-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1184
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać433
Biblioteczka
2023-10-29
2023-08-27
2022-09-18
2022-08-30
2021-11-01
2020-08-22
2020-04-29
„Znak zapytania” to kolejny z tomów wydawanych przez Wydawnictwo CM w ramach serii: „Kryminały przedwojennej Warszawy”. Jest to też kolejny tom z serii, który wpadł mi w ręce i czwarty napisany przez Marka Romańskiego. Książka nie przypomina klasycznego kryminału, bardziej opowieść sensacyjną skupioną wokół kilkorga bohaterów.
Podobnie jak „Szpieg z Falklandów” akcja powieści skupia się wokół ludzkich dramatów a bohaterowie uwikłani są w działalność organizacji szpiegowsko-terrorystycznej. Poznajemy w pełni życiorysy kilkorga bohaterów, których skutkiem było znalezienie się w sytuacji, z jakiej nie potrafili znaleźć wyjścia. Odstawiając na bok własne przekonania i ideały, stają się narzędziami w rękach tajemniczego Znaku zapytania. W powieści Marka Romańskiego kluczowym jest właśnie to uwikłanie się, skutek słabości i braku silnej woli, które z dobrym skutkiem wykorzystują osoby siedzące u sterów przestępczej organizacji działającej na potrzeby wywiadu rosyjskiego.
Akcja książki osadzona jest w czasie dwudziestolecia międzywojennego, przeważnie w Warszawie, choć część wydarzeń przenosi czytelnika do Wiednia. O ile tło psychologiczne postaci i ich sytuacja życiowa zostały nakreślona skrupulatnie, o tyle o świecie w jakim rozgrywa się akcja powieści dowiadujemy się niewiele. Pomimo sporego zaangażowania politycznego Znaku zapytania, o polityce międzynarodowej i relacjach rosyjsko-polskich również nie dowiemy się zbyt wiele. Znajdziemy tu bohaterów pochodzących z wywiadu brytyjskiego, ale one również są zupełnie oderwane politycznie od realiów świata przedstawionego. Zabrakło tu również opisów miejsc i rzeczywistości otaczającej bohaterów, które pozwalałyby na umiejscowienie powieści w czasie, choć dla tych co mają sentyment do przedwojennej Warszawy z pewnością miłe będzie śledzenie bohaterów w ich wędrówkach przez ulice stolicy.
Ciężko mówić o typowej kryminalnej intrydze w „Znaku zapytania”. Wprawdzie już na samym początku pojawia się zagadkowa śmierć, jednak książka nie skupia się wokół tego, by zidentyfikować jej sprawcę. Podobnie w przypadku szeregu innych zbrodni, jakie mają miejsce na kartach książki, prawie od początku wiemy, kto jest ich wykonawcą i praktycznie od samego początku znamy mocodawcę. Dlatego nie znajdziemy tu prowadzonego śledztwa i kolejno odkrywanych tropów, prowadzących do rozwiązania zagadki. I choć o samej Tajemnicy stojącej za Znakiem zapytania czytamy wiele, to dość szybko poznajemy jej kulisy.
Jak zwykle powieść Marka Romańskiego czyta się nieźle. To połączenie przystępnego języka i akcji poprowadzonej w dobrym tempie. Niekiedy jednak natrafimy na literówki oraz niezbyt poprawnie odmieniane słowa. Część z tych błędów można zarzucić czasom w jakich książka powstała (latach trzydzieste dwudziestego wieku). Nie można jednak oprzeć się wrażeniu, że nieco zabrakło tu korekty językowej. I choć nie są to błędy rażące, to jednak czułemu oku nie umkną.
„Znak zapytania” to przyjemna, niezobowiązująca lektura. To ten rodzaj kryminału, w którym obserwujemy jak daleko mogą posunąć się zwyczajni ludzie (z niewielkimi wyjątkami), gdy znajdzie się ktoś, kto potrafi wykorzystać ich słabości do własnych celów. To portret psychologiczny kilkorga osób poddanych wpływowi silnej ręki, która nie cofnie się przed niczym, byle tylko osiągnąć swoje zamierzenia. Nieco zabrakło mi w niej szerszego kontekstu, który lepiej tłumaczyć by mógł cele organizacji przestępczej mianującej siebie Znakiem zapytania. Dość niespodziewany i oderwany od reszty książki okazał się też sposób zwycięstwa nad przestępcami. Jednak pomimo tego lektura książki była przyjemna i każdemu kto lubi szpiegowsko-sensacyjne historie z dobrze zarysowanymi i scharakteryzowanymi postaciami powinien być zadowolony z lektury.
