Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Mijają kolejne lata życia Uthreda. Ten nadal swoje życie obraca wokół najważniejszych wydarzeń z epoki. Tym razem czytamy o śmierci władcy Mercji, który nie pozostawił po sobie potomka. Nikt nie odziedziczył tronu. Główny bohater uważa, że to żona Aethelreda powinna zająć oferowane miejsce. Czy jednak zyska poparcie pomimo oczekiwań, że po śmierci męża wstąpi do klasztoru?



Zdecydowanie jest to jedna z najbardziej feministycznych opowieści, które mieliśmy okazję przeczytać do tej pory. Historycznie faktycznie opisane wydarzenia się odbyły. Wydaje mi się więc, że warto znać historię, która jest jedną z pierwszych prawdziwie doceniających kobiety. Oczywiście sam główny bohater zawsze stawał po ich stronie, niemniej chyba wszyscy jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, jak ciężkie musiało być życie płci pięknej w tamtych czasach. Łączyło się zazwyczaj ze zdecydowanym brakiem szacunku, a jednak zdarzały się drobne wyjątki, których przykładem jest historia Aethelflaed.



Sądzę, że opowieść bardzo zachęca do sięgnięcia po serię kobiety. Warto znać tego typu historie, które mogą naprawdę przydać się w naszym życiu. Argument o władczyni Mercji, która jednak nigdy nie została oficjalnie nazwana królową, choć jej dokonania były znaczne, zdecydowanie wpisuje się idealnie w tematy wszystkich przemów, czy też matury ustnej. Kolejna zdecydowanie rozbudowana zaleta serii.

Mijają kolejne lata życia Uthreda. Ten nadal swoje życie obraca wokół najważniejszych wydarzeń z epoki. Tym razem czytamy o śmierci władcy Mercji, który nie pozostawił po sobie potomka. Nikt nie odziedziczył tronu. Główny bohater uważa, że to żona Aethelreda powinna zająć oferowane miejsce. Czy jednak zyska poparcie pomimo oczekiwań, że po śmierci męża wstąpi do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O dziwo, starszy syn Uthreda postanowił zostać mnichem. Jednak ojciec nie jest w stanie pozwolić na takie zachowanie. Wyrzeka się go więc, odbiera mu imię i nakazuje tytułować go imieniem Judasz. Natomiast swojemu drugiemu synowi zmienia imię na Uthred. W gniewie zabija opata, zostaje więc wygrany i przeklęty. Mówi się, że klątwa spadnie też na jego towarzyszy. Zaczyna więc układać nowy plan. Zamierza wyjechać do Nothrumbrii, aby tam odzyskać swoje dawne ziemie...



Po raz pierwszy mamy okazję zwrócić uwagę na to, w jaki sposób w tamtych czasach Wikindzy traktowali swoje potomstwo. Nie było to typowe wychowanie. Kiedy syn Uthreda popełnił błąd, ten nie miał żadnych problemów, aby się go wyrzec. Za tak niewielki, wydawałoby się, błąd chłopak musi zmienić swoje całe życie. Nie może szukać wsparcia u ojca, który ukazuje, jak ogromną upartością się odznacza. Widzimy jak nieugięty pozostał nasz główny bohater. Nie widzi świata poza swoimi przekonaniami, nawet jeśli inaczej myśli jego własny syn.



Czytając każdą kolejną opowieść Cornwella, nie jestem w stanie podkreślać, jak bardzo doceniam jego styl pisania. Tak naprawdę wydaje mi się, że o czym by nie napisał, to byśmy czytali. Znowu mamy szansę zdziwić się przez niesłychaną bezpośredniość Wikingów. Podziwiać ich upór, nawet w stosunku do własnych dzieci. A jednocześnie zapoznać się z kolejną niespotykaną przygodą rodem z X-wiecznej Anglii. Poczytać o wydarzeniach historycznych z epoki w nieco ciekawszy sposób.

O dziwo, starszy syn Uthreda postanowił zostać mnichem. Jednak ojciec nie jest w stanie pozwolić na takie zachowanie. Wyrzeka się go więc, odbiera mu imię i nakazuje tytułować go imieniem Judasz. Natomiast swojemu drugiemu synowi zmienia imię na Uthred. W gniewie zabija opata, zostaje więc wygrany i przeklęty. Mówi się, że klątwa spadnie też na jego towarzyszy. Zaczyna więc...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

www.czytelnika.pl


Nadchodzi koniec pewnego okresu w opowieściach Bernarda Cornwella. Alfred, król który towarzyszy wyprawom Uthreda niemal od samego początku, jest już coraz słabszy i zaczyna ocierać się o śmierć coraz bardziej. Wszyscy spodziewają się, że jego los nadejdzie szybciej niż wszyscy myśleli. Tym razem nasz główny bohater również ukazuje, że świat jest dla niego coraz mniej łaskawy. Dopada go starość i chorowitość, która gdzieś kiedyś dopadnie nas wszystkich. Niemniej nadal ma do spełnienia bardzo ważne obowiązki, w związku z czym nie może się poddać. Chce do ostatniej chwili pozostać honorowym i spełnić swoje obowiązki, z czego z całą pewnością moglibyśmy czerpać naukę.

Od pierwszych stron rzuciło mi się w oczy, że autor zaczął zmieniać swój styl pisania. Od pierwszego tomu zakochana byłam w jego podejściu do pisania opisów. Są one naprawdę niezwykłe, co jest aż niespotykane dzięki niesamowitej dbałości o szczegóły i plastycznym przedstawieniu świata opisanego. Tym razem już od samego początku autor zaczął wprowadzać coraz większą liczbę dialogów, w związku z czym książkę czyta się trochę szybciej i łatwiej, jednak pozostaje pytanie, w jakim stopniu wpływa to na artystyczny wydźwięk całego tekstu pisanego. Widać ograniczenie opisów, które z pewnością nie wszystkim czytelnikom przypadnie do gustu. Ja sama podeszłam do tej zmiany dość obojętnie, jednak zdaję sobie sprawę, że styl pisania jest jednym z najważniejszych czynników wpływających na odbiór książki przez czytelnika.

Z każdym kolejnym tomem Bernard Cornwell bardzo śmiało wprowadzał w świat przedstawiony coraz to nowych bohaterów. Z jednej strony zapewnia nam to zmienianie się akcji oraz całego świata przedstawionego, co zdecydowanie ogranicza naszą skłonność do nudzenia się podczas lektury. Z drugiej nawet ja sama mam dość duży problem w zapamiętywaniu imion. A przysięgam, kiedy widziałam kolejne prawie niemożliwe do wymówienia imię, rozpoczynające się na literkę A, to zaczynałam się zastanawiać, czy w Wielkiej Brytanii istniały inne litery alfabetu. Być może nie odczuwałam tego aż do tego stopnia, żeby zacząć rzucać książką, czy coś podobnego - nie, broń Boże. Za każdym razem autor starał się przypomnieć nam wcześniejsze losy postaci, dzięki czemu pamięć jakoś daje sobie radę.

