-
Artykuły
„Shrek 5”, nowy „Egzorcysta”, powrót Avengersów, a także ekranizacje Kinga, Dahla i Hernana DiazaKonrad Wrzesiński5 -
Artykuły
„Wyluzuj, kobieto“ Katarzyny Grocholi: zadaj autorce pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać32 -
Artykuły
„Herbaciany sztorm”: herbatka z wampiramiSonia Miniewicz2 -
Artykuły
Wakacyjne „Książki. Magazyn do Czytania”. Co w nowym numerze?Konrad Wrzesiński11
Biblioteczka
Debiutant to książka, która zapowiadała się niezwykle ciekawie, a autorka z całą pewnością miała ciekawy pomysł na jej fabułę. Niestety po drodze coś nie wyszło, śrubki nie trafiły na odpowiednie miejsce, a całość wypadła w moim odczuciu słabo. Są jednak różne gusta, o których się nie dyskutuje, dlatego może Wam ta historia się spodoba? Sprawdźcie sami.
Cała recenzja na: http://www.kraina-ksiazka-zwana.pl/2017/06/debiutant-sj-hooks-recenzja.html
Debiutant to książka, która zapowiadała się niezwykle ciekawie, a autorka z całą pewnością miała ciekawy pomysł na jej fabułę. Niestety po drodze coś nie wyszło, śrubki nie trafiły na odpowiednie miejsce, a całość wypadła w moim odczuciu słabo. Są jednak różne gusta, o których się nie dyskutuje, dlatego może Wam ta historia się spodoba? Sprawdźcie sami.
Cała recenzja na:...
Jeśli chodzi o książki ukazujące się nakładem wydawnictwa HarperCollins Polska, to w ostatnim czasie w moje ręce trafiały głównie thrillery. Teraz postanowiłam spróbować z czymś spokojniejszym, delikatniejszym. Sięgnęłam po powieść obyczajową, wobec której miałam dość wysokie oczekiwania, choć pióra autorki jeszcze nie poznałam. Jaka okazała się być pierwsza część nowego cyklu?
W dniu szesnastych urodzin Anna Spencer bawi się w klubie ze swoim chłopakiem.Wyjątkowy wieczór szybko się kończy,a poznany przypadkiem Carter Thomas, handlarz broni i narkotyków, zamienia kilka lat jej życia w piekło. Dzięki jej zeznaniom Carter zostaje skazany, ale z więzienia wciąż wysyła listy z pogróżkami. Ojciec Anny, wpływowy senator i kandydat na prezydenta, zrobi wszystko, by zapewnić jej bezpieczeństwo. Ochroną Anny zajmie się przystojny komandos, Ashton Taylor. Aby nie wzbudzać podejrzeń, ma udawać jej chłopaka.Cierpliwie stara się sprawić, by pokonała dręczące ją koszmary i pogrzebała przeszłość. Anna zaczyna czuć się bezpiecznie, a udawanie zakochanych powoli przestaje być grą. Jednak kolejne dni przynoszą złe wiadomości. Wkrótce ma odbyć się rozprawa apelacyjna i Carter może wyjść na wolność. Jeśli tak się stanie, Ashton i Anna znajdą się w niebezpieczeństwie. [opis wydawcy]
Nazwisko autorki bardzo często pojawiało mi się przed oczami, głównie za sprawą jej powieści Chłopak, który zakradł się do mnie przez okno. Niestety nie było mi dane poznać tej historii, jednak po bardzo pozytywnych opiniach wiedziałam, że muszę poznać twórczość pisarki. Padło na jej najnowszą książkę Nic do stracenia. Początek. Czy to był dobry wybór, zaczynać właśnie od tej historii?
Właściwie nie do końca wiem, co Wam o tej pozycji napisać. Podczas jej lektury czułam się, jak na emocjonalnej huśtawce, albo karuzeli, która raz szalenie szybko pędziła do przodu, mając po drodze wiele nagłych zawirowań, a następnie zatrzymywała się i wolnym tempem ruszała w tył. Mógłby to być niezły rollercoaster, lecz gdzieś po drodze chyba pogubił część śrubek.
Historia zaczyna się naprawdę mocnym akcentem, zwiastując dużą dawkę wrażeń i niezapomnianych emocji. Gdyby w takim stylu pociągnięta była całość, byłaby to jedna, z najlepszych książek jakie ostatnio poznałam i z całą pewnością najlepsza z gatunku new adult. Właśnie, byłaby. Coś po drodze nie do końca zostało przemyślane, gdzieś zabrakło tego czegoś, co utrzymało by poziom przez całą treść. Cóż to mogło być?
Po raz kolejny Annę spotykamy kilka lat później, kiedy to dowiadujemy się, że Carter przez 10 miesięcy przetrzymywał ją, bił i gwałcił. To okrutne doświadczenie odbiło się na jej psychice. Jest bojaźliwa i co nie jest niczym dziwnym - nie ufa mężczyznom, których trzyma na dystans. Mocny początek i chęć poznania ogromnych emocji, jakie towarzyszą bohaterce, ponieważ ciągle jest ona nękana. Boi się dotyku nawet najbliższych jej osób. Pewnego dnia Anna zyskuje prywatnego ochroniarza - Ashtona, który jest agentem SWAT. Zapowiadało się do tego momentu coraz ciekawej i naprawdę byłam ogromnie ciekawa dalszych scen.
Spodziewałam się, że Anna będzie sprawiać swojemu ochroniarzowi jakieś problemy. W końcu to młody facet, od których dziewczyna zdecydowanie trzymała się na dystans. Okazuje się jednak, że między tą dwójką bardzo szybko nawiązuje się nić porozumienia, pomimo wszelkich problemów, jakie ma ze sobą Anna. Rozumiem, że Ashton mógł robić naprawdę dobre wrażenie i przyciągać do siebie ludzi. Nie rozumiem jednak, jak osoba tak pokrzywdzona jak nasza bohaterka może po trzech dniach znajomości pójść z nim do łóżka. Niestety jest to brak konsekwencji wobec zachowania młodej dziewczyny. Osoba, która przeżyła coś tak okrutnego zdecydowanie dłużej powinna przekonywać się do obcego, młodego mężczyzny biorąc pod uwagę, że stroniła od dotyku nawet najbliższych jej osób. Ten proces powinien znacznie dłużej trwać i niestety, ale właśnie to sprawiło, że moja ocena będzie znacznie niższa niż mogłaby być.
To, co trzeba na pewno przyznać autorce, to umiejętność utrzymania odpowiedniego napięcia pomiędzy bohaterami, a co przez to wynika, również pomiędzy książką, a czytelnikiem. Kirsty Moseley co jakiś czas podrzuca intrygujące wątki, które sprawiają, że chce się czytać i nie sposób odłożyć książki na bok. Po drodze jednak przypominamy sobie również o niekonsekwencji względem głównej bohaterki i jej lekkomyślności, jednak cała reszta stara się wyprowadzić tę powieść na wyższą półkę.
