Królestwo popiołów. Część 1
- Kategoria:
- romantasy
- Cykl:
- Szklany Tron (tom 7.1)
- Tytuł oryginału:
- Kingdom of Ash
- Wydawnictwo:
- Uroboros
- Data wydania:
- 2019-05-08
- Data 1. wyd. pol.:
- 2019-05-08
- Liczba stron:
- 736
- Czas czytania
- 12 godz. 16 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788328061217
- Tłumacz:
- Marcin Mortka
- Inne
Życiowa podróż Aelin – od niewolnicy do królowej niegdyś wielkiego królestwa – osiąga swój rozdzierający serce finał, gdy wybucha wojna na świecie.
Gdy wszystkie wątki w końcu się łączą, wszyscy muszą stanąć do walki o przyszłość. Niektóre więzy pogłębią się jeszcze bardziej, podczas gdy inne zostaną zerwane na zawsze w wybuchowym ostatnim rozdziale serii Szklany tron.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
W przededniu ostatecznej bitwy
Pożegnania bywają bardzo trudne, zwłaszcza jeżeli rozstajemy się z rzeczami lub osobami bardzo nam bliskimi. Smutek, żal i poczucie beznadziei towarzyszą nam przy każdej wykonywanej czynności, choć często są ukrywane pod groteskową maską uśmiechu. Po czymś takim nikt nie jest taki sam, jak wcześniej, a ślady po tych, którzy odeszli, pozostają na kartach naszej życiowej historii, zmieniając nas raz na zawsze. Na mojej czytelniczej duszy widnieje teraz mnóstwo zadrapań i skaleczeń, gdyż muszę rozstać się z moją ulubioną serią fantastyczną, jaką jest „Szklany Tron” autorstwa Sarah J. Maas.
Czekanie na ostatnią część było najgorszą torturą, na jaką mógł zostać wystawiony fan tej książki, zwłaszcza że autorka kazała na nią czekać całe DWA lata! A gdy wielkimi krokami zbliżała się data premiery, w świat poszła informacja o podziale „Królestwa popiołów” na dwie części. Oczywiście rozumiem motywacje, jakimi kierowało się wydawnictwo przy podjęciu takiej decyzji, niemniej jednak był to zarówno dla mnie, jak i dla każdego czytelniczego fana najsławniejszej zabójczyni Adarlanu ogromny sprawdzian cierpliwości.
Po lekturze obydwu części długo zastanawiałam się nad kształtem tej recenzji. Czy powinnam napisać jeden tekst odnoszący się do dwóch książek, czy lepiej podzielić swoje przemyślenia i ustosunkować się do każdej z nich oddzielnie? Ostatecznie wzięłam przykład z wydawnictwa i postanowiłam podzielić recenzję na dwie części, tak jak oni zrobili to z książką. Sądzę, że to najlepsza decyzja z możliwych, nie tylko ze względu na to, że długich recenzji nikt nie czyta, ale również dlatego, że obie książki mają odmienny klimat i różnią się trochę pod względem fabularnym, co, w moim odczuciu, przekłada się na ich odbiór.
W pierwszej części „Królestwa popiołów” autorka podzieliła bohaterów na niewielkie grupy, z których każda ma inną misję do wypełnienia i toczy przy tym swoje własne, małe wojny. Z kolei druga część dotyczy wszystkich. Bohaterowie, którzy dotrzymali danego Aelin słowa, przybywają do Terrasenu na wielką i ostateczną bitwę, która rozstrzygnie losy całej Erilei. Tak więc w tej recenzji skupię się na przybliżeniu wam wątków fabularnych, na które autorka podzieliła pierwszą część „Królestwa popiołów”, i losów przyporządkowanych im postaci. A o tym, co działo się podczas bitwy o Terrasen i jaki jest mój stosunek do obydwu części, dowiecie się z następnej recenzji.
Zasadniczo wszyscy główni bohaterowie, których zdążyliśmy już poznać we wcześniejszych częściach, są podzieleni na pięć różnych grup, z których każda ma inne zadanie do wykonania. Perspektywa, z której dowiadujemy się o tym, co dzieje się w innych częściach Erilei, zmienia się wraz z rozpoczęciem nowego rozdziału, co zdecydowanie ułatwia rozeznanie się w prowadzonych narracjach.
