Zagubiony autobus
- Kategoria:
- literatura piękna
- Tytuł oryginału:
- The wayward bus
- Wydawnictwo:
- Prószyński i S-ka
- Data wydania:
- 2016-01-12
- Data 1. wyd. pol.:
- 1961-01-01
- Liczba stron:
- 304
- Czas czytania
- 5 godz. 4 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788380691483
- Tłumacz:
- Andrzej Nowicki
- Tagi:
- Andrzej Nowicki Kalifornia podróż literatura amerykańska
Steinbeck opisuje podróż autobusem po drogach Kalifornii. W autobusie spotykają się przypadkowi pasażerowie, każdy z nich jest inny i każdy ma do powiedzenia swoją historię. Spotykamy tu ludzi chciwych, skąpych, intelektualistów, marzycieli, pięknych i brzydkich, głupich i dobrodusznych. Poznajemy ich marzenia i troski, stosunek do życia i drugiego człowieka.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Kłamstwa, które sobie opowiadamy
Codziennie się okłamujemy. Niekoniecznie siebie nawzajem; robimy to sami bez niczyjej pomocy. Zgadzamy się widzieć iluzje, których chcemy być świadomi, dzięki którym czujemy się lepiej, kiedy życie idzie nie po naszej myśli, a tymczasem w cieniach kryją się zupełnie inne kłamstwa czekające na właściwą narrację.
Pan Pritchard jest biznesmenem, prezesem niewielkiej spółki akcyjnej, człowiekiem, który nigdy nie był sam. Jego interesów pilnowała grupa ludzi, którzy jednakowo myśleli, jednakowo pracowali i nawet wyglądali jednakowo. Obiady jadł w towarzystwie ludzi takich jak on, którzy wspólnie łączyli się w organizacje klubowe po to, żeby żaden obcy wpływ czy obca idea nie mogły ich dosięgnąć.
Jego żona wykształciła się w sztuce subtelnej manipulacji: Z początku ulegała pożądliwości swojego męża, potem stopniowo przez słaby, ale stały opór stępiła ją i opanowała, aż w końcu zdławiła; mężowskie porywy w jej kierunku stawały się rzadsze i rzadsze – i sam uwierzył, że osiągnął już wiek, w którym te sprawy nie mają znaczenia. Podobnie jak mąż, pani Pritchard nie konfrontuje się ze światami innymi niż jej własny, a jeśli to robi, natrafia na wcześniej przygotowaną fantazję. Na wycieczkę do Meksyku jedzie wyłącznie po to, aby wrócić stamtąd do swoich przyjaciółek. Przez większość drogi będzie pisać do nich w myślach listy, transkrybując przeżyte doświadczenia na herbaciane komunały kanapowe.
Kierowcą zagubionego autobusu jest Juan, przypominający nieco dziewczynę z grzywką ze starego opowiadania Zadie Smith – możemy być pewni, że kobiety z radarem nastrojonym na odpowiednią częstotliwość zlecą się do niego jak muchy (z motywem muchy związana jest też żona Juana, Alice, alkoholiczka gotowa rozdrapać na strzępy każdą piękną chwilę drugiej osoby). Jedną z nich jest Mildred, córka państwa Pritchardów, zagubiona intelektualistka, bardziej podobna do matki, niż jej się wydaje. O Juanie myśli tak: To jest mężczyzna. Mężczyzna rzeczywiście męski. Mężczyzna jakiego prawdziwa kobieta chce mieć, bo taki nigdy nie będzie starał się wczuć w nią, stać się jej częścią. Wystarczy mu jego własna płeć. Nigdy nie będzie usiłował zrozumieć kobiety i dlatego właśnie da jej ukojenie.
Uciec od czegoś do czegoś autobusem pragnie także Camille: Zdawała sobie sprawę, że różni się czymś od innych dziewczyn, ale niezupełnie wiedziała czym. Było to w pewnym stopniu przyjemne mieć zawsze najlepsze miejsce, nie płacić za obiady, czuć opiekuńczą rękę przy przechodzeniu ulicy. Mężczyźni nie dawali jej spokoju. Zawsze wynikały z tego kłopoty. Musiała się kłócić z nimi albo im przymilać, albo ich obrażać, albo walczyć, żeby dali jej spokój. Wszyscy mężczyźni chcieli od niej tego samego, tak to już było. Uważała, że tak musi być, i miała rację.
Na siedzeniu obok Camille siedzi Norma, porządna dziewczyna ukrywająca przed światem namiętny romans ze zdjęciem Clarka Gable’a (w zamkniętej na klucz walizce). Juanowi pomaga mechanik, Pryszcz, którego namiętności do ciastek dorównuje jedynie namiętność do niedostępnych kobiet. Jest jeszcze Van Brunt – prawdopodobnie pierwsza ofiara niechęci czytelnika – człowiek pragnący być w ciągłej opozycji do wszystkiego.
