Zjadanie zwierząt
- Kategoria:
- reportaż
- Tytuł oryginału:
- Eating Animals
- Wydawnictwo:
- Krytyka Polityczna
- Data wydania:
- 2013-06-19
- Data 1. wyd. pol.:
- 2013-06-19
- Data 1. wydania:
- 2010-09-01
- Liczba stron:
- 320
- Czas czytania
- 5 godz. 20 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788363855314
- Tłumacz:
- Dominika Dymińska
- Tagi:
- prawa zwierząt hodowla przemysłowa mięso nabiał weganizm zwierzęta okrucieństwo przemoc morderstwo rzeź
Gdy Jonathanowi Safranowi Foerowi urodził się syn, chciał się dowiedzieć, jak powinien go karmić i czym naprawdę jest mięso. Skąd pochodzi? Jak się je produkuje? Jak traktowane są zwierzęta i czy to ważne? Jak zjadanie zwierząt wpływa na gospodarkę, społeczeństwo i środowisko? Wyniki tego śledztwa sprawiły, że stanął twarzą w twarz z rzeczywistością, której jako obywatel nie mógł zignorować, a jako pisarz nie mógł przemilczeć.
„»Zjadanie zwierząt« sprawiło, że zmieniłam sposób, w jaki jem. Dałam tę książkę wszystkim, których kocham”.
– Natalie Portman
„Jeśli znajdą się osoby, których nie przekona sugestywny sposób, w jaki Foer opisuje okropieństwa przemysłowej hodowli zwierząt, to znaczy, że są nieczułe albo głuche na głos rozsądku. Albo i jedno, i drugie”.
– J.M. Coetzee
„Najlepsi dziennikarze i aktywiści praw zwierząt – a także Jezus, Gandhi, Pitagoras, Arystoteles, John Locke i Immanuel Kant – zmagali się z pytaniem o to, czy zabijanie zwierząt na mięso jest etyczne. Dzięki tej niezwykle dociekliwej książce Foer dołącza do nich. Zjadanie zwierząt nie nawołuje jednak do przejścia na wegetarianizm. Ta książka to apel o świadomość i odpowiedzialność”.
– Los Angeles Times
„»Zjadanie zwierząt« jest wyjątkowe, ponieważ wegetarianin Foer pozwala farmerom i aktywistom mówić we własnym imieniu. Do zjadaczy mięsa odnosi się z dużą empatią, a jego poczucie humoru słodzi gorzką rzeczywistość”.
– The Oprah Magazine
„To, że za każdym razem, gdy jem befsztyk, zastanawiam się nad tym, czy nie jestem hipokrytą, to wielki sukces autora. W książce pisze: »Musimy odnaleźć miejsce na mięso w debacie publicznej, tak samo jak znaleźliśmy je na naszych talerzach«. Po lekturze trudno się z nim nie zgodzić”.
– San Francisco Chronicle
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Zjadanie śmie(r)ci
Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, jaką drogę przeszedł kotlet, lądujący na Waszym talerzu? Czy myśleliście kiedyś, by zamiast kurczaków, indyków, świń czy krów zjeść psa? Czy wiecie, co to jest chów przemysłowy i jak on traktuje zwierzęta? Jeśli na te pytania odpowiadacie „nie”, to warto sięgnąć po najnowszą książkę jednego z najbardziej obiecujących pisarzy amerykańskich, autora dwóch wydanych w naszym kraju rewelacyjnych powieści: „Wszystko jest iluminacją” i „Strasznie głośno, niesamowicie blisko”, Jonathana Safrana Foera. „Zjadanie zwierząt” zdecydowanie nie jest poematem pochwalnym na cześć wegetarianizmu, ale rzetelną publikacją, pokazującą, dlaczego przemysł mięsny jest tak nieludzki i czemu stanowi poważne zagrożenie dla naszej planety. Autor opisuje rzeczywistość Stanów Zjednoczonych, ale nie oszukujmy się – wszędzie jest podobnie, albo nawet gorzej...
