-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2022-12-07
2022-09-28
2022-08-15
2022-06-23
Lubię czasem sięgnąć po powieści z historią w tle, ale choć niezwykle ciekawe, bywają one trudne w odbiorze. Okazuje się, że „Aptekarka”, w której dużą rolę odgrywają wątki obyczajowe, wyłamuje się z tego schematu.
Tytułową aptekarką jest zielarka Katja. Po śmierci jej przybranego ojca, dziewczynę wzięli pod swój dach państwo Kowalscy. Bynajmniej nie z dobroci serca, choć tak usiłują to przedstawiać – Katja zna się na ziołolecznictwie jak mało kto. Nieoczekiwanie jednak Kowalscy „użyczają” ją rodzinie Tyszkowskich, by opatrzyła nogę pewnego szlachcica, którą, biedaczysko, niefortunnie skręcił przy upadku z konia, kiedy to strzelał do leśniczego. Problem w tym, że rzeczony szlachcic wcale nie chce, by leczyła go znachorka…
Książka rozwija się w innym kierunku, niż można by się spodziewać. Nie jest to bowiem płomienna historia wiodąca od nienawiści do miłości. Ma w sobie dużo realizmu, co widać już w postaci bohaterki. Katja jest silną kobietą, z którą łatwo sympatyzować, ale jej charakter nie jest na tyle współczesny, by wydawał się niewiarygodny. W starciu z Antonim Tyszkowskim, niestety często to on wygrywa. Powodem jest pozycja społeczna, która każe Katji gryźć się w język – bo siła charakteru i cięty dowcip są u nich na porównywalnym poziomie.
Istotnym elementem „Aptekarki” jest humor – dawno się tak nie śmiałam przy książce! Choć trzeba przyznać, że dowcip Tyszkowskiego bywa bardzo krzywdzący, a jego zachowanie grubiańskie. Jestem pod wrażeniem tego, jak Magda Skubisz wykreowała tę postać, bo wierzę, że dokładnie tak mógłby się zachowywać arogancki szlachcic.
A skoro jestem przy autorce, to warto zaznaczyć, że przed napisaniem tej książki świetnie się przygotowała, uczęszczając na kurs zielarstwa. Historię Tyszkowskich, którzy istnieli naprawdę, opisała w bardzo angażujący sposób, przedstawiając jednocześnie rzetelny obraz wsi, w której wciąż świeże jest wspomnienie rabacji galicyjskiej.
Lubię czasem sięgnąć po powieści z historią w tle, ale choć niezwykle ciekawe, bywają one trudne w odbiorze. Okazuje się, że „Aptekarka”, w której dużą rolę odgrywają wątki obyczajowe, wyłamuje się z tego schematu.
Tytułową aptekarką jest zielarka Katja. Po śmierci jej przybranego ojca, dziewczynę wzięli pod swój dach państwo Kowalscy. Bynajmniej nie z dobroci serca, choć...
2022-06-30
"Inne światy" to antologia zainspirowana obrazami Jakuba Różalskiego, co składa się na spójny klimat opowiadań ze zbioru. Na pierwszy plan wybijają się dwa motywy - historia, najczęściej XIX-wieczna oraz science fiction, związane głównie z wszelkiego rodzaju maszynerią (czasem myślącą) oraz ze zmienianiem biegu historii.
Moje ulubione opowiadania to te autorstwa ROBERTA J. SZMIDTA oraz ŁUKASZA ORBITOWSKIEGO. To pierwsze nosi tytuł "Szpony smoka" i jest alternatywną wizją świata, opanowanego przez Japonię (teren Polski też wchodzi w skład tego imperium). Drugie, "Sfora", krąży wokół wilczej skóry, która przechodzi przez epoki i pokolenia, będąc dla kolejnych właścicieli bardziej przekleństwem niż darem. Oba te opowiadania są dość długie, dopracowane, a także czerpią pełnymi garściami z kontekstów historycznych i kulturowych.
Częstym motywem jest podróż w czasie, która pojawia się u ANNY KAŃTOCH (w prześmiewczym, ale ciekawym opowiadaniu) i u REMIGIUSZA MROZA. To drugie opowiadanie bardzo do mnie trafiło, gdy je czytałam, chociaż trzeba przyznać, że powiela ono motywy znane z filmów o podróży w czasie (osobiście oglądam ich sporo).
