zaraz świt” nie jest książką o Indiach, nie jest nawet historią miłości do kobiety. To historia miłości człowieka do życia.
I gdybym lubiła książki Paula Coelho to z chęcią okrzyknęłabym Mateusza Czarneckiego naszym polskim Paulem. A że Coelho jest dla mnie zmorą literatury, to pana Mateusza okrzyknę debiutem tej jesieni.
Zazwyczaj historie miłosne opowiadane są przez kobiety. Jednak gdy taką historię opowie mężczyzna, nabiera ona całkiem nowego znaczenia, staje się głębsza i bardziej intrygująca.
więcej Pokaż mimo toTeo mieszka w Warszawie i prowadzi firmę, którą założył w wieku 19 lat. Całe swoje dotychczasowe życie poświęcił karierze, nie planując życia prywatnego i przyszłości. Był w „związku” z...