Skacząc pomiędzy punktami widzenia w obrębie jednego rozdziału, a czasem nawet w obrębie akapitu, Steinbeck przekonuje, że chcemy przede wszystkim tego, czego nie mamy. To kształtuje nasze postrzeganie świata. Jego bohaterowie żyją ze swoimi urazami, wierząc, że od szczęścia dzieli ich poznanie odpowiedniej osoby, że przy tej właściwej uruchomią szczerość, odsłonią prawdę o sobie i zaczną żyć jak kalki postaci ze swoich fantazji. Alice pragnie Juana, Mildred pragnie Juana, Pryszcz pragnie Mildred, potem przerzuca się na Camille, by na końcu rzucić się na Normę. Kasjer Edgar chce być taki jak cwaniak Louie, a Juan chce być wolny, lecz sam nie wie, co to oznacza.
Z nieco większą subtelnością niż Franzen, ale bez przesady, amerykański noblista zdaje się mówić, że wszyscy chcemy być kochani, jednak chyba nie do końca radzimy sobie z miłością, więc zadowalamy się podziwem, a poszukiwania bliskości zbyt często kończą się jeszcze większą samotnością. Steinbeck nie wchodzi w psychikę swoich bohaterów tak głęboko jak choćby Alice Munro, uruchamia jednak wystarczające pokłady empatii, aby można im współczuć, czasami nawet zrozumieć; nie brakuje w książce genialnych odkryć, jak to: Nieraz zdumiewała ją swoboda, z jaką zachowywały się kobiety w miejscach, gdzie było lustro, umywalka i klozet. Napisała kiedyś pracę, którą uważano za bardzo śmiałą; udowadniała tam, że kobiety odrzucają wszelkie hamulce, z chwilą gdy podniosą spódnice do góry. To było to, myślała, albo pewność, że mężczyzna, ich wróg, nigdy nie przekroczy progu tego miejsca. Bo było to jedyne miejsce na świecie, gdzie kobiety są zupełnie pewne, że nie spotkają mężczyzny.
Ostatecznie nikt nie jest taki, jaki się innym wydaje; przeważnie nie jest też taki, jaki wydaje się sobie. Manipulacje pani Pritchard (kobieta trzęsie rodziną za pomocą nagłych ataków migreny) są niezbędne, aby spełnić pragnienia w świecie, gdzie męża się „dopuszcza”, wewnętrznie rozdygotany Juan nie potrafi podjąć żadnej decyzji, nie zdając się na akceptację figurki Matki Boskiej z Gwadelupy wiszącej nad deską rozdzielczą, pan Pritchard czuje się osamotniony poza klubem potakiwaczy, Camille zasłania się Normą przed natrętnymi mężczyznami, a Van Brunt stoi nad otchłanią, nienawidząc ludzi tylko dlatego, że są zdrowi.
Na początku książki Ernest, były żołnierz, filozofujący naciągacz, podczas rozmowy z Normą powoli zdaje sobie sprawę z absurdalności jej opowieści o ukochanym aktorze, jednak to, co następuje, nie jest szyderstwem, ale chwilą naturalnej dobroci: Ernest zniżył wzrok i obserwował Normę spod przymrużonych powiek. Zaczynał rozumieć. Zaczynał pojmować, na czym to wszystko polega. Norma wyglądała teraz ładniej niż kiedykolwiek. Z jej twarzy biła godność i odwaga, i wielka szczera miłość. Ernest mógł zrobić tylko dwie rzeczy – albo ją wyśmiać, albo grać razem z nią. Gdyby jeszcze ktoś był w pokoju – na przykład jakiś inny mężczyzna – to Ernest pewnie by ją wyśmiał, żeby się samemu zabezpieczyć przed szyderstwem, byłoby mu wstyd i musiałby śmiać się z niej coraz bardziej, żeby zagłuszyć to, z czego zdawał sobie sprawę: że coś potężnego, czystego i przytłaczającego płonie w tej dziewczynie. Jest to chyba jedyna scena w powieści opisująca narodziny, trwanie i rozpad czegoś prawdziwego między dwojgiem obcych ludzi. Jedyna, a jaka piękna. Na co dzień rzadko stajemy z podniesioną spódnicą (lub opuszczonymi spodniami) przed lustrem w toalecie; znacznie częściej wolimy opowiadać sobie przyjemne kłamstwa.
