Behemot
- Kategoria:
- powieść przygodowa
- Cykl:
- Lewiatan (tom 2)
- Seria:
- Fantasy
- Tytuł oryginału:
- Behemoth
- Wydawnictwo:
- Rebis
- Data wydania:
- 2011-08-13
- Data 1. wyd. pol.:
- 2011-08-13
- Liczba stron:
- 464
- Czas czytania
- 7 godz. 44 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788375105902
- Tłumacz:
- Jarosław Rybski
- Tagi:
- lewiatan steampunk
Dalszy ciąg przygód Deryn Sharp i księcia Alka, tym razem w Konstantynopolu. Alek ucieka ze złotej klatki statku Lewiatan, przypadkowo natrafi a na tureckich rewolucjonistów, którym też nie są w smak rządy Niemców w mieście. Tymczasem Deryn, wciąż w chłopięcym przebraniu, otrzymuje tajne zadanie, od którego powodzenia zależą losy całej wojny. Coraz więcej osób jednak, przede wszystkim hrabia Volger, podejrzewa, że nie wszystko z tym kadetem jest jak należy. Deryn musi więc teraz informować Volgera o wszystkim za cenę jego milczenia.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
"Behemot", czyli Scott Westerfeld w formie
Środkowe tomy trylogii jawią się zwykle jako te najtrudniejsze – autor musi utrzymać zainteresowanie czytelnika, którego udało mu się zaciekawić pierwszą częścią, a równocześnie zachować to, co najistotniejsze i najbardziej przez odbiorców oczekiwane na spektakularny finał. Jak więc sprawić, by kontynuacja nie wydała się pisana na siłę, by trzymała w napięciu, rozwijała zapoczątkowane już wątki, a zarazem zaostrzała apetyt na część ostatnią? Idealny przepis zna z pewnością Scott Westerfeld, którego „Behemot” nie jest ani o krztynę słabszy od bardzo dobrego „Lewiatana”.
Akcja pierwszego tomu toczyła się w głównej mierze w przestworzach oraz mroźnej Szwajcarii. Kontynuacja serwuje czytelnikom zmiany klimatyczne i niemalże w całości rozgrywa się w rządzonym przez sułtana Osmana I Istambule, mieście niezwykle barwnym i gwarnym, w którym mieszają się ze sobą smaki przypraw i nastroje społeczne. W etnicznym tyglu o uwagę sułtanatu walczyć będą zarówno przeciwnicy, jak i zwolennicy przystąpienia Imperium Osmańskiego do I Wojny Światowej, stawka jest zaś zbyt cenna, by darwiniści, chrzęsty lub ormiańscy rewolucjoniści nie skorzystali ze wszystkich dostępnych im sposobów, byle tylko postawić na swoim. Nie bez znaczenia okażą się rzecz jasna decyzje i postępki dwójki dobrze już znanych bohaterów, Alka i Deryn, którzy po uszy uwikłają się w międzypaństwowy konflikt.
Jako że od wydarzeń opisanych w „Lewiatanie” nie upłynęło zbyt wiele czasu, protagoniści nie zdążyli ulec żadnym zmianom. To wciąż sprytni i impulsywni nastolatkowie, w których poczynaniach więcej jest szczęśliwych zbiegów okoliczności i podejmowanych pod wpływem chwili decyzji, niż misternego, rozsądnego planowania. O ile książę Alek od czasu do czasu rozważa długofalowe skutki swoich poczynań, które dotknąć mogą nie tylko jego najbliższych, ale i całe państwa, o tyle Deryn kieruje się porywami serca częściej, niż sugerowałby rozsądek. Ale czyż nie takimi prawami rządzi się młodość? I choć autor wciąż pozwala swoim postaciom wychodzić z większości sytuacji obronną rękę, nie boi się od czasu do czasu skonfrontować ich z poważniejszym tematem, jak zdrada stanu, pozostawienie towarzysza własnemu losowi czy śmierć najbliższych.
Ganić i chwalić trzeba dokładnie to samo, co w „Lewiatanie”. Na komplementy zasługuje barwny i żywy język Westerfelda, dotrzymujący kroku jego wyobraźni. Jeśli komuś się wydawało, że wodorowy wieloryb, nietoperze strzałkowe czy cyklop pożoga są szczytem możliwości autora, srodze się mylił. Istambuł wykreowany w „Behemocie” łączy w cudowny sposób osiągnięcia naukowe darwinistów i chrzęstów z egzotycznym dobytkiem kulturowym, co zapowiada spotkanie z istnymi perełkami technologicznymi. Nie zabrakło także kolejnych wynalazków wśród antagonistycznych wojennych frakcji, które wystawiają przeciwko sobie porażające – dosłownie i w przenośni – urządzenie słynnego Nikoli Tesli oraz bestię, jakiej świat jeszcze nie widział – tytułowego behemota. Fani steampunku czy też jednej z jego gałęzi, dieselpunku, będą z pewnością wniebowzięci.