Podsumowując, tym razem ponarzekałam, jednak wydaje mi się, że książka całościowo nadal jest bardzo dobra. Być może jest utrzymana w bardziej stonowanym klimacie, jednak muszę przyznać, że dobrze mi się czytało. Autor nawet w VI tomie jest nas w stanie czymś zadziwić, co mi samej ogromnie pasuje. Mam nadzieję, że pomysły nie zostaną wyczerpane, a do ostatniego tomu historia o wikingach nadal będzie towarzyszyć mi bardzo hucznie.

www.czytelnika.pl


Nadchodzi koniec pewnego okresu w opowieściach Bernarda Cornwella. Alfred, król który towarzyszy wyprawom Uthreda niemal od samego początku, jest już coraz słabszy i zaczyna ocierać się o śmierć coraz bardziej. Wszyscy spodziewają się, że jego los nadejdzie szybciej niż wszyscy myśleli. Tym razem nasz główny bohater również ukazuje, że świat jest dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

www.czytelnika.pl

Kolejny tom przygód Uthreda i jeszcze większe natężenie wojen, żeglarstwa i akcji! Od pierwszych stron zaczyna rozgrywać się interesująco, kiedy to główny bohater porywa ukochaną swojego przeciwnika, aby mieć go w ryzach. Wierzy, że dzięki temu jarl Harald Krwawowłosy zdoła opanować swoje zapędy i przestanie pustoszyć kolejne angielskie ziemie. Okazuje się jednak, że dziewczyna, którą napotkał na swojej drodze jest o wiele bardziej harda, niż by się to początkowo mogło wydawać. Król wysyła Uthreda na daleko oddalone pole walki. Oprócz tego żona głównego bohatera właśnie ma urodzić kolejne, czwarte już dziecko, a nie czuje się najlepiej...

Już na samym początku Bernard Cornwell zwraca uwagę na bardzo istotny, a przede wszystkim wszechobecny fakt, o którym bardzo często zapominamy. Autorzy kronik nie zawsze oddawali w stu procentach prawdziwe wydarzenia. Często faworyzowali jednych bohaterów i nagle okazywało się, że jedna osoba prowadziła przykładowo pięć bitew jednego dnia, natomiast inni, który przyczynili się do zwycięstwa w być może czasem większym stopniu, zostają pominięci, a przez to zapomnieni. Jest to ogromna niesprawiedliwość, niestety często wierzymy w nie do końca prawdziwą wersję historii. W końcu wiele zależało również od wyobraźni autora kroniki - niektóre bitwy wcale nie były aż tak huczne, jak starał się on nakreślić, często posuwano się do wyolbrzymień, które nie do końca dobrze oddają faktyczny stan.

Bardzo dobrym posunięciem okazało się również ponowne ukazanie wierzeń osób żyjących w tamtych czasach. Praktycznie nieprzerwalnie możemy się czegoś nauczyć, czytając opowieści napisane przez Bernarda Cornwella. Czy to poznając stosunek do wierzenia w zabobony w tamtych czasach, który pod koniec epoki już zaczynał się zmieniać, czy cokolwiek innego. Doceniam ukazanie różnych wyglądów miłości i małżeństw. Tak samo jak w naszych czasach, człowiek człowiekowi nierówny. Nie skupiono się na ukazaniu jednie niesamowicie romantycznych i szczęśliwych małżeństw. Autor bardzo starannie stara się wykorzystać wszystkie możliwe wyglądy rodziny średniowiecznej. Ukazuje różnorodne stosunki do własnych żon lub dzieci, co jest znowu czymś bardzo interesującym.

Warto również zauważyć, że książka objętościowo delikatnie wyróżnia się na tle innych. Nie spodziewałam się, że będzie ona miała niecałe 600 stron, a w całości skupi się na obrazowaniu głównie jednego wydarzenia historycznego. A jednak po raz kolejny udało się to wykonać bardzo przekonująco, co prawdziwie doceniam.

www.czytelnika.pl

Kolejny tom przygód Uthreda i jeszcze większe natężenie wojen, żeglarstwa i akcji! Od pierwszych stron zaczyna rozgrywać się interesująco, kiedy to główny bohater porywa ukochaną swojego przeciwnika, aby mieć go w ryzach. Wierzy, że dzięki temu jarl Harald Krwawowłosy zdoła opanować swoje zapędy i przestanie pustoszyć kolejne angielskie ziemie. Okazuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

www.czytelnika.pl


Wydaje mi się, że każdy mój Czytelnik wie, że cenię sobie swój damski, choć krytyczny punkt widzenia. Cóż, dlatego właśnie niesamowicie istotnym dla mnie w moich recenzjach jest również kobiecy punkt widzenia. Nie ukrywam, że łatwiej jest i również po prostu opisywać własne odczucia w tym typowym dla siebie stylu. Zastanawiacie się zapewne, po co przeprowadzam taki wstęp. Otóż, moi drodzy, po raz kolejny Bernard Cornwell przedstawia nam nowy związek Uthreda i czasami wydawało mi się to bardziej interesujące niż główny wątek opowieści.



Niemniej chciałabym, abyście byli w stanie z mojej recenzji wyciągnąć jak najwięcej, więc postaram się nie spędzić całych 500 słów na rozważaniu tego faktu. Przez wydarzenia z poprzednich tomów pokój wisi na włosku. Uthred ma za zadanie strzec granicy Wessexu ustalonej na Tamizie, jednak wikingowie znowu zaczynają się panoszyć. Pragną zachęcić głównego bohatera do przejścia na ich stronę, obiecują mu bardzo wiele, ponieważ pragną mieć tak znanego wojownika w swoich szeregach. Paradoks, biorąc pod uwagę pochodzenie Uthreda, muszę przyznać. Król znowu ogranicza swoje zachowanie do wojownika i przydziela mu opiekunów, których zadaniem będzie zabić go w momencie, kiedy posunie się do zdrady. Co jednak wybierze bohater, pochodzenie, czy wierność do króla?

Recenzując poprzedni tom niesamowicie się rozwodziłam, że Bernard Cornwell postarał się do tego stopnia analizować historię Wielkiej Brytanii, aby wyciągnąć z jej materiał na 10 tomów. Tym razem udowadnia jednak, że niekoniecznie zależy mu jedynie na tym. Jak sam podkreśla, dał się ponieść wyobraźni. Nie wszystkie przedstawione wydarzenia rzeczywiście miały miejsce w tamtych czasach, aczkolwiek daje to wyobrażenie, w jaki sposób autor jest w stanie radzić sobie z pisaniem własnych opowiadań. Wcześniej tliło się we mnie zwątpienie, zresztą na pewno nie tylko we mnie, czy wszystko nie jest wiernym przedstawieniem kronik i autor po prostu ich nie przepisuje. Całe szczęście dzięki aktualnemu tomowi udowadnia nam, że jego niesamowity talent pisarski naprawdę istnieje i niewiele potrzeba mu do uszczęśliwienia czytelnika.
Bardzo doceniam, że poruszono w Pieśni Miecza, bardzo ważny dla mnie, aspekt życia kobiet w średniowieczu. Nie jest to w żaden sposób ukrywane, że w tamtych czasach generalnie rzecz ujmując miałyśmy gorzej. Niemniej pomimo tego faktu, epoka jaką jest średniowiecze jest niesamowicie pociągająca dla części czytelników. Wiecie, rycerze, wojny, księżniczki - czy to nie brzmi jak Disneyowska bajka? Osobiście jestem zadowolona, że tym razem postanowiono zwrócić uwagę na ten fakt, ponieważ jest on zdecydowanie niesamowicie wartościowy zarówno dla treści oraz przedstawienia głównego bohatera, jak i dydaktyzmu opowieści, co bardzo cenię w opowieściach.