Jonathan Safran Foer zaczął intensywną pracę nad tą publikacją, kiedy dowiedział się, że zostanie ojcem. Chciał się dowiedzieć, czym jest mięso, skąd pochodzi, jak się je produkuje, jak traktowane są zwierzęta podczas tego procesu, jak ich jedzenie wpływa na gospodarkę, itp. Wszystko po to, by zaszczepić swojemu synowi dobre nawyki żywieniowe, by się dobrze rozwijał i dostarczał organizmowi właściwe składniki odżywcze. Panuje bowiem przekonanie, że to właśnie mięso (obecnie również za sprawą niskich cen i powszechnej dostępności) jest niezbędne dla prawidłowego rozwoju dziecka, że daje siłę i w ten sposób ma zagwarantowane stałe miejsce na naszym stole. Ale to prawda jedynie częściowa, bo okazuje się, że jedzenie dużych ilości mięsa zwiększa ryzyko zachorowalności na raka i choroby serca oraz przyczynia się do wzrostu częstotliwości występowania wylewów. Przemysł hodowlany i farmaceutyczny oraz rząd karmią nas nie tylko mięsem, ale też wypaczonymi informacjami na temat zdrowia i żywienia. Dzieje się tak za sprawą tego, iż większość zwierząt, trafiających na nasze stoły pochodzi z chowu przemysłowego, w którym ogromną liczbę zwierząt trzyma się w klatkach na fermie, modyfikuje genetycznie i karmi paszami zawierającymi antybiotyki, hormony i inne substancje chemiczne. Zamiast zdrowia otrzymujemy chemię, a hodowla zwierząt zamieniła się w koszmar tychże…
W naszym społeczeństwie nie ma świadomości, przez co muszą przejść nasi bracia mniejsi, by ich mięso trafiło do konsumenta. Kiedyś ludzie zajmowali się rolnictwem z miłości do wiejskiego życia, a obecnie każdy rolnik stara się oszczędzić jak najwięcej na utrzymaniu zwierzęcia i jednocześnie zarobić na nim jak najwięcej. Tak, by rosły one tak szybko, jak to możliwe, by mieściły się w ogromnych liczbach na małej powierzchni, jadły jak najmniej lub pasły się jak najszybciej. Wszystko jedno, jak bardzo będą cierpieć, ważne, żeby zbyt szybko nie umierały. Tradycyjne metody hodowli zastąpiono przemysłowymi, rolnicy nie traktują już zwierząt indywidualnie, ale jako surowiec. Oto panujący w dzisiejszym świecie model biznesowy. Wpisują się w niego zarówno małe firmy, jak i światowi giganci, jak np. KFC, które choć twierdzi, że dba o humanitarne traktowanie kurczaków, znacznie mija się z prawdą. W zaopatrującej firmę ubojni udokumentowano przypadki odrywania żywym ptakom głów czy dziobów, malowania ich głów sprejem, pryskania im w oczy roztworem tytoniu i deptania po nich. W wielu innych rzeźniach stosowane są podobne przemyślane i równie okrutne praktyki: pracownicy ćwiartują żywe krowy i przykładają elektrody do odbytów, (…) zwierzęta budzą się podwieszone na linii produkcyjnej, żywe ptaki wrzuca się do kontenerów na śmieci i obdziera żywcem ze skóry. Brudne, zatłoczone, sztucznie oświetlone hangary, w których trzyma się ujednolicone genetycznie, zestresowane, podupadające na zdrowiu ptaki, stwarzają idealne warunki do rozwoju i mutacji patogenów. Mięso nimi zakażone trafia do sprzedaży, a potem do naszych domów. Czy zastanawiacie się nad tym, jaka jest zależność między jedzeniem a Waszym zdrowiem? Stwierdzenie, że „jemy zwłoki” (zwierzęta często nie docierają żywe do ubojni, albo zostają