Na ostrzu skalpela. 50 lat z życia chirurga

Okładka książki Na ostrzu skalpela. 50 lat z życia chirurga Robert Tuttle Morris
Okładka książki Na ostrzu skalpela. 50 lat z życia chirurga
Robert Tuttle Morris Wydawnictwo: Replika biografia, autobiografia, pamiętnik
448 str. 7 godz. 28 min.
Kategoria:
biografia, autobiografia, pamiętnik
Tytuł oryginału:
Fifty Years a Surgeon
Wydawnictwo:
Replika
Data wydania:
2019-08-06
Data 1. wyd. pol.:
2019-08-06
Liczba stron:
448
Czas czytania
7 godz. 28 min.
Język:
polski
ISBN:
9788366217614
Tłumacz:
Róża Centnerszwerowa
Tagi:
chirurg biografia wspomnienia śmierć szpital chirurgia medycyna operacje experymenty
Średnia ocen

6,1 6,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,1 / 10
41 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
831
831

Na półkach: ,

Służbowa historia zycia chirurga napisana niestety bez polotu. Książka jest po prostu nudna. Jeśli ktoś sięga po tę książkę z myślą o ekscytujących przypadkach medycznych to się zawiedzie bo jest to raczej krótkie rozważanie na temat chirurgii z perspektywy autora.

Służbowa historia zycia chirurga napisana niestety bez polotu. Książka jest po prostu nudna. Jeśli ktoś sięga po tę książkę z myślą o ekscytujących przypadkach medycznych to się zawiedzie bo jest to raczej krótkie rozważanie na temat chirurgii z perspektywy autora.

Pokaż mimo to

avatar
318
296

Na półkach:

O matko! To była najgorsza książka EVER jaką przeczytałam. Nie myślałam że to kiedyś powiem albo napiszę ale jednak. Dosłownie nie wiem co to było ? Nie wiem czy mnie zmyliła okładka, to co o tej książce napisano czy po prostu bielmo mi na oczy padło? Nie mam wytłumaczenia. Gdybym to czytała w wersji papierowej to dzieło to wylądowałoby najpewniej na ścianie ale było mi szkoda rzucać czytnikiem o ścianę więc brnęłam ale we łzach nad tą lekturą. To miała być chyba jakaś forma wspomnień/ dziennika ale wyszła z tego rozprawa nt wczesnej chirurgii wyrostka robaczkowego. Jak już człowiek myślał że skończył wywody o wyrostku to za kilka stron wracał z dużą prędkością. Mam wrażenie że po tej lekturze wiem już ABSOLUTNIE WSZYSTKO o wyrostku. Potem dużo się dowiedziałam o polowaniach i rachunkach jakie wystawiano klientom. Ponad to mam wrażenie że tłumacz się wyjątkowo do roboty przyłożył bo całość była napisana tak archaiczną składnią zdania że musiałam po kilka razy czytać jedno zdanie żeby wyłapać o co w nim chodzi …..a często chodziło o …..wyrostek. Umęczyłam oczy i mózg tym pseudonaukowym wywodem. Gorąco nie polecam chyba że ktoś chce skończyć z czytaniem książek raz na zawsze.

O matko! To była najgorsza książka EVER jaką przeczytałam. Nie myślałam że to kiedyś powiem albo napiszę ale jednak. Dosłownie nie wiem co to było ? Nie wiem czy mnie zmyliła okładka, to co o tej książce napisano czy po prostu bielmo mi na oczy padło? Nie mam wytłumaczenia. Gdybym to czytała w wersji papierowej to dzieło to wylądowałoby najpewniej na ścianie ale było mi...

więcej Pokaż mimo to

avatar
99
51

Na półkach:

Medycyna na przełomie wieków okiem chirurga.

