Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Nigdy nie posądzałabym siebie, że zainteresuje sie choć trochę klimatami hinduskimi, a tu proszę - dziś już zaczytuję się w historiach opartych na indyjskiej kulturze.

Już kilka miesięcy temu oglądnęłam większość filmów z Deepeką Padukone i wsiąkłam w surowosć, piękno i jednocześnie przywiązanie do kultury jakie przesiąka przez produkcje boolywoodzkie. Nawiązuje do filmów ponieważ jedna z postaci granych przez wspomnianą wyżej aktorkę w filmie "Bajirao Mastani" bardzo przypominała mi naszą bohaterkę Durgeshwari. Do tego stopnia, że aktorka w mojej głowie wcieliła się nieswiadomie w rolę naszej maharani i zagrała ja perfekcyjnie od początku aż do końca. Piękna, ambitna, inteligentna, odważna bohaterka, która nie boi się walczyć o to, co jest dla niej ważne, jak i o to, czego pragnie. Ideał silnej i odważnej kobiety walczącej o swoją przyszłość. Podziwiałam bohaterkę od pierwszej strony, jednak dopiero kiedy nasza Durgeshwari otrzymuje tytuł maharani daje prawdziwego czadu. Autorka ma zdecydowanie przepiekny styl pisania i przez ta książkę po prostu się płynie.

Sama fabuła, trzeba to przyznać, jest przewidywalna, ale ona generalnie taka miała być. Można sie jednak i tak przy niej dobrze bawić. Warto powiedzieć, że parę razy udaje jej czytalnika zaskoczyć. Czuć w książce wyraźny klimat Indii, jednak wytłumaczenia kultury ograniczają się do tego, co istotne w historii. Minus tej historii jest też taki, że chciałabym więcej. Książka jest stosunkowo cienka w porównaniu do tego co się w niej dzieje. Wszystkie wydarzenia, bitwy, miesiące, tygodnie są krótkie. Sam wątek romantyczny wydaje sie z worka wyciągnięty, jednak można dzięki stylowi autorki w niego uwierzyć.

Generalnie bardzo mi sie ta pozycja podobała i mimo jej wad jestem skłonna ocenić ją bardzo wysoko. Polecam osobom, ktore potrzebują historii, ktorą połkną w jeden wieczór, ale będą jednocześnie bez reszty wciągnięci i ustatysfakcjonowani.

Nigdy nie posądzałabym siebie, że zainteresuje sie choć trochę klimatami hinduskimi, a tu proszę - dziś już zaczytuję się w historiach opartych na indyjskiej kulturze.

Już kilka miesięcy temu oglądnęłam większość filmów z Deepeką Padukone i wsiąkłam w surowosć, piękno i jednocześnie przywiązanie do kultury jakie przesiąka przez produkcje boolywoodzkie. Nawiązuje do filmów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie ukrywam zaczynałam już raz tą książkę i po kilkidziesięciu stronach porzuciłam przekonana, że jest to strasznie infantylna młodzieżówka, z kasiastymi gówniarzami i psełdo czarownicami, czyli kompletnie nie moje klimaty.

Zabrałam sie za nią ponowanie po jakiś dwóch latach, tak na oko, generalnie początek pamiętałam dosyć dobrze i dopiero kiedy przez niego przebrnęłam, książka zaczeła mnie lekko (ale nie przesadzałabym) ciekawić, ale czytało ją się szybkoi przyjemnie. Jednak po jakimś czasie od przeczytania stwierdzam, że fabuła była rozwleczona i przy tej historii trzymała mnie w dużej mierze tajemnica śpiącego rycerza, na którego punkcie ma obsesję Gansey. Wszystkie sceny z lasu bardzo mi sie podobały, co kontrastuje bardzo wyraźnie w moim mniemaniu z resztą fabuły, która gdziekolwiek indziej by sie nie rozgrywała powiewała nudą. Choć wyłapywaliśmy wtedy jakieś niuanse do głównej tajemnicy. Samo zakończenie było naprawdę fajne tak jak rozwiązanie pojawiającej się w połowie drugiej tajemnicy. Wciąż jednak mam wrażenie, że styl pisania autorki był momentami tak chaotyczny, że nie umiałam się odnaleźć w dialogach albo w opisach. Bardzo mi sie podobali natomiast wykreowani przez nią bohaterowie męscy i ich skomplikowane historie. Gansey jest według mnie bardzo podobny do Victora z "Vicious" albo Kaza z " Szóstki wron" i bardzo możliwe, że przez to od razu go polubiłam. Niestety biedna Blue wypada przy chłopakach bardzo blado.

Nie wiem, czy sięgnę po kolejne części bo z jednej strony ciągnie mnie do chłopaków i do poznania ich dalszych losów. Natomiast zdobycie kolejnych części nie jest takie proste jak się wydaje, a nie wiem czy zależy mi na tej historii na tyle by wydać na nią więcej niż może być warta. Czas pokaże.

Nie ukrywam zaczynałam już raz tą książkę i po kilkidziesięciu stronach porzuciłam przekonana, że jest to strasznie infantylna młodzieżówka, z kasiastymi gówniarzami i psełdo czarownicami, czyli kompletnie nie moje klimaty.

Zabrałam sie za nią ponowanie po jakiś dwóch latach, tak na oko, generalnie początek pamiętałam dosyć dobrze i dopiero kiedy przez niego przebrnęłam,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Liczba zachwytów, jakie do mnie dotarły na temat tej pozycji z książkowych social mediów na prawdę mnie zaskoczyły. Nie mogłam uwierzyć, że temat gwiazd filmowych ubiegłego wieku może trafić i wywołać takie poruszenie, zwłaszcza u ludzi, których preferenche książkowe stawiam po dwóch stronach.

Generalnie byłam nastawiona neutralnie do tej pozycji, choć widmo gwiazd takich jak Marilyn Monroe czy Audrey Hepburn napawały mnie nie raz wielkim podziwem (choć porywy serca nie były uzasadnione niczym więcej jak sympatią do ich osiągnięć w czasach kiedy kobiety musiały dać z siebie więcej, żeby wybić się na tle mężczyzn). Tytułowa Evelyn Hugo to według mnie gwiazda na ich podobieństwo, a po lekturze, w moich oczach, nawet większa (ale może to będzie najlepszy czas i motywacja by o powyższych gwiazdach poszperać). Evelyn ciężko jest polubić i czasem zrozumieć, ale ewidentnie jest to postać, która lśni od początku tej opowieści. Po kilku rozdziałach, poznając bieg tej historii zaczynasz rozumieć przebieg wydarzeń i nie dziwisz się Evelyn, że miała AŻ siedmiu mężów. Bo każda decyzja ma swoje usprawiedliwienie - przyczynę i skutek. I czytelnik wie, że w wyborach Evelyn była logika, która zapewniała jej sukcesy, albo sprowadzała na dno. Mam wrażenie, że doświadczenie Evelyn wali na nas z tej książki jak woda z wodospadu. Ciężko, dobitnie i wbija nas w rzeczywistość. Dlatego moja książka wyglada teraz jak las z tymi wszystkimi znacznikami. Evelyn to jedno, ale wszystkie postacie w tej książce w jakimś stopniu wydają się realistyczne i udowadniają, że problemy nie omijają kasiastych ludzi. A sam Harry jest miodem na serce dla czytelnika w tej opowieści. Sam pomysł na fabułę jest moim zdaniem wybitny. Wszystko składa się w taką całość, że pozostawia czytelnika złamanym, w szoku i w gniewie, ale usatysfakcjonowanym.

