-
Artykuły
Sherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1 -
Artykuły
Dostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3 -
Artykuły
Magda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1 -
Artykuły
Los zaprowadzi cię do domu – premiera powieści „Paryska córka” Kristin HarmelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
2017-03-25
2017-02-07
Bardzo przyjemny w formie, lekki i sprawnie napisany poradnik, który naprawdę motywuje do działania i ogarnięcia przestrzeni dookoła siebie. Pierwsza część z mojej perspektywy znacznie ciekawsza, druga, dotycząca kształtowania własnego stylu, to już mniej moja bajka. Całość czyta się z przyjemnością, chociaż lepiej nie czytać późnym wieczorem: od razu chce się wstać i wyrzucić wszystko z szafy, żeby zacząć rewolucję w życiu.
Bardzo przyjemny w formie, lekki i sprawnie napisany poradnik, który naprawdę motywuje do działania i ogarnięcia przestrzeni dookoła siebie. Pierwsza część z mojej perspektywy znacznie ciekawsza, druga, dotycząca kształtowania własnego stylu, to już mniej moja bajka. Całość czyta się z przyjemnością, chociaż lepiej nie czytać późnym wieczorem: od razu chce się wstać i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-01-24
Zbiór krótkich tekstów, opowieści licznych Polaków mieszkających na Wyspach, głównie w Londynie. Są tu emigranci z czasów PRLu, w tle nawet ci wojenni, sa ci, którzy przyjechali w latach 90. i ci, którzy ruszyli wielką falą po otwarciu granic. Niektórzy z nich skończyli angielskie prestiżowe szkoły i uczelnie, inni nie nauczyli się wciąż, po latach pobytu, angielskiego. Jedni mają ambicje, inni ich nie mają. Jedni zdołali się zasymilować, inni. Niektórym udało się zbudować na Wyspach normalne życie. Innym nie.
Obraz, jaki wyłania się z tego zbioru, jest niejednorodny: nie ma jednej, jednorodnej grupy polskich emigrantów. Są wśród nich intelektualiści i robotnicy, bezdomni i żyjący z zasiłków, młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni, katolicy i ateiści. Nie łączy ich wiele, nietrudno wręcz założyć, że nie mieliby między sobią o czym rozmawiać. Taki wniosek zresztą powraca w "Angolach" wielokrotnie: że na emigracji to nie tubylec jest najgorszym wrogiem imigranta, ale jego własny krajan.
Zwłaszcza w przypadku jednostek w pełni zasymilowanych uderza brak zaakcentowanych kontaktów z pozostałymi imigrantami: niektórzy z przybyłych sprawiają wrażenie przywiązanych do kultury brytyjskiej niż rodzimej i w wielu przypadkach zapewne tak jest. Nieliczne rzeczy powtarzają się w wielu spośród tych opowieści: podkreślenie odmienności w mentalności Brytyjczyków względem obyczajów polskich, odmienny sposób rozwiązywania problemów i konfliktów, powracające jak bumerang "nie jestem rasistą, ale...". Chociaż Winnicka nie demonizuje, to całościowo obraz polskiej emigracji jest raczej smutny i przytłaczający. Najważniejszy wniosek: jeśli wyjeżdżasz z kraju, żeby uciec przed problemami i nieumiejętnością poradzenia sobie z własnym życiem, nie poradzisz sobie z nim także na Wyspach.
Te rzeczy, które jedne z rozmówców chwalą, inni zaciekle krytykują. Przede wszystkim dlatego efekt jest nieco chaotyczny, ale wieloaspektowy, chociaż ułożenie tekstów pozostawia z refleksjami dość smutnymi. Najbardziej szokujący fragment? Opis Irlandii Północnej i aktualnej sytuacji w Belfaście. Najsłabszy moment? Do bólu pretensjonalna i napuszona wypowiedź antropologa, który popisuje się własną erudycją. Ogólnie: warto, chociaż minusem jest zbyt wiele skrajności, a zbyt mało opinii ludzi po prostu żyjących normalnie z dnia na dzień.
