-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać245
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2020-08-31
2020-05-17
2020-03-21
2020-01-22
Długo zwlekałam z lekturą, tak samo jak z pisaniem tej opinii, więc nie będzie tu nic, poza:
MARTYNA RADUCHOWSKA TRZYMA POZIOM I NIE ZWALNIA. To do tej pory najlepsza część z cyklu - jest mroczniej, poważniej, coraz głębiej poznajemy otaczający Idę magiczny świat, nie zatracając przy tym dobrze znanych nam charakterków postaci czy humoru. Intryga jak zwykle wciągająca, spójna i satysfakcjonująca, akcja trzyma w napięciu do ostatnich stron. Nie brakuje również słodko-gorzkich emocji, relacja Idy i Kruchego rozwija się w subtelny, ale poruszający sposób. <3
Jedyny zarzut, jaki bym miała do powieści, to to, że jest za krótka! Pochłonęłam ją zdecydowanie zbyt szybko, a teraz znów muszę czekać na następne przygody Brzezińskiej i spółki. Zna ktoś jakiegoś siewcę zapomnienia, żebym czasie tworzenia nowej części cyklu mogła przeczytać całą serię od nowa? :p
Długo zwlekałam z lekturą, tak samo jak z pisaniem tej opinii, więc nie będzie tu nic, poza:
MARTYNA RADUCHOWSKA TRZYMA POZIOM I NIE ZWALNIA. To do tej pory najlepsza część z cyklu - jest mroczniej, poważniej, coraz głębiej poznajemy otaczający Idę magiczny świat, nie zatracając przy tym dobrze znanych nam charakterków postaci czy humoru. Intryga jak zwykle wciągająca,...
2019-12-04
Po "Nasze życzenie" sięgnęłam, żeby się odstresować. Nie oczekiwałam wiele, chociaż słyszałam dobre opinie o książce. Niemałą przyjemność sprawiło mi czytanie o odbiorze muzyki przez synestetycznego chłopaka. Autorka również całkiem zgrabnie poprowadziła motyw love-hate relationship. Jednak wciąż pozostawało to niewymagającą lekturą.
Do końca uważałam, że pani Cole nie uda się mnie zaskoczyć - przewidziałam większość wydarzeń i plot twistów. Jednak cały czas zastanawiałam się, jak zostanie rozwiązana (kluczowa dla całej powieści) kwestia zdrowia głównej bohaterki. Rozważałam dwa warianty, ale żaden mnie w pełni nie satysfakcjonował. Myliłam się jednak - pani Cole udało się znaleźć rozwiązanie, które mnie uradowało i jednocześnie pozostało prawdopodobne. I przy okazji złamało mi serce... przez ostatnie 80 stron płakałam jak bóbr!
Podsumowując, mimo prostoty i przewidywalności całej historii, ujęła mnie ona za serce. Niezwykle barwny styl autorki w połączeniu z dobrą kreacją bohaterów oraz prawdopodobnym z medycznego punktu widzenia (co dla biolchema, przyszłego lekarza jest ważne w książkach! :p), wzruszającym zakończeniem sprawiły, że zapamiętam "Nasze życzenie" na długo.
Po "Nasze życzenie" sięgnęłam, żeby się odstresować. Nie oczekiwałam wiele, chociaż słyszałam dobre opinie o książce. Niemałą przyjemność sprawiło mi czytanie o odbiorze muzyki przez synestetycznego chłopaka. Autorka również całkiem zgrabnie poprowadziła motyw love-hate relationship. Jednak wciąż pozostawało to niewymagającą lekturą.
Do końca uważałam, że pani Cole nie...
2019-11-25
Zazwyczaj stronię od oceniania lektur szkolnych, jednak w tym przypadku zrobię wyjątek. Wprost nie mogę uwierzyć jak bardzo mieszane uczucia wywołało we mnie "Przedwiośnie", mam do zarzucenia autorowi tyle samo, za ile go podziwiam.
