-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1099
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać330
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński19
-
Artykuły„(Nie) mówmy o seksie” – Storytel i SEXEDPL w intymnych rozmowach bez tabuBarbaraDorosz2
Biblioteczka
2014-04-14
2014-01-05
2014-01-14
Debiut to słowo, które nie tyle ma w sobie bagaż emocjonalny, co zakorzenioną charakterystykę, przez którą spodziewamy się, że tekst będzie zwyczajnie niedorobiony. Dlatego zawsze z obawą podchodzę do nowych autorów, nawet jeśli są już znani z krótkich form prozatorskich. Bo to, że pisarz jest świetny w opowiadaniach, wcale nie oznacza jeszcze, że równe sprawnie poradził sobie z czymś dłuższym.
Mając w pamięci moje nie najlepsze spotkania z debiutantami, zawsze podchodzę do nich z ostrożnością, ale też z dawką ciekawości, bo a nóż widelec... tym razem...
W ostatnim czasie sięgnęłam po zeszłoroczny debiut - horror Grzegorza Gajka Szaleństwo przychodzi nocą. To cieniutka, niepozorna książeczka - liczy sobie ledwie dwieście stron - o której głośno nie było, za to raczej pozytywnie. Bo i też rodzimy horror jest na naszym rynku jeszcze bardziej niszowy niż SF - tak mogłoby się zdawać.
Bohaterem powieści jest Staniek - leciwy jegomość, który właśnie pochował żonę. Schorowany, ledwie lubiący swojego zięcia Tomasza, z bagażem dziecięcych wspomnień na karku, stawia czoło swojemu nowemu, samotnemu życiu. Ale jak się okazuje, nie jest ono do końca samotne.
Takie tło fabularne może znaleźć się w większości powieści, ale jak przystało na horror, jest tu też stare i bardzo złe zło, jest też mniejsze i bardziej przyziemne zło, jest strach i jest tragedia.
Bo w pierwszą samotną noc naszego bohatera, coś się obudziło. W natłoku myśli, zaczęły wracać do niego wspomnienia z dzieciństwa - te złe szczególnie - pojawiły się tajemnicze postacie pod szafą, które dawno temu chroniły go przed potworami spod łóżka. Wielka pajęczyca zaczyna tkać swoją sieć zła, wplątując w nią nie tylko Stańka, ale również przypadkowych narkomanów.
Żeby było miło, zawsze lepiej zacząć od tego dobrego. Szaleństwo... czytało mi się sprawnie, biorąc pod uwagę natłok innych spraw, chociaż tak cienka książka powinna być lekturą góra na dwa dni. Najważniejsze jest to, że w żadnym stopniu mnie nie nudziła, a po każdej stronie delikatnie zachęcała by sięgnąć po więcej. Budowała napięcie, wzbudzała niepokój, tak jak horror powinien to robić, bo im dalej posuwała się lektura, tym większe było prawdopodobieństwo na spotkanie czegoś innego, zaskakującego. Krótko mówiąc - warsztatowo jest świetnie. Gajek wykonał swoją prace porządnie - nawet zastanawiałam się w pewnym momencie, czy moja choinka jest tylko choinką, gdy zgaszę w pokoju światło. Ta warstwa Szaleństwa... jest idealna.
Mieszane uczucia mam w stosunku do świata przedstawionego, bo w całej książce brakowało mi wypełniaczy, jakiejś rozbudowanej scenerii - nie tylko krajobrazowej, bo ta nie była aż tak potrzebna. I owszem, niby ktoś coś gotuje, pojawiają się sprawy zwyczajne, frywolne nawet - kupujemy kino domowe, czy nowy aparat fotograficzny?, komórka dla dziadka, czy dla syna? i inne podobne. Nawet trafiło się wodzenie wzrokiem zięcia za tyłkiem żony. A jednak pewne miejsca Szaleństwa... są ucięte. Niby pojawia się jakaś zawiła relacja między teściem i zięciem, ale nie została ona nigdy rozbudowana, a przecież musiała się ona jakoś przekładać na stosunki dziadka i wnuka. Bo wnuk Staś jest w pewnym stopniu kluczowy dla fabuły, a ja nie czułam jego wieku (13 lat?) - w zasadzie najmłodszy bohater był zupełnie nijaki. Do tego córka Stańka, która zaginęła gdzieś pomiędzy tyłkiem a pracą...