Zbiór krótkich tekstów, opowieści licznych Polaków mieszkających na Wyspach, głównie w Londynie. Są tu emigranci z czasów PRLu, w tle nawet ci wojenni, sa ci, którzy przyjechali w latach 90. i ci, którzy ruszyli wielką falą po otwarciu granic. Niektórzy z nich skończyli angielskie prestiżowe szkoły i uczelnie, inni nie nauczyli się wciąż, po latach pobytu, angielskiego....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-01-08
Gdybym była bardziej zainteresowana tematem samym w sobie, dałabym o gwiazdkę więcej. Przyjemna i lekka lektura pełna ciekawostek na temat zwierząt, głównie tych zamieszkujących Puszczę Białowieską: od efektownych żubrów do niepozornych żab. Wygodna forma - bardzo krótkie teksty opatrzone zdjęciami, zgrupowane w kolejne miesiące: idealna lektura do czytania po kawałku, w biegu. Świetnie sprawdzi się jako prezent nawet dla starszego dziecka lub nastolatka (od ok. 12-13 lat) z uwagi na bardzo przystępną formę. Przyda się na pewno także tym, którzy chcą fotografować zwierzęta i pragną poznać lepiej ich zwyczaje. W treści: ogrom lekko podanych faktów, o których przeciętny odbiorca na pewno nie wie, jak np. to, że sikorki [sic!] polują na... nietoperze.
Gdybym była bardziej zainteresowana tematem samym w sobie, dałabym o gwiazdkę więcej. Przyjemna i lekka lektura pełna ciekawostek na temat zwierząt, głównie tych zamieszkujących Puszczę Białowieską: od efektownych żubrów do niepozornych żab. Wygodna forma - bardzo krótkie teksty opatrzone zdjęciami, zgrupowane w kolejne miesiące: idealna lektura do czytania po kawałku, w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12-24
Pozostawia z przemyśleniami: poprzez kreację dwóch bohaterek Szczepkowska mierzy się z tematem maski i prawdziwej natury rzeczy, zarówno w odniesieniu do człowieka jak i do sztuki, kultury, dzieła. Przewrotna, celna, zgrabnie puentuje, wymierzając ironiczny policzek publiczności, oczekującej nagości Gołej Baby.
Pozostawia z przemyśleniami: poprzez kreację dwóch bohaterek Szczepkowska mierzy się z tematem maski i prawdziwej natury rzeczy, zarówno w odniesieniu do człowieka jak i do sztuki, kultury, dzieła. Przewrotna, celna, zgrabnie puentuje, wymierzając ironiczny policzek publiczności, oczekującej nagości Gołej Baby.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12-11
Grafomania w czystej postaci, jedna z najgorszych książek w moim życiu, a już na pewno jedna z najgorszych w tym roku - ścisła antyczołówka. A zaznaczę, że w tym roku czytałam już i "Pokolenie IKEA" i "Bombę" Karoliny Korwin-Piotrowskiej, żeby spotęgować nastrój grozy.
Po pierwsze: narracja. Chaotyczna, neurotyczna, szarpana i nieuporządkowana, z absolutnym brakiem arystycznego sensu i celu w tym nieuporządkowaniu. Egzaltowane wynurzenia bohaterki przeplatają się z tyradami na temat umęczenia kobiet w świecie mężczyzn.
Po drugie: właśnie tyradami. Kubryńska nie jest ani zabawna, ani ironiczna, ani celna, ani oburzająca, jej bohaterka jest sfrustrowana do granic możliwości i - znając poglądy i postawę autorki z mediów społecznościowych - trudno oprzeć się wrażeniu, że te kazania pochodzą nie od narratorki Kasi, a od Sylwii Kubryńskiej właśnie. I są kompletnie nieznośne. Te nieprowadzące donikąd wywody męczą, nużą i drażnią zamiast poruszać i zmuszac do identyfikacji.
Po trzecie: język. "Kobiety dość doskonałej" nie da się czytac na trzeźwo, styl Kubryńskiej przypomina gorzkie żale wylewane do pamiętniczka przez zbuntowaną nastolatkę. Kiedy postawi się tego literackiego potworka obok np. brawurowej "Dziuni" Nowakowskiej, przepaść między nimi jest uderzająca. Bohaterka rzuca mięsem, złości się, krzyczy Caps Lockiem do czytelnika zbyt durnego, żeby samodzielnie zajarzyć, które słowa i frazy są wyjątkowo ważne, ale jej ujadanie jest wręcz groteskowe.
Kubryńska rozdmuchuje wydarzenia ponad miarę i każde z nich ozdabia przesadnie długim strumienień świadomości: bełkot, bełkot, bełkot, tanie porównania, grafomania po raz drugi, komuś tu się wydawało, że będzie Joyce'em, a wyszła tania bzdurka. Literacka jakość "Kobiety.." (a raczej jej brak) sprawia, że osobiście wstydziłabym się takie teksty opublikować na blogasku, a co dopiero wydać drukiem i wołać za to o pieniądze. Bohaterka Kasia (czy to alter ego Sylwii Kubryńskiej?) marzy o tym, żeby zostać pisarką. Sylwia Kubryńska niestety została. Mimo całej sympatii dla jej działalności i twórczości jako felietonistki, muszę z przykrością stwierdzić, że to to jest po prostu żenujące.