Podsumowując, kolejny tom trzyma poziom poprzednich. Zwraca uwagę na bardzo wartościowe tematy, którym czasem po prostu trzeba przyjrzeć się bliżej, aby w pełni zrozumieć ich powagę. Doceniam skupienie się na perspektywie życia kobiet w epoce, zdecydowanie odczuwam, że przeczytanie tej książki w jakiś sposób przyczynia się do sukcesu maturalnego, co doceniam. Ponadto autor po raz kolejny udowodnił, że naprawdę potrafi pisać, co również musi zostać zauważone, aby opinia była sprawiedliwa.

www.czytelnika.pl


Wydaje mi się, że każdy mój Czytelnik wie, że cenię sobie swój damski, choć krytyczny punkt widzenia. Cóż, dlatego właśnie niesamowicie istotnym dla mnie w moich recenzjach jest również kobiecy punkt widzenia. Nie ukrywam, że łatwiej jest i również po prostu opisywać własne odczucia w tym typowym dla siebie stylu. Zastanawiacie się zapewne, po co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

www.czytelnika.pl

Uthred pnie się coraz wyżej do upragnionej pozycji, którą zapowiedziano w pierwszym tomie. Musze przyznać, że jego życie jest tak barwne, jak mało które. Nie dość, że doświadcza tak wielu wydarzeń, które by nawet nam się nie śniły w XXI wieku, to jeszcze cały czas przedstawiane są kolejne wojny oraz bitwy, w których udaje mu się brać udział i to zazwyczaj z niesamowitymi skutkami! Niestety w jednej z nich zginęła jego kochanka, nadchodzi również czas poszukiwania nowej miłości. Pozostaje pytanie, czy mężczyzna odnajdzie w końcu upragnione szczęście?



W tym tomie wiele uwagi poświęca się kolejnym postaciom historycznym. Osobiście jestem niesamowicie zadowolona, że dzięki lekturze tej opowieści jestem coraz bardziej zagłębiona w temat historii Anglii. Rzeczywiście nie spodziewałam się, że okaże się ona aż tak zajmująca i nie podejrzewałam, że istnieje aż tyle dobrych źródeł obrazujących jej przebieg, że da się z ledwie maleńkiego wycinka ułożyć niepowtarzalną historię na 10 tomów. Podziwiam autora, że miał talent zabrania się za tak trudny temat i udało mu się to na tyle dobrze. Doceniam również posłowie dodane za każdym razem do książki, które jeszcze raz na spokojnie tłumaczy wszystkie wydarzenia, o których mięliśmy szansę przeczytać. O kim dowiecie się tym razem? O Guthrumie, wielkim wodzu wikingów, który przyjął chrzest i długo negocjował warunki umowy pokojowej, którą... cóż... czasem zdarzało mu się naruszyć, lekko mówiąc.


Poznajemy bohaterów powieści z bardzo realnego punktu widzenia. Są oni często odwzorowaniem prawdziwych postaci historycznych, o czym już wspominałam w poprzednim akapicie, aczkolwiek nie zawsze. Niemniej, poznajemy ich po prostu niesamowicie ludzko, że tak ośmielę się to nazwać. Mają swoje liczne wady i zalety, a to właśnie my powinniśmy zdecydować, czy uważamy ich decyzje za słuszne, czy też nie. Często - zresztą jak w prawdziwym życiu - ciężko jest jednoznacznie określić, czy dany bohater należy do tej tzw. ciemnej strony mocy, czy po prostu możemy zaobserwować jego ludzkie zachowanie. Dla jednych może to być delikatnie mylące, w końcu istnieje ogrom osób uwielbiających zero-jedynkowe przedstawienie sytuacji. Aczkolwiek mnie osobiście niesamowicie do siebie przyciągnęło.


Podsumowując, jaki jest kolejny tom każdy widzi. Sporo ważnych historycznie wydarzeń, wielu nowych bohaterów, kolejne aspekty życia w średniowieczu, a to wszystko przedstawione z niepowtarzalnego punktu widzenia Uthreda. Ja osobiście cieszę się, że miałam okazję spotkać tego bohatera i mam nadzieję, że jego przyszłe przygody będą jeszcze bardziej emocjonujące.

www.czytelnika.pl

Uthred pnie się coraz wyżej do upragnionej pozycji, którą zapowiedziano w pierwszym tomie. Musze przyznać, że jego życie jest tak barwne, jak mało które. Nie dość, że doświadcza tak wielu wydarzeń, które by nawet nam się nie śniły w XXI wieku, to jeszcze cały czas przedstawiane są kolejne wojny oraz bitwy, w których udaje mu się brać udział i to zazwyczaj...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Druga część cyklu, na którego podstawie powstał znany serial Netflixa "Upadek królestwa". W drugiej części Uthred musi sobie poradzić z wieloma problemami, które powstały całkowicie niespodziewanie. Szala zwycięstwa została przechylona na stronę Anglików, a jednak pozostał w niełasce króla. Kościół zaczął go ścigać przez niespłacony dług jego żony. Ona sama zachowuje się tak, jakby całkowicie go nienawidziła. Oczywiście większość problemów powstała przez fakt, że nasz główny bohater nie jest chrześcijaninem.

Nadal najbardziej zadziwiającym w tej historii jest fakt, w jaki sposób pisze Bernard Cornwell. Niesamowitym jest, że książka została napisana w taki sposób, że wydawać się może nowym "Małym Księciem". Pomimo ciężkiej tematyki, którą porusza, przepełniona jest mądrymi cytatami. Sam styl wydaje się bardzo plastyczny, co w książkach bazujących na historii jest prawie całkowicie niespotykanym. Dzięki temu jednak książka jest bardzo łatwa i przyjemna do czytania, co jest jej ogromną zaletą. Po historię mogą więc sięgnąć zarówno laicy, jak i zapaleńcy historii o wikingach. Jej uniwersalizm pozwala na lepszy odbiór - istnieje większa szansa, że akurat trafi w nasze gusta.

Ciężko mi jest porównywać oba tomy tej historii. Utrzymane są w bardzo podobnym klimacie. Jeśli coś się zmienia, to jest to wprowadzane bardziej na poziomie kolejnych rozdziałów, ewentualnie części wewnątrz książki, niż tomów. Ułatwia to czytanie kolejnych opowieści po sobie jednym ciągiem, ponieważ nie ma jakiegoś naprawdę widocznego przeskoku, co jak na kilkunastotomową serię jest ewenementem. Niemniej, muszę przyznać, że ukazano nam trochę inną twarz Uthreda. W obliczu problemów musiała nastać duża zmiana w jego zachowaniu. Co prawda, przejście było wyjątkowo łagodnie poprowadzone, a dzięki temu nie wydaje nam się, żeby bohater dostał chwilowej schizofrenii, aczkolwiek… Niespodziewanym dla mnie osobiście było, że ukazana nam może zostać aż tak bardzo tajemnicza i mroczna strona, jednak wydaje mi się, że dzięki temu książka zapunktuje u wielu czytelników.

Podsumowując, cieszę się, że kontynuowana jest moja przygoda z Uthredem i Wikingami. Autor wielokrotnie udowodnił, że naprawdę potrafi niesamowicie pisać, jednocześnie zadowalając wiele grup potencjalnych czytelników, co jest bardzo rzadko spotykane w dzisiejszej literaturze. Zazwyczaj zwykło się pisać pod konkretną publikę, jednak pan Cornwell nie poszedł na łatwiznę. Udało mu się również stworzyć szereg niesamowitych cytatów, a dzięki temu książka sama w sobie jest po prostu pięknie napisana. Niemniej, nie martwcie się też o jej treść - przepełniona wartką akcją i niesamowicie oryginalną fabuła, tylko czeka, aby Was wciągnąć w świat wojen Wikingów!

