-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2022-03-19
2015-02-02
2023-10-21
Tak, mam szaloną zajawkę na punkcie literatury dziecięcej. Ale Baltazar Gąbka to już wyższy stan umysłu – stan totalnego zafascynowania światem, jaki stworzył Pagaczewski, światem pięknych rozwiązań, w którym wszystko musi się dobrze skończyć, nawet powrót tysiąc dwieście lat wstecz i to dzięki kosmitom ;), bo z tym właśnie mamy do czynienia w trzeciej części, o której nawet nie wiedziałam, że istnieje – dzięki wznowieniu Wydawnictwa Literackiego świat Gąbki stał się w końcu dla mnie kompletny. Trzecia część najsłabiej oceniania przez większość, ma jednak dla mnie wiele uroku – mamy tu podróż w czasie, która generuje zawsze wiele ciekawych rzeczy, w tym także smutne, np. tęsknotę za światem, który się straciło, za bliskimi, których nasi przyjaciele już nie spotkają... Łezka się w oku kręciła. Do tego wszystkiego potomek Deszczowców, czyli Joe Pietruszka... :)
Wszystkie części podobały mi się równie mocno, wszystkie mnie zachwycają. I piękne kolorowe ilustracje... mam też stare wydania i obie wersje mają w sobie tyle uroku! Niezrównany Stanisław Pagaczewski i Alfred Ledwig – czarodzieje bajkowego świata, mistrzowie! Moje serce rozpływa się z rozczulenia :)
Tak, mam szaloną zajawkę na punkcie literatury dziecięcej. Ale Baltazar Gąbka to już wyższy stan umysłu – stan totalnego zafascynowania światem, jaki stworzył Pagaczewski, światem pięknych rozwiązań, w którym wszystko musi się dobrze skończyć, nawet powrót tysiąc dwieście lat wstecz i to dzięki kosmitom ;), bo z tym właśnie mamy do czynienia w trzeciej części, o której...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-13
Co za piękna opowieść! Co za klimatyczny świat… Skuszona obłędnym filmem Akiry Kurosawy “Dersu Uzała” przeczytałam również książkę, a może piękno książki skusiło, aby obejrzeć film… Wszystko się ze sobą przenika, bo obie rzeczy są fascynująco piękne! Brak mi słów, by wyrazić, jak ciepłe uczucia wzbudziła we mnie ta książka, jak przepiękny był sposób przedstawienia przez Arsienjewa Dersu Uzały – Golda (myśliwego z plemienia Nanajów), człowieka lasu, dla którego las był domem, dla którego tajga nie miała tajemnic, a jeżeli miała to tylko te magiczne. Niezrównane są sceny z Ambą, czyli tygrysem syberyjskim – duchem tajgi, który dla Dersu był jej władcą. Zachwyca też totalny animizm Dersu – ogień to człowiek, słońce to człowiek, bez tych wszystkich “ludzi” nie byłoby nas.
Sięgając po tego typu książki, zawsze zastanawiam się, co mnie w nich tak ujmuje, bo nie jestem typem podróżnika, najwspanialsze podróże odbywam w kąciku z książką ;) Więc co jest najważniejsze? Relacje… opis drugiego człowieka, jakie piękno człowiek potrafi odkryć w drugim człowieku. Jakie cechy potrafi dostrzec i nauczyć się czegoś dobrego, w zwykłych codziennych czynnościach, które w tajdze nabierają ogromnego znaczenia.
Warto zaznaczyć, że “Na bezdrożach tajgi” to inne tłumaczenie książki “Po Ussuryjskim kraju” – pierwszej części opisującego Golda Dersu Uzałę. Oczywistym jest, że gdy tylko dorwę drugą część, to bez dwóch zdań wbije się ona w kolejkę.
Co za piękna opowieść! Co za klimatyczny świat… Skuszona obłędnym filmem Akiry Kurosawy “Dersu Uzała” przeczytałam również książkę, a może piękno książki skusiło, aby obejrzeć film… Wszystko się ze sobą przenika, bo obie rzeczy są fascynująco piękne! Brak mi słów, by wyrazić, jak ciepłe uczucia wzbudziła we mnie ta książka, jak przepiękny był sposób przedstawienia przez...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-18
Bohaterowie książki będą mieć dla mnie już zawsze twarze aktorów Kurosawy – książka i film niesamowicie się przeplatają i dla mnie stanowią jedność. Kurosawa idealnie oddał klimat ussuryjskiej tajgi. Wiernie też oddał treść książki – warto wiedzieć, że film zekranizowany jest na podstawie dwóch części: "W Ussuryjskim Kraju"/"Na bezdrożach tajgi" oraz "Dersu Uzała".
