-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać1
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2023-01
2017-04-04
2019-10-29
2019-04-14
2019-03-18
2017-11-02
Dziennik Laury Palmer. Książka na którą polowałam od dawna. Niestety, jej pierwsze wydanie z roku 1990 stało się wręcz egzemplarzem kolekcjonerskim, niedostępnym w żadnym sklepie. Jedyną formą pomocy stały się antykwariaty i allegro. W antykwariacie nie natknęłam się na to cudo, a na allegro cena(rok temu) mnie powaliła. Można było kupić dziennik za 70 zł. Bardzo chciałam go mieć ale jednak cena była zbyt wysoka nawet jak na moje uwielbienie do serialu Twin Peaks.
Jednak, jak to mówią cierpliwość popłaca i jeszcze w tym roku wraz z wypuszczeniem 3 sezonu serialu wydawnictwo Znak zdecydowało się na wznowienie wydania dziennika. Chwała im za to!
Lektura pochłonęła mnie od pierwszych stron i pewnie gdyby nie moja emocjonalność mogłabym przeczytać go w 1 dzień, jednak zważywszy na chorobę i zbytniego przeżywania akcji musiałam to rozłożyć na trzy dni. Trzy dni z Laurą Palmer.
Czytając ten opis książki chce mi się trochę śmiać, gdyż jest taki.. zwykły. Absolutnie nie oddaje klimatu stworzonego przez Lyncha i Frosta i co więcej, nie zawiera ostrzeżenia skierowanego do potencjalnego czytelnika.
Jakiego ostrzeżenia? Moim zdaniem, ktoś kto nie oglądał „Miasteczka Twin Peaks” i nie ma do niego sentymentu nie może wręcz sięgać po tę lekturę, gdyż nic z niej nie zrozumie. Ewentualnie jeżeli, ktoś nie oglądał, a z innych źródeł wie o co chodziło w serialu, mógłby zaryzykować. Dlaczego tak sądzę? Wydaje mi się, że osoba nie znająca serialu będzie miała ogromny problem ze zrozumieniem słów Laury. Owszem, można się do tego zabrać jak do lektury „Pamiętnika narkomanki”. Dlaczego nie? Jednak narkotyki w przypadku tej historii są tylko i wyłącznie elementem, który pomaga głównej bohaterce zapomnieć o złu, które czyha na nią na każdym kroku.
Problem tej książki jest taki, że jest ona tylko i wyłącznie uzupełnieniem serialu. Wielką perełką skierowaną do fanów, rozjaśniającą pewne wątpliwości, pozwalającą zrozumieć dlaczego stało się ta, a nie inaczej.
Dla mnie spotkanie z tą lekturą z perspektywy takiego właśnie fana była niezwykłym doświadczeniem. Nie spodziewałam się, że mogę w pewnych momentach zostać tak zaskoczona. Oczywiście dużo rozjaśnił mi również film „Ogniu krocz za mną”, jednak tutaj narracja pierwszoosobowa i poznanie Laury w wieku 12 lat robi swoje. Możemy poznać emocje, które kłębiły się w niej od dawna.
Po lekturze chciałabym stwierdzić jedno: jak nie lubiłam Laury Palmer, tak ją znienawidziłam. Zraziło mnie to, iż dziennik zaczął być pisany w wieku 12 lat, wybaczcie dla mnie to jeszcze dziecko i irytowały mnie niesamowicie pewne zbyt dorosłe zachowania Laury. Z drugiej strony jak się dziwić, gdy w nocy przychodzi do Ciebie przerażający mężczyzna, jak nie popaść w psychiczną przepaść? Jednak już do końca czułam się zniesmaczona czytając tak wulgarne rzeczy z perspektywy 14-letniej dziewczyny. W serialu i filmie dużo robi dobór aktorki, dużo starszej niż odwzorowywana postać. A w książce: „mam 14- lat ćpam kokę i uprawiam sex za narkotyki i sprawia mi to przyjemność”. Przepraszam, mam jakiś zaburzony odbiór chyba.
