rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Techniczne bardzo dobrze napisana; krótkie treściwie rozdziały pchają fabułę do przodu. Brak dłużyzn, wszystko co zostało w niej zawarte służy albo historii albo budowaniu świata, który też jest wcale niezły.
Mimo, iż wydana w latach 60, nie czuć jakichś dziwnych technologicznych archaizmów, jak dla przykładu u Asimova.
Sam autor zaprezentował się również jako niegłupi człowiek, bo zgrabnie zaprezentował parę zagadnień z pogranicza socjologii, filozofii i religii - gdzieś tam między wierszami, bez narzucania się.
Z takich mniej pozytywnych rzeczy to może irytować wpakowanie w głównego bohatera paru niemal boskich cech. Jest to oczywiście w pełni uzasadnione fabularnie i zgodnie z logiką świata przedstawionego, ale trochę psuje to zabawę jak ma się świadomość, że typek jest nie do zajechania i wszystko mu wychodzi doskonale, a jak nie wychodzi to od razu odkrywa w sobie kolejną super moc, koniec końców wychodząc na swoje.
W każdym razie warto przeczytać, nawet jak ktoś nie zamierza czytać kolejnych części, bo autor zamyka w finale wszystkie wątki.

Techniczne bardzo dobrze napisana; krótkie treściwie rozdziały pchają fabułę do przodu. Brak dłużyzn, wszystko co zostało w niej zawarte służy albo historii albo budowaniu świata, który też jest wcale niezły.
Mimo, iż wydana w latach 60, nie czuć jakichś dziwnych technologicznych archaizmów, jak dla przykładu u Asimova.
Sam autor zaprezentował się również jako niegłupi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Autor prostym językiem wymienia współczesne mu (lata 50) manipulacje i błędy w statystykach podawanych w mediach i innych instytucjach. Przedstawia na czym polegał błąd lub oszustwo i to właściwie tyle. Nic odkrywczego; należy przyjrzeć się kto publikuje statystykę, na jakiej próbie, jakich definicji używa, jak wygląda wykres i jaką metodą było to liczone. Wiadomo, jeżeli ja zjem mięso z ryżem, a Ty kapustę to średnio zjedliśmy gołąbki. Albo co drugi badany nie je mięsa czy też 50% badanych żywi się tylko kapustą.

Autor prostym językiem wymienia współczesne mu (lata 50) manipulacje i błędy w statystykach podawanych w mediach i innych instytucjach. Przedstawia na czym polegał błąd lub oszustwo i to właściwie tyle. Nic odkrywczego; należy przyjrzeć się kto publikuje statystykę, na jakiej próbie, jakich definicji używa, jak wygląda wykres i jaką metodą było to liczone. Wiadomo, jeżeli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dobrze się czyta do momentu, gdy pojawia się Frodo i Sam. Wiele niepotrzebnych opisów trzeba zdzierżyć, by dojść do finału, gdzie po macoszemu autor obchodzi się z Sauronem. Choć może to i lepiej, bo to co zdecydował się zrobić z Sarumanem woła o pomstę do nieba! Przecież ten wątek to komedia i nonsens, nijak niemający się do logiki świata przedstawionego. Co prędzej muszę przemyć oczy filmową trylogią.


Całość, jako jedność, oceniam na 7/10. W pełni też uznaję miejsce LOTRa na podium kanonu fantasy.