Jestem Robert Tuttle Morris, a lekarzem zostałem przez przypadek! Ot, tak wyszło. Od zawsze byłem ciekaw świata, chętnie niosłem pomoc innym i jako młodzieniec nie mający na siebie pomysłu, niespodziewanie trafiłem pod skrzydła dwóch wspaniałych medyków. Ucząc się od nich i fascynując tym, co potrafią postanowiłem iść ich śladem. Tak oto zostałem chirurgiem. Były to jednak czasy, kiedy medycyna była niekiedy bardzo brutalna. Nikt nie dbał o czystą salę operacyjną ani o sterylność narzędzi. Lekarze operowali najczęściej w domach pacjentów, a żaden z nich nawet nie zamierzał przed przystąpieniem do zabiegu przebrać się w fartuch, ubrać rękawice i maseczkę, ani stosować innych środków mających na celu ochronę pacjentów oraz samego siebie. Tak, lekarze wtedy nie dbali też o swoje bezpieczeństwo! Dodatkowo, nie było też środków znieczulających! I przez to śmiertelność była zastraszająco wysoka! Nikt też nie zawracał sobie głowy czymś takim jak prowadzenie historii przebytych przez pacjentów chorób... najczęściej nie było na to czasu albo po prostu się nie wpadło na to, że może to mieć sens i być ważne. Takie były ówczesne realia, a mi przyszło w takich warunkach rozpoczynać pracę w zawodzie. Byłem nastawiony na eksperymentowanie i otwarty na rzeczy, których inni się bali lub nie akceptowali. Niestety, wielu moich kolegów po fachu nie chciało słuchać o podsuwanych im propozycjach używania lepszych, sprawdzonych przeze mnie narzędzi; o tym że operacje powinny być krótkie i precyzyjne; że cięcia chirurgiczne powinny być jak najmniejsze; że trzeba dążyć do przeprowadzania bezbolesnych operacji. Nie udało mi się przemówić im do rozsądku nawet kiedy przedstawiałem wyniki swoich badań/doświadczeń bo nie da się przekonać ludzi zamkniętych na innowacje i niechętnych do eksperymentowania oraz kurczowo trzymających się starych zasad. Na szczęście nie wszyscy tacy byli! Wielu lekarzy dało się namówić, by sprawdzili na swoich pacjentach moje metody i przekonali się na własne oczy, że to działa i że nie szkodzi pacjentom, a nawet, że jest lepsze niż używane do tej pory przestarzałe techniki.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Na szczęście w obecnych czasach medycyna wygląda zupełnie inaczej... i dzięki temu jednemu czynnikiem mogę śmiało powiedzieć, iż cieszę się, że żyję w tych czasach! Uff! 😎😍💚💜
Nie powiem, że można się z tej książki dowiedzieć wielu nowych rzeczy... no, chyba, że czyta się ją jako jedną z pierwszych. Jednak na wielki plus zasługuje tutaj to, że niniejsza lektura jest autobiografią. I dzięki temu można spojrzeć na medycynę przełomu XIX i XX wieku okiem pracującego w tamtych czasach chirurga! Śmiało polecam każdemu miłośnikowi książek o tematyce medycznej ;)

Medycyna na przełomie wieków okiem chirurga.

Jestem Robert Tuttle Morris, a lekarzem zostałem przez przypadek! Ot, tak wyszło. Od zawsze byłem ciekaw świata, chętnie niosłem pomoc innym i jako młodzieniec nie mający na siebie pomysłu, niespodziewanie trafiłem pod skrzydła dwóch wspaniałych medyków. Ucząc się od nich i fascynując tym, co potrafią postanowiłem iść ich...

więcej Pokaż mimo to

avatar
372
307

Na półkach: ,

Dość nierówna książka - wspomnienia, podsumowania i sporo PR lekarza, który mienił się być pierwszym w USA zawodowym chirurgiem. Lekarzem, który swoją specjalizację ograniczy wyłącznie do operowania ludzi.
Nierówna, bo obok w miarę ciekawych rozważań o etyce, kosztach leczenia dla pacjentów, relacji z innymi lekarzami, autor podaje też 7 rodzajów zapalenia wyrostka robaczkowego (po co?!). Na szczęście opisuje też walkę z hochsztaplerami, którzy już wtedy żerowali na naiwnych; ku mojemu rozbawieniu, z całą powagą pisze za to o homeopatach :D
Autor mimochodem co i rusz wspomina o publikowanych artykułach, wystąpieniach na kongresach i wydawanych książkach, za to dopiero w ostatnim rozdziale wspomina o swojej rodzinie.
Książka byłaby fascynująca, gdyby ją ciut uporządkować, część rozwinąć, część usunąć, w każdym razie lepiej zredagować. A tak zostaje chwilami szokująca lektura, jak wiele się w medycynie zmieniło przez ostatnie 100 lat, i jak niewiele - w społeczeństwie.
Mimo mieszanych uczuć, polecam, zwłaszcza ludziom medycyny.

