Pijane banany
- Kategoria:
- literatura piękna
- Tytuł oryginału:
- Opilé banány
- Wydawnictwo:
- Afera
- Data wydania:
- 2015-04-08
- Data 1. wyd. pol.:
- 2015-04-08
- Liczba stron:
- 228
- Czas czytania
- 3 godz. 48 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788393771158
- Tłumacz:
- Julia Różewicz
Praga, cudowne lata osiemdziesiąte. W szkołach uczą, że kultura przywędrowała zza wschodniej granicy, w radiu króluje koncert życzeń, a najłatwiej dostępną rozrywką jest przesiadywanie na podwórku pod trzepakiem. Jak przetrwać w szarej rzeczywistości i nie umrzeć z nudów? Da się. Wystarczy mieć szesnaście lat, parę koron na piwo i kumpli – kumpli na śmierć i życie.
Bohaterowie „Pijanych bananów” zabierają nas do zalatującego osiedlową knajpą świata szczeniackich wybryków, pierwszych miłości, rozczarowań, na pozór banalnych marzeń, błahych i poważnych kłopotów.
Mistrz anegdoty Petr Šabach jak zawsze niezawodnie wywołuje w czytelniku ataki niepohamowanego śmiechu, a równocześnie nastrój nostalgii i udowadnia, że nawet mało atrakcyjne życie, w jeszcze mniej atrakcyjnych czasach można nie tylko znieść, ale wręcz szczerze pokochać.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Miłość w blasku ceczek
Już na wstępie mojej recenzji zdradzę, że nie zdradzę, co owe tytułowe „ceczka” znaczą. Szanowny czytelniku - żeby się tego dowiedzieć musisz sięgnąć po najnowszą książkę Petra Šabacha pod intrygującym tytułem „Pijane banany”. A żeby się lepiej czytało, i recenzję i książkę, polecam odpalić „jutuba” i wprowadzić się w klimat czechosłowackich lat 80. Na początek Petr Kotvald i Stanislav Hložek w utworze „Holky z naši školky”. Z tego, co pamiętam, utwór gościł na naszej Liście Przebojów Trójki.
Do mnie Czesi przybyli pierwsi. Przychodzili z Wrocławską Pieszą Pielgrzymką, bo tak się złożyło, że mieszkam pod Jasną Górą. I tak zaczęły się wizyty w przygranicznym Nachodzie, wypady do Pragi i innych miast. Była połowa lat 80. W Czechosłowacji było tanio i wszystko dostępne – salami, szok, krojone w plasterki; wódka i piwo w każdym kiosku. No i Kofola. Targaliśmy z powrotem całe plecaki dobra wymienianego za tureckie dżinsy. Rządziło się, bo każdy Polak był wtedy w Czechosłowacji Rokefellerem i chyba Czesi nas wtedy bardziej znielubili niż w 68. Polski Pan, lat 16/17, na hotelach, salonach popijał Smirnoffa Becherovką i miał jedną myśl w głowie – Czechy są ładne. Pełne czekolady Studenckiej i lentilek. I taniego piwa.
A w domu była „Żena za pultem” czyli „Kobieta za ladą” i piosenka „Gdyż masz w chalupie orkiestrion” z serialu „Chalupaři” czyli „Pod jednym dachem”, „czeskie filmy” non stop, bo coś w nich urzekało, ale nie było do końca wiadomo co - „Jak utopić doktora Mraczka?”, „Straszne skutki awarii telewizora” czy „Adela jeszcze nie wieczerzala”, dużo tego było i nie było tam wojny, nie było Klosów ani Czterech pancernych. I była też czechosłowacka Jedynka z anteny naziemnej, z tymi wszystkimi hospodami i biesiadami. I było to dobre.
Twórczość Petra Šabacha to także „czeskie filmy”. Na motywach jego prozy chętnie kręci jeden z najbardziej znanych obecnie czeskich reżyserów Jan Hřebejk. „Pod jednym dachem” czy „Bigbeatowe lato” są filmami dobrze znanymi nie tylko w Czechach. „Pupendo” z 2009 jest filmową adapatacją „Pijanych bananów”.
„Pijane banany” są dobre. Choć, szczerze mówiąc, nigdy ich nie próbowałem. Nie wiedziałem, że istnieją jeszcze takie czeskie rarytasy. Honza ma szesnaście lat i miesza w Pradze w latach 80. W Czechosłowacji władzę pełni breżniewowski namiestnik Gustav Husák, a wśród młodych ludzi rządzą ceczka – tak przynajmniej twierdzi autor książki Petr Šabach. Czym są ceczka, jak już powiedziałem, nie zdradzę, musicie zatem przeczytać tę książkę, bo tam to jest wyjaśnione, a póki co możecie sobie posłuchać piosenki Michala Davida o tym czechosłowackim fenomenie.
