Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Polski himalaizm może poszczycić się wieloma wybitnymi nazwiskami. Nazwiskami, które zdobywały najwyższe szczyty globu, odnosiły ogromne sukcesy na arenie międzynarodowej i pobijały kolejne rekordy. Znani i doceniani na całym świecie, polscy himalaiści nie raz zapisali się złotymi głoskami w historii światowego himalaizmu. Kukuczka, Pustelnik, Bielecki a także… Wanda Rutkiewicz. To właśnie jej biografia jakiś czas temu ukazała się na polskim rynku wydawniczym. Jaki obraz najsłynniejszej polskiej himalaistki wyłania się z książki Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci. Historia Wandy Rutkiewicz Anny Kamińskiej?

Najwybitniejsza polska himalaistka, pierwsza Europejka na Mount Evereście, pierwsza kobieta, która zdobyła szczyt K2, ale też po prostu córka, żona czy koleżanka z pracy w Instytucie Automatyki Systemów Energetycznych we Wrocławiu… Anna Kamińska, na podstawie wielu rozmów ze współpracownikami, znajomymi i rodziną, tworzy portret Wandy Rutkiewicz. Zbudowany z bardzo różnych, często wręcz skrajnych opowieści i opinii. Dzięki temu powstał obraz kobiety niezwykle złożonej i niejednoznacznej. Bo taką właśnie osobą była Wanda Rutkiewicz – zagadkową, skrytą, niezwykle ambitną i pracowitą, a jednocześnie upartą i niejednokrotnie wręcz apodyktyczną, która rzadko zwierzała się ze swoich sekretów i jeszcze rzadziej przyznawała się do własnych słabości.

Warta podkreślenia wydaje się „relacja” między autorką a bohaterką. Anna Kamińska pisze o Wandzie Rutkiewicz w sposób pełen szacunku i uznania, przy czym jednak nie gloryfikuje ją. Podchodzi do jej osoby z odpowiednim wyczuciem, zachowując należyty dystans i nie starając się na siłę sprawić, żebyśmy ją polubili lub znienawidzili. Nie koloryzuje i nie słodzi, ale też nie sili się na tanią sensację i epatowanie szokującymi faktami. Kreuje po prostu wierny i realistyczny obraz polskiej himalaistki, ani razu jej nie oceniając czy sugerując czytelnikowi, jak ma ją postrzegać.

Dla części osób himalaiści to w pewnym stopniu szaleńcy. No bo (gdyby tak ignorancko do tego podejść) jaki sens ma wspinanie się na jakiś szczyt przez wiele tygodni w niezwykle ciężkich warunkach, cały czas ryzykując zdrowie i życie, tylko po to, by chwilę później z niego zejść? Co sprawia, że ci ludzie są w stanie tyle poświęcić swojej pasji? Anna Kamińska próbuje odpowiedzieć na te pytanie, niejako przybliżyć nam ten sport oraz jego pasjonatów. Na przykładzie Wandy Rutkiewicz stara się odczarować wizerunek himalaistów, ukazać ich od tej niezawodowej strony. Pokazuje ich nie tylko jako sportowców, ale przede wszystkim jako zwykłych ludzi. Ludzi, którzy poza wyprawami wiodą normalne życia, mają rodziny, mierzą się z codziennymi, przyziemnymi problemami…

Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci. Historia Wandy Rutkiewicz to historia niezwykłej kobiety, która nie bała się pójść pod prąd i zawalczyć o swoje marzenia. To nie tylko solidnie napisana i perfekcyjnie dopracowana biografia, ale przede wszystkim opowieść o pasji, poświęceniu i dążeniu do osiągnięcia kolejnych celów. Anna Kamińska napisała książkę, która nie tylko przybliża nam postać tej skomplikowanej i niezwykle ciekawej postaci, jaką jest Wanda Rutkiewicz, ale która także inspiruje i zachęca do zastanowienia się nad własnym życiem. W końcu to również po prostu świetnie napisana opowieść, która angażuje i o której, podczas lektury, chwilami wręcz zapominamy, że jest zapisem faktycznych wydarzeń, a nie wciągającą i emocjonującą powieścią fabularną.

Polski himalaizm może poszczycić się wieloma wybitnymi nazwiskami. Nazwiskami, które zdobywały najwyższe szczyty globu, odnosiły ogromne sukcesy na arenie międzynarodowej i pobijały kolejne rekordy. Znani i doceniani na całym świecie, polscy himalaiści nie raz zapisali się złotymi głoskami w historii światowego himalaizmu. Kukuczka, Pustelnik, Bielecki a także… Wanda...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po moim ogromnym zachwycie nad Kamieniarzem Camilli Läckberg, postanowiłam sięgnąć po kolejną powieść tej autorki. Jak wyszło nasze spotkanie tym razem?

Jest mroźny styczeń. Z lasu wybiega półnaga młoda dziewczyna. Nadjeżdżający samochód nie jest niestety w stanie ani jej wyminąć, ani zahamować. Patrick Hedström zostaje powiadomiony o wypadku, kiedy okazuje się, że potrącona dziewczyna to zaginiona cztery miesiące wcześniej Victoria. Nastolatka padła ofiarą okrutnych zabiegów, a co gorsza – nie tylko ona. W tym samym czasie pisarka Erika Falck bada sprawę sprzed lat – rodzinną tragedię, która skończyła się śmiercią.

Przyznam szczerze, że tytuł niekoniecznie zachęcił mnie do lektury tej książki. Dopiero po przeczytaniu opisu stwierdziłam, że może ta historia przypadnie mi do gustu tak jak Kamieniarz.

Zdecydowanie bardziej zaciekawił mnie wątek z zaginioną Victorią, a moje zainteresowanie wzmogła sprawa ze strasznymi obrażeniami, jakie miała nastolatka. Samo czytanie wzbudziło we mnie przerażenie, a co dopiero gdybym miała coś takiego zobaczyć na własne oczy!

Mniej ciekawym wątkiem była natomiast sprawa, którą zajmowała się ciekawska Erika. Nie wiem czemu, ale zupełnie nie interesowało mnie to, co stało się naprawdę i dlaczego ta osoba zginęła. Myślę, że mogło być to spowodowane tym, że tragedia, jaka spotkała Victorię, przyćmiła wszystko inne i chciałam się dowiedzieć przede wszystkim rozwiązania tej zagadki.

Mimo wszystko, bardzo podoba mi się styl autorki oraz to, jak umiejętnie przeplata ona kilka różnych historii w swoich książkach, aby je w pewien sposób ze sobą połączyć. Nadaje im to niepowtarzalny klimat. Drugą sprawą jest to, że ja po prostu kocham literaturę skandynawską.

Mam nadzieję, że już niedługo uda mi się sięgnąć po kolejną część Cyklu o Fjällbace.

Po moim ogromnym zachwycie nad Kamieniarzem Camilli Läckberg, postanowiłam sięgnąć po kolejną powieść tej autorki. Jak wyszło nasze spotkanie tym razem?

Jest mroźny styczeń. Z lasu wybiega półnaga młoda dziewczyna. Nadjeżdżający samochód nie jest niestety w stanie ani jej wyminąć, ani zahamować. Patrick Hedström zostaje powiadomiony o wypadku, kiedy okazuje się, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W końcu udało mi się zapoznać z twórczością sławnej Camilli Läckberg. Co prawda po ten tytuł sięgnęłam akurat z polecenia koleżanki, ale wcale nie oznacza to, że tego nie chciałam.

Jest październikowy poranek we Fjällbace. Rybak Frans Bengtsson wypływa łódką, aby opróżnić siatki, które zastawił na homary. Przy ostatnim z nich coś się zacina. Frans odkrywa, że w siatce tkwi ciało dziewczynki…

Nie wiem dlaczego, ale lubię czytać historie, w których dzieci są porywane lub po prostu dzieje się z nimi coś złego. Wiem, brzmię jak wariatka, ale spokojnie – nie mam zamiaru robić krzywdy jakiemukolwiek maluchowi. Może to wynikać stąd, że złe rzeczy przytrafiające się dzieciom zawsze są bardziej przerażające i wzbudzają o wiele więcej emocji.

Patrick, który zajmuje się tą sprawą, został ukazany jako człowiek, który w dwustu procentach poświęca się swojej pracy i widać na pierwszy rzut oka, że jest on policjantem z powołania, a nie z przymusu. W związku z tą tajemniczą śmiercią dziewczynki, jego żona Erika również zaczyna drążyć i dochodzi do pewnych szokujących odkryć. Ale jakich konkretnie, tego dowiecie się podczas lektury 😉

Jest to książka, którą co prawda czytałam już jakiś czas temu, ale nie zmieniły się moje uczucia w stosunku do niej. Było to moje pierwsze spotkanie z panią Camillą i nie spodziewałam się, że aż tak jej twórczość przypadnie mi do gustu. Owszem, lubię literaturę skandynawską, ale zawsze mogło pójść coś nie tak, prawda?

Ogromną zaletą tej pozycji jest to, jak trzyma ona w napięciu do ostatniej strony. Choć gdzieś tam domyślałam się zakończenia, to jednak było ono dla mnie szokiem. Dłuższą chwilę zabrało mi dojście do siebie po przeczytaniu ostatniego słowa.

