-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel16
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać2
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Biblioteczka
Już dawno nie spotkałam się z tak barwnym językiem. Opisy miejsc, zachowań, smaków oraz zapachów - sprawiły, iż na moment przeniosłam się do Stambułu. Miasta będącego łącznikiem między poukładaną Europą, a wielokolorową Azją.
Książka opowiada o smutnym losie młodej kobiety, której życie zdecydowanie nie potoczyło się bajkowo. Warto przeczytać, by docenić swoje szczęście. Polecam.
Już dawno nie spotkałam się z tak barwnym językiem. Opisy miejsc, zachowań, smaków oraz zapachów - sprawiły, iż na moment przeniosłam się do Stambułu. Miasta będącego łącznikiem między poukładaną Europą, a wielokolorową Azją.
Książka opowiada o smutnym losie młodej kobiety, której życie zdecydowanie nie potoczyło się bajkowo. Warto przeczytać, by docenić swoje szczęście....
Nie zawsze mam chęć na ambitną literaturę. W zasadzie lubię sobie przeplatać tematykę czytanych książek. Erotyka, reportaż, dobry kryminał, czy powieść obyczajowa poruszające ważne, acz trudne tematy. Wtedy mam wrażenie, że umysł pracuje na wyższych obrotach, starając się odzwierciedlać słowo pisane w obrazach malowanych przez wyobraźnię. Niestety, po lekturze „Kliniki miłości” umysłowe obroty znacznie zwolniły.
Co tu dużo pisać – zawiodłam się. A zawiodłam się dlatego, że poprzednia książka autorstwa Sonii Rosy „Nimfomanka” była naprawdę dobra. Ale tak to już bywa, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, lecz w przypadku „Kliniki miłości” to nie była wykwintna kolacja, lecz kebab zjedzony w pośpiechu w przydrożnym barze. Nijaki, niedoprawiony i przyprawiający o mdłości.
Fabułę można streścić w kilku zdaniach. Postać wiodąca – Igor Orłow, chirurg plastyczny o celebryckich zapędach, który rozpina rozporek przed wszystkimi istotami wyposażonymi w piczkę i głębokie gardło.
„Miał łatkę playboya i lekkoducha. Żył chwilą, ruchał co popadnie i korzystał z każdej nadarzającej się okazji.”
Razem z koleżanką ze studiów, Leną Majewską, otworzyli klinikę, do której zakompleksione babeczki walą drzwiami i oknami, rozkładając portfele oraz przy okazji – nogi. Oczywiście, Lena też się potajemnie kocha w Igorze, bo przecież która z niewiast by się oparła jego niepowtarzalnemu urokowi osobistemu. Ale szanowny pan Igor ma też swoje zasady:
Orłow stroni od miłości. Dla niego to słabość, nie prowadząca do niczego dobrego. Brak zaangażowania był równoznaczny z wolnością. Do swojego ekskluzywnego domu mógł zapraszać kogo chciał i kiedy chciał. A związek by to wszystko popsuł. Narzucił niepotrzebne obowiązki, założył obrożę ze smyczą flexi do udawanej swobody.
Zresztą miłość była dla niego przereklamowana. Wystarczyło użyć pięknych słów, sprawdzonych bloków tematycznych, by każda przedstawicielka płci pięknej, chciała poczuć się jak tania dziwka czy to z obrączka na palcu, czy z kawalerką do spędzania samotnych wieczorów. Seks bez emocji zapełniał chwilowo pustą przestrzeń, był odskocznią od pragnień. Zaspokajając ciało, uciszało się rozum. Taka sztuczka magiczka.
Ale w końcu i największych twardzieli dopada ta słabość miłością zwaną. I wtedy to, co proste oraz oczywiste, stało się niedopowiedziane i odległe.
Nie będę zdradzała dalszego wątku „akcji”, choć już po kilku rozdziałach, będzie on przewidywalny jak wróżby wróżbity Macieja. Niby mające przynieść zaskoczenie, ale wywołujące jedynie ironiczny uśmiech. „Klinika miłości” nie wciągnęła mnie, ani pod względem fabuły, ani tym bardziej prowadzonej narracji oraz użytego języka, który bardziej przypominał słownictwo rynsztokowe używane w podupadających tanich magazynach erotycznych niż słownictwo książki mającej budować erotyczne napięcie. Jak dla mnie jest to słaby zabieg komercyjny, kiedy nie liczy się jakość, lecz ilość sprzedanych egzemplarzy. Szkoda straconego potencjału pisarskiego.
