-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
ArtykułyTysiące audiobooków w jednym miejscu. Skorzystaj z oferty StorytelLubimyCzytać1
Biblioteczka
2014-07-22
2014-07-12
2014-08-13
2014-11-07
2014-08-22
2014-08-19
2014-12-10
2014-07-19
2014-06-30
2014-08-17
2014-08-08
2014-08-08
2014-08-08
2014-11-16
2014-05-21
2014-04-14
2014-02-20
2014-01-16
2014-02-28
2014-01-05
O kolejnych powieściach Anne Rice nie da się pisać bez odniesienia do samej autorki, która na przestrzeni lat zmieniała środek ciężkości w swoich utworach podobnie jak we własnym życiu. Dar wilka, tekst otwierający najnowszy cykl Rice, to efekt kolejnej duchowej przemiany.
Anne Rice jest jedną z moich ulubionych autorek i nie potrafię przejść obojętnie koło jej książki. Sama autorka opisuje Dar Wilka jako powrót do gotyckich motywów - starych mrocznych domów, tajemniczej śmierci, obietnicy rodzinnych sekretów i potwora o nadnaturalnych zdolnościach jako bohatera. Znając cykle o wampirach oraz czarownicach Mayfair, wiem czego mogę się spodziewać po ostatniej (wydanej w Polsce) powieści Rice. A sam tytuł nie daje żadnych wątpliwości - tym razem poznajemy historię rodu wilkołaków.
Akcja powieści toczy się w San Francisco w stanie Kalifornia, głównym bohaterem jest dziennikarz - Reuben Giolding - któremu powierzono zadanie opisania starej posiadłości Nideck Piont. Na miejscu poznaje Marchent Nideck - obecną właścicielkę ogromnego domu, z którą przeżywa bardzo krótki romans zakończony brzemiennym w skutkach atakiem dzikiej bestii. Od tego momentu zaczyna się nietypowa podróż Reubena do poznania samego siebie - zarówno w aspekcie wilczym, jak i ludzkim.
Czytając Dar wilka nie mogłam nie zauważyć kilku prawidłowości, które odnalazłam we wczesnych powieściach Rice. Bohater zostaje wyrwany ze swojego spokojnego życia, w nagły i tragiczny sposób - duże podobieństwo do Lestata, który został porwany by stać się wampirem, a wcześniej wiódł życie młodego panicza. O przekazaniu nadnaturalnego dziedzictwa mówi się w obu cyklach jako o darze - dar wilka, mroczny dar, który jednocześnie przeraża i fascynuje. Brat ksiądz - o ile Jim Golding jest dosłownie księdzem, o tyle brat Luisa był nawiedzanym (a może natchnionym) przez Boga chłopcem. W obu wypadkach widzimy nawiązanie do kościoła i duchowości - w prozie Rice przewija się dużo wątków katolickich, które nie nikną nawet po kolejnych duchowych przemianach autorki.
Kolejnym tropem, które łączy dwa cykle, są silne jednostki kobiece, nawet gdy znajdują się one na dalszym planie utworu. Najprościej porównać matki: pewna siebie pani chirurg w Darze wilka i Gabriela - matka Lestata, która po przemianie w wampira nosi męskie ubrania i odmawia bycia damą na salonach. Automatycznie odsyła mnie to do motywu szukania towarzyszki życia - chociaż bez poznania dalszych losów Reubena i Laury trudno jest wysuwać jakiekolwiek wnioski.
Mroczność i gotyckość to inna kwestia. I nie jestem do końca przekonana czy tego się spodziewałam i czy w taki sposób. Przede wszystkim współczesność mocno odziera powieść z tajemnicy - bo mamy komórki, komputery, maile, ogromne telewizory i systemy alarmowe dokładnie w tym samym miejscu co tajemne pokoje i dziewicze lasy sekwojowe. I jest w Darze wilka pewna przewidywalność, bo sam motyw Człowieka Wilka znany jest już z różnych źródeł masowej kultury, więc czym nowym może zaskoczyć nas Rice?
