-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński1
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel1
-
ArtykułyMagdalena Hajduk-Dębowska nową prezeską Polskiej Izby KsiążkiAnna Sierant2
Biblioteczka
Życie pisze różne scenariusze, ale te, o których w swoich książkach opowiada Marcin Margielewski mogą przerazić nawet że samego mistrza horrorów, Stephena Kinga. Czasami wręcz trudno uwierzyć, że takie historie wydarzyły się naprawdę, że nie jest to czysta fikcja, ale stuprocentowa, przerażająca do szpiku kości prawda. Poprzednie książki Marcina bardzo szokują, a ale ta przebiła wszystkie. Z przerażeniem, niedowierzaniem, gniewem i głębokim współczuciem wertowałam kolejne stronice książki. Sama bohaterka, po niemal dekadzie od tamtych wydarzeń, była gotowa opowiedzieć historię, która ją spotkała. Tych zwierzeń wysłuchał Marcin Margielewski, a efektem ich rozmów jest książka „Urodziłam dziecko szejka”.
Dla wielu ludzi ZEA czy Arabia Saudyjska kojarzą się z pewnego rodzaju prestiżem i luksusem. Dlatego też tak ochoczo wykupują wczasy do tych krajów, by potem pochwalić się pięknymi zdjęciami na pustyni czy pośród ociekających złotem ekskluzywnych hotelowych wnętrz. Ale czy tak naprawdę posiadają jakąkolwiek wiedzę na temat krajów Bliskiego Wschodu? Czy wiedzą, jak mają się zachować i ubrać, że pewne rzeczy, które nam wydają się całkowicie normalne, w tamtej części świata są zakazane? Natomiast za złamanie tych zasad nie ma żadnej taryfy ulgowej, a „przestępcy” trafiają do więzienia o zaostrzonym rygorze, bez możliwości otrzymania pomocy prawnej czy nawet skontaktowania się z rodziną. Nieustannie zadziwia mnie fakt, że ludzie kuszeni ogromnymi pieniędzmi podejmują pracę w luksusowym Dubaju czy Rijadzie, zaczynając nowe życie, zostawiając swoją przeszłość za sobą. Nie ma w tym nic dziwnego, ale miejsce na nowe życie trzeba podjąć z rozwagą i pewną wiedzą, a nie kierować się jedynie pieniędzmi. Ola – bohaterka książki Marcina Margielewskiego – tego nie zrobiła, a jej historia jest przerażająca, natomiast ona sama do końca swych dni ponosić będzie konsekwencje swojego nierozważnego wyboru.
Ola to młoda i oddana pielęgniarka, która dostaje pracę w szpitalu w Dubaju. W międzyczasie otrzymuje bardzo atrakcyjną finansowo propozycję pracy jako opiekunka niepełnosprawnej córki saudyjskich arystokratów. Na miejscu okazuje się, że pani domu ma dla niej zupełnie inne zadanie niż to, na które wskazywał kontrakt. Dziewczyna wpada w idealnie dopracowaną pułapkę intryg trzęsącej arabską rodziną matrony i znajduje się w sytuacji bez wyjścia. W tym całym oszustwie jest jeden cel – macierzyństwo za wszelką ceną, niezależnie od jakichkolwiek konsekwencji. Ola wbrew swojej woli i świadomości zachodzi w ciążę z synem saudyjskiego szejka. Rozpoczyna się koszmar, który na zawsze odmieni i odciśnie piętno na jej życiu, bo w Arabii Saudyjskiej za nieślubną ciążę grozi nawet kara śmierci.
Po przeczytaniu najnowszej książki Marcina Margielewskiego skrajne emocje nadal we mnie buzują. Szok, że taka historia w ogóle miała miejsce we współczesnym świecie. Niedowierzanie, że Ola była tak naiwna jeśli chodzi o wiedzę na temat stanu swojego zdrowia – uwierzyła słowom i zapewnieniom kobiety, która ledwo umie czytać. Ja rozumiem, że informacja o chorobie mogła nieco zaćmić jej umysł, ale że dopiero po serii „kuracji” przygotowującej do leczenia i operacji zażądała, żeby lekarz powiedział jej łaskawie na co choruje. No cóż, ja nie dałabym sobie niczego wstrzyknąć zanim lekarz nie uświadomi mnie o stanie zdrowia. Gniew, że nikt z rodziny królewskiej nie poniósł żadnej odpowiedzialności karnej, a sprawa została zamieciona pod dywan. Współczuję Oli, że do końca swych dni będzie musiała dźwigać ciężar tych wydarzeń, które mają negatywne konsekwencje, nie tylko psychiczne, ale również fizyczne.
Zastanawia mnie, dlaczego kobiety potrafią tak bardzo krzywdzić inne kobiety, a zwłaszcza w kraju, w którym wszystkie praktycznie nie mają żadnych praw. Podobno w piekle jest specjalne miejsce dla kobiet, które z premedytacją krzywdzą inne kobiety. Jednak za to, jaki los szejka Safa zgotowała nie tylko Oli, ale także własnej rodzinie powinna odpokutować również za życia. Jednak tek, kto jest u władzy i ma pieniądze, ale nie ma żadnego sumienia i moralności, może czuć się bezkarny. Tak właśnie było w przypadku saudyjskiej rodziny królewskiej – nikt nie zapłacił za krzywdę, jaką wyrządzili dziewczynie z Europy Wschodniej oraz innym obcokrajowcom. Już nie chodzi tylko o sam islam, bo w każdej religii czy ogólnie społeczeństwie skrajny konserwatyzm skutkuje odebraniem wolności i szeregiem zakazów lub nakazów. Swoją drogą nie rozumiem, dlaczego Ola nic z tym nie zrobiła, bo gdyby zwróciła się do konkretnych władz, rozpętałaby się międzynarodowa afera. A może gdyby więcej tego sytuacji wychodziło na światło dzienne – nie tylko w książkach, być może rodzina królewska i inni „uprzywilejowani” bogacze z Bliskiego Wschodu nie wyrządzałaby tylu krzywd niewinnym ludziom, nie czuliby się bezkarni i ponosiliby konsekwencje swoich okrutnych i niemoralnych czynów.