„Znak zapytania” to kolejny z tomów wydawanych przez Wydawnictwo CM w ramach serii: „Kryminały przedwojennej Warszawy”. Jest to też kolejny tom z serii, który wpadł mi w ręce i czwarty napisany przez Marka Romańskiego. Książka nie przypomina klasycznego kryminału, bardziej opowieść sensacyjną skupioną wokół kilkorga bohaterów.
Podobnie jak „Szpieg z Falklandów” akcja...
2020-01-20
Wspominając dobrze mój pierwszy kontakt z serią „Klasyki francuskiego kryminału” wydawaną przez oficynę CM, z wielką przyjemnością sięgnęłam po koleją książkę z cyklu. Tym razem wybór padł na powieść Gastona Lecroux’a, którego „Upiór z opery” dzięki musicalowej adaptacji Andrew Lloyda Webera zapisał się mocnym akcentem w kulturze XX wieku. Książka „Rouletabille u cara” to dla mnie pierwszy kontakt z twórczością autora oraz z samą postacią redaktora-detektywa nazwiskiem Rouletabille.
Główny bohater to młody człowiek, który na zaproszenie cara przyjeżdża do Petersburga, by pomóc chronić życie generała Triebasowa, po tym jak nihiliści wydali na niego wyrok śmierci. Generał będąc gubernatorem Moskwy dostał zadanie stłumienia buntujących się studentów, czego skutkiem były masowe egzekucje i zwózki w głąb Syberii. Z drugiej strony Fiodor Fiodorowicz, to dobry mąż i wzorowy ojciec i taki jego obraz poznajemy oczami Roulettabille’a. Redaktor detektyw podejmując się trudnego zadania wyjaśnienia szczegółów zamachów oraz uniknięcie kolejnych nie spodziewał się z czym przyjdzie mu się mierzyć.
Opowieść Gastona Lecrouxa to w znacznej mierze bardzo ciekawy obraz Rosji w przededniu rewolucji. To z jednej strony wystawne przyjęcia i ludzie, zdawać by się mogło kulturalni, z drugiej zaś kult siły i władza mocniejszego. Carskie rozkazy spełniane są bez żadnych dyskusji, a życie ludzkie, przynajmniej tych, którzy myślą inaczej, nie jest zbyt wiele warte. Dla młodego Francuza wizyta w Petersburgu to wyprawa wręcz egzotyczna, gdzie dzikość Rosjan miesza się z ich pozornym ucywilizowaniem. W powieści kontrast robi silne wrażenie i niektóre sceny zaskakują nie tylko bohatera, ale i czytelników.
„Rouletabille u cara” to w sporej części kryminał, w nieco mniejszej zaś zarówno powieść szpiegowska, jaki sensacyjna. O ile początek historii nosi w sobie znamiona typowej, klasycznej intrygi kryminalnej, o tyle dość szybko fabuła zmierza coraz bliżej w stronę opowieści szpiegowskiej, by w końcu narzucić czytelnikowi galopujące tempo sensacji. To pomieszanie gatunkowe może być nieco męczące i odniosłam wrażenie, że pomysł na intrygę w pewnym momencie zaczął się rozmywać, dlatego trzeba było ratować sytuację w każdy możliwy sposób. Co nie zmienia faktu, że kompozycję powieści ciężko nazwać złą, spodziewałam się po prostu nieco innej, bardziej czystej gatunkowo książki.
Utwór Gastona Lecroux czyta się bardzo dobrze. Wprawdzie momentami można się nieco zagubić w dygresjach i opowieściach przedstawionych Rosjan, to jednak wciąż bez większych problemów śledzi się linię fabularną. Użyte słownictwo jest bogate i zawiera w sobie sporo słów typowych dla kultury rosyjskiej, jednak ich znaczenia bez problemu można się domyśleć z kontekstu w jakim zostały użyte. Stylistyka zdań nadaje powieści dobre tempo, czasami może nawet zbyt szybkie.