Ogólnie twierdzę, że córka Davida Lyncha reżysera Miasteczka Twin Peaks spisała się na medal. I choć książka jest trochę wulgarna to właśnie taka miała być. Kontrowersyjna jak sama Laura, którą znał każdy, a tak naprawdę nie znał jej nikt.
Nie muszę chyba pisać, że było to dla mnie niezwykła lektura, jednak ja jestem małym fanatykiem Twin Peaks, więc niech Was to nie dziwi :)
opinia z mojego bloga http://na-planecie-malego-ksiecia.blogspot.com/
Dziennik Laury Palmer. Książka na którą polowałam od dawna. Niestety, jej pierwsze wydanie z roku 1990 stało się wręcz egzemplarzem kolekcjonerskim, niedostępnym w żadnym sklepie. Jedyną formą pomocy stały się antykwariaty i allegro. W antykwariacie nie natknęłam się na to cudo, a na allegro cena(rok temu) mnie powaliła. Można było kupić dziennik za 70 zł. Bardzo chciałam...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-04-19
2017-03-08
Ta mała wielka książka!
Jakiś czas temu pomyślałam sobie, że miło by było nadrobić trochę klasyki. Niekoniecznie polskiej, bo ona mi zwyczajnie nie idzie, jednak skusiłam się na coś z amerykańskiej półki.
„Chata wuja Toma” była na mojej liście już od dosyć dawna. Za bardzo nie szukałam tej książki, aż do czasu, gdy ustawiając książki na półce w bibliotece trafiła ona w moje ręce.
Jakże mogłabym nie skorzystać z takiej okazji, którą podsuwa mi sam los?
Po pierwsze moje wielkie zdziwienie: jaka ona jest króciutka! To prawda, książkę można śmiało przeczytać w kilka godzin.
Po drugie: półka z literaturą dziecięcą? Właśnie tak. Troszkę się zdziwiłam ale widocznie tak już zostało przyjęte w katalogowaniu.
Po trzecie: kanon lektur. Ojej, jak to określenie może być krzywdzące dla książki. Sama z doświadczenia wiem jaką alergię wywoływało we mnie to słowo. Spotkały mnie w życiu trzy miłe wyjątki, w których to książka określona kanonem lektur była fenomenalna (mam nadzieję, że jeszcze wiele przede mną): „Mistrz i Małgorzata”, „Portret Doriana Graya” i właśnie „Chata wuja Toma” .
Z własnej ciekawości poszperałam w Internecie, aby upewnić się czy książka jest lekturą, na którymś ze szczebli nauczania. Nie jest. A zdecydowanie być powinna!
Ta krótka historia zawiera w sobie całe mnóstwo wartości. Mamy tu nie tylko wątki niewolnictwa, walki o tolerancję czy aspekty religijne. Jest to przede wszystkim prosta i bardzo smutna historia o odwiecznej walce dobra ze złem.
Harriet Beecher Stowe prowadzi nas przez te zaledwie 130 stron…
Prowadzi nas pięknym językiem, niezwykłą historią, wspaniałymi wartościami.
Wzruszyła mnie ta historia, pobożność Toma i ostateczne oddanie swoim wartościom. Jako osoba wierząca odczułam otuchę dla duszy.
Książkę poleciłabym nie tylko tym starszym ale i młodszym. Interesującym się historią i tym religijnym. Właściwie jest lekturą uniwersalną.
Osobiście czuję wielki szacunek do autorki, że w tak trudnych czasach nie bała się upublicznić swoich poglądów, dość nietypowych jak na tamten okres.
Jeżeli jakiś klasyk literatury amerykańskiej miałby być przez Ciebie przeczytany to zdecydowanie powinna to być „Chata wuja Toma”!
Recenzja znalazła się na moim blogu http://na-planecie-malego-ksiecia.blogspot.com/2017/03/chata-wuja-toma-harriet-beecher-stowe.html
Ta mała wielka książka!
Jakiś czas temu pomyślałam sobie, że miło by było nadrobić trochę klasyki. Niekoniecznie polskiej, bo ona mi zwyczajnie nie idzie, jednak skusiłam się na coś z amerykańskiej półki.
