Darwinowskie paradygmaty. Mit teorii ewolucji w kulturze współczesnej

Okładka książki Darwinowskie paradygmaty. Mit teorii ewolucji w kulturze współczesnej Dominika Oramus
Okładka książki Darwinowskie paradygmaty. Mit teorii ewolucji w kulturze współczesnej
Dominika Oramus Wydawnictwo: Copernicus Center Press popularnonaukowa
398 str. 6 godz. 38 min.
Kategoria:
popularnonaukowa
Wydawnictwo:
Copernicus Center Press
Data wydania:
2015-01-15
Data 1. wyd. pol.:
2015-01-15
Liczba stron:
398
Czas czytania
6 godz. 38 min.
Język:
polski
ISBN:
9788378861362
Tagi:
ewolucja darwinizm filozofia socjologia Karol Darwin
Średnia ocen

6,0 6,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,0 / 10
9 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
2475
697

Na półkach: ,

Kiedy w księgarni zobaczyłem okładkę, niemal instynktownie wyciągnąłem ręce po książkę. Ale… zaraz, zaraz… Tytuł mnie cokolwiek zmroził. Zajrzałem na tył do blurba. Hm… ciekawe. Humanistka, i do tego literaturoznawca, bierze się za Darwina i ewolucję? Książkę odłożyłem. Po blisko roku dopadłem tom w bibliotece, czas się zmierzyć z tematem.
Od samego początku byłem negatywnie nastawiony do pracy pani Oramus. Wydawało by się, że kto, jak kto, ale literaturoznawca zna znaczenie poszczególnych słów, tymczasem już okładka sugeruje totalną bzdurę. Proponuję każdemu wziąć słownik języka polskiego, dowolny słownik. I przeczytać definicję słowa „mit”. W każdym słowniku, ale i u – jak podejrzewam – większości ludzi, słowo mit kojarzy się z czymś w rodzaju baśni, czymś nieprawdziwym, fantazyjnym. Po prostu z fikcją. Mało mnie obchodzi, że humaniści używają (nadużywają!) słowa mit dość szeroko i do tego dość dowolnie. Jeśli ktoś pisze w podtytule „mit teorii ewolucji” sugeruje właściwie jednoznacznie, że owa teoria jest mitem, czyli fikcją. Brawo, pani profesor! Karkołomna teza. Pójdźmy jednak dalej.
Wydawało by się, że na początku dostaniemy jakąś konkretną tezę, którą autorka zechce udowodnić w dalszej części swojej pracy. Szczerze powiedziawszy owej tezy nie zauważyłem aż do końca, gdzie w konkluzjach coś tam się sugeruje, ale też nie do końca jasno.
Muszę podeprzeć się –niestety – przydługim cytatem ze wstępu. Po pewnym cytacie umieszczonym w roli motta autorka twierdzi, że:
„Ta myśl autorstwa Michaela Shermera […]pokazuje w efektownym skrócie szereg założeń niekwestionowanych przez współczesną cywilizację zachodnią [chodzi o znaczenie teorii ewolucji dla racjonalnej nauki a tej drugiej dla współczesności - przypis mój]. Są one w mniejszym lub większym stopniu związane z postacią Darwina, a dotyczą nauki, przyrody, początków rasy ludzkiej, historii ludzkości, historii naturalnej i wielu innych kwestii, które w sumie składają się na wizję Wszechświata dominującą w kulturze współczesnej. Jest to swoisty dwudziestopierszowieczny odpowiednik dawnego obrazu Ziemi podtrzymywanej przez słonie stojące na olbrzymim żółwiu lub innych podobnych wyobrażeń z na wpół zapomnianych mitologii.”
Stwierdzenie iście karkołomne. Oto w jednym szeregu autorka zestawia fantastyczne mity nie podparte żadnymi dowodami, obserwacjami, doświadczeniami w jednym rzędzie z solidnie udokumentowaną teorią naukową. Dla autorki jest to niemal to samo. Stronę dalej pada zdanie, które od biedy można uznać za tezę książki: „ Nazwisko-hasło „Darwin” jest więc spoiwem łączącym fakt i fikcję przez fakty inspirowaną, nauki ścisłe i humanistyczne do nich podejście. Niniejsza książka, stawiając sobie za zadanie analizę fenomenu Darwina w kulturze współczesnej, broni tezy [a ktoś ją w ogóle atakuje? – przypis mój], że w popularnym ujęciu to właśnie jego teoria jest dla nas kwintesencją nauki, a nawet uniwersalnym kluczem do przyrody, naszą teorią wszystkiego.” Podejrzewam, że fizycy, zwłaszcza fizycy-teoretycy, zajmujący się kwantami mogli by tu cokolwiek poczuć się dyskryminowani ;-) Choć w ogólnikach teoria ewolucji i darwinizm są zdecydowanie łatwiej przyswajalne dla szarego człowieka, to – tu stwierdzam z żalem ;-) – teorię wszystkiego kiedyś w bliżej nieokreślonej przyszłości opracują fizycy.