Już teraz jestem przekonana, że ta właśnie pozycja znajdzie się w końcowym zestawieniu najlepszych książek tego roku. Czy ją polecam? Jak najbardziej! Jest to powieść, od której decydowanie nie sposób się oderwać.

W końcu udało mi się zapoznać z twórczością sławnej Camilli Läckberg. Co prawda po ten tytuł sięgnęłam akurat z polecenia koleżanki, ale wcale nie oznacza to, że tego nie chciałam.

Jest październikowy poranek we Fjällbace. Rybak Frans Bengtsson wypływa łódką, aby opróżnić siatki, które zastawił na homary. Przy ostatnim z nich coś się zacina. Frans odkrywa, że w siatce tkwi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Udało mi się przeczytać ostatnią część serii Sexy Bastard. Muszę przyznać, że historia Jacksona wypada na tle innych zdecydowanie najlepiej, ale o tym opowiem za chwilę.

Jackson doskonale wie, czym jest ciężka praca, odpowiedzialność i wyznaczenie sobie kolejnych celów. Dla swojej młodszej siostry Shelby zawsze był bardziej rodzicem niż bratem. Jego życie musi być poukładane, a co najważniejsze: to on musi mieć nad nim całkowitą kontrolę. Nieprzewidziane sytuacje nie wchodzą w grę.
Nie spodziewał się, że jego poukładane dotychczas życie całkowicie się zmieni, kiedy pozna Skylar. Dziewczynę żywiołową, spontaniczną oraz nieprzewidywalną, która burzy cały porządek w życiu Jacksona. Może się okazać, że między tym, czego mężczyzna chciał, a czego potrzebował, istnieje spora różnica.

Muszę przyznać, że z niecierpliwością czekałam na zakończenie całej serii o seksownych draniach. Bohater ostatniej części jakoś tam wzbudzał moją ciekawość, głównie ze względu na to, że wcześniej przewijał się naprawdę rzadko i nieczęsto zabierał głos.

Choć wiedziałam, że Jackson mimo swojej spokojnej natury potrafi być niegrzeczny, to jednak po kilku namiętnych scenach w tej książce byłam wręcz w szoku. Oczywiście, wszystko w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Skylar, czyli zwariowana laska, której udało się wzbudzić zainteresowanie głównego bohatera, jest zdecydowanie najbarwniejszą postacią w całej książce. Ale czy jest najsympatyczniejsza wśród tych wszystkich dziewczyn poznanych wcześniej? No nie wiem. Myślę, że wszystkie poznane bohaterki są przesympatyczne i wywołują uśmiech na ustach czytelnika.

Eve Jagger posługuje się pewnym schematem w swoich książkach. Główni bohaterowie poznają piękne kobiety już na początku książki, później przechodzą długą drogę, aby je zdobyć, ale i tak po czasie coś się spartoli. Jednak tutaj pojawił się pewien nowy element. Tylko że jest on naprawdę smutny i przerażający. Właśnie przez ten niby mały elemencik uroniłam nad lekturą kilka łez, bo jednak jest to coś, z czym kilka lat temu miałam do czynienia. Nie mogę wam niestety zdradzić, o co dokładnie chodzi, bo po prostu byłby to ogromny spoiler, a jednak wolałabym, żeby każdy miał szansę na doznanie tych wszystkich emocji.

Na początku wspomniałam, że jest to najlepsza część z całej serii. Dlaczego? Nie przypominam sobie, bym nad którąś z wcześniejszych pozycji się popłakała (choć mogło się to zdarzyć przy lekturze historii Rydera). Ponadto bardzo spodobało mi się to, jak Jackson, który jest tym najspokojniejszym i tym najbardziej poukładanym, pokazał swoje drapieżne oblicze.

Z całego serca polecam całą serię, zwłaszcza dla miłośniczek romansów z elementami erotyku oraz odrobiną dramatu. Trzeba przyznać, że jest to prawdziwa mieszanka wybuchowa.

Udało mi się przeczytać ostatnią część serii Sexy Bastard. Muszę przyznać, że historia Jacksona wypada na tle innych zdecydowanie najlepiej, ale o tym opowiem za chwilę.

Jackson doskonale wie, czym jest ciężka praca, odpowiedzialność i wyznaczenie sobie kolejnych celów. Dla swojej młodszej siostry Shelby zawsze był bardziej rodzicem niż bratem. Jego życie musi być...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mimo że w ostatnim czasie nie miałam ani siły, ani tak naprawdę ochoty na czytanie, to jednak udało mi się skończyć książkę, która wciągnęła mnie totalnie i nie jestem w stanie o niej zapomnieć. Mowa o Tysiącu odłamków ciebie, czyli pierwszym tomie serii Firebird autorstwa Claudii Gray.

Margeurite Caine jest córką pary naukowców, którzy wynaleźli firebirdy, czyli urządzenia umożliwiające ludziom podróże między wymiarami. Jest to bardzo przydatne, zwłaszcza gdy musisz ścigać mordercę swojego ojca, który przemieszcza się między różnymi wymiarami. Nastolatka ma nie lada wyzwanie. Czy uda jej się dopaść zabójcę i go ukarać?

Na początek chciałabym wspomnieć o bohaterach, bo uważam, że są oni najistotniejszą częścią całej powieści. Główna bohaterka, Margeurite, jest zwyczajną nastolatką kochającą sztukę, mającą rodziców naukowców i starszą siostrę, która prawdopodobnie pójdzie w ślady rodziców. Jak na swój wiek jest to naprawdę twardo stąpająca po ziemi dziewczyna, która właśnie za swoje zdrowe podejście do życia zyskała moją sympatię.

W sumie jest to najfajniejsza główna bohaterka ze wszystkich bohaterek powieści młodzieżowych, jakie czytałam. I to, jak potrafi poradzić w sobie w trudnych sytuacjach, jak zachowuje zimną krew, lubię w niej najbardziej.

Theo, z którym dziewczyna udaje się na poszukiwanie Paula Markova, czyli mordercy ojca Margeurite, to chłopak, a właściwie młody mężczyzna, który w ukryciu podkochuje się w nastolatce. Niestety dla niego – dziewczyna nie odwzajemnia tego uczucia. Jest bardzo lojalny wobec jej rodziców i jest traktowany jak członek rodziny Caine’ów.

Paul Markov. Tak, w końcu doszliśmy do tego nieszczęsnego chłopięcia, który został oskarżony o popełnienie strasznej zbrodni, jaką jest morderstwo. Choć został on wykreowany na prawdziwy czarny charakter, a ja za czarnymi charakterami z reguły nie przepadam, to jednak tutaj przedstawienie tej postaci, która na początku jest dla czytelnika prawdziwą tajemnicą, jest naprawdę dobre.

Jestem naprawdę mile zaskoczona, bo spodziewałam się książki, w której ten świat przedstawiony będzie tak opisywany, że ja kompletnie nic nie zrozumiem. Claudia Gray stanęła na wysokości zadania i mogę powiedzieć, że jak prawdziwa dobra matka po kolei odkrywa przed czytelnikiem fakty na temat bohaterów oraz całego świata.

Znalazł się tutaj taki zlepek kilku motywów i wątków: trójkąt miłosny, elementy kryminału, czarne charaktery, gorący romans oraz fantastyka, która nie jest tym rodzajem fantasy, który jest bardzo „zaawansowany”. Jest to ta lżejsza odmiana fantastyki, którą ja akurat bardzo lubię.

Cóż mogę jeszcze rzec w tym temacie? Jest to świetna książka, która wystarcza na dwa lub trzy wieczory, bo historia bardzo wciąga. Jestem zakochana w tej serii i mam nadzieję, że następne tomy również okażą się tak dobre.

Mimo że w ostatnim czasie nie miałam ani siły, ani tak naprawdę ochoty na czytanie, to jednak udało mi się skończyć książkę, która wciągnęła mnie totalnie i nie jestem w stanie o niej zapomnieć. Mowa o Tysiącu odłamków ciebie, czyli pierwszym tomie serii Firebird autorstwa Claudii Gray.

Margeurite Caine jest córką pary naukowców, którzy wynaleźli firebirdy, czyli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tym razem Joanna Chyłka oraz Kordian Oryński zaangażują się w sprawę pewnego mężczyzny, który zostaje oskarżony o planowanie zamachu terrorystycznego. Co ciekawe, jest to ten sam chłopak, który przed laty zaginął podczas pobytu na wakacjach w Egipcie. Choć Chyłka niechętnie podejmuje się tej sprawy, to jednak uważa, że wygrana tego procesu przyniesie jej niemałą satysfakcję. Ale co, jeśli młody mężczyzna rzeczywiście planuje zamach?

Zacznę od tego, że po tej książce spodziewałam się chyba czegoś więcej. Wiecie, miało być tak supertajemniczo, no bo bohaterem jest w końcu tajemniczy koleś, który planuje zamach w POLSCE, a dodatkowo jest zaginionym synem polskiej pary. Sami musicie przyznać, że to brzmi intrygująco. Zainteresowało mnie to do tego stopnia, że spodziewałam się czegoś naprawdę WOW – czegoś, czego nie zapomnę i co wciągnie mnie bez reszty.