Ubóstwiam takie historie. Niby akcja toczy się leniwie, niby opisy przyrody, ale emocje mnie totalnie porywają. Dersu Uzała reprezentował samo źródło człowieczeństwa – jakim człowiek kiedyś był i jaki powinien być. Arsenjew nazwał to pierwotnym komunizmem: "Ten pierwotny komunizm zawsze czerwoną nicią przetykał wszystkie jego czynności. Zdobyczą polowania jednako dzielił się ze wszystkimi sąsiadami niezależnie od narodowości, a sobie pozostawiał akurat taką część, jaką dawał innym". I takie podejście miał do wszystkich czynności, zawsze myślał o innych, zawsze dbał o słabszego, nawet jeżeli to pies, nieprzystosowany do ciężkich warunków tajgi – rozczuliła mnie opiekuńczość nad Alpą, psem Arsenjewa: “Dersu zawsze litował się nad Alpą i za każdym razem, nim się rozzuł, robił dla niej posłanie z jodłowych gałęzi i suchej trawy. Jeśli w pobliżu nie było ani tego, ani tamtego, odstępował jej swoją kurtkę, Alpa rozumiała to”.
Takich drobnych opisów, historii, przeżyć jest cała masa. Zdziwienie Arsenjewa nad łatwością odczytywania map i skali przez “dzikusów”, a jednocześnie zadziwiająca nieznajomość przez nich pojęcia odległości, czy naiwna wiara w pieniądze – im więcej papierków, tym większa ich wartość.
Rozczuliło mnie uznanie Dersu dla wynalazków, jak np. atramentu: “(...) bardzo pilnował brudnej wody. Jedne słowa, powiadał, wychodzą z ust człowieka i rozchodzą się w pobliżu powietrzem. A inne są zakorkowane w butelce. Siadają na papierze i uciekają daleko. Pierwsze giną prędko, a drugie mogą żyć sto lat i więcej". Jak dobrze, że mam możliwość poznawania słów spisanych przez Arsenjewa i postaci takich jak Dersu Uzała. Zakończenie natomiast chwyta za serce… Troszkę inne niż w filmie – jednakowo przenika duszę.
Bohaterowie książki będą mieć dla mnie już zawsze twarze aktorów Kurosawy – książka i film niesamowicie się przeplatają i dla mnie stanowią jedność. Kurosawa idealnie oddał klimat ussuryjskiej tajgi. Wiernie też oddał treść książki – warto wiedzieć, że film zekranizowany jest na podstawie dwóch części: "W Ussuryjskim Kraju"/"Na bezdrożach tajgi" oraz "Dersu Uzała"....
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-06
Jak ja lubię takie książki! Totalnie absurdalne, zadziwiające, pełne zaskakującej symboliki i wyśmienitych zabaw słownych!
Świat Autora to świat rządzący się absurdem, niedorzecznym klimatem, pełen niemożliwości – nonsens jednak skrywa głębię, nasze marzenia mogą okazać się mydlaną bańką, a my pragniemy wrócić do źródła – czy komuś z nas się udaje? Niektórzy się starają, przy czym nie jest to ucieczka od rzeczywistości, a po prostu jej poszerzenie.
Mam ochotę wrócić z powrotem do tego świata – spędzić jeszcze trochę czasu w towarzystwie Królika (który powinien się rozmnażać) i zielonego Konia (który powinien orać, ale prędzej zaora nas swoim podejściem do życia). Kowalski, który "jako krasnoludek obcował z niezwykłymi zjawiskami zawodowo", mrugająca Tereska, Kukółka, która na szczęście kuka przez u otwarte – cudowne postacie! Cudowny świat :)
Jak ja lubię takie książki! Totalnie absurdalne, zadziwiające, pełne zaskakującej symboliki i wyśmienitych zabaw słownych!
Świat Autora to świat rządzący się absurdem, niedorzecznym klimatem, pełen niemożliwości – nonsens jednak skrywa głębię, nasze marzenia mogą okazać się mydlaną bańką, a my pragniemy wrócić do źródła – czy komuś z nas się udaje? Niektórzy się starają,...