#WyzwanieLC2021

Dość nierówna książka - wspomnienia, podsumowania i sporo PR lekarza, który mienił się być pierwszym w USA zawodowym chirurgiem. Lekarzem, który swoją specjalizację ograniczy wyłącznie do operowania ludzi.
Nierówna, bo obok w miarę ciekawych rozważań o etyce, kosztach leczenia dla pacjentów, relacji z innymi lekarzami, autor podaje też 7 rodzajów zapalenia wyrostka...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1306
1281

Na półkach: , , , ,

Ostatnio fascynuje mnie historia medycyny. Jeśli chodzi o tę książkę, to liczyłam na więcej - ot wspomnienia z życia zawodowego, napisane bez większego polotu.

Ostatnio fascynuje mnie historia medycyny. Jeśli chodzi o tę książkę, to liczyłam na więcej - ot wspomnienia z życia zawodowego, napisane bez większego polotu.

Pokaż mimo to

avatar
258
200

Na półkach: , , , ,

Dobra autobiografia, bardzo ciekawie opisująca rozwój chirurgii na przełomie XIX i XX wieku. Bardzo wiele mówi o: autorze, medycynie i społeczeństwie tamtych lat. R. T. Morris był jednym z amerykańskich ojców nowoczesnej chirurgii i jego wspomnienia są niewątpliwie ciekawe i wartościowe, aczkolwiek jego poglądy na kontrolę urodzeń, podejście do pacjenta jako przede wszystkim „przypadku do zrobienia”, metody zmuszania adeptów medycyny do myślenia wydają się współcześnie mocno kontrowersyjne. Po prostu nie zestarzały się dobrze. Czytając tę książkę zrozumiemy jak niezwykły jest skok w medycynie ostatniego stulecia, a przede wszystkim to, że obecnie traktujemy człowieka jako całość, więc staramy się leczyć ciało i psychikę, bo zrozumieliśmy, że ten związek jest znacznie mocniejszy niż to się wydawało w czasach Morrisa. Nie zmieniła się waga eksperymentu, chociaż obecnie chyba jest to dla lekarzy znacznie bezpieczniejsze, bo prawne uregulowania ucywilizowały próby zmian i wprowadzanie nowych metod.
Przytaczane anegdoty i przypadki pozwalają zajrzeć do sal operacyjnych i gabinetów tamtych czasów. Koszmarem obecnie wydają się wycieczki gawiedzi mające na celu oglądanie chłopca pokąsanego przez wściekłego psa, bo traktowano to jako przerażające, ale jednak widowisko. Niedopuszczalne jest obecnie by chirurg z grypą konsultował czy operował, bo już wiemy, że szkody jakie może wyrządzić zainfekowanie pacjenta mogą być wielkie.
Autobiografia ciekawa i moim zdaniem warto po nią sięgnąć, aby cofnąć się w czasie i docenić to co mamy obecnie.

Dobra autobiografia, bardzo ciekawie opisująca rozwój chirurgii na przełomie XIX i XX wieku. Bardzo wiele mówi o: autorze, medycynie i społeczeństwie tamtych lat. R. T. Morris był jednym z amerykańskich ojców nowoczesnej chirurgii i jego wspomnienia są niewątpliwie ciekawe i wartościowe, aczkolwiek jego poglądy na kontrolę urodzeń, podejście do pacjenta jako przede...

więcej Pokaż mimo to

avatar
62
15

Na półkach:

Książka mnie pochłonęła. Dowiecie się z niej jak wyglądała medycyna sto lat temu. Wyglądała.... sensacyjnie!

Książka mnie pochłonęła. Dowiecie się z niej jak wyglądała medycyna sto lat temu. Wyglądała.... sensacyjnie!