I najgorsze na koniec: Sylwia Kubryńska, feministka walcząca, właśnie umocniła stereotyp rozżalonej na cały świat, sfrustrowanej, samotnej, nieszczęśliwej i przepełnionej pretensjami feministki, która o wszystko, co złe, obwinia mężczyzn. Żeby było po równo, matkę tez obwinia. I siebie samą. Tyle tu winy, że aż trudno się doszukać jakiejkolwiek puenty, poza taką, że bohaterka Kasia jest koncertową kretynką, a Sylwia Kubryńska jest niesamowitą grafomanką. Ta książka nie powinna była nigdy powstać. Jest jak ogromny krok wstecz w temacie równouprawnienia. Dzięki, Sylwia. Kobiety znowu wychodzą na niezrównoważone psychicznie wariatki.
Jako feministka czuję żal, niesmak i sporo obrzydzenia. Także do głównej bohaterki tego potwornego wyziewu paraliterackiego.
Grafomania w czystej postaci, jedna z najgorszych książek w moim życiu, a już na pewno jedna z najgorszych w tym roku - ścisła antyczołówka. A zaznaczę, że w tym roku czytałam już i "Pokolenie IKEA" i "Bombę" Karoliny Korwin-Piotrowskiej, żeby spotęgować nastrój grozy.
Po pierwsze: narracja. Chaotyczna, neurotyczna, szarpana i nieuporządkowana, z absolutnym brakiem...
2016-09-27
Urocze wspomnienie z dzieciństwa.
Urocze wspomnienie z dzieciństwa.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-09-26
Urocze wspomnienie z dzieciństwa.
Urocze wspomnienie z dzieciństwa.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-09-26
Urocze wspomnienie z dzieciństwa.
Urocze wspomnienie z dzieciństwa.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-09-26
Urocze wspomnienie z dzieciństwa.
Urocze wspomnienie z dzieciństwa.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-09-26
Urocze wspomnienie z dzieciństwa.
Urocze wspomnienie z dzieciństwa.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-09-26
Urocze wspomnienie z dzieciństwa.
Urocze wspomnienie z dzieciństwa.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-09-26
Przyjemne, lekkie i niegłupie, chociaż dosyć mroczne - zwłaszcza, jeśli wziąć od uwagę, że ten opis wcale nie odbiega mocno od rzeczywistości.
Przyjemne, lekkie i niegłupie, chociaż dosyć mroczne - zwłaszcza, jeśli wziąć od uwagę, że ten opis wcale nie odbiega mocno od rzeczywistości.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-07-14
Autorowi udało się jakimś cudem uniknąć popadnięcia w protekcjonalny ton, co przy tej perspektywie wcale nie jest aż tak oczywiste. Rewelacyjne anegdoty i niesamowicie celne uwagi nie tylko na temat designu przeplatają się tu z historiami słabszymi i momentami słabości, w których Wicha po prostu trochę zrzędzi. Te mniej wdzięczne (wciąż przynajmniej przyzwoite) momenty rekompensują cenne spostrzeżenia autora na temat przedmiotów, natury współczesności, relacji i oczekiwań, pracy projektanta, celowości designu, jego uczciwości i tego, jak obiekt wchodzi w interakcję z użytkownikiem, odbiorcą. To pierwsza książka od dawna, w której zaznaczałam najlepsze fragmenty po to, żeby do nich wrócić. Warto, trzeba przeczytać. Nawet pomimo słabszych fragmentów.
Autorowi udało się jakimś cudem uniknąć popadnięcia w protekcjonalny ton, co przy tej perspektywie wcale nie jest aż tak oczywiste. Rewelacyjne anegdoty i niesamowicie celne uwagi nie tylko na temat designu przeplatają się tu z historiami słabszymi i momentami słabości, w których Wicha po prostu trochę zrzędzi. Te mniej wdzięczne (wciąż przynajmniej przyzwoite) momenty...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-06-26
Bardzo, bardzo słabe. Taka trochę Bridget Jones napisana przez kogoś bez polotu i ze zbyt wysokim mniemaniem o sobie.
Bardzo, bardzo słabe. Taka trochę Bridget Jones napisana przez kogoś bez polotu i ze zbyt wysokim mniemaniem o sobie.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-06-26
Męczyłam się z tym tytułem bardzo długo, ale ostatecznie dobrnęłam do końca. "Wyspa łza" Joanny Bator jest dziwna - z jednej strony intrygująca, mroczna, tajemnicza i przesiąknięta zapachami, z drugiej męcząca przez autotematyzm i niekiedy pretensjonalne wynurzenia. Wydumane opisy, serie dygresji i jakby wymuszone momentami powroty do głównej bohaterki - obiektu poszukiwań autorki tworzą chaotyczny kolaż bez wyraźnej struktury.
