Ostatnia noc w Tremore Beach
- Kategoria:
- kryminał, sensacja, thriller
- Tytuł oryginału:
- La última noche en Tremore Beach
- Wydawnictwo:
- Czarna Owca
- Data wydania:
- 2016-01-13
- Data 1. wyd. pol.:
- 2016-01-13
- Liczba stron:
- 392
- Czas czytania
- 6 godz. 32 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788380150362
- Tłumacz:
- Maria Mróz
- Tagi:
- Irlandia kompozytor koszmar literatura hiszpańska małżeństwo niebezpieczeństwo obsesja poszukiwanie sensu życia rozstanie samotność strach tajemnica thriller
Kompozytor Peter Harper bardzo przeżywa rozwód. W poszukiwaniu wyjścia z życiowego impasu wynajmuje dom na odludnej plaży w Irlandii i w samotności próbuje odzyskać siły twórcze i kontrolę nad własnym życiem. Niespodziewanie zostaje rażony piorunem. Przeżywa, ale w jego głowie pojawiają się niepokojące myśli. Ich bohaterami są najbliższe mu osoby: dzieci, przyjaciele, a także niezwykła kobieta, Judie, która osiedliła się w sąsiedniej wsi. Makabryczne wizje stają się jeszcze bardziej niepokojące, kiedy Peter odkrywa, że zarówno przyjazne małżeństwo Leo i Marie, jak i Judie mają swoje tajemnice…
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Oto nasz (prze)rażony bohater
Mikel Santiago, jak uświadamia nas na czwartej stronie okładki wydawca, nazywany jest hiszpańskim Stephenem Kingiem. Takie porównania, często stosowane na wyrost, a nierzadko zwyczajnie mijające się z prawdą, potrafią niekiedy odstraszyć, zamiast przyciągnąć potencjalnych czytelników. Czy tym razem porównanie jednego nazwiska z innym - rozpoznawalnym i jednym z najbardziej znanych w literackim światku - wyszło powieści na dobre? Czy porównania te wyrosły z autentycznych podobieństw, czy może „hiszpański Stephen King” to poniekąd kolejna ofiara szumnych i ostatnio coraz mniej znaczących dla czytelników analogii? Sprawdzimy to, ale po kolei.
„Ostatnia noc w Tremore Beach” nie opiera się z pewnością na unikalnym, niespotykanym dotąd schemacie czy oryginalnej fabule. Ani historia, ani sam koncept nie wyrwą z marazmu żadnego czytelnika tonącego w miernych według niego opowieściach, odrzucającego każdy tytuł z nastawieniem: nihil novi sub sole. Ale też wątpię, aby autorowi taki właśnie cel przyświecał. Natomiast, jeśli - jak sądzę - tworząc swoją powieść, pragnął dać ludziom rozrywkę, wciągnąć ich w opowiadaną historię i sprawić, aby choć przez moment poczuli niepokojący klimat, to myślę, że mu się udało. Santiago prowadzi swojego czytelnika przez niewielką czasoprzestrzeń, ale mieści w niej wszystko co potrzebne do rozbudzenia w czytelniku zainteresowania - jest tu bohater z nie do końca połataną przeszłością, który próbuje rozpocząć swoje życie na nowo, jest nowa miłość na horyzoncie, kariera wisząca na włosku, wydarzenie, które zmienia bieg zdarzeń i w końcu jego tajemnicze, nie do końca dla nas jasne konsekwencje, które stanowią główny fundament tej powieści.