Ciężko to przyznać, ale nie umiem dostrzec w tej ksiażce wad (nie od parady dostała ode mnie 10/10) bo już po kilku stronach byłam kupiona klimatem i tylko podśpiewywałam piosenkę Wildest dreams - Taylor Swift (teledysk mówi wszystko). Także wsiąkłam do reszty w klimat Hollywood i nie miałam ochoty go opuszczać. Polecam bardzo gorąco.

Liczba zachwytów, jakie do mnie dotarły na temat tej pozycji z książkowych social mediów na prawdę mnie zaskoczyły. Nie mogłam uwierzyć, że temat gwiazd filmowych ubiegłego wieku może trafić i wywołać takie poruszenie, zwłaszcza u ludzi, których preferenche książkowe stawiam po dwóch stronach.

Generalnie byłam nastawiona neutralnie do tej pozycji, choć widmo gwiazd takich...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Nowa laleczka Ker Dukey, K. Webster
Ocena 7,5
Nowa laleczka Ker Dukey, K. Webst...

Na półkach: ,

Nie mogłam się już doczekać, kiedy dostanę tą książkę w swoje ręce! To jak stęskniłam się za Bennym (don't judge me xd) nie da się ująć w słowach.

Trzecia część historii o psychicznym lalkarzu zdecydowanie trzyma swój poziom i według mnie dorównuje dwóm poprzednim tomom. W tej części zdecydowanie spodobało mi się przeniesienie źródła obsesji Bennego z Jade na inną dziewczynę. Mamy tu powiew świeżości, który sprawia, że fabuła tej historii znow zaskakuje i ponownie trzyma cały czas w napięciu. Cieszy mnie bardzo, że Benny ciągle jest tak psychiczny, nieprzewidywalny i pełen pasji we wszystkim, co robi. Dzięki temu nie wieje w tej jak i w poprzednich częściach nudą. Jeżeli pokochaliscie Bennego to się nie zawiedziecie.

Niestety nie przypadł mi do gustu cały ten wątek Tannera i jego chorych akcji. Sama postać i jej położenie względem Bennego, walka o dominację była bardzo ciekawa. Jednak na prawdę dawno mnie nic tak nie obrzydziło jak to, co on wyrabiał. Mimo, że Benny w tym uczestnił to nie czerpał z tego tak chorej satysfakcji i jakoś mogę to przyjąć do świadomości. Mam niestety wrażenie, że Dillon wyjątkowo nie zachowuje się... naturalnie? Ale to może tylko mi się wydaje. Z kolei zauważyłam, że ostatnie dwadzieścia stron jest strasznie chaotycznie napisane i trzeba się mocniej skupić , żeby nadążyć nad tym czego się dowiadujemy i co się dzieje.

Pomimo kilku wad jestem z tej książki bardzo zadowolona i już nie mogę doczekać się kontynuacji!

Nie mogłam się już doczekać, kiedy dostanę tą książkę w swoje ręce! To jak stęskniłam się za Bennym (don't judge me xd) nie da się ująć w słowach.

Trzecia część historii o psychicznym lalkarzu zdecydowanie trzyma swój poziom i według mnie dorównuje dwóm poprzednim tomom. W tej części zdecydowanie spodobało mi się przeniesienie źródła obsesji Bennego z Jade na inną...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Klątwa przeznaczenia Sylwia Dubielecka, Monika Magoska-Suchar
Ocena 7,2
Klątwa przezna... Sylwia Dubielecka, ...

Na półkach: ,

258/810
Nie będę owijać w bawełnę jestem pod wielkim wrażeniem jak świetnie wykreowany jest świat w tej książce, wszystko wraz ze szczegołami (choć wiadomo pewne szczegóły nie są podane bo dowiemy sie o nich zapewne w dalszej częsci ksiązki) widać, że jest dopracowane i za to trzeba przyznać należą się autorkom gratulacje. Nawet brutalność i nieprzyzwoitość seksualna nie robi wielkiego wrażenia i da się przyjąć do świadomości, że taki świat mieści się w granicach akceptacji (gdyż gorsze rzeczy widziałam, że powstaja).

JEDNAKŻE nie mogę dłużej udawać, że gwałt na 16-latce popełniony przez 36-latka na stole z jedzeniem, przy dużej grupie ludzi to coś co zmieści się w granicach dobrego smaku, przyzwoitości czy sumienia. Nie jest możliwe by ofiara gwałtu, do tego dziewica otrzasneła się po takim wydarzeniu w trzy dni. To jest uraz na psychice na lata czy nawet całe życie. I NIE ISTNIEJE żadna wymówka dająca przyzwolenie na gwałt, co niestety pojawia się w tej książce! Choćby nie wiem jak przystojny miał być oprawca i później dobry dla ofiary to nie usprawiedliwia go w moich oczach. Na prawdę próbowałam wyobrażać sobie że główną bohaterka ma więcej lat, jednak autorki cały czas przypominają o tym, że jest tylko dziewczynką i daleko jej do kobiety. Z kolei ilość cringeu i tz. ciar żenady jakie pojawiły się u mnie podczas czytania tej książki nadal mnie przeraża. Ilość prostackich tekstów bohaterów, które chyba miały wyjść zabawnie, wcale tak nie wybrzmiały oraz żenujacych sytuacji zaczynała mnie już powoli przytłaczać.

Przyznać musze również, że ta książka nie ma fabuły... Obserwujemy tylko to, co dzieje się w Twierdzy, rozwój wątku romansowego 💩 i nic poza tym. Niby rzucona jest nazwą jakiegoś Przeznaczenia, ale przez 258 to nie ma znaczenia. Duża dziura tkwi w przeszłości bohaterów, niby coś ich łączy (poza sexem), ale im dalej tym nie widać nawet szansy na odpowiedzi. Mamy mnóstwo scen zapchajdziur, które nie prowadza do niczego innego jak do alkowy 🤣 albo do żartów o tym jaki sex jest super 🤷‍♀️ a nie do jakichkolwiek odpowiedzi na pytania kim sa bohaterowie czy o co chodzi z pewną kartą. Bo na razie innych pytań ni widu, ni slychu.