https://kobiecaintuicja.com/2020/12/02/marcin-margielewski-urodzilam-dziecko-szejka/
Życie pisze różne scenariusze, ale te, o których w swoich książkach opowiada Marcin Margielewski mogą przerazić nawet że samego mistrza horrorów, Stephena Kinga. Czasami wręcz trudno uwierzyć, że takie historie wydarzyły się naprawdę, że nie jest to czysta fikcja, ale stuprocentowa, przerażająca do szpiku kości prawda. Poprzednie książki Marcina bardzo szokują, a ale ta...
więcej mniej Pokaż mimo to
Azja Centralna i Kaukaz to niedocenione rejony naszej planety. Ta mało dostępna i tajemnicza część świata skrywa wiele perełek architektonicznych, kulinarnych i kulturowych, turystów tam jak na lekarstwo, nawet porządny przewodnik o Kaukazie i Azji Centralnej nie został jeszcze napisany.
Na szczęście co chwilą pojawia się wiele genialnych reportaży o tym rejonie. Zaczynając od Ryszarda Kapuścińskiego a na Wojciechu Góreckim kończąc. Aktualnie jest on największym miłośnikiem i znawcą postsowieckiej rzeczywistości spośród polskich reportażystów. W swojej najnowszej książce – autor trylogii kaukaskiej („Planeta Kaukaz”, „Toast za przodków”, „Abchazja”) – zabiera czytelnika w podróż, podążając śladami mistrza Kapuścińskiego. „Buran. Kirgiz wraca na koń” został napisany w 50-tą rocznicę wydania zbioru opowieści „Kirgiz schodzi z konia”.
Wraz z rozpadem Związku Radzieckiego, każda z republik poszła w swoją stronę i znalazła na siebie inny pomysł. Można przypuszczać, że kraje te są do siebie podobne, ale prawda jest taka, że różni je niemal wszystko: od stosunku do Rosji i systemu politycznego, po dominującą religię i poziom rozwoju gospodarczego. Za czasów Kapuścińskiego wszystkie te państwa należały do tzw. trzeciego świata. Na początku XXI wieku sytuacja bardzo się odmienia. Bogate stolice (Baku, Aszchabad i Astana) znacznie kontrastują z obszarami wiejskimi, a azjatyckie narody skryły się w historii, tradycji, rodzinie i religii. Turkmenistan odciął się od świata zewnętrznego i prowadzi politykę neutralności. Najbiedniejszy Tadżykistan całkowicie uzależnił się od Rosji. Kirgistan (zwany czarnym łabędziem regionu) jest w tej grupie jedyną demokracją, chociaż nadal szuka swojej tożsamości. Uzbekistan jako policyjne państwo jest cały czas reformowane po śmierci prezydenta Karimowa. Z kolei Kazachstan jest największy, najbogatszy i uniknął konfliktów wewnętrznych, z którymi borykają się jego sąsiedzi.
Wojciech Górecki opowiada o każdym kraju w inny sposób. Napisał on książkę o polityce, historii, kulturze i życiu codziennym mieszkańców Kaukazu i Azji Centralnej. Opisał najważniejsze sprawy, z którymi borykają się mieszkańcy tego regionu. Ogromna wiedza na temat poszczególnych krajów oraz unikalny styl autora sprawiają, że w przejrzysty sposób ukazuje jak wygląda życie w postsowieckich republikach oraz przedstawia najważniejsze problemy trapiące azjatyckie państwa. Jedynie brakowało mi zdjęć, które w pewien sposób zaspokoiłyby moją ciekawość dotyczącą niektórych wspomnianych miejsc w książce. Stanowiłyby idealne uzupełnienie barwnych i fascynujących opisów autora.
Od niedawna Kaukaz i Azja Centralna zaczęła mnie bardzo fascynować. Odwiedziłam kilka państw tych rejonów i przyznam szczerze, że jestem całkowicie zaskoczona, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Kraje, takie jak Armenia, Azerbejdżan, Gruzja, Kazachstan, Uzbekistan, Tadżykistan, Kirgistan czy Turkmenistan są bardzo niedoceniane. Panuje powszechne przekonanie, że to dzikie i nieokiełznane rejony, gdzie niebezpieczeństwo czai się za każdym rogiem, a czort nie śpi i czyha na każdym kroku. Byłam w trzech wymienionych krajach (także solo), żyję i mam się bardzo dobrze, a niebawem wybieram się do kolejnego kraju Azji Centralnej. Moja fascynacja trwa w najlepsze, dlatego też czytam niemal wszystko na temat tych rejonów, co wpadnie mi w ręce. Aktualnie nikt tak jak Wojciech Górecki nie zna i nie jest w stanie napisać w tak przystępny sposób o Kaukazie Południowym i Azji Centralnej. „Buran. Kirgiz wraca na koń” można potraktować jako kompendium podstawowej wiedzy na temat tych krajów.
Azja Centralna i Kaukaz to niedocenione rejony naszej planety. Ta mało dostępna i tajemnicza część świata skrywa wiele perełek architektonicznych, kulinarnych i kulturowych, turystów tam jak na lekarstwo, nawet porządny przewodnik o Kaukazie i Azji Centralnej nie został jeszcze napisany.
