-
ArtykułyZnaleźć sens. 7 książek, które zmieniają podejście do życiaKonrad Wrzesiński33
-
ArtykułyCzego to człowiek nie wymyśli! „Historia wynalazków. Moja pierwsza książka o odkryciach”Anna Sierant1
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 27 września 2024LubimyCzytać307
-
ArtykułyOceniaj po okładce – rozmowa z Anną Pol, autorką okładek do „Chłopek” i „Anne z Zielonych SzczytówEwa Cieślik3
Biblioteczka
2015-12-21
2014-08-20
2014-08-23
Jako wielka fanka Pana Zielonego i posiadająca wszystkie jego książki u siebie na półce, nie mogłabym odpuścić sobie najnowszej powieści 19 razy Katherine. Byłam tak ciekawa tej książki! Czytałam recenzje, a każda przeczytana opinia jeszcze bardziej zaostrzała mój apetyt na tę powieść. Recenzje były albo dowodem uwielbienia tej książki, albo totalnym zmieszaniem jej z błotem. Nareszcie nadszedł ten wspaniały czas, pojechałam do księgarni i kupiłam. Potem był czas cieszenia się, napawania się pięknym widokiem 19 razy Katherine pośród innych książek Greena i nareszcie nadszedł czas na czytanie!
Colin Singleton jest mega utalentowanym nastolatkiem. Jego pasją jest nauka. Zresztą jak można się po cudownym dziecku spodziewać uwielbia czytać (400 stron na dzień to minimum), zna kilka języków (słowo wyjątkowy w 9) i uwielbia anagramy. Anagramy układa cały czas ze wszystkich słów. A szczególnie z imion. Takich jak Katherine na przykład. Colin miał już 19 dziewczyn. I każda nazywała się Katherine. Nie myślcie, że to było tak specjalnie. O nie! To były wszystko po prostu zadziwiające zbiegi okoliczności. Należy tu jeszcze dodać, że został przez każdą Katherine porzucony. O tyle o ile po 18 związkach otrząsnął się w miarę szybko, Katherine XIX całkowicie złamała mu serce.
Colin wraz ze swoim najlepszym przyjacielem Hassanem - muzułmaninem, który ma bezproblemowy związek z reality show Sędzią Judy, którą ogląda zamiast zacząć naukę w college'u, wybierają się na podróż po Ameryce. Przyjaciele trafiają do małego miasteczka Gutshot, a zatrzymują się w Różowej Rezydencji, gdzie zgodziły się ich ugościć Hollis i Lindsey, matka i córka. Hollis, właścicielka fabryki, w której produkuje się sznurki do tamponów (serio), pozwala im się u siebie zatrzymać za małą pomoc. Mają pomóc Lindsey w przeprowadzaniu wywiadów z miejscowymi. Tak zaczyna się pełna niesamowitych chwil przygoda, podczas której Colin stara uleczyć swoje złamane serce i próbując sobie poradzić postanawia stworzyć Teoremat o zasadzie przewidywalności Katherine. Próbuje tym samy wynaleźć równanie, które mogłoby przewidzieć związek. Uda mu się?
Po przeczytaniu tej powieści, tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że niezaprzeczalnie kocham Greena. Bo jeśli czyta się w wakacje skomplikowane równania matematyczne nad nimi się myśli to znaczy, że się Pana Zielonego uwielbia i cokolwiek by on nie napisał to i tak będzie ci się to podobać. Można zarzucać książce przewidywalność, powtarzalność. Trzeba przyznać, że zakończenie nie powala, wiadomo, że tak to się skończy. Trzeba również przyznać, że Colin, Hassan, Lindsey są troszeczkę podobni do innych postaci w książkach Greena. Tylko że to nie przeszkadza. To jest całkowicie naturalne,że jest tak a nie inaczej. I to jest dobre.
Czytając 19 razy Katherine co kilka stron wybuchałam śmiechem i co kilka stron sięgałam po zeszyt z cytatami. To jest tak świetna powieść. Przyjemna, lekka (mimo matematyki), zabawna, pozytywna, słoneczna. Ale oprócz tego wszystkiego podczas czytania pojawiają się w naszej głowie różne myśli. Skłania do przemyśleń na temat nas samych, tego kim jesteśmy. Na temat miłości. Byłabym zapomniała! Przypisy! Przypisy są mistrzowskie. Epickie. Genialne. Jeśli jest osoba, która podczas ich czytania się nie uśmiechnęła ani razu, chciałabym ją poznać. Ale nie poznam, bo to jest po prostu niemożliwe. Warto tą powieść przeczytać dla samych przypisów. Myślę, że jeśli chciałoby się stworzyć równanie na dobrą książkę gdzie dobra książka to D, równanie wyglądałoby tak: D=John Green lub na odwrót John Green=D.
Jako wielka fanka Pana Zielonego i posiadająca wszystkie jego książki u siebie na półce, nie mogłabym odpuścić sobie najnowszej powieści 19 razy Katherine. Byłam tak ciekawa tej książki! Czytałam recenzje, a każda przeczytana opinia jeszcze bardziej zaostrzała mój apetyt na tę powieść. Recenzje były albo dowodem uwielbienia tej książki, albo totalnym zmieszaniem jej z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Akcja rozgrywa się w uwaga, 2264 roku. Każdy posiada mózgołącze, które umożliwia mu natychmiastowe sprawdzanie danych, przesyłanie ich, zapamiętywanie poznanych rzeczy. Ludzie nie potrafią bez niego żyć. Postęp techniki jest ogromny. Roboty wyglądające jak ludzie, memoklony, gry przenoszące w inny wymiar. Niestety ludzie zapomnieli o tym co najważniejsze, zapomnieli o "ja mojego serca", zapomnieli o tym jak ważne jest bycie sobą.
Głównym bohaterem jest Finn. Marzyciel kochający książki, młodszy historyk z zawodu. Często zaskakuje przyjaciół rożnymi słowami i wyrażeniami. Na przykład co to jest kostka Rubika, albo trampki. Kiedy profesor Dok-Dok zleca mu przetłumaczenie pamiętnika z 2003 roku, Finn czuje się wyróżniony. Niedługo potem ma wziąć udział w grze. Przenosi się w czasie. W księgarni spotyka Elianę, autorkę pamiętnika. Jakiego szoku doznaje, gdy w pamiętniku czyta o ich spotkaniu! Finn podróżuje między czasami i za każdym razem spotyka Elianę, która z rozchichotanej dziewczynki zmienia się w piękną kobietę...