2023-08-25
Taką książkę powinno mieć każde większe miasto Polski, nie tylko Szczecin! ;))) Ale trafiło się właśnie Szczecinowi, że zostało tak cudnie potraktowane i dzięki temu mamy świetną opowieść, a przy okazji poznajemy kilka z ważniejszych wydarzeń, które dotknęły stolicę Pomorza Zachodniego.
To jest idealna książka, żeby zaciekawić historią młodych, a starszym dać dużo radochy. I moc rozczulenia – moje serce skradła główna bohaterka, czarna kotka Maureen, która z nastoletnim Damianem tworzy mistrzowski tandem. Te ich rozmowy, przekomarzanki, wspólna troska o siebie – cudo! Serce się rozpływa i człowieka ogarnia nostalgia i rozmarzenie – jak dobrze mieć takiego kompana przygody.
Jest też aspekt edukacyjno-historyczny. Poza ciekawą opowieścią dostajemy notki historyczne fajnie opisujące w jakich wydarzeniach wzięli udział główni bohaterowie. A jakby ktoś miał mało... to jest strona internetowa, gdzie jest cała masa materiałów. Naprawdę – kawał dobrej roboty.
I słów kilka o ilustracjach... jak tu wyrazić zachwyt! W tej książce czuć współpracę autora z ilustratorem. Ileż tu symboliki, ile odniesień do treści książki, do wydarzeń historycznych. Jak się zaczyna analizować te ilustracje, to oczy wychodzą na wierzch, każdy, najmniejszy szczegół ma znaczenie.
Przepiękny cały projekt, pomysł i wykonanie!
Taką książkę powinno mieć każde większe miasto Polski, nie tylko Szczecin! ;))) Ale trafiło się właśnie Szczecinowi, że zostało tak cudnie potraktowane i dzięki temu mamy świetną opowieść, a przy okazji poznajemy kilka z ważniejszych wydarzeń, które dotknęły stolicę Pomorza Zachodniego.
To jest idealna książka, żeby zaciekawić historią młodych, a starszym dać dużo radochy....
2023-08-22
No po prostu nie mam słów, żeby wyrazić swój zachwyt. Ta książka jest przepiękna. Otwieram ją po raz kolejny i kolejny i nie mogę się napatrzeć. Zachwycają rysunki idealnie w japońskim stylu. Zachwycają proste prawdy, podane tak, że aż zatyka z wrażenia.
“Widzę poezję w małych rzeczach, których oczy często nie dostrzegają”.
W genialny sposób autorzy wpletli w tę historię japońskich bogów, w genialny sposób wykorzystali niezwykłą symbolikę związaną z instrumentem shamisen… i w genialny sposób ujęli nawet japońskich twórców – kojarzycie na pewno drzeworyt “Wielka fala w Kanagawie” – w tej historii znalazła się również postać Hokusaia, autora najsłynniejszej fali.
Zachwycają mnie rozmowy Haru z poszczególnymi bogami. A bogowie są różni. Bywają okrutni, jak śnieżna bogini Yuki-onna, czasami pomagają w odnalezieniu drogi jak Benzaiten, a czasami bywają samotni jak bóstwo księżyca Tsukuyomi… I są te nieuchronne, jak śmierć Shinigami:
“Jesteś zadowolona z przebytej drogi?
Hi hi! Podczas przebytej drogi odkryłam, że nie ma pytania bardziej przerażającego niż to, które właśnie mi zadałeś…”
No po prostu nie mam słów, żeby wyrazić swój zachwyt. Ta książka jest przepiękna. Otwieram ją po raz kolejny i kolejny i nie mogę się napatrzeć. Zachwycają rysunki idealnie w japońskim stylu. Zachwycają proste prawdy, podane tak, że aż zatyka z wrażenia.
“Widzę poezję w małych rzeczach, których oczy często nie dostrzegają”.
W genialny sposób autorzy wpletli w tę...
2021-03-14
Coś wspaniałego! Autorka wykonała niezwykłą pracę, analizując, porządkując tysiące publikacji, artykułów, listów związanych z Brunonem Schulzem. Ale mało tego – ogrom dostępnego materiału potrafiła w genialny sposób przełożyć na fascynującą opowieść o życiu, opowieść, którą się pochłania. Ja przez kilka dni całą sobą żyłam tą historią i mam ochotę wejść w ten świat jeszcze raz. Dostajemy niezwykle ambitny tekst o jednym z najlepszych autorów – o artyście ponadczasowym, którego literackie obrazy wciąż potrafią wprawiać w zachwyt, a grafiki dosłownie elektryzują.