Może. Przede wszystkim historią wilkołactwa, które w jej przypadku wiąże się z pewną archeologiczną pasją; odniesieniami do licznych źródeł kultury, a nawet współczesnych fenomenów; dopracowaniem wszystkich szczegółów, nawet tych najmniejszych i wydawałoby się, że nieistotnych. Zresztą, jeśli popatrzymy na styl pracy Rice, to docenimy jej powieści pod każdym względem - obszerna biblioteka z książkami pełnymi zaznaczonych i ważnych fragmentów, ot królowa researchu. A wszystko to podlane narratorskim kunsztem i świetnie zbudowanymi postaciami.
Po tak przyjemnej lekturze, zostawiającej niewątpliwy niedosyt Reubena i spółki, pozostaje mi czekać na kolejny tom przygód wilczej bandy pióra Rice. Kontynuacja Daru wilka - The Wolves of Midwinter - jest już oczywiście dostępna w języku angielskim, jednak jestem przekonana, że REBIS nie zostawi swoich czytelników i w końcu dopisze w dziale z zapowiedziami i tę pozycję.
Recenzja opublikowana na blogu BookHunters: http://bookhunters2.blogspot.co.uk/2014/01/anne-rice-dar-wilka.html
O kolejnych powieściach Anne Rice nie da się pisać bez odniesienia do samej autorki, która na przestrzeni lat zmieniała środek ciężkości w swoich utworach podobnie jak we własnym życiu. Dar wilka, tekst otwierający najnowszy cykl Rice, to efekt kolejnej duchowej przemiany.
Anne Rice jest jedną z moich ulubionych autorek i nie potrafię przejść obojętnie koło jej książki....
Tyle już było pomysłów i historii, przez co mam wrażenie, że trudno jest stworzyć autorom coś nowego i interesującego zarazem. Dodatkowo bez zbędnego udziwniania. Ponoć proste pomysły są najlepsze - bo w swojej prostocie pokazują genialność, i jestem w stanie się z tym zgodzić w 100%, bo kocham minimalizm.
Taka zwyczajność w literaturze raczej nie dotyczy fantastyki - no bo przecież tam w zasadzie wszystko jest możliwe, więc po co pot i łzy jak można pstryknąć magicznym palcem. Całe szczęście są jeszcze autorzy, w dodatku młodzi, którzy zaprzeczają wszelkim stereotypom i robią to w wielkim stylu.
Powieść Rusnaka, o której nieco wspominałam w tym tekście, miała trochę problemów z pojawieniem się na papierze. Czas ognia, czas krwi przebył długa drogę poprzez ognie Ifrytu (wydawca, który przez rok zapowiadał publikację) aby móc trafić w ręce czytelników. I nie jestem nawet pewna, czy otrzymała należne jej fanfary, gdy wyjechała z drukarni świeża i pachnąca klejem. Bo chociaż ja byłam na bieżąco z promocją powieści, to nie sądzę, by miała ona szansę na coś globalnego. Autor ma też swoje życie, a gdy wydawca młody i niedoświadczony, to nie ma miejsca na porządny marketing.
Czas ognia, czas krwi to historia młodego maga wędrownego, który najpierw działa, a potem myśli. Ale przede wszystkim, budzi wielką sympatię czytelnika. Filip Saggo nie jest typowym przedstawicielem swojej gildii, to wielki facet, o grubych paluchach, który zupełnie nie pasuje na czarodzieja; umiejętności nadnaturalnych też mu natura poskąpiła. Jego przygody pokazane są w sposób fragmentaryczny, przywodzą na myśl zbiór opowiadań, ale to tylko forma, która przekazuje nader ciekawe wnętrze. I to jest najważniejsze - bo interesujących treści jest mało na polskim rynku. Zwykle dostajemy tekst, który jest niedopracowany, mocno przekombinowany, lub zwyczajnie wtórny. I o ile zagraniczne debiuty przeważnie trafiają do nas, bo już coś osiągnęły w swoim kraju, lub na skalę międzynarodową, to rodzime powieści mają się tutaj znacznie gorzej. Ale wyjątkiem od tej reguły jest właśnie powieść Rusnaka, i cieszę się, że miałam okazję się z nią zapoznać.
