-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać206
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
-
Artykuły„Spy x Family Code: White“ – adaptacja mangi w kinach już od 26 kwietnia!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-03-20
2024-03-19
2024-03-19
2024-03-19
2024-03-17
2024-03-14
2024-03-05
2024-02-19
„Czarne góry” Simmonsa to jedna z najbardziej nierównych powieści tego autora. Z jednej strony społeczna panorama przełomu XIX i XX wieku w USA ma swoje momenty i dobrze wykonany, chociaż bardzo oklepany motyw przewodni (czyli przeobrażenie dzikiego, pierwotnego lądu w nowoczesny, industrialny świat). Tak jak zazwyczaj u Simmonsa, widać niesamowite przywiązanie do najdrobniejszych detali, więc przedstawiona epoka jest naprawdę żywa (i wypełniona odcieniami szarości, co nie jest normą podczas opisywania relacji rdzennych mieszkańców Ameryki z USA). Z drugiej strony, całość wydaje się być raczej zlepkiem scen i obrazów połączonych tylko i wyłącznie obecnością głównego bohatera, często wciśniętego tylko po to, żeby autor mógł dokładnie opisać jakieś wydarzenie (jak było chociażby z budową Mostu Brooklinskiego, czy Dust Bowl).
Koszmarnie nierówne jest tempo, które wyraźnie siada w drugiej połowie książki i prowadzi do ekstremalnie słabego zakończenia. Sposób zakończenia niektórych wątków jest bardzo niesatysfakcjonujący, zwłaszcza w porównaniu z tym jak świetny jest sam pomysł i zawiązanie akcji.
Najgorszym problemem powieści jest jednak fakt, że jest to kolaż pomysłów i problemów z innych dzieł autora. Mamy tutaj wszystkie doskonale znane motywy przewodnie - przeznaczenie, problem bycia z osobą, kiedy wiemy ile czasu jej zostało, znajomość przyszłości. Niestety, każdy z nich został już lepiej opisany w innej powieści, czy opowiadaniu.
„Czarne góry” mogę z czystym sercem polecić tylko miłośnikom autora, którym nie przeszkadza mocny recykling tematów, ewentualnie fanom epoki. W innym wypadku lepiej chwycić inną powieść Simmonsa.
„Czarne góry” Simmonsa to jedna z najbardziej nierównych powieści tego autora. Z jednej strony społeczna panorama przełomu XIX i XX wieku w USA ma swoje momenty i dobrze wykonany, chociaż bardzo oklepany motyw przewodni (czyli przeobrażenie dzikiego, pierwotnego lądu w nowoczesny, industrialny świat). Tak jak zazwyczaj u Simmonsa, widać niesamowite przywiązanie do...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-22
2023-12-18
2023-12-11
2023-12-06
2023-06-10
2023-05-17
2023-05-14
"Upadek Cesarstwa Rzymskiego" Petera Heathera to dosyć świeża (pierwsze wydanie — rok 2005) monografia dotycząca zmierzchu Cesarstwa zachodniorzymskiego, czyli prawdopodobnie jednego z najczęściej opisywanych zjawisk w historii starożytności. Autor opiera się zarówno o źródła pisane jak i odkrycia archeologiczne do opisania ostatnich stu lat funkcjonowania Rzymu. Autor wskazuje zarówno przyczyny wewnętrzne, jak i zewnętrzne, chociaż jego zdaniem te drugie przeważyły.
Na pewno jest to bardzo dobra synteza ostatnich lat Cesarstwa, chociaż osobiście preferuje te, które większy nacisk kładą na przyczyny wewnętrzne i środowiskowe (np. "Los Rzymu" Harpera), co nie zmienia faktu, że Heather bardzo zgrabnie opisuje historię polityczną i militarną związaną z upadkiem Rzymu.
Wybrane cytaty:
"Podejrzewam, że z dominacją, jaką narzucają światu imperia, nierozerwalnie wiążę się tendencja do wzbudzania reakcji odwrotnej, w wyniku której zdominowani mogą w końcu zrzucić łańcuchy. Cesarstwo rzymskie samo zasiało nasiona swej destrukcji i nie chodzi o wewnętrzne słabości ewoluujące przez stulecia lub pojawiające się w ostatnich dekadach jego żywota, ale o konsekwencje polityki wobec świata germańskiego. Podobnie jak Sasanidzi, którzy zreorganizowali społeczeństwo Bliskiego Wschodu i zrzucili jarzmo rzymskiej hegemonii, Germanie dokonali tej samej sztuki na Zachodzie, a proces ten znacznie zwiększył tempo, kiedy zderzyli się z potęgą Hunów. Państwo zachodniorzymskie nie upadło pod ciężarem własnej "wspaniałej tkaniny", ale dlatego, że germańscy sąsiedzi zareagowali na jego potęgę w sposób dla Rzymian nieprzewidywalny. Z całej tej historii można wysnuć wniosek, jakże aktualny dla niejednego z późniejszych mocarstw konkluzję: przez swą nienasyconą agresję rzymski imperialzm sam stał się przyczyną własnej zagłady."