Joanna Chyłka była i nadal jest moją ulubioną bohaterką całej serii. Niedawno, będąc na urlopie we Wrocławiu, znalazłam przy rynku Hard Rock Cafe, który od razu skojarzył mi się właśnie z nią. Jeszcze nikomu nie udało się przebić tej postaci. Inaczej rzecz ma się z Zordonem, który w Inwigilacji wybitnie mnie irytował. Nawet nie wiem dlaczego. Tak po prostu, tym, że jest. Mimo to wiem, że bez niego wszystkie książki z serii nie byłyby takie, jakie są. A są naprawdę dobre.

Jednak! Jestem już zmęczona schematem pojawiających się w Joannie Chyłce. Do połowy to flaki z olejem i muszę się prawie zmuszać do czytania, a później akcja zaczyna przyspieszać, aby na końcu zafundować czytelnikowi cios prosto w serce. Jest to pewnie celowy zabieg, aby odbiorca zachęcony taką szokującą końcówką sięgnął po kolejny tom. A biznes się kręci.

Nie twierdzę, że Remigiusz Mróz pisze źle. Bardzo lubię jego styl i przyjemnie mi się czyta jego powieści, ale na razie chyba sobie odpuszczę. Poczekam jakiś czas i dopiero wtedy sięgnę po Oskarżenie.

Spodziewałam się czegoś, co wbije mnie w fotel, a sama sprawa tego tajemniczego mężczyzny, choć spędzała mi sen z powiek, w fotel wbiła mnie dopiero przy końcówce…

Tym razem Joanna Chyłka oraz Kordian Oryński zaangażują się w sprawę pewnego mężczyzny, który zostaje oskarżony o planowanie zamachu terrorystycznego. Co ciekawe, jest to ten sam chłopak, który przed laty zaginął podczas pobytu na wakacjach w Egipcie. Choć Chyłka niechętnie podejmuje się tej sprawy, to jednak uważa, że wygrana tego procesu przyniesie jej niemałą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Marnie Rome i Noah Jake mają za zadanie ruszyć w pościg za sprawcą napadów, które pozornie nie są ze sobą związane. Wkrótce po tym w domu rodzinnym komisarz Rome dochodzi do włamania. Wszystkie wskazówki mówią jasno, że włamywacz dobrze zna to miejsce… W końcu policjanci muszą stawić czoła strasznej prawdzie: ktoś okrutnie pogrywa sobie z policją. Nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystkie elementy łączą się ze sobą, a cała sprawa przybiera osobisty wymiar.

Ostatnimi czasy mam ogromną ochotę na czytanie kryminałów. Sama do końca nie wiem, czym to jest spowodowane. Ciszej niż śmierć to moje pierwsze w życiu spotkanie z autorką, Sarah Hilary. Choć jest to już tom czwarty z cyklu o komisarz Marnie Rome, to nie przeszkadzało mi to w czytaniu. Jak więc poszło?

Główną bohaterką powieści jest Marnie Rome. Może być to dość dziwne, ponieważ nie wszystkie wydarzenia mają z nią związek, a jednak. Choć na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że jest to taka typowa policjantka: twarda, trzymająca głowę na karku, skupiona tylko na osiągnięciu swojego celu, którym w tym przypadku jest złapanie sprawcy, to w rzeczywistości Marnieprzejmuje się tysiącami rzeczy, myśli o swoim psychopatycznym bracie, a także darzy ogromnym uczuciem swojego partnera Eda. Można więc rzec, że ta bohaterka ukazuje czytelnikowi również prawdziwe uczucia.

Noahnatomiast to bohater, którego bardzo polubiłam. Choć ma własne problemy na głowie, myśli o tym, czy jego brat jest bezpieczny lub czy jego partner dotarł na wyznaczone miejsce bez problemów. Widać, jak bardzo jest empatyczny i nie myśli tylko o sobie. Chyba właśnie to urzekło mnie w nim najbardziej.

Historia, którą przedstawiła tu Sarah Hilary, jest na swój sposób poruszająca. Już nie mówię tutaj o włamaniach, ale o porwaniach. A szczególnie o jednym, czyli o porwaniu małego Finna. Chłopiec trafił niespodziewanie pod opiekę Brady’ego, który się nad nim po prostu znęca. Fragmenty, gdzie występował ten bohater, sprawiały mi niesamowitą przykrość. Kiedy czytałam o cierpieniu chłopca, bolało mnie serce. Nikt, ani dziecko, ani dorosły, ani nawet zwierzę nie powinno znosić czegoś takiego.

W powieści poruszane są takie problemy jak dominacja różnych gangów ulicznych nad mieszkańcami miasta, pojawił się również wątek homofobii oraz rasizmu. I choć może nie dało się tego zauważyć na pierwszy rzut oka, to naprawdę można to śmiało wyczytać „między wierszami”.

Autorka ma fajny i ciekawy styl pisania, przez co książkę czytało mi się naprawdę przyjemnie i szybko. Mogę nawet powiedzieć, że strony przewracały się same. Historia przedstawiona w tej powieści mnie wciągnęła i nie potrafiłam się od niej oderwać myślami choćby na chwilę. A to w czytaniu lubię najbardziej.

Pierwsze spotkanie z Sarah Hilary i jej twórczością zaliczam do jak najbardziej udanych. Z ogromną chęcią sięgnę po poprzednie, ale także i po następne książki tej autorki. Jest to chyba pierwszy kryminał, który aż tak przypadł mi do gustu.

Marnie Rome i Noah Jake mają za zadanie ruszyć w pościg za sprawcą napadów, które pozornie nie są ze sobą związane. Wkrótce po tym w domu rodzinnym komisarz Rome dochodzi do włamania. Wszystkie wskazówki mówią jasno, że włamywacz dobrze zna to miejsce… W końcu policjanci muszą stawić czoła strasznej prawdzie: ktoś okrutnie pogrywa sobie z policją. Nagle jak za dotknięciem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od czasu, kiedy przeczytałam czwarty tom serii o Joannie Chyłce, minęło już trochę czasu. Ale w końcu nadeszła ta chwila, w której chciałabym się z wami podzielić jego recenzją. Proszę tylko o jedno: nie bijcie!

Tym razem dwójka prawników z kancelarii Żelazny & McVay musi stanąć po stronie jednego z sędziów Trybunału Konstytucyjnego, który został oskarżony o morderstwo. Co ciekawe, sędziego nic a nic nie łączy z zamordowanym człowiekiem. Ktoś próbuje zemścić się na mężczyźnie i wrobić go w morderstwo, czy może to on faktycznie jest winny zbrodni?

Nie wiem, czy jest sens, żebym się tutaj jakoś specjalnie rozpisywała na temat Chyłki oraz Zordona. Ich postacie jak zwykle były genialne, a jeśli chodzi o Joannę, to tutaj Mróz przeszedł samego siebie. Po raz kolejny urzekły mnie jej teksty oraz postawy.

Choć dostrzegłam pewien schemat, którym posługiwał się autor w poprzednich częściach, jest to akurat jeden z tych schematów, które mi nie przeszkadzają. Oczywiście nie jest tak, że w każdym tomie w tym samym momencie występuje nagły zwrot akcji albo w tej samej części książki do akcji wkracza Joanna Chyłka. Ten schemat polega bardziej na tym, że na początku mamy krótkie wprowadzenie do tego, na czym będzie się skupiać dana historia, następnie rozpoczyna się, jak zawsze, ta – powiedzmy – typowo prawna część, czyli gromadzenie wszystkich informacji, przesłuchiwanie świadków, szukanie ewentualnego winnego. Kiedy zbliża się koniec książki, sprawa się wyjaśnia i zaczyna się robić nudnawo, ale Remigiusz Mróz zrzuca na czytelnika prawdziwą bombę, która na jakiś czas go paraliżuje.

Kurcze, wydaje mi się, że jestem naprawdę naiwna. Po przeczytaniu poprzednich trzech części mogłam naprawdę spodziewać się, że ostatnie słowa czwartej zrównają mnie z ziemią, ale moja czujność została uśpiona przez, jak wspomniałam wyżej, nudnawy fragment przy końcówce. I po raz kolejny padł strzał, po którym przez kilka dni zupełnie nie mogłam się pozbierać. Dlatego też boję się sięgnąć po tom piąty, ponieważ nie mam bladego pojęcia, czego mogę się spodziewać. Przez autora już niczego nie jestem pewna…

Cóż mogę jeszcze dodać? Po prostu jeśli sięgacie po książki z serii o Joannie Chyłce, musicie się nastawić na mocne trzęsienie ziemi zafundowane przez autora. A lekturę Immunitetu bardzo polecam – i tyle w temacie, o.

Od czasu, kiedy przeczytałam czwarty tom serii o Joannie Chyłce, minęło już trochę czasu. Ale w końcu nadeszła ta chwila, w której chciałabym się z wami podzielić jego recenzją. Proszę tylko o jedno: nie bijcie!