Prześmiewczość i kpina również się powtarzają - przesiąknięte jest nimi opowiadanie JAKUBA ŻULCZYKA. U ANETY JADOWSKIEJ bardzo chciałabym poznać ciąg dalszy, bo opowiadanie planowane było jako "część tryptyku tatarskiego". Narkotykowe wizje przedstawione przez SYLWIĘ CHUTNIK zupełnie do mnie nie trafiły, podobnie nie zapadło mi w pamięć opowiadanie ALEKSANDRY ZIELIŃSKIEJ. Za to JAKUBOWI MAŁECKIEMU trzeba przyznać, że potrafi wywołać głęboki niepokój w czytelniku.
JACEK DUKAJ niestety przeszarżował. Jego opowiadanie po pierwsze, przypomina krótszą powieść (ma 200 stron), a po drugie, jest bardzo nieczytelne dla przeciętnego odbiorcy, który nie wie za wiele o kulturze japońskiej. Ale miał ciekawy pomysł z kontynuacją "Lalki"!
"Inne światy" to antologia zainspirowana obrazami Jakuba Różalskiego, co składa się na spójny klimat opowiadań ze zbioru. Na pierwszy plan wybijają się dwa motywy - historia, najczęściej XIX-wieczna oraz science fiction, związane głównie z wszelkiego rodzaju maszynerią (czasem myślącą) oraz ze zmienianiem biegu historii.
Moje ulubione opowiadania to te autorstwa ROBERTA J....
2022-02-17
Wiosną Król Zimy nie jest niczym więcej niż wiatrem szumiącym w koronach drzew. Kiedyś ludzie składali mu ofiary, aby odszedł i pozwolił przyrodzie się odrodzić.
Latem nie ma miejsca dla tajemniczego Morozki, powraca dopiero z pierwszym śniegiem.
Czy to jego czar sprawił, że zimą tak pochłonęła mnie historia Wasi, próbującej doprowadzić do pokojowego współistnienia dwóch światów?
Być może, ale to też z pewnością zasługa pełnej magii i przygód fabuły dwóch kolejnych tomów. W "Niedźwiedziu i słowiku" największym problemem było tempo. Przyspieszyło ono w "Dziewczynie z wieży", jednocześnie dostarczając fascynujących wydarzeń. Z kolei te z "Zimy czarownicy" nie są już może tak idealnie wpasowane w mój gust, ale wciąż niezwykle angażujące. Ponadto, trzeci tom jest mimo wszystko najbardziej emocjonalny, a niekiedy bolesny.
Magia, która polega na tym, by zapomnieć, że świat jest inny niż chce się, by był. Droga przez Północ, przekraczająca czas i przestrzeń. Próba rozwiązania wstrząsających Rusią konfliktów. I ocalenia ludzi drogich sercu Wasi.
A jednak został pewien niedosyt, bo chętnie przeczytałabym jeszcze epilog po latach, który zarysowałby mi dalsze ścieżki bohaterów. W każdej z tych książek Arden bezlitośnie długo kazała mi czekać na odpowiedzi. Ostatnia strona za mną, a jest wciąż tak wiele rzeczy, których chciałabym się dowiedzieć...
Wiosną Król Zimy nie jest niczym więcej niż wiatrem szumiącym w koronach drzew. Kiedyś ludzie składali mu ofiary, aby odszedł i pozwolił przyrodzie się odrodzić.
Latem nie ma miejsca dla tajemniczego Morozki, powraca dopiero z pierwszym śniegiem.
Czy to jego czar sprawił, że zimą tak pochłonęła mnie historia Wasi, próbującej doprowadzić do pokojowego współistnienia dwóch...
2021-05-14
"Słowik" Kristin Hannah to historia dwóch sióstr, które muszą zmierzyć się z trudną rzeczywistością w okupowanej Francji w czasie II wojny światowej. Ponieważ skrajnie różniące się charakterami, również na wojnę reagują w różny sposób. Vianne pragnie jedynie spokoju i stabilizacji, które odnalazła u boku męża. Teraz jednak został powołany do wojska, a w jego miejsce w jej domu kwateruje niemiecki żołnierz. Isabel od zawsze była niepokorna i buntownicza, bo też wiecznie czuła się niechciana. Poszukuje więc miejsca, gdzie byłaby ceniona, potrzebna - i znajduje je we francuskim ruchu oporu.