To co ze mną się działo w trakcie czytania i po skończeniu czytania Nieskończoności... Po prostu brak słów, co autorka ze mną wyprawiała :) Świat, który wykreowała jest zaskakujący i wzbudzający wiele emocji. Z jednej strony wygodniejsze życie, więcej możliwości. Z drugiej bezwzględni ludzie, dla których zaimek ja nie istnieje, a wszelkie uczucia są niepożądane. Bohaterzy z krwi i kości, zupełnie zwyczajni, których nie da się nie lubić. No i Finn kochał książki! Rozwijające się i ciekawe relacje między Elianą i Finnem, choć nie tylko nimi. Mądre myśli i przesłanie pięknie wplecione w całość.
Jeszcze narracja, którą pani Rahlens całkowicie podbiła moje serce. Najpierw jest to narracja trzecioosobowa. Jednak kiedy Finn odkrywa jak ważne jest posiadanie własnego ja, swojego zdania, a także jak ważne są uczucia i emocje o których w jego świecie zapomniano narracja zmienia się na pierwszoosobową.
Nieskończoność to książka, w której znalazłam wszystko. Realnych bohaterów, ciekawe relacje, świat tak odmienny od naszego, magię, tajemnicę. Najważniejsze jest, że obok tych wspaniałych elementów świata wykreowanego przez Rahlens znajdziemy mądre prawdy, które nigdy nie powinny zostać zapomniane.
Akcja rozgrywa się w uwaga, 2264 roku. Każdy posiada mózgołącze, które umożliwia mu natychmiastowe sprawdzanie danych, przesyłanie ich, zapamiętywanie poznanych rzeczy. Ludzie nie potrafią bez niego żyć. Postęp techniki jest ogromny. Roboty wyglądające jak ludzie, memoklony, gry przenoszące w inny wymiar. Niestety ludzie zapomnieli o tym co najważniejsze, zapomnieli o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Chciałabym żeby ta recenzja była równie magiczna jak powieść Laini Taylor. Żebyście choć trochę poczuli się jak w świecie chimer i aniołów, życzeń i nadziei, magii i brutalności. W świecie, gdzie anioły nie są anielskie. W świecie pogrążonym w wiecznej wojnie między serafinami a chimerami. W świecie, gdzie marzenia o pokoju są unicestwiane.
Brimstone - Dealer Marzeń - wychował Karou. W jego języku, języku chimer znaczy to nadzieja. Wychował niebieskowłosą artystkę, której największym marzeniem jest poznanie własnej tożsamości. Dziewczyna chce zrozumieć i zadaje pytania, za którymi Brimstone nie przepada. Nie jest to wygodne. Bardziej komfortowo dla niego jest kiedy Karou bez słowa wykonuje zlecenia, które polegają na dostarczaniu Dealerowi zębów. W zamian dziewczyna dostaje miedziaki, które spełniają jej drobne życzenia. Życzenia to magia. "Magia ma swoją cenę. Jest nią cierpienie".
"Dawno, dawno temu, anioł i diablica zakochali się w sobie. Nie skończyło się to dobrze"
W tej książce anioły są całkiem inne niż w tych, które do tej pory czytałam. Anioły, które ukazuje nam Taylor budzą przerażenie swoją boskością i pięknem. Czytamy o aniołach pełnych bezwzględności, a nawet brutalności w nieustającej wojnie. Taki jest Akiva. Na dłoniach ma czarne kreski, każda oznacza jedną zabitą przez niego chimerę. Jednak nie zawsze taki był. Marzył o pokoju i miłości. Ale czy można marzyć, kiedy widzi się śmierć ukochanej?
Zakochałam się w tej książce, w słowach budujących piękne opisy zaśnieżonej Pragi, twierdzy aniołów, sklepie Brimstone'a, który jest "gdzieś tam". Laini Taylor posługuje się poetyckim językiem, cudnymi porównaniami, jednak książkę czyta się szybko i łatwo. Bohaterowie dopracowani w każdym calu, a przede wszystkim z uczuciami, które towarzyszą każdemu z nas. Świat chimer, aniołów przeplatany ze zwykłymi ludzkimi żywotami totalnie zawładnął moją wyobraźnią.
Poza tym, że w książce świat przedstawiony jest wspaniały, nic nie jest jednoznaczne. Anielskie postacie, a odrażające chimery. Jak myślicie - dobre anioły i złe chimery? Nic bardziej mylnego. W tej powieści nic nie jest czarne albo białe, dobre lub złe. Sami musimy się zastanowić i odpowiedzieć na to pytanie. Bardzo spodobało mi się, że autorka nie narzuca własnego zdania, a zmusza do myślenia.
"Nadzieja ma wielką moc. Może nie ma w niej prawdziwej magii, ale jeśli wiesz na co masz nadzieję, i pielęgnujesz ją wewnątrz siebie jak światło, możesz sprawić, że to się stanie, prawie jak za pomocą magii."
Chciałabym żeby ta recenzja była równie magiczna jak powieść Laini Taylor. Żebyście choć trochę poczuli się jak w świecie chimer i aniołów, życzeń i nadziei, magii i brutalności. W świecie, gdzie anioły nie są anielskie. W świecie pogrążonym w wiecznej wojnie między serafinami a chimerami. W świecie, gdzie marzenia o pokoju są unicestwiane.
Brimstone - Dealer Marzeń -...
Nie będzie recenzji. Jeśli chcecie się dowiedzieć o czy jest ta książka można przeczytać to TU. Spytacie, czemu? Już odpowiadam. Zaczęłam pisać, ale to co napisałam wydawało mi się niewłaściwe i nie na miejscu. Zaczęłam pisać od nowa i znów to samo. Nie będzie żadnych opisów o czym to jest Złodziejka książek. O nie, tym razem tego nie znajdziecie. Postanowiłam sobie, że nie będę pisać na siłę, przecież nie po to zakładałam tego bloga, tylko po to, żeby czerpać z tego radość. Link do opisu jest, macie ochotę przeczytajcie.