„Rouletabille u cara” to ciekawa pozycja, obowiązkowa nie tylko dla miłośników kryminałów – gdyż jest dość wczesnym przedstawicielem gatunku, ale również wszystkim miłośnikom carskiej Rosji. Kryminalna intryga ma sens i dobrze została rozplanowana, choć jej rozwiązanie zdaje się nieco dłużyć, przechodząc czasem w szereg gwałtownych wydarzeń. Lektura powieści budzi apetyt na więcej, a postać reportera-detektywa jest na tyle ciekawa, że z chęcią poznam więcej jego przygód., czego niestety nie ułatwiają polscy wydawcy.
Wspominając dobrze mój pierwszy kontakt z serią „Klasyki francuskiego kryminału” wydawaną przez oficynę CM, z wielką przyjemnością sięgnęłam po koleją książkę z cyklu. Tym razem wybór padł na powieść Gastona Lecroux’a, którego „Upiór z opery” dzięki musicalowej adaptacji Andrew Lloyda Webera zapisał się mocnym akcentem w kulturze XX wieku. Książka „Rouletabille u cara” to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-01-04
Żadnemu z miłośników literatury brytyjskiej nie trzeba przedstawiać Charlesa Dickensa. Jego „Wigilijna opowieść” doczekała się ogromnej ilości wydań na polskim rynku czytelniczym a i powieści są licznie reprezentowane. Nieco jedynie mniejszym uznaniem cieszą się opowiadania tego autora, tym bardziej cieszy kolejna interesująca seria wydawnicza oficyny CM. Mowa oczywiście o cyklu „Klasyka literatury angielskiej” i ukazanej ostatnio w jego ramach książce „Przerażające opowieści” Charlesa Dickensa.
W zbiorze opowiadań znajdziemy osiemnaście utworów, których wspólnym mianownikiem jest groza. Czasem jest to tylko lekki dreszczyk niepokoju, czasem duszna i ciężka wręcz atmosfera, kiedy indziej zaś lekko komediowe opowiadanie o duchach. Duchów w „Przerażających opowieściach” znajdziemy najwięcej, czy będą to zjawy przyjazne, czy złowrogie, zawsze ich objawienie się żyjącym wpędza ich w silne uczucie niepokoju. Tak dobrana tematyka jest prawie że emblematyczna dla okresu w jakim utwory zostały napisane. Były to czasy, gdzie spirytyzm miał się bardzo dobrze, a w wielu domach odbywały się seanse.
Jednak duchy i niesamowitość to nie jedyne, co tu znajdziemy, gdyż „Przerażające opowieści” to przede wszystkim studium człowieka. Jego reakcji na kontakt z niesamowitym, graniczącej miejscami w szaleństwem. Jego wątpliwości w trzeźwość własnych zmysłów, czy trafną ocenę sytuacji. Z opowiadań Charlesa Dickensa wyłania się niezwykle realistyczny obraz człowieka doprowadzonego do skrajnie nierzeczywistej sytuacji, w której chcąc, nie chcą musi się odnaleźć. Bohaterowie opowiadań, jak w prawdziwym życiu, radzą sobie w różny sposób, zależnie od tego jak trzeźwy jest ich osąd rzeczywistości.
Krótkie formy utworów pozwalają na zupełnie inny odbiór, niż zagłębianie się w powieści. Nie ma tu miejsca na powolne budowanie miejsc, na stopniowe wprowadzanie do zdarzeń, czy pełną i szczegółową kreację wielopoziomowych postaci. Opowiadania mają jednak tę zaletę, a Charles Dickens wykorzystał ją znakomicie, że są idealnym nośnikiem, służącym przekazaniu jakiejś myśli. Czy będzie to anegdota z dzieciństwa, czy skutek przemyśleń lub wspomnień autora, ubrane zostały one w niewielkie objętościowo ramy, które niosą ze sobą odpowiednią dawkę emocji.
Opowiadania czyta się wyśmienicie. Zostały napisane niezwykle bogatym i barwnym językiem, malującym wręcz obrazy przed oczami czytelnika. Sugestywność tworzenia atmosfery opowiadań jest niezwykle silna i bardzo łatwo jest pogrążyć się w nich całkowicie. Język pozostając tak bogatym i malowniczym nie traci nic na swojej dynamice. Nie znajdziemy tu skomplikowanej stylistyki i nadmiernie rozbudowany zdań, w których łatwo się pogubić. To wciąż proza bardzo przystępna, z akcją prowadzoną na tyle dynamicznie, że nie odczuwa się znużenia, czy przestojów.
