Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Całkiem sprawnie opisany rozwój i charakterystyki okrętów do lat 60-tych.
Najlepsze było dyżurne zdanie pod koniec o tym jak to blok państw socjalistycznych dąży do utrzymania pokoju na świecie :-)

Całkiem sprawnie opisany rozwój i charakterystyki okrętów do lat 60-tych.
Najlepsze było dyżurne zdanie pod koniec o tym jak to blok państw socjalistycznych dąży do utrzymania pokoju na świecie :-)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Żyjemy w czasach błyskawicznej informacji. Fakty, opinie, wyniki badań latają wymieszane z fejkami, dezinformacją, sztucznie tworzonym gąszczem, w którym ciężko znaleźć opis prawdziwych wydarzeń. Jedwabne jest doskonałym przykładem: socjolog Gross stworzył "dzieło" parahistoryczne, które błyskawicznie nagłośniono, podbito rezonansem zagranicznych instytucji. Jest tam sporo kłamstw, pominięć i zeznań świadków, z których dwóch głównych w ogóle nie było na miejscu zbrodni. Prawdziwi historycy bez trudu zmasakrowali te "rewelacje", ale kto by się tym przejmował. Koła ruszyły: ówczesny prezydent Kwaśniewski szybko przeprosił za straszną zbrodnię Polaków, autor książki "historycznej" jeździ po świecie z prelekcjami opowiadając wszędzie te same "fakty". Tymczasem w Polsce w 2001 r. podjęto próbę rzetelnego zbadania tej zbrodni. Rozpoczęto ekshumację, jakich wiele przeprowadzano w miejscach mordu na Żydach. I nagle pojawił się jakiś rabin z USA i powiedział, że nie wolno dalej badać, bo to wbrew wierze. No i przestano. Ustalono niewiele, co ciekawe znaleziono wiele łusek, co oznaczałoby, że Polscy cywile w 1941 roku chodzili po ulicach miast uzbrojeni...

Minęło ponad 20 lat od próby ekshumacji, Jedwabne jest batem numer 1 używanym przez wszystkich Żydów na świecie, którzy nie lubią Polaków. Gross w swoim "dziele" napisał, że w stodole zgromadzono i spalono 1600 osób. Stodoła miała dokładnie 17 x 9m, co oznacza że na 1 metrze stało 10 osób.
Dr Ewa Kurek od lat próbuje uruchomić prawdziwe badania, takie jakie są wykonywane na każdym miejscu przestępstwa kryminalnego. Ale w Jedwabnem wyrok już ogłoszono i nie ma woli do tego, żeby dziwnym trafem miał się zmienić...

Żyjemy w czasach błyskawicznej informacji. Fakty, opinie, wyniki badań latają wymieszane z fejkami, dezinformacją, sztucznie tworzonym gąszczem, w którym ciężko znaleźć opis prawdziwych wydarzeń. Jedwabne jest doskonałym przykładem: socjolog Gross stworzył "dzieło" parahistoryczne, które błyskawicznie nagłośniono, podbito rezonansem zagranicznych instytucji. Jest tam sporo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Najlepsze punkty powieści to ostatni fragment z wyprawy Jagiełły pod Grunwald, oraz errata z omówionymi faktami historycznymi. Reszta to luźna powiastka przygodowa dla młodzieży

Najlepsze punkty powieści to ostatni fragment z wyprawy Jagiełły pod Grunwald, oraz errata z omówionymi faktami historycznymi. Reszta to luźna powiastka przygodowa dla młodzieży

Pokaż mimo to


Na półkach:

Historia tej książki jest bardzo tajemnicza. Paweł Wiederman pisał ją w przedziale czasowym 12.1943 - 07.1944. Był Żydem, mieszkańcem getta w Sosnowcu. Przeżył wojnę (jego żona i syn zginęli w Auschwitz, wraz z większością mieszkańców getta) i wydał tę książkę w Monachium w 1948 roku. Została tylko raz wydana i, jak mówi Wikipedia, nigdy nie była wznawiana. Jest rarytasem, na świecie jest podobno siedemnaście egzemplarzy, w Polsce dosłownie jeden.
Powieść przedstawia ostatni rok istnienia gminy żydowskiej, autor był wysokim urzędnikiem jednego z urzędów, a głównym bohaterem jest tzw. Leiter, czyli przywódca tej gminy Mojżesz Merin. Wraz ze swoimi zastępcami, Fanny Czarną, oraz niejakim Śmietaną (wszyscy byli Żydami) realizują politykę pełnej współpracy z władzami niemieckimi aż do samego końca. Autor wprost oskarża Merina o kolaborację i megalomanię, Leiter dla swoich celów i ambicji organizuje łapanki i za pomocą kłamstw, oraz manipulacji wyciąga z przerażonych podwładnych ostatnie pieniądze mamiąc ich co chwila zapewnieniami o możliwości ratunku. Ludzie głodują, a ich władze opływają w luksusy, mają w bród pożywienia. Merin, Czarna i Śmietana kończą podobnie jak Chaim Rumkowski, przywódca getta w Łodzi - zostają pod koniec zamordowani w Auschwitz.

W powieści sporo jest wstrząsających opisów: milicji żydowskiej, która bezwzględnie zapędza całe rodziny do miejsca zbiórek, powszechnego łapówkarstwa, oraz szmalcowników żydowskich wydających własnych sąsiadów. Merin wymyślił wiele sposobów mających na celu zachęcenie mieszkańców do oddawania złota, zgłaszania się na miejsce wywózki, do samego końca oszukując ich że jadą w inne miejsce przesiedlenia. Często posuwał się do sztuczki polegającej wysyłaniu przodem na plac wysokich urzędników gminy wraz rodzinami, dla uspokojenia pozostałych że nic im nie grozi. Kiedy spędzono na miejsce zbiórki odpowiednią, ustaloną ilość Żydów, urzędnicy ci wraz z rodzinami byli wypuszczani, a reszta jechała wprost do obozu zagłady. Rekordem Merina było zwabienie na stadion 50 tyś. Żydów na rzekomą akcję podbijania nowych dowodów. Wszystkich trzymano 2 dni na stadionie w upale (przy pomocy gestapo i milicji żydowskiej), a następnie 30 tyś pojechało do Auschwitz.
Smutna jest ta opowieść, powinna dać do myślenia zwłaszcza tym, którzy ochoczo oskarżają Polaków o współudział w Holocauście. Wiederman prawie w ogóle nie pisze o Polakach, a już ani razu nie wspomina o pomocy Niemcom w tych bandyckich akcjach (ani razu nie ma tu polskiej granatowej policji). Za to na każdym kroku wypomina swoim współbraciom podłe zachowanie.

Historia tej książki jest bardzo tajemnicza. Paweł Wiederman pisał ją w przedziale czasowym 12.1943 - 07.1944. Był Żydem, mieszkańcem getta w Sosnowcu. Przeżył wojnę (jego żona i syn zginęli w Auschwitz, wraz z większością mieszkańców getta) i wydał tę książkę w Monachium w 1948 roku. Została tylko raz wydana i, jak mówi Wikipedia, nigdy nie była wznawiana. Jest rarytasem,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo dobra. Autor, bez nawiązywania do polskiego piekła politycznego opisuje sytuację w naszym regionie po inwazji Rosji na Ukrainę. Takie publikacje są u nas ewenementem, nasi, pożal się Boże, "politycy" wszystkich opcji albo nie ogarniają za bardzo geopolityki, albo wręcz szkodzą Polsce realizując swoje własne partykularne interesy.

Marek Budzisz przytomnie zwraca uwagę, że NATO nie jest czymś co na 100% zapewnia nam ochronę, to samo poczucie mieliśmy przed II WŚ. Sam artykuł 5 traktatu NATO nie uruchamia z automatu pędzących nam na pomoc Hiszpanów, Kanadyjczyków, czy Turków. Każde państwo NATO po kolei samo decyduje w jakim zakresie rozpoczyna działania. Dzisiaj widać rozbieżności w samym NATO patrząc na zachowanie Niemiec czy Francji wobec Rosji...