Na szczęście co chwilą pojawia się wiele genialnych reportaży o tym rejonie....
2019-01-27
Żyjemy w XXI wieku, w pozornie poukładanym i bezpiecznym świecie. Chociaż w Europie czasy komunizmu to przeszłość, na świecie nadal ten system funkcjonuje. O polskim komunizmie wiemy dużo z lekcji historii i opowieści rodziców, ale ile wiemy na temat komunizmu w Albanii? Reportaż Małgorzaty Rejmer to zbiór tragicznych opowieści, które ukazują kulisy najczarniejszego okresu w historii tego kraju.
Życie w czasach panowania Envera Hoxhy w Albanii było prawdziwym koszmarem. W zamieszkanej przez niespełna dwa miliony ludzi Albanii, co czwarty obywatel donosił władzy. Ponad dwieście tysięcy osób współpracowało z bezpieką. Blisko sześćdziesiąt tysięcy ludzi zostało internowanych. Za kratami przetrzymywano trzydzieści cztery tysiące więźniów politycznych. Z rozkazu partii zamordowano sześć tysięcy osób. Blisko tysiąc zmarło w więzieniach. Siedem tysięcy zginęło w obozach pracy albo na zesłaniu. Tysiące cierpiących i borykających się z depresją, niską samooceną oraz poczuciem zmarnowanego życia. Takie są statystyki za czasów komunistycznej Albanii Envera Hoxhy.
Reżim terroryzował obywateli a tych, którzy ośmielili się protestować lub myśleć inaczej – skazywał na zesłanie, więzienie albo śmierć. Nikomu nie można było ufać, nawet własnemu bratu, bo szerzyło się donosicielstwo. Trzeba było uważać na każde wypowiedziane słowo, bo nawet za krytykę czerstwego chleba otrzymywało się kilkuletni wyrok. Jeśli urodziłeś się w nieodpowiedniej rodzinie, która znieważyła system, twoje życie skazane było na porażkę i cierpienie od samego początku. Co więcej, kaci i ofiary komunistycznego reżimu w Albanii do dnia dzisiejszego mijają się na ulicy, robią zakupy w jednym sklepie, budują wspólnie nowy kraj. Do tej pory sprawiedliwość nigdy nie została wymierzona.
„Błoto słodsze niż miód” to opowieść o kraju udręczonym terrorem Envera Hoxhy, dyktatora, który po zerwaniu sojuszy z Jugosławią, Związkiem Radzieckim i Chinami uwierzył, że Albania może stać się samowystarczalną twierdzą komunizmu. O ludziach z dnia na dzień skazywanych na zesłanie, tylko dlatego że urodzili się w niewłaściwej rodzinie lub szeptem w czterech ścianach próbowali samodzielnie myśleć. O krwawych buntach w obozach pracy, tragicznych ucieczkach z kraju zamienionego w bunkier, o życiorysach ofiarowanych na ołtarzu ideologicznego raju i o tych, którzy je miażdżyli, nie bacząc na konsekwencje.
Chociaż urodziłam się w 1988 roku, to mam szczęście, że nie dane mi było długo żyć w tym absurdalnym systemie, jakim był komunizm. Chociaż słyszałam wiele opowieści od swoich rodziców, jak ciężkie i niedorzeczne było życie w tamtych czasach. Ile to musieli się nakombinować by cokolwiek dostać, bo w sklepach widniały tylko puste półki. Przez reżim komunistyczny Polska wycierpiała swoje, to mimo wszystko powinniśmy się zainteresować historią innych krajów, np. Albanii. W porównaniu z tym państwem, u nas było jak w raju.
W swojej najnowszej książce Małgorzata Rejmer przedstawia tragedię i cierpienie zwykłych ludzi, a przy tym posługuje się pięknym językiem. Materiał zbierała przez kilka lat, nauczyła się nawet albańskiego, zaś bohaterowie zostali starannie dobrani. Ich dramatyczne przeżycia na długo pozostają w pamięci czytelnika. Książka nie tylko dla fanów bałkańskich klimatów, ale dla wszystkich, którzy lubią odkrywać mało znana historię.
Więcej tutaj: https://kobiecaintuicja.wordpress.com/2019/01/27/malgorzata-rejmer-bloto-slodsze-niz-miod-glosy-komunistycznej-albanii/
Żyjemy w XXI wieku, w pozornie poukładanym i bezpiecznym świecie. Chociaż w Europie czasy komunizmu to przeszłość, na świecie nadal ten system funkcjonuje. O polskim komunizmie wiemy dużo z lekcji historii i opowieści rodziców, ale ile wiemy na temat komunizmu w Albanii? Reportaż Małgorzaty Rejmer to zbiór tragicznych opowieści, które ukazują kulisy najczarniejszego okresu...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-02
Urugwaj to dziwny kraj, który zupełnie nie pasuje do reszty kontynentu. Reportaż „Wyhoduj sobie wolność” to opowieść o eksperymencie społecznym i otwarte pytanie o granice dla marzycieli i wizjonerów, próbujących wykreować swój własny nowy i lepszy świat.
Choć Urugwaj zajmuje powierzchnię niewiele większą od Grecji i mieszka w nim zaledwie trzy i pół miliona ludzi, zdecydowanie różni się od swoich południowoamerykańskich sąsiadów. Stabilny politycznie i ekonomicznie, to jeden z najbardziej laickich państw świata. Jako pierwsze całkowicie zalegalizowało uprawę i spożycie marihuany, pary jednopłciowe mogą tu adoptować dzieci, a prostytutki płacą składki na ubezpieczenie społeczne. Każdy uczeń dostaje od państwa laptop, emeryt – tablet, a imigrant i uchodźca, nawet były więzień Guantanamo mają szansę na nowe życie. Co więcej, José Mujica, były prezydent Urugwaju jeździł do pracy wysłużonym, dwudziestoletnim garbusem, a ogromna część swojej pensji oddawał na cele charytatywne.
