Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Koń trojański, którego wymyślili wojownicy greccy, by wygrać wojnę, to motyw wykorzystywany w literaturze niejednokrotnie. Trzeba przyznać, że jest to niezwykle sprytny sposób na pokonanie wroga. Darrow – główny bohater książki – postanowił osobiście stać się takim właśnie koniem trojańskim. Ale czy to wystarczy by pokonać Złotych?

„Złoty syn” to drugi tom cyklu Red Rising. W poprzedniej części bohater walczył o życie i przyszłość w szkole Instytutu Marsa. Dokładnie poznałam wtedy Darrowa, zrozumiałam jego uczucia, pragnienia i marzenia. Kibicowałam mu ze wszystkich sił, a on spełnił moje nadzieje. Teraz przyszła pora, by moja ukochana postać zamieniła się w potwora. A wszystko po to, by zniszczyć Złotych od środka, by zniszczyć podział kolorów, by człowiek był człowiekowi równy.

Gdy Darrow wspina się po szczeblach kariery coraz wyżej, coraz trudniej jest odróżnić, czy to co robi rzeczywiście jest dobre. Czy ma prawo poświęcać wrogów i przyjaciół dla wyższego celu? A jeśli nie może tego robić, to jak osiągnąć cel? Wszystko zaczyna się komplikować. W jaki sposób ten dwudziestoletni chłopak ma podejmować wyłącznie dobre decyzje? Darrow ma honorowy cel – pragnie obalić Złotych, rządy tyranów, którzy uważają się za bogów. Jednak, gdy bohater jest blisko osiągnięcia swego celu wszystko się psuje. Czy da radę mimo wszystko podnieść się i nadal wypełniać tę szaloną misję?

Na początku książki zupełnie się pogubiłam, ponieważ minęło już sporo czasu od wydania poprzedniego tomu. Niezliczona ilość imion, miejsc, władców, wszystko mi się mieszało. Na szczęście, gdy już połapałam się kto jest kim, powieść zaczęła mnie wciągać. Bohater ewoluował. W pierwszym tomie był pełnym pasji nastolatkiem, który postanowił poświęcić życie, by zmienić świat. Teraz jest to doświadczony mężczyzna, który konsekwentnie dąży do wypełnienia swych postanowień. Darrow zmienił się nie do poznania. Nie mogłam uwierzyć, że pod maską potwora nadal skrywa się niepewny siebie chłopak. A jednak, dzięki narracji pierwszoosobowej doskonale widziałam jak nadal szarpią nim różne emocje. To nadal jest mój ukochany bohater.

Mnóstwo walki i zawiłości politycznych, tak właśnie określiłabym ten tom. W poprzednim Pierce Brown skupił się na dokładnym przedstawieniu bohatera, teraz mamy do czynienia z ciągłą walką o wolność. Osobiście wolałam pierwszy tom, gdyż wolę analizowanie zachowań bohatera, lubię czytać o jego uczuciach. Podejrzewam natomiast, że drugi tom tym bardziej spodoba się facetom. Po cichu liczę, że tom trzeci zadowoli wszystkich po równo i może wreszcie rozwinie się jakiś wątek miłosny.

„Złoty syn” to książka bogata w akcję i zawierająca fantastycznych bohaterów. Jest skomplikowana, nieprzewidywalna, oryginalna. Nie jest to dystopia taka jak wszystkie. Wojna nie oszczędza nikogo, fabuła jest przedstawiona realnie – powieść ma całe mnóstwo plusów.

Cykl „Red Rising” nie jest zbyt znany, co uważam za wielką szkodę, bo jest to kawałek dobrej fantastyki. To książka, która spodoba się młodszej młodzieży jak i dorosłemu. Książka, która trafi do kobiety i mężczyzny. Powieść, która poruszy i porwie w wir walki. W moich oczach jest to wyjątkowa seria i wprost nie mogę się doczekać finałowego tomu. Mam nadzieję, że tym razem nie będę musiała tyle czekać. A tymczasem polecam wam – przenieście się na Marsa, poznajcie życie Czerwonych i Złotych i pokochajcie dzielnego Darrowa jak ja.

Koń trojański, którego wymyślili wojownicy greccy, by wygrać wojnę, to motyw wykorzystywany w literaturze niejednokrotnie. Trzeba przyznać, że jest to niezwykle sprytny sposób na pokonanie wroga. Darrow – główny bohater książki – postanowił osobiście stać się takim właśnie koniem trojańskim. Ale czy to wystarczy by pokonać Złotych?

„Złoty syn” to drugi tom cyklu Red...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

A pewnego dnia ludzie wylądowali na Marsie – w ten sposób rozpoczęłabym opisywać świat wykreowany przez Pierce'a Browna. Naturalnie jest on o wiele bardziej złożony, rzeczywistość jest nam obca, ludzie są podzieleni na kasty, w których żyją i umierają, nie ma sprawiedliwości, rządzi tu pieniądz i mitologiczni bogowie.

Ostatnio często spotykamy się z porównywaniem przeróżnych książek do Igrzysk śmierci, co koniec końców stanowi jedynie dobrą reklamę. Po raz kolejny sprawdza się stara zasada, że to, co niezbyt reklamowane, okazuje się dużo lepsze. Śmiało mogę polecić tę książkę fanom Igrzysk. Spotkacie się tutaj z kawałkiem dobrze napisanej fantastyki, o której być może wcale nie słyszeliście.

Główny bohater – Darrow – od razu wyróżnił się jako prawdziwy mężczyzna z zasadami, których tacy powinni przestrzegać: twardy, ale kochający. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że Darrow ma dopiero kilkanaście lat i powinien być beztroskim nastolatkiem. Nic z tego, a wszystko przez to, że bohater urodził się w najniższej kaście i jest skazany na ciężką pracę Helldivera. Najgorszy jest jednak fakt, że mimo podjęcia tak niebezpiecznej pracy nie otrzymuje nawet wystarczających posiłków, nie mówiąc już o wygodnych ubraniach. Pewnego dnia żona Darrowa posuwa się do dramatycznej decyzji, która wywołuje u bohatera silny impuls – postanowi on poświęcić życie, by zmienić świat na lepsze.

Darrow miał to szczęście, że pokazano mu świat, jakim jest naprawdę. Aby go zmienić, bohater musiał stać się żmiją pod postacią kameleona wśród wrogów. Ludzka natura nigdy nie jest jednak podzielona na dobrą i złą. Jesteśmy o wiele bardziej skomplikowani, dlatego wszystko okazuje się jeszcze trudniejsze, gdy niektórzy wrogowie stają się w pewnym sensie twoimi przyjaciółmi.

Podziwiam Pierce'a Browna, gdyż połączył w tej książce technikę przyszłości oraz mitologię. Chyba każdy przyzna, że te dwa tematy kompletnie ze sobą nie współgrają. Też tak myślałam, aż do teraz! Pisarz genialnie je połączył i zamiast katastrofy otrzymaliśmy świetną lekturę, od której wprost nie można się oderwać. Akcja pędzi jak szalona, a każdy kolejny element jest dla czytelnika wielką niespodzianką. Ponadto wszystkie te elementy są dopracowane w każdym calu, nie dopatrzymy się błędów w fabule. Wszystko składa się w jedną piękną całość, którą warto przeczytać!


Red Rising. Złota krew to książka, która zaspokoi fanów fantastyki, jak i tych uwielbiających książki podobne do Igrzysk śmierci. Najwspanialsze, że jest to całkiem oryginalna powieść, w której nie znajdziemy schematów i miliona podobieństw do innych lektur. Dlatego jeśli macie ochotę na powiew świeżości w waszej przygodzie czytelniczej, to polecam tę książkę.

A pewnego dnia ludzie wylądowali na Marsie – w ten sposób rozpoczęłabym opisywać świat wykreowany przez Pierce'a Browna. Naturalnie jest on o wiele bardziej złożony, rzeczywistość jest nam obca, ludzie są podzieleni na kasty, w których żyją i umierają, nie ma sprawiedliwości, rządzi tu pieniądz i mitologiczni bogowie.

Ostatnio często spotykamy się z porównywaniem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mateusz Grzesiak to polski coach, jest autorem wielu publikacji z dziedziny psychologii. Książka Alpha Human została wydana w 2011 roku przez wydawnictwo Sensus. Autor do tej pory zdążył wydać kolejne książki, które jako jedne z nielicznych przekazują dobrą treść, przyczyniającą się do zmiany błędnego postrzegania wielu spraw. Do jego publikacji należy również Success and Change, a także Ego-rcyzmy.

Alpha Human traktuje o życiu. Autor przedstawia mechanizmy, którymi ludzie posługują się na co dzień. Ukazuje w jaki sposób wielu z nas błędnie interpretuje, spotykające nas co rusz sytuacje. Mateusz Grzesiak wykorzystując postać Liska i Królika przytacza historie o wymiarze filozoficznym, każda z nich zmusza do refleksji. Lektura ułatwia zrozumienie ról, które pełnimy w życiu, a także uświadamia o powielanych przez nas błędach i schematach.
Publikacja jest napisana ciągiem, nie uświadczymy w niej zbyt wielu wypunktowań, wyróżnień czy tabel, które często pojawiają się w książkach o rozwoju osobistym. Wiadomym jest, że ludzie z większą chęcią sięgają po takie utwory, gdyż łatwiej się je czyta, albo są po prostu leniwi. Styl Grzesiaka jest nieco zawiły, momentami można się pogubić w natłoku wtrąceń i nawiasów. Czytanie tej książki wymaga skupienia. Nie jest to pozycja dla każdego, nie każdy jest w stanie dobrze ją zrozumieć, jednak każdy powinien spróbować. Autor zmusza nas do myślenia nad własnym życiem.