Nie zawsze mam chęć na ambitną literaturę. W zasadzie lubię sobie przeplatać tematykę czytanych książek. Erotyka, reportaż, dobry kryminał, czy powieść obyczajowa poruszające ważne, acz trudne tematy. Wtedy mam wrażenie, że umysł pracuje na wyższych obrotach, starając się odzwierciedlać słowo pisane w obrazach malowanych przez wyobraźnię. Niestety, po lekturze „Kliniki...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-11-12
Gdy tylko zobaczyłam, że Kasia Nosowska napisała kolejną książkę, od razu wiedziałam, że chcę ją przeczytać. Może nie do końca jej felietony są związane z erotyką, ale opisują codzienne życie, troski i radości i to w sposób taki zwyczajny, normalny, ludzki. Bez zbędnego nadęcia, rozdmuchiwania problemów, ale też w dobitnym języku, czasami nie pozostawiającym złudzeń, których tak wszyscy łakniemy.
„Powrót z Bambuko” to w zasadzie zbiór myśli wszelakich, choć ich wspólnym mianownikiem jest człowiek. Człowiek zagubiony i odnaleziony, człowiek pracujący oraz szukający swojej pasji, człowiek wierzący i niewierzący, człowiek zdradzany i zdradzający, człowiek…
„Samotność też jest iluzją. Można się w niej zatracić, będąc INNYM pośród takich samych, lub rozejrzeć się w poszukiwaniu innych INNYCH. Oni są. Szukajcie.”
Jak często czujecie się samotni? Ja chociaż samotna nie jestem, to czasem czuję się sama ze swoimi przemyśleniami i rozterkami. Niby wiem, czego chcę, a jednak nie wiem. Albo niby nie wiem, chociaż podświadomie wiem. Skomplikowane to wszystko jakieś.
„Wyjść na ludzi nie znaczy być dobrym, zdrowym, stabilnym emocjonalnie. Znaczy mieć na wszystko, czego dusza zapragnie. Wielu z nas niestety nie ma, co sprawia, że wiecznie stoimy w kolejce po szczęście.”
Tu też się zgodzę. Bo w zasadzie ciągle nam mało. A to mieszkanie ma za mały metraż, a to samochód za mały bagażnik, a to wypłata na koncie ma za mało zer. Ciągle tylko mało, mało, mało! STOP!!! Czy aby na pewno? W zasadzie bogactwa mamy pod dostatkiem, o ile sami się na ów bogactwo otworzymy. Przytulanie, gorąca herbata w ulubionym kubku, rozmowa z dawno nie widzianą przyjaciółką, która w poszukiwaniu szczęścia wyjechała za granicę, spacer do lasu i wsłuchanie się w szelest liści. Przecież to nic nie kosztuje, a tak wiele daje. Czemu wciąż odmawiamy sobie tych małych przyjemności i sukcesywnie pomniejszamy ich znaczenie?
„Oduczamy się brania odpowiedzialności za cokolwiek. Kiedy jest nam źle, obwiniamy o to świat i ludzi, pragnąc by ten sam świat i ci sami ludzie przywrócili nam dobrostan.”
A skoro podejmujemy pewne decyzje, to ze wszystkimi ich konsekwencjami. Wielokrotnie życie kopnie nas w tyłek, aż poza linię horyzontu. Ale kto wie? Może właśnie, gdy wylądujemy za tą linią horyzontu, zyskamy nową perspektywę? Nie bójmy się stawiać pytań, ale jeszcze bardziej nie bójmy się szukać odpowiedzi.
Miłość, seks i Instagram
Nosowska w swych felietonach podejmuje również tematy związane ze związkami. Pisze o tym, jak to żona dopiero zaczęła doceniać męża, gdy ta go odtrąciła, a on poszedł do innej. Że nie ma miłości bez kłótni i różnicy poglądów, że…
Za co cenię Nosowską? Za jej bezpośredniość, której nauczyła się dzięki latom doświadczenia obcowania z różnorodnymi osobowościami. Ja wciąż się uczę trudnej sztuki nie przejmowania się. Niby ostre słowa spływają po mnie, a ja staram się wyrzucać je w otchłań zapomnienia. Ale skłamałabym, gdybym zaprzeczyła, że momentami nie zdarzają się komentarze, potrafiące pociąć rozsądek na malutkie kawałki. Wtedy tylko czas i odnalezienie spokoju potrafić skleić to wszystko w całość.