Tym razem dwójka prawników z kancelarii Żelazny & McVay musi stanąć po stronie jednego z sędziów Trybunału Konstytucyjnego, który został oskarżony o morderstwo. Co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zagadkowa kabina numer 10 – czy zawiera pasażera? Czy bohaterka książki ma bardzo wybujałą wyobraźnię, czy faktycznie jej przeczucia są prawdziwe? Nowa książka Ruth Ware zabiera w rejs dookoła zagadkowej śmierci…

Kolejna książka Ruth Ware opowiada o dziennikarce, która spełnia swoje marzenie i wyrusza w rejs luksusowym statkiem Aurora. Wszystko wokół wydaje się piękne, jednak diabeł tkwi w szczegółach. Dziewięć osób podróżujących na statku to prawdopodobnie nie cała załoga. W kabinie nr 10 być może znajduje się ktoś jeszcze…

Okazuje się, że tak! Bohaterka po przypadkowym podejrzanym plasknięciu wody i dzięki odnalezionym śladom krwi nabiera coraz więcej podejrzeć dotyczących domniemanego pasażera. Dziennikarka z racji swojego fachu próbuje dotrzeć do sedna i poznać prawdę na temat mordercy. Okoliczności, w jakich się znajduje, mogą działać zarówno na korzyść, jak i na niekorzyść. Wokół tylko woda i oni – pasażerowie statku. Nie ma ucieczki. Nie ma mowy o chwili wytchnienia. Tu nie ma czasu na sen, bo morderca jest tuż obok… Swoisty klaustrofobiczny klimat może wpędzić czytelnika w zagadkowy wir akcji. Główna bohaterka trochę mało sympatyczna, a jej zawód trochę jakby nie pomagał w znalezieniu winnego… Ciągle wspomina o swoim niewyspaniu, co po którymś razie z kolei staje się nie do zniesienia. Mało kto wierzy w jej wersję o tajemniczej osobie z kabiny 10. Ma małą siłę przebicia i jest mało dociekliwa.

Książka jest napisana w sposób bardzo przyjazny i można przy niej spędzić miłe popołudnia. Jednak cały czas miałam wrażenie, że podobną historię już gdzieś słyszałam… Klimat książki oceniam na bardzo dobry, główną bohaterkę na tróję. Być może właśnie tak chciała przedstawić ją autorka, ale dziennikarz powinien mieć nieco inny charakter. Przyjemna książka, ale czegoś w niej brakuje. Poprzednia powieść Ware – W ciemnym mrocznym lesie – bardziej mnie zaskoczyła. Czekam na coś, co mnie zwali z nóg. Może następna książka Ruth Ware?

Zagadkowa kabina numer 10 – czy zawiera pasażera? Czy bohaterka książki ma bardzo wybujałą wyobraźnię, czy faktycznie jej przeczucia są prawdziwe? Nowa książka Ruth Ware zabiera w rejs dookoła zagadkowej śmierci…

Kolejna książka Ruth Ware opowiada o dziennikarce, która spełnia swoje marzenie i wyrusza w rejs luksusowym statkiem Aurora. Wszystko wokół wydaje się piękne,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, co znaczy słowo „miłość”? Jestem pewna, że tak. W końcu mówimy tu o słowie, które określa całe nasze życie. Miłość jest naszą nieodłączną częścią. Nawet najbardziej zatwardziali jej przeciwnicy nie są w stanie bez niej żyć, choć nie wiem, jak bardzo by przeczyli. To ona dyktuje wszystkie warunki i ostatecznie to właśnie jej się podporządkowujemy. Brzmi to trochę przerażająco, ale tak naprawdę jest najpiękniejszą rzeczą, jaka nas spotyka i powinniśmy zawsze o tym pamiętać. Nawet w chwilach największego cierpienia.

Landon jest chłopakiem, który lubi się bawić. Nauka nie jest dla niego zbyt ważna, mimo że wymagają tego rodzice. Woli powłóczyć się z przyjaciółmi i poświęcać swój czas rozrywkom. Ma pieniądze i nazwisko sławnego polityka, którym jest jego ojciec, więc na wiele może sobie pozwolić. Aż trudno uwierzyć, że ktoś taki jak on chwilę przed balem szkolnym zostaje bez partnerki. Wtedy decyduje się zaprosić najbardziej dziwną i ugrzecznioną dziewczynę w historii szkoły – Jamie. Córka pastora zawsze jest tak samo ubrana, nie rozstaje się z Biblią, we wszystkim widzi zamysły Boga, a jej ulubionym zajęciem jest pomaganie innym. Przemiła osoba, lecz na pewno nieodpowiednia dla takiego chłopaka jak Landon. Ale czy życie nie lubi nas zaskakiwać?

To jest książka Nicholasa Sparksa. To jedno zdanie wyraża więcej niż można by się spodziewać. Nawet nie będę udawać, że nie uległam jego pięknym historiom o miłości. One zawsze wciskały mnie w fotel i sprawiały, że patrzę inaczej na świat. Pierwszą jego książką, jaką czytałam, była Ostatnia piosenka. Jest to powieść, która wzruszyła mnie dogłębnie. Jedna z niewielu, na których płakałam i nie miałam zamiaru z tym walczyć. Kolejne może nie wywarły na mnie takiego wrażenia, lecz mimo to bardzo je ceniłam. Pewnie dlatego tak dużo oczekiwałam po Jesiennej miłości. Niestety zawiodłam się bardzo, stanowczo za bardzo.

Po pierwsze, ten pomysł. No nie oszukujmy się – jest bardzo popularny. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to jedna z najnowszych powieści. Należy do tych starszych książek, więc wtedy może ten motyw nie był jeszcze tak bardzo popularny. Jednak mimo to nie chce mi się wierzyć, że nie było czegoś podobnego. A w tej chwili to sami wiecie, że takich historii jest multum i każda jest wręcz identyczna. Mało która wyróżnia się na tle innych. Ale pominę już ten fakt. Szkoda tylko, że jak już autor wziął się za tę historię, to nie wykorzystał jej potencjału. Naprawdę można było z tego zrobić coś niezwykłego…

Dawno nie czytałam żadnej powieści Sparksa, więc tak naprawdę nie pamiętam, jaki miał styl. Wiem tylko, że dobrze mi się je czytało i nie wymagało to ode mnie nie wiadomo jakiego wysiłku. W Jesiennej miłości język pisarza od razu rzucił mi się w oczy i jak dla mnie był stanowczo za lekki. To poważna opowieść opowiedziana w niepoważny sposób. Oczywiście na początku byłam zadowolona z tego, że czasami mogę się pośmiać, bo pojawiło się naprawdę dużo zabawnych i uroczych scen, lecz w ostatecznej rachubie mijało się to z celem. Tym bardziej, że to wszystko było subiektywne. Pewnie część osób zdziwi się, gdyż w końcu o to chyba chodzi. Tak, ale przez to miałam wrażenie, że to wszystko tylko zmyślona historyjka.

Natomiast fabuła była przewidywalna do bólu. Po kilku stronach większość wydarzeń była dla mnie oczywista i niestety nie myliłam się pod tym względem. Wszystko szło schematem, który zna chyba każda kobieta i pewnie większość mężczyzn. Może to i romantyczne oraz pełne nadziei, ale zbyt sztampowe, by się wczuć. Pierwsze trzy czwarte książki dłużyło się w nieskończoność, żeby później sama końcówka działa się stanowczo za szybko. Podobało mi się, że autor przyzwyczaja nas do bohaterów i pozwala ich lepiej poznać przed tymi najważniejszymi wydarzeniami, jednak one trwały później sekundę, która nie miała dla mnie większego znaczenia. Chciałam się wzruszyć, a w rezultacie się zniechęciłam. Moja reakcja była całkowicie odmienna niż powinna być. Ta opowieść jest piękna i dająca wiele do myślenia, ale ona powinna zostać opowiedziana, a nie napisana.

Głównego bohatera – Landona – bardzo polubiłam, mimo że okazał się dość mdłą postacią, mało wyrazistą. Po prostu był sobie i w coś tam wierzył, coś tam chciał osiągnąć. Niestety tak go zapamiętałam. Zaś Jamie była straszna. Już dawno się nie spotkałam z bohaterką, która tak bardzo by mnie irytowała. Miała być wcieleniem anioła i my mieliśmy to czuć, a była tylko niezdecydowaną dziewczyną, która jedynie chciała zwrócić na siebie uwagę. Sama kreacja postaci okazała się koszmarna – byli nudni, mało wyraziści i bardzo szybko o nich zapomnę.

Nie mogę uwierzyć, że tak zawiodłam się na powieści Sparksa. Jeszcze przed chwilą dowiedziałam się, że ekranizacja to słynna Szkoła uczuć, którą od dawna chciałam obejrzeć. Teraz jestem zniechęcona i pewnie tego nie zrobię. Oczekiwałam wiele od tej historii i nic z tego nie dostałam. Dlatego nikomu nie polecam tej książki. Oczywiście fani Sparksa i tak ją przeczytają, ale ci, co dopiero zaczynają przygodę z jego twórczością, na pewno nie powinni zaczynać od niej.

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, co znaczy słowo „miłość”? Jestem pewna, że tak. W końcu mówimy tu o słowie, które określa całe nasze życie. Miłość jest naszą nieodłączną częścią. Nawet najbardziej zatwardziali jej przeciwnicy nie są w stanie bez niej żyć, choć nie wiem, jak bardzo by przeczyli. To ona dyktuje wszystkie warunki i ostatecznie to właśnie jej się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Panie Remigiuszu, pragnę publicznie oznajmić, że nienawidzę pana za te zakończenia. Pewnie napiszę to jeszcze nie raz, ponieważ przede mną sporo książek pana autorstwa. Tymczasem jednak chciałabym podzielić się swoimi przemyśleniami i odczuciami po lekturze trzeciego tomu serii o Chyłce i Zordonie.