Coś wspaniałego! Autorka wykonała niezwykłą pracę, analizując, porządkując tysiące publikacji, artykułów, listów związanych z Brunonem Schulzem. Ale mało tego – ogrom dostępnego materiału potrafiła w genialny sposób przełożyć na fascynującą opowieść o życiu, opowieść, którą się pochłania. Ja przez kilka dni całą sobą żyłam tą historią i mam ochotę wejść w ten świat jeszcze...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-18
Osz kurde… Odkrywam kolejne genialne nazwisko :)) A nawet dwa! Pod swoim prawdziwym nazwiskiem (Dobrosław Kot – przepiękne), publikuje teksty dotyczące filozofii. Natomiast pod pseudonimem powieści (jak sam mówi, po to by zasygnalizować, że rozgranicza różne dziedziny swoich zainteresowań), jednak na moje oko w powieściach ta filozofia jest i tak głęboko obecna, przynajmniej w “Cudzych słowach”.
Niestety mój początek z Szostakiem był bardzo trudny. Pierwszy rozdział jawił mi się jako totalny pokaz pretensjonalności. Okropny. Przez te kilka dosłownie zdań zdążyłam ze sto razy przewrócić oczami. Mój błąd. Bo całość jest pokazem – ale genialności słowa, zabawy nim, intelektualnej gry z czytelnikiem.
Wszystkie “cudze słowa” skupione są wokół jednej postaci – siedem osób o biblijnych imionach próbuje przedstawić Benedykta, widzi w nim kogoś wyjątkowego. Być może gdybym spotkała takiego osobnika również by mnie oczarował i zobaczyłabym w nim boga? A wszystko po to, aby poprzez niego zobaczyć coś w sobie, tak samo jak odkrywaliśmy inne osoby poprzez sposób w jaki przedstawiali Benedykta.
W czytających często mam wrażenie główny nieobecny wzbudza wręcz niechęć. Jest ku temu wiele powodów wynikających z fabuły, ale być może nie wzbudza w nas sympatii też dlatego, że trochę odkrywamy w nim nas samych. Myślę, że wielu dochodzi do takiego momentu, kiedy odkrywa w sobie pustkę, może na pewnym etapie życia każdy doznaje potrzeby wypełnienia tej pustki innymi. Pytanie – jak zwykle, i jak zwykle banalnie – co my z tym zrobimy.
Osz kurde… Odkrywam kolejne genialne nazwisko :)) A nawet dwa! Pod swoim prawdziwym nazwiskiem (Dobrosław Kot – przepiękne), publikuje teksty dotyczące filozofii. Natomiast pod pseudonimem powieści (jak sam mówi, po to by zasygnalizować, że rozgranicza różne dziedziny swoich zainteresowań), jednak na moje oko w powieściach ta filozofia jest i tak głęboko obecna,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-23
Drugie czytanie:
Przeczytałam dziś, czyli 14 maja 2023 r. jeszcze raz. Chciałam wrócić do pewnych fragmentów, ale jak zwykle, styl Gospodinowa pochłonął mnie i nie puścił. Czuję się trochę jakby bułgarski autor wyciągał ze mnie ten smutek i melancholię, w takim sensie, że czuję bardzo podobnie, i bardzo podobne rzeczy. I w podobny sposób mnie one dotykają, i cóż tu dużo pisać, odnajduje jego myśli w sobie. Takie trochę pocieszenie, że inni też tak mają, a jedynym sposobem jest znalezienie współtowarzyszy smutku.
------------------------------------------------
Pierwsze czytanie ;)
Gospodinow mnie dziś poraził, zasiadłam rano i nie mogłam się oderwać. To jedna z najlepszych książek, jakie kiedykolwiek poznałam. Do ponownego przeczytania, bo uwielbiam wracać do rzeczy doskonałych. Gospodinow wbił mnie w totalną melancholię, w kapsułę smutku, obezwładnił historiami doprowadzającymi do wzruszenia i refleksji, choć nie zabrakło i uśmiechu. Masa ujmujących opowieści, i choć “opowiadanie jest częścią Sądu Ostatecznego, bo zmusza ludzi do zrozumienia” to już zrozumienia jaki z tego pożytek nikt nam nie da (“A jaki jest pożytek z rozumienia – nie wiadomo dokładnie”). Ale nic to. Trzeba uczyć się doceniać “odwagę w świecie, który ma cię za nic”.