Wiem, że wpływ na odbiór książki miały okoliczności, w jakich po nią sięgnęłam (niespodzianka: zawsze tak jest, jednak w tym wypadku widzę to wyraźnie). Z jednej strony poirytowanie, jak to - ledwo skończyłam jedną lekturę, a już muszę brać się za następną (i to nie jest sytuacją niezwykłą w klasie maturalnej, jednak chodzi tu o fakt, że przed "Przedwiośniem" czytałam "Chłopów", którzy tak mi się spodobali, że chciałam czytać następną część, "Zimę", ale musiałam się skupić na kolejnej lekturze)? Z drugiej strony ktoś mówi mi, że powieść Żeromskiego była jej ulubioną lekturą z liceum. Więc może nie jest najgorsza, może warto dać szansę?
"Przedwiośnie" dzieli się na 3 części. Pierwsza opowiada młodość naszego głównego bohatera, Cezarego Baryki. I już tutaj pojawia się pierwszy zarzut: jak można było tak szybko "przelecieć" cały ten ogrom cierpienia, jakie dotknęło "Czarusia"? Być może Żeromski chciał szybciej przejść do sedna, nakreślić tylko, jak rodziły się poglądy polityczne tego młodziaka, jednak ja nie mogłam się z tym pogodzić podczas lektury. Fakt, Cezary nie jest kreowany na postać przyjemną, dającą się lubić; czytanie o jego nastoletnich latach w Baku nieraz budzi irytację, a stosunek do matki sprawia, że czytelnik pragnie nim potrząsnąć. Nawet przez to jednak nie mogłam odmówić mu współczucia. To, co go w życiu spotkało było straszne. Byłam gotowa płakać nad cierpieniem Baryki, bo zdawałam sobie sprawę, jaki horror on przeżywa. Ale nie zrobiłam tego. Nie płakałam, ponieważ zdało mi się, że autor nie przywiązuje do tego wagi. Akcja pierwszej części pędziła przysłowiowo "na łeb, na szyję", nie zatrzymując się, by skupić się na emocjach Cezarego. Owszem, było wspomniane, że w tym lub innym momencie odczuwał żal, jednak było go moim zdaniem za mało. Chyba że w ten sposób Żeromski chciał utrzymać klimat znieczulicy, która wykształciła się w sercu Baryki na skutek przeżytych okropieństw. Może, nie wiem.
Nawłoć. Część druga. Tutaj Czaruś zdaje się odnajdywać ukojenie. Może to typowo kobiece, ale ta część podobała mi się najbardziej. Paradoksalnie dzieje się tu więcej, choć akcji jest mniej, w tym sensie, że choć opisywany jest krótszy okres w życiu Baryki, to w końcu skupiamy się na emocjach i szczegółach. To najdłuższy rozdział "Przedwiośnia" właśnie dlatego, że akcja zwalnia i opowiedziana jest z większym naciskiem na spokój życia panujący w posiadłościach szlacheckich. Widziałam opinie, że to telenowela, jednak moim zdaniem pozwala poznać bohatera z drugiej, bardziej uczuciowej strony. Podobało mi się również to, że popełnione przez Barykę błędy nie pozostały bez konsekwencji. Niektóre ciągnęły się za nim nawet po wyjeździe z Nawłoci.
Po powrocie do Warszawy Cezary miota się pomiędzy dwiema frakcjami politycznymi. Autor bardzo dobrze pokazał sposoby myślenia przedstawicieli różnych środowisk. Baryka ściera się z obiema ideologiami, podając argumenty przeciwnej, sam jednak zdaje się gubić w swoich własnych przekonaniach. Zakończenie zdaje się sugerować, że w końcu przystał do jednej ze stron, ale ostatnie zdanie powieści raz jeszcze podkreśla indywidualizm i samotność Cezarego Baryki. Żałuję jednak, że jest to zakończenie otwarte i chociaż mocno sugeruje, jaki los spotkał Czarka, brakuje mi potwierdzenia (a może zaprzeczenia?) moich domysłów.
Raz jeszcze powtórzę, że podczas lektury "Przedwiośnia" targały mną sprzeczne uczucia: poczucie, że ta książka jest ciężarem, że chciałabym się jej jak najszybciej pozbyć, aby móc czytać to, co chcę, a jednocześnie w miarę lektury przywiązałam się do postaci Baryki, wściekałam się na chłód, z jakim potraktowano przeżyte przez niego traumy, na niego samego, gdy błądził w Nawłoci i w końcu na otwarte zakończenie, które po tak długiej przygodzie urwało ją w decydującym momencie. Mimo wszystko polecam "Przedwiośnie" każdemu i myślę, że wrócę do niego za parę lat.