Maria Harwanek i Szymon Opryszek przemierzają Urugwaj w poszukiwaniu niuansów i nietypowych obyczajów tego latynoskiego światka. Bo tak naprawdę na tle innych krajów Ameryki Południowej, to kraj ten jest nieoczywisty - niejednoznaczny i dziwny. Urugwajczycy cenią sobie wszelką wolność, ale z drugiej strony zapominają jednak o tolerancji, kiedy chodzi o wyznanie religijne. Mają wręcz obsesję na tym punkcie – w sferze publicznej nie ma miejsca na eksponowanie jakiejkolwiek wyznania. Codzienne zakupy są dla nich bardzo drogie, a jednocześnie każde dziecko dostaje darmowy laptop na koszt państwa. Małżeństwa jednopłciowe mogą funkcjonować w szczęśliwych związkach i adoptować dzieci, ale na pełną akceptację związków homoseksualnych długo trzeba było poczekać. Marihuana jest w pełni legalna, ale jednocześnie terroryzuje palaczy tytoniu. W Urugwaju wszystko jest możliwe.
„Wyhoduj sobie wolność. Reportaże z Urugwaju” to zbiór ciekawych, ale nieco oderwanych od siebie krótkich reportaży. Każdy kolejny rozdział opowiada inną, kompletnie inną historię. Momentami wprowadza to nieco chaosu. Wydaje się, że autorzy celowo zastosowali takie rozwiązanie, ponieważ sam Urugwaj taki jest. Niby wszystko jest uporządkowane, z jasnymi zasadami, ale jednak nie do końca to wszystko jest jednoznaczne.
Urugwaj nie jest oczywistym kierunkiem podróżniczym. Niewiele jest osób, które podróżują do tego kraju. Bo co tak naprawdę o nim wiemy? Dlatego jeśli ktoś interesuje się kulturą latynoską, jak najbardziej powinien sięgnąć po reportaż Marii Harwanek i Szymona Opryszka. Z drugiej jednak strony to propozycja dla wszystkich, którzy lubią odbywać czytelnicze podróże po innych kulturach i kontynentach.
Urugwaj to dziwny kraj, który zupełnie nie pasuje do reszty kontynentu. Reportaż „Wyhoduj sobie wolność” to opowieść o eksperymencie społecznym i otwarte pytanie o granice dla marzycieli i wizjonerów, próbujących wykreować swój własny nowy i lepszy świat.
Choć Urugwaj zajmuje powierzchnię niewiele większą od Grecji i mieszka w nim zaledwie trzy i pół miliona ludzi,...
2018-10-15
Meksyk widnieje na mojej podróżniczej liście marzeń. Z czym kojarzy mi się ten kraj? Z obłędną kuchnią (na samą myśl o tym pysznym jedzeniu ślinka mi cieknie), z tequilą, Dia De Los Muertos, no i niestety – z narkotykowymi kartelami. Jak się okazuje, Meksyk ma drugie, mało znane oblicze. W swojej książce „Dzieci szóstego słońca. W co wierzy Meksyk” Ola Synowiec opowiada o religiach i wierzeniach współczesnych Meksykanów.
Ola Synowiec jest absolwentką polonistyki i latynoamerykanistyki na UW. Od kilku lat mieszka w Meksyku, zgłębiając jego kulturę, obyczaje i historię. Swoimi spostrzeżeniami i przemyśleniami dzieli się na swoim blogu Mexico Magico Blog oraz pisze artykuły do polskiej prasy poświęcone Meksykowi. W swojej debiutanckiej książce „Dzieci szóstego słońca. W co wierzy Meksyk” opisuje wierzenia mieszkańców tego kraju, które – jak się okazuje – nie są takie oczywiste.
Oficjalną religią w Meksyku jest katolicyzm. Oprócz tego istnieje szereg różnych innych wierzeń, które z katolicyzmem niewiele mają wspólnego. Autorka pokazuje, jak współcześnie odchodzi się od religii narzuconej przez hiszpańskich konkwistadorów. „Dzieci szóstego słońca. W co wierzy Meksyk” to reportaż, którego kolejne rozdziały opowiadają o zupełnie innych formach duchowości praktykowanych w tym kraju. Zaczyna od święta zmarłych – Dia De Los Muertos – który stanowi powrót do religii przodków; meksykański new age; rytuały z użyciem halucynogennych grzybów i psychodeliczna turystyka; synkretyczne rytuały ludu Chamula; konflikt między katolikami i ewangelikami oraz meksykański szamanizm. Każde wierzenie ma solidnie opisaną genezę, dzięki której dogłębnie możemy poznać opisywane zjawiska i co się za nimi kryje. Kolejność rozdziałów nie jest przypadkowa – w tych początkowych jest znacznie więcej informacji na temat historii Meksyku i przemian zachodzących w jego społeczeństwie. Dzięki takiemu zabiegowi czytelnik stopniowo zyskuje coraz szerszą wiedzę na temat kraju i jego kultury.
