rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

„Pewnego dnia na audiencję do papieża przyszła stara góralka.
- Wasza świątobliwość, ja jestem... - zaczęła.
- Dyć ja znam Cię pseciez, babo - odpowiedział po góralsku papież.

Taką miał niesamowitą pamięć i wielkie serce”.

Tak wygląda przeciętna anegdota umieszczona w tym zbiorze.

Co jest w tej książce najbardziej męczące? Czy to, że każda strona powtarza wyświechtane slogany o dobroci, pamięci, uśmiechu Wielkiego Papieża? Nie, chyba raczej banalny fakt, że te anegdoty nie są ani śmieszne, ani ciekawe, ani wzruszające. Są po prostu żadne. Ponad trzysta stron nudy i bałwochwalczych zachwytów.

„Pewnego dnia na audiencję do papieża przyszła stara góralka.
- Wasza świątobliwość, ja jestem... - zaczęła.
- Dyć ja znam Cię pseciez, babo - odpowiedział po góralsku papież.

Taką miał niesamowitą pamięć i wielkie serce”.

Tak wygląda przeciętna anegdota umieszczona w tym zbiorze.

Co jest w tej książce najbardziej męczące? Czy to, że każda strona powtarza wyświechtane...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta książka to skandal, i piszę te słowa jako miłośnik twórczości Serhija Żadana (wszystkie książki przeczytane i posiadane, większość z autografem pisarza). Skandal i w pewnym sensie oszustwo, bo gdybym chciał przeczytać posty z Facebooka, to wszedłbym na Facebooka. Za darmo.

Nie wiem, co natchnęło wydawnictwo Czarne do publikacji tego gniota. Chciałbym wierzyć, że nie ślepa żądza zysku. Ale trudno mi zrozumieć, że ktoś wydaje w formie książkowej bezpośrednio przepisane posty z social mediów, wraz z emotikonami (!!!), linkami do YouTube czy wezwaniami do śledzenia autora na Patreonie.

W mocno postmodernistycznym sensie to może by się broniło, gdyby przeszło jakiś... wybór? Jakąś redakcję? Niestety ta "książka", oprócz tego, że żałosna formalnie, jest też zwyczajnie nudna. Każdy wpis traktuje z grubsza o tym samym, nie ma konkretnych bohaterów, nie ma interesującej eseistyki, nie ma elementów dobrego reportażu. Jest tylko wpis na fejsika. Jeden, drugi, piętnasty, sto trzydziesty czwarty. Większość identyczna.

Co będzie następne, drogie Czarne? Publikacja czyichś prywatnych wiadomości z Instagrama? Reklamowana oczywiście jako pogłębiona analiza zjawiska, brutalna prawda czasów, niefiltrowane emocje.

Miał być Żadan, wyszła żenada.

Ta książka to skandal, i piszę te słowa jako miłośnik twórczości Serhija Żadana (wszystkie książki przeczytane i posiadane, większość z autografem pisarza). Skandal i w pewnym sensie oszustwo, bo gdybym chciał przeczytać posty z Facebooka, to wszedłbym na Facebooka. Za darmo.

Nie wiem, co natchnęło wydawnictwo Czarne do publikacji tego gniota. Chciałbym wierzyć, że nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta książka mogłaby być całkiem niezła, gdyby... nie była infantylna.

Z plusów: dobrze opisane historie rodzinne, intrygujący (i rezonujący w czytelniku) wątek dziedziczenia traumy. Książka jest całkiem wciągająca i gdyby tę samą historię opisał na przykład Łukasz Orbitowski, inny autor „specjalizujący się” w historiach z Dolnego Śląska, mogłaby wyjść naprawdę ciekawa powieść.

Niestety minusów trudno nie zauważyć, bo większość z nich pojawia się przez całą książkę i przyjmuje bardzo irytujący charakter.

Irytujący tak jak postać głównej bohaterki. Alicja Tabor jest po prostu niesympatyczna, i to nawet nie w interesujący sposób. Paniusia z Warszawy przyjeżdża na prowincję, gdzie spotyka się z ludźmi z innej warstwy społecznej. Chciałbym wierzyć, że był to celowy ironiczny zabieg autorki, ale jakoś nie udaje mi się do tego przekonać. Ostatecznie wychodzi jak w nowych częściach „Jeżycjady”, gdzie nielubiąca społeczeństwa Małgorzata Musierowicz przelewa własną wrogość w bohaterów (rodzina Borejków jest obsesyjnie wręcz pozamykana w kręgu rodzinnnym, poza którym każda jedna osoba jest głupia, moralnie zepsuta i agresywna).

Wracając jednak do „Ciemno, prawie noc”, oto dwa krótkie cytaty: „- Ale zajebiste zamczysko! - zachwycił się turysta wyglądający na uczestnika wyprawy integracyjnej z firmy sprzedającej armaturę łazienkową”; „Mimo woli uśmiechnęłam się do tego smutnego i niezbyt mądrego mężczyzny”.