Nie czytałam wcześniej książek Kristin Hannah, ale już od początku lektury "Słowika" widać w nim rękę autorki książek obyczajowych. Miałam wrażenie, że takie podejście nie wyjdzie na dobre tej powieści, bo stanie się ona zbyt ułagodzona. Nie do końca tak było - a przynajmniej nie przez cały czas.
Rzeczywiście jest to raczej powieść obyczajowa, a nie wojenna. Zaletą tego jest to, że bardzo dobrze poznajemy postacie, ich myśli i motywy. Wadą - to, że w niektóre wydarzenia i zbiegi okoliczności w wojennych realiach trudno mi uwierzyć. Nie wszystko można przecież załatwić uśmiechem - nawet jeśli jest się tak "zniewalająco pięknym".
Zakończenie było jednak zaskakująco satysfakcjonujące. Niektóre sprawy nie zostały do końca dopowiedziane, co w tym przypadku bardzo dobrze się sprawdziło. W książce pojawia się też kilka rozdziałów rozgrywających się w roku 1995, które z początku wydawały się zbędne, bo wytrącały z akcji. Po zakończonej lekturze uważam, że jednak były one potrzebne. By pokazać, że życie toczyło się dalej. Że były w nim zarówno radość, jak i ból, zarówno szczerość, jak i tajemnice.
"Słowik" Kristin Hannah to historia dwóch sióstr, które muszą zmierzyć się z trudną rzeczywistością w okupowanej Francji w czasie II wojny światowej. Ponieważ skrajnie różniące się charakterami, również na wojnę reagują w różny sposób. Vianne pragnie jedynie spokoju i stabilizacji, które odnalazła u boku męża. Teraz jednak został powołany do wojska, a w jego miejsce w jej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-11-02
"Jesteś jak wiatr, Świętosławo - odpowiedziała jej Emnilda. - Twardą skałę owioniesz, rozpalasz ogień, wodę zamieniasz w fale...[...] Wiatru nie można zatopić. To nie woda wywołuje sztorm, tylko on. Ty."
Chyba tym razem oszczędzę wszystkim opisu fabuły, aby nie spoilerować - drugi tom to dalszy ciąg jednej opowieści o Świętosławie, którą zwyczajnie trzeba było w którymś miejscu podzielić na pół. I muszę przyznać, że ta połowa była zdecydowanie bardziej emocjonalna.
Intrygi, zmiany na tronach i sploty tragicznych wypadków - akcja w "Królowej" nabiera tempa i nie ma już tak odczuwalnych przestojów. Być może ma to związek z tym, że losy Świętosławy są na tym etapie tak silnie związane z wątkami innych postaci, że jej obecność czuje się w każdym z nich.
Muszę tutaj, chociaż bardzo krótko, wspomnieć o scenie z dwoma zakonnicami, która po prostu wbiła mi nóż w serce. Chapeau bas.
Bardzo satysfakcjonujące jest zamknięcie wątków tej historii, kiedy wszystkie nitki splatają się w prawdziwie piękną tkaninę. Nie obyło się bez paru zaskoczeń po drodze. Zdradzę jeszcze, że zakończenie zmienia perspektywę ze względu na to, że ostatnia scena rozgrywa się w zaświatach...
Jestem pod ogromnym wrażeniem tej opowieści, a główna bohaterka nadal zaprząta moje myśli. Chociaż jest to dylogia skomplikowana i bogata w szczegóły historyczne, nie brak w niej życia codziennego, niesamowitych bohaterów i dużego ładunku emocjonalnego. Napisana w wyjątkowy sposób opowieść o wyjątkowej kobiecie.
"Jesteś jak wiatr, Świętosławo - odpowiedziała jej Emnilda. - Twardą skałę owioniesz, rozpalasz ogień, wodę zamieniasz w fale...[...] Wiatru nie można zatopić. To nie woda wywołuje sztorm, tylko on. Ty."
Chyba tym razem oszczędzę wszystkim opisu fabuły, aby nie spoilerować - drugi tom to dalszy ciąg jednej opowieści o Świętosławie, którą zwyczajnie trzeba było w którymś...