To, co kiedyś wydawało się święte i niedostępne, w dzisiejszych czasach jest na wyciągnięcie ręki, wystarczy odpowiednio wypchany portfel. W dzisiejszych czasach nawet religia idzie z duchem czasu. Lekarze, biznesmeni, wykładowcy uniwersyteccy zrzucają dżinsy i garnitury, na głowy wkładają pióropusze, na kostki grzechotki i gromadzą się w stolicy na placu Zócalo, by przez pięć godzin wykonywać taniec dla przedhiszpańskich bogów. Nie są Indianami, ale jak sami mówią, pragną odtwarzać wiarę azteckich przodków. Tymczasem Indianie na południu Meksyku w swoich rytuałach wykorzystują coca-colę, którą uważają za święty napój. Tradycyjni czarownicy z Catemaco też dostosowują się do realiów XXI wieku i mają swoje strony na Facebooku. Niestety dla wielu tubylców odprawianie dalekich względem tradycji rytuałów stało się przede wszystkim sposobem na łatwy zarobek.
Ola Synowiec pokazuje, jak Meksyk stopniowo odchodzi od przywiezionego z Europy pięćset lat temu katolicyzmu. Pisze o ruchu New Age, psychodelicznych turystach oraz meksykańskiej stolicy grzybów halucynogennych. Opowiada o Meksyku mało znanym, a także o tym, jak uniwersalna jest ludzka potrzeba religijności. „Dzieci szóstego słońca. W co wierzy Meksyk” to zbiór świetnych reportaży z Meksyku, zupełnie różnych niż te, które do tej pory się ukazały. To nie tylko świetna lektura dla miłośników tego kraju i kultury, ale również dla wielbicieli dobrej literatury faktu i czerpiących przyjemność z lektury reportażu.
Meksyk widnieje na mojej podróżniczej liście marzeń. Z czym kojarzy mi się ten kraj? Z obłędną kuchnią (na samą myśl o tym pysznym jedzeniu ślinka mi cieknie), z tequilą, Dia De Los Muertos, no i niestety – z narkotykowymi kartelami. Jak się okazuje, Meksyk ma drugie, mało znane oblicze. W swojej książce „Dzieci szóstego słońca. W co wierzy Meksyk” Ola Synowiec opowiada o...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Harper Collins, za sprawą pewnej książki, tym razem wyruszyłam w podróż do gorącego, pięknego i romantycznego Rzymu.
Kolejna seria trzech opowiadań różnych autorek, których akcja rozgrywa się w stolicy Włoch. Wszystkie napisane są w tym samym klimacie, dlatego też momentami trudno je od siebie odróżnić. Bohaterowie mają dużo cech wspólnych, a główną z nich jest oczywiście akcja rozgrywająca się na ulicach Rzymu.
Jedni bohaterowie od narodzin mieszkają w Rzymie, drudzy przybyli do stolicy Włoch do pracy, zaś jeszcze inni są na wakacjach w Wiecznym Mieście. Niezależnie w jakim celu bohaterowie przybyli do Rzymu, nie wyjadą stamtąd sami. Miasto to jest jednym z najbardziej romantycznych na świecie, nic w tym dziwnego, że można się zakochać, nie tylko w samym Rzymie. Bohaterki opowiadań: Isabella, Ella i Bethany – trzy młode kobiety, które wyjechały do Rzymu i tam poznały niebezpiecznie przystojnych Włochów. Poznajemy Ellę Chandler, która bogatego właściciela sieci hoteli uważa za zwykłego przewodnika. Isabellę Williams, która zastaje wplątana w rodzinny konflikt. Bethany, która poznaje bogatego Cristiana De Angelis i ukrywa przed nim swoją przeszłość. Kobiety znajdują w Wiecznym Mieście miłość swojego życia. Oczywiście nie wszystko idzie tak łatwo. Po wielu perypetiach, życiowych zawirowaniach i nieoczekiwanych zwrotach akcji, w końcu odnajdują swojego księcia z bajki. W tych trzech opowiadaniach najdziemy przykłady prostej, klasycznej miłości między dwójką zwykłych bohaterów.
„Lato w Rzymie” to zbiór trzech, niezbyt długich opowiadań, autorstwa trzech różnych pisarek. Książkę czyta się z wypiekami na twarzy. Nie tylko z powodu fascynującej wycieczki po Rzymie, ale przede wszystkim przez opisy namiętnych i gorących scen między bohaterami. A tych w opowiadaniach jest bardzo dużo. Książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie.
Kolejnym plusem „Lata w Rzymie” jest okładka, która przyciąga wzrok i intryguje. Kolorystyką nawiązuje do gorącego lata, którego tak bardzo nam teraz brakuje. Nawet bez tytułu bez trudu można odgadnąć, gdzie rozgrywa się akcja opowiadań, gdyż skuter jest jednym z charakterystycznych elementów Rzymu. Może nie jest to zbyt ambitna lektura, ale z całą pewnością „Lato w Rzymie” stanowi odskocznię od szarej i ponurej pogody za oknem. Jeśli chcecie poczuć klimat lata, z całą pewnością opowiadania z Rzymem w roli głównej są odpowiednią lekturą.
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Harper Collins, za sprawą pewnej książki, tym razem wyruszyłam w podróż do gorącego, pięknego i romantycznego Rzymu.
Kolejna seria trzech opowiadań różnych autorek, których akcja rozgrywa się w stolicy Włoch. Wszystkie napisane są w tym samym klimacie, dlatego też momentami trudno je od siebie odróżnić. Bohaterowie mają dużo cech wspólnych, a...
Gorąca Hiszpania, piękne kobiety, przystojni i wpływowi mężczyźni… O tym wszystkim poczytamy w nowej książce „Hiszpańskie oliwki” wydane przez Harper Collins.