Alpha Human zbiera najcenniejsze informacje ze wszystkich pozycji z dziedziny rozwoju osobistego i przekazuje je w ciekawy sposób. Pokuszę się o stwierdzenie, że książkę tę należałoby przeczytać nawet dwa razy. Dopiero wtedy bylibyśmy w stanie należycie ją zrozumieć, a przede wszystkim wprowadzić zmiany w naszym życiu, poczynając od zmiany swoich myśli, gdyż te negatywne często składają się na mylne pojmowanie zachowania innych ludzi, a także są następstwem błędnie podejmowanych przez nas decyzji i wyborów.

Coraz to częściej upieramy się, że kartka jest czarna chociaż wiele osób mówi nam, że jest biała. Dopiero po przeczytaniu książki Mateusza Grzesiaka zorientowałam się, że kartka może być jednak biała, tak jak nie wszystko, co na pozór wydaje nam się idealne, jest takie w rzeczywistości. Po przeczytaniu tej publikacji oczywiste interpretacje naszych myśli staną się niedorzecznymi interpretacjami, które nie pozwalały nam się rozwijać. Książkę polecam osobom, które pragną zmienić coś w swoim życiu, osobom które szukają odpowiedzi na pytanie, dlaczego postępujemy w taki a nie inny sposób, a także tym, którzy pragną mieć własne zdanie.

Mateusz Grzesiak to polski coach, jest autorem wielu publikacji z dziedziny psychologii. Książka Alpha Human została wydana w 2011 roku przez wydawnictwo Sensus. Autor do tej pory zdążył wydać kolejne książki, które jako jedne z nielicznych przekazują dobrą treść, przyczyniającą się do zmiany błędnego postrzegania wielu spraw. Do jego publikacji należy również Success and...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Każdy z nas ma jakiś talent. Niekoniecznie musi on być wielki, znaczący w świecie sławy, błyszczący i inspirujący. Mały talent również może być niezwykle wartościowy i może zmienić czyjeś życie. Piosenkarz może rozweselić i dodać motywacji, malarz może uspokoić i zainspirować, pisarz może zmienić poglądy i dać chwilę wytchnienia. Treha – główna bohaterka powieści pt. „W każdej chwili dnia” również ma talent, bardzo wyjątkowy, choć niezauważalny przez wielu ludzi. Treha poprzez dotyk potrafi przywrócić do kontaktu ze światem ludzi, którzy już dawno nie potrafią go nawiązać.

Bohaterka jest przedstawiona niezwykle skromnie, niewiele mówi, a gdy się odzywa nie wnosi tym nic ciekawego, czy inspirującego do książki. Nie chodzi tu jednak o posługiwanie się pięknymi słowami, ale o czyny. Treha pracuje w Desert Gardens i mimo swego talentu wcale nie jest tam zatrudniona jako pomoc medyczna. Jest sprzątaczką, bo rzekomo tylko do tego się nadaje. Nie ma żadnych kwalifikacji, by przebywać z chorymi. Wszyscy przymykają jednak na nią oko, ponieważ to wyłącznie dzięki niej to miejsce stało się ostatnimi czasy tak popularne jako dom godnego życia. Ludzie, którzy mają zamieszkać Desert Gardens to osoby, które utraciły kontakt z rzeczywistością, które nie odzywają się, nie dają znaków, o tym co czują, bądź czego potrzebują. Ale dzięki jednemu dotykowi Trehi to się zmienia. Nie jest to diametralne uzdrowienie, a raczej bardzo powolne powracanie do kontaktu ze światem.

W Desert Gardens pojawiają się dwaj filmowcy, którzy chcą nakręcić film o starszych ludziach zamieszkujących to miejsce. Gdy natrafiają na Trehę, stwierdzają, że warto się jej przyjrzeć, a przede wszystkim jej talentowi. W jaki sposób dziewczyna posiadła ten talent? Kim jest? Skąd pochodzi? Przeszłość bohaterki to jedna, wielka tajemnica. Gdy zagadka zaczęła się wyjaśniać nie mogłam uwierzyć w to, jaka okazała się zawiła. Muszę przyznać Chrisowi Fabry, że zdołał mnie zaskoczyć.

Język autora jest dobry, bohaterka bardzo prawdziwa, skryta, ale przez to jakby nie do końca przeze mnie poznana. Do końca powieści, nawet po odkryciu tajemnicy jej przeszłości pozostała mi w pewnym sensie obca. Akcja nie pędzi szalenie. Wręcz przeciwnie, toczy się powoli, wręcz się ciągnie. Dopiero pod koniec powieści nabrała tempa. Myślę, że taki był zamysł tej książki. Nie ma ona porwać czytelnika w wir wydarzeń, tylko przedstawić kilka życiowych mądrości i ukazać istotne wartości.

„W każdej chwili dnia” to powieść, która nie wciąga od pierwszych stron i emanuje spokojnym rytmem. Wymaga skupienia i analizy, byśmy mogli poznać jej prawdziwie głęboki sens. Odebrałam ją w przygnębiającym klimacie, ponieważ moje serce najczęściej wzruszało się ze smutku. Jest to idealna książka na spokojny, deszczowy dzień – taki, w którym będziemy mogli sobie wiele przemyśleć. Warto mieć tę pozycję na półce i przeczytać ją , gdy nadejdzie odpowiedni dzień.

Każdy z nas ma jakiś talent. Niekoniecznie musi on być wielki, znaczący w świecie sławy, błyszczący i inspirujący. Mały talent również może być niezwykle wartościowy i może zmienić czyjeś życie. Piosenkarz może rozweselić i dodać motywacji, malarz może uspokoić i zainspirować, pisarz może zmienić poglądy i dać chwilę wytchnienia. Treha – główna bohaterka powieści pt. „W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Położnictwo w Polsce wyglądało doprawdy różnie. Nasze matki raczej nie wspominają porodu zbyt miło, a jeszcze gorzej wspominają go nasze babki. Najlepsze skojarzenia z tym okresem mają prawdopodobnie nasze prababki, które rodziły w czasach, kiedy zupełnie normalne były porody domowe. Gdy porody przeniosły się do szpitala, stały się bezpieczniejsze, ale jednocześnie bardziej traumatyczne dla matek. Dlaczego szpital odebrał rodzącym intymność i kto zawalczył o zmianę tego przykrego obrazu w Polsce? Tego wszystkiego dowiecie się w książce „Położna. 3550 cudów narodzin”.

Jeanette Kalyta to osoba znana każdemu, kto kiedykolwiek interesował się historią położnictwa, gdyż dzięki całkowitemu oddaniu swojej pracy zmieniła położnictwo w Polsce. Wiadomo, nie ona jedna. Takich zmian nie dokona tylko jedna osoba, ale jedna pozornie nic nie znacząca osoba może stać się iskierką do ogromnych zmian na lepsze. W tej książce Jeanette Kalyta opisuje 25 lat swojej pracy w położnictwie, które często nie były usłane różami.

Gdy spytałam mojej mamy jak wspomina swój poród odpowiedziała mi: wiele godzin męki, bez dobrego słowa położnej, brak intymności, rodziła na sali wśród pięciu innych kobiet, zakaz wprowadzania do szpitala męża, siostry, matki. Była zupełnie sama i nieuświadomiona co robić, jak przetrwać tyle godzin bólu. Gdy w końcu urodziła, zamiast cieszyć się słodkim dzieciątkiem, natychmiast je zabrano, by zważyć i pomierzyć, tak jakby dziecko przez dwie godziny miało zmienić swoje wymiary. Seria badań nad niemowlęciem trwała i trwała, a zmęczona mama została przeniesiona na kolejny oddział, na którym miała odpocząć. Zabrano jej dziecko, nie było przy niej nikogo bliskiego. Czuła pustkę.

W ten sposób swój poród pamięta tysiące kobiet, które rodziły jeszcze kilkanaście lat temu. Na szczęście zaczęło się to zmieniać. A zmieniło się właśnie dzięki takim osobom jak Jeanette Kalyta, które nie mogły patrzeć na porody, które były wręcz nieludzkie. Szpitalom należało przypomnieć, że rodzącą nie jest maszyną, przedmiotem, tylko człowiekiem! Człowiekiem, który chciałby urodzić godnie, po ludzku! Nareszcie zostały wprowadzone zasady obowiązkowego kładzenia dziecka od razu po narodzinach na brzuchu matki i spędzenia tak co najmniej dwóch godzin. Udowodniono, że jest to korzystne dla dziecka, jak i matki. Gdy na początku swojej pracy robiła tak Jeanette wszyscy byli oburzeni jej zachowaniem.

W książce zostało opisanych wiele porodów wyjątkowych, ciężkich, dziwnych, ale odbywających się po ludzku. Są to historie ludzi, którzy zdecydowali się na dziecko i pragnęli by chwila porodu była wyjątkowa. Ważny jest cały okres ciąży i wszelkie przygotowania do jej rozwiązania. Jeanette dążyła do tego i mam nadzieję, że w najbliższych czasach jeszcze wiele się zmieni. Byłoby pięknie, gdyby już od poczęcia, położna mogła prowadzić ciąże, zdobyła w ten sposób bliską relację ze swoją pacjentką, a poród byłby wtedy o wiele mniej stresowy. Ta praktyka zaczęła się już ujawniać w największych miastach w Polsce, jednak mimo wszystko nadal jest to niezwykle mało znane, a zarazem drogie. Coraz bardziej popularne są natomiast porody domowe. Kto wie w jaką stronę pójdzie położnictwo w ciągu najbliższych lat.