Zazwyczaj stronię od oceniania lektur szkolnych, jednak w tym przypadku zrobię wyjątek. Wprost nie mogę uwierzyć jak bardzo mieszane uczucia wywołało we mnie "Przedwiośnie", mam do zarzucenia autorowi tyle samo, za ile go podziwiam.
Wiem, że wpływ na odbiór książki miały okoliczności, w jakich po nią sięgnęłam (niespodzianka: zawsze tak jest, jednak w tym wypadku...
2019-10-05
Cyrk pojawia się znikąd.
Ale zostaje w pamięci na zawsze...
Cyrk pojawia się znikąd.
Ale zostaje w pamięci na zawsze...
2019-06
2019-06-14
Konie zawsze mnie fascynowały, jednak jest to hobby bardzo kosztowne, zarówno jeśli chodzi o pieniądze, jak i czas na nie poświęcany. Mi nigdy nie było dane praktykować jeździectwa, mimo to, a może raczej dlatego bardzo chętnie sięgnęłam po opowieść o Casey i jej Koniu z Dolara.
Casey Blue to młoda dziewczyna, mieszkająca wraz z ojcem w jednej z biedniejszych dzielnic Londynu, mająca za przyjaciółkę starszą panią i marząca o karierze elitarnego jeźdźca. Niestety, nie stać jej na spełnienie swoich snów, dlatego musi zadowalać się wolontariatem w miejscowej podupadającej stajni Hope(less) Lane. Wszystko zmienia się, gdy pewnego styczniowego dnia razem z ojcem ratują konia wiezionego do ubojni, kupując go za jedynie dolara. Casey nareszcie ma własnego wierzchowca, co jest przecież krokiem do wymarzonego startu w konkursie w Badminton. Jednak po drodze będzie musiała pokonać mnóstwo przeciwności i zmierzyć się z demonami przeszłości. Czy wystarczą jej do tego jedynie miłość do Sztorma i wiara w marzenia?
Tak jak wspomniałam wcześniej, kocham konie od zawsze, także niewiele mi trzeba do szczęścia w książkach o nich. Lauren St John przepięknie pokazała budowanie relacji pomiędzy człowiekiem a koniem, który przeszedł w życiu bardzo wiele. Właśnie tak zawsze wyobrażałam sobie obcowanie z tymi pięknymi zwierzętami - miłość i zaufanie, jedno wynika z drugiego. Casey jest bohaterką, do której pała się sympatią i kibicuje od początku do końca: ciepła, ale potrafiąca bronić swojego zdania, zdeterminowana, oddana marzeniom i lojalna. Podobało mi się, że autorka stawiała przed nią realne problemy, towarzyszące posiadaniu konia, treningom czy radzeniu sobie z presją otoczenia. Owo otoczenie - świat elitarnego sportu, jakim jest jeździectwo - również zostało opisane konkretnie, bez wygładzania, pomijania mniej przyjemnych aspektów, wszystko pokazane takie, jakim jestem w stanie uwierzyć, że naprawdę jest: rywalizacja, ambicje, docinki, wywyższanie się, brudne sprawki ludzi z daleka wyglądających na idealnych. St John poradziła sobie z opisem tego świata również pod względem terminologicznym - nie czułam się przytłoczona opisami pełnymi profesjonalnego słownictwa, wszystko było jasne i zrozumiałe.
Jedynym minusikiem jest objętość tej książki - jest zdecydowanie za krótka! Przez cały czas czytania zastanawiałam się, gdzie autorka tak pędzi. Akcja momentami przeskakiwała o kilka tygodni i szczerze mówiąc, miałam nadzieję, na dokładniejsze opisy samych zawodów, w których brała udział Casey na Zapowiedzi Sztormu. Tymczasem pędziliśmy do Badminton, nie zatrzymując się dłużej nawet na tych zawodach, w których szło młodej Blue świetnie. Myślę, że gdyby książka była o te chociaż 50 stron dłuższa, mogłaby zyskać.
Od kontynuacji oczekuję przede wszystkim pociągnięcia wątku Angeliki Smith, Casey i Petera oraz, o dziwo, Anny Sparks, ponieważ naprawdę jestem ciekawa, jak potoczyły się losy tej dziewczyny i mam nadzieję, że ona i młoda Blue jeszcze nieraz staną w szranki.