Jednak po dłuższym namyśle doszłam do wniosku, że przeczytać taką książkę i nic o niej nie napisać to idiotyzm.Może akurat ktoś to przeczyta i postanowi zapoznać się z dziełem Markusa Zusaka. Tak, bez wątpienia dziełem. Już sam pomysł aby narratorem uczynić...śmierć jest strzałem w dziesiątkę. Cała powieść zachwyciła mnie już od pierwszych stron. Historia Liesel i jej bliskich mimo, że dzieje się w czasach II wojny światowej jest taka piękna. Mimo wojny delikatna, mimo niesprawiedliwości sprawiedliwa, mimo braku romansów miłość jest wszędzie, mimo zła pełna dobra. Przeczytajcie tą książkę, a przeżyjecie razem z Liesel, złodziejką książek, mnóstwo przygód. Być może zżyjecie się tak jak ja z bohaterami, może też Wam będzie trudno się z nimi pożegnać. Nawet jeśli tą książkę warto przeczytać.
Nie będzie recenzji. Jeśli chcecie się dowiedzieć o czy jest ta książka można przeczytać to TU. Spytacie, czemu? Już odpowiadam. Zaczęłam pisać, ale to co napisałam wydawało mi się niewłaściwe i nie na miejscu. Zaczęłam pisać od nowa i znów to samo. Nie będzie żadnych opisów o czym to jest Złodziejka książek. O nie, tym razem tego nie znajdziecie. Postanowiłam sobie, że nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-08-21
Ostatnio przemierzając Internet, na pewnej stronie znalazłam zwiastun ekranizacji książki Jeśli zostanę. Muszę przyznać, że zwiastun bardzo mi się spodobał. Pomyślałam, że powieść też pewnie jest niezła. Weszłam na lubimy czytać, przeczytałam opis i parę opinii. Wiedziałam, że przeczytam tą książkę. Czułam, że przypadnie mi do gustu. Nie myliłam się.
Cała historia zaczyna się pewnego zimowego poranka. Okazuje się, że z powodu śniegu Mia i Teddy nie muszą iść do skoły. Rodzice także mają dzień wolny od pracy. Cała czwórka ma wyśmienite humory. Żeby nie zmarnować całego dnia siedząc w domu, postanawiają wybrać się na przejażdżkę, a przy okazji odwiedzić znajomych. Wszyscy są zadowoleni i z uśmiechem przystają na takie spędzenie wolnego dnia. Wyjeżdżają. W samochodzie panuje wesoła, rodzinna atmosfera. Członkowie rodziny ustalają jaką muzykę puścić. Rodzice, w szczególności tata, są fanami punkrocka za to Mia woli muzykę poważną. Muzyka klasyczna - wiolonczela - jest jej wielką pasją. W samochodzie rozbrzmiewa Sonata wiolonczelowa nr 3 Beethovena. Ułamek sekundy. Śmierć nadeszła. Mama i tata nie żyją, nie wiadomo co z Teddym, Mia nie wie co się stało. A stało się. Wszystko zamiera, tylko z radia ciągle sączy się muzyka.
"Uświadamiam sobie nagle, że umieranie jest proste. To życie jest trudne."
Po wypadku następuje szaleńczy wyścig. Hałas, tłum gapiów, łzy, płacz, lekarze, krzyki, helikopter, szpital, krzyki. Potem zamiera cisza, wszystko się uspokaja, co nie znaczy, że wszystko jest w porządku. Rodzice Mii nie żyję, stan Teddy'ego jest wielką niewiadomą dla dziewczyny. Ona sama leży w szpitalnym łóżku. Jej ciało leży w łóżku. Wydaje się, że dusza Mii wypłynęła z jej cielesnej powłoki. Teraz dziewczyna może obserwować siebie i wszystko, co wokół niej się dzieje. Widzi swoich bliskich, którzy udręczeni, zrozpaczeni, ale z nadzieją wymalowaną na twarzy siedzą na korytarzu i cierpliwie czekają. Mia znajduje się na pograniczu dwóch światów, żywych i zmarłych. Tylko od niej zależy, który wybierze...
"To nie zależy od doktorów. Nie zależny od nieobecnych aniołów. Nie zależy nawet od Boga, który jeśli istnieje, nie przebywa akurat w okolicy. To zależy ode mnie."
Mia leżąc w szpitalu i obserwując samą siebie, wspomina dotychczasowe życie. W swoich myślach nieustannie przywołuje obrazy szczęśliwych chwil spędzonych z rodziną, przyjaciółką i chłopakiem. Autorka bardzo zgrabnie połączyła te dwa światy - teraźniejszość przeplata się z przeszłością. Kiedy już jesteśmy sercem razem z Mią z wycieczką na rodzinnym grillu, chwilę potem znajdujemy się na OIOM-ie. Powieść sama w sobie jest niezwykła i (przynajmniej mnie) skłoniła do wielu refleksji. Sam moment wypadku był jak mrugnięcie okiem - prawie niedostrzegalny. W normalnym życiu też tak jest. Ktoś jest, a po chwili go nie ma. Nasz rozum nie może tego pojąć. Jak to jest możliwe, że ktoś kto od kilkunastu lat całuje nas na dobranoc nie żyje? Podczas czytania powieści, przytrafiła mi się dziwna rzecz. Z jednej strony chciałam już zajrzeć na ostatnią stronę i dowiedzieć się, czy Mia została. Z drugiej strony, chciałam żeby ta książka nigdy się nie skończyła. Bo jest piękna. To co mnie szczególnie ujęło to wartość rodziny dla Mii. Teraz, gdy fikcyjni rodzice często przedstawiani są jako ludzie, którzy ciągle mówią nie rób tak, zapomina się jak oni są ważni. Miłość Adama i Mii także zagrzała miejsce w moim sercu. Niewinna, urocza miłość jaka łączy tych dwoje jest niesamowita, ale nie bezproblemowa. Wszystko jednak rozbija się o wybór, który stoi przed Mią.
"Czasem człowiek dokonuje w życiu wyboru, a czasem to wybór stwarza człowieka."
Ostatnio przemierzając Internet, na pewnej stronie znalazłam zwiastun ekranizacji książki Jeśli zostanę. Muszę przyznać, że zwiastun bardzo mi się spodobał. Pomyślałam, że powieść też pewnie jest niezła. Weszłam na lubimy czytać, przeczytałam opis i parę opinii. Wiedziałam, że przeczytam tą książkę. Czułam, że przypadnie mi do gustu. Nie myliłam się.