Szczerze mówiąc, myślałam, że już nic nie pobije Zaginięcia, ale okazuje się, że nigdy nie należy mówić nigdy. Po wydarzeniach z poprzedniego tomu Joanna Chyłka udziela porad prawniczych w jednej z warszawskich galerii handlowych, czego się kompletnie nie spodziewałam. Myślałam, że może zatrudni się w jakiejś konkurencyjnej kancelarii, ale nie. Mróz chyba lubi komplikować życie swoich bohaterów, bo kobieta dodatkowo popada w alkoholizm. Jestem osobą niepijącą, ale przez te historie może się to zmienić. Na trzeźwo tego nie zniosę.

Zordon… to znaczy Kordian Oryński, stał się kimś w rodzaju lizusa. Robi wszystko pod dyktando swojego nowego patrona, co nie do końca mi się podoba. Między wierszami (w tym przypadku: między jednym poleceniem a drugim) można wyczytać, jak bardzo brakuje mu Chyłki. Nic dziwnego, ponieważ Joanna doskonale odnajdywała się w roli ostrej adwokatki, a nazwany przez Kordiana Borsuk sam chyba do końca nie wie, że jeszcze żyje.

Pojawienie się pewnego bohatera, którego w życiu bym się tutaj nie spodziewała, sprawiło, że zwątpiłam w sens działań Chyłki i Zordona. A to przecież dopiero początek takich akcji.

Zabójstwo, w dodatku podwójne, od początku wzbudzało moją ogromną ciekawość. Bardzo ciekawe jest również to, że oprócz części kryminalnej został poruszony problem nietolerancji względem Romów. Bardzo łatwo jest osądzić kogoś za coś, czego nie zrobił, tylko przez to, skąd pochodzi i jaki ma kolor skóry.

Ciągłe zmiany biegu akcji w końcu zaczęły mnie męczyć, ale zakończenie z jednej strony mi to wynagrodziło, ale z drugiej… co to miało być za zakończenie, panie Remigiuszu? Nie wolno tak robić! Mówię szczerze: myślałam, że mam zawał. Z niecierpliwością czekam na możliwość przeczytania kolejnego tomu tej serii.

Panie Remigiuszu, pragnę publicznie oznajmić, że nienawidzę pana za te zakończenia. Pewnie napiszę to jeszcze nie raz, ponieważ przede mną sporo książek pana autorstwa. Tymczasem jednak chciałabym podzielić się swoimi przemyśleniami i odczuciami po lekturze trzeciego tomu serii o Chyłce i Zordonie.

Szczerze mówiąc, myślałam, że już nic nie pobije Zaginięcia, ale okazuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czasem nic nieznaczące wydarzenie może zmienić całe nasze życie. Przypadek, drobiazg, nieuwaga. Zgubiona paczka chusteczek, autobus, który uciekł w ostatniej chwili czy winda zatrzymująca się między piętrami. Brzmi banalnie, niczym wątek z amerykańskiego filmu. A jednak… tak właśnie wygląda życie i składa się z mnóstwa takich pozornie nic nieznaczących przypadków.

Lucy mieszka na dwudziestym trzecim piętrze, Owen w suterenie. Ich światy dzieli wszystko, a łączy… jedna rzecz. Winda! A dokładniej to, że w niej tkwią uwięzieni na skutek chwilowego braku prądu. W ciemności okazuje się, że mają ze sobą więcej wspólnego, niż mogliby przypuszczać. Dlatego gdy przychodzi ratunek, już nic nie jest takie jak wcześniej. Między Lucy a Owenem powstaje więź równie silna, co… naiwna. Czy uczucie, które z góry skazane jest na niepowodzenie, ma rację bytu? Zwłaszcza gdy cały świat zdaje się robić wszystko, by zwiększyć dzielącą ich odległość?

Początek i scena w windzie wyglądały niczym wstęp do typowego romansidła. Jednak nie dajcie się zwieść, potem nic nie jest standardowe ani oklepane. Odległość między tobą a mną to lekka młodzieżówka, w której nie brak magii codzienności. Jest urocza, romantyczna, ale też w dużej mierze autentyczna. I ten aspekt chyba najbardziej mnie rozczulał. Pośród życiowych problemów, czasem nieistotnych, a czasem bardzo poważnych, znalazło się też miejsce na delikatność, na powolne stawianie małych kroków czy nieśmiało kiełkujące uczucie.

Zachwycili mnie również bohaterowie. Lucy i Owen są zupełnie inni od ostatnio promowanych postaci. Nie znajdziecie w nich arogancji, zaborczego buntu czy pyskatości. Są sympatyczni, inteligentni i otwarci na świat. Zwłaszcza ten ostatni aspekt sprawia, że wyjątkowo miło przemierza się z nimi nie tylko kolejne strony powieści, ale też stany USA.

Do gustu przypadł mi też klimat historii. Chociaż autorka nie stroni od podejmowania trudnych tematów, nie są one przytłaczające. W całej książce wyczuwalny jest pozytywny, podnoszący na duchu klimat oraz zachęta do afirmacji życia.

Gdy wspominałam, że powieść nie chwyta się oklepanych schematów, naprawdę miałam to na myśli. Chociaż zakończenie nie było dla mnie wielkim zaskoczeniem, doceniam to, że autorka nie skorzystała z „tanich chwytów” i nie zafundowała swoim bohaterom zbyt oczywistych zbiegów okoliczności, a stopniowo budowała napięcie.

Ale Odległość między tobą a mną to nie tylko powieść o miłości. W tle tej historii rozwijają się również relacje z rodzicami. Nie zawsze jest jak z bajki, nie zawsze łatwo, ale pewnego rodzaju łagodność głównych bohaterów pozwala wierzyć, że wszystko będzie dobrze. W tej powieści znalazłam o wiele więcej prawdy niż w wielu bardziej promowanych tytułach.

Ciekawym motywem pobocznym był również temat pocztówek. W czasach, gdy większość rozmów odbywa się przy pomocy komunikatorów, ta odrobina zaszłości stanowiła fajną dekorację dla całości. Napędza akcje, a jednocześnie rozczula i skłania do refleksji. Może warto wrócić do tego zapomnianego zwyczaju?

Jedno jest jednak pewno. Warto sięgnąć po Odległość między tobą a mną. Na fali rosnącej popularności obyczajówek młodzieżowych ten tytuł wyróżnia się przyjemnym klimatem, poruszającą fabułą i mądrym przesłaniem. Dlatego serdecznie polecam tę pozycję.

Czasem nic nieznaczące wydarzenie może zmienić całe nasze życie. Przypadek, drobiazg, nieuwaga. Zgubiona paczka chusteczek, autobus, który uciekł w ostatniej chwili czy winda zatrzymująca się między piętrami. Brzmi banalnie, niczym wątek z amerykańskiego filmu. A jednak… tak właśnie wygląda życie i składa się z mnóstwa takich pozornie nic nieznaczących przypadków.

Lucy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dreamland. Kraina marzeń, kraina snów. To od tego miejsca w amerykańskim mieście Portsmouth zaczyna się opowieść. Przywołuje ono na myśl jakąś przestrzeń, w której panuje wieczne szczęście, beztroska i spełniają się wszystkie marzenia. To w końcu Ameryka, w której wszystko jest możliwe i na wyciągnięcie ręki. Wszyscy byli o tym święcie przekonani jeszcze w połowie XX wieku, zanim lepkie macki morfiny i pochodnych dosięgły zwykłych, porządnych obywateli. Z czasem ten obraz zaczął się burzyć.

Środowisko medyczne i handel narkotykami. Wydawałoby się, że te dwa obszary nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego. A jednak – leki. Tabletki, które sprawiają, że chroniczny ból cudownie zanika. Jednak nie na długo. Potrzebna jest kolejna porcja, później następna, a z czasem coraz większe dawki, byle tylko nie odczuwać bólu. A gdy lekarze niechętnie wypisują kolejne opakowanie lub mają duże kolejki, następnym krokiem oszalałego z bólu pacjenta jest diler narkotyków, który zaoferuje coś mocniejszego.

Reportaż opisuje historię powstania morfiny i jej pochodnej, heroiny, walkę z uzależniającymi właściwościami i z bólem. Zwraca uwagę na rynek leków i sytuację wielu Amerykanów dotkniętych uzależnieniem, które zaczęło się od niewinnych tabletek. Historie zrozpaczonych bliskich przeplatają się z opowieściami o artykułach medycznych, które z tych lub innych powodów stały się rewolucyjne. Pomiędzy wślizguje się też historia młodych mężczyzn z Xalisco, małej miejscowości w Meksyku. To mroczniejsza strona opowieści, choć staje się oswojona i pokazuje, że nawet ci, którzy sprzedawali śmierć, mieli ludzkie twarze.

Nie czytałam kiedyś reportaży, ponieważ wydawało mi się, że są to zwykłe fakty pozbawione pewnego czaru i głębszej refleksji. Jak bardzo się myliłam! Ta książka jest przykładem na to, jaką literaturę non-fiction chciałabym czytać. Opowieści o ludziach brzmią jak wciągające historie fabularne, a przytaczanie dat i wydarzeń jest po prostu przybliżaniem tła i pozwala na ułożenie sobie w głowie szerszego obrazu rzeczywistości, w której to się działo. Wszystko – świat, życie, ludzie – jest tak różnorodne i złożone, że choć minimalne uchwycenie tego w narracji jest godne podziwu. Myślę, że tutaj się to udało, ponadto styl pisania jest bardzo przyjemny i lekki, co jest zasługą tak autora, jak i tłumacza.