Pokaż mimo to

avatar
42
21

Na półkach:

Wielu lekarzy z pewnością miałoby niemały problem, gdyby poproszono ich nie – jak to zwykle bywa – o poradę lekarską, ale o spisanie historii swojej praktyki lekarskiej. Tymczasem Robert T. Morris nie miał z tym najmniejszego kłopotu, ponieważ zapisał się w historii nie jedynie jako lekarz, ale także jako człowiek, który dostarczył potomnym intrygujący i malowniczy obraz swojej praktyki lekarskiej, a jednocześnie obraz przemian zachodzących w wielu obszarach medycyny na przełomie XIX i XX wieku.

Jego wspomnienia czyta się niczym ciekawą powieść, w której jednak prym wiodą strona dokumentalna oraz własne doświadczenia doktora. Morrisa już na wstępie można określić jako lekarza z powołania, ponieważ jak sam przyznaje, „każdy człowiek chory stał się dla niego o wiele bardziej interesujący niż ludzie zdrowi”, a w początkowym stadium pełnienia służby lekarskiej, kiedy nie występował już wyłącznie jako asystent innych lekarzy, „lęk przed niewłaściwym [leczeniem] zaczął przybierać u niego zatrważające rozmiary”. Młody doktor doskonale zdawał sobie sprawę, jaka odpowiedzialność na nim ciąży, i również temu poświęca nieco miejsca w swojej książce. Owych kwestii natury duchowej pojawia się o wiele więcej. Warto wspomnieć chociażby o takim problemie, jak traktowanie swoich pacjentów przez niektórych lekarzy jedynie jako obiektów choroby, z pominięciem odpowiedniego, psychologicznego podejścia do nich, czy też o tym, że w ówczesnych czasach lekarzy rodzinnych darzono zaufaniem nie mniejszym niż księży. I w momencie, gdy zaczynała toczyć się walka o życie człowieka, niejednokrotnie jego rodzina zamiast zastosować się do zaleceń chirurga i zgodzić się, aby operacja odbyła się w szpitalu, a nie jak dotąd bywało w domu pacjenta, wpierw zasięgała porady swojego „przewodnika”. To nie jedyna sprawa, która dziś może dla niektórych trącić absurdem. Niewłaściwe postawione diagnozy, źle dobrane dawki środków zaniechujących także są jak najbardziej na porządku dziennym, ale nie mogło być inaczej, kiedy rozwój medycyny dopiero postępował naprzód. Sławny chirurg wiele miejsca poświęca przede wszystkim operacjom, a także między innymi leczeniu zapalenia wyrostka robaczkowego, opisuje działania znachorów oraz ludzi uznawanych za cudotwórców, skupia się na psychoanalizie i metafizyce i nie pomija pierwszych lat własnej praktyki lekarskiej, podczas których jego gabinet, delikatnie mówiąc, nie był oblegany przez potrzebujących natychmiastowej specjalistycznej porady, oraz okrasza całość wciągającymi, a nawet humorystycznymi opisami sytuacji, do których dochodzi również tam, gdzie toczy się ta najistotniejsza z walk.

To jednak i tak tylko część zagadnień, jakie można znaleźć w „Na ostrzu skalpela”. Autor wprowadza czytelnika do świata ciągle postępujących odkryć na gruncie medycznym, przenosi go sto lat wstecz, do czasów, kiedy ludzie zaczynają porozumiewać się ze sobą za pośrednictwem telefonów, lekarze z szacunku do pacjentów spieszą do nich bez względu na porę dnia czy nocy w surdutach, a niektórzy wierzą, że uderzenie pioruna może zdziałać cuda, dlatego są w stanie nawet wyjść mu naprzeciw, ufni, że jego porażenie przyniesie im ulgę w cierpieniu.