Wróćmy jednak do treści, a zwłaszcza struktury książki. Pierwsze sto stron z okładem to przedstawienie historii życia Darwina z oczywistym naciskiem na jego podróż na okręcie „Beagle” oraz procesem formułowania i publikacji jego najważniejszego dzieła. Jasnym jest, że pisząc o teorii ewolucji i Darwinie nie sposób o tym nie pisać, ale chyba autorka zagubiła nieco proporcje. Mamy więc na początek omówienie różnych biografii Darwina począwszy od autobiografii poprzez solidne opracowania, jak „Darwin. Życie uczonego” White’a i Gribbina po literaturę beletrystyczną, gdzie postać Darwina pojawia się w drugim planie czy powieści, gdzie można znaleźć jedynie echa wydarzeń związanych z Darwinem. Przyznaję, że nie brakuje tu ciekawych informacji, czyta się tekst przyjemnie. Autorka nie epatuje humanistyczną nowomową. To wielki plus. Tyle że odnoszę wrażenie, że autorka wyważa otwarte drzwi. Nie trzeba odbyć literaturoznawczych studiów, posiadać profesorskie tytuły, żeby wiedzieć i dostrzegać, że literatura w mniejszym lub większym stopniu była, jest i będzie odbiciem tego, czym żyje dana epoka, jej nadziei i lęków. A wiele wątków jest ponadczasowych i wykraczających poza swoją epokę. Przecież tego uczy się już w liceum. Przynajmniej w czasach, kiedy ja je kończyłem tego się uczyło. Fascynacja wielkimi postaciami (nie tylko uczonych) zawsze popychała różnych autorów do tworzenia literatury biograficznej, ale również całkowicie fikcyjnej, gdzie fragmenty działalności owych postaci inspirowały do snucia opowieści. Siłą rzeczy życie i twórczość owych postaci w literaturze ulegały uproszczeniom, nierzadko infantylizacji , jak i zafałszowaniu. Ulegały mitologizacji. Jak najbardziej. Ale fakt, że coś ulega mitologizacji czy też coś spełnia rolę taka samą, jak spełniały kiedyś mity, nie oznacza, że to coś mitem jest. Stąd moje oburzenie na podtytuł książki.
Dalsza część książki ma podobną strukturę. O ile jednak w pierwszej części mamy ewidentnie to, co mamy na myśli mówiąc „literatura” to w drugiej części podejście autorki jest dla mnie cokolwiek kontrowersyjne. Pani profesor porzuca samego Darwina, skupia się na teorii ewolucji i jej rozwinięciu czyli na neodarwinizmie i teorii syntetycznej. Nie czyni krótkiego wprowadzenia w najważniejsze tezy darwinizmu i syntetycznej teorii ewolucji, lecz zaczyna od omówienia książek… popularnonaukowych! Hm… Kiedy słyszę termin „literatura” raczej nie przychodzą mi do głowy tego typu książki. Bo jeśli tak, to równie dobrze można by za literaturę uznać podręczniki akademickie. Autorka wcale daleka od tego nie jest. O ile popularyzacja nauki wymaga literackiego stylu, dzięki czemu tacy autorzy jak Dawkins, Diamond czy Ridley są poczytni a treść ich książek jest przyswajalna dla laików, to umieszczenie „Socjobiologii” Wilsona w jednym worku z dziełami literackimi to chyba już przesada. Ale niech będzie i tak. Omówienie wielu książek popularnonaukowych to niewątpliwie wielki plus „Darwinowskich paradygmatów”. Nie dla mnie, bo akurat większość książek, które autorka omawia jest mi już od dawna znana albo czekają na lekturę na półce, ale jeśli choć trochę wiedzy (a tu jest jej całkiem sporo) o ewolucjonizmie i funkcjonowaniu przyrody ktoś przemyca czytelnikom-humanistom, to godne jest najwyższej pochwały :D Tylko co to ma wspólnego z mitem teorii ewolucji?
W kolejnych rozdziałach po omówieniu (czy ekspresowym streszczeniu) książek popularnonaukowych autorka przechodzi do literatury pięknej, gdzie wątki naukowe związane z ewolucjonizmem są obecne i odgrywają mniejszą lub większą rolę. Oczywiście obok książek dość poważnych, gdzie autorzy zastanawiają się głęboko dokąd zmierza ewolucja człowieka (ewolucja nigdzie nie zmierza, ale co tam ;-) ) , czym nam może grozić nasza ingerencja w przyrodę i nasze lub innych organizmów geny, dostaniemy też przykłady skrajnie absurdalnej SF, gdzie element „S” jest już tylko dalekim echem. I znowu autorka – tak mi się wydaje – pisze o oczywistościach. Kiedy w XVIII czy XIX wieku powieści zaczęły być bardzo popularną formą rozrywki a książka zaczynała coraz bardziej trafiać pod przysłowiowe strzechy, autorzy szybko podchwytywali tematy, których dostarczała nauka. Przecież stąd taka poczytność choćby Verne’a. Fascynacja rozwojem techniki, możliwościami (ale i zagrożeniami),jakie niesie nauka, miała odbicie na kartach literatury. Stąd z jednej strony „W 80 dni dookoła świata” ale z drugiej „Frankenstein”. Wiek XX to dalsza fascynacja nauką, ale i przestrogi przed szalejącymi totalitaryzmami. Nie brakuje powieści pokazujących udział nauki i naukowców w podtrzymywaniu owych totalitaryzmów, choćby „My” Zamiatina. Początkowo nieśmiałe, a później spektakularne, sukcesy w eksploracji przestrzeni kosmicznej to jednocześnie wręcz eksplozja literatury SF. Przykładów można by mnożyć setki. Cóż jest więc odkrywczego w tym, że w literaturze mniej lub bardziej popularnej pojawiają się wątki darwinowskie czy ewolucyjne? Cóż jest odkrywczego w tym, że po odkryciu fizycznej natury genów i błyskawicznym rozwoju genetyki pojawiły się również powieści ową genetyką inspirowane? Jak dla mnie odkrywczego w tym nie ma absolutnie absolutnie nic.