Wałbrzyszanie są więc zbiorowo zidiociali, podczas gdy główna bohaterka słucha Purcella i Mozarta, widzi więcej, ale w swej niezmierzonej dobroci zniża się do poziomu plebsu, aby rozwiązać zagadkę.

To podejście samo w sobie jest irytujące, a staje się już zupełnie nieznośne w zetknięciu z politycznie poprawnym wydźwiękiem całej opowieści. „Ciemno, prawie noc” to opowieść o dobrych Cyganach, transseksualistach o wspaniałym charakterze (naliczyłem trzech w upadłym Wałbrzychu!) i o tym, że - w kontraście do napisanego przed chwilą - religijna polska tłuszcza żre się ze sobą. Haha, debile z prowincji.

W warstwie fabularnej bywa nieźle (jak już wspomniałem - historie rodzinne), a bywa kiepsko (główna intryga rozwiązuje się nagle i nieoczekiwanie, jakby autorce zabrakło pomysłu na kilka rozdziałów). W pewnym momencie książka zmienia się w klasyczną przygodówkę, a główni bohaterowie w kuriozalny sposób zaczynają przypominać Harry'ego Pottera i jego przyjaciół z wczesnych tomów opowieści J.K. Rowling.

Dwa punkty oceny odejmuję za bezsensowne okrucieństwo wobec zwierząt. Rozumiem zamysł fabularny, ale kilka fragmentów naprawdę można było sobie podarować.

Kolejny punkt odejmuję za nadużywanie słów „siuśmajtka” i „wielbłądka”; po czterdziestym użyciu stało się to już naprawdę niestrawne.

Reasumując - ta książka nie jest jednoznacznie zła, ale z pewnością nierówna. Dość szybko się wciągnąłem i przeczytałem w niezłym tempie, a po fakcie pozostało zarówno zadumanie, jak i zniesmaczenie. Nie żałuję spędzonego nad nią czasu, ale do nagrody NIKE z pewnością mi ten tytuł nie pasuje.

Ta książka mogłaby być całkiem niezła, gdyby... nie była infantylna.

Z plusów: dobrze opisane historie rodzinne, intrygujący (i rezonujący w czytelniku) wątek dziedziczenia traumy. Książka jest całkiem wciągająca i gdyby tę samą historię opisał na przykład Łukasz Orbitowski, inny autor „specjalizujący się” w historiach z Dolnego Śląska, mogłaby wyjść naprawdę ciekawa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo wnikliwa książka, kopalnia wiedzy i zarazem niezwykle pouczająca lektura - jak mogłaby potencjalnie wyglądać Polska, gdyby...

Wnikliwość książki to zarazem jej zaleta i wada. Przez pierwszą połowę trudno przebrnąć, jeśli nie jest się uważnym badaczem węgierskiej sceny politycznej. W drugiej natomiast rozpoczyna się prawdziwy politologiczny thriller.

Bardzo wnikliwa książka, kopalnia wiedzy i zarazem niezwykle pouczająca lektura - jak mogłaby potencjalnie wyglądać Polska, gdyby...

Wnikliwość książki to zarazem jej zaleta i wada. Przez pierwszą połowę trudno przebrnąć, jeśli nie jest się uważnym badaczem węgierskiej sceny politycznej. W drugiej natomiast rozpoczyna się prawdziwy politologiczny thriller.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pokłóciłem się z kolegą o to, czy "Młody Mungo" jest autoplagiatem autora "Shuggy'ego Baina". Ale osobiście mam to w nosie - jeśli powieść mnie rozpłaszcza emocjonalnie, to nie zamierzam się zastanawiać, czy moje emocje są słusznie odczuwane.

Pokłóciłem się z kolegą o to, czy "Młody Mungo" jest autoplagiatem autora "Shuggy'ego Baina". Ale osobiście mam to w nosie - jeśli powieść mnie rozpłaszcza emocjonalnie, to nie zamierzam się zastanawiać, czy moje emocje są słusznie odczuwane.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wymądrzałem się na temat roślin doniczkowych i przegrałem zakład. Stawka była solidna - w ramach porażki musiałem przeczytać cały „Atlas zbuntowany” Ayn Rand - 1200-stronicową Biblię korwinistów.

Cóż - czasem warto przegrać zakład 🤩 To była wspaniała przygoda; dawno żadna książka nie dała mi tyle przyjemności z lektury i to na wielu poziomach. Od warstwy fabularnej, poprzez pobudzenie do krytycznego myślenia względem filozofii obiektywizmu, możliwość delektowania się naprawdę złymi cytatami, aż po przerażenie, że „Atlas zbuntowany” jest w pewnym sensie antyutopią opisującą aktualną polską rzeczywistość.

ℹ️ Krótkie wprowadzenie dla nieznających tematu - Ayn Rand była rosyjską Żydówką, która w wieku 21 lat wyjechała na stałe do Stanów Zjednoczonych. Zasłynęła jako piewczyni niczym nieskrępowanego kapitalizmu i filozofii obiektywizmu, zgodnie z którą - upraszczając - największą siłą człowieka jest jego umysł, a egoizm to cnota. Według poglądów Rand każdy przejaw altruizmu to zło - jeśli więc wspierasz WOŚP albo bierzesz udział w akcji sprzątania świata, to jesteś moralnym denegeratem. Rzeczony „Atlas zbuntowany” jest jej opus magnum - najważniejszym dziełem, w którym pisarka najpełniej wyraziła swoje wizje świata.