Normalizacja. Jakiś dziwny letarg, gdy oficjalne media podają, że Czechosłowacja jest piękną krainą, gdzie spełnia się socjalistyczny sen o równości w postaci knedli i piwa, tego szwejkowskiego minimalizmu. Ze Żwirkiem i Muchomorkiem, Makową Panienką i Krecikiem, Sąsiadami, którzy zawsze wszystko spaprają, ale i tak są zadowoleni z życia. Bo Czesi to śmiejące się bestie. Kto tak powiedział? Heydrich, Goebels, a może Hrabal? Normalizacja – koszmar sprowadzania wszystkiego do wspólnego mianownika. Eliminacja-emigracja jak się znormalizować kogoś nie da. I ten naród, przedziwny i perfidny, daje się uśrednić, daje się sprowadzić. Niby wszystko idzie wedle prawideł Husáka sterowanego przez towarza Breżniewa, ale pamiętajcie: Czesi to śmiejące się bestie! Ci jowialni, uśmiechnięci mieszczanie jak z powieści Haszka, zahibernowali w sobie gen niepokoju – to, co nas przeraża u Haszka właśnie, u Hrabala, czy Formana; to, co płynie do nas z poetyki Franza Kafki, że pod absurdem codzienności czają się demony.
Ten absurd codzienności doskonale oddał Šabach w swej powieści, poświęconej wspaniałym latom 80. Niby wszystko tutaj takie swojskie, beztroskie, ale widać u wszystkich bohaterów swoiste zawieszenie, niemożność, bezwład i oczekiwanie. To świadoma poetyka Šabacha. Trzeba się do tych treści przebijać, ale są one wyraźne. Widać je przede wszystkim w dojmującym poczuciu absurdu egzystencji, w powszechnym, niby wesołym, ale depresyjnym alkoholizmie bohaterów. Ale mimo całej melancholii „Pijane banany” są jednak pełne nostalgii, tęsknoty za czechosłowackim normalizacyjnym spleenem lat młodzieńczych, bo jest to powieść o tym, dlaczego kochamy komunę. Za marzenia. Za to, że byle kałuża przypominała nam morze, że byle podróbka była jak namiastka nieba, i że była miłość w tych błyskach ceczek. I że te marzenia nam odebrano. Ale nie dowiecie się, czym są ceczka, jeśli nie przeczytacie tej powieści w całości, do samego końca.
Na koniec ukłon w stronę wydawnictwa Afera i Julii Różewicz. To piękne i potrzebne przekłady. Ale ważna jest także forma, jaką „Afera” nadaje tym skromnym przecież objętościowo utworom. Książki tego wydawnictwa są cudnymi miniaturami, które dają piękno i uśmiech. Z takimi cackami (ceczkami?) spotkałem się, gdy zacząłem kupować Hrabala w oryginale. Dziś mam na półce kilka książek Afery i prezentują się one śliczniej niż niejeden opasły tom, który sili się na monumentalne syntezy, a faktycznie jest przyciężki. Książki wydawnictwa Afera i sama książka Šabacha są skromnym arcydziełem, zarówno pod względem treści jak formy. A słowo „skromny” niech będzie dla tego utworu najlepszym komplementem.
Sławomir Domański
Oceny
Książka na półkach
- 385
- 292
- 67
- 10
- 8
- 7
- 5
- 4
- 4
- 4
Opinia
Kiedy biorę do ręki kolejną książeczkę niewielkich rozmiarów, z charakterystyczną grafiką zarezerwowaną w Aferze dla P. Šabacha czuję za każdym razem wielką ciekawość, ale i pewnego rodzaju spokój. Spokój ten wiąże się z pewnością, że czas spędzony z tą lekturą nie będzie stracony. Nie zdziwię nikogo, jeśli napiszę, że mistrz anegdoty usatysfakcjonował mnie w stu procentach także swoją najnowszą powieścią Pijane banany.
Przeczytałam trzy książki tego autora, ale wiem, że gdybyście dali mi do ręki jego niepodpisany tekst bez wahania zgadłabym, do kogo należy. Gdybym miała określić pisarstwo Šabacha, pewnie miałabym problem ze znalezieniem odpowiednich słów, natomiast jest ono tak charakterystyczne jak tylko to możliwe. Ten powolny, niewymuszony język, umiejętność snucia historii z codziennego życia w sposób prosty, niesilący się na „literackie wow” przyciąga mnie niczym magnes. No i tytuły! O tak, tytuły Šabach ma pierwszorzędne: Gówno się pali, Podróże konika morskiego, Masłem do dołu i najnowsze Pijane banany.