Drugie czytanie:
Przeczytałam dziś, czyli 14 maja 2023 r. jeszcze raz. Chciałam wrócić do pewnych fragmentów, ale jak zwykle, styl Gospodinowa pochłonął mnie i nie puścił. Czuję się trochę jakby bułgarski autor wyciągał ze mnie ten smutek i melancholię, w takim sensie, że czuję bardzo podobnie, i bardzo podobne rzeczy. I w podobny sposób mnie one dotykają, i cóż tu dużo...
2019-10-04
Ciary przy każdej stronie... Arcydzieło symboli, niedopowiedzeń a czasami dopowiedzeń... tu nie ma co pisać, tu trzeba oglądać i chłonąć.
Ciary przy każdej stronie... Arcydzieło symboli, niedopowiedzeń a czasami dopowiedzeń... tu nie ma co pisać, tu trzeba oglądać i chłonąć.
Pokaż mimo to2022-05-02
Zakochałam się w wyspie Umpli-Tumpli i jej mieszkańcach. Opowieści są tak niezwykłe, cudownie zadziwiają, czarują, wywołują uśmiech, że nie mogę przestać się ich nachwalić! Funio, Ziózio i wszystkie inne dzieciaki przeżywają rozkoszne przygody, a dorośli w niczym im nie ustępują, szczególnie Ciocia Titli skradła moje serce.
Do tego przepiękne, odrealnione ilustracje, które najbardziej sceptycznemu dorosłemu pomogą się bez problemu przenieść do tej rozkosznej krainy wyobraźni.
Zakochałam się w wyspie Umpli-Tumpli i jej mieszkańcach. Opowieści są tak niezwykłe, cudownie zadziwiają, czarują, wywołują uśmiech, że nie mogę przestać się ich nachwalić! Funio, Ziózio i wszystkie inne dzieciaki przeżywają rozkoszne przygody, a dorośli w niczym im nie ustępują, szczególnie Ciocia Titli skradła moje serce.
Do tego przepiękne, odrealnione ilustracje, które...
2022-07-03
Zaś uciekam na Wyspę Umpli-Tumpli, która karmi mnie dobrem i rozkosznymi przygodami. W tej części wyjątkowo zapadł mi w serce Pan Ziele, który radośnie spogląda na dzieci i na to, co się wyrabia na wyspie, ech ten bezzębny uśmiech rozczula mnie dziś wyjątkowo i przywodzi na myśl dziadka 🤭
Nie mogę przestać zachwycać się tą serią, absurdalny humor, niesamowite wydarzenia (z wylanego piątku można np. usmażyć smaczną jajecznicę), wyjątkowi goście (którzy mogą zamienić się np. w upragnionego hipopotama), a wszystko to okraszone przepięknymi ilustracjami. Polecam pokarmić od czasu do czasu swoje wewnętrzne dziecko 🤗
Zaś uciekam na Wyspę Umpli-Tumpli, która karmi mnie dobrem i rozkosznymi przygodami. W tej części wyjątkowo zapadł mi w serce Pan Ziele, który radośnie spogląda na dzieci i na to, co się wyrabia na wyspie, ech ten bezzębny uśmiech rozczula mnie dziś wyjątkowo i przywodzi na myśl dziadka 🤭
Nie mogę przestać zachwycać się tą serią, absurdalny humor, niesamowite wydarzenia (z...
2022-08-14
Tu nie o fabułę chodzi, zupełnie nieważna rzecz, poza nadmiarem fabuły, bo “istnieje coś jak nadmiar rzeczywistości, jej spęcznienie już nie do zniesienia". I wtedy tylko Gombrowicz. Uwielbiam ten jego “bełkot” jak nazywany jest często przez wielu. To miód na moje oczy. Ten cudowny chaos, to fantastyczne wrażenie po skończeniu (a także w trakcie), że co tu się porobiło? Czytam te jego dziwne zdania i jestem pod wrażeniem zabawy rzeczywistością – ach, bo tak naprawdę fabuła jest ważna, bo przez nią daje nam możliwość dotknięcia jego absurdu i wymyślania kolejnych znaczeń, odniesień do siebie, do swojego “ja” oczywiście, bo to najważniejsze (albo i nie). Uwielbiam.