"Nawet w przekładzie Sydoniusz może doprowadzić do szału niezdolnością do nazywania rzeczy po imieniu, i z całą pewnością poświęcał mnóstwo czasu na to, by wyrazić myśli najbardziej zawile. Jeden z jego ostatnich listów zawiera pouczającą uwagę, napisaną w chwili, gdy — jak sądził — wykształcona publiczność, dla której pisać go nauczono, odeszła na zawsze: "(...) po ukończeniu księgi nieco staranniejszej dalsze swe listy znowu w zwykłym piszę stylu (...) Nie opłaca się gładzić sformułowań, które nie mają być wydane (...)". Nie powinno się jednak mierzyć piątowiecznego stylu miarą łaciny cycerońskiej; bliżsi nam w czasie znawcy późnorzymskiej łaciny (nie mówiąc o grece z czasów późnego cesarstwa) nie potępiają już tak ostro stylistycznych zawiłości, które w IV i V wieku stanowiły szczyt elegancji. Epoka, w której za sztukę uważa się pociętę piłą łańcuchową krowy w formalinie, niejako z definicji nie powinna uzurpować sobie prawa do krytyki innych artystycznych przedsięwzięć według sztywnych uniwersalnych norm."
"Upadek Cesarstwa Rzymskiego" Petera Heathera to dosyć świeża (pierwsze wydanie — rok 2005) monografia dotycząca zmierzchu Cesarstwa zachodniorzymskiego, czyli prawdopodobnie jednego z najczęściej opisywanych zjawisk w historii starożytności. Autor opiera się zarówno o źródła pisane jak i odkrycia archeologiczne do opisania ostatnich stu lat funkcjonowania Rzymu. Autor...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-12
"Dzieje i kultura Hanzy" Schildhauera stawia sobie ambitny cel — opisać 600 lat fenomenu, jakim niewątpliwie była Hanza. Niestety, książka jest bardzo nierówna i zostawia spory niedosyt. O ile rozdziały dotyczące kultury, historii społecznej, czy budowy miast Hanzy są naprawdę świetne i szczegółowe, o tyle historia polityczna została tutaj potraktowana po macoszemu, a liczący dwie strony rozdział o upadku Hanzy jest strasznie ogólnikowy. Zabrakło mi też większego skupienia na losach najważniejszych miast hanzeatyckich (np. Lubeki), a potencjalnie ciekawe informacje dotyczące np. buntów rzeźników, czy konfliktu między tkaczami a patrycjuszami są tylko zasygnalizowane. To jedna z nielicznych książek o historii Hanzy w Polsce, ale mimo wszystko zostawia niedosyt. Niebawem przyjdą do mnie "Dzieje Hanzy: XII-XVII w." Dollingera, więc będę miał okazję porównać obie pozycje.
Wybrane cytaty:
"Niejeden testament świadczy o dobrych, harmonijnych stosunkach między małżonkami, na przykład kiedy oboje we wspólnym testamencie dziękują sobie nawzajem za dobre traktowanie podczas choroby, a także w zdrowiu: "... ponieważ mnie bardzo kochała i doznałem od niej wiele dobra i przyjaźni"
Ale zdarzało się też, że małżonek swej "nieposłusznej, złej i krnąbrnej żonie" zapisywał niewiele więcej, niż wynosił jej posag, co najwyżej dodawał jeszcze część sprzętu domowego, pościel i odzież. Niejeden mąż już wówczas dawał żonie powody do narzekań; w testamentach odzwierciedlało się to w wysokich legatach — były to pieniądze, grunty, sprzęt gospodarski i inne rzeczy — zapisywanych dziewkom, kucharkom i przyjaciółkom. Tak na przykład radca ze Stralsundu Gerd Blome pozostawił swojej służącej i jej dzieciom, Paulowi i Grecie, dożywotnią rentę i wyznał później, że Dorotę poślubił z troski o zbawienie jej duszy. Swoje starsze dzieci prosił, by były życzliwe dla niej i jej dzieci."