2017-07-21
Tytułowej Złodziejce Książek, czyli Liesel Meminger przyszło żyć w ciężkich czasach II Wojny Światowej. Matka oddała ją na wychowanie do państwa Hubermannów, którzy zgodzili się ją adoptować, a zanim do tego doszło, młodszy brat umarł na oczach dziewczynki. W tych okolicznościach Liesel ukradła pierwszą książkę, a w późniejszym czasie to właśnie słowo pisane pomogło jej poradzić sobie z trudną sytuacją i stało się czymś ogromnie ważnym w jej życiu.
Ale "Złodziejka Książek" tylko z pozoru skupia się na Liesel. To opowieść będąca obrazem życia mieszkańców hitlerowskich Niemiec. Ukazuje zarówno zagorzałych zwolenników Fuhrera, jak i pozostałe dziesięć procent, czyli tych, którzy nie deklarują poparcia dla nazistów. Zestawia ze sobą bogactwo członków partii z biedą mieszkańców Himmelstrasse oraz nieludzkimi warunkami, w jakich muszą żyć Żydzi - o ile w ogóle zdołają przeżyć. Właśnie dlatego, że jest to historia życia codziennego, pojawia się w niej pewna rutyna, która bywa nużąca, chociaż Markus Zusak zadbał o wtrącenia narratora i szczyptę humoru.
Autor świetnie zarysował charaktery postaci, szczególnie Hansa i Rosy Hubermannów. Ta dwójka skrajnie się od siebie różni, ale oboje są wyraziści i prawdziwie "żywi".
Oczywiście, mówiąc o tej powieści, nie można nie wspomnieć o narratorze. Jest nim Śmierć, czyli dość zabawny osobnik, który gra z czytelnikiem w swego rodzaju grę: zaburza chronologię wydarzeń, wciąż wtrąca swoje trzy grosze, a nawet potrafi zaspoilerować... Nietypowy narrator przywiązuje dużą wagę do kolorów i dźwięków, co zdecydowanie dało się odczuć, czytając "Złodziejkę Książek". Powieść napisano ładnym językiem, ale niecodziennym, bo rzadko spotykam się w książkach z takim nagromadzeniem personifikacji i animizacji. Często zdarzają się sformułowania typu "słowa przycupnęły na ramieniu" lub "opadły ciężko na podłogę". Muszę jednak przyznać, że ten styl przemówił do mojej wyobraźni.
Spodobały mi się również opowieści-metafory, które przewijają się przez historię. Mam na myśli między innymi "Strząsaczkę słów" oraz pewien sen o ringu bokserskim, który wywarł na mnie duże wrażenie.
"Złodziejka Książek" nie jest lekką powieścią. Ukazano w niej dramat wojny oraz przedstawiono przekrój całego ówczesnego społeczeństwa niemieckiego. W historii nie zabrakło humoru, który jednak nie jest w stanie przyćmić grozy sytuacji. Bo właśnie grozę - mimo wszelkich przebłysków radości i promyków nadziei przebijających przez kartki - czytelnik powinien jednak odczuwać.
Tytułowej Złodziejce Książek, czyli Liesel Meminger przyszło żyć w ciężkich czasach II Wojny Światowej. Matka oddała ją na wychowanie do państwa Hubermannów, którzy zgodzili się ją adoptować, a zanim do tego doszło, młodszy brat umarł na oczach dziewczynki. W tych okolicznościach Liesel ukradła pierwszą książkę, a w późniejszym czasie to właśnie słowo pisane pomogło jej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-04
2019-07-26
"Mózg jest pogrążony w całkowitej ciemności, to oczywiste, dzieci.[...] A jednak tworzy wyobrażenie świata, w którym istnieje światło, barwy i ruch. A zatem, dzieci, jak to się dzieje, że mózg, który nie zna światła, potrafi stworzyć świat pełen światła?"
"Na pracę naukową wpływają dwa czynniki, kadecie. Zainteresowania naukowca i zainteresowania epoki."
Marie-Laure - niewidoma francuska dziewczyna, miłośniczka książek Juliusza Verne'a, która wraz z ojcem ucieka z Paryża do okupowanego Saint-Malo na wybrzeżu.