Na swojego bohatera autor wybrał mężczyznę, którego nazwał Peter Harper, po czym obdarzył go dwójką dzieci, byłą żoną, a także zapaścią twórczą, która nie pomaga mu w niełatwej karierze kompozytora muzycznego. Oto nasz przerażony bohater. Pisarz wysyła więc kompozytora do pewnej niewielkiej mieściny, umieszcza go w domu przy plaży, otacza niewielką grupą ludzi… i tu wkraczamy my, czytelnicy. Poznajemy Petera Harpera jako człowieka smutnego, pełnego niewypowiedzianych lęków i braku chęci do czegokolwiek. Jego małżeństwo się rozpadło, z dziećmi widuje się rzadko, a kariera… no cóż, miał szansę, aby jego nazwisko było rozpoznawalne, ale od dawna już nie stworzył nic nowego, nic, co uczyniłoby go znowu muzykiem na szczycie. Jego życie towarzyskie po przeprowadzce do Irlandii ogranicza się do minimum - widuje się z jedynymi sąsiadami, którzy mieszkają nieopodal, Leo i Marie, a także zaczyna spędzać coraz więcej czasu z Judie, młodą kobietą, do której często uciekają jego myśli. Leniwy, spokojny, ale i w pewnym sensie zastany żywot Petera przerywa incydent, który sprawi, że mężczyzna przestanie zasypiać spokojnie, a jego dni również stracą wiele z dotychczasowej beztroski i bylejakości. Wracając z kolacji u swoich sąsiadów (a przecież coś od początku podpowiadało mu, aby w ogóle nie wychodził tego dnia z domu) w samym środku potężnej burzy, zostaje rażony piorunem i niemal cudem unika śmierci - i w ten sposób nasz (prze)rażony bohater staje przed nami już w pełnej krasie. I choć Harper ma wszelkie powody ku temu, aby o tym strasznym incydencie zapomnieć, bo z medycznego punktu widzenia nic poważnego mu się nie stało, a bóle głowy powinny po jakimś czasie minąć, kompozytor prędko odkrywa, że burza, której stał się mimowolną ofiarą, zmieniła w nim więcej, niż potrafią dostrzec inni, niż potrafi i chce zrozumieć on sam.
Peter Harper od czasu porażenia piorunem doświadcza dziwnych, niepokojących, przerażających, a przede wszystkim niechcianych wizji, które psują jego radość, relacje z innymi ludźmi i zaburzają jego pojęcie o tym, co i kiedy jest prawdą, co dzieje się rzeczywiście, a co jest jedynie wytworem jego wyobraźni, częścią wizji, o które wcale się nie prosił. Co gorsza, bohaterem tych wizji jest nie tylko on sam, ale stają się nimi również otaczający go ludzie - jego przyjaciele, kobieta, w której zaczyna się zakochiwać, a także jego dzieci, które w tym prawdziwym świecie przyjeżdżają do niego w odwiedziny. Mężczyzna, chcąc nie chcąc, zaczyna wierzyć, że owe wizje nie są przypadkowe i pozbawione choćby krzty prawdy; ulega im i ostatecznie próbuje zrozumieć, stara się dotrzeć do ich źródła, bo wierzy, że w ten sposób uchroni bliskich, dla których dziwaczne wizje Petera nie są zbyt łaskawe. Możliwe, że w ten sposób dowie się czegoś, czego wiedzieć nie powinien, odkryje coś, co miało pozostać tajemnicą, jednak czy w odkrywaniu prawdy o bliskich nam ludziach może kryć się coś złego?
„Ostatnia noc w Tremore Beach” to powieść, w której klimat, grający tu niebagatelną rolę, budowany jest konsekwentnie od samego początku. Mikel Santiago zadbał o to, abyśmy bez względu na pogodę czy aktualny humor bohaterów odczuli niemal na własnej skórze niepokój, mrok i makabryczność wizji, których doświadcza Peter. Prowadząc narrację pierwszoosobową, pisarz sprawia, że w pewnym momencie czytelnik sam może zagubić się w prawdziwości bądź fałszu obserwowanych wydarzeń, nie wie bowiem, co jest autentycznym obrazem będącym wycinkiem ze świata przestawionego, a co jest wytworem umysłu człowieka, którego poraził piorun. Taki zabieg tylko wzmaga zainteresowanie czytelnika, pogłębia chęć poznania prawdy i oczywiście ułatwia utożsamienie się z bohaterem, kibicowanie mu i odczuwanie jego emocji jako własnych. Ten typ narracji sprawdza się bardzo dobrze w powieści Santiago również przez wzgląd na ważne powiązania i stosunki z innymi bohaterami - Marie i Leo, dziećmi, Judie. Czytelnik musi zdawać sobie sprawę z łączących ich więzi, aby w pełni zrozumieć upór mężczyzny w jego dążeniu do zrozumienia wizji i jego dziwną wiarę w to, że nie są one przypadkowe.