Mamy więc możliwość towarzyszenia Manon i Trzynastce, które próbują odnaleźć i zwerbować porozrzucane po całym świecie wiedźmy Crochan oraz zjednoczyć je w słusznej sprawie z Czarnodziobymi, bądź poznać myśli młodego króla Adarlanu, który podróżując wraz z nimi, stara się poznać lokalizację trzeciego klucza Wyrda.
Będziemy również maszerować w szeregu z Aedionem i ukrytą pod maską sławnej zabójczyni Lysandrą, którzy przygotowują armie na wielką bitwę o Terrasen.
Prześledzimy losy Rowana, Elide, Lorcana i Gavriela, którzy wyruszyli, by odnaleźć przetrzymywaną przez Maeve młodą królową.
Tak jak Fenrys będziemy naocznymi świadkami cierpień uwięzionej i zamkniętej w żelaznej trumnie Aelin.
Przerzucając strony powieści, poczujemy wiatr dmący w żagle statków Kaganatu, na których Chaol i Yrene wraz z Sartaqiem i Nesryn płyną wspomóc wojska Terrasenu w walce ze złem wylegającym z Morath.
Sarah J. Maas w zakończeniu swojej fenomenalnej serii postanowiła każdemu ze swoich książkowych dzieci dać możliwość zaistnienia i wykazania się w obliczu zbliżającej się wojny, fundując czytelnikom istny rollercoaster uniesień i wzruszeń, który towarzyszy nam od pierwszej strony powieści. Każdy wątek to mała cegiełka, która jest częścią spójnej i trwałej fabularnej konstrukcji, tworzącej logiczną całość. A wszystko za sprawą sytuacyjnych mostów łączących jeden wątek z innym. Czytając rozdział opowiadający o problemach, którym muszą podołać Chaol i jego towarzysze, jesteśmy świadkami efektów działań Doriana, o których czytaliśmy parę stron wcześniej. Wszystko to sprawia, że czujemy się jak bogowie z daleka obserwujący świat śmiertelników. Mamy wiedzę o wszystkim, co się dzieje, ale nie możemy ingerować w podejmowane przez nich decyzje.
Wiele postaci uległo przeobrażeniom – jednym wyszło to na dobre, innym niekoniecznie. Myślę, że największe zmiany zaszły w głównej bohaterce tej serii, jaką jest Aelin. Z pewnej siebie postaci, która niczego się nie boi i do wszystkiego podchodzi z drwiącym uśmiechem na ustach, stała się cieniem samej siebie. Zmiana, jaka w niej zaszła, była nieunikniona, zważywszy na wiele miesięcy tortur, którym była poddawana w niewoli u Maeve. Zapoznając się z opiniami innych czytelników, dostrzegłam pewną zależność, która miała miejsce w fanowskim środowisku. Otóż dla moli książkowych, którzy do tej pory nie przepadali za tą postacią i uważali ją za najsłabsze ogniwo tej serii, zachodząca w Aelin zmiana sprawiła, że zaczęli ją darzyć iskierką sympatii. Natomiast czytelnicy, którzy kochali i akceptowali tę bohaterkę w pełnej okazałości, wspólnie twierdzą, że z przykrością patrzyli na jej mentalny upadek. Ja niestety należę do tej drugiej grupy. Czytając rozdziały z perspektywy młodej królowej Terrasenu, odczuwałam ogromną stratę kogoś bardzo mi bliskiego. To nie jest Aelin, to nawet nie jest Celaena ze swoim złowieszczym uśmiechem na ustach, to jest ktoś całkowicie inny… Ktoś złamany, pokonany, zniszczony przez ból i stratę.