tam bestialsko zamęczone lub bezmyślnie zabite) nie jest zatem bezpodstawne. Spójrzmy prawdzie w oczy: mięso pochodzi od zwierząt, które zginęły tylko po to, by ludzie mogli mieć chwilę przyjemności, a przed śmiercią zostały okaleczone i poparzone. Czy wobec chwili przyjemności ten ogrom cierpienia jest uzasadniony? - pyta Foer. Wobec panującego przekonania, że krzywda wyrządzona zwierzęciu ma inny wymiar, jest zatem wybaczalna i mało znacząca, pytanie jest co najmniej dziwne… Ten moralnie wątpliwy fakt dodatkowo wzmacnia to, że nie mając do czynienia ze zwierzętami, łatwo zapominamy o krzywdzie, którą się im wyrządza. Dylemat związany z jedzeniem mięsa wydaje się tym bardziej abstrakcyjny. Większość konsumentów jest oderwana od rzeczywistości, kupuje przetworzone lub przynajmniej poćwiartowane mięso, ryby i sery w restauracjach czy supermarketach i nie zaprząta sobie głowy tym, skąd wzięły się te produkty. Im więcej ludzie będą wiedzieć o tym, co dzieje się w rzeźniach, tym mniej mięsa będą jeść. Bo jedzenie mięsa z ferm przemysłowych wymaga heroicznego aktu zaniedbania lub zapomnienia i taka jest prawda.
Zakłady chowu przemysłowego stanowią dla dziury ozonowej zagrożenie większe niż transport. Powstają olbrzymie ilości odchodów, które najczęściej nie są odpowiednio utylizowane: W efekcie trafia[ją] do rzek, jezior i oceanów, niszcz[ą] ekosystemy, zanieczyszcza[ją] powietrze, wodę i glebę, co ma dramatyczne konsekwencje dla naszego zdrowia. Korporacjom bardziej opłaca się płacić kary za zanieczyszczenie środowiska niż zmienić sposób hodowli, bo zmiany mogłyby doprowadzić firmę do bankructwa. A tego przecież nikt nie chce - w końcu to dzięki farmom wszystkich stać na jedzenie, a większości ludzi miłość do zwierząt nie przeszkadza w jedzeniu ich mięsa.
Przyszłość to zrównoważona, humanitarna hodowla: Trzymanie zwierząt na łąkach oznacza dla nich lepsze życie, a dla środowiska mniej zanieczyszczeń. Chów pastwiskowy jest także lepszy pod względem ekonomicznym. Nawet wegetarianizm nie załatwi tu wszystkiego. Trzeba wspierać i promować alternatywne metody hodowli, bo świadomość problemu rośnie. Nie tylko u polityków, ale i u konsumentów, restauratorów i sprzedawców: Różne głosy sprzeciwu łączą się w krzyk. Ludzie chcą, by zwierzęta traktowano dobrze, choć w pewnych momentach dochodzi do absurdu. Nie kupujemy kosmetyków testowanych na zwierzętach, ale sięgamy po mięso pochodzące z ferm, na których panuje okrucieństwo. Może potrzebny jest jeszcze czas, by to sobie poukładać, by zrozumieć, że wszystkie zwierzęta posługują się pięcioma zmysłami. Że tak samo jak ludzie odczuwają ból i przyjemność, szczęście i nieszczęście. Mają też konstrukcję emocjonalna podobną do naszej. Nasze codzienne wybory kształtują rzeczywistość, jedzenie to sprawa globalna, mało kto je w samotności! To przecież nas kiedyś będą pytać: „Jak zareagowałeś, gdy dowiedziałeś się prawdy o zjadaniu zwierząt?” Być może nasza kropla nie przeleje czary goryczy, ale jeśli będziemy to samo robić codziennie, a po nas robić to będą nasze dzieci i ich dzieci może uda nam się odnieść sukces? Warto najpierw zacząć od siebie, by później żądać drastycznej zmiany prawa od ustawodawców.