Powieść Mikela Santiago może i nie jest odkrywczą opowieścią z dreszczykiem, ale i nie pretenduje do takiego miana. Spełnia zadanie, które zapewne postawił przed sobą pisarz, bo czyta się ją dobrze, z zaciekawieniem, a bywa także, że strony same przewracają nam się w rękach. I wcale nie przyczynia się do tego burzowy wiatr hulający tu i ówdzie w powieści. Styl hiszpańskiego pisarza jest lekki, przyjemny i sprzyja odbieraniu emocji poszczególnych bohaterów; dobrze zespolił się z pierwszoosobową narracją i czymś niezrozumiałym, co spotkało głównego bohatera. Jego wizje, bodaj najważniejsze w całej powieści, bo konstruujące ją i pchające kolejne wydarzenia w wyznaczonym kierunku, są odpowiednio klimatyczne - straszne, ale nie groteskowe, nieprawdopodobne, ale jedynie chwilowo, dopóki nie uświadomimy sobie, że jedyne, co dzieli je od spełnienia, to właśnie ich wydarzenie się. Ważna jest w nich symbolika, powracające przedmioty i osoby. Te wizje to zresztą największy i najważniejszy plus „Ostatniej nocy w Tremore Beach”.
Jak natomiast po lekturze powieści wypadają porównania do twórczości pisarza z Maine? No cóż… choćbyśmy wzbraniali się rękami i nogami - nie sposób ich nie zauważyć. Dla niektórych będą to nienachalne analogie umilające lekturę, dla innych mogą okazać się nieudane, przez co obniżą oni książce notę - to oczywiście rzecz gustu. Jednak nienaturalnym byłoby przyznanie, że takich podobieństw nie ma. Można je zauważyć nie tylko w sposobie opowiadanej historii, w jakiś sposób w jej konstrukcji i tematyce, ale także w elementach bardziej szczegółowych. Można nawet podać konkretne tytuły autorstwa Stephena Kinga, których echa pobrzmiewają nam w głowie (oczywiście biorąc pod uwagę ich znajomość) podczas lektury „Ostatniej nocy w Tremore Beach”; wymienić można chociażby takie powieści jak: „Martwa strefa”, „Ręka mistrza” czy „Przebudzenie”. Jako przypadku czy zbiegu literackich okoliczności nie zaliczyłabym również tego, że u Santiago (co prawda na jednej stronie, wspomniany w jednym zdaniu, ale zawsze) pojawia się niejaki pastor Callahan i jeśli wydaje Wam się, że już gdzieś słyszeliście to nazwisko, to macie rację, ponieważ ojciec Callahan to jedna z kluczowych postaci w „Miasteczku Salem” Kinga. Znajomo brzmi również wspominane u Santiago kilkukrotnie Derry, które jako fikcyjne miasteczko było oczywiście siedzibą Tego w „To”. I tu również znaczenia nie ma fakt, że Hiszpanowi chodzi o prawdziwe, irlandzkie Londonderry, które dopiero w 1611 roku, po osiedleniu się tam protestantów z Londynu, otrzymało ten przedrostek. Zresztą spór o nazwę jest dość ciekawy i toczy się do tej pory, stąd pewnie w powieści pada właśnie nazwa skrócona, choć oficjalnie nieaktualna. Po licznych podobieństwach jednak i wtrąceniu tak znanego w Kingowym światku nazwiska jak Callahan, niełatwo uwierzyć, że Derry zostało wybrane przez pisarza przypadkowo. Gdybyśmy w to uwierzyli, Peter Harper musiały uwierzyć, że jego wizje są również dziełem przypadku, a wtedy ta historia potoczyłaby się zapewne całkiem inaczej.