Z czystym sumieniem mogę również stwierdzić, że pisarka ma bardzo przyjemny i lekki styl, dzięki któremu przez książkę szybko się mknie. Autorka przedstawia historię w sposób prosty i zrozumiały podrzucając nam dodatkowo garść emocji, które podsycają napięcie. Czyta się z całą pewnością przyjemnie, więc gdyby nie usterka, o której już pisałam, książka byłaby naprawdę rewelacyjna. Niestety zabrakło mi tutaj jeszcze jednej rzeczy - mocnego zakończenia, po którym nie mogłabym się doczekać kontynuacji dwutomowej serii. Troszkę się zawiodłam, ale chętnie sięgnę po kolejny tom, by poznać dalsze losy bohaterów. Chętnie również poznam poprzednie dzieła autorki, które tak bardzo były zachwalane. Może w tamtych lepiej się odnajdę? Oby!
Nic do stracenia. Początek to z całą pewnością materiał na rewelacyjną książkę. Napisana przyjemnym i prostym językiem, okraszona sporą dawką emocji zachęca do poznania losów młodych bohaterów. Dla wnikliwych czytelników postępowania Anny mogą być sprzeczne, jednak ocenę pozostawiam Wam. Czyta się przyjemnie i szybko, a dzięki rosnącemu napięciu ciężko tę książkę odłożyć na półkę.
Jeśli chodzi o książki ukazujące się nakładem wydawnictwa HarperCollins Polska, to w ostatnim czasie w moje ręce trafiały głównie thrillery. Teraz postanowiłam spróbować z czymś spokojniejszym, delikatniejszym. Sięgnęłam po powieść obyczajową, wobec której miałam dość wysokie oczekiwania, choć pióra autorki jeszcze nie poznałam. Jaka okazała się być pierwsza część nowego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Rok 2017 zsyła w moje ręce coraz więcej znakomitych pozycji literackich. To już kolejny debiut, który jest rewelacyjny i gdyby nie wzmianka o tym, byłabym pewna, że australijska autorka ma na swoim koncie znacznie więcej wydanych powieści. Naprawdę momentami coraz ciężej mi uwierzyć, że debiut może być aż tak dobry! Ale jak się okazuje, może. Oj może.
Bardzo ciekawym zabiegiem było poprowadzenie narracji. Historię poznajemy z perspektywy prawdziwej Rebeki oraz dziewczyny, która się za nią podszyła. Dzięki temu poznajemy znacznie więcej szczegółów, a napięcie z każdą kolejną stroną staje się większe. Taki zabieg pozwala również na lepszą kreację bohaterów, która tutaj jest rewelacyjna. Autorka postarała się o zadbanie o szczegóły w książce, która nie jest zbyt obszerna. Objętość widać nie gra roli, gdy autor zna się na tym, co robi.
Książkę czyta się szalenie szybko i bardzo przyjemnie. Anna Snoekstra ma bardzo lekkie pióro i plastyczny język. Potrafi nadać swojej historii bardzo dobre tempo, które stale rośnie. Wartka akcja pozytywnie wpływa na odbiór treści. Autorka umiejętnie wplata coraz to nowsze, zaskakujące i podnoszące ciśnienie sytuacje bawiąc się z czytelnikami w kotka i myszkę. Kiedy już dochodzimy do momentu, w którym jesteśmy w stanie stwierdzić "to będzie tak!" okazuje, się, że wcale tak nie będzie, a pisarka po raz kolejny wbija czytelnika w fotel prezentując swoją wizję.
Problemem wielu kryminałów jest powielenie schematu, brak oryginalnego pomysłu lub po prostu mdła fabuła, która ani nie interesuje, ani nie wprowadza niczego nowego. Anna Snoekstra debiutując udowodniła, że jeszcze wiele w dziedzinie kryminałów nie zostało powiedziane.Co ciekawsze, momentami nachodziły mnie myśli, że nie jest to wymyślna historia spisana na karty powieści i już. Odnosiłam wrażenie, że historia Rebeki i jej następczyni oraz całej rodziny jest bardzo prawdziwa i pomimo jej nierealności, jest bardzo realna.
Córeczka to jedna z tych historii, których się nie zapomina. Jest to książka, która utrzymuje napięcie, podnosi ciśnienie i dostarcza dreszczyku fanom kryminałów i thrillerów. To również opowieść, którą szczerze mogę polecić osobom, które w tym gatunku się nie lubują, jednak mają ochotę sięgnąć po coś nowego i dobrego. Córeczka z całą pewnością wszystkim dostarczy niezapomnianych emocji. Polecam!
Rok 2017 zsyła w moje ręce coraz więcej znakomitych pozycji literackich. To już kolejny debiut, który jest rewelacyjny i gdyby nie wzmianka o tym, byłabym pewna, że australijska autorka ma na swoim koncie znacznie więcej wydanych powieści. Naprawdę momentami coraz ciężej mi uwierzyć, że debiut może być aż tak dobry! Ale jak się okazuje, może. Oj może.
Bardzo ciekawym...
Są takie książki, które już samym opisem sprawiają, że czytelnik przenosi się do zupełnie innego miejsca. Tak też było w przypadku Kobiety znikądI, która sprawiła, że musiałam ją zdobyć jak najprędzej. Liczyłam na dobrą literaturę, a to co dostałam... Z resztą przeczytajcie sami!
Pewnego dnia Ester Vaughan znika bez śladu. Współlokatorka odnajduje w jej rzeczach niepokojące listy, pełne miłosnych wyznań i jawnych pogróżek. Jeżeli napisała je Esther, to cierpi na poważne zaburzenia i może być niebezpieczna.
Tego samego dnia w pewnym miasteczku pojawia się tajemnicza kobieta. Nikt nie wie, jak naprawdę się nazywa ani skąd pochodzi. Gdy zamieszkała w ponurym, zrujnowanym domu, stało się jasne, że szuka kryjówki. Kogo się boi? Przed kim ucieka? A może to nie ona jest ofiarą, tylko cierpliwie czeka, aż ktoś wpadnie w zastawioną przez nią pułapkę?
Takie książki jak ta po prostu kocham! Nie jest za krótka, a wręcz idealna (choć właściwie nawet gdyby miała 800 stron, pochłonęłabym ją tak samo!). Co w niej takiego jest? Zacznijmy może od tego, że spodziewałam się kryminału. Całkiem dobrego, ale jednak typowego kryminału. Wiecie jakie było moje zaskoczenie i uciecha, kiedy się okazało, że to thriller psychologiczny? Jestem szczęściarą jakich mało.
Bohaterowie, jakich stworzyła Mary Kubica są niezwykle realistyczni. Przypadła mi do gustu Quinn, którą polubiłam po kilku pierwszych stronach. Miała coś w sobie, co mnie do niej szalenie przyciągało. Lubię zatapiać się w lektury, w których bohaterowie nie są zbyt wyidealizowani, a tacy, jacy my wszyscy, przez co książki zdają się być wyjęte z ludzkiego życia. To, co najważniejsze to zagłębienie się autorki w psychikę bohaterów. Nie jest to prosta sztuka, a Mary Kubicy udało się to perfekcyjnie. Nie czytałam jej poprzednich książek, ale jeśli są tak dobre jak ta, to biorę w ciemno. Lubię snuć domysły, zastanawiać się co kieruje bohaterami, a dzięki ich portretom psychologicznym mam okazję przekonać się, czy moje przypuszczenia są słuszne, czy błądzę gdzieś po ciemnych zaułkach.