Druga część cyklu, na którego podstawie powstał znany serial Netflixa "Upadek królestwa". W drugiej części Uthred musi sobie poradzić z wieloma problemami, które powstały całkowicie niespodziewanie. Szala zwycięstwa została przechylona na stronę Anglików, a jednak pozostał w niełasce króla. Kościół zaczął go ścigać przez niespłacony dług jego żony. Ona sama zachowuje się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Inne recenzje znajdziesz na: www.czytelnika.pl

Tematyka Wikingów wielu osobom zawsze wydawała się interesująca. Nie wiemy o nich zbyt wiele, jednak podejrzewa się, że to właśnie oni jako pierwsi dopłynęli do Ameryki odkrywając ją. Wiele lat atakowali Anglię, dla ich ziem oraz zasobów. Po wielkim hicie, jakim jest seria, możecie zobaczyć też serial Upadłe Królestwo na Netflixie!

Uhtred był synem ealdormana Nothumbrii. Urodził się z innym imieniem, jednak gdy jego brat osiągnął 17 lat, Wiking przywiózł im jego głowę. Właśnie wtedy chłopak stał się pierworodnym, zmienił imię i wziął na siebie obowiązek zostania ealdormanem w przyszłości. Jego ojciec niestety ginie w walce z najeźdźcami, a więc chłopiec zostanie zabrany do duńskiej niewoli, gdzie w niedługim czasie staje się prawdziwym Duńczykiem. Nie ma tam najgorzej, jarl Ragnar zaczyna go traktować jak drugiego syna. Niemniej, co z pochodzeniem naszego głównego bohatera? Jak może on walczyć przeciwko krajowi, w którym się urodził, przeciwko ludziom, którym zawdzięcza swoje wychowanie? Z drugiej strony przecież to Wikingowie go oszczędzili i zapewnili mu godne życie, a nawet pozwalali brać mu w bitwach, co mu pozwoliło na pokochanie stanu wojny. Marzył o dowodzeniu wojskiem, a więc wyruszył w drogę po swoje własne marzenia.

Na początku byłam dość niemiło nastawiona do całej serii. To znaczy z jednej strony zakochana w wydaniu wiedziałam, że nie będę w stanie sobie jej odpuścić, z drugiej na kilku pierwszych stronach widać było potknięcia autora, czy może tłumacza. Jakoś tak koślawo tekst był napisany, co mnie osobiście niesamowicie dziwiło. Jednak postanowiłam się nie poddawać i brnąć w historię, która od pierwszych stron jednak wydała mi się niesamowicie interesująca. Całe szczęście po jakiś 20 stronach całość ułożyła się i wszystko wskoczyło na swoje miejsce, być może kończąc niewygodny wstęp, udało się zrobić ogromny przełom. Później czułam się trochę, jakby książka została napisana pod adaptację serialową, zarzucano nas dużą ilością akcji, dużą ilością nowych wydarzeń, absolutnie nie skupiano się na jakiś błahostkach, tylko zdecydowanie parto do przodu, abyśmy w możliwie jak najkrótszym czasie mogli się dowiedzieć jak najwięcej. W mojej opinii był to naprawdę dobry zabieg, który przytrzymywał nasze zainteresowanie na dłużej.

Zdecydowanie nie mogę również pominąć faktu, jakim okazał się niesamowity styl pisania Bernarda Cornwella. Ilość przepięknych cytatów przytłacza już od pierwszych stron. Tłumaczka zdecydowanie stanęła na wysokości zadania - nawet ja, która normalnie trzyma się z daleka od jakiegokolwiek zaznaczania cytatów, miałam naprawdę ogromny problem, żeby w jakiś sposób się opanować i przestać marzyć o kolorowych karteczkach w środku książki. W związku z tym, wydaje mi się, że jest to zdecydowanie opowieść dla obu płci. Mężczyźni zdecydowanie będą zaintrygowani rozhulaną akcją i niesamowitymi przygodami, natomiast kobiety będą miały czym się zachwycić, a w dodatku autor postanowił w odstąpić część książki na poprowadzenie całkiem niesamowitego wątku miłosnego. Być może romantycznym bym go nie nazwała i oczywiście na pewno nie okaże się całkowicie satysfakcjonujący dla romantyczek, jednak osobiście byłam zadowolona, że autorowi udało się połączyć kilka gatunków w tak przyjemny w odbiorze sposób.

Podsumowując, uważam, że z książką naprawdę warto się zapoznać. Bernard Cornwell stworzył naprawdę unikatową, a do tego dobrze napisaną opowieść, która zdecydowanie ma w sobie ogromny potencjał i mam nadzieję, że w kolejnych tomach poziom będzie utrzymany, a może nawet wszystko jeszcze bardziej się rozwinie? Trzymam kciuki, oby się tak stało.

Inne recenzje znajdziesz na: www.czytelnika.pl

Tematyka Wikingów wielu osobom zawsze wydawała się interesująca. Nie wiemy o nich zbyt wiele, jednak podejrzewa się, że to właśnie oni jako pierwsi dopłynęli do Ameryki odkrywając ją. Wiele lat atakowali Anglię, dla ich ziem oraz zasobów. Po wielkim hicie, jakim jest seria, możecie zobaczyć też serial Upadłe Królestwo na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sięgając po tę książkę miałam już dość wysokie oczekiwania. Wiadomo, jest to ostatnia część naprawdę bestsellerowej serii, którą zdecydowanie większa liczba osób jednak sobie zachwala, twierdząc, że czegoś podobnego nie napotkali już od dawna. Poniekąd zawsze zgadzałam się z tą opinią, ponieważ od pierwszego tomu seria mnie bardzo oczarowała, pomimo swoich licznych błędów... Ale o tym za chwilę.



Mare pomimo licznych sojuszów, wszystkich walk, które musiała odbyć, nadal gra w swoje prywatne karty, aby wywalczyć jak najlepszą przyszłość dla Czerwonych. Powoli zaczyna żałować swojego życia, jednak stara się nie pozwolić emocjom na to, aby wzięły nad nią górę. Jej serce pragnie miłości, jednak po tak wielu zdradach, czuje się odpowiedzialna jedynie za swój kraj, nic innego. Szansa na zwycięstwo pojawia się na horyzoncie, a dziewczyna wraz ze swoimi sprzymierzeńcami, postanawia zrobić wszystko, aby udało się osiągnąć postawiony sobie przed laty cel - zgodę i dobre życie dla swoich pobratymców.



Nie lubię zaczynać recenzji od wad, jednak tym razem nie jestem w stanie się powstrzymać od narzekania. Nie jestem do końca pewna, co dokładnie się stało, że książka jest napisana w taki sposób, iż naprawdę ciężko ją w jakikolwiek sposób czytać od deski do deski. Głupota pogania głupotę. Niesamowicie wiele informacji podanych w tekście sobie przeczy. Kolejne zdania są czasami tak infantylne, że kiedy podeszłam do tej książki jak recenzent do tekstu, to w pewnym momencie miałam nadzieję na to, że zaraz się popłaczę ze śmiechu, ponieważ w żaden inny sposób nie byłam w stanie zareagować na głupoty, które miałam przed sobą. Nie chodzi nawet tyle o logikę fabuły, chociaż tam również można byłoby się do swojego przyczepić, co o... Konstrukcję wyrażeń. Nie jestem pewna, czy tłumacz pozwolił sobie na zbyt wiele, być może poganiany przez datę premiery, ale odnoszę wrażenie, że mogło to być przyczyną takiej niespójności. Ciężko mi uwierzyć, że takie nadnaturalne wyrażenia jak "znam te wody równie dobrze, co własną twarz" rzeczywiście były błędem autorki, choć niestety nie jestem w stanie go wykluczyć, ponieważ jeszcze nie miałam okazji zapoznać się z oryginałem.