Ta książka z pewnością zainteresuje lekarzy, studentów medycyny czy też tych, którzy uwielbiają wgłębiać się w tajniki i historię medycyny.

https://kulturaliter.blogspot.com/2020/04/robert-tuttle-morris-na-ostrzu-skalpela.html

Wielu lekarzy z pewnością miałoby niemały problem, gdyby poproszono ich nie – jak to zwykle bywa – o poradę lekarską, ale o spisanie historii swojej praktyki lekarskiej. Tymczasem Robert T. Morris nie miał z tym najmniejszego kłopotu, ponieważ zapisał się w historii nie jedynie jako lekarz, ale także jako człowiek, który dostarczył potomnym intrygujący i malowniczy obraz...

więcej Pokaż mimo to

avatar
401
399

Na półkach:

Robert T. Morris to amerykański chirurg, który w swojej powieści Na ostrzu skalpela. 50 lat z życia chirurga opisuje pracę chirurgów na przestrzeni XIX i XX wieku. Robert Morris lekarzem chirurgiem został przez przypadek, w wyborze zawodu kierował się głównie ciekawością świata, przyczyniania się do rozwoju nauki oraz chęcią niesienia pomocy innym. Od samego początku postawił sobie za cel poprawianie błędów, dzięki obserwacjom i ponownym analizowaniu trudnych przypadków przyczynił się do znacznego zmniejszenia śmiertelności. Każdego pacjenta traktował w sposób indywidualny, jako jeden nielicznych chirurgów zaczął prowadzić karty pacjentów i każdym razem bardzo dokładnie je uzupełniał i analizował, wyciągał wnioski. Swoją dociekliwością zdecydowanie przysłużył się do znacznego rozwoju medycyny.

Robert Morris w dokładny sposób opisuje na jakim poziomie była medycyna na przełomie XIX i XX wieku, jak wyglądały zabiegi przeprowadzane przez lekarzy czy na jakim poziomie była higiena zarówno lekarza jak i pacjenta. Warunki na salach operacyjnych pozostawały wiele do życzenia, lekarze częściej myli ręce po operacji niż przed nią, a śmiertelność wynosiła aż około 80%.






Książka od samego początku mnie zafascynowała. Robert Morris to zdecydowany specjalista w swoim fachu. Opisy operacji, które przeprowadzano w tamtejszym czasie są bardzo interesujące i realistyczne. Autor miał bardzo duży wkład w rozwój ówczesnej medycyny i czasami stosował dość niekonwencjonalne metody leczenia.Dodatkowo niektóre historie naprawdę mrożą krew w żyłach i pomimo licznych wad naszej Służby Zdrowia mamy zdecydowanie lepiej niż na przełomie XIX i XX wieku:) Minusem dla mnie był język, w którym książka została napisana, podczas jej czytania musiałam być cały czas mocno skupiona.

Polecam!

Moja ocena: 7,5

Robert T. Morris to amerykański chirurg, który w swojej powieści Na ostrzu skalpela. 50 lat z życia chirurga opisuje pracę chirurgów na przestrzeni XIX i XX wieku. Robert Morris lekarzem chirurgiem został przez przypadek, w wyborze zawodu kierował się głównie ciekawością świata, przyczyniania się do rozwoju nauki oraz chęcią niesienia pomocy innym. Od samego początku...

więcej Pokaż mimo to

avatar
544
540

Na półkach:

Druga połowa XIX wieku oraz późniejsze na przełomie XIX i XX wieku czasy, to w zakresie myśli kultury i nauki okres specyficzny, zagadkowy, w swych przemianach wysmakowany. To nie tylko czas bumu społeczeństwa i prądu zbiorowości wielu odkrywczych umysłów na rewolucję przemysłową, technologiczną, socjokulturową. To także okres ciężkiej wręcz nieustannej walki wielu śmiałych mądrych ludzi, nakrapianych pragnieniem wniesienia zmian i dążeniem ku nieustannemu rozwojowi, z niby-błogostanem aktualnego statusu poziomu nauk i wiedzy wychodzącym od stępiałych móżdżków pewnej grupy ,,szlachetnie urodzonych monolitycznie myślących specjalistów”, objawiającym się w wystarczających jak na ludzkość osiągnięciach wiedzy, technologii; ,,niby-zaspokojeniem” oznaczającym w sumie, że nic więcej poza osiągnięty poziom rozwoju danej gałęzi wiedzy, kultury itp. się nie osiągni; że to, co miało być osiągnięte jest wystarczające - wynoszące ludzkość dalece na szczyty w danej dziedzinie. Ci odważni, przejęci kleptokratycznym i skostniałym, statycznym i z pozoru harmonijnym myśleniem o ,,szlacheckim, aż nadto wyniesionym jak na te czasy, naukowym i kulturalnym pierwiastku ludzkim”, wyzierającym od uprzywilejowanych zdziadziałych profesorów z twarzą ciężką, nalaną i surową a dłoniach jak u pianisty, wyszli takiemu traktowaniu otaczającej nas rzeczywistości, i dawaniu tak haniebnego przykładu ludzkości w sposób stanowczy naprzeciw.