Do gustu bardzo przypadł mi styl autorki. Pomimo trudnego tematu i wątków pobocznych jakimi są chociażby alkoholizm, posługuje się ona lekkim i przyjemnym językiem, który pochłania się błyskawicznie. Lekturę poznałam w jeden wieczór i bardzo żałowałam, że nie zostało mi nic na kolejny dzień. Książka jest jednak tak dobrze napisana, że nie wiadomo kiedy się kończy. Bardzo dobrze poprowadzona i przemyślana fabuła. Napięcie, które towarzyszy niemal od pierwszej do ostatniej strony, tajemnica, zagadka. Dostałam wszystko to, czego potrzebowałam!
Kobieta znikąd to perfekcyjny thriller psychologiczny, który wciągnie laików, ale i szalenie zainteresuje fanów gatunku. Trzyma w napięciu od początku do końca, a perfekcyjnie poprowadzona fabuła i znakomicie skonstruowany portret psychologiczny nie pozwoli się oderwać od książki choćby na moment. Polecam gorąco!
http://krainaksiazkazwana.blogspot.ie/2017/03/kobieta-znikad-mary-kubica-recenzja.html
Są takie książki, które już samym opisem sprawiają, że czytelnik przenosi się do zupełnie innego miejsca. Tak też było w przypadku Kobiety znikądI, która sprawiła, że musiałam ją zdobyć jak najprędzej. Liczyłam na dobrą literaturę, a to co dostałam... Z resztą przeczytajcie sami!
Pewnego dnia Ester Vaughan znika bez śladu. Współlokatorka odnajduje w jej rzeczach...
Czasami trafiam na jakąś książkę, która nie wiadomo dlaczego, kojarzy nam się z inną, którą bardzo lubiliśmy, pomimo tego, że ani treścią, ani okładką, czy chociażby autorem, nie przypomina tej ze wspomnień. Kierując się dobrymi przeczuciami chętnie sięgnęłam po tę powieść, licząc na kolejną literacką ucztę.
Indochiny Francuskie, 1952 rok. 18-letnia Nicole, pół Francuzka, pół Wietnamka, zawsze żyła w cieniu starszej siostry, Sylvie. Gdy ich ojciec, handlarz jedwabiem, rozpoczyna pracę u gubernatora, przekazuje firmę starszej córce. Rozczarowana Nicole dostaje tylko niewielki sklepik z jedwabiem w biednej wietnamskiej dzielnicy Hanoi. Skłócona z rodziną, przeżywa rozterkę, próbując określić swoją tożsamość. Tymczasem trwa wojna, Wietnamczycy walczą z Francuzami o niepodległość, a Nicole nie wie, za kim się opowiedzieć. Nie pomaga w tym znajomość z dwoma mężczyznami, którzy darzą ją uczuciem. Wietnamczyk jest rebeliantem, natomiast Mark wspiera Francuzów. [opis wydawcy]
Nigdy nie czytałam książki, której akcja toczyłaby się w Wietnamie, toteż niezwykle byłam jej ciekawa. Dodatkowo bardzo lubię książki, których tłem są fakty historyczne, umiejętnie wplecione w treść. Wątki miłosne, wewnętrzna walka z samym sobą, konflikty rodzinne, to tematy, po które sięgam bardzo chętnie. Zapowiadało się, że to wszystko dostanę razem z Córką handlarza jedwabiem. Czy dostałam? Owszem, każdy z tych wątków został poruszony. Ukłony dla autorki za dogłębne poznanie tematu. Dinah Jefferies zapoznała się z historią kraju, którą sprawnie przedstawiła na łamach kart swojej powieści. To, co zrobiło na mnie również spore wrażenie, to informacja, że pisarka odwiedziła Wietnam, aby oddać jego klimat w swojej książce. Faktycznie, dzięki temu bez problemu przeniosłam się do tak odległej i nieznanej mi do tej pory krainy.
Główną bohaterką jest 18-letnia Nicole, dorastająca w kraju, gdzie traumatyczne sytuacje, to często widok bardzo powszechny. Dziewczyna, która ma problem z akceptacją pewnych decyzji, szuka własnej drogi do poznania samej siebie. Zgadzam się z nią, że została odtrącona przez rodzinę i może czuć się przez to pokrzywdzona. Młoda dziewczyna powinna mieć wsparcie w najbliższych, bo w kim ma je znaleźć, jeśli nie we własnej rodzinie? Tutaj jednak moje zrozumienie dla niej się kończy. Niestety Nicola pomimo pewnego odtrącenia ze strony rodzina, zbyt wiele potrafi jej wybaczyć. Z kolei ufa tym, którym zdecydowanie nie powinna. Nicola swoim zachowaniem bardzo mnie drażniła i choć autorka idealnie oddała jej trudne położenie, to nie zapałałam do niej sympatią.
Początkowo dość ciężko było mi się wbić w lekturę. Podejrzewam, że było to spowodowane właśnie zachowaniem głównej bohaterki. W obliczu dramatycznych scen, dla niej ważny był wygląd i "uczucia" do swoich wybranków. Błagałam, aby nie był to główny wątek i na szczęście po trudnym początku historia rozkręciła się na dobre i porwała mnie w swoje zakamarki. Zmieniło się również życie samej Nicole, o czym sami możecie się przekonać.
Córka handlarza jedwabiem to historia znakomicie dopracowana pod kątek historycznym. Bardzo spodobało mi się osadzenie fabuły w odległej krainie, do której do tej pory, nie było mi po drodze. Po trudnym początku potrafi zaskakująco wciągnąć, zmieniając życie nawet tych, których zdawać by się mogło zmienić już nie można. Momentami zmusza do refleksji, zrobienia krótkich przystanków i zastanowienia się nad pewnymi sprawami. Nie polecam i nie odradzam. Sami podejmijcie decyzję, czy jest to lektura właśnie dla Was.
http://krainaksiazkazwana.blogspot.com
Czasami trafiam na jakąś książkę, która nie wiadomo dlaczego, kojarzy nam się z inną, którą bardzo lubiliśmy, pomimo tego, że ani treścią, ani okładką, czy chociażby autorem, nie przypomina tej ze wspomnień. Kierując się dobrymi przeczuciami chętnie sięgnęłam po tę powieść, licząc na kolejną literacką ucztę.
Indochiny Francuskie, 1952 rok. 18-letnia Nicole, pół...
Tak bardzo się cieszyłam, że w końcu rozpocznę przygodę z twórczością autorki, o której słyszałam już wiele dobrego. Naprawdę bardzo! Kiedy tylko przyszła książka od razu zabrałam się za lekturę i czytało się zacnie, o czym za chwilę. Dopiero, kiedy zaczęłam zabierać się za recenzję dostrzegłam, że jest to część cyklu! Znowu! I to tom ósmy... Ale wiecie co? Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Po raz kolejny miałam dużo szczęścia.
