-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1173
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać419
Biblioteczka
2024-02-07
2023-03-24
Budka Suflera największym zespołem w historii polskiej muzyki rozrywkowej? Wiadomo, można się spierać. Jedno nie ulega wątpliwości - zasłużyła sobie na takie wydawnictwo. I nawet jeśli autor momentami zbyt czołobitnie podchodzi do twórczości grupy, to mnie nawet bardziej odpowiada takie subiektywne, kolorowe, gawędziarskie gadanie niż sucha, obiektywna i przez to bezbarwna narracja pt. "zespół powstał w tym a tym roku, założył go ten i tamten, pierwszą płytę nagrali w tym a tym roku, a w następnym ruszyli w trasę" itp. Jest tu kilka pysznych anegdot, dużo fajnych zdjęć, intryguje także forma samej książki - pisana z perspektywy ludzi, muzyki oraz rodowitego miasta Budki, Lublina. Forma ta sprawia, że książki nie trzeba nawet czytać tradycyjnie od początku do końca i można wybrać własną drogę lektury. Książka będzie także ozdobą każdej biblioteczki - te ponad 700 stron w twardej okładce na półce prezentuje się naprawdę okazale. Na koniec dodam tylko, że sam nigdy fanem Budki nie byłem, jej dorobek znam w zasadzie tylko z najbardziej klasycznych numerów (ostatnim z nich był dla mnie "Bal wszystkich świętych"), a tę biografię czytałem z niekłamaną przyjemnością.
Budka Suflera największym zespołem w historii polskiej muzyki rozrywkowej? Wiadomo, można się spierać. Jedno nie ulega wątpliwości - zasłużyła sobie na takie wydawnictwo. I nawet jeśli autor momentami zbyt czołobitnie podchodzi do twórczości grupy, to mnie nawet bardziej odpowiada takie subiektywne, kolorowe, gawędziarskie gadanie niż sucha, obiektywna i przez to bezbarwna...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-10-14
2022-03-28
Cóż, objętościowo ani merytorycznie nie jest to poziom wywiadów-rzek Rafała Księżyka, ale i tak książka "Królowie życia" stanowi jakąś bazę informacji dla fanów nierozłącznego duetu Skawiński-Tkaczyk. Apetyt jednak miałem na nieco więcej.
Cóż, objętościowo ani merytorycznie nie jest to poziom wywiadów-rzek Rafała Księżyka, ale i tak książka "Królowie życia" stanowi jakąś bazę informacji dla fanów nierozłącznego duetu Skawiński-Tkaczyk. Apetyt jednak miałem na nieco więcej.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-12-28
Po lekturze książki "Życie, bierz mnie" Jarka Szubrychta i pobieżnych seansach na YouTubie odnoszę wrażenie, że Andrzej Zaucha nigdy nie odniósł takiego sukcesu, jak chociażby Zbigniew Wodecki. Ja myślę, że temu facetowi zwyczajnie zabrakło szczęścia. No bo z czego tak naprawdę najbardziej kojarzony jest Wodecki - znakomity muzyk i wokalista? Z "Pszczółki Mai" i "Chałup", a nie z bardziej ambitnych kompozycji. Zaucha też miał swoje przystępne hity - "Byłaś serca biciem", "Baw się lalkami", ale chyba żaden tak nie siadł masowej publiczności jak ta nieszczęsna "Maja" Wodeckiego. Zausze można było wytykać, że grał na saksach i podśpiewywał zachodnim turystom do kotleta w austriackich kurortach, ale cóż złego tak naprawdę jest w takich fuchach? Druga sprawa - Zaucha śpiewał repertuar od Sasa do lasa, przez rock, blues, jazz i pop, a w późniejszych latach śpiewał też w teatrze... No i do czego tu się przyczepić, skoro facet potrafił się odnaleźć niemal w każdym gatunku? Można powiedzieć, że przez taki rozstrzał nie miał swojego stylu, a jednak nie da się pomylić jego głosu z jakimkolwiek innym. Zaucha był fenomenem, nie miał formalnego wykształcenia muzycznego, a w sposób naturalny wyuczył się czegoś, co profesjonalnym wokalistom może zająć całe życie. Jego życie miało tragiczny finał i kto wie, może nagle po czterdziestce bądź nawet po pięćdziesiątce jego kariera by rozkwitła? Z Zauchy mógł być taki nasz polski Joe Cocker. Słynną "Georgię" Raya Charlesa śpiewał ponoć jak nikt inny. Teraz to se możemy gdybać...
Świetna książka, wciągnąłem się w nią niesamowicie, chociaż tak naprawdę nigdy Zauchy nie słuchałem.