Przeczytałam tę książkę, ponieważ jako przyszła położna nie mogłabym jej ominąć, ale szczerze zachęcam wszystkich do jej przeczytania. Przede wszystkim poznamy tutaj dziesiątki wzruszających historii, tę książkę pochłania się łącznie z każdą łzą szczęścia i smutku, która towarzyszyła Jeanette Kalyta. Ta pozycja wywołała u mnie ogromne emocje, cud narodzin nigdy nie przestanie zaskakiwać. I właśnie – powinien on pozostać cudem, a nie codziennością i szpitalną rutyną. Polecam z całego serca tę książkę przyszłym rodzicom, matkom które mają już kilka pociech i chciałyby porównać swoje doświadczenia z porodu, a nawet osobom, które aktualnie nie planują dzieci. U każdego, bez wyjątku, ta pozycja wywoła ogromne emocje. Nikt nie straci przy niej czasu, bo to niezwykle wartościowa książka. Jeszcze raz polecam!

Położnictwo w Polsce wyglądało doprawdy różnie. Nasze matki raczej nie wspominają porodu zbyt miło, a jeszcze gorzej wspominają go nasze babki. Najlepsze skojarzenia z tym okresem mają prawdopodobnie nasze prababki, które rodziły w czasach, kiedy zupełnie normalne były porody domowe. Gdy porody przeniosły się do szpitala, stały się bezpieczniejsze, ale jednocześnie bardziej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Często otaczają nas ludzie, którzy chcieliby ułożyć nam życie, którzy zawzięcie uważają, że wiedzą, co jest dla nas najlepsze. Z reguły można to zachowanie zignorować, jednak nie jest to proste, gdy to nasi rodzice raczą nas wielkimi ambicjami. W takiej sytuacji jest główna bohaterka powieści „Kiedy wolność mówi szeptem” – Jane. Czy posłucha szeptu swego serca, czy może krzyku rodziców? Czy jej życie będzie tak perfekcyjne, jak twierdzą wszyscy wokół, jeśli skończy studia prawnicze i poślubi bogatego mężczyznę? A może szczęście nie ma nic wspólnego z perfekcyjnością?

Jane jest niezwykle bogata i wbrew pozorom nie jest to rozkapryszona nastolatka, a młoda kobieta, która za chwilę skończy studia i weźmie ślub. Można jednak powiedzieć, że bohaterka cierpi na rozdwojenie osobowości z własnego wyboru. Pierwsza Jane to ta ułożona studentka prawa, prowadząca życie pod dyktando rodziców. Druga Jane staje na głowie, by wcisnąć w napięty grafik drugi kierunek studiów – architekturę wnętrz. Dopiero wypadek na motorze i otarcie się o śmierć, powoduje, że bohaterka nie chce tracić ani chwili cennego życia na człowieka, którego nie kocha oraz na studia, których nienawidzi. Jane pokazuje czytelnikowi, by nie marnował cennych chwil na rzeczy, które go nie uszczęśliwiają. Bohaterkę pokochałam od razu, jej buntowniczość i odwaga są godne podziwu. Można nazwać ją trochę szaloną, ale zawalczyła dzięki temu o swoje życie, o swoje szczęście.

Po wypadku akcja powieści przenosi się do Szkocji. Razem z bohaterką poznajemy przepiękny krajobraz, a przy okazji mnóstwo wspaniałych bohaterów, którzy odmienią jej życie. Bohaterowie to zdecydowanie mocna strona tej książki. Akcja nie pędzi szalenie, jednak nie nudziłam się przewracając kolejne kartki. Pomysł na książkę również nie jest szalenie oryginalny, ale ujęty został w całkiem dobrą historię.

Cieszę się, że mogłam przeczytać o Jane, którą zdołałam poznać tak blisko, jak gdyby była moją bliską koleżanką. Któż by uwierzył, że bohaterka nie jest prawdziwa? Ta niepozorna powieść zmusiła mnie do zatrzymania się i ocenienia własnego postępowania. Musiałam się zastanowić, czy wszystko co robię ma znaczenie? Bo po cóż marnować czas na ludzi, którzy na to nie zasługują? A jeśli książka zmusza do takiej chwili refleksji, to oznacza, że nie zmarnowałam na nią czasu.

„Kiedy wolność mówi szeptem” było dla mnie miłą niespodzianką. Martyna Senator oprócz doskonałych bohaterów popisała się przyjemnym stylem. Miałam przyjemność wzruszyć się, wzburzyć, a również pośmiać. Świetnie odnalazłam się w malowniczych zakątkach Szkocji, których nie chciałam opuszczać. Największym minusem była przewidywalność historii, ale wcale nie popsuło mi to przyjemności czytania. Z jednej strony jest to powieść poruszająca poważne kwestie, a z drugiej ma w sobie lekkość, dzięki której idealnie nadaje się na leniwe popołudnie.

Często otaczają nas ludzie, którzy chcieliby ułożyć nam życie, którzy zawzięcie uważają, że wiedzą, co jest dla nas najlepsze. Z reguły można to zachowanie zignorować, jednak nie jest to proste, gdy to nasi rodzice raczą nas wielkimi ambicjami. W takiej sytuacji jest główna bohaterka powieści „Kiedy wolność mówi szeptem” – Jane. Czy posłucha szeptu swego serca, czy może...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Wierzę w słońce, nawet gdy nie świeci. Wierzę w miłość nawet gdy jej nie czuję. Wierzę w Boga nawet gdy milczy.”


Każdy ma w życiu trudniejsze chwile. W gruncie rzeczy, chwile słabości zdarzają się nam każdego dnia, codziennie walczymy ze swoimi słabostkami, z trudnymi sytuacjami, z przykrościami, które fundują nam inni ludzie. Jedni radzą sobie z tym lepiej, inni gorzej, ale każdego to spotyka. W trudnych chwilach potrzebujemy ciepłego słowa i motywacji, by wyjść problemom naprzeciw. I tutaj wychodzi nam z pomocą Regina Brett i jej książka „Bóg nigdy nie mruga”.

„To wybór, a nie przypadek, decyduje o twoim przeznaczeniu. Sam musisz zdecydować, ile jesteś wart, jaką odgrywasz rolę w świecie i w jaki sposób nadajesz mu sens. Nikt inny nie dysponuje tym, co ty-twoim zestawem talentów, pomysłów, zainteresowań. Jesteś oryginalnym egzemplarzem. Arcydziełem.”

50 felietonów może odmienić nasz smutny dzień w szczęśliwy, może nam dodać siły i pozytywnych myśli. Naprawdę, Regina Brett robi to świetnie. Sama nie miała łatwego życia, ale nigdy się nie poddała. Napisała te felietony na podstawie swoich wspomnieć i doświadczeń. Wszystko po to, by inni mogli skorzystać z jej wiedzy i spojrzeć na swoje życie pozytywniej. Musieliście przerwać studia z powodu ciąży i sądzicie, że już nigdy nie uda wam się wykształcić? Nic bardziej mylnego, doskonałym przykładem jest historia samej Reginy Brett. Zachorowałeś na raka? Trzeba wierzyć, że z tego wyjdziesz, jak miliony innych ludzi. Poprzez swoją szczerość i otwartość Regina Brett napisała przepiękne felietony. Każdy z nich skłonił mnie do wielu przemyśleń. Znalazłam wiele wskazówek, które zawsze gdzieś wokół mnie krążyły, ale to miłe, gdy ktoś mi o nich przypomniał i otworzył na nie oczy. Znalazłam też mnóstwo inspirujących historii, które nakłaniały mnie do zmiany sposobu myślenia. Jednym słowem, „Bóg nigdy nie mruga” nakazuje wziąć się w garść, a życie w swoje ręce.

Podziwiam Reginę Brett i jestem jej niezmiernie wdzięczna za podzielenie się z całym światem swoimi sposobami na udane życie. Smutne i zabawne historie zmusiły mnie do zastanowienia się nad postępowaniem ze swoim życiem. Nie można przejść obok książek Reginy Brett obojętnie. Każda z nich inspiruje, wzrusza, ale również uczy najważniejszej rzeczy na świecie – czyli przepisu na szczęście.

Nie ma potrzeby dużo pisać o tej książce. Trzeba ją przeczytać i zainspirować się nią, a wtedy zrozumiecie na czym polega jej fenomen. Zmieńcie nastawienie do życia, problemów, do szczęścia. Wykorzystajcie rady Reginy Brett, a może okaże się, że wasze życie zmieni się na lepsze.

„Te lekcje to dar, jaki dostałam od życia. Teraz przekazuję go Tobie”

Polecam wszystkim, w każdym wieku i na każdym etapie życia. „Bóg nigdy nie mruga” to świetny przykład tego, jak słowa mogą odmienić nasze życie. Przeczytajcie po jednej lekcji każdego dnia, będzie to od was wymagać kilku minut, a może zmienić wasz dzień, tydzień, miesiąc, a nawet życie, na lepsze.

„Wierzę w słońce, nawet gdy nie świeci. Wierzę w miłość nawet gdy jej nie czuję. Wierzę w Boga nawet gdy milczy.”