Wystarczyło kilka minut na miejscu zbrodni, by agent Will Trent zrozumiał, że poprowadzi jedną z najtrudniejszych spraw w swojej karierze. Nie będzie łatwo ustalić, kto zabił Dale'a Hardinga, były policjant, hazardzista i agresywny pijak, miał tylu wrogów, że lista podejrzanych jest wyjątkowo długa. Ciało Hardinga znaleziono w pustym budynku należącym do Marcusa Rippy'ego. Ten bogaty i popularny koszykarz został niedawno oskarżony o brutalny gwałt. Jednak prowadzone przez Willa śledztwo zakończyło się fiaskiem. Kilka łapówek wystarczyło, by Marcusa oczyszczono z zarzutów, a Will zyskał wpływowego wroga. [opis wydawcy]
Wiele słyszałam o Karin Slaughter, jednak do tej pory nie miałam okazji poznać jej dzieł. W końcu mi się udało i jestem z tego powodu bardzo zadowolona. Zaczęło się od razu mocno! Już na pierwszych stronach autorka wrzuca nas na miejsce zbrodni. Will Trent ma spore doświadczenie w tego typu sprawach, jednak ta jest inna. Jedyny trop jaki posiada, który mógłby go do czegoś doprowadzić, urywa się nagle. Pozostałe tropy giną w sieci powiązań elit i przestępców. Niektóre z nich wkraczają w przeszłość Willa, o której ten, za wszelką cenę próbuje zapomnieć... Autorka sprawnie podrzuca kolejne wątki, ślady, pomysły. Sprawia, że czytelnik stara się na własną rękę prowadzić śledztwo, łapać coraz to nowsze ślady, by schwytać przestępcę.
Powieść Karin Slaughter to zdecydowanie udany thriller, który trzyma w napięciu, do ostatniej kartki. Fabuła nie ma może w sobie nic odkrywczego. Nie do końca też wychyla się poza schematy. Ma w sobie jednak coś, co nie pozwala się od niej oderwać. Z każdym kolejnym zdaniem czytelnik ma ochotę na więcej i więcej. Intryga, tajemnica, idealnie prowadzone tempo akcji - te elementy są szalenie dobre! Bohaterowie z krwi i kości, którym mocno kibicujemy lub też odważnie wskazujemy na nich palcem, mówiąc "to on". Jednak, czy na pewno słusznie? Widać, że autorka ma wypracowany styl, który jest lekki i przyjemny w odbiorze. Autorka serwuje nam również idealnie wyważone opisy, dzięki którym każdy bez problemu wczuje się w daną sytuację. Poczuje na własnej skórze emocje, które towarzyszą bohaterom.
Ofiara to bardzo dobry, wciągający thriller, który spodoba się zarówno fanom gatunku, jak i początkującym znawcom. Trzyma w napięciu, skrywa tajemnice i przenosi do świata przestępy. Choć to ósmy tom serii, nic nie stoi na przeszkodzie, by zaczytać się w wyrwanej ze środka części. Z wielką przyjemnością sięgnę po kolejne książki autorki. Polecam!
http://krainaksiazkazwana.blogspot.com
Tak bardzo się cieszyłam, że w końcu rozpocznę przygodę z twórczością autorki, o której słyszałam już wiele dobrego. Naprawdę bardzo! Kiedy tylko przyszła książka od razu zabrałam się za lekturę i czytało się zacnie, o czym za chwilę. Dopiero, kiedy zaczęłam zabierać się za recenzję dostrzegłam, że jest to część cyklu! Znowu! I to tom ósmy... Ale wiecie co? Nie ma tego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Każde morderstwo wzbudza we mnie skrajne emocje. Jak można tak po prostu odebrać czyjeś życie? Odebrać możliwość poznawania świata, oglądania go, wsłuchiwania się w szepty wiatru. Jak można pozbawić kogoś oddechu? Gdy w grę wchodzą morderstwa popełniane na dzieciach... Moje serce fika koziołki w przypływach gniewu, a emocje sięgają zenitu. Jak było tym razem?
Naśladowca jest moim pierwszym spotkaniem z Ericą Spindler. Właściwie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. To, co zdecydowanie przykuło moją uwagę to zjawiskowa okładka i naprawdę bardzo ciekawy opis. Liczyłam na bardzo dobrą lekturę, która będzie mnie trzymać w napięciu do ostatniej kropki.
Pięć lat temu w małym miasteczku Illinois zostały zamordowane trzy dziewczynki - wszystkie we własnych sypialniach, wszystkie w tym samym wieku. Na miejscu zbrodni nie znaleziono żadnych śladów. Sprawa Mordercy Śpiących Aniołków, jak nazwała go prasa, stała się obsesją detektyw Kitt Lundgren. Dochodzenie zakończyło się klęską, co Kitt przypłaciła zdrowiem i załamaniem kariery zawodowej. Teraz morderca wraca, by kontynuować makabryczne dzieło. Śledztwo prowadzi ambitna detektyw Riggio, która niechętnie przystaje na pomoc Kitt. Jednak to właśnie Kitt jako pierwsza dostrzega niuanse różniące dzisiejszą zbrodnię od morderstw sprzed lat.
Co pierwsze rzuciło mi się w oczy? Już po kilku stronach zauważyłam, że autorka prowadzi swoją powieść w zaskakująco szybkim tempie! Porywa czytelnika od pierwszych stron i nie puszcza, ani na chwilę! Chwilowy zachwyt? Z całą pewnością nie! Jeśli w którymś momencie akcja zwalnia, to tylko dlatego, żeby złapać oddech i znów dać się porwać w zabójczy wir. Istne szaleństwo. Co w thrillerach cenię najbardziej? Umiejętność wodzenia za nos czytelnika. Czy Erica Spindler wspomnianą umiejętność opanowała? Zdecydowanie! Podczas lektury, przez głowę przeleciały mi różne scenariusze. Najróżniejsze. Jednak to, co stworzyła pisarka nawet by mi się nie przyśniło! Nigdy bym na to nie wpadła i jeżeli lubicie mocny element zaskoczenia, dreptanie śladami, by nagle podnieść głowę i stwierdzić, że zawędrowało się w ślepy zaułek, to ta książka jest zdecydowanie dla Was!
Kreacja bohaterów, to kolejny element, który mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się, że można wpleść tyle wątków z prywatnego życia chociażby Kitt, tak, żeby jakość powieści się nie pogorszyła. Pisarka sprawnie przeplata między sobą różne wątki, które razem tworzą bardzo dobrą całość. Spodobała mi się również gra, jaką prowadził zabójca z Lundgren. Przemyślana, budująca napięcie i wciągająca czytelnika. Nie pozostaje mi nic innego, jak bić brawa i rozejrzeć się za innymi dziełami autorki.
Naśladowca to książka, którą z czystym sumieniem mogę polecić miłośnikom thrillerów i kryminałów, zarówno tych zaawansowanych, jak i tych, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z tym gatunkiem. Powieść Erici Spindler poprowadzona jest w mocnym tempie i w dużym napięciu. Zaskakujące zwroty akcji, genialnie przemyślana fabuła i niebanalni bohaterowie tworzą znakomitą całość. Do tego autorka, która niezwykle umiejętnie bawi się z czytelnikiem w kotka i myszkę do ostatniej strony. Polecam gorąco!
http://krainaksiazkazwana.blogspot.com
Każde morderstwo wzbudza we mnie skrajne emocje. Jak można tak po prostu odebrać czyjeś życie? Odebrać możliwość poznawania świata, oglądania go, wsłuchiwania się w szepty wiatru. Jak można pozbawić kogoś oddechu? Gdy w grę wchodzą morderstwa popełniane na dzieciach... Moje serce fika koziołki w przypływach gniewu, a emocje sięgają zenitu. Jak było tym razem?
...
"To właśnie ten moment, w którym wszystko się zaczyna... Wytrzymaj. Nie daj się. Żyj dalej i nie poddawaj się."