Foer dzieli się z nami wiedzą swoją, właścicieli hodowli ekologicznych oraz pracowników farm i aktywistów, a także zdobytymi (często nielegalnie) informacjami. Krok po kroku przybliża nam przemysł mięsny i jego bezlitosne metody. To otwiera nam oczy, każe uświadomić sobie, że zwierzęta czują tak samo jak my, a skoro żywimy się ich mięsem, jesteśmy winni zwierzętom najlepszą możliwą opiekę. „Jedzenie zwierząt” to książka, która trafia na nasz rynek w dobrym momencie, kiedy waży się los ustawy o uboju rytualnym, gdy jest szansa, by mówić o dramatycznym losie zwierząt w chowie przemysłowym. Miejmy nadzieję, że przynajmniej jakaś część z nas, Polaków, zdecyduje się zrezygnować z mięsa i swoją postawą przekonywać do tego innych. Polecam tę książkę wszystkim bez wyjątku, warto wiedzieć, jak wygląda przemysłowa hodowla i jej ofiary alias nasze codzienne pożywienie.
Agnieszka Biczyńska
Oceny
Książka na półkach
- 1 704
- 1 091
- 220
- 60
- 44
- 20
- 17
- 15
- 13
- 13
Opinia
Książka wstrząsająca i bardzo sugestywna, dużo bardziej niż Singera „Etyka, a to co jemy”. Autor jest zdeklarowanym wrogiem przemysłowego chowu zwierząt (i słusznie) i wegetarianinem. W książce opisuje swoją drogę do wegetarianizmu (a właściwie weganizmu) i swoje dziennikarskie dochodzenia w kwestii „za i przeciw”. Nie „za i przeciw” wegetarianizmowi a „za i przeciw” spożywaniu mięsa. Kolejny przykład świetnie napisanej książki (choć tragicznie przetłumaczonej i zredagowanej), która propaguje pewne postawy moralne, ale jednocześnie nie jest szowinistyczna, w przeciwieństwie do wypowiedzi wielu naszych „aktywistów”, którzy wiedzą nie grzeszą, za to chętnie na każdego amatora schabowego patrzą jak na mordercę.
Nie do końca zgodzę się oceną wystawioną przez PozaPsem, choć gorąco polecam jej recenzję i rozszerzenie na blogu. Fakt, że książkę tłumaczył i redagował zespół ludzi, którzy powinni ponownie przystąpić do matury, tak z języka angielskiego jak i polskiego, nie jest jednak chyba wystarczającym powodem, żeby wystawiać tylko jedną gwiazdkę. Osobiście również zwróciłem uwagę w trakcie lektury na niektóre skandaliczne idiotyzmy, jakie w tłumaczeniu popełniła tłumaczka, zwłaszcza te na temat inżynierii genetycznej. Aż chciało by się ponaigrywać z tłumaczki i zapytać, czy wg niej dzieci również rodzą się dzięki inżynierii genetycznej, bo wg jej logiki zdecydowanie tak. Zaręczam, że w narodzinach mojego syna inżynieria genetyczna nie miała żadnego udziału, a geny ma w połowie te same, co ja, choć nie takie same. Jeśli dla tłumaczki chów selektywny, czyli dobieranie do rozrodu zwierząt o odpowiednich cechach jest inżynierią genetyczną, to chciałbym jej podpowiedzieć, że w takim razie owa inżynieria znana jest człowiekowi od circa 10 tysięcy lat, bo właśnie w ten sposób człowiek „udomowił” rośliny, które pozwoliły zawładnąć mu światem, stworzył parę ras psów, kotów, koni, kur, owiec etc. Dobieranie się ludzi w pary od strony genetycznej nie różni się niczym od tego, co napisałem powyżej, z ta różnicą, że my dobieramy się mniej lub bardziej wg własnej woli, w hodowli zwierząt o doborze partnerów decyduje strona trzecia. Tak więc również pała z biologii dla tłumaczki.