Nie podobało mi się także połączenie narracji trzecioosobowej z pierwszoosobową i to jeszcze w tak dziwny sposób. Jeszcze nigdy się z czymś takim nie spotkałam. Wiele razy uderzał mnie dysonans tego, że najpierw opisuje scene jedną z randomowych postaci, a zaraz w następnym akapicie już pałeczkę przejmowała gółwna bohaterka i wtedy było takie: Wait what?!

Na prawdę mam nadzieję, że autorki kiedyś napiszą fantastykę, która będzie miała fabułę i, jeśli już, wątek erotyczny to mieszczący się w granicach dobrego smaku i granicach prawa moralnego, bo styl autorek jest na prawdę bardzo dobry to trzeba przyznać, tak samo jak wykreowany przez nich świat. Trzymam mocno kciuki.

258/810
Nie będę owijać w bawełnę jestem pod wielkim wrażeniem jak świetnie wykreowany jest świat w tej książce, wszystko wraz ze szczegołami (choć wiadomo pewne szczegóły nie są podane bo dowiemy sie o nich zapewne w dalszej częsci ksiązki) widać, że jest dopracowane i za to trzeba przyznać należą się autorkom gratulacje. Nawet brutalność i nieprzyzwoitość seksualna nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Od razu zaznaczam, że odniosę się do całej trylogii, bo ta historia już dawno zlała mi się w całość.

Już dawno słyszałam stwierdzenie, że cała seria jest nudna jak flaki z olejem, że akcja w niej jest rozciągnięta, a fabula zbyt prosta jak na poziom języka jakim ja opisuje Cornelia Funke. Jednakże ja podchodzę do tego wszystkiego w bardzo indywidualny sposób.

Przede wszystkim uwielbiam motyw umieszczania cytatów z innych książek na początku każdego rozdziału. Przyznam, że nie zawsze je czytałam, gdyż wytrącały mnie z akcji. Jednak po jakimś czasie lub po skonczeniu książki bardzo lubię do nich wracać. Na początku bardzo mnie rozpraszał język, który jakim napisana jest tą książką, gdyż poziom słów sprawiał, że momentami czytało się ją opornie. Jednak jest z nią tak jak z klasykami poprzednich epok - do ich języka trzeba się przyzwyczaić, żeby móc czerpać przyjemność z fabuły. Trzeba przyznać, że może on być ciężki i męczący dla osób, do których skierowana jest książka, dlatego zachęcam, choć już tego się pewnie nie robi, ale warto o tym wspomnieć, że takie historie można czytać na głos dzieciakowi jak ma już te 7 czy 8 lat i tak spędzić deszczowy wieczór. Ale to tylko luźna sugestia.

Byłam bardzo ciekawa jak potoczy się ta historia w drugiej części, gdyż pierwsza nie była zbyt spektakularna i zdawała się już zamykać w całość. Jednak częśc druga była dużym zaskoczeniem. Jeśli nie byliście przekonani do pierwszej to dopiero w tej zaczyna się historia przygodowa, która warta jest uwagi. Mamy więcej zupełnie innego rodzaju akcji, wyrazistych nowych bohaterów, rozwinięcie historii i trochę psychologii już znanych postaci. I przede wszystkim dostajemy ciekawą historię, którą chce się śledzić. Nie mówię, że jest to fenomen, jednak młodzieży się spodoba bo jest niby prosta, ale posiadająca swój nieodparty urok. Przyznam, że wykreowany przez autorkę świat traktuje tak jakby był moim własnym, bo już w młodości w niego wsiąkłam. Wchłonęłam jego piękno, przełknęłam jednoczesną brutalność i za każdym razem, kiedy o nim pomyślę to miło wspominam tą przygodę. Jestem bardzo wdzięczna autorce, że zostawiła w mojej głowie tyle wspaniałych obrazów (tańcząca płonąca wagantka - majstersztyk).

Zakończenie serii chociaż proste to angażowało mnie aż do końca i może nie byłam jakoś szczególnie zachwycona czy zawiedziona, jednak miałam poczucie, że dla mnie najbardziej liczył się świat, który zobaczyłam oczami wyobraźni. Polecam młodszym czytelnikom sięgnąć po tę pozycję, bo na pewno się nie zawiodą.

Od razu zaznaczam, że odniosę się do całej trylogii, bo ta historia już dawno zlała mi się w całość.

Już dawno słyszałam stwierdzenie, że cała seria jest nudna jak flaki z olejem, że akcja w niej jest rozciągnięta, a fabula zbyt prosta jak na poziom języka jakim ja opisuje Cornelia Funke. Jednakże ja podchodzę do tego wszystkiego w bardzo indywidualny sposób.

Przede...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Od razu zaznaczam, że odniosę się do całej trylogii, bo ta historia już dawno zlała mi się w całość.

Już dawno słyszałam stwierdzenie, że cała seria jest nudna jak flaki z olejem, że akcja w niej jest rozciągnięta, a fabula zbyt prosta jak na poziom języka jakim ja opisuje Cornelia Funke. Jednakże ja podchodzę do tego wszystkiego w bardzo indywidualny sposób.

Przede wszystkim uwielbiam motyw umieszczania cytatów z innych książek na początku każdego rozdziału. Przyznam, że nie zawsze je czytałam, gdyż wytrącały mnie z akcji. Jednak po jakimś czasie lub po skonczeniu książki bardzo lubię do nich wracać. Na początku bardzo mnie rozpraszał język, który jakim napisana jest tą książką, gdyż poziom słów sprawiał, że momentami czytało się ją opornie. Jednak jest z nią tak jak z klasykami poprzednich epok - do ich języka trzeba się przyzwyczaić, żeby móc czerpać przyjemność z fabuły. Trzeba przyznać, że może on być ciężki i męczący dla osób, do których skierowana jest książka, dlatego zachęcam, choć już tego się pewnie nie robi, ale warto o tym wspomnieć, że takie historie można czytać na głos dzieciakowi jak ma już te 7 czy 8 lat i tak spędzić deszczowy wieczór. Ale to tylko luźna sugestia.

Byłam bardzo ciekawa jak potoczy się ta historia w drugiej części, gdyż pierwsza nie była zbyt spektakularna i zdawała się już zamykać w całość. Jednak częśc druga była dużym zaskoczeniem. Jeśli nie byliście przekonani do pierwszej to dopiero w tej zaczyna się historia przygodowa, która warta jest uwagi. Mamy więcej zupełnie innego rodzaju akcji, wyrazistych nowych bohaterów, rozwinięcie historii i trochę psychologii już znanych postaci. I przede wszystkim dostajemy ciekawą historię, którą chce się śledzić. Nie mówię, że jest to fenomen, jednak młodzieży się spodoba bo jest niby prosta, ale posiadająca swój nieodparty urok. Przyznam, że wykreowany przez autorkę świat traktuje tak jakby był moim własnym, bo już w młodości w niego wsiąkłam. Wchłonęłam jego piękno, przełknęłam jednoczesną brutalność i za każdym razem, kiedy o nim pomyślę to miło wspominam tą przygodę. Jestem bardzo wdzięczna autorce, że zostawiła w mojej głowie tyle wspaniałych obrazów (tańcząca płonąca wagantka - majstersztyk).