Autor wskazuje także na wieloletnie, karygodne zaniedbania i błędy w postępowaniu z Białorusią, dzięki czemu nadal mamy tam kartoflanego cara, skrajnie wrogiego Polsce, a jego państwo jest aktualnie rosyjską bazą wojskową.

Jeśli wyraźnie coś się nie zmieni w postępowaniu polskich elit rządzących (i to długofalowo, bez względu na ich wymiany), a sytuacja wokół Polski będzie się pogarszać, to może się okazać, że jesteśmy w czarnej....

Bardzo dobra. Autor, bez nawiązywania do polskiego piekła politycznego opisuje sytuację w naszym regionie po inwazji Rosji na Ukrainę. Takie publikacje są u nas ewenementem, nasi, pożal się Boże, "politycy" wszystkich opcji albo nie ogarniają za bardzo geopolityki, albo wręcz szkodzą Polsce realizując swoje własne partykularne interesy.

Marek Budzisz przytomnie zwraca...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Treść niezmiennie aktualna. ZSRR (na szczęście) upadło, ale jego bękart czyli Rosja trwa i działa w tym samym duchu. Najgorsze, że Zachód też się nie zmienia, nadal rodzą się oszołomy romansujące z putinowską Rosją i prące do współpracy z nią, nawet w świetle pełnoskalowej inwazji na Ukrainę.

Treść niezmiennie aktualna. ZSRR (na szczęście) upadło, ale jego bękart czyli Rosja trwa i działa w tym samym duchu. Najgorsze, że Zachód też się nie zmienia, nadal rodzą się oszołomy romansujące z putinowską Rosją i prące do współpracy z nią, nawet w świetle pełnoskalowej inwazji na Ukrainę.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Autor zebrał zeznania i opisy żołnierzy niemieckich, którzy albo zostali ranni i ewakuowano ich tuż przed upadkiem 6 armii Paulusa, albo dostali się do niewoli i często po wielu latach (ostatni około 1955 roku) wrócili do Niemiec. Z około 90 tyś. jeńców gułagi i marsze śmierci przeżyło około 6 tyś.

W Niemczech powstał kult Stalingradu - stowarzyszenia weteranów, historyków i amatorów tego tytanicznego zmagania dwóch bandyckich reżimów, które najpierw wspólnie podpaliły Europę, a potem rzuciły się sobie do gardeł. Weterani 6 armii roztkliwiają się nad swoim ciężkim losem, mrozem, głodem, wszami, nieludzkim traktowaniem. Chciałbym tu jednak przypomnieć, że te wydarzenia miały miejsce na przełomie 1942-43 r, kiedy od prawie 3,5 roku w Polsce dymiły kominy Auschwitz, Bełżca, Majdanka, z katowni Gestapo wydobywał się nieustanny krzyk, a ten "bohaterski" Wehrmacht mordował w masowych egzekucjach nie tylko polskich żołnierzy, ale także mieszkańców wsi i miast nazywając wszystkich partyzantami praktycznie od pierwszego dnia wojny.
Jako ciekawostkę znalazłem tu fragment, jak to jeden z rannych trafił do szpitala w Krakowie, gdzie w tym czasie stacjonował jakiś 4 odział "misji humanitarnej" lekarzy ze Szwajcarii. Było tu wprost napisane, że w ten sposób wpływowi Szwajcarzy wspierali Niemców i próbowali zapobiegać ewentualnym pogróżkom najechania przez Niemcy ich kraju. To tyle tytułem neutralnej Szwajcarii, oraz nieszczęsnych bohaterów spod Stalingradu...

Autor zebrał zeznania i opisy żołnierzy niemieckich, którzy albo zostali ranni i ewakuowano ich tuż przed upadkiem 6 armii Paulusa, albo dostali się do niewoli i często po wielu latach (ostatni około 1955 roku) wrócili do Niemiec. Z około 90 tyś. jeńców gułagi i marsze śmierci przeżyło około 6 tyś.