Werner Pfennig - chłopiec z niemieckiego sierocińca, który od dzieciństwa ma predyspozycje na geniusza, marzy o byciu inżynierem i nie zamierza stracić swojej szansy na lepsze życie.
I druga wojna światowa, która roztrzaskała ich przyszłość i położyła kres spokojnemu życiu.
Brzmi bardzo prosto? Co zaskakujące, "Światło, którego nie widać" ciekawi już od samego początku, kiedy poznajemy dzieciństwo dwóch głównych bohaterów. Z biegiem akcji pojawia się kilka ważnych postaci drugoplanowych oraz rozwija się wątek pewnego bardzo cennego brylantu...
Powieść Anthony'ego Doerra pod względem konstrukcji jest zarazem fragmentaryczna, jak i szczegółowa. Zdecydowanym atutem jest bardzo sugestywna wizja otaczającego bohaterów świata, który Marie-Laure, jako osoba niewidoma, postrzega pozostałymi zmysłami. Kiedy jest szczęśliwa, obraz w jej wyobraźni rozkwita feerią barw, które zdołała poznać, zanim straciła wzrok. Czytając, można z całą mocą przyjąć perspektywę młodej bohaterki - jest to z pewnością dowodem kunsztu pisarskiego autora. Zresztą, język całej powieści jest piękny, pełen porównań i metafor.
Fabuła dostarcza wielu emocji, gdyż autor przedstawia nam zarówno ścieżkę dorastania głównych bohaterów, jak i trudności, które piętrzą się przed nimi później. Tematyka partyzantki i kolaboracji, okrucieństwa i okruchów dobra, które możemy pojmować jako tytułowe światło, pozornie niewidoczne wśród rzeczywistości wojennej. Tytuł jest niejednoznaczny i pozostawia duże pole do interpretacji; może odnosić się również do Marie-Laure oraz audycji radiowych Francuza.
Akcja książki toczy się przez wiele lat, a opowiedziana historia ma w sobie dużo autentyzmu - mogłabym uwierzyć, że wydarzyła się naprawdę, pomimo kilku mało prawdopodobnych zbiegów okoliczności. Ogromnie ucieszyło mnie, że nie jest to kolejna historia o romansie pomiędzy podziałami, bo z początku spodziewałam się, że opowieść będzie zmierzać w tym kierunku.
Książka przez dłuższy czas trzyma w napięciu, ale ponieważ liczy sobie wiele stron, owo napięcie w pewnej chwili zaczęło opadać. Na przełom w wydarzeniach roku 1944 musimy długo czekać, bo tego wymaga od nas konstrukcja powieści - z jednej strony rozumiem ten zabieg, ale spowodował on u mnie chwilowe znużenie.
Natomiast zakończenie jest bardzo dobrym domknięciem, chociaż tak naprawdę kilka spraw pozostawia otwartych. Jak w życiu, bohaterowie musieli czekać wiele lat, by poznać odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Lub też nie poznali ich wcale. "Światło, którego nie widać" to wielowątkowa, złożona, przepełniona autentyzmem opowieść, z bohaterami, których psychikę jesteśmy w stanie zrozumieć. Pięknie opowiedziana historia z okrutną wojną w tle.
"Mózg jest pogrążony w całkowitej ciemności, to oczywiste, dzieci.[...] A jednak tworzy wyobrażenie świata, w którym istnieje światło, barwy i ruch. A zatem, dzieci, jak to się dzieje, że mózg, który nie zna światła, potrafi stworzyć świat pełen światła?"
"Na pracę naukową wpływają dwa czynniki, kadecie. Zainteresowania naukowca i zainteresowania epoki."
Marie-Laure -...
2019-08-14
"- Panie, nienawidziłem złego - odrzekł stary kapłan.
- Chrystus więcej jeszcze kazał miłować ludzi niż nienawidzić złego, albowiem nauka Jego miłością jest, nie nienawiścią."
To wcale nie tak, że wcześniej nie doceniałam Sienkiewicza jako powieściopisarza. Po prostu jego książki osadzone w średniowieczu i przepełnione archaizmami, bardzo mnie wynudziły. Nowele, dotykające tematyki pracy organicznej i pracy u podstaw, spodobały mi się znacznie bardziej. Tylko, że wtedy jeszcze nie znałam "Quo vadis".