Najnowsza propozycja zbioru opowiadań Charlesa Dickensa to prawdziwa perełka a jej największą wadą jest jakość wydania. O ile lepiej byłoby oglądać tę książkę w większym formacie i twardej oprawie. To zbiór, który nie pozostawia obojętnym, a dla każdego miłośnika brytyjskich klasyków jest pozycją obowiązkową. Dla tych z kolei, którzy nie mieli wcześniej kontaktu z utworami autora jest świetną okazją, by nadrobić zaległości.
Żadnemu z miłośników literatury brytyjskiej nie trzeba przedstawiać Charlesa Dickensa. Jego „Wigilijna opowieść” doczekała się ogromnej ilości wydań na polskim rynku czytelniczym a i powieści są licznie reprezentowane. Nieco jedynie mniejszym uznaniem cieszą się opowiadania tego autora, tym bardziej cieszy kolejna interesująca seria wydawnicza oficyny CM. Mowa oczywiście o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-02-23
Po powieści kryminalne Marka Romańskiego sięgałam już wcześniej w ramach lektury serii wydawniczej „Kryminały przedwojennej Warszawy” ukazującej się nakładem oficyny wydawniczej CM. Ponieważ wspominam je całkiem nieźle, a i lubię czasem sięgnąć po klasyczny kryminał, nie wahałam się zbyt długo i w moje ręce wpadła książka „Tajemnica kanału La Manche”, która ukazała się w ramach uzupełnienia wyżej wspomnianej serii w nowym cyklu wydawniczym pod nazwą „Stary polski kryminał”. Jest to druga i na razie jedyna po „Białym jachcie” Adama Nasielskiego książka jaka pojawiła się w jej ramach.
Gdy na lotnisku w Calais trójka biznesmenów oczekuje przylotu barona van Lövenstama nie spodziewają się nawet jak zaskakujący obrót przyjmą planowane przez nich interesy. Właściciel wielkiej fortuny i prężnie działającej spółki Lövenstam nie wylądował w Calais, a z zeznań jego pilota i sekretarzy, którzy mu towarzyszyli wynika jasno, że wypadł po drodze z samolotu. Sprawa, nie dość, że niesłychanie medialna – baron posiadał ogromną fortunę, a akcje jego firmy kosztowały krocie – ma w sobie również pewną dozę tajemniczości. Tym większą, że zgodnie z umową z funduszem ubezpieczeniowym rodzinie zmarłego Lövenstama należy się gigantyczne odszkodowania, powiększone dwukrotnie, o ile baron zginie w trakcie przelotu samolotem.
Wielkie pieniądze i przetasowanie całej światowej giełdy to wystarczająco poważne przyczyny, by wszcząć gruntowne śledztwo w sprawie wypadku. Okoliczności tego niezwykłego skądinąd zdarzenia sprawiły, że zainteresował się nim słynny brytyjski detektyw Mac Grady. Jego wsparciem jest młody przedstawiciel przedsiębiorstwa ubezpieczeniowego Cola Flips. Obaj detektywi to postacie zupełnie inne, różniące się nie tylko powierzchownością i wiekiem, ale również sposobem działania. Mac Grady przywodzi na myśl Herculesa Poirot, gdyż nie ruszając się prawie w ogóle z Paryża i wydając dyspozycje, analizuje dokumenty, by wyciągnąć z nich jedyny możliwy wniosek. Cola Flips zaś to typ działacza. Nieustannie kursujący między Paryżem, Calais i Dunkierką przeprowadza gruntowne poszukiwania śladów barona oraz osób, które mogły by coś na jego temat wiedzieć.
Intryga kryminalna została zaplanowana całkiem nieźle i choć dość szybko można się domyśleć, co tak naprawdę wydarzyło się nad wodami kanału La Manche, to pełne jej rozwiązanie zaskakuje. Jest to ten rodzaj zagadki, w której trudno samemu wyciągnąć wnioski, gdyż autor nie dał czytelnikowi wystarczających przesłanek, które pomogłyby w dedukcji. Kluczowym okazały się wyniki analiz przeprowadzonych przez Mac Grady’ego, a je poznajemy dopiero na samym końcu. Co więcej, nie dostajemy nawet informacji, jakie dokładnie dokumenty studiował detektyw, więc obraz wydarzeń, jakie miały miejsce i ich przyczyn pozostaje zaciemniony bardzo długo.