Mikel Santiago, podobnie jak niejednokrotnie robił to Stephen King, umieszcza akcję swojej powieści w niewielkiej miejscowości, dzięki czemu jego bohater na własnej skórze odczuwa wady i zalety przynależności do małej społeczności. I również podobnie jak autor wydanego niedawno „Bazaru złych snów” wplata wątki nadnaturalne i niewiarygodne, ale robi to finalnie właśnie po to, aby podkreślić, że największe zagrożenie czeka na nas nie w ciemnych kątach, które kryć mają jakoby przerażające istoty z dziecięcych koszmarów, ale w drugim człowieku. Na tym realnym i jak najbardziej prawdziwym świecie. I kto wie, może to dobrze, że wciąż nie dociera do nas jego i nasze okrucieństwo, że wciąż potrzebujemy nieprawdopodobnego tła, aby pojąć to, co prawdopodobne - przerażające, ale możliwe.
Sylwia Sekret
Oceny
Książka na półkach
- 526
- 371
- 109
- 10
- 7
- 6
- 5
- 4
- 4
- 4
Opinia
Książkę Ostatnia noc w Tremore Beach miałem już na oku wcześniej, ale tak złożyło się, że nie mogłem na nią trafić. Kiedy wreszcie udało się postanowiłem przeczytać i zobaczyć co zaserwował mi autor. Miałem pewne obawy przed lekturą dotyczące samej książki i tego co otrzymam. Po opisie wnioskowałem, że może być coś ciekawego, bo lubię książki, gdzie występuje nawet dreszczyk podczas czytania i nie musi być od razu stuprocentowy horror.
Niemoc twórcza i pewne problemy rodzinne zmuszają Petera Harpera do poszukania sobie nowego domu w spokojnej okolicy, aby odpocząć i nabrać weny do komponowania muzyki. Podczas powrotu od poznanych znajomych w czasie potężnej burzy dochodzi do porażenia piorunem. W tym momencie wszystko się zmienia. Dziwne wydarzenia w otoczeniu bohatera powodują nie małe zamieszanie i on sam czuje się zagubiony. Co jest przyczyną niepokojących zjawisk wkradających się w normalne życie będzie musiał odkryć Peter Harper i czy uda mu się uchronić bliskich przed niebezpieczeństwem.
Autor osadził akcję powieści w małym miasteczku, gdzie mieszkańcy znają się i nie łatwo ukryć jakieś swoje tajemnice przed innymi. Plotki szerzą się mimo usilnych starań zachowania dyskrecji. Osadzenie akcji w takich zamkniętych społecznościach sprawia, że odmalowanie toczącego się życia i lokalnych problemów tylko ubarwiają historie. Potrafią przykuć uwagę czytelnika jeśli tylko nie przynudzają i zaciekawić. Zazwyczaj każdy skrywa mniejszy lub większy sekret, którego strzeże. Tak jest w tym przypadku. Małżeństwo i Judie strzegą nie jedną tajemnice ze swojej przeszłości. Tym razem autor skupił się bardziej na osobie głównego bohatera od samego początku, ale nie zaniedbał nakreślenia ciekawego tła obyczajowego i relacji łączących postaci, które pełnią jedną z ważniejszych funkcji w książce. Obserwujemy zwykłe codzienne życie mieszkańców i ich problemy. Pełne radości, zmartwień i smutku. Peter Harper po kłopotach osobistych i w sprawie złapania umykającego natchnienia wprowadza się do domu w takim małym miasteczku. Najpierw zostaje przyjęty z pewną rezerwą, ale wszystko znika po dłuższym pobycie. Staje się rozpoznawalną gwiazdą lokalnej społeczności, który nie może sobie poradzić ze swoją niemocą twórczą. Pomału w dotychczasowe życie bohatera zaczyna wkradać się coś niesamowitego za sprawą niezwykłych wizji doznawanych przez Petera Harpera spowodowanych porażeniem piorunem. W poszukiwaniu odpowiedzi takiego stanu rzeczy i przerażających sytuacji jakie zaczynają występować poszukuje odpowiedzi takiego stanu rzeczy. W tej sytuacji wszystko się zmienia i historia niekiedy zaczyna skręcać w rejony grozy.