"Pewna matka wpadła na pomysł, aby wydrążyć nadjedzony przez robaki krucyfiks, wlać weń kurzą krew i zawiesić w kościele Mariackim w Stralsundzie. Sprawiła, że krzyż broczył w cudowny sposób krwią i tym samym zapewnił jej synowi dochody, jako że skutek nie dał na siebie długo czekać. Zbiegły się tłumy, aby oglądać cud. Niebawem przed krucyfiksem zapłonęło kilkaset świec, a w skarbonce gromadziły się pieniądze. Takie i podobne nadużycia przygotowywały w ciągu XV wieku grunt do podjęcia reformatorskich idei."
"Dzieje i kultura Hanzy" Schildhauera stawia sobie ambitny cel — opisać 600 lat fenomenu, jakim niewątpliwie była Hanza. Niestety, książka jest bardzo nierówna i zostawia spory niedosyt. O ile rozdziały dotyczące kultury, historii społecznej, czy budowy miast Hanzy są naprawdę świetne i szczegółowe, o tyle historia polityczna została tutaj potraktowana po macoszemu, a...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-08
Esej wybitnego francuskiego mediewisty, przedstawiciela szkoły Annales dotyczący lichwy w czasie średniowiecza i ewolucji jej postrzegania (głównie z punktu widzenia teologicznego) od X do XV wieku w zachodniej Europie. Autor skupia się mocno na tym jak udzielanie pożyczek wpłynęło na stworzenie dogmatu o istnieniu czyśćca i jak lichwiarstwo/bankierstwo było niezbędnym warunkiem powstawania kapitalizmu. Esej jest raczej krótki i rzeczowy, jeżeli kogoś interesuje historia gospodarcza Europy/rozwój religii katolickiej/eseje w nurcie szkoły Annales to zdecydowanie warto, ale jest to raczej rzecz dla ludzi wkręconych w temat.
Wybrane cytaty:
"Wczesne średniowiecze potępiało bądź traktowało z niechęcią wiele zawodów. Ich uprawiania najpierw zakazano klerowi, a później niektóre zabronione zostały także laikom. Uznawano, że profesje te sprzyjają popełnianiu grzechów. Najczęściej na indeksie pojawiali się: oberżyści, rzeźnicy, żonglerzy, histrionowi, magicy, alchemicy, medycy, lekarze, chirurdzy, żołnierze, sutenerzy, prostytutki, notariusze i w pierwszym rzędzie kupcy; ale także folusznicy, tkacze, siodlarze, farbiarze, cukiernicy, szewcy, ogrodnicy, malarze, rybacy, balwierze, sędziowie, wiejscy strażnicy, celnicy, osobnicy trudniący się wymianą, krawcy, producenci perfum, handlarze podrobów, młynarze."
"Na ziemskim padole lichwiarz żyje w stanie swego rodzaju społecznej schizofrenii, jak bogaty i pogardzany w średniowiecznych miastach rzeźnik, który często będzie gorliwym rewolucjonistą; jak żongler (a później aktor) wychwalany i wykluczany; jak w niektórych epokach kurtyzany i faworyty, pożądane, budzące obawy z powodu urody, rozumu oraz władzy ich bogatych i potężnych kochanków, a równocześnie odrzucane przez "uczciwe kobiety" i Kościół. W społeczeństwie, w którym cześć dla Boga wyklucza oddawanie czci Mamonie, lichwiarzowi schlebia się z powodu jego pieniędzy, z tej samej przyczyny budzi on lęk; równocześnie pogardzano nim i uważano, że nie jest godny szacunku."
Esej wybitnego francuskiego mediewisty, przedstawiciela szkoły Annales dotyczący lichwy w czasie średniowiecza i ewolucji jej postrzegania (głównie z punktu widzenia teologicznego) od X do XV wieku w zachodniej Europie. Autor skupia się mocno na tym jak udzielanie pożyczek wpłynęło na stworzenie dogmatu o istnieniu czyśćca i jak lichwiarstwo/bankierstwo było niezbędnym...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-01
2023-04-21
"Ciekawe, że najsrożsi tyrani do samego końca zachowują pozory przestrzegania form, tak jakby chcieli sprawiać wrażenie, że nie łamią procedur, mimo że otwarcie mają za nic wszelkie przyjęte zasady. Zupełnie jakby własna siła im nie wystarczała i czerpali dodatkową przyjemność ze zmuszania przeciwników do odprawiania po raz ostatni rytuałów władzy, które ich pozbawiają."