„Powrót z Bambuko” to świetna odskocznia od szarugi za oknem, potrafiącej niezauważenie zamienić rozgrzane serce w szarą obojętność. Nosowska potrafi rozbawić, zasmucić, dać powód do zatrzymania się w życiowej gonitwie. Polecam każdemu do przeczytania. Zróbcie prezent sobie, albo komuś Wam bliskiemu. Nie zawiedziecie się. A ja z niecierpliwością czekam na następne książki Kasi, gdyż jej słowa po prostu do mnie trafiają.
Gdy tylko zobaczyłam, że Kasia Nosowska napisała kolejną książkę, od razu wiedziałam, że chcę ją przeczytać. Może nie do końca jej felietony są związane z erotyką, ale opisują codzienne życie, troski i radości i to w sposób taki zwyczajny, normalny, ludzki. Bez zbędnego nadęcia, rozdmuchiwania problemów, ale też w dobitnym języku, czasami nie pozostawiającym złudzeń,...
więcej mniej Pokaż mimo toObowiązkowa pozycja dla osób, które lubią opowiadać słowem pisanym. Dużo wiedzy, dużo inspiracji. Polecam!
Obowiązkowa pozycja dla osób, które lubią opowiadać słowem pisanym. Dużo wiedzy, dużo inspiracji. Polecam!
Pokaż mimo to
Jeszcze kilkanaście lat temu nasza technologiczna rzeczywistość wyglądała zgoła inaczej. Telefony służyły wyłącznie do dzwonienia i pisania, na szybszy Internet można było liczyć jedynie w kafejkach internetowych, a po domu nie jeździły inteligentne odkurzacze zapamiętujące za pomocą algorytmów układ pomieszczeń. Dziś każdy w kieszeni chowa urządzenie, które dzięki swoim funkcjonalnościom pozwala określić trasę do wyznaczonego celu, zapłacić za zakupy i korzystać z dobrodziejstw i wiedzy, jakie kryją się w sieci. Właściwie z domu można wyjść jedynie z kluczami i z telefonem. Nawet klucze okazują się zbyteczne, gdy ktoś ma w drzwiach zamontowany zamek elektroniczny. Nic więc dziwnego, że technologie coraz bardziej wkraczają w intymny świat związków i seksu.
„Moje życie wśród seks robotów, zaczęło się tam, gdzie rodzi się wiele pomysłów, czyli w pubie” – po przeczytaniu tego zdania we wstępie książki, wiedziałam że jej autorka Kate Devlin zabierze mnie w fascynujący świat seksualnej robotyki. Ta brytyjska informatyczka jest wykładowczynią na londyńskim Wydziale Humanistyki Cyfrowej i fascynuje się interakcjami, jakie zachodzą na linii człowiek – komputer, a te z roku na rok stają się coraz bardziej zaawansowane, jak i skomplikowane zarazem.
Seks kiedyś, dzisiaj i jutro
Książka „Seksroboty” nie jest literaturą łatwą, taką do przeczytania na jeden wieczór. Ona zdecydowanie wymaga czasu i skupienia. Poszczególne rozdziały poruszają różnorodne zagadnienia związane z próbą ożywania rzeczy materialnych. Począwszy od zarysu historycznego i mitu o Pigmalionie, który zakochał się w wyrzeźbionym przez siebie posągu idealnej kobiety, poprzez zagadnienia filozoficzne i etyczne, kończąc na opisie technologii już dostępnych, jak i śmiałych projektów będących dopiero w fazie projektowania.
Przyznaję, niektóre rozdziały były dla mnie trudne do przejścia i czasami dany fragment musiałam czytać po kilka razy, by wyłowić z nich zrozumiały sens, ale pozostała część zawartości była dla mnie interesującą podróżą, nie tylko po sferach robotyki, ale szeroko pojętej erotyki. Dzięki niej na przykład dowiedziałam się, że są burdele z… erotycznymi lalkami. I to nie jedynie w krajach azjatyckich, w których silikonowe lalki są bardzo popularne (przede wszystkim ze względu na czasochłonną kulturę pracy i wiążącym się z nią poczuciem samotności), ale również w krajach europejskich. Niektóre z tych lalek są stworzone w taki sposób, aby klient mógł zamontować w nich swoją… sztuczną pochwę. Wszak i w tym przypadku, higiena i bezpieczeństwo powinny być na pierwszym miejscu.
W książce także po raz pierwszy spotkałam się z terminem „incel” (involuntary celibate) – są to mężczyźni, którzy z założenia nie z własnej woli skazali się na celibat, a przy okazji to mężczyźni nienawidzący kobiet. Według nich, kobiety nastawione są wyłącznie na związki z mężczyznami przystojnymi i bogatymi, a cała reszta jest przez nich spychana na margines. Ale myślę, że tej specyficznej grupie poświęcę osobny wpis, gdyż jej psychologiczne podłoże mnie zaintrygowało.