Postacie męskie są o wiele lepiej skrojone, i przeważają - zdaję sobie sprawę, że pisał to facet, więc chcąc nie chcąc o facetach wie więcej, ale jednak jest tutaj dysproporcja. I chociaż córka głównego bohatera jest prawie niewidoczna, to również męskim bohaterom brakuje nieco do doskonałości. Wnuk Staś jest nijaki, Tomasz z kolei mimo pozorów też jest postacią wybrakowaną. Bo czy on też nie jest w jakiś sposób naznaczony szaleństwem? Ile Tomaszów może być w jednym Tomaszu?
Z kolei szaleństwo Stańka wcale nie jest tak wyraziste jak powinno być w przypadku kogoś z bagażem traumatycznych wspomnień i Panem Lisem pod kredensem. Postawiłabym w tych sprawach masę pytań, czekających chociaż na skrawek odpowiedzi. Mam wrażenie, że miejscami brakło akapitu opisu, który łączyłby pewne sprawy ze sobą - ale to kwestia osobistego odbioru tekstu. Wiadomo - ilu czytelników, tyle gustów.
Nie zmienia to faktu, że o ile książkę czytało mi się na prawdę dobrze, i podczas lektury nic mi nie przeszkadzało, to jednak odnajduję w niej braki fabularne, które na dłuższą metę nie sprzyjają tekstowi Gajka w żaden sposób. Troszkę to pokręcone i zawiłe - jak pajęczyna (czyżby taki zabieg autora?).
W powieści Gajka jest jeszcze jedna bardzo denerwująca rzecz, taki drobiazg życia codziennego - herbata. Wszyscy piją herbatę! Jakby była ona płynem wiecznego życia i kluczem do egzystencji. Bo jak można nie pić herbaty? Tylko za każdym razem myślałam o tandetnych kwestiach polskich seriali w stylu "to może ja zaparzę herbaty, a ty mi zaraz wszyściutko opowiesz!". Może to efekt mojego upodobania do kawy, a może ta ich herbata była tak irytującym zwyczajem, jak ja to odebrałam.
Została mi jeszcze kwestia Zła w Szaleństwie..., które mam wrażenie, też zostało potraktowane trochę po macoszemu. Doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że dobre zło, to takie, o którym nigdy do końca wszystkiego nie wiemy, jednak tutaj mam z nim problem. A problem jest dość banalny - nie umiem go sobie odpowiednio zaszufladkować w bazie danych. Bo z nim tutaj jest podobnie jak ze wspomnieniami Stańka - jest wspominane. Jest wszystkim i niczym - dosłownie i w przenośni. Jest... szaleństwem, które przychodzi nocą...
I mimo wszystko, czekam na kolejną powieść grozy Gajka, bo w końcu debiuty są od tego, żeby się na nich potykać i uczyć. I jeszcze, żeby zaciekawić sobą czytelnika.
Recenzja opublikowana na blogu BookHunters: http://bookhunters2.blogspot.co.uk/2014/01/grzegorz-gajek-szalenstwo-przychodzi.html
Debiut to słowo, które nie tyle ma w sobie bagaż emocjonalny, co zakorzenioną charakterystykę, przez którą spodziewamy się, że tekst będzie zwyczajnie niedorobiony. Dlatego zawsze z obawą podchodzę do nowych autorów, nawet jeśli są już znani z krótkich form prozatorskich. Bo to, że pisarz jest świetny w opowiadaniach, wcale nie oznacza jeszcze, że równe sprawnie poradził...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2010-10-20
W porównaniu z przydługimi już tomami "Godziny czarownic", "Lasher" na prawdę trzyma w napięciu i wprowadza wiele ciekawych wątków do historii.
I oczywiście niezapomnianiana 13-letnia Mona - jedyne w swoim rodzaju dziecko.
W porównaniu z przydługimi już tomami "Godziny czarownic", "Lasher" na prawdę trzyma w napięciu i wprowadza wiele ciekawych wątków do historii.
I oczywiście niezapomnianiana 13-letnia Mona - jedyne w swoim rodzaju dziecko.
O kolejnych powieściach Anne Rice nie da się pisać bez odniesienia do samej autorki, która na przestrzeni lat zmieniała środek ciężkości w swoich utworach podobnie jak we własnym życiu. Dar wilka, tekst otwierający najnowszy cykl Rice, to efekt kolejnej duchowej przemiany.
Anne Rice jest jedną z moich ulubionych autorek i nie potrafię przejść obojętnie koło jej książki. Sama autorka opisuje Dar Wilka jako powrót do gotyckich motywów - starych mrocznych domów, tajemniczej śmierci, obietnicy rodzinnych sekretów i potwora o nadnaturalnych zdolnościach jako bohatera. Znając cykle o wampirach oraz czarownicach Mayfair, wiem czego mogę się spodziewać po ostatniej (wydanej w Polsce) powieści Rice. A sam tytuł nie daje żadnych wątpliwości - tym razem poznajemy historię rodu wilkołaków.