W trakcie lektury starałem się mniej uwagi zawracać na przeinaczenia tłumaczki, a bardziej na sedno książki. Stąd moja względnie wysoka ocena. Bo przecież nie ma znaczenia, czy tłumaczka z redaktorem są partaczami, ważne jest przesłanie książki i to, jaki efekt wywołuje na czytelniku. A wywołuje niemały. Myślę, że Foer będzie zadowolony, jeśli każdy czytelnik przynajmniej zacznie się dokładniej przyglądać temu, co je i co kupuje w sklepie, nawet jeśli niewielu skłoni to do przejścia na wegetarianizm.
Wielkim plusem książki jest coś, czego zasadniczo żaden czytelnik nie lubi. Liczne przypisy – odnośniki do literatury i dokumentów w Internecie. Tu nie ma zbyt wielu odniesień do „dużej” literatury, lecz do konkretnych informacji, opracowań, surowych danych.
Wada dość typowa na naszym rynku to praktyczny brak jakiegokolwiek komentarza, zwłaszcza rodzimych „aktywistów”, jak fakty przedstawione w książce dotyczące zasadniczo USA i niektórych krajów Azji mają się do naszego rejonu. Bo przecież to cieniutkie posłowie autorstwa Dariusza Gzyra literalnie nic do książki nic nie wnosi poza powtórzeniem kilku ogólnikowych banałóww i opowieściami, że w Polsce chów przemysłowy nie różni się od tego w USA. Tu bym nieco polemizował. Oczywiście nie ma znaczenia dla dobrostanu hodowanych zwierząt, czy firma jest mała, czy jest typowym amerykańskim gigantem. Cierpień zwierząt nie waży się na wadze. Ale jestem ciekaw, jak duży procent mięsa w Polsce pochodzi z tego typu hodowli. Jak wielkim zagrożeniem dla środowiska w Polsce są te zakłady. Jednak jest zasadnicza różnica pomiędzy wylaniem do środowiska 250 stadionów olimpijskich gówna od wylania jednego, czyż nie? Absolutnie nie chcę bagatelizować problemu, ale warto by zachować proporcje. W którym momencie „naturalny nawóz” wzbogacający glebę jest dobrodziejstwem a kiedy staje się już skażeniem i trucizną? Jak się ma proporcja ceny mięsa do produktów wegetariańskich czy wegańskich w USA, a jak w Polsce? Bo przecież od tego między innymi zależy łatwość przejścia na wegetarianizm, o czym pisał Singer.
Nie do końca mogę się zgodzić z poglądem, że wystarczy tylko nasz świadomy zakup, żeby wytępić przemysłowy chów zwierząt. Na nasze wybory również wpływa podaż. O ile w dużych miastach, gdzie supermarkety wyrastają jak grzyby po deszczu nie ma większych problemów z bogatą ofertą jarską, o tyle na prowincji jest z tym zdecydowanie gorzej
W tej, jak i innych podobnych książkach pomija się milczeniem zasadniczy fakt, że wegetarianizm, niezależnie, jak szczytne i etyczne idee głosi, nie ma szans stać się ideą globalną. Są (i będą) rejony, gdzie przejście na wegetarianizm będzie się równało… co najmniej poważnemu niedożywieniu, a czasem śmiercią z głodu. Przyczyny są proste – w niektórych szerokościach geograficznych nie da się uprawiać roślin, które zapewniłyby wystarczającą ilość kalorii i wystarczająco urozmaicony skład. Oczywiście można tu demagogicznie twierdzić, że to tylko kwestia dystrybucji, bo przecież do takiego Sudanu czy Nepalu można dostarczać warzywa i owoce. Tylko kto za to zapłaci? Jak przekonać Lapończyka, żeby zaniechał hodowli reniferów? Można wytoczyć argument, że odpowiednie rośliny można by uprawiać tam, gdzie teraz uprawia się przemysłowo rośliny pastewne dla przemysłu mięsnego. Ogólnie rzecz biorąc tak, ale obawiam się, że tam, gdzie bez problemu rosną rośliny pastewne, „ludzkie” uprawy niekoniecznie będą miały podobną wydajność, o ile w ogóle porosną.