W Niemczech powstał kult Stalingradu - stowarzyszenia weteranów,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Oceny na 8 i powyżej to lekka przesada. Tyle to można dać "Ojcu chrzestnemu", "Paragafowi 22", czy innym ponadprzeciętnym dziełom. Tu mamy do czynienia z luźną pogadanką o dziejach ludzkości, a potem naszego regionu. Ceramowi czy Kosidowskiemu raczej ta pozycja nie dorasta. Luźno i pobieżnie prześlizguje się od odkrycia do odkrycia, bez pogłębionego opisu.
Na plus należy docenić wiedzę autorki w tej już dzisiaj niemodnej dziedzinie nauki

Oceny na 8 i powyżej to lekka przesada. Tyle to można dać "Ojcu chrzestnemu", "Paragafowi 22", czy innym ponadprzeciętnym dziełom. Tu mamy do czynienia z luźną pogadanką o dziejach ludzkości, a potem naszego regionu. Ceramowi czy Kosidowskiemu raczej ta pozycja nie dorasta. Luźno i pobieżnie prześlizguje się od odkrycia do odkrycia, bez pogłębionego opisu.
Na plus należy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tytuł książki jest bardzo mylący. Już w opisie widnieje, że to historie kilku znanych polskich twierdz. Tymczasem opowieści są dosyć luźne, wychodzą od starych kresowych zamków, ich historii wraz z osobami z nimi łączonymi, a kończą niekiedy w nieoczekiwanych rejonach. Ani trochę, na przykład, w rozdziale o Kamieńcu Podolskim nie pasuje wielostronnicowy wątek związany z Rosją Sowiecką, Operacją Polską NKWD, czy historią Rokossowskiego lub innych komunistów polskiego pochodzenia. I tak jest w każdym rozdziale. Wręcz rozśmieszył mnie tekst o wybitnym historyku Pawle Wieczorkiewiczu mówiący o jego rusofobii (takiego użył autor słowa). Pomijam już fakt że to osobista wycieczka historyka o historyku (dużo bardziej utytułowanym), ale żałośnie ona wygląda już pół roku po wydaniu książki, kiedy dzisiaj, w kwietniu 2022 roku Rosja dokonała kolejnej bandyckiej inwazji, tym razem na Ukrainę.

Podsumowując, oczekiwałem skupienia się na opisach i losach tych znanych polskich twierdz, a nie snucia historii zupełnie odjeżdżających od tytułu. Ponadto styl pisania jest miejscami dosyć infantylny, ale to już sprawa obiektywna, ja to tak odbieram. Na plus należy zapisać sporą wiedzę o ludziach związanych z tymi miejscowościami, widać, że autor ogromną część życia poświęcił na pielęgnowanie pamięci o polskich Kresach.

Tytuł książki jest bardzo mylący. Już w opisie widnieje, że to historie kilku znanych polskich twierdz. Tymczasem opowieści są dosyć luźne, wychodzą od starych kresowych zamków, ich historii wraz z osobami z nimi łączonymi, a kończą niekiedy w nieoczekiwanych rejonach. Ani trochę, na przykład, w rozdziale o Kamieńcu Podolskim nie pasuje wielostronnicowy wątek związany z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubię biografie rodzinne opisywane przez potomków, trafiłem już na kilka rewelacyjnych przykładów tego gatunku. Tutaj jednak okazało się bez rewelacji. Autorka na podstawie kilkunastu zdjęć przesłanych jej przez rodzinę z innego kraju lepi opowieść, którą w dużym stopniu kreuje na podstawie domysłów, do tego dorzuca jakieś fakty z gazet i kronik z tamtego okresu. Większą część - i to mi się średnio podobało - to oceny i, niby mimochodem wspominane, wybiórcze postępowanie Polaków. Generalnie bije tu ogólna niechęć, wręcz oskarżanie o nie tylko brak pomocy, co wręcz o pomaganie Niemcom i żerowanie na majątku wygnanych żydowskich obywateli Polski. Wiadomo, że były różne postawy, byli szmalcownicy, ale tacy byli również wśród Żydów, o czym już zazwyczaj się nie wspomina. Poza tym nawet jednym słowem autorka nie wspomina, że Polska była jedynym okupowanym krajem, w którym Niemcy wprowadzili i często stosowali karę śmierci dla całej rodziny za pomoc Żydom.
Ponadto trochę mi tu zalatywało, co nie było wątkiem bardziej zgłębionym, komunizowaniem niektórych członków rodziny.
Podsumowując - smutne losy wymordowanej rodziny, a reszta to przyklejenie do tego oskarżeń i poglądów autorki.