Każdy ma w życiu trudniejsze chwile. W gruncie rzeczy, chwile słabości zdarzają się nam każdego dnia, codziennie walczymy ze swoimi słabostkami, z trudnymi sytuacjami, z przykrościami, które fundują nam inni ludzie. Jedni radzą sobie z tym lepiej, inni gorzej,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Miłość jest magiczna. Niezwykłe jest w niej to, że nigdy nie wiemy kim będzie nasza druga połówka. Nasze wyobrażenia często nie mają nic wspólnego z osobą, którą rzeczywiście obdarzymy tym najpiękniejszym uczuciem. Zdarza się nawet, że naszą miłością zostaje najbliższy przyjaciel, osoba, która zawsze była przy nas. Jest to niewiarygodne, dziwaczne, ale mimo wszystko możliwe. Em i Dex, Dex i Em – łączy ich uczucie, a dzieli wszystko. Ile lat potrzeba, by zrozumieć z kim tak naprawdę chcielibyśmy spędzić życie?
Em i Dex nie przyjaźnili się od dziecka. Byli dalekimi znajomymi i na tym kończyły się relacje między nimi. Studiowali w tym samym miejscu, które postanowiło ich połączyć. I tak oto na pewnej imprezie pod koniec szkoły znaleźli się razem w łóżku. Pocałunki? Owszem. Ale do tego szczere rozmowy, zupełnie jakby znali się od zawsze. Byli tacy różni. On bogaty, ona biedna. On z planami podróży i kariery w telewizji, ona bez planów, z kiepską pracą jako kelnerka. Jakimś dziwnym sposobem połączyła ich przyjaźń. Nie namiętność, czy wielka miłość. Tylko zwykła przyjaźń, która rozwija się latami, do której zawsze można uciec, gdy nie układa się w nowym związku czy pracy. Przez kilka lat ich przyjaźń przeżywa wzloty i upadki, a Em i Dex zmieniają się. Los jednak uparł się by ta dwójka zawsze miała ze sobą coś wspólnego i po kilkunastu latach przyjaźni dąży do wielkiego finału.
Akcja powieści zaczyna się w 1988 roku. Od razu wyobraziłam sobie czasy, w których poznawali się moi rodzice, a autor zdecydowanie mi to ułatwił. Stworzył magiczny klimat lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Łatwo przeniosłam się do tych czasów, całą sobą czułam ich klimat. Bohaterowie również świetnie wykreowani. Byli prawdziwi, w ogóle niewyidealizowani. Em cierpiała z powodu braku spełnienia zawodowego, szukała miłości, łatwo denerwowała się na Dextera. Dex natomiast zmagał się z alkoholizmem, próżnością, pragnął seksu - nie miłości. Bohaterowie zostali przedstawieni ze wszystkimi swoimi wadami i słabostkami. Dzięki temu miałam wrażenie jakbym czytała prawdziwą historię, jakbym mogła zaraz zadzwonić do jednego z bohaterów i nawyrzucać im co zrobili źle, kiedy zbyt łatwo odpuścili i dlaczego tak słabo o siebie walczyli.
„Jeden dzień” to powieść utrzymywana w dość depresyjnym klimacie. Nie wiem dlaczego, ale właśnie w ten sposób kojarzą mi się lata dziewięćdziesiąte. Znajdziemy tu odrobinę humoru, ale na każdej stronie czytamy o coraz to nowszych upadkach bohaterów, a niewielu ich sukcesach – samo życie. Nieodpowiednie wybory doprowadziły do przykrej przyszłości. To nie jest typowy romans, książka jest raczej o trudnej przyjaźni, trudnym życiu, kiepskich wyborach i silnej więzi między dwojgiem ludzi. To smutna historia, ale warta przeczytania. Na mnie zrobiła duże wrażenie i polecam ją całym sercem.

Miłość jest magiczna. Niezwykłe jest w niej to, że nigdy nie wiemy kim będzie nasza druga połówka. Nasze wyobrażenia często nie mają nic wspólnego z osobą, którą rzeczywiście obdarzymy tym najpiękniejszym uczuciem. Zdarza się nawet, że naszą miłością zostaje najbliższy przyjaciel, osoba, która zawsze była przy nas. Jest to niewiarygodne, dziwaczne, ale mimo wszystko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rzadko sięgam po przypadkowe książki. Staram się raczej odpowiednio je dobierać, by później nie przeżywać rozczarowania i nie męczyć powieści (zaliczam się do grona osób, które nie potrafią odłożyć nawet kiepskiej książki przed jej końcem). Ta technika sprawia, że rozczarowanie rzeczywiście spotyka mnie niezwykle rzadko. Jest też druga strona medalu, ponieważ uniemożliwia mi to znalezienie niepozornej perełki, o której nigdy nie słyszałam. Ostatnio odwiedzając bibliotekę pod wpływem impulsu wzięłam do ręki „Przyjaciółki od serca” . Ani okładka mi się nie spodobała, ani autorki dotychczas nie znałam, a i opis na okładce nie zrobił na mnie wielkiego wrażenie. Mimo wszystkich przeciwności zabrałam książkę do domu, by odkryć tajemnicę jej kart.

W powieści poznamy cztery zupełnie różniące się od siebie kobiety. Każda z nich jest w innym wieku, ma inny system wartości, inne przekonania. Abby jest gwiazdą telewizji, dzięki swej kreatywności stworzyła program telewizyjny z zupełnie codziennej czynności, mianowicie porządkowania. Jednak, gdy kobieta zarabia więcej od mężczyzny, może nie służyć to małżeństwu. I w ten sposób Abby musi poradzić sobie z małżeńskimi problemami, a zarazem próbować rozwiązać problemy córki Jess. Nie służą jej domowe kłótnie, przez co oddala się od rodziców, a sama nie potrafi poradzić sobie z typowo nastoletnimi problemami, które dotyczą chłopaków. Lizzie natomiast ma problem z wygospodarowaniem czasu dla siebie. Myśli o wszystkich innych, nawet o uczuciach byłego męża. Przez to nie potrafi być szczęśliwa i ułożyć sobie życia. Czwartą przyjaciółką jest Erin, która po wielu latach rozłąki z rodzicami, wraca do Irlandii. Gdy zachodzi w ciąże, postanawia odpuścić sobie bezcelowy gniew na rodzinę i próbuje odnowić kontakty z najważniejszymi ludźmi na świecie. Akcja powieści toczy się w niewielkim Dunmore, które postanawia odmienić wszystkie kobiety, znaleźć im sens życia i pokazać w życiu szczęście.

Powieść jest utrzymana w niezwykle ciepłym i przyjemnym klimacie, dzięki czemu czyta się ją szybko i lekko. Przyjaciółek jest aż cztery, więc książka do najcieńszych nie należy. W końcu musimy poznać niezwykła historię każdej z nich. A może wcale nie aż taką niezwykłą? Powieść przedstawia zwykłe życie, jest realistyczna, a to sprawia, że czytelnik szybko zakochuje się w bohaterkach. Myślę, że każda kobieta znajdzie w którejś z przyjaciółek odrobinę siebie. Spędziłam z „Przyjaciółkami od serca” miłe wieczory. Cieszę się, że zabrałam tę niepozorną książkę do domu, bo przebiła niejedną młodzieżówkę, którą trzymam na półce.

Rzadko sięgam po przypadkowe książki. Staram się raczej odpowiednio je dobierać, by później nie przeżywać rozczarowania i nie męczyć powieści (zaliczam się do grona osób, które nie potrafią odłożyć nawet kiepskiej książki przed jej końcem). Ta technika sprawia, że rozczarowanie rzeczywiście spotyka mnie niezwykle rzadko. Jest też druga strona medalu, ponieważ uniemożliwia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jakiś czas temu miałam przyjemność przeczytać książkę Doroty Ponińskiej z serii Podróż po miłość, pt. „Emilia”. Podróż z tamtą książką zaliczam do udanych, więc tym razem postanowiłam poszukać miłości w trzecim tomie serii i razem z „Lilianną” udać się w najważniejszą przygodę jej życia.

Co prawda na okładce znajdziemy imię Lilianny, ale powieść toczy się dwutorowo. Liliannie przeżyć swoją młodość przypada w latach 30, natomiast Marcie we współczesności. W ten sposób poznajemy dwie piękne historie miłosne, gdzie ta starsza ma wielki wpływ na tę współczesną. Zacznijmy jednak od początku… Marta ma udane życie zawodowe, jest perfekcyjną bizneswomen, która dzięki ciężkiej pracy doszła do wielkich pieniędzy i jeszcze większych planów na przyszłość. Pewnego dnia zostaje zmuszona do wzięcia kilkudniowego urlopu. Zapracowana kobieta nie może znaleźć sobie miejsca. Po tylu latach pracy bez przerwy ciężko się zrelaksować i wyciszyć. Marta znajduje jednak sposób na spędzenie wolnego czasu. Przypomina sobie o pamiętniku zmarłej babci Lilki, która życzyła sobie by wnuczka go przeczytała. Magiczne chwile, które babcia spędziła w Miami i na Key West sprawiają, że również młoda kobieta postanawia odwiedzić miejsce, w którym babcia przeżyła swój gorący romans.



Pozytywnie wspominam „Emilię”, ale „Liliannę” będę wspominać jeszcze lepiej. Książka szybko mnie wciągnęła. W gruncie rzeczy od momentu rozpoczęcia wątku Lilki, bo właśnie ten najbardziej mi się spodobał. Marta jest bohaterką typowo współczesną, mało romantyczną, trzymającą się od mężczyzn z daleka. Nie ma ona na to czasu i chęci (choć wszystko zmieni się w Miami). Lilianna natomiast ma duszę romantyczki i dlatego od razu ją pokochałam i śledziłam z niespokojnym sercem jej historię. Dorota Ponińska we wspaniały sposób przedstawia również miejsce akcji – Floryda, Miami, urocze Key West – mam wrażenie jakbym wszystkie te miejsca odwiedziła.