Podsumowując, uważam że "Bezcenny" to idealna pozycja dla koniarzy i takich, którzy tak jak ja zawsze chcieli koniarzami zostać. Przyjemność z czytania o perypetiach Casey i Sztorma gwarantowana!
Konie zawsze mnie fascynowały, jednak jest to hobby bardzo kosztowne, zarówno jeśli chodzi o pieniądze, jak i czas na nie poświęcany. Mi nigdy nie było dane praktykować jeździectwa, mimo to, a może raczej dlatego bardzo chętnie sięgnęłam po opowieść o Casey i jej Koniu z Dolara.
Casey Blue to młoda dziewczyna, mieszkająca wraz z ojcem w jednej z biedniejszych dzielnic...
2019-06-09
Sama nie wiem, czego się spodziewałam, sięgając po "Słowa w ciemnym błękicie", chyba zwyczajnej młodzieżówki, niewymagającej i niezapadającej w pamięć. Tymczasem była to książka skłaniająca do refleksji, oczarowująca swoim klimatem. Cath Crowley ma ten specyficzny styl, który ostatni raz zaobserwowałam w Baśnioborze: przez książkę nie płynie się szybciutko i przyjemnie, mimo to nie można się oderwać, ponieważ autorka stworzyła w powieści świetny nastrój. Wątek śmierci bliskiej osoby został moim zdaniem opisany z idealnym wyczuciem - niezbyt depresyjnie, ale również nie został zbagatelizowany. I ten motyw Biblioteki Listów! Aż chciałoby się taką założyć. W książce niby nic się nie dzieje, ale czyta się to z przyjemnością. Książka idealna na lato.
Sama nie wiem, czego się spodziewałam, sięgając po "Słowa w ciemnym błękicie", chyba zwyczajnej młodzieżówki, niewymagającej i niezapadającej w pamięć. Tymczasem była to książka skłaniająca do refleksji, oczarowująca swoim klimatem. Cath Crowley ma ten specyficzny styl, który ostatni raz zaobserwowałam w Baśnioborze: przez książkę nie płynie się szybciutko i przyjemnie,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-05-15
Słodka, odrobinę ckliwa historia rozgrywająca się w najromantyczniejszym mieście świata.
Nie zamierzam się specjalnie rozpisywać, powiem tak:
-> Główna bohaterka do polubienia, łatwo się z nią utożsamić, zwłaszcza osobom przeżywającym swoje pierwsze miłości, crushe itp, momentami lekko irytująca, ale w ogólnym rozrachunku przyjemnie czytało się o jej perypetiach.
-> Bohaterowie poboczni budzący sympatię, niektórzy trochę mało rozwinięci (a szkoda!), ETIENNE ST. CLAIR TRAFIA NA LISTĘ KSIĄŻKOWYCH MĘŻÓW <3
-> Fabuła dosyć prosta, dosłownie kilka wątków, wpisująca się w konwencję lekkiego romansu młodzieżowego, odrobinę przewidywalna, ale nie przeszkadza to jakoś mocno w lekturze.
-> Paryż jako tło całej historii wypadł zadowalająco, tj. było go trochę za mało (ale może tylko dla mnie jako miłośniczki Francji), ale to, co zostało wspomniane, jest opisane dosyć wyczerpująco, aż chce się odwiedzać!
Nie żałuję, że przeczytałam; pomimo tego, że fabuła nie jest mocno wymagająca, momentami wręcz trochę głupiutka, to bohaterowie są tak uroczy, że z zapałem przewracałam każdą kolejną stronę, pragnąc więcej Etienne'a ;p Może kiedyś wrócę do "Anny i pocałunku w Paryżu".
Słodka, odrobinę ckliwa historia rozgrywająca się w najromantyczniejszym mieście świata.
Nie zamierzam się specjalnie rozpisywać, powiem tak:
-> Główna bohaterka do polubienia, łatwo się z nią utożsamić, zwłaszcza osobom przeżywającym swoje pierwsze miłości, crushe itp, momentami lekko irytująca, ale w ogólnym rozrachunku przyjemnie czytało się o jej perypetiach.
->...
