rozwińzwiń

Kurator

Okładka książki Kurator György Konrád
Okładka książki Kurator
György Konrád Wydawnictwo: Pogranicze literatura piękna
220 str. 3 godz. 40 min.
Kategoria:
literatura piękna
Tytuł oryginału:
A látogató
Wydawnictwo:
Pogranicze
Data wydania:
2021-12-28
Data 1. wyd. pol.:
2021-12-28
Liczba stron:
220
Czas czytania
3 godz. 40 min.
Język:
polski
ISBN:
9788364305542
Tłumacz:
Karolina Wilamowska
Tagi:
literatura węgierska
Średnia ocen

8,5 8,5 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
8,5 / 10
13 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
509
509

Na półkach:

Kurator, rozpatrujący codziennie dziesiątki próśb petentów, pochylonych przed nim z uszanowaniem, nie wydaje się nam z początku osobą życzliwą i empatyczną. Podobnie jak cała instytucja pomocy społecznej, mająca z założenia ludziom służyć, a po prostu ich nie lubiąca i traktująca jak intruzów. Symbolem tej niechęci jest brama wejściowa do urzędu, która „otwierała się z przeraźliwym skrzypieniem i zatrzaskiwała z łoskotem. Trzeba było sprawnie prześlizgiwać się przez szparę – tym nazbyt opieszałym furta uderzała po piętach. Starsi wystawali przed nią tak długo, póki jakiś silniejszy współpracownik nie wpuścił ich do przedsionka wyłożonego marmurem w kolorze surowego mięsa.”

Tak jak furtka niechętnie, z oporem wpuszczała interesantów, tak też traktował ich prośby i wnioski kurator, gdy już stanęli przed jego biurkiem. W ogóle z początkowych zwierzeń kuratora – anonimowego towarzysza T., przebija jakaś obojętność na to, co na zewnątrz. Na słowa petentów, na ich sytuację życiową, nawet samobójstwo podopiecznych nie jest w stanie wyrwać go z tego kleistego marazmu. Brak reakcji także na śmierć kolegi – jego pogrzeb opisuje chłodno, z pewnym, wręcz zdystansowanym sarkazmem. Zastanawia nas tylko, czemu zakupił od fotografa trumienną fotografię kolegi i trzyma ją na wierzchu w szufladzie biurka. Może to nuda, codzienna samopowtarzalność, wciąż powielana, zabiła w nim żywsze uczucia? Pisze o sobie: „jestem zwykłym urzędnikiem, źle opłacanym i zgorzkniałym. Kiedy mijam żebraka, często przyspieszam kroku, nawet jeśli mam drobne w kieszeni, nie znoszę odwiedzać chorych w szpitalu, niechętnie ustępuję staruszce miejsca w autobusie, wolę nie witać się z mieszkającym po sąsiedzku wdowcem, by nie wysłuchiwać jego żalów. Dlaczego więc to właśnie ja muszę – w ramach urzędniczej służby – dzień w dzień wąchać odór cudzego cierpienia?”

Przywołani tu ludzie, którym T. próbował pomóc, to jedni z wielu odwiedzających urząd. Ich życie jest trudne, naznaczone cierpieniem i brakiem perspektyw, częściowo z winy systemu, mielącego wszystko równo, nie zwracającego uwagi na poszczególne życia, tylko obojętnie wołającego: następny proszę! W pewnym zakresie jednak także na ich własne życzenie, brak woli do działania, rezygnację ze wszystkiego, często prowadzącą do odebrania sobie życia. Urzędnikowi, który ma związane przepisami ręce często trudno udźwignąć tyle ludzkiego nieszczęścia.

Podobnie jak nędzne i szarobure jest życie podopiecznych kuratora, zapuszczone i chylące się ku ruinie są dzielnice, gdzie zamieszkują. Tutaj styl powieści zasadniczo się zmienia na dużo bardziej obrazowy, nawet poetycki, przywodzący przed nasze oczy gotowe, podmalowane posępną kredką obrazy. Bohater, wędrując tymi ulicami, prowadzi „inwentarz krwiobiegu pęknięć, płoniczych plam pleśni, rdzy i sadzy, dziobatych od kul karabinów ścian, równomiernie pokrytych nieorganicznym brudem i obsypujących się po murarskiej kosmetyce.” Dalej jest już tylko straszniej, niczym w horrorze, niesamowicie sugestywnie przywołano pejzaż rozpadu i zepsucia, a także tkwiących w nim ludzi. Do końca nie wiemy, czy to rodzaj poetyckiego reportażu z rozbudowaną warstwą opisową, czy wizja z upiornego sennego koszmaru. A jednak żyją tu ludzie i wielu z nich liczy na realną pomoc państwa, które uosabia dla nich kurator.