Zakończenie serii chociaż proste to angażowało mnie aż do końca i może nie byłam jakoś szczególnie zachwycona czy zawiedziona, jednak miałam poczucie, że dla mnie najbardziej liczył się świat, który zobaczyłam oczami wyobraźni. Polecam młodszym czytelnikom sięgnąć po tę pozycję, bo na pewno się nie zawiodą.

Od razu zaznaczam, że odniosę się do całej trylogii, bo ta historia już dawno zlała mi się w całość.

Już dawno słyszałam stwierdzenie, że cała seria jest nudna jak flaki z olejem, że akcja w niej jest rozciągnięta, a fabula zbyt prosta jak na poziom języka jakim ja opisuje Cornelia Funke. Jednakże ja podchodzę do tego wszystkiego w bardzo indywidualny sposób.

Przede...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Od razu zaznaczam, że odniosę się do całej trylogii, bo ta historia już dawno zlała mi się w całość.

Już dawno słyszałam stwierdzenie, że cała seria jest nudna jak flaki z olejem, że akcja w niej jest rozciągnięta, a fabula zbyt prosta jak na poziom języka jakim ja opisuje Cornelia Funke. Jednakże ja podchodzę do tego wszystkiego w bardzo indywidualny sposób.

Przede wszystkim uwielbiam motyw umieszczania cytatów z innych książek na początku każdego rozdziału. Przyznam, że nie zawsze je czytałam, gdyż wytrącały mnie z akcji. Jednak po jakimś czasie lub po skonczeniu książki bardzo lubię do nich wracać. Na początku bardzo mnie rozpraszał język, który jakim napisana jest tą książką, gdyż poziom słów sprawiał, że momentami czytało się ją opornie. Jednak jest z nią tak jak z klasykami poprzednich epok - do ich języka trzeba się przyzwyczaić, żeby móc czerpać przyjemność z fabuły. Trzeba przyznać, że może on być ciężki i męczący dla osób, do których skierowana jest książka, dlatego zachęcam, choć już tego się pewnie nie robi, ale warto o tym wspomnieć, że takie historie można czytać na głos dzieciakowi jak ma już te 7 czy 8 lat i tak spędzić deszczowy wieczór. Ale to tylko luźna sugestia.

Byłam bardzo ciekawa jak potoczy się ta historia w drugiej części, gdyż pierwsza nie była zbyt spektakularna i zdawała się już zamykać w całość. Jednak częśc druga była dużym zaskoczeniem. Jeśli nie byliście przekonani do pierwszej to dopiero w tej zaczyna się historia przygodowa, która warta jest uwagi. Mamy więcej zupełnie innego rodzaju akcji, wyrazistych nowych bohaterów, rozwinięcie historii i trochę psychologii już znanych postaci. I przede wszystkim dostajemy ciekawą historię, którą chce się śledzić. Nie mówię, że jest to fenomen, jednak młodzieży się spodoba bo jest niby prosta, ale posiadająca swój nieodparty urok. Przyznam, że wykreowany przez autorkę świat traktuje tak jakby był moim własnym, bo już w młodości w niego wsiąkłam. Wchłonęłam jego piękno, przełknęłam jednoczesną brutalność i za każdym razem, kiedy o nim pomyślę to miło wspominam tą przygodę. Jestem bardzo wdzięczna autorce, że zostawiła w mojej głowie tyle wspaniałych obrazów (tańcząca płonąca wagantka - majstersztyk).

Zakończenie serii chociaż proste to angażowało mnie aż do końca i może nie byłam jakoś szczególnie zachwycona czy zawiedziona, jednak miałam poczucie, że dla mnie najbardziej liczył się świat, który zobaczyłam oczami wyobraźni. Polecam młodszym czytelnikom sięgnąć po tę pozycję, bo na pewno się nie zawiodą.

Od razu zaznaczam, że odniosę się do całej trylogii, bo ta historia już dawno zlała mi się w całość.

Już dawno słyszałam stwierdzenie, że cała seria jest nudna jak flaki z olejem, że akcja w niej jest rozciągnięta, a fabula zbyt prosta jak na poziom języka jakim ja opisuje Cornelia Funke. Jednakże ja podchodzę do tego wszystkiego w bardzo indywidualny sposób.

Przede...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Finał serii "Szklanego tronu" pojawił się na rynku wydawniczym jak ciepłe bułeczki. Podzielony na dwie części dał fanom serii ostatni raz przeciągnąć nieunikniony koniec, do ktorego dążyliśmy od 6 tomów.

Część pierwsza Królestwa Popiołów dzieli się według mnie na połowę. Na tą pierwszą mało emocjonujacą ciagnącą się przez około 250 stron, kiedy to zajmujemy się uwolnieniem Aelin, obserwujemy pierwsze narady ekipy Aediona oraz posunięcia armii Erawana. Druga połowa natomiast wynagradza trochę długie oczekiwania na jakąkolwiek ciekawszą akcję. Mamy fantastycznie poprowadzony wątek Elide i Lorcana, który od razu wciaga i sprawia, że wiernemu fanowi serce zaczyna od razu bić szybciej, choć jak wiadomo w Imperium Burz skręcił w trochę przygnębiającą stronę. Również wątek Aediona i Lysandry w końcu poprowadzony został w jakikolwiek interesujacy sposób i zaczyna się wyróżniać na tle innych. Przyznać trzeba, że wiele scen z tej części jest bardzo filmowych, przez co fantastycznie działają na wyobraźnię i zapadają w pamięć.

Co natomiast zgrzyta w tej części? Zdecydowanie to, że autorka postanowiła uznać temat okresu biednej Elide za coś niezbędnego w tej książce. Ja niestety nie uważam, by był to dobry pomysł. Nie wiem, kto czuł się bardziej zażenowany całą sytuacją: Elide, jej współtowarzysze Fae, którzy nie do końca wiedzieli, co mają z tym fantem począć, czy w końcu ja. Kolejną rzeczą jest zachowanie Aediona, który wyraża się w stosunku do Lysandry okrutnie i mam wrażenie, że bezpodstawnie i w sposób nadmiernie przesadzony. Watek Doriana i Manon natomiast tylko na chwilę robi sie ciekawy, a później ciągnie się już mało emocjonujaco. A wydawało się, że będzie jednym z ważniejszych.

Podsumowujac, ta część nie zrobiła na mnie wielce pozytywnego wrażenia, choć to, co dzieje się (a o czym nie mogę napisać, bo nie chcę spojlerować) w drugiej połowie równoważy w mojej ocenie niektóre minusy, o których wspomniałam. Jednak nie uważam by była to tragiczna książka, bo już od około 300 strony bawiłam się całkiem nieźle.