Rafał Łukasik
Oceny
Książka na półkach
- 933
- 682
- 159
- 28
- 19
- 11
- 11
- 11
- 10
- 7
Cytaty
-Dlatego, że umie gotować groch - szepnął do siebie. Ale był jeszcze jeden powód. Ona go kocha. Naprawdę kocha. Wiedział to. Nie można tego tak sobie zostawić. Bo to już jest cała konstrukcja i ma swoją architekturę, i nie da się odejść od tego, żeby nie wyrwać części samego siebie. Więc jeśli chcesz być cały i zupełny - zostajesz, czy masz ochotę czy nie.
Opinia
"Różnorodność osobowościowa"
Kalifornia, tutaj znajduje się przykryta wielkimi drzewami wysepka, na której istnieje Rebel Corners (Rozdroże Buntowników), miasteczko założone przez rodzinę Blankenów, przybyszy z Kentucky. Początkowo wyglądało jako nędzne, brudne i niepewne miejsce, które nabrało blasku dopiero 80 lat później, kiedy pojawiła się tutaj rodzinka Chicoyów. Juan Chicoy, całkiem przystojny pięćdziesięcioletni pół krwi Irlandczyk i Meksykanin, i jego tęgawa, niezbyt urodziwa, ale żwawa żona - Alice Chicoy. Ona prowadzi mały przydroży bar, który odwiedzają stali klienci i turyści podróżujący z północy i południa. On prowadzi wieczorami garaż, gdzie wulkanizuje dętki, opony i zajmuje się mechaniką samochodową, a za dnia jest kierowcą autobusu, na linii między Rebel Corners a San Juan de la Cruz.
Sweetheart to natomiast stary, zasłużony, czterocylindrowy autobus, z silnikiem benzynowym i specjalną skrzynią biegów, który odbył mnóstwo podróży, dzięki czemu mógłby sobie już gdzieś stać na boku bezczynnie i samotnie, i powoli niszczeć, ale dalej jeździ, prowadzony przez Juana Chicoya, który go ciągle odnawia na zewnątrz i w środku. Jeżdżą nim przeróżne osoby z San Juan de la Cruz do Rebel Corners albo z Rebel Corners do San Juan de la Cruz. Jadą do rodziny lub do przyjaciół, żeby się osiedlić lub za pracą, żeby kogoś poznać ciekawego w autobusie albo dla samej podróży. A jak nie jadą, gdy na przykład autobus Sweetheart nie chce zapalić i trzeba go trochę podreperować, to siedzą sobie w przydrożnym barze i rozmawiają przy kawie, whisky lub posiłku. Czasem na spokojnie. Czasem z większym entuzjazmem lub nawet pewną nerwowością.
Fabuła książki zaczyna się właśnie w tym przydrożnym barze, kiedy zepsuty autobus nie mógł zawieść pasażerów do San Juan de la Cruz, więc Ci w czasie, kiedy Juan go naprawiał, musieli przenocować w tym miejscu, żeby móc na drugi dzień ruszyć dalej. Alice, gospodyni i szefowa, nie była zadowolona z zaistniałej sytuacji, bo nie dość, że musiała odstąpić łóżka podróżnikom, a samej spać na sztywnym krześle, to jeszcze na dodatek rano była niejako przymuszona do usługiwania niechcianym gościom, którzy w kilku przypadkach zażyczyli sobie posiłek przyniesiony im do łóżka. W czasie pobytu w restauracji i domu Chicoyów część z pasażerów zdążyła odbyć kilka rozmów między sobą i nieco się poznać. A kiedy autobus został naprawiony mogli ruszyć w dalszą podróż. Ale ta podróż wcale nie należy do najprzyjemniejszych, bo część z nich nie przepada za sobą, a w dodatku narastający i ulewny deszcz powoduje ryzyko, że autobus może nie być w stanie przebyć pozostałej drogi.
Uwielbiam książki Steinbecka. Zwłaszcza jego niezwykle sugestywne opisy. Te opisy przyrody czy wyglądu człowieka są momentami tak plastyczne i dosłowne, że wystarczyłyby malarzowi do odtworzenia niemal idealnego obrazu, bez konieczności zerknięcia wcześniej na malowany obiekt. Autor potrafi opisać zwykłą szarą codzienność, człowieka i otaczające go środowisko w tak cudowny sposób, że dosłownie się relaksuję, mięknę i odpływam. Dlatego idealne jest czytanie jego książek w wygodnym fotelu, bo jak się już zacznie i wsiąknie to nie chce się podczas tej lektury za szybko wstawać.