Akcja powieści toczy się w San Francisco w stanie Kalifornia, głównym bohaterem jest dziennikarz - Reuben Giolding - któremu powierzono zadanie opisania starej posiadłości Nideck Piont. Na miejscu poznaje Marchent Nideck - obecną właścicielkę ogromnego domu, z którą przeżywa bardzo krótki romans zakończony brzemiennym w skutkach atakiem dzikiej bestii. Od tego momentu zaczyna się nietypowa podróż Reubena do poznania samego siebie - zarówno w aspekcie wilczym, jak i ludzkim.
Czytając Dar wilka nie mogłam nie zauważyć kilku prawidłowości, które odnalazłam we wczesnych powieściach Rice. Bohater zostaje wyrwany ze swojego spokojnego życia, w nagły i tragiczny sposób - duże podobieństwo do Lestata, który został porwany by stać się wampirem, a wcześniej wiódł życie młodego panicza. O przekazaniu nadnaturalnego dziedzictwa mówi się w obu cyklach jako o darze - dar wilka, mroczny dar, który jednocześnie przeraża i fascynuje. Brat ksiądz - o ile Jim Golding jest dosłownie księdzem, o tyle brat Luisa był nawiedzanym (a może natchnionym) przez Boga chłopcem. W obu wypadkach widzimy nawiązanie do kościoła i duchowości - w prozie Rice przewija się dużo wątków katolickich, które nie nikną nawet po kolejnych duchowych przemianach autorki.
Kolejnym tropem, które łączy dwa cykle, są silne jednostki kobiece, nawet gdy znajdują się one na dalszym planie utworu. Najprościej porównać matki: pewna siebie pani chirurg w Darze wilka i Gabriela - matka Lestata, która po przemianie w wampira nosi męskie ubrania i odmawia bycia damą na salonach. Automatycznie odsyła mnie to do motywu szukania towarzyszki życia - chociaż bez poznania dalszych losów Reubena i Laury trudno jest wysuwać jakiekolwiek wnioski.
Mroczność i gotyckość to inna kwestia. I nie jestem do końca przekonana czy tego się spodziewałam i czy w taki sposób. Przede wszystkim współczesność mocno odziera powieść z tajemnicy - bo mamy komórki, komputery, maile, ogromne telewizory i systemy alarmowe dokładnie w tym samym miejscu co tajemne pokoje i dziewicze lasy sekwojowe. I jest w Darze wilka pewna przewidywalność, bo sam motyw Człowieka Wilka znany jest już z różnych źródeł masowej kultury, więc czym nowym może zaskoczyć nas Rice?
Może. Przede wszystkim historią wilkołactwa, które w jej przypadku wiąże się z pewną archeologiczną pasją; odniesieniami do licznych źródeł kultury, a nawet współczesnych fenomenów; dopracowaniem wszystkich szczegółów, nawet tych najmniejszych i wydawałoby się, że nieistotnych. Zresztą, jeśli popatrzymy na styl pracy Rice, to docenimy jej powieści pod każdym względem - obszerna biblioteka z książkami pełnymi zaznaczonych i ważnych fragmentów, ot królowa researchu. A wszystko to podlane narratorskim kunsztem i świetnie zbudowanymi postaciami.
Po tak przyjemnej lekturze, zostawiającej niewątpliwy niedosyt Reubena i spółki, pozostaje mi czekać na kolejny tom przygód wilczej bandy pióra Rice. Kontynuacja Daru wilka - The Wolves of Midwinter - jest już oczywiście dostępna w języku angielskim, jednak jestem przekonana, że REBIS nie zostawi swoich czytelników i w końcu dopisze w dziale z zapowiedziami i tę pozycję.
Recenzja opublikowana na blogu BookHunters: http://bookhunters2.blogspot.co.uk/2014/01/anne-rice-dar-wilka.html
O kolejnych powieściach Anne Rice nie da się pisać bez odniesienia do samej autorki, która na przestrzeni lat zmieniała środek ciężkości w swoich utworach podobnie jak we własnym życiu. Dar wilka, tekst otwierający najnowszy cykl Rice, to efekt kolejnej duchowej przemiany.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toAnne Rice jest jedną z moich ulubionych autorek i nie potrafię przejść obojętnie koło jej książki....