Dla osób, które nie czytały poprzednich tomów serii, mam dobrą wiadomość. Nie trzeba czytać poprzednich, by sięgnąć akurat po „Liliannę”, gdyż historia toczy się swoją indywidualną drogą. Choć oczywiście polecam również poprzednie tomy. Dorota Ponińska doskonale wie w jaki sposób porwać czytelnika w podróż, a jeszcze lepiej zna się na miłości. Dlaczego warto przeczytać tę książkę? Ponieważ wyróżnia się ponad inne. Miłość nie jest bajkowa, wyidealizowana, tylko prawdziwa. Ponadto niesie przesłanie na temat współczesnego biznesu i braku miejsca na miłość, czułość. Autorka pragnie zwrócić uwagę czytelnika na rzeczy najważniejsze, czyli miłość i przyjaźń. Polecam, nie pożałujecie tej podróży.

Jakiś czas temu miałam przyjemność przeczytać książkę Doroty Ponińskiej z serii Podróż po miłość, pt. „Emilia”. Podróż z tamtą książką zaliczam do udanych, więc tym razem postanowiłam poszukać miłości w trzecim tomie serii i razem z „Lilianną” udać się w najważniejszą przygodę jej życia.

Co prawda na okładce znajdziemy imię Lilianny, ale powieść toczy się dwutorowo....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Horror, thriller, nuta fantastyki – brakowało mi takiej książki, a „Kod Himmlera” jest ucieleśnieniem tych zlepków gatunków. Kogo nie fascynują czasy wojny i dziwne wynalazki Hitlera? Któż tak naprawdę wie, co planował ten nazista? Któż wie, na czym jeszcze polegały tajne eksperymenty na ludziach? Domyśleń jest tysiące i do tej pory nie wiadomo, czy najbardziej szalone i przerażające wizje, tego co planował Hitler w podziemiach i na opustoszałej Antarktydzie, nie są prawdą.


W 1943 roku bunkry Olbrzyma w Górach Sowich doczekały się swojego końca, a wszystkie eksperymenty tam przeprowadzane zostały przeniesione na bezpieczny ląd – Antarktydę. Kilka lat później na Ziemi Królowej Maud na Antarktydzie dochodzi do katastrofy, o której mało kto wie. Przeżyła ją tylko jedna osoba – jeden z brytyjskich Marines.

Rok 2016. Na Antarktydzie odkryto zwłoki żołnierza. Nie są to jednak zupełnie normalne zwłoki. Zachowały się idealnie, ale widać, że musiało rozszarpać je jakieś zwierzę. Problem w tym, że na Ziemi Królowej Maud nie występują żadne większe zwierzęta. Tymczasem Polak – Tomasz Tuczyński – zostaje wplątany w zagadkę nazistowskiego bunkru Olbrzyma, z którym związek miał jego dziadek. Postanawia odkryć sens nazistowskich dokumentów, które przekazał mu zmarły dziadek. W tej niebezpiecznej podróży pomagać mu będzie piękna bibliotekarka.

Przemysław Piotrowski doprawdy mnie zaskoczył. Spodziewałam się przeciętnego thrillera, a otrzymałam powieść, przez którą bałam się zasnąć (polecam czytać po zmroku, strach osiąga wtedy szczyty). „Kod Himmlera” to przerażająca powieść, gdzie elementy domysłów i fantastyki zostały wplecione w prawdziwą historię wojny. Podobało mi się, że autor wplótł w powieść polskiego dziennikarza, oraz bunkry, które do tej pory pod swymi gruzami skrywają tajemnice. Akcja pędzi jak szalona, nie było miejsca na nudę. Powieść czyta się za jednym zamachem. Bohaterowie również są wyraziści, choć trochę schematyczni. Główna postać – Tomasz – jest wysportowany, przystojny, inteligentny, jednym słowem żadna mu się nie oprze. Również nasza bibliotekarka, nieziemsko piękna i mądra i oczywiście zakochana w Tomku, który zrobi dla niej wszystko. Mogłoby być bardziej oryginalnie, ale nie można wymagać samych plusów od debiutanckiej powieści. Irytowały mnie również dziwne wstawki na temat polskiej reprezentacji piłki nożnej. Dlaczego dziwne? Ponieważ Przemysław Piotrowski fantazjuje, jak to polska reprezentacja w 2016 jest jedną z najlepszych drużyn na świecie.

„Kod Himmlera” pozytywnie mnie zaskoczył. Polecam każdemu, kto ma ochotę pozwiedzać wraz z bohaterami tajemnicze bunkry, poczuć przejmujące zimno Antarktydy i odkryć zagadkę kodu Himmlera. Tylko uważajcie, bo odgadnięcie tej tajemnicy grozi śmiercią.

Horror, thriller, nuta fantastyki – brakowało mi takiej książki, a „Kod Himmlera” jest ucieleśnieniem tych zlepków gatunków. Kogo nie fascynują czasy wojny i dziwne wynalazki Hitlera? Któż tak naprawdę wie, co planował ten nazista? Któż wie, na czym jeszcze polegały tajne eksperymenty na ludziach? Domyśleń jest tysiące i do tej pory nie wiadomo, czy najbardziej szalone i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po popularnej serii „Zwiadowców” zakochałam się w książkach fantasy, opowiadających o uczniach wielkich mistrzów i ich przygodach podczas długiej drogi do sprostania wymaganiom nauczyciela. W miłości tej utwierdziła mnie Trudi Canavan, która ma na swoim koncie kilka podobnych trylogii, obracających się w bardziej magicznym świecie. Ciężko jest jednak znaleźć coś podobnego, coś, co sprosta poziomowi pozostałych serii. W poszukiwaniach moją uwagę zwróciły „Kroniki Wardstone”, które wydawnictwo Jaguar ukazało niedawno w nowych okładkach.
Być siódmym synem siódmego syna to całkiem wyjątkowa sprawa, choć również smętna. Oznacza to zadatki na zostanie stracharzem – osobą zajmującą się odganianiem wszelkich złych istot, na przykład boginów, czarownic, czy duchów. Pewnie pomyślicie sobie, że to świetne zajęcie, wszyscy są niezmiernie wdzięczni takim ludziom. Nic bardziej mylnego, ludzie boją się stracharzy, tak samo jak boją się magicznych istot. Dlatego też ten zawód oznacza samotne, a przede wszystkim niebezpieczne życie. Z nauką takiego zawodu przyszło się zmierzyć Thomasowi Ward.
Książka rozpoczyna się bez większych zachwytów i porywów akcji, a biorąc pod uwagę jej niedużą liczbę stron, wartkiej akcji za dużo nie doświadczymy. Gdy Thomas rozpoczyna naukę u swego mistrza razem z bohaterem musimy się wiele nauczyć na temat pracy, która należy do stracharza. Młody uczeń musi zmierzyć się z potężną czarownicą i dokonać trudnego wyboru. Głównego bohatera szybko da się polubić, choć żałuję, że książka nie jest bardziej rozbudowana i nie dane było mi go poznać bardziej, a dzięki temu bardziej zżyć się z nim. Brakowało mi też rozbudowanej fabuły, wielu wątków. Muszę jednak mieć na uwadze, że jest to książka skierowana do dzieci i młodzieży. Być może w kolejnych tomach wszystko się zmieni. Moim zdaniem powieść ma potencjał i z pewnością sięgnę po kolejne części. „Kroniki Wardstone” są już niezwykle popularne i obstawiam, że stoją za tym kolejne wspaniałe tomy, które nie dają czytelnikowi o sobie zapomnieć. Muszę osobiście się przekonać.
Uważam, że to mądra historia, przedstawiająca trudne relacje między ludźmi (i pozostałymi istotami), która w piękny sposób pokazuje przyjaźń, miłość. Urzekło mnie, że Delaney potrafił ująć wszystkie te relacje w całkiem rzeczywisty sposób, co wyróżnia książkę spośród innych. Autor pomalutku wprowadził mnie w magiczny klimat „Kronik Wardstone” i może nawet o tym nie wiem, ale już utworzył magiczną nitkę, po której będę szła sięgając po kolejne tomy powieści. Mam nadzieję, że się nie zawiodę i kolejne części dadzą mi to, czego tym razem mi zabrakło. Przekonam się już niedługo.

Po popularnej serii „Zwiadowców” zakochałam się w książkach fantasy, opowiadających o uczniach wielkich mistrzów i ich przygodach podczas długiej drogi do sprostania wymaganiom nauczyciela. W miłości tej utwierdziła mnie Trudi Canavan, która ma na swoim koncie kilka podobnych trylogii, obracających się w bardziej magicznym świecie. Ciężko jest jednak znaleźć coś podobnego,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

W książkach Ewy Nowak zaczytywałam się bez końca w gimnazjum. Podejrzewałam, że teraz, gdy jestem starsza, mogłyby nie zrobić na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Mimo wszystko, gdy zobaczyłam, że na rynek wydawniczy wkracza najnowsza powieść pisarki „Nie do pary” postanowiłam spróbować. Chciałam przypomnieć sobie specyficzny klimat, którym Ewa Nowak zaraża wszystkie swoje powieści. Pragnęłam cofnąć się o kilka lat i poznać nowych nastoletnich bohaterów, którzy zmagają się z zupełnie codziennymi (a może i niekoniecznie) sprawami.