Książkę czyta się całkiem nieźle, choć brakuje jej tej przyjemnej płynności języka, która nie pozwala odłożyć lektury na bok. Nieco też rażące są zawarte w niej błędy językowe, takie jak „dzień dzisiejszy”, czy „poddawanie w wątpliwość”. Na szczęście te błędy nie są nagminne, choć dla purysty językowego będą znaczące i mogą irytować.
„Tajemnica kanału La Manche” to całkiem udany, interesujący kryminał, którego akcja rozgrywa się w latach dwudziestych ubiegłego wieku. To ciekawie wykreowane postacie, które są wystarczająco charakterystyczne, nie będąc przy tym przerysowanymi, czy odrealnionymi. To również spory ukłon w stronę początków lotnictwa, gdyż samoloty mają w tej książce niejedną rolę do odegrania.
Po powieści kryminalne Marka Romańskiego sięgałam już wcześniej w ramach lektury serii wydawniczej „Kryminały przedwojennej Warszawy” ukazującej się nakładem oficyny wydawniczej CM. Ponieważ wspominam je całkiem nieźle, a i lubię czasem sięgnąć po klasyczny kryminał, nie wahałam się zbyt długo i w moje ręce wpadła książka „Tajemnica kanału La Manche”, która ukazała się w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-19
„Maria”, Maria… . Żadnych świętości” to bardzo dobre kontynuacje cyklu. Opisane misje wywiadowcze i kontrwywiadowcze przybliżają kolejne epizody z czasów I Wojny Światowej oraz wzrastającego znaczenia różnych technologii w działaniach wojennych. Nowoczesna flota, czy opancerzone pociągi, kursujące z miejsca na miejsce w bardzo krótkim czasie, stają się technicznym obliczem tej wojny. To również opowieść o starciu dwóch mocnych umysłów, równie bezwzględnych i pozbawionych skrupułów, z jednakim oddaniem dla spawy gotowych na wszystko. I choć głównych bohaterów różni praktycznie wszystko, to jednak chęć zwycięstwa jest w obu identyczna. Możemy się domyślać, że nie była to ostatnia konfrontacja tej dwójki, co sprawia, że niecierpliwie zaczynamy wypatrywać finału.
https://bachaworld.blogspot.com/2021/01/maria-mariazadnych-swietosci.html
„Maria”, Maria… . Żadnych świętości” to bardzo dobre kontynuacje cyklu. Opisane misje wywiadowcze i kontrwywiadowcze przybliżają kolejne epizody z czasów I Wojny Światowej oraz wzrastającego znaczenia różnych technologii w działaniach wojennych. Nowoczesna flota, czy opancerzone pociągi, kursujące z miejsca na miejsce w bardzo krótkim czasie, stają się technicznym obliczem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-12
„Dziwny człowiek. Grzmijcie fanfary zwycięstwa!” to bardzo udana kontynuacja opowieści o wywiadzie w czasie pierwszej wojny światowej. Rozwój i możliwość lepszego poznania bohaterów tylko utwierdza, że ta dwójka spotka się ponownie, by znów nie cofając się przed niczym odnieść zwycięstwo nad przeciwnikiem. Przyjemna forma i wciągająca treść, to wystarczająco dużo, by być z lektury zadowolonym, to że została ona wzbogacona ciekawą oprawą graficzną tylko przemawia na jej korzyść.
https://bachaworld.blogspot.com/2021/01/dziwny-czowiekgrzmijcie-fanfary.html
„Dziwny człowiek. Grzmijcie fanfary zwycięstwa!” to bardzo udana kontynuacja opowieści o wywiadzie w czasie pierwszej wojny światowej. Rozwój i możliwość lepszego poznania bohaterów tylko utwierdza, że ta dwójka spotka się ponownie, by znów nie cofając się przed niczym odnieść zwycięstwo nad przeciwnikiem. Przyjemna forma i wciągająca treść, to wystarczająco dużo, by być z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-08
„Latający słoń” oraz „Dzieci księżyca” to kolejne dwie odsłony „Bruderszaftu ze śmiercią”. Pierwsza wojna światowa, w której ścierają się dwa mocarstwa, w pewnym sensie zostaje sprowadzona do rywalizacji i starcia między dwójką, coraz pełniej kreowanych postaci. Od książki bardzo ciężko się oderwać, a załączone (jak w poprzednim tomie), na koniec każdej opowieści autentyczne zdjęcia z lat w jakich osadzono akcję powieści są ciekawostką, dzięki której tym bardziej można się zanurzyć w świat przedstawiony w książce.
