Jeżeli ktoś ma zamiar przeczytać książkę ostrzegam – pierwsze dwie części to prawdziwa droga przez mękę. Z ręką na sercu, czasem zdarzało mi się zapominać, jaki gatunek czytam. Że niby horror? Naprawdę? Podczas lektury trudno było mi powstrzymać odruch przeskakiwania wzrokiem całych akapitów, opisujących – dajmy na to – zbieranie grzybów, plany kulinarne bohatera, czy kolejne wieczory spędzone nad wódką, a kończące się porankami z kacem. Nuda, nuda, wszechobecna nuda, kartki zadrukowane z treścią, z której nic nie wynika, bo poza całkowicie prozaicznymi (wręcz zbyt idealnymi) losami mieszczucha w wymarzonym domu na wsi nie znajdziemy tutaj nic. Fabułę trzeba było dosłownie wyłuskiwać spomiędzy rozdziałów o niczym, a otępiały umysł łatwo może pominąć informacje potencjalnie znaczące. Dopiero w połowie trzeciej części zaczyna się coś dziać, pod koniec po plecach przebiegają ciarki, a sama końcówka nie tyle przeraża, co smuci, ale.. chyba nie o to chodzi w horrorze. Zresztą, co mniej cierpliwy czytelnik rzuci książkę w kąt już po pierwszej części. I wcale nie będę mu się dziwić.

Wiem, że "Dom na Wyrębach" to debiut i uwierzcie mi – to naprawdę widać. Widać też, że redakcja dała ciała – ba, można się zastanawiać, czy jakikolwiek redaktor pochylił się nad tą książką przed wydaniem jej. Treść pełna jest przydługich opisów nie prowadzących do niczego, niebezpiecznie często trafiamy też na żenujące dialogi i żarciki ("Nieboszczycy z pewności byli śmiertelnie zaskoczeni"? Naprawdę?), a także topornie brzmiące opisy, które zdradzają braki warsztatowe. I o ile początkujący autor może mieć prawo do pisania dosyć niezgrabnie, bo od tego jest początkującym autorem (chociaż, naturalnie, lepiej byłoby, gdyby potrafił zgrabniej składać zdania), o tyle sprawny redaktor powinien zaznaczyć takie miejsca i pomóc w ich przerobieniu. Tego zabrakło. Obwoluta twierdzi wprawdzie, że doszło do jakiejś redakcji, ale mam wrażenie, że osoba za nią odpowiedzialna zupełnie nie przyłożyła się do swojej pracy. W efekcie czytelnik dostał całkiem ciekawy pomysł na fabułę, ukryty w raczej miernej książce.

________________________________

Fragment recenzji opublikowanej na blogu Herbaciane myśli. Całość dostępna jest tutaj: http://herbaciane-mysli.blogspot.com/2017/09/dom-na-wyrebach-recenzja.html

Jeżeli ktoś ma zamiar przeczytać książkę ostrzegam – pierwsze dwie części to prawdziwa droga przez mękę. Z ręką na sercu, czasem zdarzało mi się zapominać, jaki gatunek czytam. Że niby horror? Naprawdę? Podczas lektury trudno było mi powstrzymać odruch przeskakiwania wzrokiem całych akapitów, opisujących – dajmy na to – zbieranie grzybów, plany kulinarne bohatera, czy...