Stopniowo przekonujemy się, że urzędnik, będący bohaterem tej książki, nie jest bezduszną głową zza biurka. Chodzi ulicami tej dzielnicy nędzy, wchodzi do środka zagraconych, dusznych mieszkań, udziela rad, gładzi dzieci po główkach, jednemu nawet pomaga przyjść na ten świat. Ale cóż on może więcej? Musi odizolować się niewidzialną, szczelną szybą, by te nieszczęścia nie pociągnęły za sobą i jego. Już i tak czuje się osaczony przez oczekiwania ludzi, przez ich spojrzenia „gdy na zakręcie schodów zniknę z jednego celownika, zaraz pojawiam się w zasięgu następnego.”

Ogromne wrażenie zrobił na mnie język powieści. Właściwie można nazwać ją powieścią społeczną, a jeszcze trafniej psychologicznospołeczną. To ukazanie indywidualnej przemiany człowieka, który nie jest już w stanie spoglądać z zewnątrz na życie ludzi potrzebujących pomocy. Zostaje zmuszony przez targające nim emocje zostać jednym z aktorów w tym teatrze upadku i beznadziei. To scena społecznej niewydolności, bezwolnego poddawania się losowi, co powoduje systematyczne staczanie się coraz niżej i niżej… na samo dno.

Styl, w jakim napisana została książka jest zróżnicowany. Raz oschły, do złudzenia przypominający sprawozdanie, za chwilę przechodzi w bardziej eksplozywny, szczególnie gdy bohater odwiedza kolejne mieszkania i przygląda się panującym tam warunkom. Głuchej ciszy mieszkania, w której zostało bez opieki niepełnosprawne małe dziecko, autor przeciwstawia monotonię pośpiesznego życia, jakie toczy się wokoło, jakby nigdy nic, jakby dopiero co dwoje rodziców nie popełniło tutaj samobójstwa. W nerwowym pośpiechu wymieniane są kolejne odgłosy dochodzące zza okna: „trzaskają boczne drzwi furgonetki, gdzieś spada roleta, uderzają o siebie skrzynki, syczy szlauch, skrzypią wózki” – jedno czy dwa życia nic tu nie znaczą i niczego nie zmieniają.

Kurator siedzi obok, wpatruje się w pokryty zaciekami sufit i uruchamiając wyobraźnię, widzi układające się pośród plam i spękań sceny rodzajowe. Wyobraża je sobie, próbując odwlec moment podjęcia decyzji. Przecież dziecko nie może tu zostać samo! Nikt go jednak nie chce – jest mocno upośledzone.

Szyk wyrazów, tempo zdań, ich uszeregowanie, nadają scenom specyficzny rytm i klimat. Najpierw porywczy, nadpobudliwy, a stopniowo coraz bardziej melancholijny, przechodzący w refleksyjną, poetycką zadumę. To genialny zabieg, który mówi nam nie wprost wszystko o nastroju bohatera, o jego rozterkach i wątpliwościach.

Zaczynamy coraz bardziej zanurzać się w psychikę towarzysza T., poznawać go, rozumieć tę bezradną złość, to miotanie się w niemocy, od systemu, któremu służy, do jego ofiar, którym służyć powinien, a nie ma jak pomóc. I nami miotają uczucia. Musimy odłożyć książkę na chwilę, uspokoić myśli. Zastanawiamy się czemu jeszcze, oprócz nadania dynamiki i kontrastu ma służyć to kompulsywne, zajmujące kolejne stronice, wyliczanie przedmiotów i ich charakterystycznych cech oraz czynności następujących jedna po drugiej, niczym na klaśnięcie dłoni. A tu nagle autor sam podsuwa wytłumaczenie: „ W ciągu dnia ledwie istniałeś, stanowiłeś jedynie płynne przedłużenie działających jednostajnie przedmiotów. Każde mrugnięcie, wydmuchanie nosa czy wydany przez ciebie dźwięk to zaledwie działanie poboczne. Nawet twoje buty tylko z przypadku niosły cię tam, dokąd akurat szedłeś.”

Może więc przyszła pora, by coś zmienić i zamiast dawać unosić się fali, zacząć płynąć w obranym świadomie kierunku? Sam przecież stwierdził: „Z każdym popołudniem coraz ciężej zamknąć mi w szafie pękające od ludzkich skarg akta.” Jego przemiana jest gruntowna, wprost nie do uwierzenia. Wszystkie dotychczas ważne rzeczy, bez których nie potrafił się obejść, tracą znaczenie. Próbuje zaopiekować się dzieckiem, ucywilizować je, gdyż jest ono bardziej małym zwierzątkiem, funkcjonującym na zasadzie instynktu i odruchów niż człowiekiem. Rozczarowany indolencją aparatu państwowego postanawia sam coś zmienić, dać z siebie coś więcej niż podpis na świstku papieru, który nic nie znaczy. Staje symbolicznie po drugiej stronie własnego biurka, by przekonać się jednak, że z każdej strony czeka porażka.