Seksualna rzeczywistość
To, co spodobało mi się w „Seksrobotach”, to jej adekwatność do obecnych czasów. Odkąd na blogu zaczęłam recenzować gadżety erotyczne, nie zdawałam sobie wcześniej sprawy z ich technologicznego zróżnicowania. Są zabawki przeznaczone wyłącznie dla par, pań lub panów. Jedne z nich wibrują, inne pulsują, a jeszcze inne zasysają. Są dilda napędzane ruchem dłoni, ale są też gadżety pozwalające za pomocą aplikacji uprawiać seks na odległość. Cała gama możliwości, o których przeczytacie w książce. Autorka opisuje również wirtualne oprogramowania, które mają realny wpływ na nasze życie, jak Asystent Google czy Siri – inteligentny asystent osobisty, będący częścią systemów operacyjnych Apple.
Nie chcę zdradzać całej treści książki, ale dowiecie się z niej – w jakim kierunku rozwija się seksrobotyka? Czy związek z robotem będzie możliwy? Jakie szanse, a jakie zagrożenia może przynieść rozwój technologii w tak delikatnej sferze jaką jest seks? Czy roboty zdominują naszą rzeczywistość, a może staną się antidotum na chroniczną samotność? Wiele pytań. Na niektóre z nich znajdziecie w „Seksrobotach” odpowiedzi, ale część z nich postawi Was przed koniecznością samodzielnych rozważań. Bez wątpienia książka Kate Devlin jest wartościową publikacją, przedstawiającą różnorodne badania i wnioski z nich wynikające, związane z ludzką seksualnością. A ile ludzi, tyle historii, potrzeb oraz pragnień…
Jeszcze kilkanaście lat temu nasza technologiczna rzeczywistość wyglądała zgoła inaczej. Telefony służyły wyłącznie do dzwonienia i pisania, na szybszy Internet można było liczyć jedynie w kafejkach internetowych, a po domu nie jeździły inteligentne odkurzacze zapamiętujące za pomocą algorytmów układ pomieszczeń. Dziś każdy w kieszeni chowa urządzenie, które dzięki swoim...
więcej mniej Pokaż mimo toZdecydowanie każdy kto na poważnie myśli o prowadzeniu internetowego biznesu powinien tę książkę przeczytać. I to wielokrotnie ;)
Zdecydowanie każdy kto na poważnie myśli o prowadzeniu internetowego biznesu powinien tę książkę przeczytać. I to wielokrotnie ;)
Pokaż mimo to2020-10-02
Przypadkowe spotkanie, uśmiech, gest. Wymiana spojrzeń, słów, dotyku. Moment, w którym wiesz, że za chwilę twoje najbardziej skrywane fantazje zaraz się spełnią. Twój oddech przyspiesza, serce nabiera rozpędu. Decydujesz się spróbować i podjąć ryzyko w tej szaleńczej grze. W grze, w której główną wygraną jesteś ty i twoje pragnienia… „Tonąca w błękicie” autorstwa Magdy Mili, to opowieść o poszukiwaniu siebie w świecie erotycznych doznań. W świecie, w którym albo można utonąć albo zwycięsko wypłynąć na powierzchnię pożądania.
Lilka – to kobieta na lekkim życiowym zakręcie. Na koncie ma już rozwód i dwójkę nastoletnich dzieci. Sama realizuje się w pisaniu zarówno dla redakcji oraz łapiąc prywatne zlecenie. Krok po kroku zaczęła na nowo dopasowywać puzzle własnego życia. Jej przyjaciółka Anka sukcesywnie stara się jej dopomóc w znalezieniu szczęścia, umawiając ją na kolejne randki. Jak łatwo się domyśleć – efekt tych działań jest dość mizerny. Zupełnie jakby zabrakło atrakcyjnych mężczyzn dookoła… Ale tak jak zawsze. Gdy szukasz kogoś, to trafiasz na samych nieodpowiednich ludzi. Kiedy odpuszczasz – uczucie samo puka do twych drzwi.
I te wpojone schematy, co można a czego nie. Co wypada, a co jest zabronione. Wszak nie powinno być żadnych odstępstw od roli przykładnej matki czy wzorowej żony. Fantazje? Najlepiej zamieść je pod dywan i udawać, że ich nie ma. Pragnienia? To przecież tylko wymysł wyobraźni.