W czasach Nerona, kiedy Rzym uchodzi za stolicę świata, młody żołnierz Marek Winicjusz odwiedza swojego krewnego Petroniusza i zwierza mu się ze swej miłości do pięknej Ligii. Nie wie jeszcze, że bogactwo i pozycja społeczna nie wystarczą, by zdobyć wszystko, czego się tylko zapragnie. Nie wie też, że są na świecie wartości i sprawy potężniejsze oraz trwalsze od samego cezara.
Henryk Sienkiewicz pokazuje nam dopracowany w najmniejszych szczegółach świat patrycjuszowskich elit w imperium rzymskim. Ci ludzie jednego dnia mogą być u szczytów łask, a już następnego dostać list od cezara z nakazem podcięcia sobie żył. Uważają na każdy krok, stąpając na czubkach palców. Żyją w ciągłym strachu. Na ich tle niezwykle interesujący okazuje się Petroniusz - arbiter elegantiae, który przewyższa ich wszystkich rozumem i wymową. Drwi z Nerona, jednocześnie pozostając dla niego kimś niezastąpionym. Jest niesamowicie barwną postacią, o osobliwym poczuciu humoru i wręcz niezachwianej pewności siebie.
Dwójką głównych bohaterów nie jestem już tak zachwycona, bo są dość schematyczni, szczególnie Winicjusz - typowy sienkiewiczowski wzorzec bohatera dynamicznego. Mimo to jednak obchodził mnie ich los, a cała historia, ze względu na towarzystwo innych ciekawych postaci, bardzo mnie zainteresowała. Wspomnieć należy tu chociażby Chilona, Nerona, Kryspusa, Ursusa czy Apostołów Piotra i Pawła.
Zaskoczyła mnie duża ilość akcji w tej książce, przynajmniej w drugiej połowie. W pierwszej jest trochę zbyt wiele nawracających, powtarzalnych rozterek Winicjusza.
W opozycji do świata patrycjuszy widzimy ubogich mieszkańców Zatybrza, których większość stanowią chrześcijanie. Podoba mi się to, że wśród nich również zdarzają się różne poglądy, a Apostołowie sprawiają wrażenie prawdziwie dobrych nauczycieli i pasterzy.
Bardzo polecam zapoznać się z "Quo vadis", chociaż nie ukrywam, że na mój odbiór mogła wpłynąć osobista fascynacja czasami imperium rzymskiego.
"- Panie, nienawidziłem złego - odrzekł stary kapłan.
- Chrystus więcej jeszcze kazał miłować ludzi niż nienawidzić złego, albowiem nauka Jego miłością jest, nie nienawiścią."
To wcale nie tak, że wcześniej nie doceniałam Sienkiewicza jako powieściopisarza. Po prostu jego książki osadzone w średniowieczu i przepełnione archaizmami, bardzo mnie wynudziły. Nowele, dotykające...
2020-09-21
"Pamiętajcie, że nie ma granic... Horyzont przesuwa się za każdym razem, gdy dojdziecie do tego, co zdawało się kresem."
"Harda" jest opowieścią o siostrze Bolesława Chrobrego, Świętosławie, Sigridzie Storradzie, Hardej Pani, która splotła losy Piastów z dynastiami skandynawskimi. Historia wielowątkowa, pełna historycznych niejasności i fabularnych dopowiedzeń - dlatego właśnie tak bardzo żywa.
Bohaterowie prawdziwie ożywają pod dotykiem pióra Elżbiety Cherezińskiej. Jest to również zasługa bogatego języka, nadającego opowieści wyjątkowy klimat. Autorka przecież pisze o wydarzeniach w większości historycznych, a jednocześnie tworzy aurę mistycyzmu i legendarności. W tej książce dostałam wszystkie elementy, które tak lubię w literaturze fantasy: średniowieczny świat o odmiennej moralności, silnie rozwinięte poczucie honoru u bohaterów oraz pewną dozę brutalności i z drugiej strony - humoru.