W zakończeniu, w konkluzjach, autorka wspiera się tezami „Konsiliencji” Wilsona mówiącymi o jedności wiedzy. Autorka sugeruje, że swoją pracą pokazała, jak przenikanie darwinowskich paradygmatów do literatury (zwłaszcza pięknej) to taka konsiliencja nauk ścisłych i humanistycznych. Sugeruje pewną ciągłość i spójność. Używa wręcz pojęcia faktofikcja. Przedstawia swoiste literackie kontinuum. Bo przecież w książkach biograficznych o życiu Darwina nie brakuje elementów fikcyjnych, jak w literaturze skrajnie fantastycznej, fikcyjnej nie brakuje elementów prawdziwych, naukowych. O ile w kontekście biografii Darwina i literatury inspirowanej jego życiem mogę przyjąć tę tezę za sensowną, o tyle pokazywanie w jednym ciągu literatury popularnonaukowej, mającej na celu popularyzację wiedzy, na jednym krańcu kontinuum a skrajnie fantastycznej powieści SF na drugim to teza dziwaczna. Całość owej literatury dla autorki jest faktofikcją. W „Socjobiologii” mamy jakby 99,99% faktów i odrobinę fikcji, u autorów SF proporcje mamy odwrotne. To oczywiście moja konstatacja, ale taki nasuwa się wniosek z tego, co pisze na końcu książki autorka. Jeśli to ma być dowód na zbliżanie się humanistyki i nauk ścisłych to ja osobiście dziękuję za taką syntezę :D
Cóż można jeszcze powiedzieć? Kiedy zastanowić się, jaki jest procent własnych myśli i spostrzeżeń pani profesor w jej dziele, odnoszę wrażenie, że jej własnych przemyśleń jest niewiele. A szkoda. Książka jest przede wszystkim mniej lub bardziej obfitym streszczeniem i omówieniem cudzej twórczości. W przypadku literatury mniej lub bardziej popularnonaukowej autorka skupia się niemal wyłącznie na książkach, które zostały wydane w Polsce. W przypadku literatury pięknej proporcje są inne. Takie przynajmniej odniosłem wrażenie. Nie brakuje wpadek prawdopodobnie zawinionych przez korektę. Możemy dowiedzieć się, że pan Bryson, ten od „Krótkiej historii prawie wszystkiego” pisał… powieści. Nic z tego, co Brysona wydano w Polsce powieścią nie jest. Zaskakuje również brak w omówieniach niektórych pozycji. W ciągłość tzw. faktofikcji pięknie wpisała by się dylogia Ryszkiewicza „Mieszkańcy światów alternatywnych” i „Przepis na człowieka/Jak zostać człowiekiem”. Tyle, że obie książki zdecydowanie nie są fikcją. Fakt, że jakiś autor na podstawie wiedzy naukowej pozwala sobie na snucie prawdopodobnych wersji alternatywnych w historii naturalnej to jeszcze nie jest fikcja. Ryszkiewicz to czystej wody darwinizm :) Stąd moja niezgoda na to, kiedy autorka krytykuje „Zagadkę neandertalczyka” Jamesa Shreeve. To książka jak najbardziej popularnonaukowa, w której autor ma prawo snuć swoje hipotezy. Fakt, że niektóre z nich wraz z rozwojem wiedzy okazały się błędne nie ma tu znaczenia. Stosowanie w tym kontekście słowa „fikcja” jest wg mnie nadużyciem.
Kończąc te niezbyt składne uwagi pozwolę sobie zacytować tytuł innej, doskonałej książki wspomnianej również w „Darwinowskich paradygmatach”: „Ewolucja jest faktem”! Sugerowanie, że teoria ewolucji jest mitem to skrajna nieodpowiedzialność . Być może zamysł pani Oramus był zupełnie inny, niż to odczytałem, widać więc, że do konsiliencji dość ścisłej biologii i mocno humanistycznego literaturoznawstwa szybko nie dojdzie ;-)
EDIT: Jeśli już ktoś zakupił książkę, niech się nie zniechęca. Zwłaszcza, jeśli o Darwinie i ewolucjonizmie nie wie się absolutnie nic. "Darwinowskie paradygmaty" mogą wyczulić na wątki darwinowskie w literaturze pięknej a omówienie licznych książek popularnonaukowych może zachęcić do sięgnięcia po nie i poszerzenia swojej wiedzy. Ale jeśli ktoś już czytywał Dawkinsa, Wilsona, Diamonda i paru innych autorów, fajerwerków w "Darwinowskich paradygmatach" nie znajdzie.