Fabuła całe szczęście już prezentowała się nieco lepiej niż styl pisania, dlatego bardzo się cieszę, że jestem w stanie coś pochwalić. Być może nie było idealnie, jednak wydaje mi się, że autorka postawiła sobie bardzo wysoko poprzeczkę - chciała dorównać mistrzom, typu George R. R. Martina, tylko w swoim stylu. Czasem było widać w tej książce przejawy naprawdę niesamowitego fantasy, które jednak szybko zostały ucinane przez infantylniejszy dialog lub kolejny opis uczuć dziewczyny, który przypominał bardziej młodzieżówkę debiutanta niż prawdziwy romans. Troszeczkę źle wyważono proporcje, jednak da się zaobserwować tendencję do pogłębiania się w politycznych faktach, jak również starania, aby całość nadal miała w sobie coś z tej nastoletniej miłości, którą poznaliśmy w poprzednich tomach. Osobiście uważam, że dysproporcja być może nie pozwoliła na całkowite wykorzystanie potencjału, aczkolwiek połączenie tych dwóch skrajnie różnych wątków jest w stanie przyciągnąć do siebie fanów obu tych gatunków, co jest niesamowitym osiągnięciem.



Podsumowując, wydaje mi się, że książka mogłaby być lepsza. Osobiście odczuwam dość spory niedosyt i nadal próbuję pojąć, co mi się nie zgadzało, co poszło nie tak, jednak muszę przyznać, że pomimo tego wszystkiego bardzo miło się było zagłębić w świat Mare po raz kolejny. Cieszę się, że jedynie ograniczono, a nie całkowicie zrezygnowano z wątku miłosnego i mam nadzieję, że autorka dalej będzie się rozwijać w stronę czystej fantastyki, ponieważ widać było potencjał gotowy do spożytkowania. Co do samego tekstu - nie wiem kto zawinił i nie mnie to oceniać, mówię jak się czyta i na co powinniśmy się wszyscy przygotować, aby z lektury książki wyciągnąć jak najwięcej dobrego.

Sięgając po tę książkę miałam już dość wysokie oczekiwania. Wiadomo, jest to ostatnia część naprawdę bestsellerowej serii, którą zdecydowanie większa liczba osób jednak sobie zachwala, twierdząc, że czegoś podobnego nie napotkali już od dawna. Poniekąd zawsze zgadzałam się z tą opinią, ponieważ od pierwszego tomu seria mnie bardzo oczarowała, pomimo swoich licznych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zakochałam się w tej książce.
Romans, który przedstawiono jak kryminał.

Ochy i achy, bezspoilerowo już teraz na: bit.ly/Słuchaj-Swojego-Serca

Zakochałam się w tej książce.
Romans, który przedstawiono jak kryminał.

Ochy i achy, bezspoilerowo już teraz na: bit.ly/Słuchaj-Swojego-Serca

Pokaż mimo to


Na półkach:

Choroba o której nie słyszy się codziennie w pięknym wydaniu! Takiego narratora to z igłą w stogu siana szukać! :)

Zobacz recenzję -> http://tysiac-zyc-czytelnika.blogspot.com/2018/07/w-blasku-nocy-trish-cook.html

Choroba o której nie słyszy się codziennie w pięknym wydaniu! Takiego narratora to z igłą w stogu siana szukać! :)

Zobacz recenzję -> http://tysiac-zyc-czytelnika.blogspot.com/2018/07/w-blasku-nocy-trish-cook.html

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książki o raku, a w szczególności tym dotykającym dzieci zwyczajowo są bardzo ciężkie. Osobiście rzadko po nie sięgałam, a jeśli już się zdarzyło, to zazwyczaj były to książki oparte na rzeczywistych wydarzeniach, opisujące jak to się powiodła ta historia lub też nie. Tym razem skusiła mnie początkowo okładka i stwierdziłam, że dam szansę "Niebu Na Własność".

Jakie są uczucia rodziców wiążące się z zachorowaniem ukochanego i jedynego dziecka?

Rob i Anna poznali się na studiach na Cambridge. On był informatykiem z wielkimi marzeniami, któremu właśnie udało się sprzedać swój pomysł za półtora miliona funtów, a ona miała wiele ofert pracy, które idealnie spełniały jej oczekiwania. Poznali się i ich związek szybko się rozwinął. Jedyne, czego zaczęło im brakować do pełni szczęścia to dziecko. Zaczęli się więc starać, jednak ich próby nie szły najlepiej. Ich obawy były wielkie, a jeszcze większe stały się, gdy w końcu się dowiedzieli pomyślnej nowiny. Nie śmieli przypuszczać, czy będą odpowiednimi rodzicami oraz czy podołają swojemu zadaniu. Mimo wszystko, zaryzykowali i tak w ich życiu pojawił się malutki Jack, który od razu stał się ich oczkiem w głowie.

Jeżeli mogę mieć dla Was, jako przyszłych Czytelników tej książki jakąś radę, to absolutnie pomińcie "Część I" tej powieści. Absolutnie. Ją. Przeskoczcie. Nie mam pojęcia, co to był za genialny pomysł autora, żeby robić zakończenie na początku, jednak nie korzystajcie z jego cudownego planu do sprawienia Wam przykrości. Także stronom od 9 do 19 mówimy stanowcze nie.

Autor "Nieba na własność" podszedł do tematu guza mózgu w bardzo oryginalny sposób. Zamiast ukazywać po raz kolejny uczucia dziecka, czy nawet sprawdzone sposoby na wyleczenie, on postanowił pójść swoją drogą. Nie ukrywał, że opowieść to fikcja, jednak nadał jej całkowicie innego wymiaru. Chciał ukazać uczucia oraz problemy z jakimi boryka się rodzic chorego dziecka. Taki, który za wszelką cenę chce je uratować i zrobi naprawdę wszystko, żeby zapewnić mu przynajmniej trochę dłuższy byt. Często jednak musi się mierzyć z nieodpowiedzialnymi, a czasem nawet nielegalnymi propozycjami kuracji, najczęściej nieskutecznymi. Rodzic przecież nie jest lekarzem. Jego czynami sterują najbardziej pierwotne instynkty - przetrwania oraz zapewnienia bezpieczeństwa. Nieważne, jakim kosztem, człowiek zawsze do tego dąży. Jego zachowanie staje się impulsywne w obliczu strachu, co może powodować nieodpowiednie podejście do tematu. Czasem jednak to właśnie ta wola jest przyczyną dobrego zakończenia. Książki z widocznym morałem, który dodatkowo możemy przenieść na inne dziedziny naszego życia zawsze były przeze mnie doceniane. Identycznie dzieje się w naszym prawdziwym życiu. W momencie, gdy w podstawówce groziła nam nieprzyjemna ocena, siadaliśmy do nauki i uczyliśmy się jeszcze bardziej. Nawet gdy musieliśmy uciec przed psem, kontrolowała nas adrenalina...

