"URODZIŁEM SIĘ PO TO, ŻEBY UMRZEĆ"


Na wielki powrót Cole'a St. Clair czekałam baaaaaardzo długo. Nie muszę chyba mówić, że seria o wilkołakach w Mercy Falls jest jedną z moich ulubionych cykli - to się nie zmieniło. I, kolejna jasna sprawa, Cole skradł moje serce zaraz, gdy pojawił się w "Niepokoju". Teraz mogłam nacieszyć się nim ponownie, a może i nawet bardziej, gdyż książka była poświęcona właściwie tylko jego postaci.
Przyznam się od razu, iż "Grzesznik" lekko mnie rozczarował. Byłam ogromnie podekscytowana się jego pojawieniem i tym, że mogę go już wreszcie przeczytać. Ale wyobrażałam go sobie zupełnie inaczej, na pewno nie tak. I, niestety, ten pomysł na jaki wpadła autorka nie spodobał mi się tak jakbym tego sobie życzyła. Jakoś nie czułam tego, aby Cole chciał wrócić w ten świat, od którego uciekł, na pewno nie w taki sposób. Przemiana w wilka bardzo go zmieniła, nie był już taki jak kiedyś, zresztą sam to przyznał. Ten cały program o jego życiu, kamery...no ja tego nie kupuję. Co prawda Cole był Cole'm, ale fabuła książki już nie taka jak być powinna - przynajmniej dla mnie. Właściwie miałam wrażenie jakbym czytała książkę z gatunku Young Adult. Wilkołaki zeszły na drugi plan, pojawiły się tak bardziej pod koniec, co też mnie troszkę zasmuciło. Aczkolwiek Maggie Steifvater pisze cuuuudownie i każde jej słowo się po prostu pochłania, ale bardzo mnie zaskoczyła tym w jaki sposób przedstawiła losy Cole'a.
Postać Isabel też nie umknęła mojemu rozczarowaniu. Za bardzo mnie ta dziewczyna dołowała w tej powieści. Była ciągle smutna, chłodna, zła, taka...obca. Nie, wykreowanie Isabel w "Grzeszniku" również nie należy do udanych. Najlepszy był Cole, jak zawsze. Jego "da", po prostu kocham ;D. I tęskniłam bardzo za tym jak nazywał Sama "Ringo"...
Muszę powiedzieć, że najlepsza była końcówka książki, bo właściwie początek i środek nie był jakiś zaskakujący, taka trochę monotonia i nic niezwykłego, czego oczekiwałam. Ale ostatnie rozdziały rewelacyjne. To w nich można powiedzieć wszystko się rozstrzygnęło i zadecydowało mocno o tej powieści. To tam właśnie pojawiła się mała eksplozja.
"Grzesznik". Tytułowy Cole St. Clair. Okładka (choć okładki z tejże serii nie przypadły mi do gustu) ta wygląda ciepło i nawet mi się podoba, i pasuje do treści, do Cole'a także. Książka nie zachwyciła mnie tak jak miała zachwycić, tak jak cała seria Mercy Falls, jednak nie jest to też życiowa porażka Maggie, zdecydowanie nie. To dobra książka, która pokazuje, że życie toczy się dalej, trzeba się wziąć w garść (nawet jeśli się jest wilkołakiem i nie wszystko się wokół niego toczy. Pokazuje, że można się zmienić na lepsze, stworzyć nowe życie, wszystko sobie poukładać. "Grzesznik" to powieść, która leczy rany i regeneruje. Cole St. Clair wrócił i nie zamierza ponownie zniknąć z kadru. Tego bądźcie pewni.

"URODZIŁEM SIĘ PO TO, ŻEBY UMRZEĆ"


Na wielki powrót Cole'a St. Clair czekałam baaaaaardzo długo. Nie muszę chyba mówić, że seria o wilkołakach w Mercy Falls jest jedną z moich ulubionych cykli - to się nie zmieniło. I, kolejna jasna sprawa, Cole skradł moje serce zaraz, gdy pojawił się w "Niepokoju". Teraz mogłam nacieszyć się nim ponownie, a może i nawet bardziej,...