„Hiszpańskie oliwki” są kolejną pozycją czytelniczą wydaną w formie opowiadań. Tym razem znajdujemy się w mojej ukochanej Hiszpanii. A dokładniej w uroczej Barcelonie oraz gorącej Andaluzji. Lily, Hannah oraz Lucy poddają się czarowi hiszpańskim arystokratom. Lucy Fitzgerald jest słynną modelką, której skandal zaszkodził w karierze. Zaczyna spotykać się z mężczyzną z wpływowego rodu Silva. Jego brat, Santiago podejrzewa, że Lucy poluje jedynie na majątek rodziny. Robi wszystko, żeby rozdzielić tych dwoje, ale niestety sam wpada w pułapkę. Lily Alexander również z zawodu jest modelką. Na corocznym, ekskluzywnym przyjęciu poznaje tajemniczego Tristiana – młodego arystokratę z Katalonii. Mężczyzna jest tak czarujący i imponujący, że Lily nie potrafi oprzeć się jego urokowi. Wspólnie spędzona noc niesie ze sobą poważne konsekwencje. Wydaje się, że zwiastuje koniec znajomości, ale w rezultacie jest jej początkiem. Mieszkający w Barcelonie miliarder w wyniku wypadku częściowo traci pamięć. A to niekorzystnie wpływa na stan jego firmy. Jedyna osobą, która jest w stanie mu pomóc to (prawie) była żona, Hannah Weston. Kobieta jest jednym z najlepszych graczy na Wall Street. To, co kiedyś ich łączyło, już dawno poszło w niepamięć, a Hannah na nowo ułożyła sobie życie. Jednak Eduardo nie daje za wgraną i namawia żonę, by przeprowadziła się do Barcelony. Liczy na to, że kontakt z nią pomoże mu odzyskać pamięć…
Co prawda ich historie są różne, ale podobne i mają wspólny mianownik. Co łączy te trzy kobiety? Poza akcją, która rozgrywa się w Hiszpanii, romans z przystojnym, namiętnym, wpływowym i apodyktycznym mężczyzną. Hiszpanie słyną z tego, że są gorącymi i namiętnymi kochankami, ale jeśli chodzi o kwestie wierności to chyba nie znają znaczenia tego słowa. A jak się jest hiszpańskim milionerem, pojawiają się jeszcze inne przeszkody, takie jak przerośnięte ego, bezwzględność czy egocentyzm i egoizm. I tacy są właśnie Eduardo, Tristian i Santiago. Mimo to, Lily, Lucy i Hannach, które są obcokrajowcami, po uszy zakochują się w swoich „wybrankach”. Może i są naiwne, ale jedno jest pewne – trudno oprzeć się tego typu facetom.
„Hiszpańskie oliwki” to opowiadania o kobiecych rozterkach, męskich intrygach, gorących nocy pełnych uniesień, a wszystko to umieszczone w hiszpańskiej scenerii. Historie w „Hiszpańskich oliwkach” nie są jakieś spektakularne, mają podobny schemat i może specjalnie niczym nie zaskakują, ale można się przy nich zrelaksować. Osobiście uwielbiam opowiadania wydane przez Harper Collins, przede wszystkim dlatego, że są lekkie, przyjemne się je czyta oraz mentalnie można przenieść się w tym przypadku do słonecznej i gorącej Hiszpanii.
Gorąca Hiszpania, piękne kobiety, przystojni i wpływowi mężczyźni… O tym wszystkim poczytamy w nowej książce „Hiszpańskie oliwki” wydane przez Harper Collins.
„Hiszpańskie oliwki” są kolejną pozycją czytelniczą wydaną w formie opowiadań. Tym razem znajdujemy się w mojej ukochanej Hiszpanii. A dokładniej w uroczej Barcelonie oraz gorącej Andaluzji. Lily, Hannah oraz Lucy...
Czy wakacje w Nowym Jorku mogą być nudne? Jak się okazuje, dla głównej bohaterki spędzenie lata na Manhattanie wpędza ją w paranoję.
Dwudziestoczteroletnia Tracey to z pozoru spokojna i opanowana kobieta, ale w głębi duszy jest zakompleksiona i niepewna siebie. Ma obsesje na punkcie swojego ciała, na które nie może patrzeć. Mieszkanie, w którym mieszka to obskurna nora, w której nie ma nawet łóżka. Co więcej, wymarzona praca okazała się być wielkim rozczarowaniem. Na dodatek jej chłopak Will spędza jej sen z powiek.
Will jest początkującym aktorem z nieco wybujałym ego. Tracey jest w nim zakochana po uszy, zaś ten nie za bardzo odwzajemnia jej uczucia. Szala goryczy przelewa się w chwili, w której oznajmia, że wyjeżdża na kurs aktorski poza Nowy Jork – sam. Dla Tracey jest to policzek. No bo jak to bez niej? Mają się rozstać na całe 3 miesiące? A co z ich związkiem? Popada w paranoję, ponieważ nie jest pewna, czy Will będzie z nią szczery i czy będzie za nią tęsknić…
Załamana Tracey początkowo popada w depresję, a dostaje ataków paniki. No bo co ona będzie robić sama w Nowym Jorku? Jak się okazuje, czas spędzony samej ze sobą dobrze jej zrobi. Postanawia zmienić swoje życie. Dieta, ćwiczenia, nowy styl, nowe znajomości stają się początkiem życiowej rewolucji.
Mimo swojej naiwności, braku jakiejkolwiek asertywności i nieporadności, bardzo polubiłam Tracey. Czytając „Lato w Nowym Jorku” miałam wrażenie, że przeniosłam się w czasie i miejscu śledząc losy młodej Bridget Jones. Te dwie bohaterki mają ze sobą wiele cech wspólnych. Momentami jej zachowania bardzo mnie zadziwiały, a uległa postawa wręcz irytowała. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, że mogłabym być w związku jak Tracey i Will, który nie miał za grosz szacunku do swojej dziewczyny. Natomiast Tracey ślepo mu we wszystkim ufała i skakała na każde jego zawołanie. Z racji swojego wieku, dziewczęca naiwność powinna dawno już minąć, jednak bohaterka ciągle ja pielęgnuje.