Finał serii "Szklanego tronu" pojawił się na rynku wydawniczym jak ciepłe bułeczki. Podzielony na dwie części dał fanom serii ostatni raz przeciągnąć nieunikniony koniec, do ktorego dążyliśmy od 6 tomów.

Część pierwsza Królestwa Popiołów dzieli się według mnie na połowę. Na tą pierwszą mało emocjonujacą ciagnącą się przez około 250 stron, kiedy to zajmujemy się uwolnieniem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tą pozycją. Przede wszystkim od razu muszę zaznaczyć, że fabuła posiada wiele elementów, które są częścią mojego życia i codzienności, dlatego może podchodzę do niej w specyficzny sposób. Zaznaczam, że jeśli ktoś mi kiedyś powie, że takie wydarzenia nie mają prawa się zdarzyć to mogę poświadczyć, że tak- mogą, ale oczywiście nie wszystkie naraz.

Pomysł na fabułę bardzo mnie zaskoczył, gdyż bardzo różni się klimatem od pierwszej czesci, której fabuła rozgrywała się na słonecznej wsi, w towarzystwie koni, w bardzo rodzinnej, choć trudnej, atmosferze. Tutaj natomiast przenosimy się do centrum miasta, do świata klubów, gdzie wychodzą z ludzi skrywane na codzień słabości i pragnienia oraz każdy stara się stworzyć inną, lepsza wersję siebie niż jest w rzeczywistości. Przyznam, że umieszczenie w nim dziewczyny niewidomej i zagubionego w życiu chłopaka nie przekonalo mnie od razu. Jednak bardzo szybko polubiłam głównych bohaterów, którzy radzą sobie ze swoimi problemami jak tylko mogą, a ich wspólna relacja jest bardzo cipła i ciesząca czytelnika. Mają niesamowitą charyzmę i czuć między nimi tą iskrę, którą widać na każdym kroku i dzieki której nie brak im autentyczności. Ich historię czyta się bardzo dobrze i śledzi przez to z jeszcze większą uwagą i zaangażowaniem. Związałam się z nimi o wiele bardziej niż z bohaterami pierwszej części, która szczerze nie przypadła mi zbyt do gustu ze względu na tematykę. Nie do końca mnie ona przekonała i wciagnęła. W książce mimo, że czuć duże nagromadzenie pewnych problemów, z którymi muszą się skonfrontować bohaterowie to nie czuć w książce przesyłu. Siła i dystans, a przy tym powaga z jakimi podchodzą do nich Millie i Tag trzymają dobry bilans, przez co przyjemność z czytania jest większa.

Przyznać musze, że pozycja ta sprawia wrażenie jakby napisała ją sama Coleen Hoover i uważam, że przypadnie fanom tej autorki do gustu. Rózni się od pierwszej części i uważam, że można czytać ją w oderwaniu od pierwszej, gdyż skupia się na innym bohaterze i zaledwie kilka momentów nawiązuje do poprzedniej.

Jeśli jesteście wybrednymi czytelnikami, ale lubicie romanse z wyrazistym i przesympatycznymi bohaterami to uważam, że powinniście sięgnąć po Pieśń Dawida.

Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tą pozycją. Przede wszystkim od razu muszę zaznaczyć, że fabuła posiada wiele elementów, które są częścią mojego życia i codzienności, dlatego może podchodzę do niej w specyficzny sposób. Zaznaczam, że jeśli ktoś mi kiedyś powie, że takie wydarzenia nie mają prawa się zdarzyć to mogę poświadczyć, że tak- mogą, ale oczywiście nie wszystkie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Maresi jest jedną z tych pozycji, które sprawiają mi trudność w ocenie. Porusza tematy feminizmu, przyjaźni, rodziny wybranej i bardzo trudny temat traktowania kobiet w niektórych kulturach. Zwłaszcza ten ostatni poruszony jest w plastyczny, bardzo brutalny i drastyczny sposób. Przyznam, że nie spodziewalam się, że taka krótka książeczka będzie w stanie mnie dotknąć, a jednak pociągnęła za niektóre sznureczki. Osobiście na pewno będę długo miała w pamięci przedstawione wydarzenia. Bardzo mi się spodobał świat zbudowany na więzi kobiet, radzacyh sobie z przeciwnościami losu jedynie za pomocą własnej wiedzy i doświadczenia swoich poprzedniczek. Cieszy mnie również to, że autorka nie wrzuciła wszystkich mężczyzn z książki do jednego worka.

Niestety podczas lektury często łapałam się na tym, że zmieniam Maresi wiek, gdyż dziewczyna zachowywała się czasem bardzo dorośle - oszczędnie, spokojnie jak na trzynastolatkę. Myśli w sposób bardziej dojrzały niż można byłoby się spodziewać. Nie przypadło mi do gustu również to, że na początku jesteśmy zasypani nazwami mnóstwa miejsc, które nie są istotne, przebiega się po nich bez głębszych opisów, oprócz tego gdzie się znajdują i do czego służą. Dlatego nie udało mi się wyniknąć trochę głębiej w klimat tych miejsc i pewnie przez to mam w głowie trochę inny obraz samego klasztoru, niż powinnam. Na potrzeby tej historii sama wypełniałam niektóre luki.

Polecam jednak sięgnąć po Maresi jeśli macie wolny wieczór i ochotę na krótką historię, która przy okazji nie okaże się tylko tanią wydmuszką.

Maresi jest jedną z tych pozycji, które sprawiają mi trudność w ocenie. Porusza tematy feminizmu, przyjaźni, rodziny wybranej i bardzo trudny temat traktowania kobiet w niektórych kulturach. Zwłaszcza ten ostatni poruszony jest w plastyczny, bardzo brutalny i drastyczny sposób. Przyznam, że nie spodziewalam się, że taka krótka książeczka będzie w stanie mnie dotknąć, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jestem poryczana. Mam pustak uwiązany do serca. W głowie mnóstwo trudnych myśli. Jedna z nich jednak krzyczy, żebym to z siebie wykrztusiła: Czytacie i nawet się nie zastanawiajcie.