Po lekturze książki "Życie, bierz mnie" Jarka Szubrychta i pobieżnych seansach na YouTubie odnoszę wrażenie, że Andrzej Zaucha nigdy nie odniósł takiego sukcesu, jak chociażby Zbigniew Wodecki. Ja myślę, że temu facetowi zwyczajnie zabrakło szczęścia. No bo z czego tak naprawdę najbardziej kojarzony jest Wodecki - znakomity muzyk i wokalista? Z "Pszczółki Mai" i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-05-20
Lubię sposób, w jaki Trzaska wypowiada się o muzyce, w jakie słowa ubiera to, co ma do powiedzenia na temat warsztatu instrumentalisty. Czy brak formalnego wykształcenia muzycznego naprawdę musi w jazzie przeszkadzać? Zawodowo rzecz ujmując, Trzaska jest zresztą niedoszłym plastykiem (nie ukończył studiów artystycznych), którego z czasem pochłonęła właśnie pasja do muzyki - dzikiej, nieprzewidywalnej, nieprzywiązanej zbyt mocno do teorii. Zbyt jazzowy dla mainstreamu, zbyt mainstreamowy dla jazzu, Trzaska (podobnie jak jego przyjaciel Tymański) od lat lawiruje na granicy tych dwóch światów i chyba właśnie to powoduje, że jego życiorys jest tak interesujący i wart opowiedzenia. Rzecz jasna, nie jest tu mowa wyłącznie o muzyce, ale też o kwestiach tożsamości (Trzaska jest Żydem) oraz związków międzyludzkich. Rzucę truizmem, że dla fanów "Wrzeszcz!" to pozycja obowiązkowa, ale zainteresuje również każdego sympatyka polskiej muzyki alternatywnej ostatnich trzydziestu lat.
P.S.: "Syf" też może być pozytywnym określeniem.
Lubię sposób, w jaki Trzaska wypowiada się o muzyce, w jakie słowa ubiera to, co ma do powiedzenia na temat warsztatu instrumentalisty. Czy brak formalnego wykształcenia muzycznego naprawdę musi w jazzie przeszkadzać? Zawodowo rzecz ujmując, Trzaska jest zresztą niedoszłym plastykiem (nie ukończył studiów artystycznych), którego z czasem pochłonęła właśnie pasja do muzyki -...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-11-26
To nie jest typowa biografia zespołu muzycznego. To opowieść o post-peerelowskiej Łodzi, która spłodziła sfrustrowanych anty-ideowców chcących zwać się "Generacją Nic", rozczarowanych pustką życia w neo-kapitalistycznym społeczeństwie. Bunt bez rewolucji, bunt na pokaz, po którym zostało ledwie parę dźwięków, które i tak mało już kto dziś pamięta. Bunt, który wyczerpał się, gdy okazało się, że trzeba do niego dokładać. Dobra i gorzka lektura.
To nie jest typowa biografia zespołu muzycznego. To opowieść o post-peerelowskiej Łodzi, która spłodziła sfrustrowanych anty-ideowców chcących zwać się "Generacją Nic", rozczarowanych pustką życia w neo-kapitalistycznym społeczeństwie. Bunt bez rewolucji, bunt na pokaz, po którym zostało ledwie parę dźwięków, które i tak mało już kto dziś pamięta. Bunt, który wyczerpał się,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-11-16
Rzecz spisana w formie wywiadu-rzeki z Rafałem Księżykiem (współautorem m.in. autobiografii Tomasza Stańki czy Tymona Tymańskiego). Jak to w tego typu publikacjach bywa, muzyka nie jest jedynym tematem rozmów. Kazik ciekawie opisuje chociażby swoje poglądy religijne czy polityczne, nie skąpi słów także w temacie zażywania przeróżnych substancji psychoaktywnych, z którymi miał styczność. Fajnie, bo naprawdę sporo można się dowiedzieć o jednej z najważniejszych postaci polskiej sceny muzycznej ostatnich, bez mała, trzydziestu lat. Na przykład który członek grupy KNŻ potrafi nie pić przez dziesięć dni albo czemu na przejściu granicznym małemu Kazikowi celnicy zarekwirowali zabawki.
Rzecz spisana w formie wywiadu-rzeki z Rafałem Księżykiem (współautorem m.in. autobiografii Tomasza Stańki czy Tymona Tymańskiego). Jak to w tego typu publikacjach bywa, muzyka nie jest jedynym tematem rozmów. Kazik ciekawie opisuje chociażby swoje poglądy religijne czy polityczne, nie skąpi słów także w temacie zażywania przeróżnych substancji psychoaktywnych, z którymi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-11-11
To już truizm, ale nazwisko Księżyka faktycznie stanowi znak jakości. Lektura płynie szybko niczym luźna rozmowa, a Muniek odkrywa się tutaj dużo bardziej niż w książce redaktora Brzozowicza (którą również warto przeczytać).