Tu nie o fabułę chodzi, zupełnie nieważna rzecz, poza nadmiarem fabuły, bo “istnieje coś jak nadmiar rzeczywistości, jej spęcznienie już nie do zniesienia". I wtedy tylko Gombrowicz. Uwielbiam ten jego “bełkot” jak nazywany jest często przez wielu. To miód na moje oczy. Ten cudowny chaos, to fantastyczne wrażenie po skończeniu (a także w trakcie), że co tu się porobiło?...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-08-06
Było ich trzech: Ostrożny, Płowa Kotka i Koczownik. Główna linia opowieści kręci się wokół Koczownika, bo niestety nawet pod troskliwą opieką Wielkiej Matki, nie wszystkie rysiaki są w stanie osiągnąć dojrzały wiek. Opis śmierci Płowej Kotki był jedną z najbardziej zapadłych mi w serce scen. Zresztą cała książka napisana jest przepięknym językiem, w którym autor łączy brutalność przyrody z poetyką, bo czyż można piękniej oddać moment, gdy w nieustającym cyklu życia, jedno traci życie, aby inne mogło się posilić?
"Zwierzęta przysiadły opodal siebie pod skałami i, tarmosząc głuszyce, zabrały się do posiłku (…) chrobotały w zębach kości, wietrzyk unosił w las pierze, przystrajał nim gałązki drzew i krzewów".
Wietrzyk unosił w las pierze...
I w końcu ostatnie rozdziały... zamykamy cykl... po wielu przygodach niedorysię staje się w końcu wzbudzającym podziw i szacunek władcą Wysokiej Pieczary i wraz ze Śmigłą rozpoczynają nowy cykl życia – “wiwat młoda para!”
Przepiękny język i niezwykły zmysł obserwacji Autora! Wyborna lektura!
Było ich trzech: Ostrożny, Płowa Kotka i Koczownik. Główna linia opowieści kręci się wokół Koczownika, bo niestety nawet pod troskliwą opieką Wielkiej Matki, nie wszystkie rysiaki są w stanie osiągnąć dojrzały wiek. Opis śmierci Płowej Kotki był jedną z najbardziej zapadłych mi w serce scen. Zresztą cała książka napisana jest przepięknym językiem, w którym autor łączy...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-07-28
Co za książka! Toż to prawdziwa perełka! Zachwycam się ilustracjami, przeglądam każdą stronę… Najbardziej ujęły mnie drzewa – te gęste świerki, sosny wznoszące się nad leśnym jeziorem czy strojne w koronki ze szronu brzozy… Te kontury i akwarelki. Po prostu oszałamiająco piękne rysunki!
Tekst natomiast jest… błogi – tak to dobre słowo. Sprawia, że zanurzam się w zakamarki leśnej głuszy i mam wrażenie ukołysania. To idealne opowieści do czytania wieczorami, przed snem. Jakaś śpiewność się tu wkrada. Całość wprost idealnie się komponuje.
Dla leśnych fascynatów. Dla fascynatów pięknem.
Co za książka! Toż to prawdziwa perełka! Zachwycam się ilustracjami, przeglądam każdą stronę… Najbardziej ujęły mnie drzewa – te gęste świerki, sosny wznoszące się nad leśnym jeziorem czy strojne w koronki ze szronu brzozy… Te kontury i akwarelki. Po prostu oszałamiająco piękne rysunki!
Tekst natomiast jest… błogi – tak to dobre słowo. Sprawia, że zanurzam się w zakamarki...