Dobrze się czyta do momentu, gdy pojawia się Frodo i Sam. Wiele niepotrzebnych opisów trzeba zdzierżyć, by dojść do finału, gdzie po macoszemu autor obchodzi się z Sauronem. Choć może to i lepiej, bo to co zdecydował się zrobić z Sarumanem woła o pomstę do nieba! Przecież ten wątek to komedia i nonsens, nijak niemający się do logiki świata przedstawionego. Co prędzej muszę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pan Dukaj jest pisarzem niegrzecznym. Słowa, które zdecydował się zawrzeć w swojej fikuśnej historyjce są niejasne, nawet po sprawdzeniu ich znaczenia w słowniku. Taki stan rzeczy byłby może i do przyjęcia, gdyby nie to, że jednocześnie jesteśmy od samego początku wrzuceni w wir nazw własnych, a także wesołego słowotwórstwa. Toteż z premedytacją pan pisarz robi nam z początku wodę z mózgu. Co sie dzieje zrozumiemy dopiero w połowie. Na koniec jednak dowiemy się, że nie rozumiemy jednak nic. Nie mniej, nie żałuję poświęconego czasu, bo mogę powiedzieć teraz w towarzystwie, że ohoho, czytuję Dukaja.

Pan Dukaj jest pisarzem niegrzecznym. Słowa, które zdecydował się zawrzeć w swojej fikuśnej historyjce są niejasne, nawet po sprawdzeniu ich znaczenia w słowniku. Taki stan rzeczy byłby może i do przyjęcia, gdyby nie to, że jednocześnie jesteśmy od samego początku wrzuceni w wir nazw własnych, a także wesołego słowotwórstwa. Toteż z premedytacją pan pisarz robi nam z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Warta uwagi książka, poruszająca zagadnienie fizycznej natury czasu, a także jego postrzeganie przez ludzki umysł. Autor ma lekkie pióro, pisze zwięźle i ładnie uporządkował wszystkie rozdziały. Jest też trochę filozofowania, ale w nienachalny sposób. Czytać śmiało.

Warta uwagi książka, poruszająca zagadnienie fizycznej natury czasu, a także jego postrzeganie przez ludzki umysł. Autor ma lekkie pióro, pisze zwięźle i ładnie uporządkował wszystkie rozdziały. Jest też trochę filozofowania, ale w nienachalny sposób. Czytać śmiało.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Napiszę komentarz w stylu autora tej powieści, żebyście wiedzieli, jak wiele można z niej wynieść:
Z mojej opinii dowiecie się bardzo wiele. Poruszam w niej wszystkie wątki, które poruszał autor. Celnie analizuję fabułę, a moje uwagi sprawiają, że wasze pojęcie o książce jest niezmierzone. W tym tekście przedstawiam wiele odniesień do światowej literatury, także trafnie przedstawiam tło historyczne wydarzeń. W moich słowach odczuwacie impakt wybitnej osoby czytelnika z nieokiełznanym talentem autora do pisania o niczym. Najważniejsze jednak są wydarzenia i fabuła. Wydarzenia są bardzo wydarzone, mówią o tym co się wydarzyło, a fabuła jest bardzo fabularna. Tło wydarzeń natomiast jest bardzo tliste, a czas akcji osadzony jest w czasie. Wielkim pisarzem był Conrad, bo wspaniała to powieść. Najwspanialsze był styl pisarza. A jaki on był dokładnie? Był wspaniały, bo był świetny.

Jeżeli uważacie, że wiele dowiedzieliście z mojej recenzji to zapraszam do lektury, bo tam jest równie interesująco. Dodam jeszcze cytat, w którym autor ustami jednej z postaci ostrzega czytelika przed dalszym wgłębieniem się:
"wów­czas wie­dzie­li­śmy już, że jest nam są­dzo­ne, nim za­cznie się od­pływ, wy­słu­chać jed­nej z roz­licz­nych przy­gód Mar­lo­wa, nie­do­pro­wa­dza­ją­cych do żad­nej kon­klu­zji."

Cała książka to właśnie historia, którą opowiada ów Marlow i tu pełna zgoda z autorem, nie ma konkluzji. Nie może jek być, bo konkluzja musi z czegoś wynikać, a tu nie ma z czego.