Lubię biografie rodzinne opisywane przez potomków, trafiłem już na kilka rewelacyjnych przykładów tego gatunku. Tutaj jednak okazało się bez rewelacji. Autorka na podstawie kilkunastu zdjęć przesłanych jej przez rodzinę z innego kraju lepi opowieść, którą w dużym stopniu kreuje na podstawie domysłów, do tego dorzuca jakieś fakty z gazet i kronik z tamtego okresu. Większą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od razu złapałem po przeczytaniu wcześniejszych "Więźniach geografii". W porównaniu z z tamtą - słabsze.
Konwencja ta sama. Wybrane regiony (ciekawe dlaczego jedne te, a nie inne. Ale z tym nie polemizuję, bo nie czuję że mam lepszą geopolityczną wiedzę). Natomiast omówienie w rozdziałach już pretensjonalne, głównie pęd przez historię, a później ogólnikowa analiza i rokowania.
Co razi to np. opisanie dzisiejszej sytuacji Hiszpanii (2021) jako bardzo dobrej i rozwijającej się gospodarki. Przecież zewsząd słychać o jednym z największych bezrobociu w UE, np. wśród młodych, kryzysie rządów lewicowo/socjalistycznej koalicji.
Inny przykład to (uniknął tego w poprzedniej książce) teksty z których można wyłuskać poglądy autora na rządy USA - jednoznaczna krytyka Trumpa, a z drugiej strony ciepłe słowa o Bidenie...
Ogólnie w miarę ciekawie, zwłaszcza o kosmosie, ale bez szału.

Od razu złapałem po przeczytaniu wcześniejszych "Więźniach geografii". W porównaniu z z tamtą - słabsze.
Konwencja ta sama. Wybrane regiony (ciekawe dlaczego jedne te, a nie inne. Ale z tym nie polemizuję, bo nie czuję że mam lepszą geopolityczną wiedzę). Natomiast omówienie w rozdziałach już pretensjonalne, głównie pęd przez historię, a później ogólnikowa analiza i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do mniej więcej połowy ciekawie. Później robi się więcej opisów i teorii dla fizyków, a mniej życiorysu. Do tego cytowanie listów, nie jestem pewien czy wszystkie są potrzebne.

Do mniej więcej połowy ciekawie. Później robi się więcej opisów i teorii dla fizyków, a mniej życiorysu. Do tego cytowanie listów, nie jestem pewien czy wszystkie są potrzebne.

Pokaż mimo to


Na półkach:

To było prawdziwe wyzwanie, a tym ludziom nie można odmówić prawdziwego poświęcenia. Byli fachowcami, najlepszymi z najlepszych i godzili się, by ktoś ich wystrzelił na czubkach rakiet w miejsce gdzie nikt wcześniej nie był, bez gwarancji powrotu...
Szkoda, że nie możemy być dzisiaj świadkami takich osiągnięć. Wiem, że to spore uproszczenie, ale jakiś ten świat był jednak trochę prostszy, a ludzie normalniejsi.