Trochę rozpisałam się na temat Aelin i może to kogoś mierzić, gdyż jest wiele postaci, które zasługują na swoje 5 minut w tej recenzji. Mogłabym pisać o Chaolu, który z gburowatego kapitana gwardii królewskiej przeobraził się w pełnego życia i kochającego męża, a wkrótce ojca. Mogłabym pisać o zranionym i osamotnionym Aedionie, który ze wszystkich sił stara się walczyć o Terrasen i ze swoimi uczuciami do Lysandry. O Lorcanie, który jest drugą postacią po Aelin, w której zaszły ogromne zmiany, tyle że w tym przypadku na plus. O Elide, która w końcu zaakceptowała miłość łączącą ją i Lorcana. O Dorianie, który z pyszałkowatego królewicza w końcu stał się królem na miarę całego Adarlanu. O Fenrysie i Gavrielu, o Trzynastce i Crochan, o wiernym i kochającym swoją królową Rowanie. Jednak w tej recenzji znalazłam miejsce jeszcze tylko dla jednej postaci, której losy sprawiły, że przy czytaniu miałam ciarki na całym ciele. Dla Manon.
Rozwój tej postaci całkowicie mnie zaskoczył. Bohaterka, którą brałam za marny substytut Celaeny, stała się kimś, kogo darzę ogromną sympatią i szacunkiem. Relacje Manon z Trzynastką czy z Abraxosem są wspaniałym obrazem przyjaźni i miłości, której Czarnodziobe ponoć nie odczuwają. Liderka skrzydlatych przeszła długą drogę, podczas której odnalazła nie tylko swoje przeznaczenie, ale również człowieczeństwo. Z prawej ręki matrony polującej na swoje rodaczki stała się godną królową Crochan, Królową Wiedźm, która dotrzymując innej królowej danego na plaży słowa, zebrała armię, która może odmienić losy tej wojny.
Zastanawiam się, co mogę wam jeszcze napisać, jak ubrać w słowa to, co działo się na stronach tej powieści. Daruję sobie namawianie was do czytania, bo wydaje mi się, że na tym etapie jest to daremne. Każdy, kto przeczytał poprzednie części, nie uśnie spokojnie, nie poznawszy zakończenia tej historii. Pamiętam, że po przeczytaniu pierwszej części „Królestwa popiołów” pocieszałam się, że to jeszcze nie koniec, że przede mną jeszcze jedna część. Tak więc pozostawiam was z tą nadzieją. Jeszcze nie czas na przybranie żałoby. Przed nami wielka bitwa. Powodzenia i do zobaczenia za kilkaset stron.
Karolina Wierna
Oceny
Książka na półkach
- 3 686
- 1 868
- 1 107
- 350
- 187
- 83
- 79
- 62
- 60
- 47
Opinia
Nie wierzę. Skończyłam.
Właśnie skończyłam swoją przygodę z tą fantastyczną serią i naprawdę... brak mi słów. Nie wiem od czego zacząć. Nie umiem pozbierać moich myśli. Mam naprawdę wiele do powiedzenia, nie wiem gdzie zacząć, żeby to wszystko miało sens.
Musiałam mieć tę książkę od razu; co do moich ulubionych serii nie jestem cierpliwa i od razu biorę się na oryginały. Nie wytrzymałabym na polską wersję. Więc tutaj książkę dostałam w dniu premiery. Tak sobie ciągle mówiłam, że będę czytać od razu. Ale, gdy już ją miałam w rękach... nie mogłam. Bałam się po prostu. No bo jak to, już tak po prostu mam czytać ostatnią część serii? I tyle? Koniec? Nada mas? Nope. Więc tak mi z tym zeszło, że książka równy miesiąc czekała aż się za nią zabiorę. A potem równy miesiąc ją czytałam. Pierwszym powodem jest to, że po prostu nie chciałam szybko kończyć, chciałam wolno czytać, by żyć tą serią, tą książką jak najdłużej. Drugi powód, że czasami przerażała mnie ilość stron i nie widziałam końca. Ironia wiem, niby nie chciałam kończyć, a jednak ilość stron mnie przerażała. :D
Lecz przyznaję, że ta książka... była po prostu świetna. Chociaż nie akceptuję łamania mojego serca podczas czytania. Kurczę ci wszyscy bohaterowie... tak się zżyłam z nimi, z ich historiami, że moje serce mnie zaczyna boleć. Oczy mi zaczynają łzawić w tym momencie, gdy piszę. Że to już koniec. Nie dostanę więcej ich historii. Ale naprawdę w duchu się modlę, że Sarah dopisze jakieś króciutkie nowelki. No dobra, może to nie ma sensu. Ale mi mało. Tęsknię. :'(
Zdaję sobie sprawę, że jak będę pisać jakiekolwiek imię, to możecie się zczaić, że ten ktoś żyje. :D A chyba zdajecie sobie sprawę, że ktoś pewnie umarł podczas tej wojny. Chociaż zastanawiam się czy Sarah nie zrobiła tego pod wpływem fanów. Bo każdy prawie mówił, że powinna kogoś uśmiercić. Moje serce się łamie. Znowu.