Napiszę komentarz w stylu autora tej powieści, żebyście wiedzieli, jak wiele można z niej wynieść:
Z mojej opinii dowiecie się bardzo wiele. Poruszam w niej wszystkie wątki, które poruszał autor. Celnie analizuję fabułę, a moje uwagi sprawiają, że wasze pojęcie o książce jest niezmierzone. W tym tekście przedstawiam wiele odniesień do światowej literatury, także trafnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Znaczenie lepsza od poprzedniczki. Nie bardzo wiadomo co to mądrego napisać, bo to kanon.
To napiszę może coś głupiego.
Tolkien dalej lubi katować czytelnika opisami nic nie znaczącymi dla fabuły - dla mnie to przekreśla możliwość uznania tego tworu za arcydzieło. To oczywiście przy założeniu, że książka jest dla czytelnika. Jak wiemy, Tolkien pisał tyleż dla samego świata przedstawionego i tworzenia mitologii co dla czytelnika, więc trzeba mieć to na uwadze. I tutaj trzeba już przyznać, że właśnie świat przedstawiony arcydziełem już jest (razem z całą otoczką, stworzonymi fikcyjnymi językami itd.).
Całość jest też napisana bardzo górnolotnym językiem (albo po prostu archaicznym), czego nie spotkamy już we współczesnej fantasy, więc ciekawie się to czyta, bo pięknie potrafi pisać autor.
Uważam też, że Tolkien miał jakiś problem z balansem. Bitwa o Helmowy Jar opisana jest w 5 zdaniach, a jaskinie za tą twierdzą Gimlii opisuje Legolasowi przez 5 stron. Quo vadis, mistrzu?

Jest też kilka śmiesznych momentów: strażnik prosi Aragorna z ferajną przed wizytą u króla o zdanie broni, a Ci mu przez dwie strony tłumaczą, co to za miecz i kto go wykuł i że nie, nie dadzą. Wyobraźcie sobie teraz podobny nietakt: wchodzicie do klubu i odmawiacie zdania kurtki do szatni, tłumacząc przez godzinę szatniarzowi kto ją uszył i kto to jej w przeszłości nie nosił. Dawaj fanty i spadaj bucu.

I tym miejscu jeszcze raz jak i przy Drużynie Pierścienia: ukłony dla mistrza Petera Jacksona i wszystkich, którzy brali udział przy tworzeniu trylogii filmowej Władcy Pierścieni, bo zaiste wyciągnął co najlepsze z tej powieści, pominął co najgorsze, a przy tym z szacunkiem odniósł się do pierwowzoru, możliwie jak najlepiej przy trudnej sztuce przenoszenia słowa pisanego na obraz srebrnego ekranu. Wielkiej dokonał on sztuki i nie zapomnę mu tego nigdy!


Ocena:
Świat jako kanon fantasy - 10/10
Odbiór książki w oderwaniu od powyższego - 7/10

Znaczenie lepsza od poprzedniczki. Nie bardzo wiadomo co to mądrego napisać, bo to kanon.
To napiszę może coś głupiego.
Tolkien dalej lubi katować czytelnika opisami nic nie znaczącymi dla fabuły - dla mnie to przekreśla możliwość uznania tego tworu za arcydzieło. To oczywiście przy założeniu, że książka jest dla czytelnika. Jak wiemy, Tolkien pisał tyleż dla samego świata...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dzięki Tolkienowi, że stworzył tak inspirujący 'scenariusz' dla arcydzieła, jakim jest trylogia filmów stworzona przez Petera Jacksona. Tolkien przyczynił się do powstania najlepszych filmów fantasy, a i możliwe, że filmów w ogóle.
Wszystko co pominął Peter w filmach Tolkien powinien pominąć również.

Połowa książki, czyli do momentu przeniesienia akcji do Rivendell jest absolutnie NIECZYTALNA. Zacząłem czytać w wieku 14 lat, skończyłem po 30stce, ale tylko dlatego, że do Rivendell wspomagałem się audiobookiem.