Bardzo realnie została ukazana cała relacja pomiędzy bohaterami. Trochę zabolało, że niektóre fragmenty zostały wręcz pominięte, prawdopodobnie dlatego, żeby książka nie była zbyt długa. Nie usłyszeliśmy ani słowa o dzieciństwie Jacka, a także kiedy już dochodziliśmy do finału, to znowu nie poświęcono mu odpowiedniej ilości stron. Wszystko to zostało poświęcone na rzecz skupienia się jedynie na tym, co łączyło jego rodziców, przez co można odczuć, że główny temat książki w niektórych momentach został zbytnio spłaszczony. W końcu, ciężej jest się zżyć z dorosłym mężczyzną, który już na stronach 9-19 ma u nas wyrobioną opinię (pomińcie je, naprawdę), a o wiele łatwiej przypadają nam do gustu dzieci, z którymi relację wyznaczamy powolne i jeszcze częściej przez śmiech. Mną osobiście historia wstrząsnęła. Czułam się przy niej gorzej niż przy czytaniu kryminału Kinga. Cały czas waliło mi serce w oczekiwaniu na to, co stanie się dziecku, a także czy w końcu uda mu się przeżyć, czy też nie. Moje jelita oddały niesamowity koncert, wyrażający niesamowitą mieszankę niecierpliwości ze strachem. A kiedy pod koniec wszystko się rozwiązało, to nadal chciało mi się płakać. Książka zdecydowanie angażuje emocjonalnie, pozostaje jedynie pytanie, jak bardzo będziemy w stanie i będziemy chcieli się jej oddać.

By podsumować wszystko, trzeba wziąć do serca fakt, że autorowi nie chodziło o ukazanie kolejnej takiej samej opowieści o chorym dziecku. Skupił się na jednym elemencie tej historii i bardzo dobrze go rozwinął. Starał się ukazać każdy aspekt i poświęcił mu bardzo wiele uwagi, a do wszystkiego dodatkowo dorzucił dobrze przygotowany morał, który z łatwością można przenieść również na inne dziedziny naszego życia. Moim zdaniem, osiągnął cel, który sobie założył. Być może nie wszystkim książka niesamowicie przypadnie do gustu, jednak osobiście dostrzegam, co autor chciał ją osiągnąć i dlatego moją subiektywną oceną będzie mocne 8/10.

Więcej recenzji na blogu: tysiac-zyc-czytelnika.blogspot.com

Książki o raku, a w szczególności tym dotykającym dzieci zwyczajowo są bardzo ciężkie. Osobiście rzadko po nie sięgałam, a jeśli już się zdarzyło, to zazwyczaj były to książki oparte na rzeczywistych wydarzeniach, opisujące jak to się powiodła ta historia lub też nie. Tym razem skusiła mnie początkowo okładka i stwierdziłam, że dam szansę "Niebu Na Własność".

Jakie są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Być może nie jest idealnie, aczkolwiek jest bardzo dobrze, a do tego objawiono nam morał. Myślę, że ocena 8/10 będzie bardzo odpowiednim symbolem moich odczuć. Wydaje mi się, że w tym odłamie wydawnictwa Kobiecego leży wiele nadziei, które będą w stanie spełnić. Na pewno ja sama będę cały czas kibicowała rozwojowi i z wielką chęcią będę pochłaniać ich książki, a do tego samego zachęcam Was, a w szczególności osoby, które tak jak ja - uwielbiają romanse i lubią książki młodzieżowe.

Zobacz całą recenzję: https://tysiac-zyc-czytelnika.blogspot.com/2018/03/przedpremierowo-odam-modziezowy.html

Być może nie jest idealnie, aczkolwiek jest bardzo dobrze, a do tego objawiono nam morał. Myślę, że ocena 8/10 będzie bardzo odpowiednim symbolem moich odczuć. Wydaje mi się, że w tym odłamie wydawnictwa Kobiecego leży wiele nadziei, które będą w stanie spełnić. Na pewno ja sama będę cały czas kibicowała rozwojowi i z wielką chęcią będę pochłaniać ich książki, a do tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po co wmawiać ludziom, że się pali marihuanę? :P

https://tysiac-zyc-czytelnika.blogspot.com/2018/03/przedpremierowo-po-co-wmawiac-ludziom.html

Po co wmawiać ludziom, że się pali marihuanę? :P

https://tysiac-zyc-czytelnika.blogspot.com/2018/03/przedpremierowo-po-co-wmawiac-ludziom.html

Pokaż mimo to

Okładka książki Mój pierwszy bal Holly Black, Libba Bray, Rachel Cohn, Dan Ehrenhaft, John Green, David Levithan, E. Lockhart, Sarah Mlynowski, Ned Vizzini, Melissa de la Cruz, Cecily von Ziegesar
Ocena 5,7
Mój pierwszy bal Holly Black, Libba ...

Na półkach: ,

"Pierwszy bal zawsze jest czymś niezwykłym. To znaczy, mam takie przeświadczenie, ponieważ na dobrą sprawę mój pierwszy bal jeszcze nie nastąpił. Niemniej, często spotyka się określenia, że jest to coś magicznego, niespotykanego i iż rzeczywiście warto w nim wziąć udział. Czy wszyscy są co do tego zgodni? Oczywiście, że nie. Każdy z nas jest inny, każdy inaczej reaguje i każdy ma inne oczekiwania. Dlatego właśnie tak ciekawym zamysłem okazała się ta książka, ukazująca opowiadania tak wielu autorów właśnie o tym szczególnym wydarzeniu."

https://tysiac-zyc-czytelnika.blogspot.com/2018/02/przedpremierowo-jaki-by-twoj-pierwszy.html

"Pierwszy bal zawsze jest czymś niezwykłym. To znaczy, mam takie przeświadczenie, ponieważ na dobrą sprawę mój pierwszy bal jeszcze nie nastąpił. Niemniej, często spotyka się określenia, że jest to coś magicznego, niespotykanego i iż rzeczywiście warto w nim wziąć udział. Czy wszyscy są co do tego zgodni? Oczywiście, że nie. Każdy z nas jest inny, każdy inaczej reaguje i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przeczytaj całą recenzję, wzbogaconą zdjęciami na: http://tysiac-zyc-czytelnika.blogspot.com/2017/10/przedpremierowo-czy-warto-byo-czekac-na.html

Trzeci i ostatni zarazem tom. Ma to w sobie wielkie znaczenie. Wszyscy oczekują wspaniałego rozwiązania historii, które zatrząśnie całym naszym światem, złamie i poskleja nasze serce, doprowadzi do łez i sprawi, że do końca życia zapamiętamy daną serię. Cóż mam obijać w bawełnę, tak było. Zakochałam się we Dworach dawno, dawno temu. Przez ten czas moja miłość wyblakła, a jednak wystarczyło 150 stron tej książki, by moje serce znowu zaczęło fikać z radości, a łzy (na przemian szczęścia i smutku) płynęły po moich policzkach. Całkowicie się zatopiłam w lekturze i gwarantuję, że was też to czeka.