„Chata wuja Toma” była na mojej liście już od dosyć dawna. Za bardzo nie szukałam tej książki, aż do czasu, gdy ustawiając książki na półce w bibliotece trafiła ona w...
2017-02-27
Rzadko zdarza mi się czytać poezję. Chyba jej nie rozumiem, nie dociera do mnie. Nie lubię kolorowych słówek, metaforek, przenośni… (domyślaj się sobie człowieku o co chodziło autorowi).
Robię kilka wyjątków: Stachura, Poświatowska, Baczyński. Ich rozumiem. Oni do mnie trafiają i nieraz zdarzało się, że pomogli mi przejść przez trudne chwile. Byli jak miód na rany, które serwuje nam życie.
Tu pojawia się Rupi Kaur. Rupi Kaur serwuje nam „Mleko i miód”. Tomik poezji zostaje okrzyknięty bestsellerem, polecany jest wszystkim kobietom…
Jak nie ulec skoro już sama szata graficzna woła o uwagę!
Uległam pokusie. Zamówiłam, czekałam, dostałam. Zakochałam się w samym dotyku, w samym zapachu. Dawno nie miałam tak intensywnie pachnącej drukiem książki!
Kolejna sprawa: szata graficzna. Wydawnictwo naprawdę ogromnie się postarało. Okładka i ten symboliczny czarny kolor zapraszają, a zarazem przygotowują czytelniczkę na to, co zastanie w środku.
Otwieram więc książkę (wciąż obezwładniona jej pięknym zapachem) i widzę rysunki. Skromna kreska, proste kształty. Jednak czarują. Doskonale pasują do każdego wiersza, do każdej emocji przeżytej przez autorkę i czytelniczkę.
Czytam. Wzruszam się. Odkładam. Czytam dalej. Ronię łzę i czuję jak moje serce bije szybciej.
Tak jestem wrażliwa. Jednak nie o samą wrażliwość tu chodzi. Pozwólcie, że przytoczę ostatni wiersz:
Mleko i miód to
zbiór wierszy o miłości
utracie
traumie
gwałcie
gojeniu ran
i kobiecości
jest podzielony na cztery rozdziały
a każdy z nich zmierza do innego celu
dotyka innego cierpienia
łagodzi inny ból serca
mleko i miód zabiera czytelniczki w podróż
przez najbardziej gorzkie momenty w życiu
i znajduje w nich słodycz
bo słodycz jest wszędzie
jeśli tylko zechce się jej poszukać
Kochane! Autorka chyba zawarła tu wszystko co powinniście wiedzieć sięgając po tę książkę. Podkreśliłam jeden z wersów, który trafił w sedno moich myśli. Ten tomik to lek na ból serca. Kobiecego serca, które zostało zranione, oszukane czy porzucone. To także balsam dla serca zakochanego, radosnego, szczęśliwego. Bo takie również potrzebuje pewnego zrozumienia.
Rupi Kaur stworzyła coś niezwykłego. Coś tak prostego w formie, jednak niezwykle poruszającego w interpretacji.
Recenzja została umieszczona na moim blogu
https://na-planecie-malego-ksiecia.blogspot.com/2017/02/mleko-i-miod-rupi-kaur.html
Rzadko zdarza mi się czytać poezję. Chyba jej nie rozumiem, nie dociera do mnie. Nie lubię kolorowych słówek, metaforek, przenośni… (domyślaj się sobie człowieku o co chodziło autorowi).
Robię kilka wyjątków: Stachura, Poświatowska, Baczyński. Ich rozumiem. Oni do mnie trafiają i nieraz zdarzało się, że pomogli mi przejść przez trudne chwile. Byli jak miód na rany, które...
2016-04-07
Wow!
Skończyłam...
Tak ciężko mi pozbierać myśli. Urzekła mnie ta książka doszczętnie. Z jednej strony miałam ochotę ją pochłonąć od razu, z drugiej postanowiłam dawkować napięcie, gdyż zwyczajnie nie chciałam, żeby ona się skończyła !