Książka ta zawiera też najgorszy moment w historii gatunku fantasy - Toma Bombadila. Każda litera w tym momencie powieści przyprawiała mnie o dreszcze wstrętu, a każdą komórkę ciała musiałem zmuszać, by brnąć dalej w tym bagnie nonsensu, która wprowadzało mnie w stan totalnej abominacji. Nie pasuje to do powieści, nie ma znaczenia fabularnego, nic nie wnosi i psuje odbiór całości. Tolkien sprofanował tu sam siebie. Oto ocena dzieła mistrza fantasy przez anonima z internetu; należy raczej ją olać, ale zaprawdę powiadam wam, Tom Bombadil jest tym dla Śródziemia, czym disco polo dla muzyki.

Na szczęście potem (tu i w kolejnych tomach) jest już tylko lepiej. Dalej mamy do czynienia z zaawansowanym światotwórstwem, bo taki był zamysł autora, ale gdzieniegdzie przebiła się też fabuła i idzie czerpać z tej historii przyjemność.

Nie mniej, gdyby nie filmy, które wytworzyły uwielbienie do Śródziemia i całego tokienowego lore - raczej bym nie przebrnął.

Dzięki Tolkienowi, że stworzył tak inspirujący 'scenariusz' dla arcydzieła, jakim jest trylogia filmów stworzona przez Petera Jacksona. Tolkien przyczynił się do powstania najlepszych filmów fantasy, a i możliwe, że filmów w ogóle.
Wszystko co pominął Peter w filmach Tolkien powinien pominąć również.

Połowa książki, czyli do momentu przeniesienia akcji do Rivendell jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo fajna pozycja, omawiająca filozofię polityki, władzy i jej następstw, a także konstruktywna krytyka totalitaryzmów, demokracji i innych instytucji związanych ze sprawowaniem władzy. Więcej z lektury wyniesiesz o naszej rzeczywistości niż o uniwersum SW, ale przyznam, że był to miły dodatek. Raczej trzeba też znać fabułę pierwszych 6 części filmów.

3 cytaty z książki:

"Za­py­taj­cie praw­ni­ków o głów­ną cha­rak­te­ry­sty­kę pań­stwa, a po­wie­dzą wam, że jest nią moż­li­wość na­kła­da­nia po­dat­ków na oby­wa­te­li re­ali­zo­wa­na dzię­ki zmo­no­po­li­zo­wa­niu apa­ra­tu prze­mo­cy na danym te­ry­to­rium (woj­sko, po­li­cja, sądy etc.)."

"Gwiezd­ne wojny za­wie­ra­ją po­ucza­ją­ce lek­cje na temat nie­bez­pie­czeń­stwa zwią­za­ne­go z wła­dzą pań­stwa i jego mo­no­po­li­stycz­ną kon­tro­lą nad róż­ny­mi in­sty­tu­cja­mi spo­łecz­ny­mi. Lek­cje na temat to­ta­li­ta­ry­zmu i wa­run­ków, które zwięk­sza­ją ry­zy­ko jego za­ist­nie­nia. Czy wresz­cie lek­cje na temat sku­tecz­nych me­cha­ni­zmów kon­tro­li i rów­no­wa­gi, które po­ma­ga­ją trzy­mać owe za­ląż­ki zła w ry­zach."

"Nie daj się oma­mić wła­dzy – nawet jeśli u jej steru stoją aku­rat „twoi lu­dzie”. Kie­dy­kol­wiek po­czu­jesz po­ku­sę uży­cia siły prze­ciw innym, z tego tylko po­wo­du, że na­le­żą do prze­ciw­nej dru­ży­ny, oprzyj się tej po­ku­sie. To nie są me­to­dy, któ­rych szu­kasz. Stać cię na wię­cej."