Nieplanowane spotkanie
Kandydat na randkę w ciemno nie pojawił się. Zamówiony drink powoli opuszczał szklankę, a Lila była już gotowa wrócić do swojego przytulnego mieszkania we własnym i tylko własnym towarzystwie. Jednak jej plan został zakłócony przez przystojnego bruneta, którego miała okazję poznać wcześniej na pokładzie samolotu z jej ukochanego Paryża. Przypadek? No cóż, życie pisze czasami różne scenariusze. W samolocie wydał jej się nadętym arogantem i nawet przyjemna aparycja nie załagodziła tego wrażenia. Jednak teraz przy barze był zupełnie inny. Miły, szarmancki i z pewnością intrygujący… Rozmowa zaczęła nabierać cielesnego wymiaru. Szepty, pieszczoty, erotyczne napięcie…
Dwie godziny później wiemy już o sobie wystarczająco dużo, żebym z przyjemnością myślała o jego ręce gładzącej moje udo. Podoba mi się to, nawet bardzo, ale czuję się trochę nieswojo. Tomek jest zabawny, interesujący i coraz bardziej mnie pociąga. Jego spojrzenie, zapach, dotyk, pod którym drżę – to sprawia, że intensywnie myślę, gdzie powinnam postawić granicę
Słowa wypowiadane do ucha stawały się coraz odważniejsze. Nieśmiałe pocałunki były intensywniejsze. Lila dała się ponieść pożądaniu. Namiętny seks, jakiego już dawno nie doświadczyła, przeniósł ją w inny wymiar rozkoszy. Nie poznawała siebie. Nie wiedziała, że potrafi być taka wyzwolona. A to był dopiero początek.
Dotyka językiem łechtaczki i delikatnie zaczyna krążyć wokół niej. Znowu jęczę. Czuję ogromne napięcie i skumulowaną, czekającą na uwolnienie przyjemność. Podnoszę głowę i otwieram oczy, żeby zobaczyć jego twarz. Wygląda niesamowicie – tak skupiony na dawaniu mi przyjemności i tak zachwycony tym, co robi. Rozkoszuję się tym, co jego język wyprawia z moim ciałem.
Pobawmy się w trójkąt
Kobiety marzą o trójkącie z mężczyznami. Chcą być obiektem pragnień. Chcą czuć męskie pożądanie w ustach, w cipce i w… Tylko, mało która z niewiast się do tego przyzna. Jeszcze mniej – spełni taką fantazję.
Lila tego nie planowała. Zatracona w uniesieniu z Tomkiem, zamarła widząc w drzwiach Piotra. Mężczyznę, który szybko dołączył do ich miłosnych igraszek. Lęk przed nieznanym prędko się ulotnił, a ona wkraczała na kolejny poziom wyuzdania.
Zaplatam mu ręce na szyi. Podnosi mnie do góry, a ja opieram uda na jego biodrach. Wchodzi we mnie ostrożnie. Głośno jęczy. Jego penis mnie wypełnia, a ja odpływam w jego silnych ramionach. Tomek trzyma mnie pewnie i raz za razem nasadza mnie na siebie. Za mną staje Piotr. Wtula twarz w moje włosy, muska wargami szyję i pieści moje piersi. Jego członek przesuwa się między moimi pośladkami
Walka o wygraną
Każdy związek to huśtawka emocji, oddawania siebie w zamian za zabieranie cząstki drugiej osoby. Bycie we dwójkę jest nie lada wyzwaniem, a co dopiero, gdy układ składa się z trzech elementów… Sinusoida uczuć wpierw wznosi na wyżyny szczęścia, by zaraz potem zaliczyć bolesny upadek. To jest trudna i niebezpieczna gra, w której trudno aż o trójkę zwycięzców…
„Tonąca w błękicie” to bez wątpienia powieść, która wciąga i pobudza wyobraźnię. Strona za stroną wiążemy się coraz bardziej z Lilą i jej miłosnym przeżyciami. Czasami jej zazdrościmy, a czasami mamy ochotę wstrząsnąć ją mocno, by się opamiętała. By nie tonęła za szybko w tym błękicie…
Jako kobieta polecam tą książkę nie tylko paniom. Zachęcam, aby sięgnęli po nią również Panowie, którzy mają ochotę zgłębić tajniki kobiecych namiętności. A tych jest niemało 😉
Przypadkowe spotkanie, uśmiech, gest. Wymiana spojrzeń, słów, dotyku. Moment, w którym wiesz, że za chwilę twoje najbardziej skrywane fantazje zaraz się spełnią. Twój oddech przyspiesza, serce nabiera rozpędu. Decydujesz się spróbować i podjąć ryzyko w tej szaleńczej grze. W grze, w której główną wygraną jesteś ty i twoje pragnienia… „Tonąca w błękicie” autorstwa Magdy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zapowiadało się naprawdę ciekawie, lecz…
… znów me oczekiwania zostały zawiedzione. W skrócie można napisać, że książka miała kilka dobrych momentów. Ale od początku. Główną bohaterką jest właśnie Nichi, która podobnie jak ja jest miłośniczką słowa pisanego. Zakochana bez pamięci w przystojnym Greku wiedzie sobie spokojne życie, próbując co jakiś czas dostać się na staż do redakcji lub wydawnictwa. Jednak sielanka się kończy, gdy pewnego dnia jej ukochany obwieszcza jej, że na razie będzie musiał się od niej wyprowadzić, gdyż (uwaga – to będzie genialna wymówka) nauka i studia doktoranckie są dla niego najważniejsze. Jak łatwo się domyśleć – związek nie przetrwał tejże próby.