To bardzo smutna proza, odbierająca nadzieję. Do tego tak gęsta, mocna i ponura, że kładzie się mrocznym cieniem na każdym, kto się z nią zetknie. Brak perspektyw, brak wiary, wielkie nic ukryte za triumfalną, państwową propagandą.

Czas płynie, właśnie tak, jak to pięknie uchwycił Gyorgy Konrad: „Przychodzi czas delikatnej sałaty, potem zmysłowych wiśni oraz brzoskwiń zrzucanych ozięble przez drzewa i oto już po chwili całe zastępy os ćwiczą manewry nad skrzyniami winogron. Za moim oknem przesuwa się pełnia za pełnią, narwany Baran zdążył już pognać przed siebie z opuszczonym łbem, jego miejsce zajął milczący, gotowy do wydania osądu Wodnik (…)”, a w życiu ludzi niewiele się zmienia i z pewnością samotny towarzysz T. nie naprawi tej szwankującej, zacinającej się biurokratycznej machiny.
Książkę mogłam przeczytać dzięki portalowi: https://sztukater.pl/

Kurator, rozpatrujący codziennie dziesiątki próśb petentów, pochylonych przed nim z uszanowaniem, nie wydaje się nam z początku osobą życzliwą i empatyczną. Podobnie jak cała instytucja pomocy społecznej, mająca z założenia ludziom służyć, a po prostu ich nie lubiąca i traktująca jak intruzów. Symbolem tej niechęci jest brama wejściowa do urzędu, która „otwierała się z...

więcej Pokaż mimo to

avatar
88
40

Na półkach:

Wydawnictwo Pogranicze wydaje dobre książki, ale ich oprawa graficzna nie przyciąga uwagi (stylówa na lata 90., może kojarzyć się z jakimiś wydawniczymi śmietkami i bzdetami). Wiadomo, że nie ocenia się książki po okładce, lecz lepiej byłoby postawić na szlachetną prostotę.
Sama książka jest niezwykła; ciężki kaliber ze względu nie tylko na oryginalną narrację, gdzie nie mamy do czynienia z wartką akcją (żeby nie spojlerować, treść można streścić następująco: urzędnik opieki społecznej średniego szczebla, kierowany odruchem serca przekracza swoje zawodowe kompetencje),a ze spowalniającymi akcję, spiętrzonymi w wiele warstw opisami, rozbudowanymi rozważaniami z gatunku "co by było, gdyby", spisanymi językiem drobiazgowym, choć jednocześnie bardzo celnym, z zaskakującymi porównaniami, ale też ze względu na tematykę. Narrator, piszący w pierwszej osobie, pracuje z osobami ulokowanymi na najniższych szczeblach społecznej drabiny, takimi, którzy nie bardzo potrafią żyć, albo inaczej - nie żyją zgodnie z wyznaczonymi normami, często wbrew obowiązującym przepisom lub choćby na bakier z akceptowanymi obyczajami; to osoby niepełnosprawne, szalone, czasem złe, czasem po prostu niepasujące do urządzonego odgórnie świata. Lektura mocno obciążająca, ale bardzo ważna i doskonała.

Wydawnictwo Pogranicze wydaje dobre książki, ale ich oprawa graficzna nie przyciąga uwagi (stylówa na lata 90., może kojarzyć się z jakimiś wydawniczymi śmietkami i bzdetami). Wiadomo, że nie ocenia się książki po okładce, lecz lepiej byłoby postawić na szlachetną prostotę.
Sama książka jest niezwykła; ciężki kaliber ze względu nie tylko na oryginalną narrację, gdzie nie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1079
632

Na półkach:

Zmarły niecałe trzy lata temu György Konrád był węgierskim pisarzem, który w swojej twórczości silnie akcentował wątki nazizmu, rewolucji 1956 roku oraz swojej rodziny. Był zaliczany do grona pisarzy opozycyjnych razem z: Václavem Havlem, Adamem Michnikiem, Milanem Kunderą czy Pavlem Kohoutem, Pełnił też funkcję prezydenta międzynarodowego związku pisarzy PEN Club. Sławę pisarzowi przyniosła powieść „Kurator”, którą jedni okrzyknęli mianem najlepszej powieści węgierskiej w historii, inni spisali na straty. Dzisiaj możemy wreszcie przeczytać ją po polsku dzięki uprzejmości Fundacji Pogranicze.
Bohaterem „Kuratora” jest pracownik socjalny. Pierwsze strony książki ukazują rutynowy charakter jego pracy. Konrád w serii krótkich, epizodycznych opisów nakreśla nam interakcje z petentami (zawsze wyglądającymi podobnie),wygląd biura i budynku, myśli, jakie towarzyszą pracownikowi przy załatwianiu kolejnych formalności. Przedstawione portrety mają analityczny charakter. Dużo tu powtórzeń, raportów z rozmieszczenia pokojów na piętrach, zarysu materiałów ujętych w kartotekach. Ten specyficzny sposób przedstawiania rzeczywistości sprawia, że kolejni klienci stają się zadaniami, z których narrator musi się wywiązać w ciągu dnia pracy. Partie tekstu traktujące o przedmiotach, są dłuższe niż te poświęcone ludziom. Dla ogarniętego monotonią życia bohatera dużo ciekawszy okazuje się bicz przechowywany w szafce na akta niż kolejny petent z jego smutną historią. Wrażenie dehumanizacji pogłębia również rozdział poświęcony opisom samobójstw. Wykaz kolejnych ludzkich dramatów przekazany jest bez emocji, surowo, rzeczowo. Jakby rezygnacja z życia i towarzyszące temu powody nie były godne uwagi.
Ten rozdział przynosi też odmianę. Na kilkunastu stronach otrzymujemy opis rodziny Bandula. Z jakiegoś, nie do końca uświadomionego powodu, właśnie ci ludzie przykuli uwagę urzędnika. Stali się kimś więcej niż tylko następną sprawą do wypełnienia. To właśnie oni są katalizatorem zmian w monotonnym życiu protagonisty. Po ich śmierci przejmuje samozwańczo opiekę nad osieroconym, niepełnosprawnych dzieckiem. Opuszcza swoją rodzinę, porzuca pracę i wprowadza się do mieszkania, które od samego początku poddaje przymusowi porządku. Czyści, układa po swojemu, nadaje nowe przeznaczenia. Stopniowo wchodzi w rolę człowieka, którym do tej pory tak bardzo gardził.
To rzecz jasna tylko część wątków, postaci i emocji, z jakimi przyjdzie nam się zmierzyć podczas lektury tej dwustustronicowej powieści. Nie mam wątpliwości, że „Kurator” jest książką wspaniałą. I to na wielu płaszczyznach. Konrád wchodzi w dialog z cechami industrializacji, odpowiedzialności osobistej i społecznej, tendencji ludzi do identyfikowania się jako ofiary, dzielenia ludzi na tych dobrych (poddających się modom i kapitalizmowi) i złych. Robi to w sposób modernistyczny, ożywczy dla czytelnika. Używając języka, osiąga wyższy cel – sprawia, że przedstawione wydarzenia są nie tylko fikcją literacką, ale niosą w sobie znaczenie jak najbardziej realne. Oddziałują na zmysły, zmuszają do zaangażowania się w lekturę. To nie tylko słowa. To konkretne znaczenie.
Warto też zwrócić uwagę, że węgierski pisarz nie ustaje w poszukiwaniach. Długie, kilkustronicowe partie tekstu miesza z ciekawymi wstawkami. Czasami zamiast standardowych akapitów, Konrád, tworzy jedno eliptyczne zdanie przypominające sen. Innym razem buduje zdanie, które można z powodzeniem przepisać na kartkę i przykleić na ścianie. Ku przestrodze i pamięci. „Kurator” ma też jasne przesłanie wyrażone na końcu książki. Humanizm wygrywa. Zmiana świadomości i orientacji na petenta, wcale nie musi iść w parze z modyfikacją przestrzeni – nadal szarej i pozbawionej wyrazu. Najważniejsze okazuje się to, co mamy w środku.

Recenzja ukazała się pod adresem http://melancholiacodziennosci.blogspot.com/2022/02/recenzja-kurator-gyorgy-konrad.html

Zmarły niecałe trzy lata temu György Konrád był węgierskim pisarzem, który w swojej twórczości silnie akcentował wątki nazizmu, rewolucji 1956 roku oraz swojej rodziny. Był zaliczany do grona pisarzy opozycyjnych razem z: Václavem Havlem, Adamem Michnikiem, Milanem Kunderą czy Pavlem Kohoutem, Pełnił też funkcję prezydenta międzynarodowego związku pisarzy PEN Club. Sławę...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
213
213

Na półkach:

O jaka to jest znakomita rzecz! Jaka niepokojąca, jaka przewrotna i jaka prawdziwa. No i wybitna językowo i kompozycyjnie. Cudo!

O jaka to jest znakomita rzecz! Jaka niepokojąca, jaka przewrotna i jaka prawdziwa. No i wybitna językowo i kompozycyjnie. Cudo!

Pokaż mimo tovideo - opinia

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    31
  • Przeczytane
    15
  • Literatura węgierska
    3
  • Posiadam
    2
  • Małgosia biblioteka papierowa
    1
  • 0 ZaKupki
    1
  • 1001 książek - do przeczytania
    1
  • 2022
    1
  • Literatura obca
    1
  • MBiblio
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Kurator


Podobne książki

Przeczytaj także