Jeśli czytaliście poprzednie części i wam się podobały to ta będzie spełnieniem waszych marzeń. Wyobraźcie sobie, że wszystkie fantastyczne wątki zostały wzmocnione razy dziesięć. Co to znaczy? Przede wszystkim zaprezentowano nam naprawdę sporo wspaniałych wątków pełnych akcji. Pani Maas nie zawiodła entuzjastów wojny w książce o wojnie i poświęca jej znaczną, przeważającą część książki. Opisywane są przygotowania, szpiegowanie, akcje ratownicze, bitwy, rozmowy pokojowe, a także wiele, wiele innych. Nadało to książce niesamowitego klimatu, a naszym sercom wspaniałego rytmu. Kolejną sprawą, na której się nie zawiedziecie jest wątek miłosny. Rhysa było mnóstwo, a czułych i wspaniałych scen pomiędzy Feyrą a naszym bohaterem także nie brakowało. Wszystko było idealnie wyważone, choć tym razem sceny między tą dwójką były zdecydowanie odważniejsze i ich liczba także wzrosła. Nie dziwiło mnie to, w końcu ta dwójka jest już naprawdę blisko siebie, jednak no nie poleciłabym Dworów w tym momencie, po przeczytaniu trzeciej części jakimś dwunastolatkom... No niestety wkroczyło to wszystko na naprawdę wyższy poziom.

Mogę chyba dodać jeszcze, że nigdy nie żałowałam i nigdy nie pożałuję sięgnięcia po tę serię. Jest wspaniała, trafia dokładnie do naszego serduszka, a autorka ma pojęcie o tym jak pisać, by czytelnik był więcej niż zadowolony. Wciąga nas do samego serca historii, nakazuje stać murem za każdym bohaterem, a gdy dobiega to końca... Ach, seria dnia dzisiejszego wskakuje oficjalnie do grona moich ukochanych ulubieńców. Cieszę się, że dostałam prebooka, bo oficjalnie mogę stwierdzić, że tak go wymęczę, iż mu w pięty pójdzie, czytając najlepsze fragmenty. Kochani, zdecydowanie warto było czekać. Ach, czytajcie tą ostatnią część i pokochajcie tych bohaterów po raz ostatni. 10/10

Przeczytaj całą recenzję, wzbogaconą zdjęciami na: http://tysiac-zyc-czytelnika.blogspot.com/2017/10/przedpremierowo-czy-warto-byo-czekac-na.html

Trzeci i ostatni zarazem tom. Ma to w sobie wielkie znaczenie. Wszyscy oczekują wspaniałego rozwiązania historii, które zatrząśnie całym naszym światem, złamie i poskleja nasze serce, doprowadzi do łez i sprawi, że do końca życia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przeczytaj całą recenzję, wzbogaconą zdjęciami na: http://tysiac-zyc-czytelnika.blogspot.com/2017/09/przebaczcie-mi-ze-tak-narzekaam.html

Jeju, aż mi normalnie żal, że tak bardzo nie doceniałam tej serii. Jest środek września, kiedy to piszę i jest to pierwsza książka, którą w tym wrześniu przeczytałam. Ba! Nie męczyłam jej tydzień, nie męczyłam jej miesiąc, tylko łyknęłam - mimo natłoku pracy - w jeden wieczór! Jezus, jak ja tęskniłam za takimi książkami, które są w stanie mnie zmotywować do pochłaniania wielkich ilości powieści, bo swoją treścią rozluźniają, motywują, kuszą, przekonują...

Wątek romantyczny to normalnie cud, miód, malina. On poznaje ją, ona jego, oboje są po cięższych przeżyciach - jej zmarł ojciec i dostała dręczyciela, a on nie jest w stanie pogodzić się z oszustwami ojca. Zakochują się i razem starają się pokonać wszystkie problemy. Nie powiem, żeby to było jakieś super tkliwe, czy urocze, ale rozluźnia, a o to mi chodziło. W dodatku pani Keeland pisze naprawdę przystępnie i tak samo przystępnie to przetłumaczono. Nie dość, że da się to czytać w spokoju, nie przeklinając na kolejne błędy, to jeszcze logika się kupy trzyma. Ja wiem, że to bzdeta i po co ja się tym zachwycam, ale to chyba przez to, że przed chwilą pisałam recenzję książki, w której od błędów bolały mnie oczy, mózg i w ogóle wszystko, to teraz jestem zadowolona.

Podsumowując, uważam że warto sięgnąć po całą trylogię. Okej, ma swoje wady. Okej, podobny schemat znajdziecie też w innych książkach. Ale ja wam mówię, że ta książka jest sprawdzona i naprawdę warto ją polecać. Jeśli się chcecie rozluźnić i pomyśleć o walkach chłopców, którzy są przystojni i w ogóle, to wydaje mi się, że zdecydowanie lepiej sięgnąć po książki pani Vi Keeland, gdzie rzeczywiście logika... ym... istnieje, niż po książki pani Haner, Michalak, czy kogoś jeszcze innego, który o logice już dawno zapomniał. Nie wspominając oczywiście o morale, który jest nieodłączną częścią tej książki.

Przeczytaj całą recenzję, wzbogaconą zdjęciami na: http://tysiac-zyc-czytelnika.blogspot.com/2017/09/przebaczcie-mi-ze-tak-narzekaam.html

Jeju, aż mi normalnie żal, że tak bardzo nie doceniałam tej serii. Jest środek września, kiedy to piszę i jest to pierwsza książka, którą w tym wrześniu przeczytałam. Ba! Nie męczyłam jej tydzień, nie męczyłam jej miesiąc, tylko łyknęłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przeczytaj całą recenzję, wzbogaconą zdjęciami: https://tysiac-zyc-czytelnika.blogspot.com/2017/09/faszywy-pocaunek-faszywa-fantastyka-i.html

Książka wbrew pozorom wcale nie jest typowym fantasy. Generalnie z tym gatunkiem ma bardzo mało wspólnego, bo cała pierwsza jej połowa jest napisana jak zwyczajna obyczajówka. Opisy życia na wsi, romansów, praca w gospodzie... No nie ma czego wymagać. Czytanie tego jest bardzo przyjemne, aczkolwiek na pewno nie każdemu się spodoba. Nie ma magicznych zwrotów akcji, w ogóle - oczywiście, poza rodzącym się uczuciem - mało się dzieje. Jedyną rzeczą naprawdę wartą uwagi jest tajemniczość, jaką owiana została tożsamość Księcia i Zabójcy. Mamy bowiem dwóch dżentelmenów o takich przezwiskach i dwóch o normalnych imionach. Który okaże się którym?

Im dalej w las w tym było lepiej. Pod koniec książki - czyt. jakoś na ostatnich stu stronach - było cudownie. Zaczynało wszystko nabierać takiego ciekawego fantastycznego klimatu, choć z rodem z fantastyki młodzieżowej, były momenty wzruszeń, strachu, a także w dalszym ciągu kiełkującej miłości. Wtedy prawdziwie pokochałam tę książkę i już wiedziałam, że będę dzielnie odliczać dni do premiery kolejnego tomu. (Jakby ktoś miał jakieś info, kiedy to cudo się pojawi, to dajcie koniecznie znać!)

Podsumowując ten mój wywód, zdecydowanie nie żałuję, że sięgnęłam po tę propozycję. Wydaje mi się, że nie da się jej z czystym sumieniem nazwać fantastyką, ale zdecydowanie pod względem wątku romantycznego przywodzi na myśl najlepsze twory romantyczne. Mi osobiście bardzo przypominała "Niezwyciężoną", ale chyba po części dlatego, że tutaj również dopiero przed nami jest wydanie dwóch tomów. Niemniej najprawdopodobniej zostaną wydane, więc możemy zacząć świętować!

