-
Artykuły[QUIZ] Harry Potter. Sprawdź, czy nie jesteś mugolemKonrad Wrzesiński17
-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik5
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać60
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant4
Biblioteczka
2019-12-31
2019-10-06
2019-09-15
2019-08-26
2019-08-08
2019-07-27
2019-07-10
2019-06-12
2019-03-31
2019-03-17
Najgorętszy prawniczy duet rodzimej literatury kryminalnej znowu w grze. Przyznaję, że tym razem odczuwam ogromną satysfakcję ze spotkania z Chyłką i jej wiernym kompanem Kordianem "Zordonem".
Intryga kryminalna co do której w poprzednim tomie miałam ogromne zastrzeżenia, tym razem dostarczyła mi dużej satysfakcji. Remigiusz Mróz nawiązał do nadal bardzo aktualnego tematu stołecznych reprywatyzacji, sprytnie wplatając między wiersze wątek rodzinnej zemsty. Ten zabieg sprawił, że aż do samego końca powieści ciężko było rozgryźć, co tym razem czeka na naszych ulubieńców i kogo tak naprawdę przyjdzie im bronić. Niewinnego lekarza, który ma co nieco uszami i uchodzi za wyjątkowego gbura, czy może wyrachowanego psychopatę? Jak już przywykliśmy, na finałowy efekt "Wow!" przyjdzie nam poczekać dosłownie do ostatnich stron.
Podobnie jest z relacjami jakie łączą Joannę i Kordiana. Niby wszystko zostało już (w domyśle) powiedziane lub zasugerowane. Jednak odnoszę wrażenie, że żaden dotychczasowy tom nie dookreślił i nie rozwiał wątpliwości dotyczących tego, co łączy tych dwoje. Oliwy do ognia jak zawsze dolewa zakończenie książki. Sprawia to, że jeszcze bardziej kibicuję ich relacji, która została wystawiona na wyjątkowo ciężką próbę.
Po słabszym i pokręconym "Oskarżeniu" tym razem dostałam od Remigiusza Mroza taki tom przygód Chyłki, do jakiego zostałam przyzwyczajona. Dobra intryga kryminalna i ogień u głównych bohaterów. Jestem na TAK i daję 7/10.
Najgorętszy prawniczy duet rodzimej literatury kryminalnej znowu w grze. Przyznaję, że tym razem odczuwam ogromną satysfakcję ze spotkania z Chyłką i jej wiernym kompanem Kordianem "Zordonem".
Intryga kryminalna co do której w poprzednim tomie miałam ogromne zastrzeżenia, tym razem dostarczyła mi dużej satysfakcji. Remigiusz Mróz nawiązał do nadal bardzo aktualnego tematu...
2019-03-06
Chyłka. Chyłeczka. Chyłkunia. Spotkanie z nią po prawie dwóch latach przerwy było jak powrót do dawno nie widzianych, starych i bardzo dobrych znajomych. Muszę przyznać, że z dużym sentymentem sięgnęłam po "Oskarżenie". Po rewelacjach z poprzedniego tomu a zwłaszcza po zakończeniu jakie zaserwował nam Remigiusz Mróz, spodziewałam się petardy. Tymczasem wystrzelił do mnie marny kapiszon.
Tylko z sentymentu dla cyklu i głównej bohaterki oceniam ten tom jako dobry. Moim zdaniem jest on najsłabszy z całego chyłkowego uniwersum. Intryga kryminalna jest tak bardzo pokręcona, że aż naciągana. Jakby Pan Mróz sam nie wiedział w którą stronę finalnie zamierza to poprowadzić. Muszę jednak przyznać, że nie dla zagadki z jaką przyjdzie się zmierzyć Chyłce i Kordianowi, a dla ich historii tak dramatycznie zakończonej w poprzednim tomie, sięgnęłam po "Oskarżenie". I jestem wściekła na autora za to, co w zakończeniu zgotował Joannie. Wiem, że to tylko fikcja literacka, ale gdzieś z tyłu głowy miałam cień nadziei na to, że Chyłka poukłada sobie i tak już pokiereszowane życie. Z lektury "Testamentu" już wiem, że póki co nie ma na to najmniejszych szans.
Odnoszę wrażenie, że Remigiusz Mróz czerpie satysfakcję z pastwienia się nad swoimi bohaterami. Chyłka to twarda zawodniczka. Jednak ja mimo całej frajdy jaką sprawia mi czytanie jej pokręconych przygód, życzyłabym sobie mniej dramatów u tej bohaterki. Jako kobieta uważam, że tutaj Mróz trochę przesadził. Z sentymentu 6/10.