Jeśli zaś krytykować, to tylko uporczywą naiwność postaci oraz ich coraz większy wpływ na światową politykę i losy narodów, który wydaje się bardziej nieprawdopodobny od mówiących jaszczurek kurierskich. Alek i Deryn wodzą za nos wszystkich, od kapitana okrętu po samego sułtana, a rola postaci drugoplanowych na przebieg wydarzeń jest w tomie drugim jeszcze mniejsza niż w pierwszym. Szkoda tym bardziej, że Westerfeld prezentuje galerię pełną interesujących indywiduów, których losy chętnie poznałoby się głębiej i szerzej – tymczasem zaś trzeba obejść się smakiem.
„Behemot” to godna kontynuacja „Lewiatana”, która trzyma w napięciu od pierwszego rozdziału aż po brawurowy finał. Jest solidną powieścią przygodową, zręcznie korzystającą z szerokiej gamy opcji, jaką daje historia alternatywna, pobudzającą wyobraźnię – choć w tym niemała zasługa także klimatycznych ilustracji Keitha Thompsona – i ukazującą piękno prawdziwej przyjaźni. Szkoda jedynie, że na zakończenie trylogii przyjdzie czytelnikom poczekać aż do maja 2012 roku, kiedy to ma ukazać się „Goliat”. Zaręczam jednak – warto czekać!
Marta Weronika Najman
Oceny
Książka na półkach
- 367
- 295
- 165
- 40
- 17
- 10
- 8
- 8
- 6
- 5
Opinia
Po przeczytaniu “Lewiatana”, szczerze mówiąc, myślałam, że nie będę miała okazji przeczytać drugiej części, a co dopiero skończyć serię. Byłam świadoma tego, że książka nie jest tak popularna, jak powinna być i że nie znajdę jej w pierwszej lepszej księgarni. Możecie więc wyobrazi sobie moją reakcję, gdy zobaczyłam kilka egzemplarzy nie tylko „Behemota”, ale później i „Goliata” leżących na stosie książek w Auchanie. Pod pretekstem Dnia Dziecka (mimo że oficjalnie już się w tym przedziale wiekowym nie mieszczę) wpakowałam więc je do wózka.
Po starciu z Niemcami w Alpach, cudem uratowany Lewiatan kontynuuje swoją podróż do Konstantynopolu, stolicy na razie neutralnego Imperium Osmańskiego. Brytyjskim okrętem powietrznym z mroźnych gór zabierają się również ludzie wrogiej nacji, austriaccy zbiegowie z księciem Alkiem na czele. Zarówno chrzęsty, jak i darwiniści w podróży do Imperium Osmańskiego doszukują się szans na zrealizowanie swoich politycznych celów. Tymczasem Alek oraz przebrana za chłopca Deryn coraz bardziej zaprzyjaźniają się, a przy tym wplątują się w polityczne rozgrywki skali światowej.
Wraz z Lewiatanem przenosimy się do zupełnie nowego miejsca, spotykamy nowych ludzi i przeżywamy nowe przygody. Książka może wydawać się monotematyczna (bo ile można pisać o lataniu?), jednak Westerfeld naszpikował opowieści o wojnach i wojnach tyloma smaczkami, że lektura wciąga prawie tak, jak przy pierwszej części. Minęło trochę czasu, odkąd czytałam „Lewiatana”, parę faktów z powieści zdążyło mi uciec. Poza tym z biegiem czasu wrażenia po powieści również trochę się zatarły, wzmocniły się przede wszystkim te dobre odczucia, przez co odbieram teraz „Lewiatana” w skrystalizowanej, czysto pozytywnej postaci. Może dlatego „Behemot” wydaje się nie być lepszy, a może to po prostu klątwa drugiego tomu. Niemniej jednak znowu zostałam zaskoczona steampunkiem i znowu steampunk pochłonął mnie na kilka dobrych dni. W „Behemocie” mamy kilka widowiskowych scen walki, które zachwyciły mnie mimo nieznajomości marynarskiego czy technologicznego slangu, kilka wybuchowych momentów, kolejne brawurowe wyczyny Deryn i łapiące za serce inne chwile zaskoczenia, wzruszenia, śmiechu czy grozy.