Reportaż Quinonesa należy do dzieł z serii amerykańskiej Czarnego. Według mnie tematyka i to, co autor przez nią przekazał, mówi o tym państwie coś bardzo ważnego. Zresztą nie tylko o nim – o bardzo wielu państwach, które wzorem Ameryki przyjęły podobny model życia. Konsumpcja powoli staje się sensem życia wielu ludzi, którzy przyjmują ją zupełnie bezrefleksyjnie. Może oddalać od siebie i od tego, co naprawdę jest w życiu ważne. Jest niebezpieczna – historia opiatów uświadamia, jak blisko jesteśmy do tego, by siebie niszczyć. Tym bardziej więc warto przeczytać tę książkę i wpaść w głębszą refleksję. Polecam.

Dreamland. Kraina marzeń, kraina snów. To od tego miejsca w amerykańskim mieście Portsmouth zaczyna się opowieść. Przywołuje ono na myśl jakąś przestrzeń, w której panuje wieczne szczęście, beztroska i spełniają się wszystkie marzenia. To w końcu Ameryka, w której wszystko jest możliwe i na wyciągnięcie ręki. Wszyscy byli o tym święcie przekonani jeszcze w połowie XX wieku,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Fascynują was historyczne opowieści z wątkami biograficznymi w tle? A może potrzebujecie oddechu między dręczącymi was kryminalnymi zagadkami a dystopijnymi historiami nie z tej ziemi? Ukryty rękopis okaże się lekturą idealną zarówno dla szukającym odpoczynku od ciężkich tomiszczy, jak i dla tych, którzy liczą na prawdziwą literacką podróż… w czasie.

Nie przepadam za opowieściami natchnionymi historią, choć samą historię uwielbiam. Nie wiem dlaczego, ale kiedy opis fabuły rozpoczyna się słowami: „W roku…”, coś każe mi odłożyć książkę z powrotem na miejsce, nawet jeśli okładka już mnie „kupiła”. Mimo że doskonale wiem, że powieści obyczajowe niczym nie różnią się od tych historycznych (pod względem gatunkowym), to jednak zawsze wybieram te pierwsze – być może z obawy o swoją świadomość historyczną, która zdecydowanie wymyka się spod kontroli.

W przypadku Ukrytego rękopisu rzecz miała się nieco inaczej. Niedawno czytałam Złodziejów książek Matthew Pearla, czyli swego rodzaju sprawozdanie z bukinierskiej podróży po rękopis. I właśnie w słowie rękopis kryje się magia, która niezmiennie mnie fascynuje i sprawia, że staję się zahipnotyzowana. Lauren Belfer stworzyła historię pełną życia, niemal bohaterskich wyzwań i tajemnic, które mogą zachwiać stałymi fundamentami obecnego świata. To powieść ambitna i ukazująca dążenie do celu, który zdaje się odpowiedzią na długo zadawane pytania. Pytania, które wcześniej nie doczekały się żadnego wyjaśnienia.

Ukryty rękopis naprawdę jest ukryty. Ukryta jest też cała „otoczka”, włącznie z historią ludzi, dla których ów rękopis stanowił cel życia. Poznajemy trzy godne uwagi historie tworzące spójną całość. Obserwujemy losy postaci, krążymy wokół niewiadomych do rozwiązania i dumamy nad jedyną właściwą układanką z pojedynczych znaków i wskazówek. Jako czytelnicy stajemy się drugimi autorami, gdyż choć śledzimy wersję napisaną przez Belfer, ostatecznie staje się ona wyłącznie punktem wyjścia do stworzenia własnych.

Lauren Belfer sprawiła, że zapragnęłam więcej. Nie jest to książka najwybitniejsza, ale niewątpliwie należy do czytelniczego kanonu tych, którzy uważają tego typu powieści za materialną muzę. Historia jedna z wielu? Bynajmniej. Wiele historii splecionych w niekończący się ciąg wydarzeń. Wydarzeń nieprzewidywalnych, intrygujących i mogących zaważyć na losach ludzi. Bo to ludzie odgrywają w niej największą, najbardziej wymagającą warsztatowo rolę – a rękopis… Przeczytajcie sami!

Fascynują was historyczne opowieści z wątkami biograficznymi w tle? A może potrzebujecie oddechu między dręczącymi was kryminalnymi zagadkami a dystopijnymi historiami nie z tej ziemi? Ukryty rękopis okaże się lekturą idealną zarówno dla szukającym odpoczynku od ciężkich tomiszczy, jak i dla tych, którzy liczą na prawdziwą literacką podróż… w czasie.

Nie przepadam za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zawsze zazdrościłam swojej mamie ręki do roślin. Ratowała nawet kwiatki, które – wydawałoby się – nadają się już tylko do wyrzucenia. Ja zawsze miałam z tym problem. Choć kocham rośliny i nie wyobrażam sobie domku bez kwiatków na parapecie, to niestety rośliny chyba nie kochają mnie. Ciągle robią mi na złość. Usychają albo gniją – na zmianę. Jeśli wy również macie problem z ogarnięciem swoich roślin, książka Roślinny patrol. Sadź, pielęgnuj i patrz, jak rośnie jest właśnie dla was.

Roślinny patrol to obowiązkowa pozycja dla wszystkich, którzy kochają rośliny, ale niekoniecznie umieją się z nimi właściwie obchodzić. Jak wiadomo, czasami nie wystarczy tylko co jakiś czas podlewać kwiatka, by pięknie rósł. W tej kwestii na pewno przyda nam się odrobina wiedzy na temat przesadzania, podlewania, sadzenia czy nawożenia. A to wszystko oczywiście znajdziecie w Roślinnym patrolu. Oprócz dużej dawki wiedzy na uwagę zasługują również piękne zdjęcia, które jednocześnie są dla nas przydatnymi wskazówkami. Dodatkowo na końcu książki znajdziecie atlas najpiękniejszych roślin, które warto mieć w swoim domu. Z atlasu dowiecie się, jak je podlewać, w jakim miejscu je ustawić, a także m.in. czy są szkodliwe dla kotów. Akurat ta ostatnia informacja jest dla mnie szczególnie ważna, bo mój kot uwielbia dobierać się do moich roślinek i niejedna już przez to ucierpiała.

Ewa Wojtowicz z zawodu jest nauczycielką angielskiego, z zamiłowania „ratowniczką roślin”. Na swojej drodze miała już wielu roślinnych pacjentów, którzy czasami trafiali do niej w stanie krytycznym. Dla niej jednak nie ma rzeczy niemożliwych, i wychodzi z założenia, że każdego pacjenta da się uratować, a każda roślina zasługuje na kolejną szansę. Jej porady są więc oparte na osobistych doświadczeniach. Czasami wystarczy tylko wsłuchać się w roślinę czy uważnie się jej przyjrzeć, by wiedzieć, co jej tak naprawdę dolega.

Roślinny patrol to bardzo wartościowa i przydatna książka, która powinna znaleźć się w domu każdego roślinoholika. Jeśli nie wiecie, dlaczego liście waszych roślin żółkną, jak zrobić piękne florarium albo gdzie ustawić rośliny, by miały jak najodpowiedniejsze warunki, Roślinny patrol z pewnością dostarczy wam wszystkich odpowiedzi. Ja już skorzystałam z kilku wskazówek, czas na was!

Zawsze zazdrościłam swojej mamie ręki do roślin. Ratowała nawet kwiatki, które – wydawałoby się – nadają się już tylko do wyrzucenia. Ja zawsze miałam z tym problem. Choć kocham rośliny i nie wyobrażam sobie domku bez kwiatków na parapecie, to niestety rośliny chyba nie kochają mnie. Ciągle robią mi na złość. Usychają albo gniją – na zmianę. Jeśli wy również macie problem z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Świat jest dziwny. Bizarny. Przymiotnik, którym posługuje się Olga Tokarczuk, sam w sobie jest nieco osobliwy. Przenosi do polszczyzny francuskie słowo bizarre, które niesie za sobą także określenia niezwykły, śmieszny czy upiorny. Dobrze to widać w tej prozie traktującej o sytuacjach niecodziennych, granicznych lub widzianych z zupełnie innej perspektywy. Z pozoru wszystko jest swojskie, znajome; dopiero po jakimś czasie dają się zauważyć zniekształcenia i niedopasowania. To tak jak w dziecięcej układance, gdy widzimy zagłębienie w kształcie trójkąta równobocznego i chcemy włożyć tam odpowiedni klocek, a gdy dopasowujemy go, okazuje się, że to trójkąt prostokątny. Delikatne przesunięcie, które uwiera.

W Opowiadaniach bizarnych próżno szukać jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, jak odnaleźć się w tym dziwnym świecie. Bohaterowie robią to na różne sposoby – wyjeżdżają do Chin, stają się jednością z naturą, starają się oswoić to, co niecodzienne i przerażające, albo wytłumaczyć sobie to, czego nie da się tak prosto opisać. Każdy ma swój własny mechanizm obronny i inaczej, na swój sposób, odbiera rzeczywistość (co również może ulegać zmianie – na przykład gdy bohater dostaje nowe serce i zaczyna nieco inaczej patrzeć na świat). Mimo to niektóre rzeczy pozostają niewyjaśnione, niedopowiedziane, odmienne.