I tak oto opuszczona Nichi musi sama zmierzyć się ze światem. A, że zamieszkiwany przez nią Londyn jest miastem pełnym możliwości, jak i pokus. Jej życie odmienia się, gdy podczas jednego z przyjęć poznaje Sapphire – kobietę, której urok i pewność siebie powala na kolana. Kilka zamienionych wspólnie zdań przekształca się później w propozycję współpracy. Dość nietypową ofertę współpracy, bowiem Sapphire zaproponowała bycie… dominą. Początkowa niechęć niedoświadczonej dziewczyny dość szybko zostaje przełamana przez obiecującą perspektywę finansową. I tak oto Nichi postanowiła wkroczyć w świat BDSM.
Jej przygody związane z usidlaniem klientów były niewątpliwie najciekawszą częścią tejże książki. Prezentowane gadżety i historie z nimi związane pobudzały wyobraźnię. Aż nawet był taki moment, że sama zaczęłam się zastanawiać czy mogłabym być dominą… Ale wnioski do jakich doszłam zostawię na osobny wpis 😉
I cała akcja pięknie się rozkręcała do momentu, kiedy to Nichi poznała Sebastiana. Domyślacie się, co było dalej? Otóż domina postanowiła zostać zdominowana i w efekcie dalsza część powieści stała się marną kopią marnej historii, czyli sławetnie kiczowatych “50 twarzy Grey`a”, zaś dalsze przekładanie kartek stało się drogą przez mękę.
Powiedzcie mi, czy naprawdę tak trudno jest stworzyć dobrą, erotyczną powieść? Bowiem, co sięgam po nowe wydawnictwo, to efekt jest podobny – rozczarowanie. Oklepana fabuła, oklepani bohaterowie i oklepane zakończenia.
A może to ja się mylę? Może to moje oczekiwania są zbyt wydumane?
Zapowiadało się naprawdę ciekawie, lecz…
… znów me oczekiwania zostały zawiedzione. W skrócie można napisać, że książka miała kilka dobrych momentów. Ale od początku. Główną bohaterką jest właśnie Nichi, która podobnie jak ja jest miłośniczką słowa pisanego. Zakochana bez pamięci w przystojnym Greku wiedzie sobie spokojne życie, próbując co jakiś czas dostać się na staż do...
Nie pamiętam odkąd fantazjuję. Tworzenie seksualnych wizji było nieodłącznym elementem stawania się przeze mnie kobietą. Wpierw były to romantyczne obrazy: piękne scenerie, ukryte spojrzenia, nieśmiało skradzione pocałunki. Wraz z odkrywaniem swojej seksualności – fantazje stawały się coraz odważniejsze. Urwane momenty, migawki z podniecenia z czasem zaczęły w mojej głowie układać się w całe historie: z fabułą, głównymi bohaterami, określonymi scenariuszami…
Podziel się fantazją
Nie chcę napisać standardowej recenzji książki “Chciałabym, chciała… O czym Polki marzą w łóżku” autorstwa Andrzeja Depko i Sylwii Jędrzejewskiej, bowiem zbyt wiele refleksji przyszło do mnie podczas jej czytania, z którymi pragnę się z Wami podzielić. Lecz słowem wstępu muszę wyjaśnić na jakim pomyśle książka została oparta. Podczas jednej z audycji “Kochaj się długo i zdrowo” prowadzonej przez pana Andrzeja i Ewę Wanat, słuchaczki zostały poproszone o przesłanie swoich fantazji erotycznych. Na tę prośbę odpowiedziało ponad trzysta czytelniczek, a ich listy stały się inspiracją do stworzenia książki.
Za bardzo trafny zabieg uważam ułożenie tychże listów według skali Beauforta – od najbardziej nieśmiałych do coraz bardziej odważniejszych. Stopniowanie napięcia powodowało, że kartki książki umykały pod palcami niczym mgnienie oka.