Zapomina się również, że to właśnie fakt spożywania mięsa umożliwił ludzkiemu gatunkowi opanowanie rejonów o skrajnie surowym klimacie. Życzę powodzenia w propagowaniu wegetarianizmu wśród Jakutów czy Inuitów. Jeśli ktokolwiek o tym myśli poważnie, proponuję przeczytać „Ginące plemię” Mowata. Na pewno wegetariańska dieta może być w pełni wystarczająca dla sytych i bogatych Amerykanów, wielu narodów Europy czy niektórych w Azji, ale na pewno nie dla wszystkich.
Cóż, jak to zwykle bywa z książkami pisanymi przez ludzi mocno przekonanymi do idei, które głoszą, nie brakuje tu – niestety – stwierdzeń, z którymi absolutnie nie można się zgodzić. I to już chyba nie są przekłamania w tłumaczeniu.
Oto kilka stwierdzeń - bajań o „złotym wieku”, który przeminął, a obecnie mamy żywieniowa Sodomę i Gomorę:
Str. 24 – „Przez tysiące lat rolnicy pracowali w zgodzie z naturą.”
Str. 60 – „Kiedyś jednak ludzie zajmowali się rolnictwem z miłości do wiejskiego życia.” – to wypowiedź jednego z rozmówców autora, byłego pracownika farmy przemysłowej, ale oddaje dobrze głupotę wielu ludzi. Autor książki również wyznaje taką mitologię.
Str. 65 – „Zasadę „jedz rozsądnie ” stosowano przez tysiące lat.”
Powyższe przekonania są totalną brednią głoszoną – niestety – przez wielu współczesnych wegetarian. W Polsce zapewne chętnie w takich sytuacjach cytuje się Kochanowskiego: „Wsi spokojna, wsi wesoła…”
Podstawową zasadą każdego zwierzęcia, również Homo, jest „Jedz do syta, ile możesz, bo nigdy nie wiesz, kiedy będzie kolejny posiłek”. To oczywiście uproszczenie, ale oddaje sens naszego bagażu ewolucyjnego i genetycznego. Przez tysiące lat na „jedzenie rozsądne” było stać co najwyżej warstwy uprzywilejowane, czyli nikły procent populacji. Całej reszcie co roku, zwłaszcza na przednówku, głód zaglądał w oczy! Nawet, jeśli ludzie najadali się do syta, to poważnym procentem pożywienia było białko zwierzęce. Zwierzęta były hodowane na mięso i skóry. A hodowano je z banalnego powodu. Łatwiej i bezpieczniej było upolować zwierza w zagrodzie niż wytropić go w lesie. Warto o tym pamiętać. Owo „łatwiej” w ciągu ostatniego wieku przyjęło karykaturalne formy, to prawda – kilkanaście minut w supermarkecie i udziec upolowany i wstępnie obrobiony.
Od czasu, kiedy człowiek przeszedł z życia koczowniczo-pasterskiego na rolniczo-osiadły, rozpoczęła się era systematycznego niszczenia natury, wycinania lasów (pod uprawę i jako surowiec do budowania osad i miast), zanieczyszczania wód, tępienia wszystkich zwierząt, które nie nadawały się do wykorzystania a mogły być konkurentami do gromadzonych zasobów. Wraz z wynalezieniem orki człowiek przyczynił się i nadal się przyczynia do postępującej degradacji gleb. Wielka wydajność upraw z hektara, na która się powołują wegetarianie głoszący, że rośliny wykarmiłyby całą ludzkość i nie trzeba by w ogóle hodować zwierząt, jest efektem upraw intensywnych oraz sztucznego nawożenia. Być może hodowla przemysłowa ma największy udział w zanieczyszczeniu środowiska, ale rezygnacja z hodowli w całości spowoduje zwiększenie zapotrzebowania na żyzną i wydajną glebę. A tej jest coraz mniej. Widać nie dla wszystkich jest to oczywiste.