Nie tylko w naukach ścisłych, humanistycznych oraz w wielu pośrednich gałęziach wiedzy w drugiej połowie i pod koniec XIX wieku pojawili się ,,naukowi rewolucjoniści” - rozważni obrońcy naukowej godności ludzkiej, nasyceni kontrowersyjnymi ideami, wyprzedzającymi ducha epoki pomysłami. Takie osobliwości wyewoluowały w specyficzny sposób także w medycynie, naznaczając tę gałąź wiedzy swym własnym rewolucyjnym sposobem widzenia i następnie wprowadzania zmian. Takowe rewolucje dotyczyły głównie chirurgii, medycyny urazowej, szpitalnej i temu podobnych specjalizacji. Jacy byśmy nie byli, dokonywanie przełomów na różnym etapie technologiczno-naukowej egzystencji globalnej zbiorowości ludzkiej, to znacząco wpisany w naszą naturę, w ukształtowany przez dziesiątki tysięcy lat genom człowieka prąd zmian. Prędzej czy później te ,,szlachetne naukowe wybitności”, które najchętniej żyłyby tylko ,,tu i teraz” osiągniętymi, będącymi już tylko constans dotychczasowymi wytworami ewolucji naukowej, kulturalnej i technologicznej, wypracowanymi w toku przemian cywilizacji ludzi, zostaną potraktowane z przeznaczoną dla nich ,,starannością” – jako gorszy sort – i zamienione na żywą, silną i otwartą na rewolucję naukową grupę specjalistów, swego rodzaju eksploratorów, czy podróżników odbywających naukową, pełną śmiałych, przełamujących bariery epoki podróż w przyszłość ale i przeszłość osiągnięć ludzkich - osiągnięć nas rozliczających, modelujących w związku z tym proces korzystnych zmian nie w oparciu o jednostkę, lecz w oparciu o potrzeby tkanki społecznej.

Do jednych z najbardziej porywistych, napotykających pewne przeciwności późnodziewiętnastowiecznych prądów rewolucyjnych zmian w mnogości odgałęzień pnia, jakim jest cała nauka i wiedza ludzi, jest proces przeobrażeń w dziedzinie medycyny, która – co wspominałem wyżej – rozpoczęła się, zebrawszy największe żniwo zmian, w drugiej połowie XIX wieku i trwała tak od 50 do 100 lat w przód. Spośród zasobów wiedzy i doświadczeń medycyny, najwydatniej takowym przemiano, na lepsze, ulegała chirurgia, medycyna urazowa, szpitalna – a w związku z tym szczególnie i aseptyka. Pionierami wdrażającymi nieprzerwany proces zmian w świecie nie do końca ścigającej postęp naukowy i technologiczny świata, dziewiętnastowiecznej medycyny, pociągający za sobą jak w reakcji łańcuchowej kolejne, jedna za drugą, zmiany, byli m.in. Joseph Lister i Robert T. Morris. O pierwszym z nich, na łamach niniejszego wywodu, nie sposób powiedzieć więcej jak tylko to, że stworzył on absolutną podstawę dla światowych: aseptyki, prawidłowych procedur sprawnego i higienicznego funkcjonowania szpitali oraz piekielnie istotnej właściwej standaryzacji hospitalizacji pacjentów. Przypadkowi Josepha Listera poświęciłem się, studiując a później recenzując, publikację „Rzeźnicy i lekarze. Makabryczny świat medycyny” autorstwa Lindsey Fitzharris. Robertowi T. Morrisowi, natomiast, przeznaczyłem niedawno miniony czas, czytając, a w niniejszym wylewie myśli omawiając i recenzując jego autobiografię, poprzetykaną świetnymi elementami tudzież składowymi formy budowy narracji – mającej raczej własny, luźny koncept: formami dziennika i reportażu. A pan Morris, cóż, miał w czym wybierać; przyszłym chirurgom, całemu medycznemu światu i nam zwykłym czytelnikom przekazał bagaż swojego doświadczenia i ciężar odpowiedzialności, jako chirurga i pasjonata medycyny, przez którego 50 lat praktyki, m.in. w nowojorskim Szpitalu Bellevue, przewinął się świat praktyki i teorii medycyny w której był zanurzony – świat, który na jego oczach nieustannie przeobrażał się w coraz to wydajniejsze formy praktykowania tudzież realizowania nowych medycznych (naukowych i technologicznych) osiągnięć, który udoskonalał się burząc twarde mury zbudowane z ,,cegieł” i ,,zaprawy” ludzkiego prorokowania, że, to co w medycynie –głównie chirurgii – powinno się osiągnąć zostało osiągnięte, i nic w związku z tym nie da się już zrobić.