❗ Gdyby ktoś kiedyś chciał zabrać się za lekturę - poniżej nie będzie spojlerów dotyczących fabuły; jedynie ogólniki.

---

📖 Muszę na wstępie przyznać, że pod wieloma względami jest to bardzo zła książka. Bohaterowie są tak jednowymiarowi, że aż w zębach zgrzyta. Podobnie jak w „Harrym Potterze”, gdzie dzięki obecności w nazwisku spółgłosek „S” i „V” możemy od razu założyć, że ten konkretny bohater jest ZŁY, tak i w „Atlasie...” samo nazwisko wystarczy do ostatecznej oceny postaci. Wesley Mouch jest zły - to czuć od razu, nazwisko kojarzy się z „couch” albo nawet „cockroach”; Henry Rearden jest dobry, bo oprócz królewskiego imienia mamy w nazwisku nagromadzenie twardych spółgłosek, kojarzących się z siłą i nieprzejednaniem.

Bohaterowie „Atlasa...” mają więc przed sobą oczywistą przyszłość już od momentu pojawienia się na kartach powieści. Dobre postaci nie mają skaz, a złe są gorsze niż rodzynki w serniku, piosenki Marii Peszek czy punktualność linii 171 w Poznaniu. Słowem - NIEWYOBRAŻALNIE ZŁE.

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Ayn Rand była osobą neuroatypową o chorobliwej wręcz potrzebie uproszczenia rzeczywistości. Świat z „Atlasa zbuntowanego” jest irracjonalnie czarno-biały. Wielki biznes - dobry. Wszystko inne - komunis i zło.

Tym bardziej, że cała główna oś intrygi rozwija się wokół dość infantylnego poczucia słusznej zemsty. Tytułowy Atlas się buntuje, przemawiając do narodu w sposób, który można zilustrować obrzydliwym, a niestety popularnym dziś cytatem: „Słychać wycie? Znakomicie!”

Ideologicznie wygląda to tak: linia kolejowa przecina biedne wioski, gdzie ludzie głodują, ale wszyscy mają ich w nosie, bo ważniejsze jest zapewnienie funkcjonowania przewozów towarowych i ekspresowych między wielkimi miastami. Działanie na rzecz społeczeństwa jest wskazane jako najgorszy grzech. Wśród dobrych bohaterów panuje surowość i powściągliwość emocjonalna... chyba że chodzi o spadek cen akcji przedsiębiorstwa albo inne działania niekorzystne dla firmy. Wtedy nawet dobrym bohaterom załamuje się głos i pojawiają się emocjonalne wykrzyknienia w rodzaju: „Jak oni mogli?! Co pozwala ludziom robić takie rzeczy?!”

Choć mogłoby się wydawać, że 1200 stron powieści filozoficznej to wystarczające miejsce do wyczerpania dowolnego tematu, autorka nie pokusiła się niestety o wyjaśnienie kilku od razu nasuwających się na myśl kwestii. Między innymi: czy wolność do prowadzenia biznesu powinna mieć jakiekolwiek ograniczenia? Czy biznes polegający na handlu dziećmi albo sprzedaży ludzkiego mięsa nadal jest wcieleniem cnoty, o ile nie dotykają go żadne regulacje? Czy w świecie Ayn Rand dopuszcza się istnienie osób niemogących wykonywać pracy wcale nie z lenistwa, ale choćby z powodu fizycznej lub umysłowej niepełnosprawności? I jeśli tak, jak powinno się z nimi postępować?

Brak odpowiedzi na te pytania sprawia, że trudno traktować filozofię Ayn Rand w pełni poważnie. Można z niej natomiast czerpać pewne elementy, o czym za chwilę.

---

👌 Mimo wszystko czytało mi się znakomicie. Mam słabość do literackich agitek ideologicznych; już prezentację maturalną osnułem o „Bajki o Leninie” Michaiła Zoszczenki. Powieść o walce gigantów przemysłu z nadchodzącym komunizmem wchodziła jak dobry thriller. Tym bardziej, że główną bohaterką „Atlasa zbuntowanego” jest Dagny Taggart, dynamiczna bizneswoman zarządzająca przedsiębiorstwem kolejowym. Przez całość książki przeplatają się opowieści o kolejnictwie, pociągach transkontynentalnych, budowie mostów i tuneli, zarządzaniu dworcami... Trochę jak z dawnej gry strategicznej typu Tycoon. I nawet nieznajomość tematu można autorce ostatecznie wybaczyć (a jest co wybaczać, na przykład obecność palacza w lokomotywie spalinowej albo opowieść o pociągu towarowym ciągnącym 200 wagonów i pędzącym z prędkością 160 km/h).