Chyłka. Chyłeczka. Chyłkunia. Spotkanie z nią po prawie dwóch latach przerwy było jak powrót do dawno nie widzianych, starych i bardzo dobrych znajomych. Muszę przyznać, że z dużym sentymentem sięgnęłam po "Oskarżenie". Po rewelacjach z poprzedniego tomu a zwłaszcza po zakończeniu jakie zaserwował nam Remigiusz Mróz, spodziewałam się petardy. Tymczasem wystrzelił do mnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-02-15
Jubileuszowe dziesiąte Lipowo wywołało u mnie całkiem przyjemny efekt WOW. Spodziewałam się co prawda czegoś w stylu "Łaskuna" ale nie mogę zbytnio marudzić, ponieważ tajemnicze "Rodzanice" są bardzo sympatyczną mieszanką klimatycznych "Utopców", "Trzydziestej pierwszej" i wspomnianego już "Łaskuna".
Całość "Rodzanic" utrzymana jest w klimacie nieco bardziej zbliżonym do "Utopców", a jest to związane z bardzo mrocznym klimatem, echami okolicznej legendy i czymś w rodzaju "rytualnej" zbrodni. Nie jest łatwo wytypować o co tak naprawdę chodzi w kryminalnej zagadce, kto jest mordercą i jaki był motyw. Bowiem każdy z bohaterów skrywa jakiś mroczny sekret. Nawet ci, którzy z pozoru wydają się być sympatyczni lub raczej mało wnoszą do fabuły, okazują się mieć swoje mroczniejsze oblicze.
Sporo dzieje się u dobrze już nam znanych bohaterów. Wbrew ogólnej, bardzo negatywnej opinii na jaką zapracował sobie Paweł Kamiński, ja po tej części patrzę na niego z odrobiną szacunku. Co do postaci Daniela Podgórskiego... Jego notowania niestety spadają. Irytuje mnie do tego stopnia, że często łapałam się na tym, iż zdecydowanie bardziej podobała mi się ta postać w początkowych tomach cyklu. Ciekawym zabiegiem było pokazanie, że każda ze znanych już postaci przeszła znaczną metamorfozę. Emilia z szarej myszki stała się bardziej pewna siebie, Weronika z marzycielki przeobraziła się w osobę twardo stąpającą po ziemi. A to tylko kilka ważnych dla treści przykładów.
Zakończenie "Rodzanic" jasno sugeruje, że w jedenastym tomie będzie się dużo działo. Już nie mogę się doczekać!
Jubileuszowe dziesiąte Lipowo wywołało u mnie całkiem przyjemny efekt WOW. Spodziewałam się co prawda czegoś w stylu "Łaskuna" ale nie mogę zbytnio marudzić, ponieważ tajemnicze "Rodzanice" są bardzo sympatyczną mieszanką klimatycznych "Utopców", "Trzydziestej pierwszej" i wspomnianego już "Łaskuna".
Całość "Rodzanic" utrzymana jest w klimacie nieco bardziej zbliżonym do...
2019-02-05
Nazwisko Miłoszewski sporo znaczy w naszym rodzimym poletku autorów piszących kryminały. A wszystko to za sprawą Zygmunta Miłoszewskiego, brata autora, który popełnił powieść o intrygującym tytule "Kastor".
Wspomniana powieść z gatunku tych, co to smakują mi najbardziej, chodziła za mną już od dawna. Cudna okładka, tajemniczy tytuł, zachęcający opis, intryga osadzona w latach 90-tych. Biorę w ciemno! I tak w miniony weekend zabrałam się za czytanie.
Muszę zaznaczyć, że było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Wojtka Miłoszewskiego, nie licząc ulubionego serialu "Wataha". I jakie było owo pierwsze spotkanie? Ano niestety przeciętne.
Trzeba przyznać, że "Kastora" czyta się szybko. Nie jest jakoś strasznie wymagającym kryminałem. Jednak mimo lekkości w czytaniu, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że momentami w fabule panował delikatny bałagan. I niestety budziło to moją irytację. Podobnie jak to, że nie został w nim oddany klimat lat 90. Jakoś mimowolnie porównywałam go do "Pochłaniacza" Bondy, w którym klimat lat 90, mimo iż w retrospekcji, oddany został w sposób dla mnie mistrzowski. Tutaj niestety tego zabrakło. Podobny niedosyt odczuwam w związku z zagadką kryminalną, bohaterami i ogólnie z postacią głównego bohatera. Jakoś strasznie jest to wszystko dla mnie nie dopracowane, brakuje tego czegoś na co się tak bardzo nastawiłam. Klimat? Charakterystyczny rys? To COŚ, co porywa w wir i nie chce się odczepić nawet po skończeniu książki. Tutaj niestety tego nie było. Nie u mnie.