Mimo, że książka jest lekka, przyjemnie się ją czyta i fabuła wydaje się być banalna, to Wendy Markham nadała jej znacznie głębszy sens. Chodzi o relacje międzyludzkie. Mamy główną bohaterkę Tracy, która zaślepiona miłością do Willa nie widzi okrutnej prawdy (albo nie chce jej widzieć); siostra Tracey – Mary, która mimo emocjonalnego i stresującego rozwodu nadal ma nadzieję na happy end z byłym małżonkiem oraz znajduje się też wątek homoseksualny.
„Lato w Nowym Jorku” to świetna książka dla kobiet. Urzekła mnie nie tylko lekką i zabawną fabuła, ale również stylem pisarskim autorki. Znakomita lektura na coraz dłuższe wieczory. W trakcie czytania można się odprężyć i zrelaksować. Niekontrolowane wybuchy śmiechu gwarantowane. Polecam.
Czy wakacje w Nowym Jorku mogą być nudne? Jak się okazuje, dla głównej bohaterki spędzenie lata na Manhattanie wpędza ją w paranoję.
Dwudziestoczteroletnia Tracey to z pozoru spokojna i opanowana kobieta, ale w głębi duszy jest zakompleksiona i niepewna siebie. Ma obsesje na punkcie swojego ciała, na które nie może patrzeć. Mieszkanie, w którym mieszka to obskurna nora, w...
2015-08-12
Trzy kobiety, trzy odrębne historii. Jednak żadna z nich nie potrafi oprzeć się urokom słonecznej i egzotycznej Brazylii…
Każda historia toczy się w zupełnie innych miejscach w Brazylii: piękne Rio de Janeiro, tajemnicze głosy dżungli, upojne rytmy samby i trzy kobiety, które nie mogą oprzeć się urokom tego kraju. Każda z nich jest inna, każda przybywa tam w innym celu, każda znajduje się w kluczowym momencie swojego życia i każda odnajduje tam sens oraz wielką miłość. No bo która kobieta opierałaby się urokom zabójczo przystojnym i namiętnym brazylijskim kochankom? Decydując się na wyprawę do Brazylii, ani Sophie, ani Grace, ani Isabel nie zdają sobie sprawy, że ta podróż będzie miała decydujący wpływ na ich przyszłość.
Wszystkie historie utrzymane są w tym podobnej stylistyce, jednak nie łączą się ze sobą. Każde z nich napisane zostało przez inną autorkę. Być może dla wymagającego czytelnika są one banalne, nadmiernie emocjonalne, przerysowane, a niekiedy nawet naiwne, ale właśnie romanse wyróżniają się tymi cechami. Poza tym, która z nas nie lubi szczęśliwych zakończeń? Mimo, że jest to romans, to pojawiają się wątki kryminalne, które czasami przyprawiają o drżenie serca.
Wszystkie opowiadania pełne są namiętności, pasji oraz emocji. „Brazylia moja miłość” jest zbiorem trzech opowiadań, każde w zupełnie innym klimacie. Jedynie co je łączy to miejsce akcji – gorąca i słoneczna Brazylia. Książka jest lekka i przyjemna, czyta się ją szybko. Mnie zajęło to dwa dni. Ponadto, sama okładka jest wakacyjna, co powoduje, że jeszcze bardziej ma się ochotę na lekturę opowiadań. Jestem pewna, że „Brazylia moja miłość” przypadnie do gustu kobietom w różnym wieku. Zdecydowanie polecam, lektura w sam raz na wakacyjne, upalne dni.
Trzy kobiety, trzy odrębne historii. Jednak żadna z nich nie potrafi oprzeć się urokom słonecznej i egzotycznej Brazylii…
Każda historia toczy się w zupełnie innych miejscach w Brazylii: piękne Rio de Janeiro, tajemnicze głosy dżungli, upojne rytmy samby i trzy kobiety, które nie mogą oprzeć się urokom tego kraju. Każda z nich jest inna, każda przybywa tam w innym celu,...
2014-11-28
Czy miłość i medycyna mogą iść w parze? Czy nauka i emocje są dobrym połączeniem? Jak się okazuje nie zawsze. Na samym początku poznajemy Magdę – studentkę medycyny, której cały świat legł w gruzach. Całkiem niedawno straciła przyjaciółkę, chłopaka i zawaliła wszystkie egzaminy, dlatego też zdecydowała się na przeprowadzkę do Barcelony i rozpoczęcie nowego życia. Zostawienie przeszłości za sobą może być bardziej skomplikowane niż się jej wydawało. W nowym miejscu pozna wiele osób, połączonych zawiłymi relacjami, zniszczonych od środka przez własne, skrywane głęboko tajemnice. W dalszych rozdziałach poznajemy innych bohaterów: Juana, którego ojciec jest znanym i poważanym lekarzem, jednak on sam nie czuje powołania lekarskiego; Roi - genialny młody chirurg, wypełniający pustkę związaną z chorobą matki i przelotnymi romansami; Irati - córka lekarki, szukająca pocieszenia i miłości w ramionach starszego chłopaka. Wydaje się, że wszyscy bohaterowie są inni, jednak to tylko pozory, bo jak się później okazuje, problemy całej czwórki zdają się mieć pewne powiązania. Stażyści w trudnych warunkach i okolicznościach zapoznają się ze specyfiką zawodu lekarza. Szybko sobie zdają sprawę z tego, że znacznie trudniejsze od medycznych przypadków jest życie codzienne.