https://bachaworld.blogspot.com/2021/01/latajacy-sondzieci-ksiezyca.html
„Latający słoń” oraz „Dzieci księżyca” to kolejne dwie odsłony „Bruderszaftu ze śmiercią”. Pierwsza wojna światowa, w której ścierają się dwa mocarstwa, w pewnym sensie zostaje sprowadzona do rywalizacji i starcia między dwójką, coraz pełniej kreowanych postaci. Od książki bardzo ciężko się oderwać, a załączone (jak w poprzednim tomie), na koniec każdej opowieści...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-06
„Młokos i diabeł” to interesujące otwarcie cyklu szpiegowskich kryminałów, w których wyjątkowo za tło obrano realia I a nie II wojny światowej. „Cierpienie złamanego serca” dobrze kontynuują zapoczątkowane wątki i nawet jeśli na chwilę porzucony został jeden z nich, to możemy się spodziewać, że jeszcze odegra swoją rolę. „Bruderszaft ze śmiercią” zaczął się bardzo obiecująco i mam nadzieję, że kolejne odsłony serii nie zawiodą oczekiwań.
https://bachaworld.blogspot.com/2021/01/mokos-i-diabecierpienie-zamanego-serca.html
„Młokos i diabeł” to interesujące otwarcie cyklu szpiegowskich kryminałów, w których wyjątkowo za tło obrano realia I a nie II wojny światowej. „Cierpienie złamanego serca” dobrze kontynuują zapoczątkowane wątki i nawet jeśli na chwilę porzucony został jeden z nich, to możemy się spodziewać, że jeszcze odegra swoją rolę. „Bruderszaft ze śmiercią” zaczął się bardzo...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-10
Lubię klasycznie skomponowane kryminały. Niewielka grupa podejrzanych a wśród nich jeden (albo i nie jeden) morderca oraz ta najważniejsza osoba – detektyw. Czy będzie to zawodowy policjant, czy człowiek, który z pracy detektywistycznej żyje, czy też zupełny amator, czasami tylko wspomagający organa ścigania w rozwiązywaniu tajemniczej zagadki, nie ma wielkiego znaczenia. Ważna jest osobowość postaci, tak by prowadzone przez nią śledztwo dało się odebrać jako wiarygodne a detektyw stał się autentyczny. Takim kryminałem jest jedna powieść Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego.
Akcja osadzona jest w Warszawie, w czasach wczesnego PRLu, w których okropieństwa wojny są wciąż żywe w pamięci ludzi. Tytułowy dr Orłowski jest psychiatrą i to właśnie w tym środowisku znajduje się ofiara oraz krąg podejrzanych. Na międzynarodową konferencję psychiatrów zjeżdżają się goście z całego świata, w tym również tacy, którzy emigrowali z Polski przed wojną, Dr Orłowski jako jeden z organizatorów zjazdu jest w samym centrum rozgrywających się wydarzeń. Gdy nad ranem w pokoju hotelowym odnalezione zostają zwłoki jednego z gości, sytuacja robi się poważna, tym bardziej, że zmarły był obywatelem innego kraju. Dla policji sprawą honoru jest wyjaśnienie zagadki, zanim trzeba będzie w jej rozwiązanie wmieszać ambasadę. Dr Orłowski, jako człowiek dobrze orientujący się w środowisku psychiatrów i posiadający doświadczenie w kryminalistyce, zostaje poproszony o pomoc w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, co właściwie się wydarzyło i dlaczego.