Jestem poryczana. Mam pustak uwiązany do serca. W głowie mnóstwo trudnych myśli. Jedna z nich jednak krzyczy, żebym to z siebie wykrztusiła: Czytacie i nawet się nie zastanawiajcie.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wiedziałam, że na "Obsesję" Pani Katarzyny Bereniki Miszczuk przyjdzie pora i nadeszła ona w dzień, kiedy zmeczona po pracy potrzebowałam czegoś lekkiego (jakkolwiek lekko czyta się książki o ludziach niezrównoważonych psychicznie), ale i jednoczesnie angażującego.
💉
Przede wszystkim trzeba przyznać, że każda książka tej autorki ma swój klimat i w tym wypadku nie jest inaczej. Opisując budynek szpitala, jego korytarze, pomieszczenia czuć autentyczność i realność tych miejsc. Ja miałam wrażenie, że chodzę po przychodni w moim mieście. Na plus jest zdecydowanie bohaterka, która po dłuższym czasie obcowania z Gosławą (Szeptucha) zdaje się być wybawieniem - spokojna i niezlękniona wszystkiego, co chodzi po świecie, choć grozi jej niebezpieczeństwo. Jednak najlepszą postacią i plusem tej książki jest zdecydowanie Marek. Już dawno nie czytałam książki z tak beztroskim flirciarzem. (Autentycznie przypomniał mi się Beleth z trylogii "Ja diablica", którego tak pokochałam w gimnazjum) i bardzo mnie cieszy, że to właśnie jego osobie będzie poświęcona kontynuacja.
💉
Niestety zawiodłam się trochę na fabule w końcówce tej książki. Okazało się, że ta historia nie będzie w stylu "Skradzionych laleczek", na co skrycie tak bardzo liczyłam. Chcialam dostać coś więcej z relacji psychopata - ofiara, ale to nie było to. Wedlug mnie zakończenie jest mało finezyjne. W obliczu tego, co dostarczała nam osoba ogarnięta obsesją przez całą książkę, ostatnie 50 stron jest bardzo rozczarowujace. Jego tożsamość choć dla mnie niespodziewana, pewnie dla osób wsiąknietych w kryminały będzie już na pewnym etapie pewnikiem.
💉
Podsumowując książce daje 6/10 za Marka i szlafrok w panterkę. Nie byla to zła pozycja, bo Pani Miszczuk pisze bardzo lekko, kształtnie i trafnie oraz umie zaciekawić czytelnika i sprawić, że wsiaknie on w historię, czego i tu nie zabrakło. Ale pod względem fabularnym, jak to sie mówi "dupy nie urywa" 🙈 Czekam na kolejną część, która ukarze się w październiku.

Wiedziałam, że na "Obsesję" Pani Katarzyny Bereniki Miszczuk przyjdzie pora i nadeszła ona w dzień, kiedy zmeczona po pracy potrzebowałam czegoś lekkiego (jakkolwiek lekko czyta się książki o ludziach niezrównoważonych psychicznie), ale i jednoczesnie angażującego.
💉
Przede wszystkim trzeba przyznać, że każda książka tej autorki ma swój klimat i w tym wypadku nie jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Dziś przed wami książka ciężkiego kalibru, o której nie da się mówić w kategorii podobała mi się czy nie podobała. 🍃Przede wszystkim ta książka zmusza czytelnika do wielu rzeczy. Do bezradnego, okrutnego przygladania sie, ciągłego przeżywania, a co "najgorsze" poddawania rzeczywistości czternastoletniej Turtle ciągłej analizie w zaciszu swojego własnego umysłu. Długo starałam się wszystko, co tam się wydarzyło jakoś poukładać w głowie. I mimo, że myslałam, że już się z tym uporałam to dzisiaj, kiedy koleżanka zapytała mnie, o czym jest ta pozycja to przed oczami przeskoczyły mi niektóre sceny i gardło ścisnęło mi się, jakby ktoś zawiązał na nim pętlę. 🍃Jest o bólu, chorej miłości ojca do córki, spartańskim wychowaniu, dzikim sposobie postrzegania świata. Przede wszystkim jednak o walce o sprawiedliwość oraz godność i sztuce przeżycia w tej walce. To wszystko przyobleczone w piękny i niesamowity płaszcz starej, wiejskiej, rozpadającej się chaty polożonej na odludziu, nieposkromionego oceanu, starej przyczepy i tajemniczego, dzikiego lasu.
🍃Rzadko zdarza mi się zapamietać świat stwórzony przez autora tak wyraźnie (muchomory na parapecie, mysz na kłosie, czarna wdowa chyba zostaną ze mną na zawsze). Styl autora tak mnie pochłonął, że smakowałam każdy opis, przeżywałam każdą akcję, kruszyłam się od środka z każdym ciosem w serce. Kibicowałam bohaterce choć nie powiedziałabym, że jest osobą do lubienia lub nielubienia. Ją się rozumie albo nie.
🍃Historia ta porusza bardzo trudny temat, z którym nie poradzi sobie każdy. Jest to pozycja zdecydowanie dla ludzi dojrzałych emocjonalnie, którzy czuja, że temat seksualnego wykorzystywania dzieci, brutalnego wychowania i chorej miłości będzie bagażem, który będą w stanie udźwignąć.

Dziś przed wami książka ciężkiego kalibru, o której nie da się mówić w kategorii podobała mi się czy nie podobała. 🍃Przede wszystkim ta książka zmusza czytelnika do wielu rzeczy. Do bezradnego, okrutnego przygladania sie, ciągłego przeżywania, a co "najgorsze" poddawania rzeczywistości czternastoletniej Turtle ciągłej analizie w zaciszu swojego własnego umysłu. Długo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dziś na tapetę biorę książkę, która prawie zanudziła mnie na śmierć. Ale jak to się stało?
🖤
Motyw z łowcami czarownic podobał mi się już od pierwszej kartki tej serii. Jednak dopiero w drugiej części zdałam sobie sprawę, że problemy, z którymi mierzą się bohaterowie są za poważne na zwykłych szesnastolatków. Przede wszystkim Elizabeth częściej zachowuje się jak rumieniąca się, niepewna życia nastolatka, niż bezwzględna łowczyni czarownic czy morderczyni. Johna z pierwszej części polubiłam za to, że był miły, lekko nieśmiały, bezinteresowny, ale nie był typową kluchą, a W drugiej części autorka zrobiła z niego zupełnie inną osobę. Ogółem relacje bohaterów są moim zdaniem bardzo cienkimi nićmi szyte. Z nikim specjalnie się nie zżyłam, a to bardzo wpłynęło na moją ocenę. Zakończenie serii jest proste i oczywiste (spójrz okładka). Naprawdę zawiodłam się, bo cały czas miałam nadzieję, że jednak ta pozycja mnie jeszcze zaskoczy :( Ostatnie co dodam to, że chyba nigdy nie polubie się z narracją w pierwszej osobie w czasie teraźniejszym. Cały czas miałam wrażenie, że zdania kompletnie się ze sobą nie współgrają, czyta się je topornie i męcząco. Może jest to wina tłumacza, ale tego mogę się jedynie domyślać. Ciężko mi doszukać się pozytywów w tej pozycji, gdyż wszystkie motywy, rozwiązania fabularne, sceny, tajemnice po prostu już widziałam w innych książkach i były użyte w dużo lepszy sposób. Nie znalazłam w tej pozychi nic nowego.
🖤
Sądzę jednak, że osobom młodym, które jeszcze nie znają serii "Szklanego tronu", ale które wdrażają się w książki w średniowiecznym klimacie z nutką fantastyki, będzie całkiem niezłą pozycją i na pewno będą się lepiej bawić.