Anna McPartlin zasłynęła w Polsce pierwszą wydaną tu książką Ostatnie dni królika. Niestety nie miałam okazji jej przeczytać, ale kierowana całym szeregiem niezwykle pozytywnych opinii na jej temat, sięgnęłam po kolejną powieść autorki. Właściwie nie do końca wiedziałam, czego mam się spodziewać. Liczyłam na duże emocje, łzy, targające mną nerwy i tak zwanego kaca książkowego. Myślicie, że autorce udało się to wszystko ze mnie wycisnąć, skoro recenzję piszę dopiero dziś, a książkę skończyłam czytać cztery dni temu?
Pisarka w swoim dorobku ma już na koncie kilka bardzo dobrych, bestsellerowych powieści. W Polsce publikacji doczekały się dopiero dwie. Pierwsze co skłoniło mnie do poznania Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu to bardzo pozytywne recenzje na temat Królika. Jednak to nie wszystko. Aktualnie pomieszkuję w Irlandii. Przydałoby się w takim razie poznać i tutejszych autorów, prawda? Okazuje się, że nie kto inny, jak właśnie Anna McPartlin jest irlandzką powieściopisarką. Zadebiutowała w 2006 roku powieścią Pack up the moon. Największą inspiracją autorki są jej przyjaciele i rodzina, a powieści w dużej mierze są odbiciem jej własnych doświadczeń.
Gdzieś tam... rozpoczyna się końcem historii. Od samego początku wiemy, jaki będzie finał opowieści. Niektórzy mogą stwierdzić - po co w takim razie, w ogóle ją czytać, skoro znam zakończenie? W tego typu powieściach właściwie nie chodzi o koniec. Nie chodzi chyba nawet o początek, a o całe rozwinięcie. To, jak pewne sytuacje w życiu się potoczą lub zakończą zależy od wielu czynników, o których postanowiła napisać McPartlin.
Maisie nigdy nie miała łatwego życia. W wieku osiemnastu lat, podobnie jak wiele nastolatek wybrała się na randkę. Właściwie nie chciała na nią iść, ale łatwiej było jej się zgodzić, niż odmówić. Finał był tragiczny. Niewinne pocałunki przeistoczyły się w gwałt na młodej dziewczynie. Ze strachu dziewczyna zostaje partnerką oprawcy, mając nadzieję, że szybko uda jej się go zostawić. Wtedy zgromadzone nad nią chmury zaczynają przybierać coraz ciemniejsze kolory. Maisie jest w ciąży. Ciężarna zostaje zmuszona do wyjścia za mąż za Danny'ego i spędzenia z nim reszty życia. Mąż - ostoja spokoju, bezpieczeństwo, miłość, pomoc, zrozumienie. Tak powinno być. Niestety i w tym przypadku jest zupełnie inaczej. Danny jest oprawcą, katem, brutalnym facetem, którego celem numer jeden jest znęcanie się nad żoną i synem. Wydaje się, że po prostu gorzej być nie może. Przemoc fizyczna, psychiczna, seksualna. Czy tej kobiecie (dziewczynie) może przytrafić się coś jeszcze gorszego? Syn, który został poczęty w brutalny sposób, również w brutalny sposób umiera, mając zaledwie 15 lat. Dwadzieścia lat po tym tragicznym wydarzeniu Maisie staje przed widownią, by podzielić się własnymi doświadczeniami. Rozpoczyna wykład opisując własne życie, drogę jaką musiała przebyć, by móc stanąć właśnie w tym momencie w miejscu, w którym się znalazła...
Są takie książki, które miażdżą czytelnika pod każdym względem. Fabułą, językiem, stylem, uczuciami, emocjami. Po prostu wszystkim. Taka właśnie jest ta książka. Nie można się od niej oderwać. Nie można choćby na chwilę pozostawić Maisie samej, której tak bardzo chce się pomóc. Wyrwać ją z tej chorej sytuacji, która nie zdaje się mieć końca. Jak wiele złego może spotkać jednego człowieka. Jak dużo jest w stanie udźwignąć młoda, niewinna dziewczyna, pozbawiona wszelkich normalnych wartości życia. Odebrano jej wszystko. Wszystko...
Czy książka mnie wzruszyła? Właściwie nie wiem, czy "wzruszyła" to odpowiednie słowo. Czuję się tak, jakby nade mną zawisły ciemne chmury, z których lecą nieskończone krople deszczu. Ale nie, to nie deszcz. To tylko moje łzy, spływające cichutko po policzku. To co słyszę, to nie wiatr, który szaleje za oknem, a szloch wydobywający się ze mnie, kiedy próbuję opisać to, co czułam. Gdzieś tam...to smutna, przykra i często przerażająca historia. Autorka poruszyła wiele niezwykle trudnych wątków, jakimi są utrata młodzieńczych lat, miłości, godności człowieka, utrata dziecka. To chyba największy ból. Kobiety to niezwykle silne istoty. Ból jaki potrafią znieść nie zna granic. Jednak utrata własnego dziecka, które nosiło się pod sercem... Na samą myśl cisną mi się łzy do oczu.
Ktoś może pomyśleć, że faktycznie, historia smutna, przygnębiająca, ale mimo wszystko mało realistyczna. Cóż, osobiście nie znam kogoś, kto przeszedłby tyle, co Maisie. Ale z drugiej strony, czy na pewno wiemy, co dzieje się u naszych sąsiadów? Osób, które mijamy na chodniku, nie zwracając uwagi na to, dlaczego ta kobieta nosi okulary przeciwsłoneczne, choć słońca nie widać od kilku dni? Anna McPartlin ma wspaniały styl, który sprawia, że książka żyje. Jest niezwykle realistyczna. Każdy z bohaterów wykreowany jest z wielką starannością. Każdego poznajemy bardzo dokładnie. Choć spotykamy się tutaj z narracją trzecioosobową, to poprowadzona jest tak, że zaznajamiamy się z odczuciami i emocjami wszystkich bohaterów. Możemy się dowiedzieć, co nimi kieruje, jak oni postrzegają swój świat. Powieść mną wstrząsnęła, wyzwoliła masę najróżniejszych emocji. Tak bardzo chciałam tam wejść i potrząsnąć ich życiem. Wyrwać kilka osób z nieodpowiednich miejsc. Niestety tak się nie da.
Zakończenie jest pewnego rodzaju klamrą, zamykającą całą opowieść. Odnajdziemy tu wszystkie odpowiedzi na dręczące nas pytania. Autorka nie zostawia czytelnika z niedopowiedzeniami, odczuciem, że czegoś zabrakło i domysłami, że może pojawi się kolejna część. Nie. Kończąc czytać, dowiemy się wszystkiego, co wcześniej nie zostało powiedziane.
Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu to niezwykle emocjonująca, wzruszająca, smutna i realistyczna opowieść o pustce, utracie, bólu, cierpieniu, drodze do normalnego życia i dorastaniu. To książka, która wyciska potoki łez z najbardziej zatwardziałych serc. Dodatkowo, jest to książka, którą polecam dosłownie wszystkim. Tym, którzy lubią się wzruszyć, potrzebują zrozumieć, pragną czegoś, co nimi wstrząśnie i pobudzi ich emocje. Polecam kobietom i mężczyznom, dorosłym i młodzieży, matce i córce. Wszystkim.
"A tym, którzy ukrywają swoją prawdziwą tożsamość, chciałabym przekazać tylko jedno: macie prawo do miłości.