To już truizm, ale nazwisko Księżyka faktycznie stanowi znak jakości. Lektura płynie szybko niczym luźna rozmowa, a Muniek odkrywa się tutaj dużo bardziej niż w książce redaktora Brzozowicza (którą również warto przeczytać).
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-08-13
Małe rozczarowanie. Przede wszystkim dlatego, że w książce dominują tematy narkotyczne i okołonarkotyczne, rzecz nie ma więc raczej co aspirować do miana biografii intrygującego muzyka, jakim jest pan Maleńczuk. Z drugiej jednak strony - to chyba nie miała być biografia. Mamy tu po prostu zapis serii wywiadów, w których Maleńczuk barwnym, soczystym językiem opisuje swoje narkotyczno-alkoholowe perypetie. Rzecz jasna, jest też gdzieś tu i tam trochę o muzyce (czego ja akurat życzyłbym sobie więcej). Na plus - ciekawe rozdziały opisujące pobyt muzyka w więzieniu oraz w zakładzie psychiatrycznym. Natomiast jeśli faktycznie można by skrócić treść wywodu do jednego zdania, to tytuł pozycji idealnie podsumowuje całość.
Rzecz albo dla fanów artysty, albo dla zaciekawionych tematem ćpania, bo faktycznie jest tu tego sporo.
Małe rozczarowanie. Przede wszystkim dlatego, że w książce dominują tematy narkotyczne i okołonarkotyczne, rzecz nie ma więc raczej co aspirować do miana biografii intrygującego muzyka, jakim jest pan Maleńczuk. Z drugiej jednak strony - to chyba nie miała być biografia. Mamy tu po prostu zapis serii wywiadów, w których Maleńczuk barwnym, soczystym językiem opisuje swoje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-06-04
2019-05-28
Lepszy rydz niż nic... ale chyba liczyłem na więcej. Choćby na więcej stron - rzecz można bez problemu łyknąć w jeden dzień i wniosek jest taki, że po lekturze pozostaje spory niedosyt. Nie wiem, czy Ostry skorzystał z usług "ghost-writera", ale jego opowieść można by rozwinąć, nadać szerszy kontekst, szczegółowiej nakreślić portrety miejsc i ludzi, zwłaszcza że bohaterem jest jedna z największych postaci nie tylko polskiego hip-hopu, ale i polskiej muzyki rozrywkowej w ogóle. Liczyłem też na więcej pisarskiego "mięsa", a tymczasem Ostry przyznaje, że większość jego szalonych imprezowych historii wręcz nie nadaje się do opowiedzenia; tu i ówdzie zdarza mu się także przepraszać za rzucenie grubszym słowem. Kolejny minus to już kwestia edytorska - osobiście nie przepadam za pogrubianiem pojedynczych zdań w tekście, które de facto ma na celu zasugerowanie czytelnikowi, które fragmenty książki są najważniejsze czy też najmocniejsze. Dla mnie to oznaka niedocenienia inteligencji czytającego.
Reasumując - szkoda, że trochę pospieszono się z wydaniem tej książki i nie pozwolono historii Ostrego opowiedzieć się na nowo w większych szczegółach, a wydanie tej autobiografii najprawdopodobniej spowoduje, że już nikt więcej za ten temat należycie się nie weźmie. Kończąc jednakże pozytywną nutą - wielki ukłon dla Andrzeja Wąsika za okraszenie opowieści Ostrego świetną, komiksowo-popartową szatą graficzną.
Lepszy rydz niż nic... ale chyba liczyłem na więcej. Choćby na więcej stron - rzecz można bez problemu łyknąć w jeden dzień i wniosek jest taki, że po lekturze pozostaje spory niedosyt. Nie wiem, czy Ostry skorzystał z usług "ghost-writera", ale jego opowieść można by rozwinąć, nadać szerszy kontekst, szczegółowiej nakreślić portrety miejsc i ludzi, zwłaszcza że bohaterem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Wspomnienia siostry Jacka są bezcenne, spora ilość archiwalnych zdjęć również bardzo na plus, niestety całość jest za krótka. Muzyk tej rangi, zmarły w tragicznych okolicznościach, zasługuje jednak na bardziej szczegółowy portret.
Wspomnienia siostry Jacka są bezcenne, spora ilość archiwalnych zdjęć również bardzo na plus, niestety całość jest za krótka. Muzyk tej rangi, zmarły w tragicznych okolicznościach, zasługuje jednak na bardziej szczegółowy portret.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to