Cała historia zaczyna...
2014-08-21
O tej książce było, jest, głośno. Na praktycznie co drugim blogu można przeczytać recenzję tej powieści. Przyznaję się bez bicia - ani jednej nie przeczytałam do końca. Nie przekonały mnie nawet wysokie oceny. W mojej głowie, po przeczytaniu paru opisów, zrodziło się błędne wyobrażenie o tej powieści, o jej bohaterach. Teraz, po przeczytaniu tej książki, okazuje się, że moje przypuszczenia były śmieszne, wręcz komiczne. Przeczytałam piękną powieść, która będąc delikatną jest równocześnie mocną historią. To co przed zapoznaniem się z treścią uznałam za głupie i idiotyczne, po lekturze okazało się mądre i bardzo głębokie.
"Żyję w świecie pozbawionym magii i cudów. W miejscu, gdzie nie ma jasnowidzów czy zmiennokształtnych, żadnych aniołów czy supermanów gotowych ocalić Twoje życie. W miejscu, gdzie ludzie umierają a muzyka potrafi ich skłócić, a wiele rzeczy jest do bani. Jestem tak mocno osadzona na ziemi przez ciężar rzeczywistości, że czasami zastanawiam się jak to możliwe, że nadal potrafię unosić moje nogi podczas chodzenia."
To bardzo przyjemne uczucie nie zaczynać recenzji od słów: Natsya to zwyczajna nastolatka, ale za kilkanaście stron pozna chłopaka i okaże się, że jednak ma jakieś nadprzyrodzone zdolności. Natsya żyje w świecie gdzie nie ma magii, a zło jest na porządku dziennym. Żyje w takim świecie jak my. Natsya jest niezwykle wrażliwą siedemnastolatką, którą los doświadczył, jak nie jednego dorosłego. W wieku piętnastu lat wydarzył się w jej życiu dramat. Umarła, ale żyje i nie do końca może się z tym pogodzić, ponieważ to co kochała zostało jej odebrane. I wie jak smakuję krew zmieszana z piachem. To ją zmieniło. To ją zabiło. Skreśliło mocną grubą kreską jej marzenia i plany. Kiedy przypomniała sobie, co stało się tamtej nocy, nie umiała sobie z tym poradzić. Natłok wspomnień ją zabijał. Dlatego przestała mówić, nie chciała mówić. Dobrowolnie wybrała milczenie, w obawie przed pytaniami.
Sea of Tranquility - Katja MillayNatsya, ciężko radząca sobie ze wspomnieniami i tym, przez co przeszła, przeprowadza się do cioci Margot. Chce zerwać z przeszłością, chce zacząć nowe, lepsze życie. Natsya nie chce być już małą grzeczną i bezbronną dziewczynką, jaką była kiedy to się stało. Zmienia się. Zostaje Natsyą. Od tej chwili nosi krótkie, obcisłe ubrania, obowiązkowo czarne i mocno się maluje. No i nie mówi. Za to pisze. Codziennie pisze i to jej pomaga, choć tak naprawę codziennie na nowo ją zabija.
Josh Bennett jest samotnym nastolatkiem. Nie ma przyjaciół, znajomych. Nie ma rodziny. Boi się przywiązania do ludzi i miłości. Dlaczego? Wszyscy, których kochał odeszli. Najpierw mama i siostra, potem tata, babcia, a teraz dziadek. Boi się, że straci następną osobę. A ludzie odsuwają się od niego, bo najzwyczajniej w świecie nie wiedzą jak mają się zachować. Współczuć, litować się, wspólnie rozpaczać, udawać, że nic się nie stało? Chłopak całkowicie oddaje się swojej stolarskiej pasji. Wtedy poznaje Natsyę. Tajemniczą dziewczynę pełną niespodzianek i niedomówień. Między tą dwójką siedemnastolatków doświadczonych i zranionych przez los, zaczyna rodzić się niesamowite uczucie. Najpierw przyjaźń, powoli przybierająca kształty miłości, której obydwoje się obawiają, tyle że każde z innej przyczyny...
Książka, której nie miałam w planach czytać, ani trochę mnie nie rozczarowała. Być może zastanawiacie się, co skłoniło mnie do kupienia tej książki. Jeśli mam być szczera, to sama nie wiem. To był impuls, spojrzałam na tą powieść i wiedziałam, że ją kupię bez zastanowienia. Bohaterowie, którzy towarzyszą nam przez te ponad czterysta stron, stali mi się bliżsi niż nie jedna osoba, z którą chodzę do klasy. Pierwszoosobowa narracja, z punktu widzenia Natsyi jak i Josha to cudowny zabieg. Autorka daje nam możliwość poznania tych ludzi ich myśli, podejścia do życia, wejścia do ich głowy, wczucia się w ich sytuację. Powieść czytałam w lekko niekomfortowych warunkach (hałas w autokarze), ale mimo to czytając przenosiłam się do wykreowanego przez Katję Millay świata. W pewnym momencie nie słyszałam głosów osób z sąsiedniego fotela, tylko szum stolarskich maszyn Josha w jego garażu. Całkowicie dałam się pochłonąć tej niesamowitej książce. Jeszcze zanim zaczęłam lekturę Morza spokoju, zastanawiałam się czy te zapewnienie na okładce nie jest tanim chwytem by przyciągnąć czytelników. I wiecie co? Ani trochę! Nie ma ani słowa kłamstwa w słowach, że ta książka złamie ci serce i sklei je na nowo. To było niesamowite, kiedy kilka elementów układanki złożyło się w całość i kawałek po kawałku, powoli odkrywaliśmy przeszłość Natsyi i Josha. Co do powyższych słów - wierzcie mi, czytając tą książkę dosłownie czułam, jak co najmniej kilka razy, moje serce rozbija się na tysiąc odłamków. Ale kiedy przeczytałam ostatnie dwa słowa, czułam, że wszystko jest w porządku. Płakałam ze szczęścia.
"Życie jest krótkie, a listy książek do przeczytania bardzo długie. Dziękuję, że poświęciliście część swojego cennego czasu tej książce. Katja"
Chciałabym jeszcze tyle o tej genialnej powieści napisać, przelać wszystkie moje myśli, ale wiem, mże to jest niemożliwe. Poza tym, prawdopodobnie żadnemu z Was nie chciałoby się czytać tak długiego wpisu :) Ostatnim słowem - ta wspaniała książka jest jak najbardziej warta Waszej uwagi.