Musicie tylko być sobą i tę miłość odnaleźć."
http://krainaksiazkazwana.blogspot.com
"To właśnie ten moment, w którym wszystko się zaczyna... Wytrzymaj. Nie daj się. Żyj dalej i nie poddawaj się."
Anna McPartlin zasłynęła w Polsce pierwszą wydaną tu książką Ostatnie dni królika. Niestety nie miałam okazji jej przeczytać, ale kierowana całym szeregiem niezwykle pozytywnych opinii na jej temat, sięgnęłam po kolejną powieść autorki. Właściwie nie do...
Zobaczyłam okładkę, tytuł, przeczytałam opis z okładki i długo się nie zastanawiając powiedziałam biorę! Książka przyszła - nowiutka, pachnąca, o idealnych gabarytach. Miałam na nią wielką ochotę, dlatego też nie mogłam się doczekać, kiedy utonę w jej treści. Najpierw jednak postanowiłam dowiedzieć się o niej czegoś więcej (choć powinnam to zrobić zdecydowanie wcześniej!). Nagle szok. Niedowierzanie. Po raz kolejny ten sam błąd. Zabawy z bronią kolejna część cyklu o pewnym detektywie. Czy i tym razem mi się poszczęści, i książkę będzie można potraktować wybiórczo, podobnie jak Piętno Kaina - J. Pettersona?
Elitarna amerykańska szkoła. Taka, do której wstęp mają ci "lepsi". Nagle jeden z uczniów Greg Hesse popełnia samobójstwo. Wszelkie tropy prowadzą Detektywa Deckera właśnie do szkoły, do której uczęszczał chłopak. Elitarne liceum, jedno z najlepszych w kraju okazuje się być centrum narkotykowych dilerów i handlarzy bronią. Najprawdopodobniej część uczniów współpracuje z mafią. Pozostali, którzy mogą coś wiedzieć, boją się mówić. Śledztwo nabiera tempa, gdy umiera kolejna uczennica...
Zabawy z bronią to książka, którą spokojnie mogę polecić fanom thrillerów i delikatnych kryminałów. Ci, którzy lubią wielogatunkowość, zdecydowanie znajdą w niej coś dla siebie. Dobrze wykreowani bohaterowie, odpowiednia akcja, dobre tempo i ciekawe zakończenie, to tylko kilka elementów, które zasługują na uznanie. Czekam na kolejne części, a Wam serdecznie polecam!
Całość recenzji dostępna: http://krainaksiazkazwana.blogspot.com/2016/08/zabawy-z-bronia-faye-kellerman-recenzja.html
Zobaczyłam okładkę, tytuł, przeczytałam opis z okładki i długo się nie zastanawiając powiedziałam biorę! Książka przyszła - nowiutka, pachnąca, o idealnych gabarytach. Miałam na nią wielką ochotę, dlatego też nie mogłam się doczekać, kiedy utonę w jej treści. Najpierw jednak postanowiłam dowiedzieć się o niej czegoś więcej (choć powinnam to zrobić zdecydowanie wcześniej!)....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Książka Zapach lawendy to zbiór trzech zupełnie oddzielnych, napisanych przez inne autorki opowiadań. Choć nic ich nie łączy prócz krajobrazów Francji, razem tworzą przyjemną całość. Wakacje są dla mnie czasem wytchnienia, relaksu i odpoczynku, a przynajmniej zawsze mi się tak kojarzą. Dobrze jest odłożyć na chwilę te cięższe lektury i zatopić się w czymś lekkim. Zapach lawendy już samą okładką kojarzy się ciepłymi promieniami słońca i rześką atmosferą.
Słoneczne lato to pierwsze opowiadanie, które wyszło spod pióra Niny Harrington. Ella prowadzi spokojne i unormowane życie. Pracuje w wielkim domu pewnych milionerów. Zbliża się pewna uroczystość, na którą po wielu latach nieobecności przybywa Sebastien. On obrzydliwie bogaty, nieprzychylnie nastawiony do kobiet. Ona spokojna, ciepła, zawsze uśmiechnięta. Los krzyżuje ich drogi, a uśmiech Elli sprawia, że Sebastien diametralnie zmienia stosunek do kobiet.
Miodowy miesiąc w Prowansji to drugie opowiadanie, które przybliża nam historię Billie i jej męża Aleksieja Drakosa. Bohaterów poznajemy w w dniu ich ślubu, czyli najpiękniejszym dniu, jaki każda kobieta może sobie wymarzyć. Wszystko jest piękne do momentu, gdy na jaw wychodzą kompromitujące sprawy z przeszłości.
Ostatnią opowieścią jest Na południu Francji. Sofia po zdradach swojego męża postanawia go opuścić. Jest jej ciężko, jednak po kilku latach sytuacja życiowa kobiety powoli się stabilizuje. Spokój Sofii jednak nie trwa długo, kiedy po kilku latach rozłąki, nieoczekiwania spotyka męża. Okazuje się, że to spotkanie odmienia życie obojga ludzi o sto osiemdziesiąt stopni.
Zapach lawendy to książka, która zawiera choć różne i odrębne opowiadania, w rezultacie niesie jedno wspólne przesłanie. Wiara we własne szczęście, nadzieja na lepsze jutro. Każda z tych opowieści w inny sposób opisuje ważne aspekty życia. Styl każdej z autorek jest naprawdę dobry i utrzymany na stosunkowo równym poziomie. To, co bardzo spodobało mi się w tych opowiadaniach, to rzeczowość. Historie te są konkretne, bez zbędnych dodatkowych wątków. Dzięki temu lekturę czyta się niezwykle szybko. Nie oznacza to jednak, że powieści brakuje emocji. Zdecydowanie można się wzruszyć i to niejednokrotnie! Romans, piękne krajobrazy i francuskie słońce. Zapach lawendy choć dość przewidywalny, to potrafi zaskoczyć i zdecydowanie nie pozwala się nudzić.
Na uwagę zasługuje również okładka, która od razy zwróciła moją uwagę. Na pierwszy rzut oka kojarzy mi się z okresem wakacji, błogiego lenistwa i zasłużonego odpoczynku. Lubię, kiedy sama okładka wprowadza już w nastrój książki.
Zapach lawendy to książka, która swoją prostotą i lekkością przeniesie czytelnika do słonecznej Francji, miejsca wielu pragnień, marzeń i nadziei. Jest to zdecydowanie odpowiednia książka, na rozpoczynające się wakacje, która pozwoli odpocząć od ciężkich pozycji, jakimi się zaczytujemy. Zdecydowanie polecam miłośniczkom romansów, osadzonych w pięknej scenerii. Zanurzcie się w Zapachu lawendy, a nie pożałujecie.
http://krainaksiazkazwana.blogspot.com
Książka Zapach lawendy to zbiór trzech zupełnie oddzielnych, napisanych przez inne autorki opowiadań. Choć nic ich nie łączy prócz krajobrazów Francji, razem tworzą przyjemną całość. Wakacje są dla mnie czasem wytchnienia, relaksu i odpoczynku, a przynajmniej zawsze mi się tak kojarzą. Dobrze jest odłożyć na chwilę te cięższe lektury i zatopić się w czymś lekkim. Zapach...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Dobry kryminał i thriller powinien posiadać pewne cechy, które wciągną czytelnika, porządnie nim potrząsną i pozostawią w osłupieniu. Co się na te cechy składa? Z całą pewnością dobrze wykreowani bohaterowie, idealna zbrodnia, wartka akcja z mocnymi zwrotami akcji, intryga i jeszcze kilka spraw. Czy James Patterson wspólnie z Marshallem Karpem zahaczyli o wszystkie wytyczne? Czy sprawili, że nie mogę wyjść z podziwu?
