Tajny dziennik
- Kategoria:
- biografia, autobiografia, pamiętnik
- Cykl:
- Miron Białoszewski. Utwory zebrane (tom 15)
- Wydawnictwo:
- Znak
- Data wydania:
- 2012-02-20
- Data 1. wyd. pol.:
- 2012-02-20
- Liczba stron:
- 920
- Czas czytania
- 15 godz. 20 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788324018888
Najważniejsze wydarzenie literackie 2012 roku!
Nikt nie mógł przeczytać Tajnego dziennika wcześniej. Cała twórczość Białoszewskiego to osobliwy pamiętnik. To dzieło - ze względu na stopień szczerości i samoobnażenia - mogło zostać wydane dopiero kilkadziesiąt lat po śmierci poety. W swojej „domowej epopei” Białoszewski przygląda się ludziom, znanym i nieznanym. Przygląda się również sobie, odsłania bujne życie towarzyskie, artystyczne, prywatne, erotyczne. Grzesznik, który „grzech” swój wybrał i przełamał tabu. Optymista, któremu życie nie oszczędziło męczarni, choroby i samotności.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Mironlandia – kraina wolności
Lektura dziennika Białoszewskiego przynosi cały bukiet emocji. Poeta, który często hojnie obdarowywał innych kwiatami – ot, tak, bez specjalnej okazji – nie skąpił również czytelnikom różnych niespodzianek, ukrytych przemyślnie między słowami, akapitami, a nawet znakami przestankowymi (vide zapis dialogów w tomie). Tom obfituje bowiem w zaskoczenia na wielu płaszczyznach – od różnorodnej formy, przez treść, objętość, galerię postaci, po zmieniające się wreszcie jak w kalejdoskopie emocje czytelnika. Forma – jak to u Mirona – jest niepowtarzalna, cechuje się mironowską frazą, rytmem, zmiennością i specyficznym zapisem. Rozrzut treści przyprawia o lekkie zawstydzenie mniej obytego czytelnika, obejmuje bowiem tematykę od stworzenia świata (biblijną, metafizyczną), przez historię starożytną, średniowieczną, oświeceniową do najnowszej, wydarzenia na świecie, botanikę i zoologię (ze szczególnym uwzględnieniem kotów i psów), sztukę we wszystkich formach aż po filozofię, teologię a nawet... pragmatykę w postaci pracy urzędników państwowych. Autor zaskakuje swoimi umiejętnościami profetycznymi (kilka jego przepowiedni dotyczących przyszłości się sprawdziło) przy jednoczesnej ignorancji w zakresie orientacji w bieżących wydarzeniach w kraju i na świecie (nie oglądał telewizji, nie czytał prasy, a nawet nie słuchał radia).
W „Tajnym dzienniku” jest jak w życiu – raz ciekawie, raz nudno, czasem odkrywczo, potem przewidywalnie, momentami twórczo, a momentami nijako. Na kartach dziennika przewijają się postaci ważne dla polskiej kultury, sztuki, polityki, historii i nauki, osoby żyjące i historyczne, bohaterowie literaccy i tacy, którzy są przedmiotami estetycznych, czy etycznych dyskusji. Nie brak w tomie zarówno ciepłych, jak i ostrych słów pod ich adresem, zarówno odautorskich, jak i będących zapisem opinii osób z otoczenia autora.
Tomisko (ponad 900 stron!) w pierwszym dniu lektury budziło we mnie zniecierpliwienie i irytację. Wraz z upływającym czasem i zmniejszającą się liczbą kartek po prawej stronie rozłożonej księgi coraz chętniej poddawałam się niespiesznemu rytmowi tych refleksji, ich nieznośnej mocy trzymania uwagi na uwięzi. Zaś po przekroczeniu połowy przyłapywałam się w czasie przerwy w lekturze na rozmyślaniach o tym, co się dzieje u Mirona. Z pewnością czytanie ułatwiła mi wcześniejsza lektura biografii Białoszewskiego pióra Tadeusza Sobolewskiego, dzięki której opisywane osoby, czy niektóre ze specyficznych określeń autora „Pamiętnika z powstania warszawskiego” nie były już dla mnie tajemnicą. Na pochwałę zasługuje rzetelna praca redakcyjna – książka obfituje w przypisy, a w niektórych miejscach tekstu poprawki redakcyjne, czy drobne wstawki ułatwiają zrozumienie myśli autora. Z klimatem słów niespodziewanie złączyła się forma publikacji, ponieważ mimo pozorów solidnej, szytej oprawy tom rozpadł mi się na okładkę oraz kilka oderwanych bloków kartek, co dziwnie korespondowało z pokawałkowaną narracją, przeskokami tematycznymi, czy formalnymi zastosowanymi przez autora i zupełnie nie przeszkadzało w lekturze, a wręcz przeciwnie – dało wytchnienie zmęczonym ciężarem (niekoniecznie gatunkowym) woluminu nadgarstkom.