Tak wiele nas łączy
Początkowo byłam zawiedziona lekturą, gdyż od pierwszych stron poszukiwałam tekstów wywołujących u mnie dreszcz podniecenia. I dopiero tak naprawdę w połowie czytania natrafiłam na listy pobudzające moją wyobraźnię i stymulujące powstawanie nowych wizji. Ale jeden wniosek był dla mnie zaskakujący – że my kobiety nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo jesteśmy do siebie podobne. Byłam przekonana, że w wielu swoich fantazjach jestem odosobnionym przypadkiem, a tymczasem okazało się, że jest zupełnie inaczej. I te łączące nas podobieństwa są po prostu piękne.
Zrozumienie różnicy pomiędzy fantazjami a najgłębszymi marzeniami jest bardzo ważne. Fantazje to cudowne, bezproblemowe wakacje od codzienności. Marzenia to pragnienia serca.
Smak wspomnień
Czy często fantazjuję? Ach, w moim przypadku należałoby się zapytać raczej kiedy nie fantazjuję. Uwielbiam to robić: podczas masturbacji, gdy kocham się z mężem czy nawet jak… jadę autobusem. Jako swingerka wiele już swoich wizji spełniłam, ale w mojej głowie także kumulują się fantazje, do których spełnienia wiem, że nigdy nie dojdzie (zresztą pisałam o tym jakiś czas temu – KLIK). I chyba właśnie te najbardziej pielęgnuję w swojej świadomości i to one umożliwiają mi jak najszybsze osiągnięcie rozkoszy. Ale w mych wspomnieniach przewijają się również obrazy z naszych seksualnych przeżyć: zabaw w klubach, orgazmów poruszających szyby w apartamentach, widoków roznegliżowanych ciał kochanków i kochanek. Wówczas smakuję te wspomnienia na nowo, delektując się nimi powoli i nabierając apetytu na kolejne przygody.
Z moimi fantazjami i pragnieniami jestem szczęśliwa, jestem dumna, że zostałam wychowana na kobietę, która całkowicie akceptuje siebie, swoje ciało i swoją seksualność. Moja ciekawość pozwala mi poszukiwać, być otwartą i dalej rozwijać swoją seksualność.
Pokochać siebie
To zdanie jednej z autorek listów doskonale także opisuje moje zapatrywanie się na fantazje. Wszak fantazje to wizualizacja naszych najskrytszych pragnień. Wyzwolenie umysłu od ciążących na nim schematów myślowych i często ograniczających norm społecznych. Zrzucenie kajdan codzienności i bieg myślami ku seksualnej wolności. Fantazje to także próba odkrywania siebie, własnych potrzeb oraz swojej cielesności. To pokochanie siebie takimi jakimi jesteśmy.
Swing w mych snach
Zatem o czym kobiety fantazjują najczęściej? Zazwyczaj o seksie z nieznajomym oraz odbywaniu stosunków w nietypowych miejscach. Nie zabrakło również wizji związanej z dominacją, bólem i przemocą, a także biseksualnością i miłosnych uniesień w romantycznych sceneriach. Ale to, co najbardziej zwróciło moją uwagę, to fakt, że pod względem “popularności” fantazji znalazły się pragnienia o seksie grupowym. Czyżby Polki coraz bardziej dojrzewały do postrzegania świata swingerskiego nie jawiącego się jako świat nieczysty czy przez niektórych traktowanych wręcz jako patologiczny, a jako formę jedynego w swoim rodzaju spełnienia?
FANTAZJE TO JA
“Chciałabym, chciała… O czym Polki marzą w łóżku” to wspaniała podróż po kobiecych pragnieniach, ubrana w różne słowa i opisująca różnorodne emocje. Dlaczego warto ją przeczytać? Bo czytając zawarte w niej listy odkryjecie w nich… siebie. Dokładnie tak jak mi się to udało. Bowiem nigdy nie jest za późno, jak i za wcześnie na eksplorowanie tajników swojego “seksualnego jestestwa”. A na koniec odpowiedz na pytanie – czy akceptujesz swoje fantazje?