2018-04-10
2019-04-23
"Demon Luster" dał mi wszystko to, czego zabrakło mi w "Szamance od umarlaków"! :D
Po całkiem niezłym, wprowadzającym pierwszym tomie, autorka wręcza nam wspaniałą kontynuację. Oto lista powodów, za które pokochałam "Demona Luster":
* Akcja, która wciąga już od pierwszych stron! W prologu zostaje nam przypomniane, jak się sprawy mają po pierwszej części, także Demona można czytać po dłuższej przerwie (mimo iż nie wierzę, że ktoś zdołałby wytrzymać na tyle długo bez sięgnięcia po drugi tom, żeby zapomnieć, co działo się w pierwszym ;)). A potem już nic nie stoi na przeszkodzie, by się rzucić w wir wydarzeń, ponieważ Ida wpadła w poważne kłopoty, a Kruchy i Tekla robią wszystko, by ją z nich wyciągnąć. Tu muszę pochwalić autorkę za wspaniałe wyważenie między scenami "akcji właściwej" a spokojniejszymi elementami. Jak w "Szamance od umarlaków" zarzucałam p. Raduchowskiej za szybkie tempo rozwoju wątków, tak uważam że w "Demonie Luster" wyszło idealnie.
* Dokładniejsze poznanie zaprzyjaźnionych postaci. Wspomniane w poprzednim punkcie "spokojniejsze elementy" autorka przeznaczyła m.in. na bliższe przedstawienie znanych nam już bohaterów. Poznajemy przeszłość i motywację Kruchego, historię jego przyjaźni z Rudą, widzimy coraz więcej Teklowych uczuć. Charakter Idy się rozwija, dziewczyna jest tu bardziej dojrzała, mimo że nie porzuca do końca swoich lęków i sceptyzmu odnośnie wszystkiego, co magiczne, wtedy jednak nie byłaby Idą ;)
* Barwna plejada drugoplanowych postaci. A mówiąc "barwna", mam na myśli zarówno dosłownie kolorową Kornelię Kwiatuszek, fiołkowooką tajemniczą kobietę z wizji Idy, jak i mrocznego Kusiciela oraz wrednego gościa z Wewnętrznego z obsesją na punkcie pewnego stalowookiego podkomisarza. To, jak ciekawe i różne postacie potrafi tworzyć p. Martyna jest naprawdę godne pochwały. Jedni od razu wzbudzają naszą sympatię, inni antypatię, ale żadne z nich nie jest stuprocentowo zdeklarowane jako dobre czy złe. No, może poza Wrońskim :p
* UPERSONIFIKOWANY DO KOŃCA PECH! Nawet nie wiecie, jak szczęśliwa byłam, gdy autorka spełniła moje marzenie z pierwszego tomu, doprowadzając do rozmowy Idy i gnębiącego ją od lat Pecha :D Oczywiście nie zabrakło sarkastycznego humoru właściwego im obojgu i mimo nieciekawych okoliczności, w jakich obydwoje się znaleźli, nie mogłam opanować tego uczucia ciepełka w serduszku, gdy czytałam, jak wciąż się przekomarzają :p
* Spójność całej powieści. Chociaż książka, w porównaniu z pierwszym tomem, jest gruba, ani przez chwilę w trakcie lektury nie poczułam, że czytam coś niepotrzebnego, nic nie wnoszącego do fabuły. Mimo objętości, powieść nie ma w sobie tzw. zapychaczy, każdy szczegół jest ważny i prowadzi nas do rozwiązania zagadki. Wszystko się ze sobą logicznie łączy, po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam się usatysfakcjonowana rozwiązaniem wątków, nie było (jak w większości przypadków książek młodzieżowych, niestety) uczucia, że autor nie ma pomysłu na finał i próbuje wcisnąć czytelnikowi jakieś naprędce sklecone zakończenie. W "Demonie Luster" wszystkie wątki są składnie zamknięte, ale, co mnie bardzo cieszy, autorka zostawiła sobie furtkę na kontynuację. I mam nadzieję, że niedługo ją wykorzysta!