James Patterson to jeden z najpopularniejszych amerykańskich autorów, zaraz obok takich nazwisk jak King, czy Grisham. Powieści, które wyszły spod jego pióra najczęściej trafiają na listy bestsellerów. Pattersonowi sławę przyniósł wydany w 1993 roku thriller Along Came the Spider, który doczekał się ekranizacji.
Kryminał to gatunek, który dopiero poznaję i odkrywam jego tajemnice i zakamarki. Jak na razie, na żadnym się jeszcze nie zawiodłam. Czy książka Pattersona podtrzymuje moją dobrą passę? Z całą pewnością tak! Z twórczością autorka zetknęłam się po raz pierwszy. Choć Piętno Kaina jest już trzecim tomem cyklu NYPD Red, to poprzednich nie czytałam. Obawiałam się, że mogę się nie odnaleźć, skoro nie czytałam dwóch pierwszych tomów. Na szczęście książki nie są ze sobą zbytnio powiązane (przynajmniej na razie) i każda opiera się na innej historii.
Hunter Alden ma na koncie miliardy. Bez skrupułów łamie prawo, dąży do celu po trupach. Wydaje mu się, że jest bezkarny, ale ktoś jest innego zdania. Porywa nastoletniego syna Huntera i bestialsko morduje jego kierowcę. Detektywi Zach Jordan i Kylie MacDonald na próżno szukają świadków i motywów przestępstwa. Hunter nie chce z nimi współpracować. Nie docenia sprytu człowieka, który postanowił go zniszczyć. Kain - tak każe siebie nazywać wróg Huntera - est bezwzględny i wie, gdzie szukać sojuszników.
Umie uderzyć w najczulszy punkt.
Detektywi po raz pierwszy wątpią w skuteczność śledztwa. Pozostaje im czekać, aż Kain popełni błąd. [materiały wydawnicze]
Po Piętnie Kaina spodziewałam się czegoś w stylu Kryminalne zagadki NY. Choć lubię tego typu seriale, to książka znacznie od nich odbiegała. Styl Pattersona jest rewelacyjny. Akcja toczy się niezwykle szybkim tempem i zawiera masę zaskakujących zwrotów akcji. Uwielbiam, kiedy morderca podsuwa mi mylne tropy, by nagle wbić mnie w fotel i pozostawić w stanie wielkiego zdziwienia i niedowierzania. Wstrząsające są już same zbrodnie, choć od tego wszystko się dopiero zaczyna. Powieść autorów trzyma w napięciu niemalże od pierwszej do ostatniej strony. Szybkie tempo punktowane bardzo krótkimi rozdziałami sprawia, że od książki ciężko się oderwać i zamiast ją spokojnie przeczytać, to pochłania się całość jednym tchem. Mistrzostwo! Bohaterowie wykreowani są wręcz idealnie. Są bardzo realni i szybko można zacząć z nimi współpracować. Osobiście bardzo polubiłam Kylie. To niesamowicie charakterna kobieta, z którą nie radzę zadzierać! Na pochwałę zasługuje również zakończenie, które zdecydowanie mnie zaskoczyło. Choć przez cały czas starałam się rozwikłać zagadkę, autor uświadomił mnie na końcu, że tylko błądziłam. Jeżeli w tak dobrym stylu napisana jest większość jego książek, to proszę o dokładkę!
Piętno Kaina to książka, która podobnie jak jej zbrodniarz, porwie czytelnika nie wiadomo kiedy i nie będzie chciała wypuścić ze swych sideł. Niezwykle szybka akcja, zaskakujące zwroty akcji i zaskakujące zakończenie sprawiają, że treść niemalże pochłania się w całości. Polecam każdemu, kto ma ochotę na chwile grozy i mrożące krew w żyłach zbrodnie, a także idealnie dopracowane dialogi z przyjemną nutką humoru.
http://krainaksiazkazwana.blogspot.com
Dobry kryminał i thriller powinien posiadać pewne cechy, które wciągną czytelnika, porządnie nim potrząsną i pozostawią w osłupieniu. Co się na te cechy składa? Z całą pewnością dobrze wykreowani bohaterowie, idealna zbrodnia, wartka akcja z mocnymi zwrotami akcji, intryga i jeszcze kilka spraw. Czy James Patterson wspólnie z Marshallem Karpem zahaczyli o wszystkie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Trudno jest odmówić czegoś dziewczynce z plecami poznaczonymi czerwonymi pręgami.
Znacie takie sytuacje, kiedy po skończonej książce nie wiecie, co ze sobą zrobić? Nie potraficie znaleźć sobie miejsca, a Wasze myśli wciąż wracają do historii, która choć nieprawdziwa, jest niezwykle realna? Mówimy na takie momenty kac książkowy. Każda następna książka, którą weźmiemy do ręki, zdaje się być pozbawiona jakiejkolwiek treści. Są takie książki, które sprawiają, że na chwilę zapominamy o własnych problemach, które w porównaniu z innymi, przestają mieć znaczenie. Jaka jest powieść Emma i ja?
Carrie Parker i jej młodsza siostra Emma wiodą spokojne, dziecięce życie. Są kochane przez rodziców. Należą do szczęśliwych dzieci, z marzeniami, uśmiechem na twarzy i energią, która dodaje im sił na każdy kolejny dzień. Mają wsparcie i poczucie bezpieczeństwa w ramionach ojca. Wszystko zaczyna się zmieniać wraz z jego śmiercią. Matka dziewczynek szybko znajduje pocieszenie u boku innego mężczyzny, który wkracza w życie nie tylko matki, ale i jej córek.
Powieść Elizabeth Flock, to wstrząsająca książka, która wzburza emocje i wywołuje gęsią skórkę. Tematyka, jaką porusza autorka jest niezwykle trudna i prawdziwa. Nie potrafię dobrać odpowiednich słów, by wyrazić swoją frustrację i nienawiść do takich ludzi jak ojczym dziewczynek oraz ich matka. Zapytacie: matka? Co masz do matki, najbliższej istoty dla dziecka. To ona nosiła Carrie i Emmę w swoim ciele, tuż pod sercem. Jako pierwsza czuła ruchy swoich córek. Wychowywała je i uczyła kultury, dobrego zachowania, zasad moralności. No właśnie...
Partner matki okazuje się być okrutnym tyranem. Krzywdzi je. Zadaje im ból fizyczny i psychiczny. Krzyczy, bije, molestuje. Upodla i katuje. Przemoc wobec dzieci pozostawia rany, które nigdy się nie zagoją. Blizny na psychice pozostaną na zawsze. Gdzie w tym wszystkim jest matka? Kobieta wie o wszystkim. Jest świadoma czynów mężczyzny, któremu otworzyła drzwi do swojej rodziny. Co robi? Twierdzi, że córki same go prowokują! Uważa, że to one są winne! Winne przemocy, bólu i cierpienia, jakie jest im zadane. Do cholery jasnej, to jest matka?!