Co zabawne, choć to Biblia kapitalizmu, „Atlas zbuntowany” nadzwyczaj często przypomina w formie... stalinowską propagandę. Dobrzy bohaterowie pracują ponad miarę, poświęcając każdą minutę na tworzenie Wielkiego Dzieła. Źli bohaterowie to bumelanci, chodzący na imprezy i mitrężący czas na bezwartościowy seks.

---

😅 Wspomniałem wcześniej o złych cytatach? To czas na dwa, które wyjątkowo źle się zestarzały:

1️⃣ „Chciałbym móc ci powiedzieć, jaką ulgę daje oglądanie twarzy, która jest inteligentna, mimo iż należy do kobiety”.

2️⃣ „Ziemia przepływała pod maską samochodu. Wijąca się pomiędzy wzgórzami Wisconsin autostrada była jedynym widocznym dziełem ludzkich rąk, wątłym mostem rozciągniętym ponad morzem krzaków, chwastów i drzew. (...)
- Chciałbym zobaczyć choć jeden billboard - powiedział Rearden.
Roześmiała się: odpowiedział na jej niewypowiedzianą myśl.
- Reklamujący co i komu? Od godziny nie widzieliśmy ani domu, ani samochodu.
- To właśnie mi się nie podoba.
(...)
- Mnie też nie. Ale pomyśl, ile razy słyszeliśmy ludzi narzekających, że billboardy psują widoki. Oto widok, który mogą podziwiać. - I dodała: - To właśnie takich ludzi nienawidzę”.

---

🧠 Choć może się to wydać dziwne, jeszcze raz podkreślam, że naprawdę czerpałem przyjemność z tej lektury. Jeśli przyjąć, że ma się przed sobą 1200 stron opowieści fantastycznej, to można rzeczywiście zatopić się przedstawionej historii. Poza tym czytanie książki, z której ogólnym przekazem raczej się nie zgadzasz, znakomicie trenuje umiejętność krytycznego myślenia.

Są też konkretne poglądy Ayn Rand, które do mnie przemawiają. To między innymi krytyczna ocena instytucji zasiłków (no, przynajmniej większości) czy potrzeba szacunku dla ludzkiego umysłu. W dobie Tik-Toka trudno nie zapłakać nad opisywanym w „Atlasie...” malejącym poważaniem dla ludzi nauki i wysokiej kultury. Opowieść bezdomnego w pociągu naprawdę mną wstrząsnęła i zmusiła do myślenia (spojlerować, zgodnie z zapowiedzią, nie będę).

Jest wreszcie coś, co doprowadziło mnie niemal do płaczu - podobieństwo państwa tworzonego przez książkowego Pana Thompsona do Polski 2023 roku. Kto wsiąknie w treść „Atlasa zbuntowanego”, a następnie przeczyta newsy o lotnisku w Radomiu, ten może mieć wrażenie, że fikcja staje się rzeczywistością. I choćby dlatego, dla zrozumienia tych mechanizmów, warto poświęcić, ekhm, „chwilę”, i przeczytać 1200 stron opus magnum Ayn Rand.

Wymądrzałem się na temat roślin doniczkowych i przegrałem zakład. Stawka była solidna - w ramach porażki musiałem przeczytać cały „Atlas zbuntowany” Ayn Rand - 1200-stronicową Biblię korwinistów.

Cóż - czasem warto przegrać zakład 🤩 To była wspaniała przygoda; dawno żadna książka nie dała mi tyle przyjemności z lektury i to na wielu poziomach. Od warstwy fabularnej,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Doskonale napisana i doskonale przetłumaczona książka.

Doskonale napisana i doskonale przetłumaczona książka.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W formie blogowej byłoby to ciekawe. Jako książka... cóż, nie mogę lepiej ocenić książki, w której pojawiają się emotki. Grafomania i źle pojęta książkowa "nowoczesność". Korekty to chyba nie widziało.

W formie blogowej byłoby to ciekawe. Jako książka... cóż, nie mogę lepiej ocenić książki, w której pojawiają się emotki. Grafomania i źle pojęta książkowa "nowoczesność". Korekty to chyba nie widziało.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zmarnowany potencjał. Zaczyna się nieźle, ale później dostajemy łzawą historię niedojrzałego emocjonalnie studenta. Autor, opisując swoje rozbuchane życie nocne, a przede wszystkim dość naiwne emocje, całkowicie niszczy swoją wiarygodność jako rzetelnego narratora opowieści o Świadkach Jehowy. Przeczytałem z pewnym zainteresowaniem, ale i coraz bardziej rosnącym zażenowaniem.

Zmarnowany potencjał. Zaczyna się nieźle, ale później dostajemy łzawą historię niedojrzałego emocjonalnie studenta. Autor, opisując swoje rozbuchane życie nocne, a przede wszystkim dość naiwne emocje, całkowicie niszczy swoją wiarygodność jako rzetelnego narratora opowieści o Świadkach Jehowy. Przeczytałem z pewnym zainteresowaniem, ale i coraz bardziej rosnącym zażenowaniem.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Fascynująca sprawa, temat - samograj. Więc jak można tak to spartaczyć? Połowę książki zajmują kretyńskie wstawki o byłym mężu i kocie. Żenujące.