Podsumowując, jest to dla mnie bardzo przeciętny kryminał, którym hmmm, tak, rozczarowałam się, niestety. Tym razem tylko 5/10.
Nazwisko Miłoszewski sporo znaczy w naszym rodzimym poletku autorów piszących kryminały. A wszystko to za sprawą Zygmunta Miłoszewskiego, brata autora, który popełnił powieść o intrygującym tytule "Kastor".
Wspomniana powieść z gatunku tych, co to smakują mi najbardziej, chodziła za mną już od dawna. Cudna okładka, tajemniczy tytuł, zachęcający opis, intryga osadzona w...
2019-01-16
Wilki. Zwierzęta niezwykłe. Piękne, tajemnicze, dzikie. Od wieków utożsamiane ze złymi omenami niosącymi śmierć, co stało się ich ogromną tragedią. Budząc olbrzymi lęk sprawiły, że człowiek bał i nadal boi się wilka. A kogo boi się wilk? Paradoksalnie wilk boi się... człowieka.
W swojej książce Adam Wajrak stawia czoła stereotypom jakie przez wszystkie dziesięciolecia narosły względem wilczego tematu. I robi to w taki sposób, że nie sposób odłożyć lektury w której opisuje przygodę życia. Bo Wilki Wajraka są istotami bardzo inteligentnymi. Unikają kontaktu z człowiekiem, stronią od "konfliktów", chcą spokojnie i z dala od ludzkich siedlisk w bezpieczny sposób wychować swoje potomstwo. Tworzą rodziny w których egzystują w zachowaniu ścisłej hierarchii. Zabicie jednego z jej członków osłabia całą watahę. I właśnie to poczucie wilczej jedności najbardziej chwyciło mnie za serce. Sięgając po tą pozycję najbardziej obawiałam się trudnych rozdziałów poświęconych działalności człowieka, oczywiście na wilczą niekorzyść. Jednak mimo mojej wrażliwości okazałam się na tyle twarda, by nie rozkleić się czytając o bezdusznym wykradaniu szczeniąt, tropieniu by zabić, czy o okrutnym procederze związanym z wnykami. Może już straciłam wiarę w człowieka? Na szczęście jest garstka (a może więcej niż garstka) ludzi takich jak Adam Wajrak. Takich, którzy dbają o przyrodę i szanują wilcze prawa.
Wajrak pokazał mi, że nie trzeba bać się wilków. One unikają człowieka jak przysłowiowego ognia. My sami sobie na to zapracowaliśmy, by zwierzęta kojarzyły sobie nasz zapach jako śmiertelne zagrożenie. Jest to dla mnie bardzo przykre. Piękny, dziki, niezwykle inteligentny wilk boi się człowieka. A my zamiast chronić najcenniejszy skarb, jakim jest rodzima przyroda jeszcze bardziej przyczyniamy się do jej zagłady.
Najbardziej przeraża nas to, czego nie znamy. Warto więc sięgnąć po tę pozycję i przestać bać się wilka.
Wilki. Zwierzęta niezwykłe. Piękne, tajemnicze, dzikie. Od wieków utożsamiane ze złymi omenami niosącymi śmierć, co stało się ich ogromną tragedią. Budząc olbrzymi lęk sprawiły, że człowiek bał i nadal boi się wilka. A kogo boi się wilk? Paradoksalnie wilk boi się... człowieka.
W swojej książce Adam Wajrak stawia czoła stereotypom jakie przez wszystkie dziesięciolecia...
2019-01-07
Miło było wrócić do Lipowa po niespełna rocznej przerwie. Spotkanie z bohaterami dziewiątej już części cyklu było dla mnie dosyć dużą przyjemnością. Jednak przyznaję, że mimo iż od premiery "Nory" minęło sporo czasu, ja zdecydowałam się uzupełnić czytelnicze zaległości na wieść o mającym się ukazać dziesiątym tomie.
Powieści Katarzyny Puzyńskiej stały się dla mnie wyznacznikiem swego rodzaju trendu na rodzimym poletku "kryminalistów" i przyczyniły się do tego, że zaczęłam sięgać po tego typu powieści w kobiecym wydaniu. I szczerze mówiąc nie żałuję.