Bardzo podobało mi się również spojrzenie z kilku stron na domysły historyków - czasem autorka wybrała jedną z wersji, czasem przedstawiła jedynie domysły. Czuję, że moja wiedza historyczna po tej lekturze bardzo się poszerzyła i usystematyzowała, co naprawdę mnie cieszy, bo uwielbiam, gdy książki czegoś mnie uczą.
Czuję, że przeczytałam coś bardzo dobrego, ale ocena jest rzeczą subiektywną, więc muszę zaznaczyć, że szczegółowość tej historii czasem przytłaczała. Było kilka postaci, o których losach czytałam dość niechętnie. Nie dotyczy to oczywiście Świętosławy, która bezapelacyjnie tutaj błyszczy - dlatego właśnie chciałabym, żeby niektórzy bohaterowie nie pchali się przed nią - ale być może wówczas historia nie byłaby tak pogłębiona?
Najbardziej zaskakujący wniosek jaki wysnułam jest chyba taki, że "Quo vadis" Sienkiewicza było dla mnie przystępniejsze do czytania. Nie oznacza to jednak, że "Harda" mi się nie podobała. Chociaż czytałam ją długo, zdecydowanie mogę ją polecić, ale tylko tym, których naprawdę interesuje historia. A ja myślę, że dalszego ciągu otrzymam jeszcze sporo, bo na pewno wezmę się za "Królową".
"Pamiętajcie, że nie ma granic... Horyzont przesuwa się za każdym razem, gdy dojdziecie do tego, co zdawało się kresem."
"Harda" jest opowieścią o siostrze Bolesława Chrobrego, Świętosławie, Sigridzie Storradzie, Hardej Pani, która splotła losy Piastów z dynastiami skandynawskimi. Historia wielowątkowa, pełna historycznych niejasności i fabularnych dopowiedzeń - dlatego...
„Dygot” to przejmująco smutna historia, którą poznawałam stopniowo, wyczekując momentu, w którym bohaterowie wyjdą na prostą.
Czasem jednak nie wychodzą na prostą. Wciąż kluczą na życiowych rozstajach i potykają się na zakrętach. Wzrok mają zaćmiony – z powodu alkoholu albo szaleństwa, bo przecież na tym świecie „każdy, kto ma trochę oleju w głowie, musi w końcu zwariować”. Chociaż ta historia tak naprawdę wcale się nie kończy. Ona zatacza koło i trwa nadal. Droga – bardzo daleka od prostej – wije się dalej…
Jakub Małecki snuje opowieść o kilku pokoleniach rodzin Geldów i Łabendowiczów. Opowieść, w której ślad zostawią blady chłopiec i poparzona dziewczyna. Odmieńcy prześlizgną się przez życie lokalnej społeczności, poruszając się cicho, na palcach. Mimo to nie umkną przed spojrzeniami, przesądami, ludzką zawiścią i przesądzonym im losem.
Są w tej historii takie akapity, które wywołują ciarki – nawet jeszcze bardziej, gdy wracam do nich teraz, po czasie. Styl pisarski jest jednocześnie prosty, ale i oniryczny. Umiejscawiam „Dygot” gdzieś w tej nieuchwytnej kategorii realizmu magicznego. Zdania często są krótkie, a te długie rozpisano w taki sposób, że przypominają urywany oddech. Książkę spaja klamra, podsumowująca historię i dobitnie przypominająca, jak szybko upływa życie.
Początkowe znużenie tą historią, jakie czułam, zamieniło się w przygnębienie w momencie, w którym zaczęło mi zależeć na bohaterach. Niektórzy za szybko zeszli z kart tej opowieści. Biorąc jednak pod uwagę, że na innych nie zależało mi do samego końca i nie byłam w stanie ich polubić, zaskakująco emocjonalnie odebrałam tę książkę. Nie wiem, jak Wy ją odbierzecie, ale są tu takie fragmenty, przy których warto się zatrzymać, choć na chwilę…
„Dygot” to przejmująco smutna historia, którą poznawałam stopniowo, wyczekując momentu, w którym bohaterowie wyjdą na prostą.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCzasem jednak nie wychodzą na prostą. Wciąż kluczą na życiowych rozstajach i potykają się na zakrętach. Wzrok mają zaćmiony – z powodu alkoholu albo szaleństwa, bo przecież na tym świecie „każdy, kto ma trochę oleju w głowie, musi w końcu...