Fascynująca sprawa, temat - samograj. Więc jak można tak to spartaczyć? Połowę książki zajmują kretyńskie wstawki o byłym mężu i kocie. Żenujące.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ależ tu Twardoch pojechał... (uwaga, spoilery!) Homoseksualno-biseksualny trójkąt żydowskich trzynastolatków? Heroiczny powrót dziecka do wojennej Warszawy (wpław przez Wisłę)? Superbohater w stylu Batmana grasujący po ruinach getta? No dajcie spokój...

Dobrze, że te kuriozalne wymysły zajęły tylko ostatnich 30 stron. Zakończenie dramatyczne, spieprzone po całości, jakby autorowi bardzo się już spieszyło albo znudziło. Poza tym da się czytać, ale do "Króla" wiele brakuje.

Ależ tu Twardoch pojechał... (uwaga, spoilery!) Homoseksualno-biseksualny trójkąt żydowskich trzynastolatków? Heroiczny powrót dziecka do wojennej Warszawy (wpław przez Wisłę)? Superbohater w stylu Batmana grasujący po ruinach getta? No dajcie spokój...

Dobrze, że te kuriozalne wymysły zajęły tylko ostatnich 30 stron. Zakończenie dramatyczne, spieprzone po całości, jakby...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Początek świetny i wiele obiecujący, jednak od połowy książka staje się mocno nużąca. Ile można czytać o tym, że ktoś wyrzucił do śmieci pół bochenka chleba, a kto inny tylko dwa okruszki? Są w tej książce teksty wartościowe i ciekawe, są też niestety koszmarnie nudne.

I średnio pasuje mi styl autorki.
Te krótkie zdania, pisane w osobnych akapitach.
Żeby wywarły większe wrażenie.
Oraz parę innych, modnych obecnie zabiegów.
Będących jednak, moim zdaniem, przerostem formy nad treścią reportażu.

Początek świetny i wiele obiecujący, jednak od połowy książka staje się mocno nużąca. Ile można czytać o tym, że ktoś wyrzucił do śmieci pół bochenka chleba, a kto inny tylko dwa okruszki? Są w tej książce teksty wartościowe i ciekawe, są też niestety koszmarnie nudne.

I średnio pasuje mi styl autorki.
Te krótkie zdania, pisane w osobnych akapitach.
Żeby wywarły większe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

No, więc spotkałem się ponownie z najbardziej antypatycznymi, nadętymi bohaterami książkowymi, jacy kiedykolwiek zaistnieli. Małgorzata Musierowicz stworzyła potworów. Rodzinę, w której nawet półtoraroczne dzieci wyrażają się w czasie zaprzeszłym, a dziewięciolatki dyskutują o pieśniach Horacego. Parę cytatów:

"- Poprosiłbym był o kapustę - wtrącił Jędruś Rojek, starając się dostosować do zawyżonych wymagań dziadka" ➡ tak, to właśnie on ma półtora roku.

"Dzieci kończyły kolację. Ignacy Grzegorz, poprawnie złożywszy sztućce, pogrążył się w dyspucie z dziadkiem (tematem były dziś pieśni Horacego)" ➡ szczęśliwe dzieciństwo dziewięciolatka.

"- A! Nasze amerykańskie śpioszki! - przypomniała sobie mama Józinka. - Wyhaftowałam na nich >>carpe diem<<" ➡ szkoda, że nie "memento mori".

"Gdzie ty byłeś właściwie, hm? No, odpowiadaj, nie zaciskaj ust, bo ci już tak zostanie i jak będziesz wyglądał? Jak premier" ➡ jedna z kilku wrzut na SLD i Millera (książka wydana w 2003 roku).

"- Jestem w ciąży - oznajmiła Róża.
- Tak też myślałam - spokojnie stwierdziła babcia, a Józinek wprost skamieniał na sedesie, porażony jej przenikliwością i wszechwiedzą" ➡ xD

"- Obecna - odezwał się głos z tyłu, lecz Józinek już tam nie patrzył. Jego wzrok utkwiony był obecnie w twarzy Stanisławy Trolli - w jej policzkach jak pączki, w jej nosie, który przypominał trąbkę motyla..." - o dziewięcioletniej miłości Józefa do Stanisławy pisałem już przy okazji poprzedniego tomu; teraz dowiadujemy się, że młodociana Stasia wygląda tak: http://img2.garnek.pl/a.garnek.pl/011/029/11029807_800.0.jpg/jestem-jak-motyl.jpg?fbclid=IwAR03B1X3tky0pysnpskfMWYOUY1UNMi1TG_4EeV8mGZPT-VbM5MGncO6oy8

No i, last but not least:

"- Spadł taki cudny śnieg, dziadziusiu, więc wyszliśmy sobie ulepić bałwanka przed śniadaniem.
- Bujda! Byliśmy całą noc na balu u Murzynów! - zawołał z oburzeniem Józef Pałys".

Ta Musierowicz to dla mnie takie trochę "guilty pleasure". Kiedy dziewczyny mają doła, jedzą popcorn i oglądają Bridget Jones. A ja pochłaniam losy rodziny Borejków. To pewnie nie ostatnie z nimi spotkanie.