Natura stanowi znaczącą przestrzeń w opowiadaniach Tokarczuk. Nie jest oczywista, piękna, sielankowa. Jest to jedno z miejsc, które pokazuje, jak niezwykły jest świat. Wydaje się nam, ludziom, że jesteśmy najważniejsi i najmądrzejsi. Nie ma nic dziwnego w tym, że tak myślimy. Czasem uważamy, że tylko my potrafimy być okrutni. Ale natura też jest. To nie tylko spokój i szczęście, bezpieczna przystań, jak zwykło się o niej myśleć w kontekście odpoczynku na wsi, ale także niebezpieczeństwo, dzikość, niezmienne prawa, w których jedno musi umrzeć, by drugie mogło żyć. Jest w niej istnienie, które z wielu przyczyn ma taką samą wagę jak nasze, choć może nie myśli ani nie zachowuje się tak jak my. Może to być coś tajemniczego, a nawet niebezpiecznego.

Także postęp tworzony ludzką ręką widać w niejednym opowiadaniu tego tomu. Wizje przyszłości opisywane przez Tokarczuk stanowią psychologiczne science fiction, które pomaga nam spojrzeć na siebie i zastaną rzeczywistość z refleksją. Jak zawsze jest to proza delikatna, ale na swój sposób dosadna; opisująca „bizarność”, bo być może tylko zauważenie dziwności pozwoli nam wypaść z utartych schematów myślenia, które usypiają naszą czujność.

Te zgrzyty w rzeczywistości dobrze widać w opowiadaniu Szwy. Życie starszego mężczyzny przestaje być takie samo, odkąd zauważa, że skarpetki mają szwy, a znaczki pocztowe są okrągłe; okazuje się, że to, co do tej pory wydawało się oczywiste, już takie nie jest. Było znajome, a staje się obce, niezrozumiałe, nieodgadnione. Starsze osoby często stoją na granicy między starym światem, który istnieje już tylko w ich wspomnieniach, a nowym, który może stać się dla nich niezrozumiały.

Tokarczuk pokazuje właśnie te miejsca graniczne, w których może się dziać wiele niezrozumiałych rzeczy. To, że świat nie jest czarno-biały, już wiemy, jednak skupienie się na tych stanach przejściowych pozwala nam dodatkowo zauważyć, że granice są płynne i łatwo można je przekroczyć, nie zdając sobie sprawy, co tak naprawdę się stało. Krótka forma tej prozy pomaga w przekazie; historie są ledwie zarysowane, to mgnienia, miniaturowe obrazy, które sygnalizują różne kwestie w sposób subtelny, nienachalny i mądry. Zawierają w sobie także humor, czasem czarny, jak w przypadku przetworów z gąbek czy sznurówek, co potęguje wrażenie bizarności – przerażające i jednocześnie śmieszne.

Akcja opowiadań rozgrywa się w przeróżnych przestrzeniach, czasem określonych, czasem nie. Opisuje przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Mimo to można dostrzec, że proza dotyka problemów bardzo aktualnych, a może raczej – wciąż aktualnych. W krótkich fragmentach opowiada o świecie na swój sposób.

Świat jest dziwny. Bizarny. Przymiotnik, którym posługuje się Olga Tokarczuk, sam w sobie jest nieco osobliwy. Przenosi do polszczyzny francuskie słowo bizarre, które niesie za sobą także określenia niezwykły, śmieszny czy upiorny. Dobrze to widać w tej prozie traktującej o sytuacjach niecodziennych, granicznych lub widzianych z zupełnie innej perspektywy. Z pozoru wszystko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cooper Knox to przystojny bejsbolista, który przyciąga kobiety jak magnes. Kiedy dowiaduje się, że zostanie przeniesiony do rodzinnej Atlanty, wracają do niego wspomnienia. Skrycie liczy na to, że spotka tam dziewczynę, z którą kiedyś łączyło go coś więcej…

Shelby Masters, mimo że wyrosła na dorosłą i piękną kobietę, wciąż ma przezwisko Mała Shelby. Nikt jednak nie zna jej sekretu i nie wie, że kiedyś spędziła najgorętszą noc życia z jednym z przyjaciół swojego starszego brata…

Choć Knoxa nie za bardzo pamiętam z poprzednich dwóch książek, to jednak tutaj mnie ten bohater naprawdę zaciekawił. Z początku wydawało mi się, że będzie to typowy sportowiec, któremu zależy tylko i wyłącznie na podrywaniu kobiet oraz zaspokajaniu swoich seksualnych potrzeb. I choć po części to może być prawda, to jednak ten bohater okazał się sentymentalnym gościem, który jednak ma serce i trzyma głowę na karku.

Shelby. Ta bohaterka oczywiście zdobyła moją sympatię i uwierzcie, że wiele bym dała, żeby mieć taką przyjaciółkę. Jeśli chodzi o jej przezwisko „Mała Shelby”, to doskonale rozumiem jej irytację na sam dźwięk tych słów. Jestem najmłodsza z rodzeństwa i często spotykam się z tym, że nadal uważają mnie za dziecko, chociaż już dawno przekroczyłam próg pełnoletności.

Ta bohaterka jest osobą, która potrafi wysłuchać i w razie czego pomóc, ale jednocześnie jest twarda i równie twardo stąpa po ziemi. W sumie nie dziwię się, ponieważ utrzymanie w ryzach całej drużyny składającej się z samych mężczyzn to naprawdę spore wyzwanie.

Mam wrażenie, że autorka wybrała sobie pewien schemat, który będzie powtarzać już do końca tej serii. Jeden z przyjaciół poznaje kobietę, która od początku mu się bardzo podoba, potem zaczynają się spotykać, choć te kobiety wypierają się budzącego się uczucia i potem bum! Lądują w łóżku. Wydaje się nudne, ale o dziwo jest to taki schemat, który absolutnie mi nie przeszkadza i naprawdę podoba.

Eve Jagger za każdym razem przedstawia inną sytuację, podczas której bohaterowie się poznają oraz przedstawia swoich bohaterów za pomocą zupełnie innych historii, które chcąc nie chcąc na końcu łączą się i tak w całość. Oczywiście to nie jest tak, że jak mamy historię jednego bohatera, w tym przypadku Knoxa, to zapominamy o pozostałych postaciach. Wszyscy bohaterowie z poprzednich części również się przewijają.

Trzeci tom serii Sexy Bastard podobał mi się o wiele bardziej niż tom drugi. Jednak Knox skradł moje serce.

Cooper Knox to przystojny bejsbolista, który przyciąga kobiety jak magnes. Kiedy dowiaduje się, że zostanie przeniesiony do rodzinnej Atlanty, wracają do niego wspomnienia. Skrycie liczy na to, że spotka tam dziewczynę, z którą kiedyś łączyło go coś więcej…

Shelby Masters, mimo że wyrosła na dorosłą i piękną kobietę, wciąż ma przezwisko Mała Shelby. Nikt jednak nie zna jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Amani mieszka w osadzie Dustwalk – dziurze zabitej dechami, która z pewnością nie jest zbyt atrakcyjnym miejscem zamieszkania. Wśród ludności krążą pogłoski, że gdzieś istnieją jeszcze obszary, w jakich wszystkie dżiny zajmują się magią. Młoda dziewczyna wierzy, że dzięki umiejętnościom strzelniczym uda jej się wymknąć spod opieki wuja i wyruszyć w świat w poszukiwaniu własnego szczęścia. Ale na jej drodze staje Jin, tajemniczy przystojniak, który może pomóc jej w realizacji planów…

Nie ma chyba osoby, która choć raz nie usłyszałaby tytułu Buntowniczka z pustyni. Trąbiono o tej książce wszędzie: na portalach książkowych, na Facebooku, na Instagramie, na YouTubie, w blogosferze… No wszędzie. Przyznam, że powoli miałam dość tego całego szumu wokół Alwyn Hamilton i jej książki, jednak po upływie pewnego czasu, kiedy wszystko powolutku ucichało, postanowiłam sama się przekonać, o co tyle hałasu.

Główną bohaterką jest Amani, czyli dziewczyna wychowywana przez despotycznego wuja. Kwestia tej postaci to dla mnie dosyć ciężki temat. Nie za bardzo wiem, czy jestem w stosunku do niej nastawiona pozytywnie, czy też negatywnie. Bywały momenty, kiedy trzymałam za nią kciuki i jej kibicowałam w osiągnięciu celów, ale bywały chwile, kiedy… miałam ochotę ją udusić i powyrywać jej wszystkie włosy z głowy. Czasami jej głupota najzwyczajniej w świecie doprowadzała mnie do szału.

Z kolei Jin… Hmm… Powiem szczerze: czytałam tę książkę już jakiś czas temu, więc niespecjalnie pamiętam szczegółów związanych z tym bohaterem. Pamiętam tylko, albo raczej aż tyle, że przy nim Amani była prawdziwym cudem zesłanym z niebios. Pięknie, prawda?