W ramach nadrabiania książek Erica Vuillarda chwyciłem wcześniejszy (bo z roku 2017) "Porządek dnia". Tym razem osią fabularną książki są dwa wydarzenia — spotkanie między nazistami a przedstawicielami przemysłu i biznesu z 20.02.1933 i finansowanie kampanii Hitlera przez ww. oraz Anschluss Austrii. Te dwa wydarzenia mają jak w soczewce skupić fenomen dojścia nazistów do władzy i powstania III Rzeszy.
Mam spory problem z tą książką. Jest dobra, ba bardzo dobra. Jak mało która podkreśla rolę wielkich koncernów w dojściu Hitlera do władzy oraz utrzymywaniu przy życiu III Rzeszy. Z drugiej strony, wydaje mi się, że autor popada w pułapkę zbytniego upraszczania procesu powstawania hitlerowskich Niemiec (tutaj oczywiście najlepiej sprawdzi się "Nadejście Trzeciej Rzeszy" Evansa). To niewielki, fabularyzowany esej, tak jak w przypadku "Wojny biedaków" do łyknięcia na raz — i w takiej formie polecałbym do niego podejść. Sama refleksja autora jest bardziej uniwersalna, skupiona na ogólnych mechanizmach tworzenia systemu totalitarnego.
Sam styl Vuillarda jest bardzo charakterystyczny — jest znowu lakonicznie, zdania są wypieszczone i pełne metafor. Zdecydowanie nie jest to książka do autobusu.
Wydaje mi się, że jest ona również mniej radykalna w wydźwięku niż "Wojna biedaków", natomiast przesłanie jest raczej podobne.
Osobiście dałbym szóstkę, głównie za spore uproszczenia w prezentowaniu złożonego zjawiska historycznego. Nie byłaby to jednak ocena sprawiedliwa, gdyż książka nie pretenduje do miana monografii. Przy okazji zawiera sporą dawkę wiedzy, która może zainteresować historią III Rzeszy. Krakowskim targiem, wychodzi 7.
"Niech się nam nie wydaje, że to wszystko należy do odległej przeszłości. Nie są to żadne przedpotowe potwory, istoty, które spotkał żałosny koniec w latach pięćdziesiątych, które pomarły w nędzy malowanej przez Rosselliniego, wśród ruin Berlina. Te nazwiska istnieją nadal. Posiadają olbrzymie bogactwa. Niektóre spółki się połączyły i tworzą wszechmocne korporacje. Na stronie internetowej koncernu ThyssenKrupp, jednego ze światowych liderów w dziedzinie produkcji stali, którego siedziba znajduje się nadal w Essen i którego dewizą jest obecnie elastyczność i przejrzystość, natrafimy na notkę na temat rodziny Kruppów. Czytamy w niej, że przed rokiem 1933 Gustav nie wspierał czynnie Hitlera, lecz kiedy ten został kanclerzem, przemysłowiec zachowywał lojalność wobec swojego państwa. Członkiem partii narodowo-socjalistycznej został dopiero w roku 1940 - informują nas autorzy notki - w swoje siedemdziesiąte urodziny. Gustav i Bertha, głęboko przywiązani do tradycji działalności socjalnej, na przekór wszystkiemu i wszystkim dbali o podtrzymywanie zwyczaju składania wizyt najwierniejszym pracownikom z okazji złotego wesela. Biografię zamyka wzruszająca anegdota: przez wiele lat Bertha z poświęceniem opiekowała się swoim niedołężnym mężem w małym domku obok rezydencji Kruppów w Bluhnbach. Nie ma wzmianki ani o fabrykach koncentracyjnych, ani w ogóle o niczym. (...)
Żydzi z Brooklynu zażądali odszkodowań. Po zebraniu z 20 lutego 1933 roku Gustav bez mrugnięcia okiem przekazał nazistom astronomiczne sumy, lecz teraz jego syn, Albert, okazał się mniej rozrzutny. Choć utrzymywał, że okupanci traktowali Niemców "jak Murzynów", stał się niewiel później jedną z najpotężniejszych osobistości Wspólnego Rynku, królem węgla i stali, filarem pokoju w Europie. Zanim przystał na wypłatę odszkodowań, przeciągał negocjacje przez dwa długie lata. Na każdej rozprawie z udziałem adwokatów Konzern regularnie padały antysemickie uwagi. Osiągnięto jednak porozumienie. Krupp zobowiązał się do wypłacenia tysiąca dwustu pięćdziesięciu dolarów każdemu z ocalałych. Jak na odprawę pracowniczą było to dosyć niewiele, jednak cała prasa entuzjastycznie rozpisywała się o tym geście. Wkrótce, w miarę jak pojawiali się kolejni ocalali, kwota przypadająca na każdego z nich stawała się coraz mizerniejsza. Zmniejszono ją do siedmiuset pięćdziesięciu dolarów, potem do pięciuset. Wreszcie, kiedy z wnioskami wystąpili inni więźniowie obozów, Konzern zawiadomił ich, że nie jest w stanie dokonywać dobrowolnych wypłat: Żydzi kosztowali za dużo."