Głównym bohaterem jest Peter Harper chcący w zaciszu wynajętego domu odpocząć i poszukać natchnienia do komponowania muzyki. Oprócz tego jego problemy z byłą żoną dotyczą jego dzieci i do tego straszne wizje. Jego sylwetkę autor nakreślił w sposób dobry pod względem psychologicznym. Same zachowanie nie przeszkadzało mi podczas czytania i trzeba przyznać, że postać Petera Harpera można polubić dzięki skupieniu się na jego losach przez autora, który jakby relacjonował poszczególne przygody jakie go spotykają. Kolejną postacią jest Judie będąca dobrą znajomą bohatera. Chcąca mu pomóc w dowiedzeniu się co oznaczają wizje i będąca podporą w trudnych czasie. Następne osoby to przyjaciele bohatera i małżeństwo Leo i Marie, z którymi Peter uwielbia spędzać czas na rozmowach. Wymienione postacie zostały nakreślone w sposób świetny i wypadają ciekawie. Widać sporą dbałość, aby główni bohaterowie byli interesujący i można było by ich samych polubić. W przypadku wymienionych przez ze mnie osób tak się stało, bo polubiłem Petera, Judie i małżeństwo. Wydali się podczas czytania osobami z krwi i kości, posiadający głębie, a nie jednowymiarowymi. Pozostałe postacie drugoplanowe i trzecioplanowe również wypadają dobrze i niekiedy mają do odegrania większą lub mniejszą rolę w historii. Jeżeli chodzi o relacje łączące poszczególnych bohaterów książki wypadły ciekawie i z przyjemnością śledziłem ich koleje losów. Dialogi pojawiające się tutaj wypadły dobrze bez jakiś zgrzytów podczas czytania.
Akcję książki poprowadzono pomału, lecz nie powoli, czasami doświadczymy wartkiej akcji w zależności od postępujących zdarzeń. Sądzić można, ze same wydarzenia toczą się niespiesznie, ale zasługą takiego stanu rzeczy jest stworzony klimat małego miasteczka, gdzie znają się wszyscy i pojawiającej się od czasu do czasu atmosfery z dreszczykiem. Zwróciłem uwagę na rozciągnięcie historii w czasie i podzielenie na trzy części.Trochę szkoda takiego zabiegu, bo podczas lektury ma się wrażenie przy zakończeniu pierwszej części książki i zaczęciu kolejnej drugiej części, pewnej niespójności i przeskakiwania o pewien czas do przodu, co nieraz prowadzi do lekkiego zagubienia przy zaczęciu kolejnej części książki. Rozłożenie też dotyka wątku dotyczącego wizji bohatera. Czasami rozmywa się w toku prowadzenia historii względem tła obyczajowego. Brakowało mi w takiej sytuacji większej dawki grozy, bo oczekiwałem jej podczas czytania. Zdarza się nie za często, ale jednak występuje. Następną rzeczą jest nieraz przedstawienie potocznego życia bohaterów w sposób szczegółowy i przy rozłożeniu w czasie samej historii może sprawić, że czasami zrobi się nudnawo.