Fabularnie mamy dwa przeplatające się ze sobą wątki, tworzące konstrukcję, która w idealny sposób dozuje napięcie. Ciekawe jest też to, w jaki sposób obie linie opowieści zostały napisane: pierwsza, nazwałabym ja główną, to narracja pierwszoosobowa z perspektywy Filipa; druga, to z kolei opowieść w trzeciej osobie, snuta "zza pleców" zakonnika - brata Nelsona. Co je łączy? tego można się dowiedzieć czytając Czas ognia, czas krwi. Wracając do narracji - Rusnak porwał się na coś, co autorom nie zawsze się udaje, a tekstom bardzo szkodzi, czyli opowieść z pierwszej osoby. A jednak zrobił do dobrze, nawet świetnie - widać, że jest to powieść dopracowana. Zarówno forma jak i treść współgrają ze sobą tworząc książkę, która chce się przeczytać.
Głównym minusem powieści jest jej skład, ale pisanie kolejny raz o masie błędów jakie napotkać może czytelnik, mija się celem. W tym miejscu lepiej skupić się na licznych zaletach. I do niewątpliwych plusów Czasu ognia, czasu krwi muszę zaliczyć prostotę - na wielu płaszczyznach. Prosta fabuła, która jednak w kilku miejscach w ciekawy sposób zakręca, tworząc świetny splot zdarzeń. Postacie na swój sposób barwne, i chociaż delikatnie zarysowane (szczególnie drugoplanowe) to nie są w żaden sposób płaskie. Mają w sobie tyle, ile wymaga od nich fabuła, przez co świetnie wkomponowują się w przygody Filipa. I taki swojski steampunk, który trochę jest a trochę go nie ma - wyważony i prosty. Chociaż zabrakło mi rozwinięcia motywu mechanicznej kobiety.
Przeczytałam książkę, a dopiero później spojrzałam na opis na okładce. O Ignorancjo! jakże oni Ciebie karmią! Mam wrażenie, że nikt z wydawnictwa nie zadał sobie trudu, żeby sklecić kilka sensownych słów o treści, które faktycznie zachęciłyby masę ludzi do przeczytania. To samo tyczy się okładki, która może i nawiązuje do jakiegoś fragmentu, ale nijak ma się do całego tekstu.
Bardzo żałuje, że nie przeczytałam powieści zaraz po jej premierze, gdzie miałabym szansę nieco ją rozreklamować entuzjastycznymi opiniami, a także pokazać, że 2013 był dobrym rokiem debiutów w fantastyce. Natomiast niezwykle ciesze się, że w ogóle udało mi się poznać świat Czasu ognia, czasu krwi i będę wyczekiwała kolejnej powieści Rusnaka, a w międzyczasie przeczytam jego zbiór Opowieści niesamowitych.
Recenzja opublikowana została na blogu BookHunters: http://bookhunters2.blogspot.co.uk/2014/03/marcin-rusnak-czas-ognia-czas-krwi.html
Tyle już było pomysłów i historii, przez co mam wrażenie, że trudno jest stworzyć autorom coś nowego i interesującego zarazem. Dodatkowo bez zbędnego udziwniania. Ponoć proste pomysły są najlepsze - bo w swojej prostocie pokazują genialność, i jestem w stanie się z tym zgodzić w 100%, bo kocham minimalizm.
więcej Pokaż mimo toTaka zwyczajność w literaturze raczej nie dotyczy fantastyki - no bo...