Sama historia została opowiedziana naprawdę ciekawie i myślę, że do tego nie mogę się przyczepić. Książka jest wciągająca, pełna magii, dżinów, spisków, zasadzek i wielu, wielu innych ciekawych tematów. Mimo to Buntowniczka z pustyni nie wydaje się powieścią wywołującą po lekturze efekt WOW – taką, o której mogłabym mówić każdemu, zawsze i wszędzie. Nie wywarła ona na mnie aż takiego wrażenia, jak na innych czytelnikach. Myślę jednak, że jest to naprawdę przyjemna lektura na gorące wieczory albo podczas „leżingu” na plaży, a czyta się ją naprawdę szybciutko.

Czy ją polecam? Raczej tak, chociaż według mnie jakiegoś wielkiego szału tutaj nie było. Mimo wszystko jestem bardzo ciekawa drugiego tomu i już nie mogę się doczekać jego lektury.

Amani mieszka w osadzie Dustwalk – dziurze zabitej dechami, która z pewnością nie jest zbyt atrakcyjnym miejscem zamieszkania. Wśród ludności krążą pogłoski, że gdzieś istnieją jeszcze obszary, w jakich wszystkie dżiny zajmują się magią. Młoda dziewczyna wierzy, że dzięki umiejętnościom strzelniczym uda jej się wymknąć spod opieki wuja i wyruszyć w świat w poszukiwaniu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Amerykańska literatura XX wieku obfitowała w niepokornych i kontrowersyjnych twórców. Twórców, którzy nie bali się pójść pod prąd i przekraczać granic, tym samym wprowadzając niemały zamęt w literackim (i nie tylko) świecie. Ich dzieła niejednokrotnie oburzały, szokowały, a nawet gorszyły czytelników, jednak oprócz skandalu wywoływały również publiczną, jakże potrzebną dyskusję na ważne tematy. Idealnym reprezentantem tego typu pisarstwa jest Charles Bukowski. Ten amerykański poeta, powieściopisarz i scenarzysta słynął z awanturniczego życia, które zresztą miało widoczne odbicie w jego twórczości. Jego prawdopodobnie najgłośniejszą książką są Kobiety – powieść wydana w 1978 roku, która nawet dzisiaj uważana jest za kontrowersyjną…

Cała treść powieści Bukowskiego zamyka się właściwie już w tytule – to książka o kobietach i o relacji narratora z kobietami. 54-letni Henry Chinaski, główny bohater i jednocześnie alter ego autora, wspomina wszystkie, niezwykle liczne kochanki i partnerki, jakie kiedykolwiek spotkał na swojej drodze. Cofając się pamięcią aż do czasów młodości, kolejno opisuje wszystkie relacje, związki i przygody, których w swoim życiu przeżył zresztą całkiem sporo.

Kluczowa dla całej powieści jest w tym przypadku postać Henry’ego Chinaskiego. 54-letni poeta, rozwodnik, a oprócz tego erotoman i alkoholik, pojawiający się również w innych książkach Bukowskiego, jest trafnie utożsamiany z samym autorem. Prowadzący równie awanturnicze i obfitujące w skandale życie Chinaski jest bohaterem ekscentrycznym, którego bardzo trudno polubić. Zatwardziały w swoich przekonaniach, nieprzestrzegający jakichkolwiek zasad moralnych lub społecznych, stawiający ponad wszystko własną wygodę i pragnienia. Choć określający się mianem miłośnika kobiet, to w swoich czynach bardziej jawi się jako seksistowski, zaślepiony własnymi pragnieniami oraz pożądaniem mężczyzna. Nie licząc się z uczuciami innych, bardzo często postrzega swoje partnerki wyłącznie jako obiekt seksualny… Jego postać wywołuje nie tylko niechęć i oburzenie, ale przede wszystkim wewnętrzną niezgodę i chęć przeciwstawienia się takiej postawie.

Powieść może być odrzucająca również przez język, jakiego używa Bukowski do kreowania swojej historii. Amerykański pisarz, znany ze swojego lekkiego i swobodnego pióra, pisze nad wyraz szczerze i dosłownie. Opisując losy głównego bohatera, nie ma właściwie żadnych zahamowań, a jego proza wypełniona jest licznymi wulgaryzmami i dosadnymi porównaniami. Nie szczędzi jednocześnie licznych opisów zbliżeń i fantazji seksualnych głównego bohatera, które niejednokrotnie balansują na granicy dobrego smaku… Bukowski z porażającą szczerością praktycznie obnaża się przed nami, dzieli się swoimi najbardziej wstydliwymi pragnieniami i myślami. Paradoksalnie jednak styl, jakiego używa, ma w sobie coś fascynującego i przyciągającego. Choć sam język może i jest chwilami wulgarny i dosłowny, to już sam styl zdecydowanie nie jest obraźliwy, a wręcz intrygujący i urzekający. Bukowski po prostu pisze tak, że nie sposób oderwać się od jego opowieści…

Kobiety oburzają i szokują, ale też fascynują i przyciągają. Bukowski jak mało kto potrafi tak naturalnie i szczerze pisać o rzeczach nieprzyjemnych i niewygodnych. W swojej prozie porzuca poczucie wstydu, przekracza bariery własnej prywatności, by pokazać, że nie trzeba się bać mówić o intymności i seksualności. Co prawda robi to w dość przerysowany, czasem wręcz rażący sposób, jednak nie można odmówić mu niebywałego kunsztu literackiego oraz umiejętności swobodnego i nieskrępowanego pisania o uczuciach i relacjach międzyludzkich. Bukowski onieśmiela, prowokuje i zniesmacza, jednak przede wszystkim przełamuje kolejne granice i zmusza do refleksji. Dla jednych mogą być odrzucające, a dla innych porywające, jednak nie ulega wątpliwościom, że z Kobietami warto się zapoznać.

Amerykańska literatura XX wieku obfitowała w niepokornych i kontrowersyjnych twórców. Twórców, którzy nie bali się pójść pod prąd i przekraczać granic, tym samym wprowadzając niemały zamęt w literackim (i nie tylko) świecie. Ich dzieła niejednokrotnie oburzały, szokowały, a nawet gorszyły czytelników, jednak oprócz skandalu wywoływały również publiczną, jakże potrzebną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po Kasacji długo zbierałam się do lektury kolejnej części serii o Joannie Chyłce. Pierwsza część mi się podobała, a kiedy zauważyłam, że Zaginięcie będzie właśnie o zaginięciu małej dziewczynki, wiedziałam… Po prostu wiedziałam, że ta książka będzie genialna.

Tym razem Joanna Chyłka oraz Kordian Oryński (pseudonim Zordon) zostają wynajęci do obrony biznesmena Wita Szlezyngiera oraz jego żony Angeliki Szlezyngier, którzy są podejrzewani o zabicie swojej trzyletniej córeczki. Oczywiście na drodze do odkrycia prawdy pojawia się mnóstwo przeszkód, które adwokaci muszą pokonać.

Tym, co zdecydowanie rzuciło mi się w oczy już od pierwszej strony, jest akcja, która zaczęła pędzić od pierwszych słów. Remigiusz Mróz nie daje nam odpocząć ani chwili i postanawia wbić nas w fotel w pierwszej sekundzie tego literackiego spotkania.

Drugą kwestią, którą zauważyłam i która mi się bardzo spodobała, jest pojawienie się większej liczby rozdziałów poprowadzonych z perspektywy Chyłki. W tej części bardzo polubiłam tę postać i raczej tak prędko się to nie zmieni.

Od początku cała ta sprawa z zaginięciem dziecka bardzo mi nie pasowała i sama zaczynałam wymyślać różne zakończenia historii. A co, jeśli dziecko nie żyje? A co, jeśli naprawdę ktoś je porwał? Spokojnie, na te pytania poznacie odpowiedzi na końcu!

Zdaję sobie sprawę z tego, że ta recenzja jest tak rozmemłana, że pewnie nie będziecie wiedzieli, o co chodzi, ale wszystko przez te emocje, które nie zelżały od momentu skończenia lektury. Mróz zafundował mi porządną dawkę napięcia. Książkę zaczęłam czytać w sobotę wieczorem, a skończyłam… w niedzielę wieczorem. Prawie 24 godziny z przerwą na spanie, jedzenie i potrzeby fizjologiczne wystarczyły, abym zakochała się w tej książce i nabrała ogromnej chęci na przeczytanie wszystkich innych książek tego autora. Jeżeli inne stworzone przez niego serie są napisane w taki sam sposób – pochłonę je całą sobą. Dla takiej przyjemności byłabym gotowa odłożyć swoje obowiązki na bok, byleby poznać kolejną pasjonującą historię.

Wielu ludzi twierdzi, że Mróz to najlepszy autor thrillerów w Polsce. Niestety, nie mogę się wypowiedzieć, ponieważ nigdy nie czytałam polskich thrillerów. Na szczęście teraz się to zmieni. Dzięki Zaginięciu nabrałam ochoty na ich czytanie. Pragnę rozwiązywać zagadki!

Po Kasacji długo zbierałam się do lektury kolejnej części serii o Joannie Chyłce. Pierwsza część mi się podobała, a kiedy zauważyłam, że Zaginięcie będzie właśnie o zaginięciu małej dziewczynki, wiedziałam… Po prostu wiedziałam, że ta książka będzie genialna.

Tym razem Joanna Chyłka oraz Kordian Oryński (pseudonim Zordon) zostają wynajęci do obrony biznesmena Wita...

więcej Pokaż mimo to