No, więc spotkałem się ponownie z najbardziej antypatycznymi, nadętymi bohaterami książkowymi, jacy kiedykolwiek zaistnieli. Małgorzata Musierowicz stworzyła potworów. Rodzinę, w której nawet półtoraroczne dzieci wyrażają się w czasie zaprzeszłym, a dziewięciolatki dyskutują o pieśniach Horacego. Parę cytatów:

"- Poprosiłbym był o kapustę - wtrącił Jędruś Rojek, starając...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Serhij Żadan to literacki ojciec mojej fascynacji wschodem, a zwłaszcza Donbasem. W 2010 roku, po przeczytaniu pierwszych jego książek z gatunku "ukraińska powieść wódki i drogi", wybrałem się spontanicznie do Doniecka. Miałem wtedy 19 lat i w plątaninie przemysłowych miast odnalazłem swoje miejsce na ziemi.

Co stało się później z regionem - wiadomo. Z kolejnymi książkami Żadana też było mi nie po drodze. Czytałem je, były w porządku, ale nie mogłem w nich odnaleźć tego stanu emocjonalnego z okolic 2010 roku, kiedy w każdą podróż zabierałem mocno już poniszczony egzemplarz "Hymnu młodzieży demokratycznej".

Aż tu nadchodzi 2019 rok i "Internat"...

I znowu się spotykamy na Donbasie. On - autor. Ja - czytelnik. Ono - poczucie nieodgadnionej fascynacji.

Tylko że to już inny Donbas. To znów "ukraińska powieść wódki i drogi", ale opisy letniej miłości uprawianej w starych wagonach kolejowych zostały zastąpione przez opisy walki o życie na froncie.

Może właśnie przez to, że znam Donbas i jego wojenne realia, odebrałem tę powieść szczególnie mocno. Momentami miałem wrażenie, jakbym zamiast fikcji literackiej czytał dobry reportaż - te postrzelane krajobrazy, pejzaż urbanistyczny rozlicznych stacji i fabryk, postaci dobrych, złych i zagubionych żołnierzy, strach na punktach kontrolnych... Byłem tam, przeżyłem to, ta książka przeniosła mnie w czasie.

Oczywiście siłą tej powieści nie jest jedynie osobisty sentyment. To doskonała literatura, napisana wybornym językiem. Żadan powraca do umiejętności tworzenia takich konstrukcji słownych, że przenika mnie dreszcz. Pięć małych kropek na horyzoncie...

No, albo fragment, który doceni każdy, kto kiedykolwiek był na wschód od Kijowa: "(..) taksówkarz w kolosalnej skórzanej kurtce, wytartej i popękanej tak, jakby w niej sypiał, jakby to była jego własna skóra, przypomina iguanę z zoo."

"Internat", 10/10, polecam bardzo.

Serhij Żadan to literacki ojciec mojej fascynacji wschodem, a zwłaszcza Donbasem. W 2010 roku, po przeczytaniu pierwszych jego książek z gatunku "ukraińska powieść wódki i drogi", wybrałem się spontanicznie do Doniecka. Miałem wtedy 19 lat i w plątaninie przemysłowych miast odnalazłem swoje miejsce na ziemi.

Co stało się później z regionem - wiadomo. Z kolejnymi książkami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Męczyłem tę książkę przez półtora roku... Doczytywałem po ćwierć rozdziału, z jednej strony nie chcąc porzucić lektury, z drugiej jednak - nie mogąc jej skończyć.

To nie jest zła książka. Jestem pełen podziwu dla autorki, jej skrupulatności i wiedzy. "Indonezja itd." może być obowiązkową pozycją dla kogoś, kto interesuje się regionem.

Jednak dla przypadkowego czytelnika, który chciałby dowiedzieć się czegoś o odległym kraju, będzie raczej męcząca. Autorka zagłębia się w miliony lokalnych zwyczajów, które dla laika mogą być po prostu niezrozumiałe i skomplikowane. Konkluzja niemal każdej opisanej sytuacji to "taka jest Indonezja".

Przy okazji, to nie jest klasyczny reportaż, a raczej opowieść podróżnicza. Elizabeth Pisani odkrywa lądy, o których prawie nic nie wiemy, co w drugiej dekadzie XXI wieku samo w sobie jest fascynujące. Mnie jednak znużyło.

Męczyłem tę książkę przez półtora roku... Doczytywałem po ćwierć rozdziału, z jednej strony nie chcąc porzucić lektury, z drugiej jednak - nie mogąc jej skończyć.

To nie jest zła książka. Jestem pełen podziwu dla autorki, jej skrupulatności i wiedzy. "Indonezja itd." może być obowiązkową pozycją dla kogoś, kto interesuje się regionem.

Jednak dla przypadkowego czytelnika,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sporą część minionego weekendu spędziłem na lekturze "McDusi" Małgorzaty Musierowicz. To powieść wchodząca w skład słynnej "Jeżycjady", ale będąca jedną z nowszych części cyklu (rok wydania 2009).