Bardzo fajna pozycja, omawiająca filozofię polityki, władzy i jej następstw, a także konstruktywna krytyka totalitaryzmów, demokracji i innych instytucji związanych ze sprawowaniem władzy. Więcej z lektury wyniesiesz o naszej rzeczywistości niż o uniwersum SW, ale przyznam, że był to miły dodatek. Raczej trzeba też znać fabułę pierwszych 6 części filmów.

3 cytaty z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo dobra pozycja popularnonaukowa z dziedziny mechaniki kwantowej. Nie wymaga przy tym znajomości fizyki; wystarczy zainteresowanie tematem. Osobiście podobało mi się też to, że autor szczegółowo opisuje ak przeprowadza się eksperymenty w tej dziedzinie. Kojarzycie na pewno eksperyment z dwoma szczelinami, czyli Doświadczenie Younga? Tutaj dowiecie się w czym te szczeliny, czym jest detektor i kim jest obserwator. W innych książkach często jest to pomijane.

Bardzo dobra pozycja popularnonaukowa z dziedziny mechaniki kwantowej. Nie wymaga przy tym znajomości fizyki; wystarczy zainteresowanie tematem. Osobiście podobało mi się też to, że autor szczegółowo opisuje ak przeprowadza się eksperymenty w tej dziedzinie. Kojarzycie na pewno eksperyment z dwoma szczelinami, czyli Doświadczenie Younga? Tutaj dowiecie się w czym te...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przereklamowana. Wielkie oczekiwania, bo ogłaszana jako arcydzieło, pisarz narkoman, niesłychane teorie, pokręcone wizje itd
Nic tu takiego nie ma. Najpierw trochę o telepatach, a potem o stanie półżycia i tyle.
Początek książki jest bardzo interesujący, ale w drugiej połowie autor jakby zmienia kierunek i tematykę, pozostawiając pierwszą część samej sobie. Całość nie dość, że przewidywalna to jeszcze autor w pewnym momencie zdradza zarówno głównej postaci jak i czytelnikowi o co chodzi, a potem przez parę rozdziałów ignoruje ten fakt. Dziwny zabieg, bo na koniec, gdy główny antagonista informuje bohatera (jak przebieraniec w Scooby Doo) o swych niecnych występkach - to czytelnik już dawno wszystko wie. Podobnież to najlepsze dzieło pisarza, a zatem ostatnie z jakim się zapoznałem. Nie polecam.

W zamian sugeruję Zajdla, Lema i Orwella, gdy ktoś oczekiwał bardziej wnikliwych i porażających treści, tak jak to opisują dzieło Dicka niektórzy poniżej.

Przereklamowana. Wielkie oczekiwania, bo ogłaszana jako arcydzieło, pisarz narkoman, niesłychane teorie, pokręcone wizje itd
Nic tu takiego nie ma. Najpierw trochę o telepatach, a potem o stanie półżycia i tyle.
Początek książki jest bardzo interesujący, ale w drugiej połowie autor jakby zmienia kierunek i tematykę, pozostawiając pierwszą część samej sobie. Całość nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zacznijmy od warsztatu pisarza, bo zasługuje on na naganę. W tekście słowo "słońce" pada 79 razy, a jest jeszcze "promień" i "światło". Otóż autor zamiast pisać coś co ma związek z fabuła, bez ustanku opisuje jaka jest pora dnia, pod jakim kątem świeci słońce, jaki ma kolor, gdzie jest na niebie, że promienie po czymś tańczą, albo się przez coś przebijają. Jak skończy pisać o słońcu, to zaczyna pisać o tym, że jak zapadnie noc to jest ciemno. Co robią postacie po ciemku? "Klękają w ciemności", a dwa zdania później "kładą się w mroku". Bardzo odkrywcze, ale później jest gorzej, bo cała akcja dzieje się na wyspie. Pomyślicie, wyspa to wiadomo, morze, ciepło, piasek i tropikalna roślinność - raz napiszesz i czytelnik już wie. Nic bardziej mylnego. Pan grafoman cały czas będzie przypominał, że wyspę otacza woda, laguna lub rafa. Ktoś ciągle słyszy szum wody, widzi wodę, albo cały jest słony, bo był w wodzie.
Teraz przechodzimy do fabuły, tak? Nie. Teraz będziemy czytać o tym, że chłopcy idą z punktu A do punktu B. Pewnie ważna te wędrówka? Nie, czemu? To wspaniała okazja, żeby opisać topografię wyspy, że są tam skały, zbocza, wzgórza, piargi, a na wszystko to, UWAGA, świeci słońce! Potem wracają z punktu B do punktu A i cóż to się wydarza! O zgrozo, zgasło słońce! A wiecie co się dzieje jak nie ma słońca? Jest ciemno i widać gwiazdy. Niezły zwrot akcji, nie? Teraz już można odetchnąć i przeczytać o topografii wyspy (tak tak, to tam sama droga, ale opisać warto jeszcze raz jak wyglądają skały).