Nie płakałam. Chociaż wiele osób wiem, że tak. Jednak był jeden moment kiedy poleciały mi dwie łezki. Tak naprawdę to był moment, który wiedziałam, że się stanie, bo sobie go niechcący zaspojlerowałam. Rozumiecie? Unikałam tyle czasu spojlerów i nagle przypadkowo ktoś na grupie na fb nie dał hasztagu spojler i samo mi się przeczytało. Ale mimo to, mimo że mnie to bolało i tak się wzruszyłam. Bo nie dało się inaczej.
Muszę powiedzieć jak ta seria na mnie wpłynęła. Nie tylko pokazała piękny świat. Ale również tę jego najgorszą stronę. Zło. Ale aż mi się płakać chce na myśl jak Sarah pokazała WALKĘ ze złem. Pokazała jak każdy z bohaterów miał taką wielką nadzieję, że nic jej nie zdołało zabić. Patrzę na siebie. Ja bym łatwo odpuściła nadzieję. A oni, dosłownie, kiedy naprawdę nie było nadziei... oni ją mieli. I to im się popłaciło. To niesamowite, jak Sarah właśnie w takich momentach, które niby nic nie znaczą, pokazuje prawdziwość życiową. Że nadzieja po prostu robi wszystko. Że marzenia się spełniają, właśnie, gdy tę nadzieję posiadasz. To jest niesamowite.
Każdy z bohaterów to moja inspiracja. Wszyscy byli tacy silni, mądrzy i mieli taką determinację. Za wszelką cenę walczyli o dobry świat. O piękny świat. Walczyli o własne szczęście. Byli odważni. Odważni poza moje pojęcie. Nie mam pojęcia jak oni mieli taką odwagę. Kocham ich za to. Mówię wam, tak się z nimi z żyłam, że czuję jakby byli moją rodziną. Kocham ich. Cierpiałam za nich. Cierpiałam z nimi. Moje serce się łamało, gdy sami w siebie wątpili. I mieli chwile zwątpienia. I kochałam chwile, kiedy się spotykali. Po prostu... kochałam te chwile, że aż się histerycznie śmiałam z radości gdy się spotykali.
SPOJLERY JUŻ DO KOŃCA RECENZJI
SPOJLERY
.
Teraz będę pisała luźno, ponieważ muszę się wygadać.
Pisałam o odwadze bohaterów. Piszę i tutaj. Bo nie mam pojęcia jak Aelin była w stanie przejść przez ten horror z Maeve. Jak czytałam jak łamali jej kości, co robili... że dostała nową skórę? To jak cierpiała, gdy chciała, żeby ktoś ściągnął tę głupią maskę, kajdany.
Nie mam pojęcia jak Dorian miał odwagę polecieć do Morath. On, który sam miał obrożę na szyi. Jaką miał odwagę by polecieć do piekła. I jaki był sprytny, przebiegły. Mądry. Jaką miał determinację, że nabył właściwości przemiany w cokolwiek chciał. Nie mam pojęcia jak Aedion miał odwagę i jaki heroizm! Jak on mógł to mieć w obliczu takiej porażki? Aediona naprawdę podziwiam.
Aedion i Lysandra. Nie podobała mi się jego postawa wobec Lysandry. Nie potrafił rozumieć co ona poświęcała. Jaka była wierna Aelin. Scena, gdy wywalił ją nagą na śnieg... nope. Jego ostre słowa.. Ale potem kiedy w końcu sobie wybaczyli... zobaczyłam piękną, czystą miłość. Potrzebę tej drugiej osoby. Ich miłość... nie mogę... przepiękna więź.