Dziewiąty tom sagi o Lipowie serwuje miłośnikom prozy Katarzyny Puzyńskiej wszystko to, do czego autorka zdążyła już nas przyzwyczaić. Poznajemy dalsze losy dobrze już nam znanych bohaterów, obserwujemy zmiany jakie zachodzą u niektórych z nich. Jest też to, co lubimy najbardziej: skomplikowana zagadka kryminalna, którą autorka wraz z kolejnymi przeczytanymi stronami miesza jeszcze bardziej. Wszak intrygujący jest już sam tytuł. Kim lub czym jest zagadkowa Nora? Jaki związek z zagadką kryminalną ma postać pacjentki szpitala psychiatrycznego? Która z ofiar jest tą kluczową? Jak potoczą się i tak już bardzo pogmatwane sprawy z życia osobistego Daniela Podgórskiego? Pytań dużo, oczywistych odpowiedzi brak. A powieść liczy przeszło 800 stron, co dodatkowo nie ułatwia wytypowania mordercy, a nawet sprawia, że czytelnik może się delikatnie pogubić. O to nie jest trudno! Wydaje mi się, że właśnie fakt obszerności treści, mnogość wątków pobocznych, liczba bohaterów pojawiających się w powieści oraz fakt, że każdy z nich jest w jakiś sposób podejrzany bądź powiązany z ofiarami, nie ułatwia "wciągnięcia się" w historię wymyśloną przez autorkę. W moim odczuciu akcja powieści rusza z kopyta dopiero w momencie retrospekcji do wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat. Zaczyna się robić bardzo ciekawie, pewne powiązania wpływają na odbiór przeczytanej już treści i nieco łatwiej jest zrozumieć zamysł autorki.
Ogromnym plusem dla autorki jest to, że każda z części cyklu nie jest "odgrzewanym kotletem". Nie ma tutaj powtarzalności, utartych schematów. Cykl od samego początku zaskakuje. Oczywiście bywają powieści słabsze, jednak nie na tyle kiepskie aby zniechęcić do sięgania po kolejne części przygód policjantów z malowniczego Lipowa. Moim zdaniem taką nieco słabszą pozycją w cyklu jest właśnie "Nora". Gdyby zamknąć treść w 500-set stronach, nie rozwijać niepotrzebnych wątków pobocznych i zmniejszyć liczbę postaci, dostalibyśmy powieść znacznie łatwiejszą w odbiorze.
Podsumowując: z sentymentu dla cyklu, szacunku dla autorki i faktu, że jest to jednak przemyślana i spójna historia (mimo nadmiaru bohaterów i wątków pobocznych co może utrudniać taki osąd), oceniam "Norę" jako dobry kryminał. 6/10.
Miło było wrócić do Lipowa po niespełna rocznej przerwie. Spotkanie z bohaterami dziewiątej już części cyklu było dla mnie dosyć dużą przyjemnością. Jednak przyznaję, że mimo iż od premiery "Nory" minęło sporo czasu, ja zdecydowałam się uzupełnić czytelnicze zaległości na wieść o mającym się ukazać dziesiątym tomie.
Powieści Katarzyny Puzyńskiej stały się dla mnie...
Przedostatnia część cyklu o przygodach kontrowersyjnej Joanny Chyłki za mną. Jak zwykle autor wzniósł się na wyżyny kreatywności i możliwości swojej wyobraźni. I dzięki temu niejednokrotnie w myślach powtarzałam sobie "kiedy się dziwić przestanę?".
Przyjemnie czytało mi się o tym jak Joanna i Kordian starają się ułożyć wspólne życie. W duchu życzyłam sobie oraz bohaterom tego, aby autor wreszcie pozwolił na to, by zagościła u nich harmonia. Niestety, nie było im to dane. Remigiusz Mróz zsyła na Joannę rewolucję w życiu rodzinnym, prywatnym i zawodowym. Dzięki temu główna oś fabularna opiera się na walce z tajemniczym stalkerem, samobójczej wyprawie w Himalaje i łączącej się z tym wszystkim obronie oskarżonej o morderstwo osoby. Dodajmy do tego wielką niewiadomą związaną ze stanem zdrowia Joanny i otrzymamy mieszankę wybuchową, która trzyma w napięciu dosłownie do ostatniej strony. Bowiem trzeba przyznać, że zakończenie mimo iż bardzo przekombinowane, wbija w fotel. Nie brałam pod uwagę takiego obrotu spraw.
Chyba już się przyzwyczaiłam do mrozowego stylu pisania i nie oczekuję literatury wysokich lotów. Ma mi dostarczać rozrywki oraz umilać czas po ciężkim dniu w pracy. Właśnie to otrzymałam podczas lektury "Kontratypu". Dlatego też nie narzekam i daję mocne 6/10.
Przedostatnia część cyklu o przygodach kontrowersyjnej Joanny Chyłki za mną. Jak zwykle autor wzniósł się na wyżyny kreatywności i możliwości swojej wyobraźni. I dzięki temu niejednokrotnie w myślach powtarzałam sobie "kiedy się dziwić przestanę?".
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPrzyjemnie czytało mi się o tym jak Joanna i Kordian starają się ułożyć wspólne życie. W duchu życzyłam sobie oraz bohaterom...