Jak zwykle jestem pod wielkim wrażeniem tego, w jaki sposób pisarka potrafi stworzyć coś wyjątkowego z codziennych spraw. W kreowaniu bohaterów jest ona istnym mistrzem. Mało kto potrafi tak znamienicie oddać ludzkie uczucia. Głównym bohaterem jest Alek, bogaty chłopak z liceum, który próbuje znaleźć swoje miejsce w świecie. Ma kilka celi w życiu, jednym z nich jest uprzykrzanie matce życia, tak jak ona robiła to w jego dzieciństwie. Zdobycie pięknej, mądrej, idealnej dziewczyny to kolejny cel, a zarazem sposób na poradzenie sobie z problemami, na odstresowanie się i relaks. Wśród codziennych trudnych spraw, wśród kłopotów każdego nastolatka ciężko się odnaleźć. Dlatego Alek w pewnym momencie zbacza z idealnej drogi. Okazuje się, że potrafi zakochać się nie w jednej, czy dwóch, a nawet trzech dziewczynach! Prostackie, okrutne? Tak może to wyglądać z zewnątrz, ale gdy dokładnie poznacie Alka, gdy zobaczycie co czuł, to sami będziecie zmieszani. Nikt nie wie, które decyzje są tak naprawdę złe lub dobre. Bo granica między jednym, a drugim jest cienka.

Postać pierwszoplanowa jest świetnie wykreowana, ale nie mogłabym zapomnieć o tych mniej ważnych bohaterach. Mama Alka jest perfekcjonistką, wydaje się być oziębłą kobietą, dążącą do sukcesu i robiącą wszystko, by rodzina była postrzegana jako perfekcyjna. Mimo wszystko nie da się jej ocenić tak płytko. Ona również ma uczucia, też ma marzenia i cele. Gaweł – najlepszy przyjaciel Alka – również wspaniała postać. Kreatywna, pełna szalonych pomysłów, mająca swoje zdanie, bardzo pewna siebie. I oczywiście dziewczyny: Karina, Iza, Agata – każda inna od drugiej, każda wyjątkowa, mądra, piękna. Żadna z postaci nie jest płytka, czytelnik z każdą z nich może się zżyć. I za to właśnie uwielbiam Ewę Nowak, bo w prawdziwym życiu również tak jest, nikt nie jest dobry lub zły, każdy ma coś za uszami, ale ma też serce, które można odkryć.

Od tak dawna nie czytałam książek Ewy Nowak, ponieważ sądziłam, że są to typowe opowiastki dla dzieci. Dobrze, że postanowiłam zaryzykować, gdyż „Nie do pary” pochłonęło mnie tak samo jak inne książki autorki kilka lat temu. Fantastyczni bohaterzy, kilka zwrotów akcji i przede wszystkim mądrość wypływająca chyba ze wszystkich książek pisarki. Jestem nią zachwycona i polecam nie tylko młodzieży!

W książkach Ewy Nowak zaczytywałam się bez końca w gimnazjum. Podejrzewałam, że teraz, gdy jestem starsza, mogłyby nie zrobić na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Mimo wszystko, gdy zobaczyłam, że na rynek wydawniczy wkracza najnowsza powieść pisarki „Nie do pary” postanowiłam spróbować. Chciałam przypomnieć sobie specyficzny klimat, którym Ewa Nowak zaraża wszystkie swoje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niedawno przedstawiałam wam książkę o Nashu i Sancie, o ich skomplikowanej miłości i ciężkim życiu. Seria Naznaczeni mężczyźni znalazła się już w sercach miliona fanek. W każdym tomie poznajemy kolejnych bohaterów, którzy wcześniej stanowili tło innych historii. W Wierny. Jego droga otrzymujemy kontynuację miłosnej historii Nasha i Santy.

Santa była samotna, można stwierdzić, że nieszczęśliwa. Przeszłość nigdy nie dała jej tak naprawdę o sobie zapomnieć, przez co nie potrafiła być szczęśliwa z żadnym mężczyzną. Jak zwykle los okazał się przekorny i postanowił połączyć tę wrażliwą pielęgniarkę z koszmarem jej „dzieciństwa”. Nash również nie należy do grona ludzi, którzy nie mają żadnych problemów. Dowiaduje się, kto jest jego ojcem, umiera mu bliska osoba, nowy interes wymaga od niego wiecznego poświęcania uwagi. Ci złamani na duchu ludzie w pewien dziwaczny sposób odnaleźli się, a nawet zakochali się w sobie. Jak się pewnie spodziewacie, ich droga miłości nie będzie prosta i usłana różami.

Bohaterzy są wspaniali, urzekający, zdecydowanie da się ich lubić. Dość szybko ta dwójka sprawiła, że z każdą stroną bardziej kibicowałam ich kwitnącemu uczuciu. Jay Crownover być może nie stworzyła oryginalnej fabuły, ale trzeba jej oddać, że bohaterów potrafi dobrze wykreować. Przedstawiona historia miłosna jest raczej oklepana, ale na szczęście w drugim tomie rozwinęło się kilka pobocznych wątków, a akcja nieznacznie przyspieszyła. Bohaterów zdążyłam poznać i polubić w pierwszym tomie, więc teraz mogłam spokojnie skupić się nie tylko na wątku romantycznym, ale również na problemach rodzinnych bohaterów.

Wierny. Jego droga to powieść przeznaczona dla kobiet, które mają ochotę na coś lekkiego, krótkiego i życiowego. Język jest prosty, styl autorki również. Dlaczego tak wiele kobiet zakochało się w tej serii? Być może dzięki opisywanym przystojniakom, a o tym kobiety kochają czytać. Każda z nas uwielbia też, gdy ci przystojniacy mają wspaniały charakter, a już cudownie jest gdy kiedyś byli niegrzeczni, a aktualnie się zmienili i są gentlemanami jakich na co dzień nie spotkamy. Wieje bajkami nie z tej ziemi, ale pofantazjować każdy czasem lubi.

Miło spędziłam wieczór z drugim tomem „Wiernego”. Dobrze, że mogłam od razu przeczytać tom po tomie, gdyż dzielenie tej powieści na dwie części nie miało najmniejszego sensu. Nie jest to książka, którą zapamiętam na wieki, ale gdy będę miała ochotę, na przykład w wakacyjnej podróży, sięgnąć po coś lekkiego, to będą to kolejne tomy serii Naznaczeni mężczyźni.

Niedawno przedstawiałam wam książkę o Nashu i Sancie, o ich skomplikowanej miłości i ciężkim życiu. Seria Naznaczeni mężczyźni znalazła się już w sercach miliona fanek. W każdym tomie poznajemy kolejnych bohaterów, którzy wcześniej stanowili tło innych historii. W Wierny. Jego droga otrzymujemy kontynuację miłosnej historii Nasha i Santy.

Santa była samotna, można...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Seria „Naznaczeni mężczyźni” zawładnęła sercami miliona czytelniczek dzięki powieści Buntownik. W kolejnych tomach na pierwszy plan wysuwają się bohaterzy, którzy prędzej stanowili jedynie tło. W książce Wierny. Jego próba bliżej poznamy Nasha i pewną pielęgniarkę, która odmieni jego życie.

Santa jest samotna i niesamowicie wrażliwa. Kiedyś złamano jej serce i choć minęło od tego zdarzenia kilka lat – już nigdy się po tym nie pozbierała. Niby zapomniała o tamtym chłopaku, niby minęło zbyt dużo czasu, ale uczucie odrzucenia pozostało w niej na zawsze. Pracując jako pielęgniarka pewnego dnia napotyka na swojej drodze Nasha – dokładnie tego samego chłopaka, przez którego została tak skrzywdzona. Choć raczej trzeba go już nazwać mężczyzną. Bohaterce na pewno nie pomaga fakt, że Nash ma niesamowite ciało i w ogóle wygląda bosko. Mimo wszystkich krzywd z przeszłości między tą dwójką nadal iskrzy. Sancie szczególnie ciężko zachowywać się oschle, gdy Nash przybył do szpitala z powodu umierającego wujka.

Jak się pewnie każdy domyśla, książka opiera się wyłącznie na wątku miłosnym. Oprócz gorącego romansu zostaniemy pochłonięci przez problemy bohaterów i trudne relacje między nimi.

Przygoda między dwojgiem tych ludzi zaczyna się ciekawie, toczy się szybko i w sumie równie szybko kończy. Powieść została podzielona na dwa tomy, co było zupełnie zbędne. W pierwszym tomie autorka skupiła się na bohaterach oraz ich mieszanych uczuciach, więc jeśli ktoś liczy na wybuch namiętności, to niestety nie zazna tego w tym tomie (mam nadzieję, że kolejny to zmieni).

Język jest bardzo prosty, powieść czyta się w mgnieniu oka. Można po nią sięgnąć, gdy mamy godzinkę wolnego i potrzebę zrelaksowania się przy czymś niewymagającym skupienia.

Wierny. Jego próba to książka przyjemna. Fani serii nie mają pewnie żadnych wątpliwości, by sięgnąć i po tę część. Każdy bohater ma swoje marzenia, pragnienia, kilka spraw których żałuje i osób, do których ma słabość. Poznawanie każdego z nich sprawiło mi wielką przyjemność. Na końcu książki zaznałam nutki erotyzmu, dzięki której nabrałam smaku na drugi tom. Mam nadzieję, że okaże się on jeszcze lepszy.

Seria „Naznaczeni mężczyźni” zawładnęła sercami miliona czytelniczek dzięki powieści Buntownik. W kolejnych tomach na pierwszy plan wysuwają się bohaterzy, którzy prędzej stanowili jedynie tło. W książce Wierny. Jego próba bliżej poznamy Nasha i pewną pielęgniarkę, która odmieni jego życie.

Santa jest samotna i niesamowicie wrażliwa. Kiedyś złamano jej serce i choć minęło...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Kurt Cobain, Amy Winehouse, Jim Morrison, Janis Joplin to wielcy ludzie, którzy odeszli z tego świata. Są oni zagadką, kryją w sobie pewną tajemnicę, a ich śmierć poruszyła serca miliona ludzi – ich życie odbiło piętno na ziemi. Tak samo jak śmierć siostry poruszyła serce Laurel. Przecież każdy człowiek pozostawia po sobie ślad. Pozostawia cząstki siebie w sercach bliskich ludzi. Dopóki ostatnia osoba na planecie będzie pamiętać, zmarły będzie istniał. By zrozumieć stratę, cierpienie, kres i sens życia Laurel pisze listy do tych znanych postaci. Zadaje im pytania i zwierza się z życia po śmierci siostry. Jednostronna korespondencja układa się w wzruszającą historię kawałka jej życia.