Robert Tuttle Moris był jednym z pionierów, potężnych, współcześnie słabo kojarzonych naukowych rewolucjonistów - niestojących w miejscu i spode łba patrzących na problem – w dziedzinie nowych medycznych rozwiązań obszarów chirurgii, aseptyki i właściwej hospitalizacji pacjentów pooperacyjnych. Pan Morris to również cierpliwy obserwator, z lekka samouk, człowiek energiczny, z pasją podchodzący do ciężkiego zawodu, który wykonywał w równie ciężkich czasach. Doświadczanie reportażu, którego nie napisał on w celach wychwalających jego światłe dokonania na polu odpowiednich odgałęzień i owoców sztuki medycznej, którymi się parał, lecz w celach ukazania tego jako świadectwo bycia częścią takowych dokonań, i jako podręcznik odpowiedniego potraktowania tego, co się robi - przy czym niekoniecznie musi to być chirurgia czy aseptyka szpitalna - jest dla czytelnika niezwykłym doznaniem. Podkreśla to wyjątkowo styl w jakim Morris wytłuścił swoje "50 lat z życia chirurga". Kreując pracę pisarską z perspektywy pierwszej osoby, nadał jej treści niebywałego autentyzmu, a z perspektywy czytelnika wręcz instynktowne, naturalne wrażenie: natychmiastowego przebicia się przez ponad 100 lat różnicy i momentalnego doświadczenia tego jak wtedy wyglądało to chirurgiczne teraz, które stanowiło akurat połowę życia pana Morrisa i podobnych mu specjalistów.

To co zwróci uwagę każdego czytelnika, doświadczającego niniejszym recenzowanego reportażu uznanego amerykańskiego chirurga, praktykującego na przełomie końca XIX wieku i w pierwszej połowie wieku XX, w amerykańskich, ale i wielu europejskich szpitalach i innych rozmaitych placówkach medycznych, a nawet i w domach pacjentów, co w tym przypadku można z lekka uznać za szokujące, to styl wydobywania z umysłu autora na karty literackiego sprawozdania rozmaitych treści – summa summarum, wszystkiego tego, czego Robert Morris, podczas swego młodzieńczego, ożywionego życia, i za czasów studiów oraz stażu, i praktyki lekarskiej, zaobserwował i doświadczył. Język samego wstępu oraz całej publikacji, podzielonej zgodnie z biegiem wydarzeń na osi czasu, tj. procesem postępu w sztuce medycznej – głównie medycynie szpitalnej, chirurgii czy opieki pooperacyjnej itp. – oraz zgodnie z etapami kariery Pana Morrisa, do których dostosowywały się jego zainteresowania, to język dystyngowany, patrycjuszowski, na granicy laickiej przystępności, z którego przeziera duma autora głównie z tego, jaki zawód się wykonuje; nie zapomnijmy o poetyckim rozkochaniu Morrisa do natury, bo wystarczy rzucić okiem na ostatnie trzy kontrowersyjne rozdziały publikacji, aby się o tym przekonać.