NO i wreszcie fabuła. Chłopcy są na wyspie, każdy gada przez całą książkę to samo zdanie jakby miał zaciętą płytę, potem trochę dziecinnych sprzeczek, afery rodem z placu zabaw i akcja rozwija się w na ostanie 30 stron. Kurtyna.

Wrażenie po lekturze: niczego się nie nauczyłem, nic się nie dowiedziałem, nie rozerwałem się, nie przestraszyłem, ale utrwaliłem wiedzę, że na tropikalnej wyspie jest ciepło i świeci słońce. No i że banda dzieci w wieku 6-12 lat może nie poradzić sobie za dobrze. Nie polecam.

Zacznijmy od warsztatu pisarza, bo zasługuje on na naganę. W tekście słowo "słońce" pada 79 razy, a jest jeszcze "promień" i "światło". Otóż autor zamiast pisać coś co ma związek z fabuła, bez ustanku opisuje jaka jest pora dnia, pod jakim kątem świeci słońce, jaki ma kolor, gdzie jest na niebie, że promienie po czymś tańczą, albo się przez coś przebijają. Jak skończy pisać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zbiór 5 stronicowych opowiadań, właściwie wszystkie na podobnym poziomie. Osobiście nie lubię barbarzyńskich ruskich imion i nazwisk, a autor był nadał je każdej z postaci, nawet jeżeli ta wypowiada jedno słowo lub tylko gapi się w okno. Stosuje też niesamowicie dużo trzykropków... niczym nastolatka w swoim fan-ficu...

Jakoś szczególnie nie polecam, ale z drugiej strony to jest tak krótkie, że nie sposób się tym zmęczyć. Czasem da się pośmiać, a na pewno też ma dużą wartość pod względem zanurzenia się w mentalność tamtej epoki i kraju.

Ot, taki literacki odpowiednik rolek/shortów na fejsie czy jutubie.

Zbiór 5 stronicowych opowiadań, właściwie wszystkie na podobnym poziomie. Osobiście nie lubię barbarzyńskich ruskich imion i nazwisk, a autor był nadał je każdej z postaci, nawet jeżeli ta wypowiada jedno słowo lub tylko gapi się w okno. Stosuje też niesamowicie dużo trzykropków... niczym nastolatka w swoim fan-ficu...