To było prawdziwe wyzwanie, a tym ludziom nie można odmówić prawdziwego poświęcenia. Byli fachowcami, najlepszymi z najlepszych i godzili się, by ktoś ich wystrzelił na czubkach rakiet w miejsce gdzie nikt wcześniej nie był, bez gwarancji powrotu...
Szkoda, że nie możemy być dzisiaj świadkami takich osiągnięć. Wiem, że to spore uproszczenie, ale jakiś ten świat był jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Polecam!. Jesteśmy wychowani na mapach Merkatora (świat w odwzorowaniu walcowym równokątnym). Mocno to zaburza proporcje wielkości kontynentów i odległości. Na takiej mapie Grenlandia ma podobną wielkość co Afryka. Tymczasem Afryka jest 14 razy większa od Grenlandii! Jest tak wielka, że zmieściłyby się w niej: całe USA, Grenlandia, Indie, Chiny, cała Europa Zachodnia i kawałek Wschodniej.
Przejrzyście omówione są całe kontynenty, a w niektórych przypadkach ich regiony. Wyraźnie widać jak geografia wpływa na rozwój państw i konflikty regionalne. Dwa największe ludnościowo państwa: Chiny i Indie rozdziela ogromny mur Himalajów, co daje względny spokój, natomiast np. Polska jest cierniem w oku Rosji, która od wieków boi się najazdów przez Nizinę Europejską, więc zawsze chce mieć ją w swojej orbicie wpływów.
Przystępny język, polecam dla tych, którzy chcą otrzymać syntetyczną wiedzę o tym co do dzisiaj ma największy wpływ na geopolitykę Państw.

Polecam!. Jesteśmy wychowani na mapach Merkatora (świat w odwzorowaniu walcowym równokątnym). Mocno to zaburza proporcje wielkości kontynentów i odległości. Na takiej mapie Grenlandia ma podobną wielkość co Afryka. Tymczasem Afryka jest 14 razy większa od Grenlandii! Jest tak wielka, że zmieściłyby się w niej: całe USA, Grenlandia, Indie, Chiny, cała Europa Zachodnia i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wiedza autora spora, ale chaotycznie opowiadane historie. Do tego niepotrzebne wtręty polityczne.

Wiedza autora spora, ale chaotycznie opowiadane historie. Do tego niepotrzebne wtręty polityczne.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Merytorycznie świetna, dużo ciekawych opisów twierdz i działań budowlano-militarnych tamtych czasów. Mam zastrzeżenia do edycji - bardzo słabej jakości zdjęcia, a przede wszystkim edycja - sporo błędów literowych. Polski wydawca mógł się bardziej postarać...

Merytorycznie świetna, dużo ciekawych opisów twierdz i działań budowlano-militarnych tamtych czasów. Mam zastrzeżenia do edycji - bardzo słabej jakości zdjęcia, a przede wszystkim edycja - sporo błędów literowych. Polski wydawca mógł się bardziej postarać...

Pokaż mimo to


Na półkach:

Świetna! Pokazuje jak występowanie i dostęp do łowisk tej ryby determinowało działaniami państw przez wieki. Wielka polityka.
Polecam!!

Świetna! Pokazuje jak występowanie i dostęp do łowisk tej ryby determinowało działaniami państw przez wieki. Wielka polityka.
Polecam!!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Merytorycznie ok, autor się postarał. Natomiast tłumaczenie i korekta to jakieś jaja. Są całe fragmenty, gdzie dosłownie nie ma strony bez błędu, zgubionych liter, czy braku znaków interpunkcyjnych. Twarda oprawa i dosyć wysoka cena, a w środku redakcyjny gniot

Merytorycznie ok, autor się postarał. Natomiast tłumaczenie i korekta to jakieś jaja. Są całe fragmenty, gdzie dosłownie nie ma strony bez błędu, zgubionych liter, czy braku znaków interpunkcyjnych. Twarda oprawa i dosyć wysoka cena, a w środku redakcyjny gniot

Pokaż mimo to

Okładka książki Uratowane z Potopu Marcin Jamkowski, Hubert Kowalski
Ocena 7,9
Uratowane z Po... Marcin Jamkowski, H...

Na półkach:

Super że w dzisiejszych czasach coś nas jeszcze może zaskoczyć w dziedzinie archeologii. Ile jeszcze takich rewelacji czeka na swojego upartego odkrywcę?