Dla autora chirurgia jest przedłużeniem osobistej drogi życiowej, na której szczycie osiąga się duchowe Katharsis. Jest ona misją, podczas której realizacji doskonali się ów medyk, i jako człowiek, i jako chirurg. Językowa dystynkcja Roberta T. Morrisa nie jest bynajmniej szorstka i wyniosła. Współczuć można jedynie tłumaczowi, który chyba potracił zmysły i połamał ołówki, długopisy i poskręcał nerwy, niczym pacjent z chorym wyrostkiem robaczkowym skręcający swe kiszki, gdy zabierał się on za przekład z angielskiego na język polski życiowych doświadczeń pana Morrisa. Składnia językowa stosowana w ,,chirurgicznych wspomnieniach” przez amerykańskiego medyka jest bogata, niekiedy aż nadto złożona. Stawia ona przed czytelnikiem swego rodzaju wyzwanie – trudno jest przebrnąć przez ścianę twardego archaicznego języka autora, którym przykrywa on nawet swoje dzieciństwo, lata edukacji bądź pierwsze kroki w zawodzie. Niech na przykład to potwierdzający posłużą następujące zdania publikacji, czy też ich fragmenty: „(...)przy czym szczególnie uwzględniłem prace ich dotyczące danej sprawy.(...)W pewnym przypadku mięsaka napięstka wymagającego w każdym razie amputacji chciałem przekonać się najsampierw, czy odpowiednio dobrane zabarwienie jądra złośliwej komórki wpłynęłoby na proces chorobowy”.

Jak widzimy "Na ostrzu skalpela" nie jest tą formą książki popularnonaukowej, którą od święta może przeczytać każdy zafascynowany światem nauki człowiek. Musimy mieć świadomość tego, kogo, i jak autor reprezentuje; jakie konwenanse językowe poświadcza, i z jakiej społeczności się wywodzi. Jest to po części piękne, ale i tajemnicze – zapętlone w pryzmacie doświadczania życia ,,oczami szlachetnie urodzonego chirurga”, który z godnością musi reprezentować swoją profesję, nawet jeśli pisze o tym w pozycji, którą będą znały przyszłe pokolenia. Za językowym blichtrem Pana Morrisa kryje się potężna kopalnia wiedzy późno-dziewiętnastowiecznej i z pierwszej połowy XX wieku chirurgii i ogólnego poziomu hospitalizacji, medycyny szpitalnej itp. Możemy wtłoczyć swe umysły wprost w te właśnie realia, i nawet jeszcze dalej. Narzekać, cóż, raczej nie powinniśmy; jedynie swe ,,troski” można rozsyłać niczym bezkresne wici w kierunku ,,ważności daty” tytułu. Patrząc na to krytycznym okiem, zapiski Morrisa są jedynie wspomnieniem, świadectwem i dziedzictwem ,,tamtego pokolenia medycyny". Nie są więc kompletnie aktualne w zestawieniu z obecnym globalnym poziomem wiedzy w zakresie różnych nauk medycznych. Dodajmy do tego konwenanse społeczno-kulturowe panujące w okresie życia Roberta T. Morrisa oraz z lekka ograniczenie na problemy ludzkiej natury autora. A polegały one na wyłącznym uznawaniu leczenia fizykalnego. ,,Nienamacalna” psychologia, religia, metafizyka, filozofia, a nawet rozmaite różnice w obrębie ras ludzi, zdaje się były według niego tknięte niemocą, których nie chciał uznawać pan Morris.

Druga połowa XIX wieku oraz późniejsze na przełomie XIX i XX wieku czasy, to w zakresie myśli kultury i nauki okres specyficzny, zagadkowy, w swych przemianach wysmakowany. To nie tylko czas bumu społeczeństwa i prądu zbiorowości wielu odkrywczych umysłów na rewolucję przemysłową, technologiczną, socjokulturową. To także okres ciężkiej wręcz nieustannej walki wielu śmiałych...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    128
  • Przeczytane
    56
  • Posiadam
    20
  • Medycyna
    4
  • 2019
    3
  • Historia
    3
  • Literatura faktu
    2
  • Chcę w prezencie
    2
  • Popularnonaukowe
    2
  • 2020
    2

Cytaty

Więcej
Robert Tuttle Morris Na ostrzu skalpela. 50 lat z życia chirurga Zobacz więcej
Robert Tuttle Morris Na ostrzu skalpela. 50 lat z życia chirurga Zobacz więcej
Robert Tuttle Morris Na ostrzu skalpela. 50 lat z życia chirurga Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także