O tej książce było, jest, głośno. Na praktycznie co drugim blogu można przeczytać recenzję tej powieści. Przyznaję się bez bicia - ani jednej nie przeczytałam do końca. Nie przekonały mnie nawet wysokie oceny. W mojej głowie, po przeczytaniu paru opisów, zrodziło się błędne wyobrażenie o tej powieści, o jej bohaterach. Teraz, po przeczytaniu tej książki, okazuje się, że...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-08-20
Pierwsze co pomyślałam po skończeniu Baśniarza...Nie, nie pomyślałam. Nie byłam w stanie myśleć. Byłam zaskoczona, wstrząśnięta, zdruzgotana. W sumie ciężko mi o tej książce pisać, bo potraktowałam ją bardzo osobiście. Historia Anny i Abla przemówiła do mnie i już na zawsze zostanie ze mną. Niby prosta opowieść, ale chwyciła mnie za serce, a co więcej znalazła sobie mały kącik i zadomowiła się.
Anna jest przykładną uczennicą, dobrze wychowaną. oczywiście nie przeklina, nie pali - nie to co jej znajomi, którzy lubią imprezować. Żyje w swoim poukładanym świecie, w którym problemy nie istnieją, a zło nie wstępu. Jednak czy w dzisiejszym świecie jest to możliwe? Wszystko zmienia się, kiedy Anna znajduje lalkę. Lalka jest najważniejsza. Gdyby nie lalka żadne późniejsze wydarzenia nie miałyby prawa bytu. Okazuje się, że lalka należy do "polskiego handlarza pasmanterią", który w świecie młodzieży nie ma imienia. Anna mu nie wierzy, nie ma do tego podstaw. Na co chłopakowi lalka?Mówi, że ma młodszą siostrę, ale czy można mu wierzyć?
Świat, w którym żyje tajemniczy chłopak, jest odległy o lata świetlne od świata Anny. mimo to lalka połączyła dwójkę tak różnych ludzi. Abel, bo tak nazywa się chłopak, w swojej tajemnicy jest dla Anny pociągający. Jego osobowość, sposób bycia - to wszystko intryguje dziewczynę z innego świata. Okazuje się, że oschły małomówny Abe ze szkoły, w towarzystwie swojej mniejszej siostry Michi, jest całkiem innym Ablem. Wyrozumiałym, ciepłym, kochającym, troskliwym bratem, który uwielbia snuć baśnie...
Ta książka jest niesamowita w swojej prostocie. Chciałabym napisać o niej tyle rzeczy, ale nie mogę. Ech, pisanie recenzji jest okropne. Nie samo pisanie, a ograniczanie się. Dla mnie najbardziej niezwykłe było właśnie to o czym napisać nie mogę. Chyba, że ktoś lubi spoilery w co szczerze wątpię. Niezwykłe jest przenikanie się baśni z normalnym życiem. W mroźną zimę rodzi się uczucie, które przypomina wiosnę. To, co właśnie napisałam w ogóle nie trzyma się kupy, ale strasznie ciężko mi zebrać myśli, ubrać je w słowa. To okropne uczucie niemocy. Cała akcja toczy się wolno i przeplatana jest baśnią snutą przez Abla. Jeśli spodziewacie się po tej powieści rozbudowanej opowieści, zawiedziecie się. To jest powolna powieść, gdzie nie ma dużo bohaterów, ale ci którzy są, są niesamowicie wykreowani. A zakończenie...Zakończenie jest takie jakie powinno być.
Pierwsze co pomyślałam po skończeniu Baśniarza...Nie, nie pomyślałam. Nie byłam w stanie myśleć. Byłam zaskoczona, wstrząśnięta, zdruzgotana. W sumie ciężko mi o tej książce pisać, bo potraktowałam ją bardzo osobiście. Historia Anny i Abla przemówiła do mnie i już na zawsze zostanie ze mną. Niby prosta opowieść, ale chwyciła mnie za serce, a co więcej znalazła sobie mały...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-08-20
Miłość.
Jedno słowo. Sześć liter. Nieskończoność znaczeń. Obecna na każdym kroku. Każdemu z nas towarzyszy od małego. To, że żyjemy jest jej przykładem. Dorastamy w jej atmosferze. Potem dopada nas i splata z kimś innym. Nie wyobrażamy sobie bez niej życia. Nie znamy życia bez niej. Co byśmy zrobili, gdyby była ona zakazana? Co więcej, uważana za śmiertelną chorobę. Czy mimo to chcielibyśmy jej doznawać?
"Miłość – najbardziej zdradliwa choroba na świecie: zabija cię zarówno wtedy, gdy cię spotka, jak i wtedy, kiedy cię omija. Ale to niedokładnie tak. To skazujący i skazany. To kat i ostrze. I ułaskawienie w ostatnich chwilach. Głęboki oddech, spojrzenie w niebo i westchnienie: dzięki ci, Boże. Miłość – zabije cię i jednocześnie cię ocali"
"Spotkałam Odmieńca, co urzekł mnie wielce,
Pokazał mi uśmiech i skradł moje serce"
Lena ma nieszczęście żyć w świecie, gdzie miłość, nie, nie miłość, a amor deliria nervosa - śmiertelna choroba. Całemu społeczeństwu od urodzenia wmawia się, że miłość jest czymś złym, ba! nawet nie używają tego słowa. Oczywiście pobierają się, mają dzieci, ale to wszystko jest ustalane. Każdy przed osiągnięciem pełnoletności musi stanąć przed komisją i odpowiadać na pytania. Na tej podstawie dobiera się ludzi w pary. W dzień 18 urodzin każdy przechodzi zabieg, po którym nie zarazi się śmiertelną chorobą, a sny przestaną dla niego istnieć.
"Miłość - jedno słowo, niby nic, nieznaczne jak ostrze noża. Właśnie tym jest: ostrzem, krawędzią. Przechodzi przez środek twojego życia, dzieląc wszystko na pół. Przed i po. Cały świat spada na którąś ze stron. Przed i po. I w trakcie - moment na krawędzi."
"Nie możesz być naprawdę szczęśliwa,
jeżeli czasem nie bywasz nieszczęśliwa."