Kiedy w księgarni zobaczyłem okładkę, niemal instynktownie wyciągnąłem ręce po książkę. Ale… zaraz, zaraz… Tytuł mnie cokolwiek zmroził. Zajrzałem na tył do blurba. Hm… ciekawe. Humanistka, i do tego literaturoznawca, bierze się za Darwina i ewolucję? Książkę odłożyłem. Po blisko roku dopadłem tom w bibliotece, czas się zmierzyć z tematem.
Od samego początku byłem...

więcej Pokaż mimo to

avatar
193
192

Na półkach:

Autorka jest znana z publikacji artykułów w Wiedzy i Życiu, zachęcony tymi publikacjami sięgnąłem po tą książkę. Jest ona dosyć gruba, ale nie martwcie się znaczna część zawartości stanowią przypisy których jest ponad 600. Ilość przypisów nie oznacza, że tyle książek/filmów było opisywanych, znaczna część, a prawie wszystkie mają odwołanie "tymże", ale i tak ich ilość budzi szacunek i daje do myślenia ile pracy musiano w to wszystko włożyć. Główny motyw jest poświęcony Karolowi Darwinowi, jest o nim dosłownie wszystko, co gdzie i kto o nim wspominał, pisał, śpiewał... Pani profesor oprócz opisanych w książce pozycji popularnonakowych, biologicznych, zahacza również o fantastykę, co mnie osobiście ucieszyło. Dzięki tym "recenzjom" zakupiłem je(nie tylko fantastykę). Ogólnie odbieram tą lekturę jako wielki zbiór cytatów, przemyśleń innych i komentarzy do nich. ale jest bardzo ok, nie zawiodłem się.

Autorka jest znana z publikacji artykułów w Wiedzy i Życiu, zachęcony tymi publikacjami sięgnąłem po tą książkę. Jest ona dosyć gruba, ale nie martwcie się znaczna część zawartości stanowią przypisy których jest ponad 600. Ilość przypisów nie oznacza, że tyle książek/filmów było opisywanych, znaczna część, a prawie wszystkie mają odwołanie "tymże", ale i tak ich ilość...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    43
  • Przeczytane
    14
  • Posiadam
    4
  • Copernicus Center Press
    2
  • Nauka
    1
  • Myśli naukowe (szeroko pojęte)
    1
  • Nauki o nauce
    1
  • Kultula
    1
  • Chcę mieć
    1
  • Copernicus Center
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Darwinowskie paradygmaty. Mit teorii ewolucji w kulturze współczesnej


Podobne książki

Przeczytaj także

Ciekawostki historyczne