Lorcan i Elide. Jej postawa była dla mnie całkowicie usprawiedliwiona. Zgadzałam się z nią w 100%, miałam już dość Lorcana, chciałam, żeby się od niej odczepił. On czołgał się do Maeve w 5. tomie. Nie wybaczyłam mu. Ona też. Do momentu, kiedy dowiedziałam się, że w rzeczywistości było inaczej. Ciężko mi było zmienić tak nagle moją niechęć do niego w coś odwrotnego. Elide też było ciężko. Dlatego Sarah super to zrobiła w delikatny sposób, ten proces leczenia. Zmieniania perspektywy wobec Lorcana. Aż w końcu... To rozkwitło. I właśnie. Ta scena, kiedy Lorcan prawie zmarł. I nikogo jakoś nie za bardzo to obchodziło, żeby go poszukać. A Elide ryzykowała życie. Mogła utonąć. Kiedy wszyscy uciekali, ona parła na przód, by go znaleźć, co było prawie nie możliwe. Ale znowu: nadzieja. Miała ją. I go znalazła. I potem jak biegli na koniu, jego słowa, jej postawa... Przepiękna scena w tej książce. Moje serce się ścisnęło.
Jednak wkurzyła mnie postawa Rowana, Aelin, Fenrysa i Gavriela. I wszystkich. Nawet nie pomyśleli, żeby zrobić cokolwiek, by go poszukać. Mieli tyle możliwości. Miely wyverny, ruk, mogli szybciej polecieć, niż Elide na koniu biec. Ale nie. Ale gdyby to Rowan tam był, Aelin poruszłaby niebo i ziemię, by go znaleźć. Złamało mi to serce, że nie przejmowali się Lorcanem na tyle, by ruszyć zasrane mózgi. Przepraszam za słowo, ale to naprawdę mnie wkurzyło. I to jak puścili tam Elide, na rychłą śmierć. Mieliby już dwie dusze na sumieniu, nie jedną...
Manon i Dorian. To moja ulubiona para. Nie, moją ulubioną parą nie jest Aelin i Rowan. Moją ulubioną parą jest Manon i Dorian.
Dorian. Moje serce pękało, gdy przez połowę książki tak się źle oceniał. Przypominał mi Chaola z Wieży świtu, on miał te same myśli wtedy. Dorian ciągle myślał, że jest nie potrzebny. Że to on powinien się poświęcić dla klucza, bo jest nic nie warty. On tyle przeżył, kochany Dorian, tyle wycierpiał, że nie mogłam tego czytać. I miał taką determinację. Niesamowicie się bałam, gdy był w Morath. Tak się bałam, że coś mu się stanie. A on wykiwał wszystkch. Maeve, Erawana i samego czytelnika. Gdy rozwalił wszystko za sobą, śmiałam się histerycznie. Brawo Dorian! Jesteś cudowny, widzisz? On jest niesamowity, jednym z moich ulubionych bohaterów.
Manon. Ona też moja ulubiona bohaterka w tej książce. Ona jest taka silna, niczego się nie boi, bierze sprawy w swoje ręce. Jest sobą cały czas. I jej zależy. Ma tak naprawdę miękkie serce. Zrobiła niemożliwe, razem złączyła wiedźmy Crochan i Ironteeth. Została królową. Jej bitwa.. niesamowita. Złamało mi serce scena, gdy 13. ... się poświęciła. Właśnie tę scenę sobie zaspojlerowałam, ale to było okropne. Widzieć jak lecą tak odważnie; wiedziały wszystkie, że lecą na śmierć i nie było w nich żadnego strachu. To jak Asterin, ostatnia, która zaraz miała polec się poświęciła i w końcu jak wszystkie swoim blaskiem rozwaliły wieżę. To jak Manon cierpiała niesamowicie mnie bolało i boli do teraz. Tutaj mi poleciało troszkę łez. Bo była tak zżyta z nimi, to była jej rodzina i została całkiem jak palec. Podziwiam ją za to, że mimo to dalej walczyła z wiedźmami, dalej walczyła mimo takiego bólu. Nie mogę tego pojąć.