Lena nie marzy o niczym innym. Odlicza dni do swojego zabiegu, chce być pewna, że w jej życie nie wkradnie się groźna choroba, która zabrała jej matkę. W dzień ewaluacji Lena już nie może się doczekać, choć jest zestresowana. Ciocia, która ją wychowuje po raz kolejny zadaje pytania, a Lena po raz kolejny na nie odpowiada. Oczywiście tak jak się wyuczyła. Kiedy staje przed Komisją wbrew sobie odpowiada całkiem inaczej. Odpowiada sercem, a nie rozumem. Wtedy do sali wpada stado krów. Króluje chaos i zamęt. I dzieje się. Lena dostrzega na platformie chłopaka, który się w nią wpatruje. To spojrzenie zmienia cały jej świat. Kiedy kilka dni później podczas biegania z Haną, dziewczyny spotykają tego samego chłopaka. Jednak twierdzi on, że nie kojarzy Leny. Jednak potem podczas rozmowy mówi, że jego ulubiony kolor to szary, kiedy wschodzi słońce. Słowo w słowo to co powiedziała Lena na swojej ewaluacji. Lena niczego się nie obawia. Alex, bo tak na imię ma chłopak, ma bliznę po zabiegu, więc jest bezpieczny. Tylko, czy jest on tym, za kogo się podaje?
"Życie nie jest życiem, jeśli się przez nie tylko prześlizgniesz. Wiem, że jego istota polega na tym, by znaleźć rzeczy, które mają znaczenie, i trzymać się ich, walczyć o nie i nie odpuścić."
"Kocham cię. Pamiętaj. Tego nam nie odbiorą."
Wow, po prostu wow. Niesamowita powieść o świecie, w którym nie ma miłości, co dla nas jest nie do wyobrażenia. Gratuluję niebanalnego pomysłu. Lena żyje w przeświadczeniu, że uczucie kochania jest złe, bo wszyscy tak mówią. Na początku dziwiłam się i łapałam za głowę: jak można być tak ślepym? Ale spokojnie, to specjalny zabieg autorki. Lena marzy jedynie o zabiegu, ale kiedy poznaje Alexa zaczyna się zmieniać i dostrzegać rzeczy, których nigdy nie widziała. W wypadku tej książki narracja pierwszoosobowa to strzał w dziesiątkę. Zmiana jaka zachodzi w Lenie, jej myśli i emocje - niesamowite. Cały wykreowany świat, postacie to mistrzostwo. Opisy są także niezłe i niezwykle uczuciowe. Scena kiedy Lena i Hana rozmawiają. "Nie mamy sobie już nic do powiedzenia, ale nie potrafię po prostu odwrócić się na pięcie i odejść." Akurat ostatnio osoby, które były dla mnie ważne, które nazywałam przyjaciółmi mnie wystawiły. Kiedy czytałam o powoli rozpadającej się przyjaźni płakałam, bo wiem jakie to jest okropne. Książka wywarła na mnie ogromne wrażenie i jestem szczęśliwa, że mogłam ją przeczytać.
"Kocham – powtarzam, smakując to słowo. Łatwe do wypowiedzenia, jeśli już raz się to zrobi. Krótkie. Pełne znaczeń. Jak delikatne westchnienie." Powiedz kocham, bo miłość jest najważniejsza.
Miłość.
Jedno słowo. Sześć liter. Nieskończoność znaczeń. Obecna na każdym kroku. Każdemu z nas towarzyszy od małego. To, że żyjemy jest jej przykładem. Dorastamy w jej atmosferze. Potem dopada nas i splata z kimś innym. Nie wyobrażamy sobie bez niej życia. Nie znamy życia bez niej. Co byśmy zrobili, gdyby była ona zakazana? Co więcej, uważana za śmiertelną chorobę. Czy...
2014-08-20
"Miłość nadciąga jak burzowe chmury,
Ucieka przed wiatrem i rzuca cienie na Księżyc"
Tym prostym haiku, a jednocześnie tak pięknym, rozpoczyna się powieść Cienie na Księżycu. Nie ma lepszych słów, którymi można by rozpocząć tą recenzję. Nie zamierzam bawić się w interpretację. Dla każdego pewnie znaczy to co innego. Po przeczytaniu tej wspaniałej, według mnie powieści, te słowa nabiorą całkiem nowego znaczenia.
Główną bohaterką jest Suzume, którą poznajemy w dzień jej czternastych urodzin. Zaczynają się jej urodziny, dzień, który powinien być szczęśliwy. Wtedy podczas rozmowy Suzume i Aimi, swoją kuzynką, dziewczyny usłyszały hałas. Pobiegły zobaczyć, co się dzieje. Mężczyźni. Wszyscy ubrani na czarno. Z groźnym wyglądem. Jeden z nich wyciąga zwój. Staje przed ojcem. Ogłasza, że skazany jest na śmierć. Suzume widzi śmierć swojego taty. Chwilę potem Aimi, jej ukochana siostrzyczka pada na ziemię bez życia. Zrozpaczona Suzume ucieka. Nagle pojawia się oślepiające światło. Dziewczyna biegnie i biegnie i biegnie. Kiedy dotarła do jakiegoś domu bez zastanowienia wbiegła do środka i się ukryła. Wtedy poznała Youtę, serdecznego staruszka, który powiedział jej, że jest tkaczką cieni.
Po paru dniach odnajduje Suzume jej mama w towarzystwie Terayamy. Dzięki jego dobroci matka i córka mogą przeżyć i nie być ogarnięte hańbą. Jest tylko jeden warunek. Matka Suzume musi poślubić Terayamę, na co ostatecznie się zgadza. Suzmue nienawidzi matki za to, że nie chce rozmawiać o ojcu. Tak choćby już o nim zapomniała. Suzume sama nie umie poradzić sobie z bólem. Zaczyna się okaleczać. Kiedy dowiaduje się prawdy o śmierci ojca, że Terayma nasłał na niego śmierć, ucieka i pogrąża się w marzeniu zemsty.
"Na świecie i tak jest dużo okrucieństwa, nie trzeba go pomnażać bez powodu."
