Pan Franklin W. Dixon nigdy nie istniał! Był natomiast Edward L. Stratemeyer, który „stworzył” braci Hardy i w latach dwudziestych ubiegłego wieku założył grupę pisarzy o wspólnym pseudonimie literackim, opisujących kolejne przygody niesamowitych chłopców. Bracia Hardy to jedna z najpopularniejszych serii dla młodzieży, stanowiąca inspirację dla wielu gier planszowych, programów telewizyjnych i stron internetowych. W 2001 roku, po blisko osiemdziesięciu latach istnienia, cykl – z ponad 50 milionami sprzedanych egzemplarzy – znalazł się na liście bestsellerowych książek dla dzieci, ogłoszonej przez czasopismo „Publishers Weekly”.
Mogło być gorzej, ale zdecydowanie mogło być lepiej. Z pewnością ta jedna z nowszych odsłon przygód braci Hardy nie wnosi za wiele. Nie wiem, na ile to kwestia tłumaczenia, na ile zaś umiejętności ghost writera, ale absolutnie nie da się odróżnić narracji prowadzonej przez Joe'a od tej, za którą odpowiada Frank (zorientowałam się dopiero po kilku rozdziałach, że w książce się oba punkty widzenia przeplatają). Nie da się jednak jej odmówić humoru idealnie w typie braci Hardy.
"Upiorna noc w Los Angeles" to jedna z przygód braci Hardych - dwójki nastoletnich detektywów, którzy jeżdżą po Stanach i rozwiązują zagadki, przy okazji wdając się w kilka pościgów i pojedynków.
Książki z tej serii dzielą się na te, które są świetną rozrywką, albo całkowitą pomyłką. Niestety "Upiorna noc..." zalicza się do tej drugiej grupy.
Fabuła jest pełna zwrotów akcji, które mają za zadanie szokować czytelnika. Ten efekt by może zadziałał, gdyby nie to, że każdy, dosłownie każdy rozdział kończy się na dramatycznej nucie (a w połowie przypadków okazuje się, że po prostu bohaterowie co chwila wysnuwają bardzo pochopne wnioski). To sprawia, że mniej więcej po siódmym rozdziale te cliffhangery drażnią, a stawka całej sprawy automatycznie spada - bo po co mam się martwić i kibicować, skoro co chwila mnie straszą dla samego straszenia? Te cliffhangery rzutują też na samą fabułę, która nie dość, że jest mocno poszatkowana (bo trzeba zakończyć dramatycznie),to jeszcze nie ma za bardzo sensu.
Z kolei tłumaczenie brzmi jakby wykonano je za 5 złotych, a do zrobienia go zatrudniono studenta z łapanki. Grażyna Zielińska-Paina odpowiedzialna za polskie tłumaczenie "Upiornej nocy w Los Angeles" oprócz braci Hardych przetłumaczyła jeszcze (jeśli wierzyć serwisowi Lubimyczytać, a także internetowi) 6 książek, w tym głównie Wojownicze Żółwie Ninja. Nie jest to tak tragiczny poziom jak "W kręgu zła" (z serii o Nancy Drew),za które odpowiadała Marta Staszewska, ale wciąż gryzie i momentami wyrzuca z lektury.