Jeżeli pierwszy tom cyklu o szamance od umarlaków nie przekonał Was do siebie do końca, to bardzo proszę, dajcie szansę "Demonowi Luster". To tu się zaczyna prawdziwa przygoda, sięgnijcie, a nie zawiedziecie się :D
"Demon Luster" dał mi wszystko to, czego zabrakło mi w "Szamance od umarlaków"! :D
Po całkiem niezłym, wprowadzającym pierwszym tomie, autorka wręcza nam wspaniałą kontynuację. Oto lista powodów, za które pokochałam "Demona Luster":
* Akcja, która wciąga już od pierwszych stron! W prologu zostaje nam przypomniane, jak się sprawy mają po pierwszej części, także Demona...
2019-04-15
Chciałbyś umieć rozmawiać z duchami?
A może marzą Ci się polowania na demony?
Jeśli tak, łap szybko za "Szamankę od Umarlaków", może początkujące medium Ida Brzezińska wybije Ci takie pomysły z głowy!
Ida Brzezińska to jedyne dziecko pary bardzo szanowanych w magicznym świecie czarodziejów. Niestety, ona sama nie ma w sobie ani krztyny magii i wcale nie zamierza podążać ścieżką rodziców. Kiedy dostaje się na wymarzone studia, opuszcza dom rodzinny zadowolona, że w końcu może zacząć normalne życie. Jednak los ma wobec niej inne plany. Dziewczyna zaczyna widzieć rzeczy, których nie dostrzegają inni, aż w końcu zmuszona jest wprowadzić się do zrzędliwej ciotki Tekli, by rozpocząć szkolenie. A to dopiero początek jej kłopotów.
Powieść może i nie jest idealna, ale ma w sobie coś, co sprawia, że chce się czytać dalej. Historia Idy, chociaż z początku zagmatwana i chaotyczna, rozwija się dość szybko i wciąga czytelnika w wir wydarzeń, których nie powstydziłaby się Veronica Roth czy Kendare Blake.
Przyznam, że trochę brakowało mi dokładniejszego opisu mechanizmów rządzących światem magii. To znaczy one były, ale nie trafiły do mnie w 100%. Na przykład sprawa Oka - czym ono jest niby wiadomo, ale wciąż zastanawiam się, na czym polega uskuteczniane przez Idę maskowanie Oka. Do tego irytującym był fakt, że chociaż bohaterka przeszła wielomiesięczne szkolenie, o jej umiejętnościach dalej wiemy niewiele. Informacje o podejmowanych przez młode medium magicznych czynnościach są nam "rzucane" przy okazji pędzącej akcji, nie dając chwili na zastanowienie się nad nimi.
Następną kwestią jest akcja. Jest jej w powieści dużo, co wielu czytelników, w tym ja sama, uważa za plus. Jednak w "Szamance od umarlaków" brakowało mi (nie myślałam, że to kiedykolwiek napiszę) właśnie spokojniejszych fragmentów. Chociażby po to, by móc przyswoić sobie informacje o świecie przedstawionym, rozeznać się trochę w panujących tam prawach, a nie tylko dowiedzieć się, że coś istnieje, "bo tak" i lecieć dalej. Moim zdaniem, jako że jest to pierwsza część cyklu, autorka mogła trochę więcej uwagi poświęcić konstrukcji świata, chociażby szczegółowiej opisując szkolenie Idy przez Teklę. Co prawda powieść trochę by się wydłużyła i zaistniałoby ryzyko, że czytelnik się znudzi, ale przy stylu p.Raduchowskiej nie powinno się tak zdarzyć, a książka mogłaby wiele zyskać.
Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu do gustu przypadnie styl autorki, mi akurat się podobał. Jest dosyć prosty, ale to tylko podbija, w moim odczuciu,charakter głównej bohaterki, która desperacko pragnie wieść normalne życie, jednak, jak można się domyślić, wcale jej to nie wychodzi. Ida Brzezińska od pierwszych stron wzbudziła moją sympatię. To dziewczyna konkretna, usiłująca się usamodzielnić i nie dać się przygnieść oczekiwaniom związanym z jej pochodzeniem. Niestety, jej zapał szybko zostaje ostudzony zderzeniem się z, czy tego chce, czy nie, magiczną rzeczywistością. Ida ma swoje wątpliwości, nie pcha się też prosto w paszczę niebezpieczeństwa, wręcz odwrotnie, chciałaby uciec od niego jak najdalej, co jest jak najbardziej zrozumiałe i czyni Brzezińską bohaterką wiarygodną.