„Czasem jak słucham Twojej muzyki, to wydaje mi się, że miałeś w sobie wszystkiego za dużo. Może nie mogłeś tego z siebie wydobyć. Może dlatego umarłeś. Wybuchłeś od środka”


Na początku Laurel wydawała mi się słaba, zupełnie inna od swojej martwej siostry, która emanowała życiem, brała z niego garściami, była popularna i szalona. Laurel nie potrafiła się wyzywająco ubrać, ciężko było jej poznawać nowych ludzi, potrafiła myśleć tylko o siostrze. Jednak im bardziej poznawałam bohaterkę, tym bardziej rozumiałam, że jest ona niezwykle silna. Zupełnie sama radziła sobie ze śmiercią siostry, która była jej najlepszą przyjaciółką. Poprzez listy wylewała swoje emocje. Emocje niesamowicie prawdziwe, żywe, bolesne, ale i radosne. May była starsza, była wzorem dla Laurel, dlatego bohaterka pragnęła być taka sama, bądź choć trochę podobna. Niestety była sobą, a listy były drogą, by zrozumieć, że bycie sobą to jedyny sposób na szczęście.

Książka zawiera w sobie mnóstwo bólu, tak realnego, iż czasami miałam wrażenia jakbym to ja sama straciła siostrę. Ava Deillaira odszukała w moim sercu najskrytsze zakamarki i wniosła w nie tę powieść. Przez chwilę żyłam życiem Laury i śmiercią May. Nie potrafiłam o tej historii zapomnieć.

Temat śmierci tak dobrze przedstawiony ostatnio spotkałam w książkach Johna Greena. Mało kto potrafi ten motyw poruszyć w odpowiedni sposób. Jako, że jest to debiut autorki, jestem pod wielkim wrażeniem jej wyczynów. Nie spotkałam się z schematycznością, język jest prosty, a emocje są przedstawione w taki sposób, by cała historia poruszyła zarówno serce nastolatka, jak i dorosłego.

„Kochani, dlaczego się poddaliście” to wspaniała książka, a jej bohaterów nie zapomnę przez długi czas. Listy głęboko mnie wzruszyły. Niczego mi w niej nie brakowało. Płakałam przy niej i zaznałam głównie smutku, ale niczego nie żałuję. Kocham wzruszające historie, uwielbiam, gdy mogę dzielić ból z bohaterami. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że jest to jedna z najlepszych młodzieżówek jakie przeczytałam w tym roku.



„To bzdura, że żałoba zbliża. My wylądowaliśmy na oddzielnych bezludnych wyspach.”

Kurt Cobain, Amy Winehouse, Jim Morrison, Janis Joplin to wielcy ludzie, którzy odeszli z tego świata. Są oni zagadką, kryją w sobie pewną tajemnicę, a ich śmierć poruszyła serca miliona ludzi – ich życie odbiło piętno na ziemi. Tak samo jak śmierć siostry poruszyła serce Laurel. Przecież każdy człowiek pozostawia po sobie ślad. Pozostawia cząstki siebie w sercach bliskich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Hiszpania kojarzy się z gorącym klimatem i pikantną wręcz atmosferą. Słysząc „Hiszpania” mam w głowie piękne, długonogie i złociście opalone kobiety oraz mężczyzn bez koszulek z perfekcyjną sylwetką. Elisabet Benavent to hiszpańska pisarka, która ma w sobie tyle żaru, ile przypisałabym Hiszpance. Zostaniecie rozpaleni do granic możliwości.

Valeria i jej trzy przyjaciółki tworzą oryginalny kwartet. Mają niezwykle nowoczesne podejście do życia, w szczególności do facetów i związków. Nikt nie owija w bawełnę, ich życie jest przedstawione realistycznie – ze wszystkimi typowo babskimi problemami. Czy można być niezależną, ale jednocześnie oddaną w miłości? Co zrobić jeśli Twoja przyjaciółka nienawidzi twojego nowego chłopaka. I w końcu to, co dotyczy samej Valerii, co poradzić, gdy Twój mąż wymawia się od seksu zmęczeniem i brakiem czasu?

W butach Valerii to powieść o miłości i pokręconej przyjaźni. Główna bohaterka po kilku latach małżeństwa odczuwa rutynę, nie czuje się seksowna, jest zaniedbywana. Wszystko to do momentu, gdy poznaje Victora – mężczyznę, któremu zawróciła w głowie. Ciężko jest zrezygnować z małżeństwa na rzecz krótkiego romansu. Jednak, gdy nachodzą myśli, w których stara miłość nie ma sensu, coraz trudniej zachować wierność.

Victor, och ten Victor… Było o czym czytać. Męski, przystojny, doświadczony erotycznie. Dla znudzonej mężatki najpewniej ideał. Do tego uparty, baaardzo uparty. Nie przyjmuje odmowy, jest pewien swoich pragnień i robi wszystko by je zaspokoić. Napalony na naszą Valerię, ale grzecznie czekający na jej pozwolenie do zbliżenia się. Ale czy istnieją na tym świecie ideały? Nieważne, nie ma było czasu się nad tym zastanawiać, gdyż Victor jest tak gorący, że błagałam, by Valeria wdała się z nim w romans.

Na okładce informują nas, że historia jest szczera do bólu, niczym Seks w wielkim mieście. Nie ma tu żadnej przesady! Elisabet Benavent onieśmiela swoją szczerością, powoduje u czytelnika dreszcze, rozbawia, skłania do przemyśleń – zakochałam się w Valerii od pierwszych stron! Z książki płynie więcej życia, niż z niejednej biografii. Książka podbiła serca tysięcy czytelniczek, tak i moje. Powiem więcej, ona mnie od siebie uzależniła. Prawie się popłakałam, gdy skończyłam pierwszy tom, a nie mogłam sięgnąć po kolejny.

Fabuła dobra, bohaterki mogłabym wychwalać wniebogłosy, bo to na relacjach pomiędzy bohaterami jest skupiona cała powieść, język jest prosty i nieprzesłodzony. Nad plusami tej książki mogłabym się rozwodzić cały dzień, więc najlepiej, jeśli sami się przekonacie co do fenomenu Valerii.

Wskoczyłam w buty Valerii i nie chciałam już ich zdejmować. Miałam ochotę czytać o kobietach, które będą świadome swojej zmysłowości oraz o facetach, którzy za tymi kobietami szaleją. Zakochałam się w tej książce tak, jak Valeria zakochała się w Victorze. Czyli intensywnie, namiętnie i niewiarygodnie szybko. Polecam – jest to książka dla wyjątkowych kobiet, dla każdej z nas, dla takich jak Valeria.

Hiszpania kojarzy się z gorącym klimatem i pikantną wręcz atmosferą. Słysząc „Hiszpania” mam w głowie piękne, długonogie i złociście opalone kobiety oraz mężczyzn bez koszulek z perfekcyjną sylwetką. Elisabet Benavent to hiszpańska pisarka, która ma w sobie tyle żaru, ile przypisałabym Hiszpance. Zostaniecie rozpaleni do granic możliwości.

Valeria i jej trzy przyjaciółki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Smoki zawsze mnie fascynowały. Są potężne, wyrachowane, odważne i magiczne. Magiczne, bo prawdopodobnie żyją tylko w świecie książek, legend, opowieści na dobranoc. Gdyby jednak tak puścić wodze fantazji i wpaść na pomysł, że smoki mogłyby żyć tu i teraz? Raczej niemożliwe, przecież nie dałoby się nie zauważyć ich obecności. Ale smoki są sprytne, więc gdyby tak okazało się, że są o wiele inteligentniejsze od ludzi i znalazły sposób życia w ludzkiej skórze? W ten sposób nasuwa się pomysł na barwną, trochę nieprawdopodobną, nieco tajemniczą i odrobinę romantyczną historię.

Smoki są złe, okrutne, są wrogami ludzkiego gatunku, w łańcuchu pokarmowym stoją ponad nami. Jak można w ogóle sądzić inaczej, skoro to przeklęte stworzenia zabijają całe rodziny, zioną ogniem, palą wioski. Nie mają żadnych uczuć, a jeśli je pokazują, to jest to tylko wystudiowany odruch mający na celu zmylenie człowieka. Tak przynajmniej uważa Zakon Świętego Jerzego, który szkoli swoich żołnierzy w jednym celu – wymordowania wszystkich istniejących smoków.

Ze strony ludzkiej wszystko jest jasne, ale dobrze byłoby poznać również stronę smoczą. Przeciwieństwem Zakonu Świętego Jerzego jest tytułowy Talon. Organizacja ma zupełnie przeciwne podejście do sprawy – celem jest zapanowanie nad ludźmi, których jest zdecydowanie zbyt dużo, a to w końcu oni powinni być poddanymi smoków. Tak wynika z prawa siły. Do tej właśnie organizacji należy Ember i Dante – smocze bliźniaki. Nadszedł kolejny etap szkolenia, w którym muszą opuścić bezpieczną krainę smoków i udać się do świata ludzi, gdzie w ludzkiej postaci muszą się zaaklimatyzować, zaprzyjaźnić z innymi, a także nauczyć się być człowiekiem.