Jestem w stanie "zrozumieć" kobiety, które dają się poniżać, bić, czy nawet molestować. Kierują nimi pewne przekonania i emocje, które ciężko im wyperswadować. Wszystko ma swój początek w doświadczeniach i psychice. Ale nigdy! Nigdy nie zrozumiem, jak matka może pozwolić na krzywdę wyrządzaną własnym, ukochanym dzieciom. Po prostu nie potrafię. Gdyby ktokolwiek spróbował sprawić taki ból i cierpienie mojej córce, zabiłabym.
Carrie jest słabsza psychicznie niż młodsza Emma, którą się zajmuje. Zatraca się w marzeniach i wspomnieniach o ukochanym ojcu, tracąc momentami kontakt z rzeczywistością. Wszędzie zabiera ze sobą siostrę, by zawsze móc ją chronić. Często odwiedzają koleżankę, u której mogą zaznać chwilowy spokój. Poczuć od obcych ludzi, obcej rodziny odrobinę normalności. Choć na chwilę mają szansę zapomnieć o krzywdzie, głodzie i brudzie.
Najgorsze w tej powieści jest to, że wielu ludzi doświadcza takich przeżyć naprawdę. I nikt nie reaguje. Robi się głośno, dopiero, gdy dochodzi do tragedii. Utraty życia. Tylko, czy katowane dziewczynki, nie doświadczają już tragedii w swoim życiu?
Reasumując, powieść Elizabeth Flock w moim odczuciu, to nie powieść obyczajowa, a thriller psychologiczny, który poznajemy oczami dziecka. To lektura, która nie ma szybkiej akcji, zaskakujących zwrotów, czy wspaniałych i pięknych cytatów. To książka o ludzkiej tragedii, o przemocy wobec niewinnych i bezbronnych istot. Obok takich powieści nie można przejść obojętnie. Emma i ja do głębi wzrusza, wzbudza wulkan emocji i sprawia, że na długo nie można zapomnieć o historii dwóch dziewczynek.
Recenzja ukazała się na blogu: http://krainaksiazkazwana.blogspot.com
Trudno jest odmówić czegoś dziewczynce z plecami poznaczonymi czerwonymi pręgami.
Znacie takie sytuacje, kiedy po skończonej książce nie wiecie, co ze sobą zrobić? Nie potraficie znaleźć sobie miejsca, a Wasze myśli wciąż wracają do historii, która choć nieprawdziwa, jest niezwykle realna? Mówimy na takie momenty kac książkowy. Każda następna książka, którą weźmiemy do...
Kiedy tylko ujrzałam tę okładkę, wiedziałam, że to kolejne dzieło Anny McPartlin. O ile nie czytałam jej pierwszej wydanej w Polsce powieści, o tyle druga zrobiła na mnie piorunujące wrażenie i poruszyła niesamowite uczucia i emocje. Do teraz na samo jej wspomnienie mam dreszczyk. Sięgając po To, co nas dzieli liczyłam na powtórkę. Miałam nadzieję, że ponownie wyciśnie ze mnie łzy...
Eve Hayes i Lily Brennan były nierozłączne, ale gdy miały osiemnaście lat, podczas wakacji wydarzyło się coś, co skutecznie je rozdzieliło i zniszczyło ich przyjaźń.
Po dwudziestu latach Eve, znana projektantka biżuterii, wraca na stałe do Dublina. Stara się odszukać dawną przyjaciółkę, ale nie może trafić na żaden jej ślad, nawet w internecie. Pewnej nocy Eve ulega poważnemu wypadkowi. W szpitalu ze zdumieniem odkrywa, że Lily pracuje tam jako pielęgniarka. Dawne przyjaciółki mają szansę wyjaśnić to, co między nimi zaszło, odbudować bliskie relacje, a przede wszystkim pomóc sobie nawzajem.
Autorka skupia się głównie na dwóch głównych bohaterkach, Eve i Lily, jednak nie trzyma się ich kurczowo. W powieści pojawia się wiele drugoplanowych postaci, które odgrywają ważne role. Jest ich sporo, dlatego należy przygotować się na sporą dawkę imion. Przyznam, że nie każdego zapamiętałam, jednak uważam, że poszczególni bohaterowie wnosili coś ważnego do całej historii i cieszę się, że pisarka ich nie pominęła.
To, co muszę przyznać, to fakt, że autorka posiada niesamowity dar pisarski! Nie koloryzuje, nie przerysowuje. Ma szalenie lekkie pióro, a historie, które spod niego wychodzą są niesamowicie realne. Czytając książkę nie odnosi się wrażenia, że czytamy literacką fikcję. Śmiało można stwierdzić, że opowieści zdają się być prawdziwe, jakby opowiedziane przez osoby, które właśnie takie sytuacje przeżyły. Ta książka, jej fabuła, jak i bohaterowie stworzeni są z krwi i kości. Poruszają, wzruszają, ale i sprawiają, że czytelnik może się szczerze zaśmiać. Przyjaciółki zdecydowanie są swoimi przeciwieństwami. To, co podoba się jednej, niekoniecznie jest chwalone przez drugą. Ale ma to swój urok, a dziewczyny w idealny sposób się wypełniają. Ciężko było mi zrozumieć co je aż tak bardzo poróżniło przed laty. Autorka co chwilę podrzucała nowe wątki, które zaskakiwały i odsuwały od domysłów na temat tego, co tak naprawdę się stało. Powieść napisana jest z dobrym tempem i budowaniem napięcia, a nowe ważne i trudne wątki tylko podsycają chęć dalszego czytania.
Zarówno ta powieść, jak i Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu niezwykle przypadła mi do gustu. Uwielbiam powieści, które poruszają emocje, dostarczając najróżniejszych wrażeń, od uśmiechu po łzy. Wspaniały styl autorki, plastyczny i prosty w odbiorze język oraz dokładna kreacja bohaterów bardzo mi odpowiadają. Historie, które pisze Anna McPartlin są niezwykłe i na długo pozostają w pamięci. Cieszę się, że mam możliwość poznawać twórczość irlandzkich pisarzy, gdyż od roku mieszkam właśnie na Szmaragdowej Wyspie. Żałuję, że nie miałam jeszcze okazji przeczytać pierwszej wydanej w języku polskim książki autorki Ostatnie dni królika, jednak jestem pewna, że niebawem to nadrobię. Chętnie zakupię książkę, która również pod względem okładki idealnie komponuje się z tymi, które już mam.
To, co nas dzieli jest niesamowitą historią, którą polecam każdemu. Znakomicie skonstruowana fabuła, dopracowani bohaterowie z krwi i kości. Opowieść wywołująca duże emocje, to coś, co polecam każdemu! Tą książką Anna McPartlin udowodniła, że jest znakomitą pisarką, a ja sięgnę po każdą jej kolejną książkę. Polecam gorąco!
www.kraina-ksiazka-zwana.pl
Kiedy tylko ujrzałam tę okładkę, wiedziałam, że to kolejne dzieło Anny McPartlin. O ile nie czytałam jej pierwszej wydanej w Polsce powieści, o tyle druga zrobiła na mnie piorunujące wrażenie i poruszyła niesamowite uczucia i emocje. Do teraz na samo jej wspomnienie mam dreszczyk. Sięgając po To, co nas dzieli liczyłam na powtórkę. Miałam nadzieję, że ponownie wyciśnie ze...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to