Kłopoty jednak lgną do Idy jak ćmy do lampy, a to za sprawą pewnego złośliwego jegomościa, który czyni tę powieść wyjątkową na tle innych. Mowa tu oczywiście o Pechu, personifikacji przysłowiowego pecha. Podczas gdy to inni ludzie mają pecha, nasz książkowy Pech ma Idę. I trzyma ją mocno, nie zamierza wypuścić ani odpuścić dziewczynie, cały czas rzucając jej kłody pod nogi. Co prawda miałam nadzieję, że Pech będzie jeszcze bardziej uosobiony, jeśli można tak to nazwać, tj. będzie cielesną postacią, którą Ida spotka na swej drodze, i chociaż tak się nie stało, Pech wzbudza sympatię i dodaje całej powieści kolorytu.
"Szamanka od Umarlaków" Martyny Raduchowskiej nie jest bez wad, nie oznacza to jednak, że nie można się przy niej dobrze bawić. Wartka, momentami zapierająca dech akcja, wzbudzający sympatię bohaterowie i sarkastyczny humor czynią z tej powieści idealną odskocznię od codzienności. Nie mogę się doczekać drugiego tomu!
Chciałbyś umieć rozmawiać z duchami?
A może marzą Ci się polowania na demony?
Jeśli tak, łap szybko za "Szamankę od Umarlaków", może początkujące medium Ida Brzezińska wybije Ci takie pomysły z głowy!
Ida Brzezińska to jedyne dziecko pary bardzo szanowanych w magicznym świecie czarodziejów. Niestety, ona sama nie ma w sobie ani krztyny magii i wcale nie zamierza podążać...
2019-01-20
~~Czy wychodzicie czasem ze swojej czytelniczej strefy komfortu?~~
Takie pytanie padło w filmiku pewnej youtuberki, a że bardzo ją lubię, postanowiłam skomentować, a kopię wrzucam tutaj ;)
Normalnie nie sięgam po horrory/thrillery, tylko czasami, żeby sobie zrobić małą odskocznię, a i tak zazwyczaj jest to horror/thriller młodzieżowy, a po historyczne to już w ogóle, więc "Głód" Almy Katsu był chyba moją pierwszą "pełnokrwistą książką dla dorosłych", że się tak wyrażę hahaha.
I BARDZO mi się podobało, matko, jak ja się wciągnęłam! Znaczy nie od razu, najpierw musiałam się przyzwyczaić do niemłodzieżowego stylu i poczekać, aż "coś zacznie się dziać", ale potem przepadłam :D Bardzo się zżyłam z niektórymi bohaterami, klimat książki mnie oczarował (mimo że to książka prawie historyczna - przecież Wyprawa Donnera odbyła się naprawdę). Element "upiorny" sprawił, że nieswojo się czułam wracając wieczorami do domu po zajęciach :p Tylko zakończenie i rozwiązanie sprawy mi jakoś nie do końca pasowało, miałam wrażenie, że autorka zrobiła to trochę na szybko.. No i prolog z epilogiem mi się nie zgadzały :v ale może po prostu coś mi umknęło podczas lektury.
Niemniej jednak "Głód" był strzałem w dziesiątkę, tym razem zdecydowanie się opłaciło wyjście ze strefy komfortu!
~~Czy wychodzicie czasem ze swojej czytelniczej strefy komfortu?~~
Takie pytanie padło w filmiku pewnej youtuberki, a że bardzo ją lubię, postanowiłam skomentować, a kopię wrzucam tutaj ;)
Normalnie nie sięgam po horrory/thrillery, tylko czasami, żeby sobie zrobić małą odskocznię, a i tak zazwyczaj jest to horror/thriller młodzieżowy, a po historyczne to już w ogóle, więc...
2018-11
2018-09-30
2017-03
Minus za to, że nie dałam rady czytać jej jednym ciągiem. Poza tym uważam, że jest to ważna, uświadamiająca i zachęcająca do przemyślenia wielu spraw lektura.
Minus za to, że nie dałam rady czytać jej jednym ciągiem. Poza tym uważam, że jest to ważna, uświadamiająca i zachęcająca do przemyślenia wielu spraw lektura.
Pokaż mimo to