Podczas czytania kiełkowało we mnie przekonanie, ze gdzieś to już czytałem. Jest wiele autorów wykorzystując motyw nabycia przeczucia przez dziwne zdarzenie, ale skojarzenie prowadziły do mojego ulubionego autora horrorów Stephena Kinga. Nawet w tekście można znaleźć nawiązania do jego twórczości i samo prowadzenie narracji jest w podobnym stylu w jakim pisze King sprawiło, że autor chyba się inspirował właśnie jego twórczością podczas tworzenia tej właśnie historii. Nie jest to żaden zarzut, bo wielu pisarzy jest porównywanych lub próbuje swoich sił właśnie pisać jak mistrz horrorów z róźnym skutkiem. W tym przypadku Mikael Santiago potrafił wycisnąć jak sok z cytryny sporo z zaprezentowanej historii, ale nie stworzył dzieła wybitnego tylko bardzo dobrą powieść zapewniającą rozrywkę. Widać tutaj próbę eksperymentu w tworzeniu i łączeniu różnych gatunków literackich. Na taki krok zdecydował się nawet Michael Koryta, napisał Tajemnice rzeki Lost River, który wcześniej zadebiutował kryminałami. W Ostatnią noc w Tremore Beach znajdziemy oprócz dobrej powieści obyczajowej, grozę, fantasy i romans, a wszystko połączone razem w świetny sposób. Dlatego podczas czytania nie ma wrażenia się, że coś przeszkadza. Nawet wątek romansu głównego bohatera z Judie nie przysłania całkowicie historii. Został przesunięty na drugi plan, bo najważniejszą częścią jest wątek dotyczący wizji, losów samego bohatera i zbliżającego się niebezpieczeństwa. Finał powieści w późniejszym okresie historii można zdaje się przewidzieć, ale autor nie powiedział ostatniego słowa i funduje coś czego czytający nie spodziewał się. Byłem przez chwilkę zaskoczony twistem, chociaż później już jasne stało się jasne jak potoczy się zakończenie.
Książka Ostatnia noc w Tremore Beach oferuje nie wymagającą za bardzo powieść czerpiąca z grozy, gdzie autor skupił się też na obrazowym przedstawieniu tła obyczajowego. Budowanie przez autora klimatu grozy wychodziło mu różnie, ale zazwyczaj wywoływał dreszczyk lub odczucie niepokoju podczas czytania. Stosując znane chwyty do przestraszenia czytelnika w umiejętny sposób można stworzyć dobry straszak mający na celu dostarczenie rozrywki i dawki strachu. W tym przypadku spełnia oba warunki, ale wisi nad nią jak miecz pewne odczucie, że gdzieś się z tym spotkałem po przeczytaniu, które nie zmienia jednak nic w ocenie, bo dostałem kawał bardzo dobrej lektury. Takiej jak lubię przeczytać. Książka pomimo pewnych niuansów spodobała mi się. Oczekiwania wobec niej miałem umiarkowane i nie zawiodłem się po przeczytaniu. Otrzymałem ciekawą historie ze świetnie nakreślonymi bohaterami, których nie sposób nie polubić. Klimatyczną i zawierającą grozę. Taką właśnie jaką oczekiwałem dostać. Wciągnęła mnie od samego początku i trzymała w napięciu przez cały czas. Dlatego kartki same się przewracały i długi czas czytania nie był spowodowany nudną lekturą, którą męczy się, aby dokończyć, tylko brakiem czasu. Zasiadając do nie nie wiadomo kiedy strony uciekały mi w zastraszającym tempie i chciałem dowiedzieć się co będzie dalej.
Książka dla miłośników powieści obyczajowych, grozy, thrillerów i Kinga. Każdy powinien znaleźć coś w niej dla siebie podczas czytania, bo autor potrafił stworzyć ciekawą opowieść zawierającą dreszczyk i klimat niepokoju. Na pewno sięgnę po inne dokonania autora jeżeli tylko będę miał okazje oczekując wspaniałej lektury i jeszcze lepszej dawki grozy podczas lektury.
Polecam.
Książkę Ostatnia noc w Tremore Beach miałem już na oku wcześniej, ale tak złożyło się, że nie mogłem na nią trafić. Kiedy wreszcie udało się postanowiłem przeczytać i zobaczyć co zaserwował mi autor. Miałem pewne obawy przed lekturą dotyczące samej książki i tego co otrzymam. Po opisie wnioskowałem, że może być coś ciekawego, bo lubię książki, gdzie występuje nawet...
więcej Pokaż mimo to