O czym jest ta książka? O śmierci, o radzeniu sobie z prawdą, o rodzinie, o fałszu, o nienawiści, o poświęceniu, o przyjaźni, o ludziach, o zemście, o miłości, o bólu, o gniewie. O niczym, co byłoby nam obce. Poza tymi wszystkimi emocjami, którymi strony są przesiąknięte jest jeszcze miejsce na magię i japońską kulturę. Oprócz tego, że autorka ma niezwykły talent do pisania to jeszcze tak świetnie oddane japońskie realia. Talent do pisania? Zoe Marriott za pomocą prostych słów, krótkich nieskomplikowanych zdań stwarza idealną atmosferę pełną emocji. Każdy bohater, każda jego cecha, zachowanie. Wszystko jest przemyślane i wspaniałe. Suzume jako osoba pełna gniewu, złości, zaślepiona zemstą. Japońską kulturę zawsze uważałam za fascynująca, ale jakoś nigdy się w nią nie zgłębiałam. Nie musicie się martwić: z tyłu znajdziecie słowniczek, gdzie wszystko jest wytłumaczone. Z pewnością jest to dobra rzecz, ale lepiej by chyba było z przypisami. Czasami nie chciało mi się co parę zdań szukać w słowniczku definicji. Książka pełna jest prawd o ludziach, o naszym świecie i skłania do przemyśleń. Bardzo cenię sobie takie powieści, które oprócz ciekawej fabuły, dobrze wykreowanych bohaterów maja jeszcze drugie dno.Bardzo to lubię i w każdej książce staram się coś takiego dostrzec. Polecam Wam ta powieść bardzo gorąco. Może też zakochacie się w niej tak jak ja.
"Miłość nadciąga jak burzowe chmury,
Ucieka przed wiatrem i rzuca cienie na Księżyc"
Tym prostym haiku, a jednocześnie tak pięknym, rozpoczyna się powieść Cienie na Księżycu. Nie ma lepszych słów, którymi można by rozpocząć tą recenzję. Nie zamierzam bawić się w interpretację. Dla każdego pewnie znaczy to co innego. Po przeczytaniu tej wspaniałej, według mnie powieści, te...
2014-08-20
Okay? Okay.
Książkę Greena pod pięknym tytułem Gwiazd naszych wina czytałam już cztery razy. Pierwszy raz przeczytałam ją w grudniu ubiegłego roku, ale wtedy nie byłam w stanie pozbierać myśli i napisać coś sensownego. W sumie to myślę, że nawet jeśli przeczytałabym tą powieść sto razy i tak nie będę w stanie przelać moich myśli. Mimo to chce o tej wspaniałej książce napisać.
Myślę, że nie trzeba przytaczać o czym to jest. Wątpię, że w obecnym szumie wokół Gwiazd naszych wina, ktoś o tym nie wiedział. Poza tym można o tym przeczytać praktycznie wszędzie. Ta powieść jest niesamowita. Po jej przeczytaniu w moim sercu jest jedynie jedna myśl: Okay?Okay. To nie pomaga w pisaniu. To nie pomaga w niczym, nawet w oddychaniu. Ja wiem, że to tylko książka, ale dla mnie to nigdy nie będzie "tylko książka". Dziś jest idealna pogoda do pisania tego, co chcę napisać. Niebo płacze, ja myśląc o Augustusie i Hazel mam łzy w oczach. I może ktoś, a zapewne większość pomyśli: Jasne. Już w to wierzę. Nie musicie wierzyć, ale tak jest. Słuchanie soundtracku do filmu także nie pomaga w pisaniu, ale praktycznie tylko tego słucham przez cały czas. To jest uzależnienie. Czytam, przytulam książkę, słucham All of the stars, a moja tablica korkowa zapełniona jest fan artami. Powieść Greena jest tak niezwykła! Kiedy w książce pojawia się jakaś postać od razu wiemy jaki ma ona charakter. Nie potrzeba opisów typu: powiedział rozzłoszczony, bo i tak wiemy, że tak to zostało powiedziane. Nie wiem czy dobrze wyjaśniłam to co czuję, to po prostu magia Greena.
Czasami trafiasz na książkę, która przepełnia cię dziwną ewangeliczną gorliwością oraz niezachwianą pewnością, że roztrzaskany na kawałki świat nigdy już nie będzie stanowił całości, dopóki wszyscy żyjący ludzie jej nie przeczytają. Ale są też dzieła takie jak to, o których nie możesz opowiadać innym, książki tak rzadkie i wyjątkowe, i twoje, że dzielenie się nimi wydaje się niemalże zdradą.
Połączenie tych dwóch rodzajów książek, to wprost idealne określenie do tego co ja właśnie czuję. Mimo tego, że się nawzajem wykluczają. Mój egzemplarz Gwiazd naszych wina pożyczałam już kilku osobom. Zawsze niechętnie, ale nie ze strachu przez zniszczeniem lub coś w tym stylu. Po prostu to jest moja powieść, typ drugi. Jednak z drugiej strony dopóki wszyscy nie przeczytają tej wspaniałej historii miłości, nie będę mogła spać spokojnie. Tak jak już pisałam, pożyczałam tą książkę. Kiedy te osoby mi ją oddawały i mówiły: Dziękuję, że mogłam poznać tak cudowną historię, czułam, że to jest właściwe. Ale i tak zawsze to będzie moja powieść.
Dzisiejsza pogoda jest idealnym odzwierciedleniem książki Gwiazd naszych wina. Najpierw piękny słoneczny i ciepły poranek, który mimo, że przeplatany chmurami jest dobry. Potem zupełny brak chmur i słońce w pełni, jesteśmy szczęśliwi, wszystko jest okay. Potem niespodziewanie nadchodzą ciemne chmury, które groźnie wyglądają i na pewno nie zwiastują niczego dobrego. Zrywa się silny wiatr. Zaczyna kropić, a po chwili delikatna mżawka zamienia się w ulewę. Płaczemy z rozpaczy, bo to nie jest "tylko książka", to coś o wiele, wiele więcej. Mimo deszczu i bezsilności, uśmiechamy się. Mimo przedpogrzebu uśmiechamy się przez łzy. W końcu przestajemy płakać, nie mamy więcej łez, przestaje padać. A z ostatnim listem, z każdą literą wychodzi słońce. Czytając ostanie słowo nie jesteśmy w stanie się nie uśmiechnąć. I wiemy, że wszystko jest okay.
Okay? Okay.