Jakoś szczególnie nie polecam, ale z drugiej strony to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z perspektywy XXI wieku książka jest już archaiczna i jako science-fiction nie przedstawia żadnej wartości. Chyba, że ktoś chce sobie przestudiować dzieje gatunku czy coś w ten deseń.
Co do samej powieści to posiada kilka irytujących cech. Po pierwsze brak w niej bohaterów. Są jakieś postacie, mają jakieś imiona i nazwiska, strasznie dużo gadają, ale to tylko papierowe pionki do przedstawienia losów Fundacji, czyli tytułowej organizacji, której misje dziejową wyznaczył na 30 tyś. lat w przód matematyk statystyk. Po drugie, jest wtórna wobec samej siebie, jakbyśmy wpatrywali się w fraktal. Mamy tu kilka historii rozpostartych na przestrzeni kilkudziesięciu lat, które są w swym założeniu identyczne. Taki sam początek, rozwinięcie, niby zwrot akcji i zakończenie. Po trzecie, mimo zakończenia, książka ta nie ma zakończenia. Można ją skończyć po pierwszym rodziale, drugim lub trzecim i nie będzie żadnej różnicy. Jak ktoś nie zns to niech przeczyta 1/3 i skończy, nawet jak sie podoba, bo potem jest tak samo. Nie wiem jak kolejne części serii, ale nie zamierzam ryzykować straty czasu.

Z perspektywy XXI wieku książka jest już archaiczna i jako science-fiction nie przedstawia żadnej wartości. Chyba, że ktoś chce sobie przestudiować dzieje gatunku czy coś w ten deseń.
Co do samej powieści to posiada kilka irytujących cech. Po pierwsze brak w niej bohaterów. Są jakieś postacie, mają jakieś imiona i nazwiska, strasznie dużo gadają, ale to tylko papierowe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Warto czytać Zajdla. Od Cylindra polecam zacząć, bo kolejne są lepsze:
Cylinder van Troffa - 6/10
Wyjście z cienia - 7/10
Paradyzja - 7/10
Limes inferior - 8/10
Cała prawda o planecie Ksi - 8/10

Te trzy ostatnie + Orwellowski 1984 i Folwark jestem skłony polecić jako lekturę obowiązkową. O nauce płynącej z tych powieści trzeba pamiętać zawsze.

Warto czytać Zajdla. Od Cylindra polecam zacząć, bo kolejne są lepsze:
Cylinder van Troffa - 6/10
Wyjście z cienia - 7/10
Paradyzja - 7/10
Limes inferior - 8/10
Cała prawda o planecie Ksi - 8/10

Te trzy ostatnie + Orwellowski 1984 i Folwark jestem skłony polecić jako lekturę obowiązkową. O nauce płynącej z tych powieści trzeba pamiętać zawsze.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Słabe czytadło oparte na znanych kliszach. Uniwersum bite od sztancy, sztampowe przygody i naiwna fabuła.
Wysokie oceny dziwią. Możliwe, że książka ma jakieś walory dla dzieci, jeżeli to ich pierwszy kontakt z książką inną niż lektura szkolna - nie wiem.
Zwróćcie uwagę na tabelę ocen; rozkład Gausa układa się nienaturalnie na wartości 10, więc z duża dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że to oceny osób typu "podoba mi się 10, nie podoba mi się 1".

Słabe czytadło oparte na znanych kliszach. Uniwersum bite od sztancy, sztampowe przygody i naiwna fabuła.
Wysokie oceny dziwią. Możliwe, że książka ma jakieś walory dla dzieci, jeżeli to ich pierwszy kontakt z książką inną niż lektura szkolna - nie wiem.
Zwróćcie uwagę na tabelę ocen; rozkład Gausa układa się nienaturalnie na wartości 10, więc z duża dozą prawdopodobieństwa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mój trzeci Zajdel. Za każdym razem w innym stylu, ale ciągle z lekkim piórem i świetnym przekazem.
Gdzieś tam możecie przeczytać, że powieść niedokończona, ale nie jest to prawda. Koniec jest, ale z możliwością kontynuacji, a to nie to samo. Niestety autor był umarł młodo, toteż z możliwości tejże skorzystać nie mógł. Szkoda.

Co do samej historii: "Folwark Zwierzęcy" w kosmosie. Cóż więcej potrzeba?