Super że w dzisiejszych czasach coś nas jeszcze może zaskoczyć w dziedzinie archeologii. Ile jeszcze takich rewelacji czeka na swojego upartego odkrywcę?

Pokaż mimo to


Na półkach:

Uwag mam kilka:
1. Do mniej więcej 3/4 książki jest b.dobrze, podobało mi się. Zychowicz w kolejnych rozdziałach dokumentuje akcje poszczególnych legend NSZ i innych Wyklętych. Pokazuje, że obok śmiałych i budzących podziw wyczynów popełniali oni (bądź popełniano za ich zgodą) czyny odrażające, takie jak mordy na kobietach i dzieciach. Trudno się to czyta i z przykrością, ale takie jest życie: u każdego bohatera mogą zdarzyć się niecne czyny, których nie powinno się przemilczać.
2. Ostatnia 1/3 książki burzy całą resztę. Autor na siłę pokazuje jaki to on jest flekowany i niszczony przez większość polskich historyków. Kreuje wizję zamordystycznej historiografii, która niszczy każdego kto opluje NSZ czy AK. Za wszelką cenę udowadnia że my Polacy jako jedyni na świecie nie dopuszczamy do siebie myśli, że nasi przodkowie mogli popełniać złe czyny. Moje zdanie jest takie, że tak nie jest, a nawet więcej - przez ostatnie dziesiątki lat pokazywano zakłamaną krwiożerczą wersję AK i NSZ, przemilczając ich prawdziwy (także chwalebny) wkład w wojnę. Kiedy od niedawna zaczęto to podkreślać, Zychowicz staje po stronie komunistów znowu pokazując złe strony. Konkluzja jest prosta: o złych czynach nasłuchaliśmy się Panie Zychowicz, nie rób wariatów z historyków którzy chcą oddać Wyklętym także honor.
3. Innym aspektem jest zerojedynkowa ocena. Dla autora zabicie nieuzbrojonego jeńca jest zawsze zbrodnią. I ośmiela się podać przykłady zabijania niemieckich jeńców w Powstaniu Warszawskim. Tego już nie zdzierżyłem: jednostki pacyfikujące Warszawę składały się z ukraińskich i rosyjskich renegatów, a także przez zdegenerowanych morderców i przestępców z jednostki Oskara Dirlewangera. Nawet regularni żołnierze z Wehrmachtu parzyli na nich z przerażeniem i odrazą. Zychowicz musi o tym wiedzieć. Zabicie po złapaniu takiej bestii tuż po tym jak wymordowała ona dzieci z sierocińca (udokumentowane!) czy spaliła rodzinę jest uczynkiem godnym pochwały. Jest ratowaniem ludzi przed wściekłym psem. Zychowicz mówi że to zbrodnia.
Innym głupim przykładem jest nazwanie polskich pilotów współwinnych zbrodni jaką był nalot na Drezno. To co niby, może powinni zostać skazani? Ni stąd ni zowąd zaplanowali i bestialsko napadli na bogu ducha winnych Niemców? To jest właśnie nieakceptowalna zerojedynkowość p. Zychowicza.
4. Na koniec technicznie: w twórczości Zychowicza ciągle razi mnie styl literacki. Pisze tak infantylnie, jakby tłumaczył coś uczniom z gimnazjum. Powtarza banały, rozpisuje się tłumacząco/opisująco, rozwleka się, ciągle powtarza innymi słowami to samo. Napisał już parę książek i oczekuję od niego trochę lepszego wyrobienia i lotności pióra

Uwag mam kilka:
1. Do mniej więcej 3/4 książki jest b.dobrze, podobało mi się. Zychowicz w kolejnych rozdziałach dokumentuje akcje poszczególnych legend NSZ i innych Wyklętych. Pokazuje, że obok śmiałych i budzących podziw wyczynów popełniali oni (bądź popełniano za ich zgodą) czyny odrażające, takie jak mordy na kobietach i dzieciach. Trudno się to czyta i z przykrością,...

więcej Pokaż mimo to