Książkę Greena pod pięknym tytułem Gwiazd naszych wina czytałam już cztery razy. Pierwszy raz przeczytałam ją w grudniu ubiegłego roku, ale wtedy nie byłam w stanie pozbierać myśli i napisać coś sensownego. W sumie to myślę, że nawet jeśli przeczytałabym tą powieść sto razy i tak nie będę w stanie przelać moich myśli. Mimo to chce o tej wspaniałej książce...
WOW!!! Na początku lojalnie ostrzegam, że będzie to najprawdopodobniej najmniej składna recenzja jaką do tej pory napisałam. Nie czytałam takiej książki od dawna. Takiej, która nie pozwoliłaby mi myśleć o czymś innym. Kiedy odkładałam książkę na bok, nie umiałam przestać wracać do niej myślami, ciągle była w mojej głowie. Tym sposobem przeczytałam ją w jeden wieczór, czytając do godziny wpół do pierwszej w nocy, z wypiekami na twarzy, kiedy reszta rodziny sobie smacznie spała. Naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatnio jakaś powieść zrobiła ze mną coś takiego. Mam nadzieję, że nie macie mnie jeszcze za kompletną wariatkę, która gada od rzeczy. Wierzcie mi staram się ogarnąć :)
Właśnie usłyszałam krakanie.
Teraz, żeby było trochę normalniej i żebyście dowiedzieli się nad czym tak się zachwycam, trochę o fabule. Powieść zaczyna się, kiedy główna bohaterka budzi się w nieznanym miejscu. Na domiar złego nie wie kim jest, w lustrzanym odbiciu się nie rozpoznaje. Nic nie pamięta... Wtedy do jej pokoju przychodzi kolorowa Zofia Morulska i wszystko wyjaśnia. Okazuje się, że Julia Stefaniak (bo tak nazywa się nasza bohaterka, a przynajmniej powiedziano jej, że tak się nazywa) znajduje się w specjalnym szpitalu dla osób z zanikiem pamięci. Dziewczyna trafiła tu, jak jej powiedzieli, po pożarze domu, w którym mieszkała. Niestety nie ma żadnych krewnych. Tak Julia znalazła się w Drugiej szansie.
Wydaje się, że Julia ma szczęście - trafiła do ośrodka, gdzie ludzie są dla niej życzliwi i chcą jej pomóc, ale czy na pewno? Sanitariusze i Morulska mają swoje metody leczenia i przywracania pamięci pacjentom. Prawdę mówiąc terapia mająca na celu przywrócenie wspomnień jest dość dziwna i nie zgadza się z tym, co Julia, jak przez mglę, pamięta. Urocza pani Zofia z oślim uporem wmawia, że dziewczyna mieszkała na Ursynowie, kiedy w jej myślach ciągle krążą Bielany... Poza tym, kiedy Julia nie bierze leków, wydaje jej się, że widzi rudowłosego ducha szepczącego: "Karolina? Otwórz oczy. Karolina. Karolina!". Do tego jej sąsiadka zza ściany bez przerwy mówi o śmierci, co jest dołujące i dziwne, jak cały ośrodek. Na szczęście w tym całym szaleństwie Julia (a może Karolina?) poznaje parę młodych osób, którzy jak ona nic nie pamiętają. Wydaje się nawet, że między nią a Adamem (a może Michałem?) coś zaczyna iskrzyć...
Prawdę mówiąc, do książki podchodziłam z lekką obawą. Rola moich dziwnych uprzedzeń do polskiej fantastyki, ach szkoda gadać. Teraz mi wstyd, dobrze się przełamałam, bo inaczej ominęłaby mnie genialna książka. Przeczytałam ją dwa dni temu, a ciągle o niej myślę - to o czymś świadczy. Wspaniała powieść! Czemu?
Postaci. Krótko mówiąc wpadłam. Zakochałam się w Adamie (a może w Michale? Wszędzie Michały, to imię mnie prześladuje :)). Czarnowłosy, pewny siebie, bezczelny, a jednocześnie troskliwy, inteligentny, przystojny :) Słowem - oryginalna i wyróżniający się na tle innych męskich postaci bohater, który na długo pozostanie w mojej pamięci. Jednak Adam vel Michał to nie jedyny ciekawy bohater. Nasza główna bohaterka, która opisuje wydarzenia, też jest bardzo interesującą osóbką. Narracja pierwszoosobowa to strzał w dziesiątkę! W pewnym momencie powieści sama nie wiedziałam, co jest prawdą, a co kłamstwem; co jest snem, a co jawą.
Klimat. Niesamowity klimat, nastrój panujący w całej książce. Do tego emocje, ogrom emocji i uczuć.Już dawno nie wczułam się w żadną bohaterkę, tak jak w sytuację Julii (a może Karoliny? Jakie to śmieszne uczucie czytać "Karolina. Otwórz oczy." :)). Co do emocji to odczuwałam ich cały wachlarz - strach, przerażenie, rozbawienie, sympatię, smutek, a nawet nadzieję. Mimo to królowało szaleństwo, jakkolwiek szalenie by to nie zabrzmiało. W pewnym momencie musiałam na chwilę odłożyć książkę, bo czułam, że moja głowa nie wytrzyma, ale nie przerażajcie się - to bardzo pozytywna rzecz!
Zakończenie. W trakcie czytania myślałam i myślałam, i zadawałam sobie pytanie: Jak? Dlaczego? Jednak czegoś takiego nigdy bym się nie spodziewała. Lubię takie zakończenia, kiedy ze zdumienia otwieram szeroko oczy i myślę sobie: Nie! To niemożliwe!, po czym czytam jedno zdanie kilka razy, bo nie mogę w to uwierzyć. Potem myślę: To jest genialne!. Kocham takie zakończenia, choć często łamią moje serce (czytaj Istoty Chaosu i Moc przeznaczenia). Na szczęście w tym przypadku tak nie było. Choć gdyby się głębiej zastanowić to to zakończenie najpierw złamało moje serce, a chwilę potem je skleiło.
WOW!!! Na początku lojalnie ostrzegam, że będzie to najprawdopodobniej najmniej składna recenzja jaką do tej pory napisałam. Nie czytałam takiej książki od dawna. Takiej, która nie pozwoliłaby mi myśleć o czymś innym. Kiedy odkładałam książkę na bok, nie umiałam przestać wracać do niej myślami, ciągle była w mojej głowie. Tym sposobem przeczytałam ją w jeden wieczór,...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to