Nakreślona sceneria nie zawiera w sobie zbyt wielu cech szczególnych. Teoretycznie akcja toczy się gdzieś w powojennej Warszawie, w praktyce w tekście w zasadzie nie ma nic, co jednoznacznie określałoby czas akcji. I choć co rusz przewijają się tu nazwy różnych warszawskich ulic, czy dzielnic, to już zupełnie zabrakło podkreślenie czasów poprzez doprecyzowanie szczegółów otoczenia i przedmiotów. Tak więc, nie podano prawie nigdzie marek pojawiających się samochodów, zawsze jest to tylko ogólnie taksówka, lub samochód. Gdyby nie przytoczenie historii z czasów wojny z dość dokładnym określeniem wieku, trudno byłoby jednoznacznie osadzić akcję powieści w czasie. Z drugiej strony wykreowana przez Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego opowieść jest uniwersalna na tyle, że brak szczegółów scenografii traci na znaczeniu.
Tym, co jest kluczowe w powieści kryminalnej to sama intryga oraz sposób w jaki bohaterowie dochodzą do prawdy. Tu autor radzi sobie całkiem nieźle. Opowieść jest wiarygodna, a kolejno odkrywane tropy nie sprawiają wrażenie wrzucanych na siłę, byleby tylko uzasadnić takie, a nie inne rozwiązanie. I choć pod koniec tempo dedukcji nieco wzrasta a wszystkie przedstawione wątki się zazębiają, to rozwiązanie nie sprawia wrażenia wyjętego z rękawa, niczym piąty as u szulera.
Powieść czyta się nieźle, choć nie nazwałabym jej bardzo przystępną. Styl jest lekki i nieprzesadnie skomplikowany, zabrakło w nim jednak tego, nie do końca określonego, czegoś dzięki czemu byłby urzekający. To raczej książka z gatunku przyzwoicie napisanych, niż porywających i nie pozwalających się oderwać. I choć ani słownictwo, ani styl nie rażą nadmierną prostotą, to zabrakło mi w nim pewnej umiejętności takiego kreowanie wydarzeń i przedstawiania emocji bohaterów, by czytelnik mógł poczuć się ich częścią.
„Dr Orłowski prowadzi śledztwo” Zygmunta Zeydlera-Zborowskiegoto to niezły, dobrze skonstruowany i poprawnie napisany kryminał. Odrobinę zaskakujący, ale wciąż nie gwałcący praw logiki, rozwiązanie ma sens i nie sprawia wrażenie wrzuconego na siłę. Nie jest to może powieść, która urzeknie czytelnika, ale można się przy niej naprawdę nieźle bawić.
Lubię klasycznie skomponowane kryminały. Niewielka grupa podejrzanych a wśród nich jeden (albo i nie jeden) morderca oraz ta najważniejsza osoba – detektyw. Czy będzie to zawodowy policjant, czy człowiek, który z pracy detektywistycznej żyje, czy też zupełny amator, czasami tylko wspomagający organa ścigania w rozwiązywaniu tajemniczej zagadki, nie ma wielkiego znaczenia....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
W pewnym sensie lektura ostatniej księgi „Bruderszaftu ze śmiercią” rozczarowuje. Liczyłam na kolejne, po „Żadnych świętości” starcie między Aleksiejem Romanowem a Zeppem, doprowadzające do jednoznacznego zwycięstwa któregoś z nich. Kolejnego pojedynku tu nie uświadczymy, znajdziemy tu natomiast postępujący chaos związany z rewolucją. Tak jak w poprzednich tomach, również tu roi się od zdjęć i rycin, te pierwsze są jak zawsze interesujące, drugie zaś oddają ducha niemego filmu utrzymanego w tym cyklu. Jako zakończenie opowieści o I Wojnie Światowej książka sprawdza się doskonale. I choć ciężko mówić o przyjemności po zakończeniu lektury – nastrój jest zdecydowanie bardziej melancholijny, to jednak uznaję ją za w pełni satysfakcjonującą.
https://bachaworld.blogspot.com/2021/01/operacja-tranzytbatalion-anioow.html
W pewnym sensie lektura ostatniej księgi „Bruderszaftu ze śmiercią” rozczarowuje. Liczyłam na kolejne, po „Żadnych świętości” starcie między Aleksiejem Romanowem a Zeppem, doprowadzające do jednoznacznego zwycięstwa któregoś z nich. Kolejnego pojedynku tu nie uświadczymy, znajdziemy tu natomiast postępujący chaos związany z rewolucją. Tak jak w poprzednich tomach, również...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to