Rany tak bardzo potrzebowałam czegoś takiego! Nie chodzi mi tu o to , że jakoś utożsamiam się z bohaterami, ja po prostu dawno nie czytałam książki, która sprawiłaby, że nie mogłam normalnie pracować... W pracy którą kocham oczekiwałam na jej koniec aby móc wrócić do tej prześwietnej powieści :)
Nie wiem ile w mojej opinii obiektywizmu, a ile totalnego zauroczenia historią i sposobem w jaki została ona ujęta. Jedno muszę przyznać: autorka nie bawiła się w tkliwe historyjki, poruszyła w książce problemy, które spotykają ludzi, a o których my, możemy nawet nie mieć pojęcia...
Mój wielki szacunek dla Pani Hoover.
Nie wiem jak wrócę do rzeczywistości zostawiając Sydney i Ridga samym sobie
Ps. Może ktoś pokusi się o ekranizację ? Byłoby wspaniale :)
Wow!
Skończyłam...
Tak ciężko mi pozbierać myśli. Urzekła mnie ta książka doszczętnie. Z jednej strony miałam ochotę ją pochłonąć od razu, z drugiej postanowiłam dawkować napięcie, gdyż zwyczajnie nie chciałam, żeby ona się skończyła !
Rany tak bardzo potrzebowałam czegoś takiego! Nie chodzi mi tu o to , że jakoś utożsamiam się z bohaterami, ja po prostu dawno nie czytałam...
2016-10-17
2016-02-12
Recenzja dostepna na moim blogu https://na-planecie-malego-ksiecia.blogspot.com/2016/10/charlotte-david-foenkinos.html
Nie wiem doprawdy nad czym powinnam zachwycać się w pierwszej kolejności: historią opowiedzianą, a raczej napisaną przez los (chociaż słowo "zachwycać" nie bardzo jest na miejscu zważywszy na tragedię jakie spotykały główną bohaterkę), czy fascynować piękną formą, tak oryginalną, wyjątkową, która udała się autorowi zupełnie przypadkiem. A może na największą uwagę zasługuje zaangażowanie autora w sprawę Charlotty Salomon, która przerodziła sie w jego obsesję ?
Książka z serii tych "zasłyszanych" w rekomendacjach, tu akurat radiowych, od razu skupiła moją uwagę. Nie dość, że uwielbiam biografię, to dodatkowo jest to historia młodej kobiety, artystki, której przyszło żyć w czasie drugiej wojny światowej.
Kiedy książka trafiła już do moich rąk, byłam ogromnie zaskoczona formą. Autor prezentuje nam niezwykle oryginalny sposób ujęcia historii Charlotty. Czyni tym wielki hołd dla osoby, która jak sam przyznał stała się jego obsesją.
Polecam gorąco tę książkę wszystkim, szczególnie tym wrażliwszym na los drugiego człowieka. Przyznam, że momentami nie mogłam uwierzyć, że fatum może aż tak zawisnąć nad jedną rodziną. Powieść zarówno biograficzna, historyczna, psychologiczna.
Jestem ogromnie szczęśliwa, że znalazła się w moich rękach i pozostaje ze swoją nostalgią i melancholią nad losem artystki...
Recenzja dostepna na moim blogu https://na-planecie-malego-ksiecia.blogspot.com/2016/10/charlotte-david-foenkinos.html
Nie wiem doprawdy nad czym powinnam zachwycać się w pierwszej kolejności: historią opowiedzianą, a raczej napisaną przez los (chociaż słowo "zachwycać" nie bardzo jest na miejscu zważywszy na tragedię jakie spotykały główną bohaterkę), czy fascynować...
2016-07-22
2016-05-07
2015-11-04
Niezwykła, ociekająca melancholią, rozważająca nad sensem istnienia i śmierci forma, którą trudno chyba do końca nazwać powieścią...
Daje ukojenie, każdej wrażliwej duszy, choć przepełniona jest ogromnym smutkiem.