2022-04-24
Ach to czepialstwo Gombrowicza. Czepia się wszystkiego, nic mu nie pasuje. Arogancki i kpiący jak sam o sobie pisze. W dodatku nikt lepiej niż on sam nie wytłumaczy nam tumanom, co chciał przekazać w swoich utworach. To jego oburzenie, że nawet wydania Ferdydurke po niemiecku i angielsku ukazały się bez wstępu "wyjaśniającego pobieżnie o co właściwie chodzi – to spowodowało, że poniektóry krytyk i czytelnik nie wiedział od jakiego końca ją złapać". Oczywiście śmieję się, bo to jest cały Gombrowicz i najważniejsze jest to jego "ja", ale uwaga, jemu nie chodzi o jego ja tumanie jeden z drugim (tylko się czasem nie obraźcie, tumany to też ja). Chodzi o "ja" każdego. "Ach! Być niczym więcej, jak tylko sobą, swoim <ja> jedynie – jakież to piękne! Jasne, niedwuznaczne. Mocno stoi się na własnych nogach. Wiesz, co to rzeczywistość – Twoja rzeczywistość. Jesteś z dala od bełkotu, wrzasku, upajania się, oszukiwania, deklamacji, terroru". Uwielbiam to "ja", i jego i moje, za każdym razem jak czytam Gombrowicza.
Ach to czepialstwo Gombrowicza. Czepia się wszystkiego, nic mu nie pasuje. Arogancki i kpiący jak sam o sobie pisze. W dodatku nikt lepiej niż on sam nie wytłumaczy nam tumanom, co chciał przekazać w swoich utworach. To jego oburzenie, że nawet wydania Ferdydurke po niemiecku i angielsku ukazały się bez wstępu "wyjaśniającego pobieżnie o co właściwie chodzi – to...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-07-18
Otwierasz ten album i wiesz, że masz do czynienia z arcydziełem gatunku. Jestem oczarowana! Nawet nie potrafię zdecydować, który kadr najbardziej mi się podoba, każdy następny walczy o palmę pierwszeństwa, bo mamy tu trzy tomy (rok 1982, 1994 i 2004), trzy temperamenty rysowania, historie o różnym znaczeniu i intensywności doznań. Każda następna część to zmiana stylu Andreasa, niesamowity postęp – te szczegóły, ta kreska! Oczu wprost nie mogę oderwać! Do tego wszystkiego dochodzą nawiązania do... Rorka (!). Padam z zachwytu.
Fabuła – tu bogactwo interpretacji zależy tylko od nas. Boskość, rola człowieka, instynktowne, archaiczne siły drzemiące w każdym (jako bycie), to tylko powierzchnia.
Przyznam, że czytając pierwszy raz pogubiłam się. Ale już zawsze nastawiam się, że Andreasa muszę przeczytać co najmniej dwa razy, albo i więcej. A z każdym kolejnym razem przyjemność jest coraz większa. Aaaa... i te sowy!!! Do you like our owls? 🤭 Coś pięknego!
Otwierasz ten album i wiesz, że masz do czynienia z arcydziełem gatunku. Jestem oczarowana! Nawet nie potrafię zdecydować, który kadr najbardziej mi się podoba, każdy następny walczy o palmę pierwszeństwa, bo mamy tu trzy tomy (rok 1982, 1994 i 2004), trzy temperamenty rysowania, historie o różnym znaczeniu i intensywności doznań. Każda następna część to zmiana stylu...
więcej mniej Pokaż mimo to
No mam tak, że po prostu kocham Gombrowicza. Dziś wracam do Dzienników w poszukiwaniu pewnej myśli, która kołatała mi się po głowie, że było takie coś. I było:
“Przestańcie bać się własnych obrazów, przestańcie wielbić sztukę, potraktujcie ją po polsku, z góry, poddajcie ją sobie, a wówczas wyzwoli się w was oryginalność, otworzą się przed wami nowe drogi i pozyskacie to co jest najcenniejsze, najpłodniejsze: własną rzeczywistość”.
Ostatnio staram się to odnieść do muzyki, bo pewna przełomowa dla mnie osoba powiedziała mi właściwie to samo, żeby nadać muzyce własne znaczenie, wplatać w nią własne myśli i uczucia, czynić ją po prostu swoją. Niby proste. No ale nie. Ale przynajmniej świat jest fajny, bo czasami można odnaleźć Gombrowicza w kimś bliskim. Coś pięknego! 🥰
No mam tak, że po prostu kocham Gombrowicza. Dziś wracam do Dzienników w poszukiwaniu pewnej myśli, która kołatała mi się po głowie, że było takie coś. I było:
więcej Pokaż mimo to“Przestańcie bać się własnych obrazów, przestańcie wielbić sztukę, potraktujcie ją po polsku, z góry, poddajcie ją sobie, a wówczas wyzwoli się w was oryginalność, otworzą się przed wami nowe drogi i pozyskacie to...