"Gdy wiosna była w pełni, gdy trawa zieleniła się na polach i u podnóża pagórków, gdy maki i łubiny czyniły ziemię wspaniale niebieską i złotą, gdy wielkie drzewa budziły się w żółtozielonym kolorze młodych liści - wtedy nigdzie na świecie nie znalazłbyś piękniejszego miejsca. Nie była to piękność, której się nie spostrzega, bo już się do niej przywykło. Każdego ranka chwytała na nowo za gardło. Słodki zapach łubinów i trawy przyspieszał oddech i dyszałeś niemal pożądliwie."*
Warto zaznaczyć, że książki Steinbecka to przede wszystkim powieści społeczno-obyczajowe, w których opisuje po prostu samą prozę życia. Nie ma tutaj niczego niesamowitego i nieprawdopodobnego jak w książkach fantastycznych. Człowiek i jego problemy, czyli wszystko to, co na co dzień tworzy jego rzeczywistość. W tym przypadku czytamy o osobach podróżujących autobusem i przebywających w barze, które wzajemnie się poznają poprzez rozmowy i reakcje na zaistniałą sytuację. Postaci są tutaj kluczowe. Komiwojażer naciągacz, troje ludzi udających idealną i szczęśliwą rodzinkę, starsza zrzędliwa kobieta, cichy chińczyk czytający gazety, dwaj hindusi, grek udający grubą rybę biznesu, nieco frywolna kobieta. Każdy z nich inny; zgorzkniały, próżny, zarozumiały, bojaźliwy, porywczy, zawzięty, pewny siebie, irytujący, mądry, głupi, nerwowy, spokojny, brzydki, ładny. Krótko mówiąc: pełna różnorodność osobowości. I na dodatek każdy z nich ma swoje przeżycia i chce się nimi podzielić z innymi, opowiedzieć swoją historię życia. A autor wszystkich ich bardzo wyraziście i ciekawie przedstawił. Między wierszami też próbuje podkreślić najważniejsze tutaj cnoty, czyli uczciwość, ciężką pracę i oszczędność, które zapewniają szczęśliwe i dobre życie.
Literatura Johna Steinbecka relaksuje, uspokaja, upaja i przede wszystkim, co moim zdaniem jest najważniejsze, pozwala dostrzec i docenić podstawowe i najważniejsze ludzkie wartości oraz tę prozaiczną, codzienną i rutynową część naszego życia, którą nie zawsze odpowiednio postrzegamy i doceniamy tak jak powinniśmy, stale siląc się o to, aby ciągle mieć więcej i lepiej. Nie każdemu przypadnie do gustu taka zwykła, prosta literatura, jakkolwiek pięknie i plastycznie napisana. Czytelnik, który szuka czegoś nowego, odkrywczego, bardziej rozwiniętego naukowo czy technologicznie, może się najzwyczajniej w świecie zawieść. Ja natomiast wiem, że przeczytam wszystkie książki Johna Steinbecka, jakie tylko pojawiły i pojawią się na naszym rynku, dzięki wydawnictwu Prószyński i S-ka i innym, i będę stale je polecał. I wiem także że nawet jak już te wszystkie jego książki przeczytam, to będę je czytał po raz drugi, i trzeci, i czwarty, aż dożyję późnej starości, kiedy niewiele rzeczy będzie mnie już interesować i obowiązywać, dzięki czemu o każdej porze dnia będę mógł wyjść spokojnie na werandę domku na wsi z widokiem na las lub rzekę, usiąść na bujanym fotelu, gdzie koło nóg będzie sobie leżał zasłużenie pies, również sędziwego wieku, a obok stał sobie stolik, na którym koniecznie znajdywać się będzie imbryk z kawą lub herbatą, i zanurzając się w lekturze nie będzie mnie nic więcej poza tą chwilą obchodzić.
*John Steinbeck, Zagubiony autobus, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2016, s. 11.
PS: Chciałem jeszcze tylko zaznaczyć, bo to dla mnie ważne, że to pierwszy raz w życiu, kiedy miałem okazję zapoznać się z książką przed jej pojawieniem się w księgarniach, czyli przedpremierowo. Serdecznie dziękuję za taką możliwość i egzemplarz recenzyjny wydawnictwu Prószyński i S-ka. :)
http://swiat-bibliofila.blogspot.com/2016/01/zagubiony-autobus-john-steinbeck.html
"Różnorodność osobowościowa"
więcej Pokaż mimo toKalifornia, tutaj znajduje się przykryta wielkimi drzewami wysepka, na której istnieje Rebel Corners (Rozdroże Buntowników), miasteczko założone przez rodzinę Blankenów, przybyszy z Kentucky. Początkowo wyglądało jako nędzne, brudne i niepewne miejsce, które nabrało blasku dopiero 80 lat później, kiedy pojawiła się tutaj rodzinka Chicoyów. Juan...