Bo ja swoje kocham i życzę Ci, abyś też obdarzyła uczuciem i zrozumieniem własne pragnienia. Zobaczysz jak lekko będziesz się wtedy czuła 😉
Nie pamiętam odkąd fantazjuję. Tworzenie seksualnych wizji było nieodłącznym elementem stawania się przeze mnie kobietą. Wpierw były to romantyczne obrazy: piękne scenerie, ukryte spojrzenia, nieśmiało skradzione pocałunki. Wraz z odkrywaniem swojej seksualności – fantazje stawały się coraz odważniejsze. Urwane momenty, migawki z podniecenia z czasem zaczęły w mojej głowie...
więcej mniej Pokaż mimo toJeden z najlepszych poradników dotyczących pisania! Czytając, robiłam notatki, do których często powracam ;)
Jeden z najlepszych poradników dotyczących pisania! Czytając, robiłam notatki, do których często powracam ;)
Pokaż mimo to
Po raz kolejny przekonałam się, jak… mało wiem. Ale co najlepsze – ja lubię czasem ten stan, bo wtedy włącza mi się natychmiastowa chęć uzupełniania owej niewiedzy. Zaś jak powiadają – na naukę nigdy nie jest za późno. I to w każdym wieku.
Swoich dzieci nie posiadam, ale nie stanęło mi to na przeszkodzie w zakupie książki „Intymne życie zwierząt”. Po pobieżnym przekartkowaniu w księgarni, wiedziałam, że wyjdę obowiązkowo tą z pozycją pod pachą. Zaś wieczorem, gdy wygodnie ułożyłam się pod kołdrą, poczułam się niczym młody odkrywca, eksplorujący tajniki przyrody. Tak się wciągnęłam w czytanie, że aż Eryk zaczął delikatnie marudzić, abym zgasiła światło, a nie opowiadała mu o sztuce uwodzenia koników morskich czy o niechęci do współżycia pand wielkich.
Książka ma bardzo czytelny podział tematyczny. Pierwszy blok poświęcony jest rytuałom godowym, których różnorodność zadziwia. Są opisane zwierzęta próbujące zwabić partnera bądź partnerkę nie tylko pięknym i dumnym wyglądem, ale także tańcem, zapachem, śpiewem czy zapachem. Drugi dział poświęcony jest kopulacji, czyli kto, jak, z kim, i kiedy. Świetnie opisane, prosto i przejrzyście, lecz językiem dostosowanym dla młodszych czytelników. Książka porusza również zagadnienia sprowadzania potomstwa na świat oraz życia rodzinnego. Taka kompilacja informacji o seksualności naszych zwierzęcych pobratymców.
Zwierzęta też swingują
A skoro o kopulacji jest też mowa, to w książce znajdziecie osobny podrozdział dotyczący… zbliżeniowym grupowym. Tak, tak, dobrze czytacie. Zatem, kiedy ktoś z waszych dorosłych znajomych będzie usilnie was przekonywał, że monogamia jest jedynym słusznym wyborem, sugerowanym przez naturę, to wtedy będziecie mogli mu zaimponować wiedzą, iż pąkle są wyposażone w najdłuższe penisy na świecie, które w okresie godowym są penisami poszukującymi (swoją drogą ładna nazwa) i łączą się każdy z każdym. Albo samiec biedronki potrafi współżyć z partnerką przez osiemnaście godzin, a gdy on skończy, to ona po dwóch dniach jest gotowa na następnego, i następnego. Takie ciekawostek, jak i inne, znajdziecie w książce całą skarbnicę.
O seksie od początku
„Intymne życie zwierząt” jest bogato ilustrowana. Zabawne rysunki pozwalają nie tylko lepiej wyobrazić sobie opisywane zachowania, ale pomagają w nauce oraz zapamiętywaniu. Ja bawiłam się przednio, wnikliwie przechodząc od rozdziału do rozdziału.
Jeżeli macie w domu dzieci, a przy okazji nie robicie z seksu tematu tabu, to ta książka będzie niepowtarzalnym pretekstem do szczerych rozmów o seksualności, a wiadomo jak to z edukacją seksualną teraz jest u nas w kraju. To od rodziców – przewodników będzie zależało, jak w przyszłości ich latorośl będzie się odnajdywała w seksualnych aspektach. I właśnie dlatego warto sięgać po pozycje, jak „Intymne życie zwierząt”. Zresztą dorośli odbiorcy zdecydowanie znajdą w takich wydaniach, coś dla siebie. Sama jestem tego przykładem ;)
Po raz kolejny przekonałam się, jak… mało wiem. Ale co najlepsze – ja lubię czasem ten stan, bo wtedy włącza mi się natychmiastowa chęć uzupełniania owej niewiedzy. Zaś jak powiadają – na naukę nigdy nie jest za późno. I to w każdym wieku.
więcej Pokaż mimo toSwoich dzieci nie posiadam, ale nie stanęło mi to na przeszkodzie w zakupie książki „Intymne życie zwierząt”. Po pobieżnym...