Islandczycy wycieli wszystkie drzewa doprowadzając wyspę do gwałtownego pustynnienia. Grecy zrobili praktycznie to samo wycinając lasy pod uprawę winorośli, oliwek i pod pastwiska dla owiec. Dotyczy to wielu rejonów. 2-3 tysiące lat temu rejon Bliskiego Wschodu czy północnej Afryki nie był taki pustynny jak obecnie. Może warto by zastanowić się, co się stało?
Owszem, dawni rolnicy faktycznie podlegali rytmom natury wraz ze swoimi hodowlami i uprawami, ale mówienie, że to działo się zgodne z naturą to brednia. Można co najwyżej mówić, że hodowla na własne potrzeby i najbliższego otoczenia nie wyrządzała poważnych szkód i środowisko w wielu miejscach miało szansę dość szybko się zregenerować.
Poglądy wyrażone w zacytowanych wyżej zdaniach to mit utrwalony w XVIII wielu – mit „łagodnego dzikusa” i sielskiej pracy na roli. Co ciekawsze, dokładnie tę samą głupotę, tymi samymi słowami (bez cudzysłowu) przepisują niektórzy recenzenci.
Przez setki lat ludzie uciekali ze wsi do miast nie tylko z powodu łatwiejszego życia, ale głównie z powodu biedy. Bieda oznaczała niemożność wyżywienia całej rodziny! Do tego praca na roli zawsze była jednym z najcięższych zajęć. I nie zmieniło się to do dnia dzisiejszego, choć niewątpliwie praca starożytnego fellacha czy galicyjskiego chłopa pod Krosnem zdecydowanie różniła się od pracy współczesnego rolnika/farmera szarżującego po polu kombajnem. Owszem, wiele starych kultur odnosiło się z pewnym szacunkiem do hodowanych zwierząt, ale owa empatia miała charakter czysto merkantylny. Jeśli będę głodził i bił krowę, nie da mi mleka, wcześniej padnie i nie będę miał chodzącego magazynu pokarmu na zimę. Skąd w wielu kulturach brał się kult chleba? Ano dlatego, że wydajność plonu z jednego ziarna zasiewu dopiero obecnie jest wysoka. Kiedyś naprawdę każdy kłos był na wagę złota i nadal taki jest w wielu rejonach świata. Tymczasem żywy inwentarz zawsze można było wygonić na łąkę, a ten wyżywił się sam, bo pasza rosła sama, bez udziału człowieka.
Podsumowując – pełna zgoda z autorem. Chów przemysłowy jest „be”. Wegetarianizm „cacy”. Problemem jest, jak uciec od „be” jak najbliżej do „cacy” ( w skali globalnej, a nie jednostkowej) bez stosowania wobec ludzi czegoś, co nazywam czasem ekofaszyzmem.
Czyli, jak walczyć ze złem jednocześnie nie przyczyniając się do innego zła. Niestety, ale ani Foer, ani Singer nie dają na to przekonującej odpowiedzi.
Książka wstrząsająca i bardzo sugestywna, dużo bardziej niż Singera „Etyka, a to co jemy”. Autor jest zdeklarowanym wrogiem przemysłowego chowu zwierząt (i słusznie) i wegetarianinem. W książce opisuje swoją drogę do wegetarianizmu (a właściwie weganizmu) i swoje dziennikarskie dochodzenia w kwestii „za i przeciw”. Nie „za i przeciw” wegetarianizmowi a „za i przeciw”...
więcej Pokaż mimo to