Bohaterów, których kochałam, pokochałam jeszcze bardziej. Za każdym razem, gdy na scenę wchodzili Alek i Deryn, czułam dreszczyk emocji, a gdy zbliżały się momenty dwójki na osobności, pełne gry słów, która dla czytelnika znaczy wiele, a dla bohaterów nie mówi nic, zbierałam się w sobie i kompletnie odcinałam się od świata. Deryn zapewne zostanie jedną z moich ulubionych bohaterek. Szczerze nie umiem teraz przywołać z pamięci podobnej do niej postaci, gdyż nie jest ona ani typową bohaterką kick-ass, ani tym bardziej dziewczyną z powieści młodzieżowych czy paranormal romance. Westerfeld zrobił mi krzywdę, a jednocześnie usatysfakcjonował- zdradził tyle tajemnic, bym mogła być na niego wściekła, że wiem niewiele więcej niż pod koniec pierwszej części, a jednocześnie cieszyć się, że trzeci tom zapowiada się równie emocjonująco. Uwielbiam relacje między tą dwójką młodych ludzi i cały czas czekałam na więcej. Doczekałam się i zarówno nie doczekałam. Genialne!
Reszta bohaterów z poprzedniej części zlała mi się w jedną masę. Oczywiście nadal wybijali się z nich Volger, który z każdą chwilą potrafił być jeszcze bardziej irytujący, a zarazem tak charyzmatyczny i przyciągający, że nie można go nie lubić tylko dlatego, ze czasem zachowuje się inaczej, jak byśmy chcieli. Czuję niedosyt jeśli chodzi o doktor Barlow- chyba nigdy nie miałabym dość tej kobiety, po której nie wiadomo, czego się spodziewać. Warto wspomnieć jednak o nowych postaciach, a jest ich przynajmniej kilka, którym warto poświęcić chwilę uwagi. Na pierwszy plan wychodzi Lilit, która jest równie charakterna jak Deryn i wydaje się być dla niej silną konkurencją. Uwielbiam momenty „zazdrości” panny Sharp, które mają wyjątkowo interesujący koniec. Jest też Eddie Malone, amerykański dziennikarz, który nieźle namiesza (bo czego można byłoby się spodziewać po dziennikarzach, jak nie niezłego bajzlu) i tak naprawdę też nie wiadomo, czy się go lubi, czy wręcz przeciwnie. Zostaje Bovril, czyli lemur przemyślny i zwierzątko Alka (?), którego kocham i wyobrażam sobie jako jeszcze słodszą i zabawniejszą istotkę niż Mort z „Pingwinów z Madagaskaru”, mimo że w książce niekoniecznie mamy do czynienia z małą, puchatą i kochaną kulką.
Recenzja „Behemota” bez słowa o rysunkach byłaby recenzją niepełną. Po raz kolejny Keith Thompson stanął na wysokości zadania i upiększył fabułę swoimi ilustracjami. Po raz kolejny mamy dawkę przepięknych, bardzo szczegółowych i kolorowych w swojej szarości małych dzieł, które sprawiają, że po książkę sięga się jeszcze chętniej. Nie jest to niczym dziwnym, że pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, trzymając książkę, było jej przekartkowanie i przejrzenie wszystkich obrazków. Wychodzi ze mnie natura dziecka, skoro zachwycam się książką z ilustracjami.
Chyba najlepszym i najwymowniejszym podsumowaniem będzie po prostu fakt, że po przeczytaniu „Behemota” postanowiłam nie robić sobie przerwy od Westerfelda i z biegu sięgnęłam po ostatnią część trylogii, „Goliata”, o którym- miejmy nadzieję- niedługo. Już teraz mogę powiedzieć, że seria to dwie pieczenie na jednym ogniu- piękny widok na półce i niezapomniane momenty w głowie, do których z pewnością wrócę, a które wzbudziły u mnie apetyt zarówno na inne dzieła Westerfelda, jak i ogółem na steampunk.
Po przeczytaniu “Lewiatana”, szczerze mówiąc, myślałam, że nie będę miała okazji przeczytać drugiej części, a co dopiero skończyć serię. Byłam świadoma tego, że książka nie jest tak popularna, jak powinna być i że nie znajdę jej w pierwszej lepszej księgarni. Możecie więc wyobrazi sobie moją reakcję, gdy zobaczyłam kilka egzemplarzy nie tylko „Behemota”, ale później i...
więcej Pokaż mimo to