Tak, wiem, że to książki dla dziewczynek xD Czy raczej, sądząc po treści, dla "pannic".

Ogólnie to bardzo ciekawy temat, bo jedna z popularniejszych autorek książek młodzieżowych w Polsce zamknęła się na starość w twierdzy swojego domu. Jej święte prawo (broniłem ją jakiś czas temu publicznie: https://bit.ly/2Ts1neB). Tyle tylko, że jej nowe książki stały się przez to fascynującą mieszanką realiów PRL-u z katolicko-narodowym trybem życia starszej pani.

Czyli - powiedzmy to wprost - "McDusia" była kopalnią beki, a czasami zgrozy.

Na bekę składały się m.in. sceny typu "piętnastoletnia miłość Józefa do Stanisławy" albo "szesnastolatka lubi piosenkę Sylwii Grzeszczak, ale nie wie, jak znaleźć ją w Internecie, więc inny bohater ściąga ją z pirackich serwisów na pendrive'a". No i mój osobisty hit: państwo młodzi, którzy w podróż poślubną jadą do... Wilna, żeby przejechać się śladami Mickiewicza oraz pomodlić przy Ostrej Bramie.

Na zgrozę składały się sceny przemocy domowej: przykładowo słynne "potrząsanie jak szczurem" (poniżej) albo matka, która w ataku furii rzuca w syna słoikiem (a ten rozpryskuje się na ścianie w drobny mak). Wszystko to wsparte przez narratora lub w najlepszym wypadku traktowane z pobłażaniem. Poza tym facet nie może zjeść naleśnika, bo to niemęskie, wegetarianie są słabowitymi memejami, kobieta podporządkowuje się roli męża, a oszukiwanie urzędu skarbowego to powód do chluby (serio, to wszystko znajduje się w tej książce)

Przy okazji chapeau bas, bo z rodziny Borejków (będącej przez lata jednym z symboli Poznania) autorce udało się współcześnie stworzyć najbardziej niesympatycznych, nadętych, snobowatych bohaterów w historii polskiej literatury. Przez całą książkę Borejkowie jedzą obiadki, dyskutując o pięknie strofy mickiewiczowskiej. Dwunastoletnia dziewczynka patetycznie deklamuje Wyspiańskiego. A wszyscy oni boją się wyjść na zewnątrz - każdy kontakt ze światem pozarodzinnym kończy się bójką dresów albo spotkaniem z ludźmi, którzy... oglądają telewizję 😧 (bohaterowie oczywiście nie mają telewizora, czytają natomiast dziewiętnastowieczne książki historiozoficzne).

Ogólnie: "McDusia" 10/10. Polecam.

No, to jeszcze parę cytatów:

➡️ "Józef Pałys dobrze się posilił" -> o piętnastolatku, który zjadł obiad

➡️ "– A mój pogląd jest przeciwstawny, choć wychodzę z podobnych przesłanek" -> dwunastolatka nie zgadza się z rozmówcą

➡️ "Kiedy rudy sprawnie i energicznie ciosał dolną część pnia tak, by zmieściła się w otworze stojaka, Ignacy Grzegorz z trudem powstrzymywał jęki bólu" 😶

➡️ "– Chwileczkę, przecież jestem po spowiedzi – przypomniała samej sobie Laura. I nagle łzy jej stanęły w oczach."

➡️ "– Nie beczeć mi tu! – huknął Józef. – Zachowuj się jak facet!" -> chłopaki nie płaczą, nawet jak mają dwa latka (!)

➡️ "– Co ci jest? – zapytał nagle brat, przyglądając się jej badawczo, i usiadł obok niej, a Laura chwyciła go za ręce i ścisnęła je ile sił. – Dlaczego tu siedzisz sama?
– To straszne! – szepnęła. – Nie powiedziałam czegoś na spowiedzi przedślubnej!
– Jak to... nie powiedziałaś?"

➡️ "- Jej rodzina poszła z duchem czasu i zajęła się szeroko rozumianym wizażem" -> ploteczki nastolatek o wspólnej znajomej

➡️ "Ukontentowany, ruszył w milczeniu do wyjścia i już trzymał klamkę, gdy usłyszał tuż za plecami:
– Stop!
Hm? Znieruchomiał, a potem się odwrócił.
– Co...? – powiedział i już nie zdążył wyrzec nic więcej, bo wtem ona wspięła się na palce i znienacka lepko pocałowała go w same usta.
– Dobranoc! – rzuciła tonem zwycięskim. – I dziękuję!
Bezczelna!!!...
Miał ochotę odskoczyć, ale to by też kiepsko wyglądało. Jakby się jej bał.
A wcale się nie bał, tylko jej nie lubił.
Niewiele myśląc, capnął ją mocno za cienki kark i przyciągnął blisko, tak blisko, że poczuł, jak pachnie jej skóra. Jakimiś kremami czy wazeliną, czy innym tłuszczem.
Pewnie olejem do smażenia frytek.
– Wstydu nie masz? – rzekł jej prosto w twarz, przez zaciśnięte zęby, i potrząsnął nią jak szczurem. – Więcej nie próbuj, bo cię walnę!
I odsunął ją czym prędzej na odległość ramienia, po czym wypuścił z uchwytu.
Złapał za klamkę tak gwałtownie, jakby chciał ją urwać i otworzył drzwi.
Magda patrzyła za nim, zaczerwieniona, zmieszana i bez tchu.
– Wiem! – wypaliła wreszcie, ratując sobie samopoczucie. – Jesteś zajęty!
Co za beznadziejna, przetłuszczona osobniczka."