To trochę reportaż o samej sobie i własnych odczuciach w zetknięciu z nowym i obcym. Nie chcę, żeby zabrzmiało to jak zarzut, ale to stereotypowo kobieca książka - bardzo sensualna, emocjonalna i... niestety, trochę egzaltowana. Sama kobiecość jest tu zresztą powracającym motywem.
"Wyspa łza" sprawia wrażenie pamiętnika ze strumieniem świadomości, który autorka zdecydowała się wydać w lekko tylko wygładzonej formie. Efekt? Na pewno zaskakujący, ale i wyczerpujący czytelnika. Do wybitności brakuje bardzo wiele.
Ocena - 5/10, dodatkowy punkt za zdjęcia w środku.
Męczyłam się z tym tytułem bardzo długo, ale ostatecznie dobrnęłam do końca. "Wyspa łza" Joanny Bator jest dziwna - z jednej strony intrygująca, mroczna, tajemnicza i przesiąknięta zapachami, z drugiej męcząca przez autotematyzm i niekiedy pretensjonalne wynurzenia. Wydumane opisy, serie dygresji i jakby wymuszone momentami powroty do głównej bohaterki - obiektu poszukiwań...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-06-26
Ot, takie czytadło. Głównym bohaterem jest samobieżny penis napędzany potrzebą zaliczenia wszystkiego, co ma jędrny tyłek, duże cycki i nie więcej niż trzydzieści lat. Na pewno więcej tu erotyki niż w "50 twarzach Greya", ale to nie jest komplement. Licealistkom śniącym z wypiekami na twarzy o życiu w wielkim mieście powinno się jednak spodobać, frustratom, którzy czują, że przegrali życie, może też. Spodoba im się końcowa puenta, że piniendze to nie wszystko i ludzie zamożni też miewają dosyć.
Jeśli jednak wyciąć z tego niekończący się festiwal seksu, można wyłapać parę interesujących obserwacji na temat korpożycia - przerysowanych co prawda, ale nie aż tak wziętych z sufitu.
Problem w tym, że kiedy po raz 30 czytam o zadzieraniu kiecki i przyciskaniu do ściany, śmiech mię pusty ogarnia i nie potrafię traktować tych wynurzeń serio.
Btw wydanie książki w Novae Res oznacza, że nikt inny nie chciał ruszyć tego nawet kijem przez szmatę. Chociaż "Pokolenie IKEA" sprzedało się ponoć w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy, to wciąż wiele wydawnictw wstydziłoby się mieć tę pozycję w ofercie.
Ot, takie czytadło. Głównym bohaterem jest samobieżny penis napędzany potrzebą zaliczenia wszystkiego, co ma jędrny tyłek, duże cycki i nie więcej niż trzydzieści lat. Na pewno więcej tu erotyki niż w "50 twarzach Greya", ale to nie jest komplement. Licealistkom śniącym z wypiekami na twarzy o życiu w wielkim mieście powinno się jednak spodobać, frustratom, którzy czują, że...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2001
2003
2001
Efekt czytania tego zbioru jest taki, że teraz mam ochotę wyprowadzić się do Berlina zamiast do Pragi. Świetna selekcja tekstów - bardzo różnorodnych, a jednocześnie powiązanych ze sobą, prezentująch skrajnie różne wrażliwości autorów i rozmówców, różne historie, różne zagadnienia i problemy - niektóre osobiste, inne społeczne. Masa ciekawostek dla każdego, kogo interesuje współczesny Berlin i zamieszkujący go ludzie oraz kopalnia wiedzy dla tych, którzy - jak ja - nie zdawali sobie sprawy lub nie zastanawiali się nawet, jak wygląda rozwarstwienie społeczne w stolicy Niemiec po upadku muru berlińskiego. Parę słów także o tym, dlaczego Berlin zarzuca Warszawie pretensjonalność i sztuczność. Świetna książka!
Efekt czytania tego zbioru jest taki, że teraz mam ochotę wyprowadzić się do Berlina zamiast do Pragi. Świetna selekcja tekstów - bardzo różnorodnych, a jednocześnie powiązanych ze sobą, prezentująch skrajnie różne wrażliwości autorów i rozmówców, różne historie, różne zagadnienia i problemy - niektóre osobiste, inne społeczne. Masa ciekawostek dla każdego, kogo interesuje...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to