Mój trzeci Zajdel. Za każdym razem w innym stylu, ale ciągle z lekkim piórem i świetnym przekazem.
Gdzieś tam możecie przeczytać, że powieść niedokończona, ale nie jest to prawda. Koniec jest, ale z możliwością kontynuacji, a to nie to samo. Niestety autor był umarł młodo, toteż z możliwości tejże skorzystać nie mógł. Szkoda.

Co do samej historii: "Folwark Zwierzęcy" w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rozumiem przesłanie, doceniam trafne przewidywanie przeszłości, ale facet nie potrafi pisać. Narracja to jeden wielki bełkot; ciągłe silenie na poetyckość, patos i skoki czasowo-lokacyjne. Do tego marne dialogi i ciągła dłużyzna, niesłychanie męcząca, a przecież ta książka ma raptem parę stron. Główny bohater kompletnie nieinteresujący i niewiarygodny.
Bardzo słabo. Tym gorzej dla autora, że idzie się tematyką zająć udolnie, vide Lem, Zajdel czy Orwell.
Warto wziąć przykład z jej treści i cisnąć nią w płomienie, bo tylko zniecheca (o ironio) do literatury.

Rozumiem przesłanie, doceniam trafne przewidywanie przeszłości, ale facet nie potrafi pisać. Narracja to jeden wielki bełkot; ciągłe silenie na poetyckość, patos i skoki czasowo-lokacyjne. Do tego marne dialogi i ciągła dłużyzna, niesłychanie męcząca, a przecież ta książka ma raptem parę stron. Główny bohater kompletnie nieinteresujący i niewiarygodny.
Bardzo słabo. Tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mamy tu do czynienia z misternie wykreowanym światem i samo zagłębianie się w jego przemyślaną złożoność jest wystarczające, by czerpać przyjemność z lektury. Autorowi jednak to nie wystarczyło i dorzucił dobrze napisane, wiarygodne postacie o zrozumiałych motywacjach. Następnie dodał znakomitą fabułę i jeszcze błyskotliwie nawiązał do ustroju PRLu.
Zawarł tu jeszcze wiele innych rzeczy godnych uwagi, ale to już szukać we własnym zakresie.
Minusem jest tylko zakończenie, które pozbawia tej powieści statusu arcydzieła.
Nie mniej, jest to perła polskiej literatury, a Zajdel od Orwella gorszy tylko w tym, że nie pisał po angielsku.

Mamy tu do czynienia z misternie wykreowanym światem i samo zagłębianie się w jego przemyślaną złożoność jest wystarczające, by czerpać przyjemność z lektury. Autorowi jednak to nie wystarczyło i dorzucił dobrze napisane, wiarygodne postacie o zrozumiałych motywacjach. Następnie dodał znakomitą fabułę i jeszcze błyskotliwie nawiązał do ustroju PRLu.
Zawarł tu jeszcze wiele...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sapkowski stwierdził, że uwielbia każde zdanie i każdą literkę Żelaznego, a że ja uwielbiam każde zdanie Sapka to oczekiwania były wielkie. Srogie rozczarowanie.
Zaczyna się od najbardziej oklepanego wątku we wszystkich historiach w jakimkolwiek medium; amnezji głównego bohatera. Mimo wszystko początek historii jakoś daje radę i potrafi zainteresować. Niestety potem wszystko się sypie. Autor gubi tempo, odkrywa wszystkie karty, niczym nie zaskakuje i kończy książkę bez żadnego zwrotu akcji. Facet wszedł i wyszedł.
Raczej nie będę kontynuował, bez sensu się męczyć.

Sapkowski stwierdził, że uwielbia każde zdanie i każdą literkę Żelaznego, a że ja uwielbiam każde zdanie Sapka to oczekiwania były wielkie. Srogie rozczarowanie.
Zaczyna się od najbardziej oklepanego wątku we wszystkich historiach w jakimkolwiek medium; amnezji głównego bohatera. Mimo wszystko początek historii jakoś daje radę i potrafi zainteresować. Niestety potem...

więcej Pokaż mimo to