Dziś na tapetę biorę książkę, która prawie zanudziła mnie na śmierć. Ale jak to się stało?
🖤
Motyw z łowcami czarownic podobał mi się już od pierwszej kartki tej serii. Jednak dopiero w drugiej części zdałam sobie sprawę, że problemy, z którymi mierzą się bohaterowie są za poważne na zwykłych szesnastolatków. Przede wszystkim Elizabeth częściej zachowuje się jak rumieniąca...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak to jest z tymi marzeniami?
💙
Książka Pana Evansa zdecydowanie nie należy do typowych książek o sposobie zdobywania motywacji do maksymalizowania swojej produktywności ... Gdybym miała tą książkę wrzucić pod ostry topór recenzencki to szczerze... pewnie powiedzialabym, że była nurząca, prosta, oklepana, do przewidzenia. Takie historie oglądamy w filmach obyczajowych. Zapytacie: Ale o czym ona jest? A ja odpowiem: o bólu, strachu, zazdrości, sile, złości, zwątpieniu, miłości, samorealizacji, zagubieniu, a przede wszystkim o życiowym spełnieniu. Brzmi znajomo? Trochę tak ;) Może i jest to historia, która byłaby tworem zmiksowania kilku kultowych seriali, czy filmów, ale jednak na ostatnich kartkach pozostawia nas osłupiałych i jestem pewna, że dla tak dziwnego, a jakże prostego wniosku, który tam się znajduje można przeczytać tą książkę do końca i nie być zawiedzionym. Autor rozwija w tej ksiązce wiele ciekawych myśli. Jedną z nich, bardzo ciekawą jest sposob postrzegania świata przez młode bardzo katolickie dziecko, którego ojciec ma problem z agresją. To był ten moment kiedy ja oslupiałam.
💙
Jednak zalążek myśli, z ktorą autor chcę nas zostawić to, czy człowiek nie chce zaprzestać trwania w błędzie, bo poświęcił mu już zbyt wiele czasu?

Jak to jest z tymi marzeniami?
💙
Książka Pana Evansa zdecydowanie nie należy do typowych książek o sposobie zdobywania motywacji do maksymalizowania swojej produktywności ... Gdybym miała tą książkę wrzucić pod ostry topór recenzencki to szczerze... pewnie powiedzialabym, że była nurząca, prosta, oklepana, do przewidzenia. Takie historie oglądamy w filmach obyczajowych....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kontynuacja "Tysiąc odłamków Ciebie" jest fenomenalna. Fabuła już od pierwszej kartki wciąga nas i przenosi do kolejnych światów, które są jeszcze bardziej angażujące i aż na siłę chcemy dowiedzieć się wszystkiego, o każdym z nich. Niespodziewanie okazuje się jak wiele tajemnic skrywa Wayatt, Triad a nawet rodzice Marguerite. Wychodzi na jaw jak bardzo skomplikowana i niebezpieczna jest nie tylko sama działalność Triadu, ale i jego główny cel. Podoba mi się to jak wiele nowości serwuje nam autorka, jak i to, że nie pozwala czytelnikowi na ani chwilę wytchnienia. Cały czas mierzymy się z trudnościami jakie los rzuca bohaterom pod nogi.
💛
Mam do tej części dwa mankamenty, o których nie da się nie wspomnieć. Przede wszystkim cały czas mam wrażenie, że Paul jak i trochę Theo, pochodzący z wymiaru Margueritte są bardzo, ale to bardzo bladzi w porównaniu do swoich charakternych i niesamowitych "drugich ja" z innych wymiarów. Drugim minusem jest to, że Margueritte nie widzi błędu w swoim rozumowaniu 😓 [Chodzi mi o to, że SPOILER: tłumaczy cały czas Theo, że nie powinien się katować za okropności, które czynił Theo z wymiaru Triadu, kiedy mieszkał w jego ciele. Bo to nie był przecież on, tylko ten zdrajca. A ona sama w każdym wymiarze jest przekonana, że to jest jej Paul i on nigdy nie zrobiłby jej krzywdy. Wiecie o co mi chodzi. 🙈]
💛
Uważam że to bardzo udana kontynuacja i już nie mogę się doczekać, kiedy przeczytam finał! 😄😉

Kontynuacja "Tysiąc odłamków Ciebie" jest fenomenalna. Fabuła już od pierwszej kartki wciąga nas i przenosi do kolejnych światów, które są jeszcze bardziej angażujące i aż na siłę chcemy dowiedzieć się wszystkiego, o każdym z nich. Niespodziewanie okazuje się jak wiele tajemnic skrywa Wayatt, Triad a nawet rodzice Marguerite. Wychodzi na jaw jak bardzo skomplikowana i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Srebrny łabędź" to książka, która z powodu wydania kontynuacji czyli "Marionetki" jakiś czas temu, wywołała niemałe zamieszanie. Będąc już po lekturze mogę śmiało stwierdzić, że żałuję każdej przeczytanej strony i czasu, który im poświęciłam. A dlaczego? Już wyjaśniam...
🖤
Zacznę może od nielicznych pozytywów tej serii. Bardzo podobał mi węzeł przyjaźni jakim autorka połączyła postacie Nate'a i Madison, którzy trzeba przyznać czasami zachowywali się jak typowe złośliwe rodzeństwo i te nieliczne sceny były pisane bardzo lekko i przede wszystkim bawiły. Drugim i ostatnim jest tajemnica dotycząca Madison i jej rodziny stająca się z każdym kolejnym rozdziałem ciekawsza.
🖤
Madison niestety jest jedną z tych bohaterek, które według własnej oceny, mają własne zdanie w niektórych kwestiach i zachowują się mądrze i rozważnie, ale w rzeczywistości tak nie jest. Dla Madi imprezowanie i flirtowanie z kim popadnie jest w porządku, choć w głowie i u innych ludziach, złe zachowania potępia. Nie ma oporów żeby stwierdzić, że tego dnia w ramach zemsty przyliże sie do pierwszego lepszego gościa, albo się z nim prześpi. Od momentu poznania Królów Madison straciła resztki rozumu i przyzwoitości. Daje się wciągnąć w chore gierki Bishopa, który traktuje ją jak szmatę, zwraca się do niej i traktuje jak swoją własność, kontroluje każdy krok i każdą osobę z którą rozmawia. Facet ma chorą manię przywództwa i kontrolowania. Jest bezczelny, seksistowski i momentami tak nieznośnie obrzydliwy, że nie da się tego czytać. Ma on zdecydowany problem z okazywaniem uczuć, bo okazuje je po przez zastraszanie i przyduszanie. Już nie muszę wspominać, że musi on komunikować za każdym razem, że mu staje. To nie jest zdrowa znajomość - chciałam to nazwać związkiem, ale oni sami przyznają, że w nim nie są. Wszechobecny sex jest pokazowy i ma udowodnić jedynie, kto ma władzę. W żaden sposób książka nie traktuje o miłości. (Frustracja już chyba że mnie zchodzi...) Jednak nie będę się ograniczać do samego Bishopa, bo każda z postaci w tej książce traktuje sex jako rozrywkę bez zobowiązań.
🖤
Książka zaczęła się dosyć niewinnie i trzeba przyznać, że z rozdziału na rozdział poziom tej niewinności spadał na łeb, na szyję. To, co się dzieje w tej serii jest obrzydliwe, zdecydowanie przesadzone i niezdrowe. A tajemnica Elite Kings Club staje się zagmatwana, niespójna i chora. Tej serii po prostu nie da się czytać i naprawdę, jeśli nie jesteście masochistami to, z dobrego serca, odradzam. "Srebrny Łabędź" - 2/10 i niedokończona dużo gorsza "Marionetka" - 1/10