"Ciekawe, że najsrożsi tyrani do samego końca zachowują pozory przestrzegania form, tak jakby chcieli sprawiać wrażenie, że nie łamią procedur, mimo że otwarcie mają za nic wszelkie przyjęte zasady. Zupełnie jakby własna siła im nie wystarczała i czerpali dodatkową przyjemność ze zmuszania przeciwników do odprawiania po raz ostatni rytuałów władzy, które ich pozbawiają."
W...
2023-04-20
"W końcu zaś wpadł na swój najstraszniejszy pomysł i ogłosił równość wszystkich ludzi"
Książka Erica Vuillarda to stosunkowo krótki, fabularyzowany esej o życiu Tomasza Münzer — lidera niemieckiego buntu chłopskiego z XVI wieku. Książka sięga jednak głębiej, opisując inne bunty ludowe od późnego średniowiecza do wczesnego renesansu. Mam problem ze stylem Vuillarda — jest lakonicznie, każde zdanie jest wycyzelowane i absolutnie niezbędne. Osobiście preferuję bardziej "barokowe" eseje. Książka jest do przeczytania na jedno posiedzenie i chyba lepiej "łyknąć" na raz. Warto, zarówno jako dzieło literackie, jak i barometr pewnych nastrojów społecznych.
Wybrane cytaty:
"Historia to Filomela, która została ponoć zgwałcona i obcięto jej język, i śpiewa nocą w leśnej gęstwinie"
"Fałszywe słowa przekazały jednak między wierszami okruch prawdy. "To nie chłopi się buntują, lecz Bóg!" - zawołał podobno na początku Luter w przypływie podziwu i przerażenia. Nie był to jednak Bóg. Buntowali się chłopi; chyba że Bogiem nazwiemy głód, choroby, poniżenie, nędzę. Nie Bóg się buntuje, lecz pańszczyzna, czynsze, dziesięciny, martwa ręka, tenuta, pogłówne, łanowe, zbieranie kłosów, prawo pierwszej nocy, obcinane nosy, wyłupiane oczy, ciała przypalane ogniem, łamane kołem, szarpane cęgami. Spory o zaświaty dotyczą w istocie rzeczy tego świata. Stąd bierze się siła, z jaką oddziałują na nas nadal te wojownicze teologie. Jedynie dlatego rozumiemy ich język. Ich zapalczywość to żywiołowy krzyk nędzy. Pospólstwo się burzy. Siano dla kmiecia! Węgiel dla robotnika! Kurz dla wyrobnika! Miedziak dla żebraka! A dla nas słowa! Słowa, które także są spazmem świata."
"W końcu zaś wpadł na swój najstraszniejszy pomysł i ogłosił równość wszystkich ludzi"
Książka Erica Vuillarda to stosunkowo krótki, fabularyzowany esej o życiu Tomasza Münzer — lidera niemieckiego buntu chłopskiego z XVI wieku. Książka sięga jednak głębiej, opisując inne bunty ludowe od późnego średniowiecza do wczesnego renesansu. Mam problem ze stylem Vuillarda — jest...
Bardzo dobry kawałek science-fiction z solidną refleksją nad filozofią nauki, społecznymi skutkami technokracji, fundamentalnymi prawami wszechświata i życia oraz bardzo ciekawym tytułowym problemem pojawiającej się nagle „czarnej chmury”. Całość jest bardzo lemowska i mimo ponad 40 lat od premiery broni się świetnie. Warto, zwłaszcza że książka jest niewielkiego gabarytu i można ją przeczytać w jeden wieczór.
Bardzo dobry kawałek science-fiction z solidną refleksją nad filozofią nauki, społecznymi skutkami technokracji, fundamentalnymi prawami wszechświata i życia oraz bardzo ciekawym tytułowym problemem pojawiającej się nagle „czarnej chmury”. Całość jest bardzo lemowska i mimo ponad 40 lat od premiery broni się świetnie. Warto, zwłaszcza że książka jest niewielkiego gabarytu i...
więcej Pokaż mimo to