Ona i Dorian. Kocham ich więź. Chociaż oboje do samego końca nie byli gotowi słownie przyznać przed sobą swoich uczuć, to jednak widać to było. Sama Yrene w końcu im to powiedziała. Ożeńcie się! <3 Kocham tę scenę. Haha i słowa Manon: Zobaczymy. No po prostu to cała ona. Oboje zasługują na siebie. Tworzą niesamowitą parę, zależy im na sobie tak mocno i chce dla nich szczęścia. Chcę żeby się ożenili. <3
Niesamowicie mi się nie podoba kolejna śmierć. Okej, 13., mimo wielkiego cierpienia, niech będzie. Ale nie Gavriel. Mówił jak bardzo żałuje lat, kiedy nie mógł być z Aedionem. Żałował bardzo, był niesamowicie smutny. Aedion chciał swojego ojca poznać, dać mu szansę. Jak Sarah mogła im to odebrać? Wystarczyłaby śmierć 13. Nie mogłam znieść myśli, że Aedionowi została odebrana szansa poznania swojego ojca. I Gavrielowi poznania swojego syna. Tak bardzo tego pragnęli, nie mogę przeżałować, że Sarah tak to poprowadziła. Tym bardziej, że Aedion powtarzał tyle razy, że Gavriel nie musiał wychodzić poza bramę, by ją zamknąć. Mógł zostać w środku. Dlaczego ten głupi Gavriel przekroczył tę bramę? Chciał się zabić? Być jakimś herosem? Mógł zostać i żyć! Naprawdę tego nie rozumiem.
Cieszę się ze sceny kiedy Aelin latała pomiędzy światami. I oczywiście przeleciała przez.... Prythian! Czy też to ktoś załapał? Omg to było tak niesamowite, że tę scenę czytałam co najmniej 5 razy. Jak, Rhys jej pomógł. To było niesamowite. I właśnie przed chwilą też widziałam jak ktoś zauważył coś jeszcze. Przeleciała też przez świat, gdzie miasto było położone nad rzeką, a budynki były tak wysokie, że sięgały nieba. Jak wiecie, Sarah ma mieć nową książkę Crescent City, która ma mieć miejsce w dzisiejszym świecie. I to właśnie chyba był ten świat! Niesamowite to było.
Oczywiście domyślałam się zakończenia, wiedziałam, że Aelin nie może umrzeć, ale jakoś te klucze i ta brama muszą oczywiście porwać czyjeś życie. Nawet nie wiecie jak bardzo się bałam, że to może być Dorian. Na szczęście, na szczęście, przeżył.
Wiecie czasami mnie to wkurzało. Że Aelin czasami została wywyższana. Nie zrozumcie mnie źle, naprawdę ją lubię jako bohaterkę. Ale naprawdę ciągle podkreślali, jakie to ona nie ma moce, co ona nie potrafi zrobić. A Dorian? Dorian BYŁ silniejszy jeśli chodzi o moce. On miał wszystko. Ona miała tylko ogień. On rozwalił Morath. I zrobił wiele innych rzeczy. I smutno mi było, że wiele osób w książce o tym zapominało. On naprawdę był silny. Też mógł skończyć Maeve. Więc nie zapominajmy o nim.
No, to chyba wystarczy. Rozgadałam się, że ho, ho. Naprawdę uwielbiam tę serię i zawsze będzie w moim sercu. Szczególnie bohaterowie. <3
I podziękowania od Sary.. muszę wrzucić tu ten fragment, bo jest piękny:
"I hope that your dreams, whatever they may be, come true. I hope you persue those dreams with your whole heart; I hope you work toward them no matter how long it takes, no matter how unlikely the odds. Believe in yourself, even if it feels that the world does not. Believe in yourself, and it will carry you farther than you could imagine. You can make it. You will make it."
Nie wierzę. Skończyłam.
więcej Pokaż mimo toWłaśnie skończyłam swoją przygodę z tą fantastyczną serią i naprawdę... brak mi słów. Nie wiem od czego zacząć. Nie umiem pozbierać moich myśli. Mam naprawdę wiele do powiedzenia, nie wiem gdzie zacząć, żeby to wszystko miało sens.
Musiałam mieć tę książkę od razu; co do moich ulubionych serii nie jestem cierpliwa i od razu biorę się na oryginały....