Te dwa diametralnie różne światy będą przedstawione przez dwa osobniki każdego z gatunków – Ember (smoczycę) i Garreta (żołnierza Zakonu Świętego Jerzego). Jak się pewnie domyślacie, poznają się i połączy ich przyjaźń, a może coś więcej niż przyjaźń…

Bohaterowie są największym plusem książki. Są barwni, każdy ma swoje kilkanaście rozdziałów w powieści, gdzie przedstawia swoje emocje, troski i niepokoje. Szybko ich pokochałam i kibicowałam, by przestali ślepo wierzyć w schematy i walczyli o swoje szczęście. Fabuła w moich oczach również jest oryginalna, nie miałam jeszcze okazji poznać takiego spojrzenia na smoki, które przybierają ludzką postać. Zaskoczyło mnie to, ale pozytywnie. Wcale się nie dziwię, że zostały już kupione prawa do ekranizacji – dzięki barwnemu językowi Julie Kagawa nie miałam nawet odrobiny problemu, żeby wyobrazić sobie te piękne, potężne smoki i ich życie.

Talon to dopiero pierwszy tom historii, która (mam nadzieję) będzie miała jeszcze długą kontynuację. Jest mi strasznie przykro, że nie mogę od razu sięgnąć po kolejny tom. Pokochałam bohaterów i jest mi niesamowicie smutno, że tak szybko musiałam się z nimi pożegnać. Na razie mogę się jedynie domyślać, co będzie dalej i uzbroić się w cierpliwość. Polecam osobom, które lubią fantastykę młodzieżową i smoki. Również tym, którzy mają ochotę na burzę emocji, szaloną akcję i genialnych bohaterów. Zdecydowanie polecam!

Smoki zawsze mnie fascynowały. Są potężne, wyrachowane, odważne i magiczne. Magiczne, bo prawdopodobnie żyją tylko w świecie książek, legend, opowieści na dobranoc. Gdyby jednak tak puścić wodze fantazji i wpaść na pomysł, że smoki mogłyby żyć tu i teraz? Raczej niemożliwe, przecież nie dałoby się nie zauważyć ich obecności. Ale smoki są sprytne, więc gdyby tak okazało się,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pierwsze objawy to zwykła grypa, jednakże po chwili okazuje się, że jesteśmy zarażeni śmiertelnym wirusem, czymś o wiele gorszym od HIV. Gorączka, wymioty, narządy wewnętrzne zamieniające się w płynną maź jeszcze za życia, krew wypływająca z człowieka wszystkimi możliwymi otworami – właśnie to powoduje ebola. W 2014 roku świat obiegła wiadomość o przerażającym wirusie, który opuścił Afrykę i udał się w poszukiwaniu nowych ofiar do Europy, Azji i Ameryki.

Pierwsze wzmianki o wirusie pochodzą z roku 1976, z Zairu, gdzie epidemia pochłonęła 280 chorych. Nie dość, że choroba jest wysoce zakaźna, to śmiertelność w wyniku zarażenia wirusem wynosi 60 – 90%! Pierwszą ofiarą opisaną w książce jest Charles Monet. Emigrant z Francji w styczniu 1980 roku został zakażony wirusem marburg zupełnie przypadkowo, prawdopodobnie podczas wycieczki do groty Kitum. Być może wirus upodobał sobie jakiegoś nietoperza, być może małpę, ale nadal było mu mało. Zmienił swą postać tak, by móc zamieszkać również w ciele człowieka i zrobił to po to, by wymordować całą ludzkość, by przetrwać bez względu na koszty.


Wokół wirusa ebola zrobił się duży szum. Łatwo wpadano w panikę, gdy okazało się, że niczego nieświadomi ludzie przywieźli ze sobą prosto z tropikalnej dżungli tę przerażającą chorobę. Jednak czy ktoś zastanawiał się skąd taki wirus w ogóle się wziął? Jak powstał? W jaki sposób zaraził się nim pierwszy człowiek? Pewnie wiele osób zadawało sobie powyższe pytania. Choć internet jest ogromnym źródłem wiedzy, nie przedstawia szczegółowych informacji, a media zamiast podawać konkrety, sieją ogólną panikę.



Strefa skażenia ukazuje historię wirusa ebola, poczynając od badań, a skończywszy na skrupulatnych opisach choroby. Rozwój wirusa, drobne decyzje, które okazały się mieć wielki wpływ na nadal trwającą historię choroby i pomyłki osób, które mogły kosztować życie miliona ludzi.

Jak to się dzieje, że ciągle powstają nowe wirusy, które zagrażają całej ludzkości? Najpewniej jest to wynik zniszczenia biosfery lasu tropikalnego. W ekologicznie zniszczonych miejscach powstają takie mutanty, które by przetrwać wybierają sobie za ofiary ludzi gęsto zamieszkujących sawanny i lasy tropikalne. Można dojść do wniosku, że Ziemia zaczęła walczyć z ludźmi, którzy stali się jej pasożytem, że jest to pewien proces oczyszczania planety. Wizja ta jest przerażająca, ale trzeba przyznać, że całkiem realna.

Mimo wielu badań prowadzonych w specjalistycznych laboratoriach, nadal nasza wiedza o eboli jest niewielka. Na przestrzeni ostatnich lat wirus ten nagle się pojawiał i równie nagle znikał. Zabrał ze sobą już spore żniwo ludzi, a to z pewnością nie jest jeszcze koniec. Nikt nie wie, gdzie pojawi się kolejnym razem. Kto stanie się kolejną ofiarą? Być może całej ludzkości przyjdzie zmagać się z chorobą. Pamiętajcie – dziewięć na dziesięć osób tego nie przeżyje…

Pierwsze objawy to zwykła grypa, jednakże po chwili okazuje się, że jesteśmy zarażeni śmiertelnym wirusem, czymś o wiele gorszym od HIV. Gorączka, wymioty, narządy wewnętrzne zamieniające się w płynną maź jeszcze za życia, krew wypływająca z człowieka wszystkimi możliwymi otworami – właśnie to powoduje ebola. W 2014 roku świat obiegła wiadomość o przerażającym wirusie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Z bycia singlem jedni są zadowoleni, inni nie. Z jednej strony wiele mówi się o tym, jakie to wspaniałe jest życie samotnika, gdzie można o wszystkim samemu decydować. Z drugiej strony, rozmawiając z ludźmi w związku i widząc ich na wspólnych spacerach, w głębi serca czuje się zazdrość. Szkoda już mówić o tym, gdy jesteśmy sami, a mamy już ponad 30 lat. Cała wspaniała rodzinka przypomina nam przy każdej możliwej okazji, że to najwyższa pora na zawarcie związku małżeńskiego, a nasze jajeczka są w coraz gorszej formie. Jeśli jednak do tej pory nie znaleźliśmy tej odpowiedniej osoby, z którą będziemy szczęśliwe, to czy musimy zmuszać się i łączyć z człowiekiem, który nam tego nie da? Czy na tym polega życie, by spełniać wymagania innych? Mandy Hale ma na ten temat zdecydowanie inne zdanie i pokazuje, że pod żadnym pozorem nie powinniśmy ulegać namowom innych i na siłę trwać w związku, który w gruncie rzeczy nie ma żadnej przyszłości.

Podobno szczęśliwy może być każdy, ale często poddajemy tę kwestię w wątpliwość – w szczególności, gdy jesteśmy sami. A więc, czy nasze szczęście zależy od partnera? Czy można być szczęśliwym i być samotnym? To trudne pytania, na które Mandy Hale postarała się odpowiedzieć. W końcu singielka najlepiej odpowie na problematyczne pytania drugiej singielki i jak nikt inny wesprze na duchu. Autorka stworzyła wspaniałą książkę, która dotrze chyba do każdej samotnej kobiety, ponieważ skupia się ona na własnych przeżyciach, a jej rady są tak szczere, że łatwo można je wziąć do serca. Rady o tym jak przestać żyć przeszłością i być szczęśliwym samemu ze sobą są niezwykle cenne.

Czytając Singielkę miałam wrażenie, jakbym czytała czyjś ciekawy pamiętnik, z którego sama mogę wyciągnąć wiele wniosków. Przy każdym rozdziale zamieszczonych zostało wiele cytatów, które zapisałam sobie w moim notatniku, aby zawsze o nich pamiętać. Choć jestem w związku, to i tak wiele rzeczy mogłam z tej książki wynieść dla siebie. Przede wszystkim to, że sama mogę dbać o swoje szczęście. Przyznam, że chciałabym mieć do siebie taki dystans jak Mandy Hale.

Mandy Hale to niezwykle popularna blogerka, którą pokochały tysiące kobiet, czemu wcale się nie dziwię. Ta kobieta jest ogromnym wsparciem dla osób samotnych oraz tych, które niedawno przeżyły rozstanie. Autorka przedstawia sobą wielką, pozytywną siłę i potrafi przekazać innym mnóstwo motywacji. Wiele osiągnęła do tej pory, ale wróżę jej jeszcze wiele sukcesów w przyszłości. Z taką siłą i motywacją może osiągnąć w swoim życiu wszystko czego zapragnie – a co najważniejsze, pomoże w ten sposób tysiącom kobiet, które dzięki niej odzyskają poczucie własnej wartości.

Z bycia singlem jedni są zadowoleni, inni nie. Z jednej strony wiele mówi się o tym, jakie to wspaniałe jest życie samotnika, gdzie można o wszystkim samemu decydować. Z drugiej strony, rozmawiając z ludźmi w związku i widząc ich na wspólnych spacerach, w głębi serca czuje się zazdrość. Szkoda już mówić o tym, gdy jesteśmy sami, a mamy już ponad 30 lat. Cała wspaniała...

więcej Pokaż mimo to