Główny bohater tej książki zazdrości amerykańskim pisarzom, którzy tematy zbierają prosto z ulicy i przebierają w nich jak w ulęgałkach. Nie do końca tak chyba jednak uważa, bo jego opowieść o cudownych latach osiemdziesiątych, gdzie młodzież spod trzepaka potrafiła dokonywać rzeczy niemal wtedy niemożliwych, a jednak tak piekielnie fascynujących bawi chyba nawet jego samego. Co tam dzisiaj taki wyjazd nad morze. Bierzemy furę tatusia, kieszonkowe od mamy i ziuuumm na Północ, czy nad jakieś inne ciepłe wyspy. Ale wtedy, dla młodego Czecha taki wypad to był dopiero wyczyn!
U Šabacha trzeba więc wypić morze piwa (które szesnastolatek musi oczywiście zdobyć podstępem), aby dokładnie wszystko zaplanować. Od podprowadzenia starego auta tatusiowi, po znalezienie kogoś, kto ma prawo jazdy lub przynajmniej wie, do czego służy kierownica. Koniecznie muszą się też odbyć jazdy próbne, które dla bohaterów Pijanych bananów kończą się podrzuceniem na masce niezwykle tym faktem zdziwionego policjanta.
Wszystko to jednak nic, bo zanim Břečka ukradnie ojcu auto, głuchoniemy Wicio zdąży natrzaskać paru kumplom z podwórka za to, że podśmiewują się z jego mowy (a raczej jej braku), mały Alešek zaginie co najmniej z dziesięć razy, a nasz główny bohater-narrator (P. Šabach?) przeżyje swoją pierwszą miłość. Chłopcy w zasadzie nie robią nic szczególnego, a jednak ich życie jest ciekawe i takie jakieś prawdziwe. Niby małe pole do popisu, jeśli chodzi o szaleństwa młodzieży dorastającej w latach osiemdziesiątych, a tu zobaczcie. Pomysł gonił pomysł, a realizacja stanowiła niemal sens życia. Nuda? A co to takiego skoro dzieciaki plastikową zasłonę potrafiły przerobić na grę, na punkcie której oszalały całe Czechy (podpowiem tylko, że mowa tu o słynnych ceczkach).
Z drugiej strony poznajemy też rodziców chłopców, którzy w bardzo šabachowym stylu radzą sobie z otaczającą rzeczywistością. Oj jest z czego boki zrywać, choć tak naprawdę nie ma się z czego śmiać (czyż to nie Sabach właśnie?) bo taki na przykład Bedzio – ojczym narratora, alkoholik i stały bywalec ośrodka odwykowego nie jest na pewno wymarzonym kandydatem na tatusia dla dorastającego chłopca. Natomiast jego przygody i perypetie z towarzyszącym mu wszędzie przyjacielem po fachu i od kieliszka Fáberą sprawiają, że ciężko powstrzymać się od rechotu. Albo taka mama głuchoniemego Wicia, która z niewzruszonym spokojem ozdabia kolejne torty, które syn zanosi rodzicom pobitych kolegów w ramach przeprosin.
Stary dobry Šabach chciałoby się powiedzieć i myślę, że inni fani czeskiej literatury wiedzą doskonale, co mam na myśli. Pijane banany to lata osiemdziesiąte ze wszystkimi swoimi smaczkami opowiedziany przez młodych, pełnych życia nastolatków, którzy tylko pozornie spędzają czas pod trzepakiem.
Dawkujcie sobie Pijane banany powoli po kawałku lub pchajcie do ust wielkie kawały. Sprawdziłam i wiem, że oba sposoby gwarantują pełną satysfakcję. Tylko uważajcie, bo taki jeden po ich spożyciu wracał do domu na czworakach.
Kiedy biorę do ręki kolejną książeczkę niewielkich rozmiarów, z charakterystyczną grafiką zarezerwowaną w Aferze dla P. Šabacha czuję za każdym razem wielką ciekawość, ale i pewnego rodzaju spokój. Spokój ten wiąże się z pewnością, że czas spędzony z tą lekturą nie będzie stracony. Nie zdziwię nikogo, jeśli napiszę, że mistrz anegdoty usatysfakcjonował mnie w stu procentach...
więcej Pokaż mimo to