Sporą część minionego weekendu spędziłem na lekturze "McDusi" Małgorzaty Musierowicz. To powieść wchodząca w skład słynnej "Jeżycjady", ale będąca jedną z nowszych części cyklu (rok wydania 2009).

Tak, wiem, że to książki dla dziewczynek xD Czy raczej, sądząc po treści, dla "pannic".

Ogólnie to bardzo ciekawy temat, bo jedna z popularniejszych autorek książek...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Jak facet z facetem Andrzej Gryżewski, Przemysław Pilarski
Ocena 8,0
Jak facet z fa... Andrzej Gryżewski,&...

Na półkach: ,

Bardzo ważna, ciekawa, merytoryczna, wielowątkowa i - co bardzo istotne - zupełnie nie zideologizowana książka.

Bardzo ważna, ciekawa, merytoryczna, wielowątkowa i - co bardzo istotne - zupełnie nie zideologizowana książka.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mam wrażenie, że prywatnie polubiłbym się z autorem. Doceniam jego pracę i trud włożony w podróżowanie po tak trudnych miejscach. Liczba wymienionych bohaterów także robi wrażenie. Niestety całość jest nudna i jakoś po prostu niestrawna...

Przyznać muszę, że to "mój" temat - odwiedziłem wszystkie opisywane w książce miejsca, od dawna pasjonuję się ich historią i istnieniem. Może dlatego nic mnie w "Granicach marzeń" nie zaskoczyło? Nie, tu chodzi chyba o co innego. Po przeczytaniu książki nie pamiętam ani jednego bohatera i ani jednej przytoczonej ludzkiej historii...

Szkoda. Jak dla mnie zmarnowany potencjał świetnego tematu.

Mam wrażenie, że prywatnie polubiłbym się z autorem. Doceniam jego pracę i trud włożony w podróżowanie po tak trudnych miejscach. Liczba wymienionych bohaterów także robi wrażenie. Niestety całość jest nudna i jakoś po prostu niestrawna...

Przyznać muszę, że to "mój" temat - odwiedziłem wszystkie opisywane w książce miejsca, od dawna pasjonuję się ich historią i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Poznaniacy myją się raz w tygodniu” – pisze w swojej książce Marcin Kącki.

Geje spotykają się w parkach, jedna dziewczyna wzięła się z in vitro i teraz nienawidzi kościoła, dyrygent molestuje chórzystów, geje spotykają się w parkach i potem giną, biskup molestuje kleryków, a w ogóle to wszyscy mają kryzys wiary i nienawidzą kościoła. To opis Poznania według reportera „Wyborczej” Marcina Kąckiego.

Jeszcze gorzej, że to książka pełna zjadliwości. Momentami mam także wątpliwości co do zachowywania przez autora standardów etycznych.

Długi artykuł na temat tej książki opublikowałem tutaj: http://www.stacjafilipa.pl/2018/03/17/czy-marcin-kacki-nienawidzi_poznania/

„Poznaniacy myją się raz w tygodniu” – pisze w swojej książce Marcin Kącki.

Geje spotykają się w parkach, jedna dziewczyna wzięła się z in vitro i teraz nienawidzi kościoła, dyrygent molestuje chórzystów, geje spotykają się w parkach i potem giną, biskup molestuje kleryków, a w ogóle to wszyscy mają kryzys wiary i nienawidzą kościoła. To opis Poznania według reportera...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rodzinne ślady Johna Maxwella Coetzee, południowoafrykańskiego noblisty, prowadzą do południowej Wielkopolski. Tej samej południowej Wielkopolski, w której pojawiał się i Jerome David Salinger.

Tego typu literackie ciekawostki, nie tylko o wielkich autorach, odkrywa w swojej najnowszej książce Witold Banach - historyk, pisarz i lokalny działacz kulturalny z Ostrowa Wielkopolskiego. "Kroniki literackie prowincji" są bardzo ciekawym przykładem wyszukiwania i utrwalania lokalnych tradycji pisarskich. Sam nie jestem nijak związany z Ostrowem, ale życzyłbym także "moim" miejscom, żeby miały takich swoich lokalnych pasjonatów. Zwłaszcza sprawnych literacko.

Rodzinne ślady Johna Maxwella Coetzee, południowoafrykańskiego noblisty, prowadzą do południowej Wielkopolski. Tej samej południowej Wielkopolski, w której pojawiał się i Jerome David Salinger.

Tego typu literackie ciekawostki, nie tylko o wielkich autorach, odkrywa w swojej najnowszej książce Witold Banach - historyk, pisarz i lokalny działacz kulturalny z Ostrowa...

więcej Pokaż mimo to