"Srebrny łabędź" to książka, która z powodu wydania kontynuacji czyli "Marionetki" jakiś czas temu, wywołała niemałe zamieszanie. Będąc już po lekturze mogę śmiało stwierdzić, że żałuję każdej przeczytanej strony i czasu, który im poświęciłam. A dlaczego? Już wyjaśniam...
🖤
Zacznę może od nielicznych pozytywów tej serii. Bardzo podobał mi węzeł przyjaźni jakim autorka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Do przeczytania Opactwa Northanger zabrałam się dosyć niespodziewanie, choć te kwieciste okładki od Świata Kasiążki aż krzyczą, żeby czytać je, kiedy za oknem jest tak wspaniała pogoda 😄 Czy ten nagły powrót do klasyki był udany?
🌹Wyjątkowo muszę przyznać, że Opactwo Northanger czytało mi się o wiele przyjemniej niż "Dumę i uprzedzenie", przy której często traciłam wątek i musiałam czytać te rozbudowane akapity od początku. Dodatkowo znów bardzo wyciągnęłam się w ten spokojny, leniwy klimat. Wciągająca i niepokojąca była historia, którą Henry straszył naszą główną bohaterkę Katarzynę (swoją drogą cały czas natrafiam na książki z moimi imenniczkami xD). Napięcie jakie tworzy Austen zagłebiajac nas w tajemnice Opactwa było zaskakujące. Przede wszystkim świetnie napisane i było miłą odskocznią od monotonnych opisów dni bohaterki.
🌹Niestety mimo, że od początku czekałam na coś niesamowitego, co mogło się zdarzyć w tej książce (sama już układałam sobie jakieś bzdurne historyjki w głowie 😂) to nie doczekałam się. Sama zaczęłam się trochę z siebie śmiać, kiedy rozgryzałam tajemnice Opactwa razem z Katarzyną. Rzeczą, która mnie bardzo zawiodła był charakter Katarzyny, gdyż autorka zrobiła coś, czego nie cierpię- opisywała jakie cechy posiada jej bohaterka, a rzeczywistość tego nie ukazywała. Jedyne co mogę na pewno o Katarzynie powiedzieć to, że ma dużą skłonność do nakręcania swojej wyobraźni do niesamowitych granic (też tak w sumie mam 😂), na pewno jest bardzo podatna na przyjmowanie opinii innych ludzi jako swojej i lubi czytać. Ostatnie co mam do zarzucenia to postacie męskie, które są niesamowicie wkurzające... Rozumiem, że John miał być pewną siebie, samochwałą o wybujałym ego, ale Henry'ego i generała na początku polubiłam. Ten pierwszy okazał się być jednak osobą lubiącą łapać wszystkich za słówka i bardzo złośliwą w konwersacji z kobietami, a ten drugi to osoba nie posiadająca szacunku do drugiej osoby.
🌹 Podsumowując książka dostaje ode mnie 5/10. I choć jak teraz wymieniłem wszystkie za i przeciw, to dochodzę do wniosku, że chyba zasłużyła na mniej. Ale moje uczucia mówią, że w ogólnym rozrachunku nie była zła lektura tylko po prostu nijaka.

Do przeczytania Opactwa Northanger zabrałam się dosyć niespodziewanie, choć te kwieciste okładki od Świata Kasiążki aż krzyczą, żeby czytać je, kiedy za oknem jest tak wspaniała pogoda 😄 Czy ten nagły powrót do klasyki był udany?
🌹Wyjątkowo muszę przyznać, że Opactwo Northanger czytało mi się o wiele przyjemniej niż "Dumę i uprzedzenie", przy której często traciłam wątek i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Never Never Tarryn Fisher, Colleen Hoover
Ocena 7,3
Never Never Tarryn Fisher, Coll...

Na półkach:

Witajcie! Ostatnio udaje mi się przeczytać jedną książkę Hoover miesięcznie, od kiedy poczułam, że jestem targetem dla jej powieści. Z każdą kolejną czuję jednak pewny schemat, który sprawia, że następne czytane książki podobaja mi się trochę mniej. Jak jest z Never Never?
💙
Od pierwszej wzmianki, że historia dwóch osób, które straciły pamięć rozgrywa się w Nowym Orleanie prawie oniemialam z zachwytu. Większość z was kojarzy pewnie serial The Originals i wie, jaki niesamowity klimat bije z tamtego miejsca. Wiązałam z tym duże oczekiwania. Bardzo w tej historii polubiłam ciepłego, cierpliwego i kochanego Silasa (swoją drogą czujecie - The Vampire Diaries ?😂) i jego relację z bratem, która opierała się na zaufaniu i przede wszystkim lojalności.
💙
Mam jednak wrażenie, że potencjał jaki dawał Nowy Orlean nie został do końca wykorzystany. Można było wymyślić tyle scen z tańcem, zabawą, które wyszłyby tak genialnie i aż mnie to smuci, że autorki nie poszly w tym kierunku przy tworzeniu fabuły. Co zaś się jej tyczy, to naprawdę doceniam, że autorki chciały stworzyć coś innego i połączyć swoje dwa światy, jednak to co dzieje się w drugiej części Never never jest tak według mnie abstrakcyjne, że w sumie nie umiem tego skomentować bez spoilerów. Podsumowując fabuła podczas czytania kompletnie mi się nie kleiła. Dochodzi do tego postać Charlie, która mnie odpychała od siebie, gdy dochodziłam do jej perspektywy. Choć czuję i rozumiem, że ona taka miała po prostu być. (Nie rozumiem natomiast kompletnie, co widział w niej Sailas nawet kiedy już przeczytałam tą książkę.)
💙
Podsumowując nie uważam tej przygody za udaną, chociaż nie jest zła, ani szkodliwa więc dałam jej 5/10. Kompletnie historia nie dla mnie, ale rozumiem, że za Silasa można ją kochać 😉

Witajcie! Ostatnio udaje mi się przeczytać jedną książkę Hoover miesięcznie, od kiedy poczułam, że jestem targetem dla jej powieści. Z każdą kolejną czuję jednak pewny schemat, który sprawia, że następne czytane książki podobaja mi się trochę mniej. Jak jest z Never Never?
💙
Od pierwszej wzmianki, że historia dwóch osób, które straciły pamięć rozgrywa się w Nowym Orleanie...

więcej Pokaż mimo to