Ciekawie wypada porównanie zapisków Białoszewskiego z refleksjami, często na temat tych samych zdarzeń czy osób, jego wieloletniej sekretarki Jadwigi Stańczakowej. Dwa tomy wspomnień i opowiadań tej ociemniałej dziennikarki, poetki i pisarki czytałam jakiś czas temu, wciąż jednak pamiętam czułość i miłość, z jakimi opisywała poetę. Co ciekawe autor „Tajnego dziennika” przedstawił Stańczakową raczej pozytywnie, choć często z pewną dozą ironii, a czasami nawet zniecierpliwienia, ale – co charakterystyczne – samego siebie również nie oszczędził, ani nie wybielił i namalował swój autoportret jako samotnika z wielką potrzebą towarzystwa, człowieka trudnego we współżyciu, czasem zgryźliwego, czy wręcz egocentryka. Dobrze jest skonfrontować oba portrety z ich obrazem stworzonym przez osobę bliską poecie, jaką była autorka „Ślepaka” – da to pełniejszy obraz i pozwoli uchwycić złożoność obu postaci.
Opasły tom, na który składają się tajne notatki Białoszewskiego, daje możliwość odbycia swoistej podróży w czasie i przestrzeni. W czasie – ponieważ przenosimy się w latach 70. i 80. poprzedniego wieku, w przestrzeni – bowiem opisywane przez autora sytuacje oraz on sam ulokowani są w różnych miejscach w Polsce, jak i poza jej granicami m in. w Macedonii i USA. Dodatkowo możemy oddać się swoistej reminiscencji – to znaczy ci z nas, którzy pamiętają wspomniane lata – zanurzając się w szarości życia własnego i rodaków w realiach poprzedniego ustroju. Tak jednak może się wydawać czytelnikowi na początku lektury. Bowiem już po kilkunastu stronach można ze zdziwieniem zauważyć, że wspomniane realia to w zasadzie margines, odległe tło opisywanych wydarzeń. Oto przed oczami czytelnika jawi się niezwykła kraina – Mironlandia. Obowiązują w niej zupełnie inne prawa (również fizyczne) i zasady, niż w otaczającej rzeczywistości. Prymat ma tutaj wolna myśl, nowe skojarzenia i wynikające z nich nowe słowa. Polityka nie ma tu dostępu, choć jej zachłanne macki czasem wślizgną się przez uchylone drzwi czy okno. Nieistotna jest godzina, pora dnia czy dzień tygodnia – każda z nich jest dobra i może stać się czasem refleksji, lektury, pisania, rozmowy telefonicznej czy odwiedzin – tych składanych i tych przyjętych. Zamiast powszechnego narzekania odbywają się prawdziwe rozmowy i spotkania międzyludzkie, wymiana zdań o literaturze, malarstwie, teatrze czy kinie albo tylko – nie tylko, aż! – o życiu. W odróżnieniu jednak od innych dzienników wielkich ludzi pióra Białoszewski nie epatuje swoją erudycją, nie konstruuje wielkich traktatów filozoficzno-egzystencjalnych i nie szlifuje opowieści o własnych czynach i słowach do postaci monumentalnego pomnika. W rzeczywistości gdzieś tam się rozmywa, często chowa za słowami innych lub luźnymi skojarzeniami co powoduje, że – paradoksalnie – autor jest obecny w każdej literze i każdej pauzie książki.
Największym jednak sukcesem – nie, raczej jemu nie spodobałoby się to słowo z całym przypisanym mu dzisiaj medialnym blaskiem, może użyjmy lepiej słowa „zwycięstwo” – zatem największym zwycięstwem Mirona Białoszewskiego, wyzierającym z każdej strony tego pisanego życiem woluminu, jest niesamowita wolność. Wolność od polityki, wolność w wyrażaniu siebie, swojej osobowości, wolność twórcza, wolność w sferze tożsamości seksualnej czy wreszcie wolność metafizyczna. Zakrawa to na swoisty paradoks, ale jako człowiek i jako twórca Białoszewski w czasach PRL-u, również w stanie wojennym, jest człowiekiem wolnym od ograniczeń i uwarunkowań niż dziś pierwszy z brzegu pisarz czy przeciętny człowiek. Nieograniczona przestrzeń, której tak wiele w jego wierszach czy prozie, wywalczyła sobie należne miejsce również w jego życiu. Teraz również my, czytelnicy, możemy stać się jej uczestnikami, choćby tylko na czas tej szczególnej lektury.