Przeczytaj całą recenzję, wzbogaconą zdjęciami: https://tysiac-zyc-czytelnika.blogspot.com/2017/09/faszywy-pocaunek-faszywa-fantastyka-i.html

Książka wbrew pozorom wcale nie jest typowym fantasy. Generalnie z tym gatunkiem ma bardzo mało wspólnego, bo cała pierwsza jej połowa jest napisana jak zwyczajna obyczajówka. Opisy życia na wsi, romansów, praca w gospodzie... No nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przeczytaj całą recenzję na: https://tysiac-zyc-czytelnika.blogspot.com/2017/08/151-okej-humor-nie-wypali-logika-sie-w.html

Dzisiejszy tekst raczej recenzji nie przypomina, bo jest zbyt luźny, co nie? Nic nie poradzę, staram się zawsze dopasować tekst do książki. A "Dziewczyna na miesiąc" zdecydowanie taka jest. Lekka, luźna, no i może trochę nielogiczna, ale tego postaram się wam oszczędzić - nie bijcie, bo pewnie wyjdzie jak wyjdzie, w końcu ja uwielbiam pisać chaotycznie i zmieniać temat w połowie akapitu, bo tak... W każdym razie znowu zostałam urzeczona możliwością, a nawet może potrzebą, wyłączenia mózgu. Spokojnie, przy czytaniu trzeciej książki napisanej w taki sposób już przy trzecim potknięciu mózg się samoistnie wyłącza i zaczynacie się po prostu śmiać z tej głupoty, która zjadła głupotę i właśnie nią wymiotuje.

Pogratulować zwrotu akcji, który niedoszły romans zamienił w kryminał, pogratulować. Normalnie nie umiałam się zorientować, co się stało, ale stwierdziłam - co mi tam, rzuciłam się czytać dalej i dobrze zrobiłam, bo mi się podobało. Oczywiście kryminalne problemy naszej fantastycznej Mii są tak głębokie jak piszczałka mojego psa *Dobra, przesadziłam. Czytam to zdanie piąty raz i nadal nie ogarniam, co ja napisałam.* W tym samym momencie skończył się wolny wybieg schematów, więc tym bardziej mnie zaciekawiła treść, bo żadne z nowych wydarzeń się nie powtarzało. Chociaż czasem z tą oryginalnością przesadzono - co w, bądź co bądź, romansie robi atak terrorystów to ja nie wiem.

Dzisiaj będzie dość krótko, no ale to już trzecia recenzja książek z tej serii, więc nie będę powtarzać wszystkiego jeszcze raz. Tekst nadal czyta się bardzo szybko i przyjemnie, bo jest bardzo lekki. Bardzo łatwo jest odpuścić i zacząć się bawić czytając "Dziewczynę na miesiąc". Choć do wyżyn literatury po prostu nie da się jej porównać, ba! rzeczą najbardziej niespotykaną normalnie, a częstą w niej są po prostu błędy logiczne, to jednak w żadnym calu nie żałuję, że ją przeczytałam. Nie umiem się wręcz doczekać, aż ostatnia część tej serii wpadnie w moje łapki i mam wielką nadzieję, że na niej się nie zawiodę.

Przeczytaj całą recenzję na: https://tysiac-zyc-czytelnika.blogspot.com/2017/08/151-okej-humor-nie-wypali-logika-sie-w.html

Dzisiejszy tekst raczej recenzji nie przypomina, bo jest zbyt luźny, co nie? Nic nie poradzę, staram się zawsze dopasować tekst do książki. A "Dziewczyna na miesiąc" zdecydowanie taka jest. Lekka, luźna, no i może trochę nielogiczna, ale tego postaram...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przeczytaj całą recenzję, wzbogaconą cytatami: https://tysiac-zyc-czytelnika.blogspot.com/2017/07/2w1-buchneo-cytatami-dziewczyna-na.html

Okazuje się, że w drugiej części autorka próbuje nas zaskoczyć. W historię opowiadaną przez infantylną bohaterkę (nie, zdania nie zmienię) wplata wątek ukazujący morał. A właściwie paręnaście takowych, bo Mia raz kieruje innych, a raz sama jest obiektem, który wszyscy starają się usilnie nauczyć. Wspominałam o listach - Mia się nimi żegna, a jednocześnie to właśnie w nich opisuje to, czego się dowiedziała. Oczywiście nie spodziewajmy się tutaj jakiś odkrywczych nauk - dziewczyna co miesiąc uczy się mniej więcej tego samego, tylko jest to z lekka inaczej nazwane. Raz jest to szukanie "szczęścia", innym razem "swojego "na zawsze"".

Jeśli chodzi o samą historie, które nam w tym tomie ukazano to jestem trochę pod wrażeniem, bo autorka wzięła na siebie ciężar ukazania nam życia z perspektyw nie tylko innych ludzi, ale też innych kultur. Bardzo zaczęłam szanować tę książkę, kiedy się zorientowałam w co brniemy. Ukazanie różnych aspektów życia - z punktu widzenia między innymi Francuza i Samoańczyka (biegnę z pomocą: mieszkańca Hawajów). Bardzo dobrze mi się czytało, kiedy w tekst wpłacane były słowa z innych języków, czy nawet ich zwyczaje. Za to duży plus szczególnie, że jestem w sobie wyobrazić, ile czasu i jak ciężki jest podobny research. Autorka na pierwszej stronie bardzo solidnie dziękuje osobom, które pomogły w szukaniu informacji, więc trochę mnie to uświadomiło, że rzeczywiście - pracy było od groma...


- Mówimy sobie same miłe rzeczy, chodzimy na lunche i na zakupy.
Wzdrygnęłam się. Chodziły razem na zakupy. Okropieństwo. Ja i Gin tego nie robiłyśmy. Chodziłyśmy na piwo, podrywałyśmy facetów, oddawałyśmy się hazardowi, grałyśmy w karty, chodziłyśmy na koncerty, ale zakupy... nie.

Jednak jeśli chodzi o wady to nie ukrywajmy... Potknięcia logiczne nadal królują. Mózg musi być zdecydowanie wyłączony, bo analiza tekstu zajmie nam 3 lata i będziemy tylko kwiczeć, żeby się skończyło. No powiedzmy sobie szczerze, cytaty pod tytułem "Nałożyłam za dużo tuszu do rzęs, więc starłam nadmiar poślinioną chusteczką." do normalnych nie należą. /albo dajcie mi taką ślinę, bo jak ja zmywam płynem do demakijażu to nie ma wyjścia, żeby się nie rozmazać, a co dopiero idealnie to zmyć mokrą chusteczką.../
Podsumowując, do tej książki trzeba mieć nerwy ze stali i umiejętność niemyślenia. Ja - całe szczęście - byłam w stanie to zaakceptować i czytało mi się naprawdę nieźle.

Przeczytaj całą recenzję, wzbogaconą cytatami: https://tysiac-zyc-czytelnika.blogspot.com/2017/07/2w1-buchneo-cytatami-dziewczyna-na.html

Okazuje się, że w drugiej części autorka próbuje nas zaskoczyć. W historię opowiadaną przez infantylną bohaterkę (nie, zdania nie zmienię) wplata wątek ukazujący morał. A właściwie paręnaście takowych, bo Mia raz kieruje innych, a raz...

więcej Pokaż mimo to