(właśc. Andrij Wołodymyrowycz Bondar ) Jest ukraińskim pisarzem, poetą, literaturoznawcą i tłumaczem. W 1991 roku ukończył szkołę w Kamieńcu Podolskim. W latach 1991-1994 studiował w Instytucie Pedagogicznym w Kamieńcu Podolskim na kierunku filologia. W 1994 roku rozpoczął studia w Akademii Kijowsko-Mohylańskiej, które ukończył w 2001 roku. W latach 1998-2000 był redaktorem naczelnym gazety "Literatura plus" („Література плюс”) Asocjacji Ukraińskich Pisarzy. Następnie od 2000 do 2001 r. był zastępcą redaktora naczelnego czasopisma "Ewa". Od 2001 do 2007 roku zajmował się redagowaniem części poświęconej literaturze w renomowanym tygodniku "Dzerkało tyżnia" („Дзеркало тижня”). Żonaty z pisarką Sofiją Andruchowycz. Mają córkę Warwarę (urodziła się 10 marca 2008 roku).
Jako poeta debiutował 24 listopada 1993 roku, publikując wiersze w gazecie "Podolanin" („Подолянин”) w Kamieńcu Podolskim. Bondar jest autorem trzech tomików wierszy : Весіння єресь (Kijów, 1998),Істина і мед (Odessa , 2001) oraz Примітивні форми власності (Lwów, 2004). Jego wiersze tłumaczono na angielski, niemiecki, francuski, polski, szwedzki, portugalski, rumuński, chorwacki, litewski oraz białoruski. Ponadto Andrij Bondar jest autorem kilku tłumaczeń ( m. in. Ferdydurke Witolda Gombrowicza, tłum. w 2002 r.) oraz prac literaturoznawczych.http://
Antologia ta wydana została już po rosyjskiej inwazji na Ukrainę (znalazł się tam nawet jeden wiersz napisany po 24 lutego 2022 r.),jej tytuł ma zatem dosyć oczywiste podwójne znaczenie. Nie tylko chodzi tu o dobór pod względem formalnym wierszy w stylu vers libre, ale i ogólną tematykę wolności przenikającą zawarte w niej utwory. Nie należy się jednak obawiać nadmiernego patosu, gdyż nawet jeśli się on pojawia, to jest on zrównoważony, jeśli nie nawet przeważony przez sporą dozę humoru i ironii. Wynika to z faktu, iż ukraińscy twórcy prezentują umiejętność opowiadania o najbardziej fundamentalnych doświadczeniach ludzkich w sposób czytelny dzięki osadzeniu we współczesnym kontekście kulturowym i społecznym. Nigdzie wcześniej nie czytałem o odwoływaniu się chociażby do gier komputerowych, w tym do mojego ulubionego uniwersum Fallouta, w kontekście opowieści o wojnie. Jasność nawiązań nie świadczy jednak o ich prostactwie. Ukraińscy poeci prezentują w swojej twórczości typowy dla tego narodu duży dystans do siebie , nieraz zahaczający o czarny humor. Należy przy tym zaznaczyć, że takie kwestie, jak wolność słowa, niezawisłość państwa i poczucie własnego sprawstwa w jego ramach, czy też swoboda realizowania praw jednostki są na ziemiach Ukrainy osobistym doświadczeniem tych twórców, nie zaś jakąś akademicką dyskusją. Stąd też przebijające się z kart antologii poczucie autentyczności doświadczeń, które zrodziły te wiersze.
Wykonujący w krótkim czasie tytaniczną pracę tłumacz Bohdan Zadura dokonał niezwykle przekrojowego wyboru, przekładając dzieła 39 autorów i autorek z różnych pokoleń, o odmiennych biografiach i posługujących się różnorodnymi poetykami. Nie jest to jednak wybór w pełni obiektywny, raczej mamy tu do czynienia z autorskim zestawieniem tłumacza, który do tej antologii dobrał w miażdżącej większości dzieła poetów i poetek, których okazję poznać osobiście. Bohdan Zadura wykonał swoją robotę świetnie, odnajdując się w szerokich kontekstach utworów, jak i zachowując melodyczność i śpiewność języka ukraińskiego na tyle, na ile pozwala na to nasza ojczysta mowa.
Ta antologia była dla mnie, jak otwarcie się na zupełnie nową krainę, która choć była zawsze tuż pod ręką, to jednak pozostawała zupełnie nieznana az po dzisiejszy dzień.
Kilkanaście esejów, z których każdy przedstawia inną, całkiem odrębną historię. Ich lektura jest trochę jak podróż ze świata realnego w głąb podświadomości. Teksty tu zawarte zostały bowiem poukładane według pewnego schematu: od twardego stąpania po ziemi i prozaicznych, codziennych spraw, do błądzenia w mglistej nieokreśloności rodem z niepokojących snów.
Już na pierwszych stronach autor sprawia, że robi nam się niekomfortowo. Wbija szpilkę w temat, który żadnego wrażliwego człowieka nie może pozostawić obojętnym. Wprowadza element niepokoju, który natychmiast każe się zastanawiać, czy w pozostałych tekstach, będzie nas kłuć podobnymi wrażeniami. Szybko jednak tonuje nastrój i przez kilka kolejnych esejów wiedzie nas po spokojnych wodach. Z lekkim przymrużeniem oka przedstawiając rzeczywistość. Sytuacje i zdarzenia, które niejednemu czytelnikowi znane są w własnych doświadczeń. Można się uśmiechnąć. Można się zadumać. Ogólnie jednak, emocji tu niewiele.
Ot, proza życia.
Fajerwerków brak.
Zmiana następuje dokładnie w połowie, kiedy to rzeczywistość zaczyna się zniekształcać. Wstępujemy wraz z narratorem w gościnne progi rybnickiego domu, a wizyta ta okazuje się być niczym wejście do gabinetu luster, którego licznych zakamarków nie opuścimy już do końca książki. Robi się tajemniczo. Niepokojąco. W eseju "Ludzie mają akurat na odwrót" wręcz klaustrofobicznie. Jakby człowiek tę klonidynę, bohaterkę z wcześniejszego tekstu, przedawkował. Wędrujemy po fabułach ocierających się o surrealizm, gdzie mieszają się formy i znaczenia, a nic nie jest takie, jakim być powinno. Nie wiadomo na co natkniemy się w kolejnych akapitach, a ciekawość niecierpliwie pcha nas do przodu.
I jak tu potem ocenić zbiór krótkich form, po którego pierwszej połowie prześlizgnął się człowiek bez ekscytacji, natomiast druga porwała go z nurtem w rejony, które literacko sercu jego są tak bliskie...