Jowita Marzec
Oceny
Książka na półkach
- 834
- 206
- 176
- 46
- 28
- 16
- 6
- 5
- 5
- 4
Opinia
"Zbieram się nie tak prędko, bo tu torba, tu portfel, tu rękawiczki. Mur. Kobieta starsza za mną - Niech pan się pośpieszy, przepraszam - stawia swoje, pcha - bo pan tak wszedł przed nos. Ja do niej spokojnie - Trudno, proszę pani, żebym stanął za dupą. Wiedziałem, że zabraknie jej argumentu, i odszedłem. Jako że czasem potrzeba i takich rozrywek."
"Kiedy człowiek nie wie dokładnie, co ma zrobić, to dobrze trzymać się tradycji."
"Dziadek nie mógł dojść już z nikim do porozumienia. Więc doszedł ze wszystkimi naraz do nieporozumienia. Miał rację. Zadziałało."
"Można bawić się paradoksy. Powiesił się ze strachu przed śmiercią."
"W moim wieku nie wypada być biednym."
"Bo unikam osobistego kontaktu jako niepotrzebnej straty energii."
"Przygody nieraz są dobre, ale nie za często. Lepsze są wyobrażenia o wszystkim i wspomnienia."
"Nie lubię fanatyków porządku."
"Kot śpi i śpi, widocznie to trudno być i być, trzeba przerw, to tylko człowiek pracuś nieśpiącuś świadomciuś."
"Jestem optymista z natury, sceptyk z rozumu i doświadczenia. Życie mnie nie oszczędzało, ale czułem swoją gwiazdę. Wpadanie w choroby i zaniedbania, potem organizowanie się w wyzdrowienie. Ciągnie mnie gotyckie przełamywanie natury, przemawia do rozumu Kalwin. Lgnę do ludzi i im nie otwieram. Nieraz otwieram i żałuję. Nie cierpię zimna, czytam zachłannie o Antarktydzie. Skromność i nieprzyzwoitość. Pisanie nieraz wbrew sobie, choć jestem jednocześnie w tym, co robię. Ale to grube przeciwstawienia. A są i cieńsze, wieloraksze, poplątańsze."
"Nagle człowiek. Jedna z istot, która jest, czuje się. I zaczyna myśleć. Patrzy w ogień, buduje na tym całą piramidę mistyki przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Właściwie to to samo co ćmy. Tylko ćmy w natchnieniu lecą w ten ogień i od razu się spalają bez myślenia."
"Wydaje nam się, że teraz zmienia się coraz więcej, coraz częściej i na coraz gorsze. Ale to może zawsze zmieniało się na miarę odczuwania. Dziwne jest to moje ostatnie dobre, a nawet świetne samopoczucie. A właściwie dlaczego dziwne? W gorszych czasach ludzie też mieli euforię."
"Pani Hanna K. czuje się źle psychicznie i miała rozmowę z psycholożką. Tamta wyjęła test i kazała jej mówić zdania zaczynające się na 'ja'. Na to pani Hanna K., że to jest tłumaczone z amerykańskiego, a po polsku nie zaczyna się zdania od 'ja'. Ale ja wpadłem na pomysł, że można kilka zdań ułożyć po polsku, powiedziałem to do Lu. i Lu.
- 'Ja panu pokażę'. 'Ja tam nie wiem'. 'Ja myślę'. Jak to jest u Kartezjusza? 'Myślę, więc jestem'.
Lu.
- I od razu potoczne 'Ja myślę', i to jest załapanie."
"W Polsce epoka stadnych uczuć i poglądów. Przypomina się - za przeproszeniem - stado bizonów, coś ze 300 tysięcy, które sto lat temu leciało, leciało i szereg za szeregiem zaczęło wpadać w przepaść. Pierwsze szeregi nie wyczuły w porę. Były zresztą pchane przez dalsze. Zabiły się kolejno wszystkie."
"Po dużych spaniach duże bycia ze sobą. Nie mogę się najeść samotności, tak mi dobrze bez nikogo."
"Nie mam za to potrzeby włączania się w uczuciowość masową, może dawniej czasem tak, teraz nie. Wiem, że uczucie osobności jest zwodnicze. Zdaję sobie sprawę z nieoryginalności osobności, z jej pozoru. Jednak nic mi to nie przybliża potrzeby społeczności. Więc mam dystans do 'Solidarności'. Bo właśnie teraz jest czas kołysania się razem. Ja się z nimi razem nie kołyszę. Ale na osobności słucham ich uważnie."
"Życie wciąga."
"Zbieram się nie tak prędko, bo tu torba, tu portfel, tu rękawiczki. Mur. Kobieta starsza za mną - Niech pan się pośpieszy, przepraszam - stawia swoje, pcha - bo pan tak wszedł przed nos. Ja do niej spokojnie - Trudno, proszę pani, żebym stanął za dupą. Wiedziałem, że zabraknie jej argumentu, i odszedłem. Jako że czasem potrzeba i takich rozrywek."
więcej Pokaż mimo to"Kiedy człowiek nie wie...