Wielopodmiotowość powieści może wydawać się nieco chaotyczne, jednak to tylko pozory. Każde kolejne rozdziały stanowią kolorowe puzzle, które na ostatnich stronach ukazują nam sens i przesłanie przedstawionej historii. W międzyczasie autorka zapewnia czytelnikowi momenty wzburzeń, wzruszeń i takich, które spędzają sen z powiek nawet najbardziej doświadczonym lekarzom. Na dodatek znajdziemy też sporo fragmentów o miłości, prawdziwej przyjaźni i skomplikowanych relacjach damsko-męskich.
Jak wspomniałam wcześniej, „Recepta na miłość” zarówno miło mnie zaskoczyła, jak również nieco rozczarowała. Zanim zaczęłam czytać tę książkę, byłam przekonana, że to typowe „romansidło” dla kobiet głodnych pokręconych romansów, intryg i zdrad. Nic bardziej mylnego! Akcja, którą stworzyła autorka pochłonęła mnie od samego początku. Z niecierpliwością czekałam na moment, w którym wszystkie elementy układanki ułożą się w całość. Z drugiej strony po opisie książki oczekiwałam, że wraz z początkującymi lekarzami, będę poznawać Barcelonę razem z nimi. Jednak opis tego pięknego miasta stanowi bardzo ubogie tło dla historii, które toczą się na kartach powieści. Jeśli fabuła książki zostaje umieszczona w tak pięknym i nastrojowym miejscu, oczekiwałam, że będzie ono ważnym elementem lektury. Szkoda, bo bardzo lubię czytać o stolicy Katalonii i za każdym razem na nowo ja odkrywać.
Książka Pauli Roc wciągnęła mnie bez reszty, a losy bohaterów stają się coraz ciekawsze z każdą kolejną stroną. Powieść jest doskonałą propozycją na spędzenie przyjemnego, relaksującego wieczoru. Czyta się ją szybko i przyjemnie. Język jest prosty, akcja gładko sunie do przodu, a losy bohaterów są bardzo ciekawe. Nie jest to może jakieś wybitne dzieło, którym zachwycać się będą przyszłe pokolenia, ale z czystym sumieniem mogę polecić „Receptę na miłość” każdemu, kto chce się zrelaksować i oderwać na chwilę od problemów dnia codziennego.
Czy miłość i medycyna mogą iść w parze? Czy nauka i emocje są dobrym połączeniem? Jak się okazuje nie zawsze. Na samym początku poznajemy Magdę – studentkę medycyny, której cały świat legł w gruzach. Całkiem niedawno straciła przyjaciółkę, chłopaka i zawaliła wszystkie egzaminy, dlatego też zdecydowała się na przeprowadzkę do Barcelony i rozpoczęcie nowego życia....
więcej mniej Pokaż mimo to
Za każdym razem, kiedy czytam książki Laili Shukuri paraliżuje mnie. To, co znajduje się na kartach, wstrząsa mną dogłębnie. Czasami się zastanawiam, czy faktycznie są to opisane prawdziwe wydarzenia, czy może jednak jakaś powieść sci-fi pomieszana z horrorem. I co gorsza – każda kolejna książka jest jeszcze bardziej wstrząsająca od poprzednich.
„Uciekłam z arabskiego burdelu” to poniekąd kontynuacja losów Julii, znanej z poprzedniej – równie wstrząsającej książki Laili Shukri „Byłam kochanką arabskich szejków”. Dalsze losy bohaterki, o które czytelniczki pytały w mailach i recenzjach, dopiero teraz mogą ujrzeć światło dzienne.
Julia, którą rozkochał w sobie Tarek, a następnie bestialsko skrzywdził i sprzedał, ucieka z piekła, jakim jest dla niej arabski burdel. Próba uwolnienia kobiety staje się jednak bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać i wymaga podjęcia wielu skomplikowanych, ostrożnych i często niebezpiecznych kroków. Ale czy uwolnienie się z macek międzynarodowej siatki przestępczej jest w ogóle możliwe? Czy Julia zdoła uciec od seksualnego zniewolenia oraz brutalnej przemocy fizycznej i psychicznej, jakie były wcześniej jej udziałem?
Książka Laili Shukri to opowieść nie tylko o losach Julii, ale także o najmroczniejszych tajemnicach XXI wieku: handel ludźmi (w tym dziećmi), handel organami, obrzezanie kobiet oraz ekstrawagancje, spaczone fantazje i seksualne orgie najbogatszych szejków. A wszystko to w rzekomo cywilizowanym i nowoczesnym kraju, jakim reklamuje się Arabia Saudyjska.
Książki Laili Shakuri powinny być przestrogą dla dziewczyn, którym marzy się luksusowe życie w egzotycznych zakątkach świata, u boku obrzydliwie bogatych szejków czy innych arabskich przystojniaków. Oczywiście nie można generalizować, ale o tego typu historiach coraz częściej się słyszy. Najstraszniejsze w tym wszystkim jest to, że oprawcy czują się bezkarni i mają przyzwolenie na tego typu bestialskie zachowania. Przerażająca rzeczywistość, o której świat woli milczeć.
Kobieca Intuicja: https://kobiecaintuicja.com/2021/02/07/laila-shukri-ucieklam-z-arabskiego-burdelu/
Za każdym razem, kiedy czytam książki Laili Shukuri paraliżuje mnie. To, co znajduje się na kartach, wstrząsa mną dogłębnie. Czasami się zastanawiam, czy faktycznie są to opisane prawdziwe wydarzenia, czy może jednak jakaś powieść sci-fi pomieszana z horrorem. I co gorsza – każda kolejna książka jest jeszcze bardziej wstrząsająca od poprzednich.
więcej Pokaż mimo to„Uciekłam z arabskiego...