Idealnie wpasowuje się w klimat Stachurowych opowieści, czyli niezwykle blisko jej do ideału :)
Niezwykła, ociekająca melancholią, rozważająca nad sensem istnienia i śmierci forma, którą trudno chyba do końca nazwać powieścią...
Daje ukojenie, każdej wrażliwej duszy, choć przepełniona jest ogromnym smutkiem.
Idealnie wpasowuje się w klimat Stachurowych opowieści, czyli niezwykle blisko jej do ideału :)
2013-07-06
2014-06-19
2014-05-11
Zdarza nam się w życiu trafiać na książki, w których to moglibyśmy mówić jednym głosem z autorem. Taką, niewątpliwie okazały się dla mnie „Pestki” – Anny Ciarkowskiej.
Po zapoznaniu się z samym opisem, poczułam, ogromną wewnętrzną potrzebę, przeczytania jej. Okładkowe porównanie do Sylvii Plath tylko wzmocniło mój apetyt na tę lekturę.
Książka jest niezwykłym, osobistym, emocjonalnym zapisem, uczuć kłębiących się w autorce począwszy od dzieciństwa, do stania się dojrzałą kobietą.
Dawno nie miałam tak różnorodnych odczuć czytając cokolwiek, tak bliskich i pokrewnych autorce. Ostatnim razem taką przyjemność uczyniły mi „Mroki” Borszewicza. Tu mamy jednak do czynienia z kobiecą narracją, przez co tekst jest czytelnikowi płci żeńskiej, jeszcze bliższy.
Książka opowiada o mocy słowa, którym obdarzają nas inni ludzie. Daje do zrozumienia, jak raz wypowiedziane zdanie, potrafi wyrządzić krzywdę, trafiając na wrażliwy grunt naszych emocji i uczuć. Oczywiście słowo ma również siłę umocnienia, podniesienia nas na duchu czy nawet dowartościowania. Dlatego też forma jaką obrała autorka na napisanie tej książki i przekazanie nam uczuć, jest niezwykle trafna.
Każde rozważanie, nowy wątek, rozpoczęty mamy od zdania wypowiadanego przez mamę, babcię, przyjaciółkę, koleżanki z klasy czy chłopaka naszej bohaterki. Wszystko to wwierca się i pozostaje w jej wnętrzu na zawsze, sterując poniekąd jej życiem i podejmowanymi decyzjami.
Autorka doskonale ukazała problem wrażliwości we współczesnym świecie. Ktoś, czujący więcej niż inni narażony jest na ciągłe wyśmiewanie, poczucie inności i typowe „Ty jakaś dziwna jesteś”.
Tak, książka ta niewątpliwie trafiła prosto w moje serce. Przeszłam z autorką przez wszystkie cztery etapy, które przedstawiła. Momentami zgadzając się w 100%, innym razem ciesząc się, że coś akurat mnie nie dotyczy. Można było wypuścić łezkę smutku i nostalgii czy niesprawiedliwości czy zaśmiać się z bezradności(cóż innego momentami uczynić).
Serdecznie polecam tą książkę, wszystkim wrażliwym osobom aby poczuły się mniej samotnie na tym świecie oraz wszystkim innym, którzy chcieliby zrozumieć trochę więcej :).
Dziękuję za możliwość przeczytania książki Wydawnictwu Otwarte, które doskonale trafiło w moje gusta czytelnicze.
Recenzja dostępna również na moim blogu
https://na-planecie-malego-ksiecia.blogspot.com/2019/03/pestki-anna-ciarkowska.html#links
Zdarza nam się w życiu trafiać na książki, w których to moglibyśmy mówić jednym głosem z autorem. Taką, niewątpliwie okazały się dla mnie „Pestki” – Anny Ciarkowskiej.
więcej Pokaż mimo toPo zapoznaniu się z samym opisem, poczułam, ogromną wewnętrzną potrzebę, przeczytania jej. Okładkowe porównanie do Sylvii Plath tylko wzmocniło mój apetyt na tę lekturę.
Książka jest niezwykłym, osobistym,...