rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , , , , ,

Czasami, gdy mam sięgnąć po cieniutką książkę, zastanawiam się, jaki jest sens. Wydaje się, że może ona być tylko opowiadaniem, opowiastką, chwilą odpoczynku, o której zapomni się tak szybko, jak się ją czytało. „Wiara, Nadzieja, Miłość” to historia, której treść zajmuje zaledwie 120 stron. 120 stron, o których naprawdę jest mi trudno zapomnieć.
Dianę, główną bohaterkę, poznajemy w wieku gimnazjalnym. Wtedy młody człowiek poznaje siebie, swoje potrzeby, ale także jest bardzo wrażliwą istotą, którą nietrudno skrzywdzić.
Bohaterka zmagała się z nadwagą, która okazała się dla rówieśników powodem do drwin i wyśmiewania jej. Gdy podjęła decyzję o zmianie swoich nawyków, nie sądziła, że może to negatywnie na nią wpłynąć – w końcu co złego może być w schudnięciu kilku kilogramów?
Historia Diany to nie tylko historia o dojrzewaniu i zwalczaniu problemów żywieniowych. To również historia o pięknej przyjaźni, walce o siebie, otwieraniu się na innych.

Książka napisana przez Monikę Jagodzińską już od pierwszych stron mnie oczarowała. Wraz z bohaterką przeżywałam jej emocje, wraz z nią płakałam i się śmiałam. Już od dawna się tak nie zaangażowałam w jakąś pozycję.
Niepozorna książeczka sprawiła, że bardzo często oddawałam się przemyśleniom o życiu. Monika Jagodzińska nie przedstawiła całkowitej abstrakcji, jak to często w takich pozycjach się zdarza spotkać (całe zło świata nie spada na główną postać, która musi się z nim zmierzyć sama) — bohaterka oczywiście zmaga się z wieloma przeciwnościami, ale ma wspierającą rodzinę i może liczyć na przyjaciółkę. I choć koszmar głównie dzieje się w jej głowie, to bardzo się cieszę, że autorka go przedstawiła, nie skupiając się tylko na spojrzeniu z zewnątrz, dzięki czemu dociera do nas, że nie tylko my mamy taki nawał myśli. Opisanie emocji jest dość trudne, ale uważam, że w tej pozycji się to udało.

"Zaufałam. Może za szybko, może zbyt naiwnie. Po prostu wierzyłam w ludzi. Wierzyłam, że są dobrzy."

Tytułowe hasła odgrywają w powieści bardzo ważną rolę. Bohaterka musi odnaleźć w sobie siłę, by o nie walczyć, co każdy z nas na pewno może również dostrzec w swoim życiu.

Znając już autorkę z jej książki „Cykl”, spodziewałam się zachęcenia do refleksji i emocjonalności. „Wiara, Nadzieja, Miłość” dowodzi rozwoju warsztatu pisarskiego, co bardzo mnie cieszy. Mam nadzieję, że Monika Jagodzińska nadal będzie szła w tę stronę, bo na pewno będę wyczekiwała kolejnych pozycji spod jej pióra.

Książka przypomina, że każdy człowiek jest piękny i cudowny na swój sposób, o ile pozwolimy temu wyjść na wierzch. Pokazuje też, że nie wiemy, przez jakie piekło taka osoba przechodzi i po prostu każdemu należy się szacunek. Są to też powody, dla których gorąco polecam Wam tę pozycję i mam nadzieję, że będzie to dla Was tak jak i dla mnie, bardzo emocjonująca pozycja!


Recenzja z bloga: https://olabylexi.blogspot.com/2020/06/wiara-nadzieja-miosc-recenzja-86.html

Czasami, gdy mam sięgnąć po cieniutką książkę, zastanawiam się, jaki jest sens. Wydaje się, że może ona być tylko opowiadaniem, opowiastką, chwilą odpoczynku, o której zapomni się tak szybko, jak się ją czytało. „Wiara, Nadzieja, Miłość” to historia, której treść zajmuje zaledwie 120 stron. 120 stron, o których naprawdę jest mi trudno zapomnieć.
Dianę, główną bohaterkę,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Słysząc zdanie „Ktoś mnie nęka”, każdy może gwałtownie zareagować. Ellen jednak przyjęła tę informację ze spokojem od niedawno poznanego Patricka.

Odtrącenie nie następuje ze strony Ellen, jak Patrick się spodziewał. Kobieta nie boi się jego prześladowczyni, a raczej wręcz ta ją intryguje i hipnoterapeutka jest ciekawa historii, jaka zaszła między mężczyzną a jego byłą – próbuje dociekać, jednak jej partner reaguje gwałtownie i unika tematu.

Myśl, że Ellen może stać się przybraną matką dla Jacka, syna Patricka, sprawia, że kobieta czuje na sobie dużą presję. Zaczyna intensywnie wspominać swoje dzieciństwo bez ojca. Czy jej doświadczenia pozwolą na uniknięcie błędów jej matki?

Wraz z poznawaniem przeszłości mężczyzny, Ellen ma coraz większe wątpliwości – czy na pewno odwzajemnia on jej uczucia? Czy cień jego zmarłej żony oraz problemy z prześladującą Saskią pozwolą im na zbudowanie wspólnej przyszłości? Czy Saskii uda się nauczyć żyć bez obserwowania mężczyzny?


„Miłość i inne obsesje” to pozycja, która totalnie mną zawładnęła! Od tej książki nie mogłam się oderwać nawet na chwilę!

Liane Moriarty w bardzo ciekawy sposób opisała historię stalkerki i partnerki prześladowanego mężczyzny. Dzięki mieszanej narracji (widocznie odznaczającej się pisaniem w pierwszej lub trzeciej osobie) mogliśmy poznać pobudki Saskii do obserwacji Patricka i sposób jej działania oraz perspektywę Ellen, która próbowała pomóc obojgu w dojściu do siebie. Sama często łapałam się na tym, że chciałam przeganiać perspektywy, bo zawsze było mi za mało którejś z bohaterek!

„Miłość i inne obsesje” to nie książka, w której bohaterowie są czarno-biali. Saskia nie jest czarnym charakterem, dążącym do zemsty, a Patrick biedną, niczemu-winną ofiarą. Każde z nich miało znaczący wpływ na sytuację i to brak próby komunikacji ze strony Patricka prawdopodobnie sprawił, że jego życie było pod ciągłą obserwacją. To z kolei spowodowało, że w trakcie czytania wielokrotnie nachodziły mnie refleksje – na każdym kroku książka uświadamiała mnie, jak wiele może zdziałać zwykła rozmowa. Autorka pokazała wpływ komunikacji nie tylko na relację Saskia-Patrick, ale również na konflikty Ellen i Patricka, kontakty z rodzicami, z dzieckiem, z przyjaciółmi.

Gdybym miała wyznaczyć w tej pozycji najbardziej irytującą postać, byłby to zdecydowanie Patrick. Jego podejście do życia sprawiało, że zaczynałam się zastanawiać, co te kobiety w nim widziały. Skupiał się głównie na swoich uczuciach i nie myślał, że swoimi działaniami może zranić osoby, które go kochały. Na szczęście inni bohaterowie o niezwykłych, mocno zarysowanych charakterach, sprawiali, że to na nich mogłam się skupić. Takimi postaciami były niewątpliwie matki chrzestne Ellen, które w każdym swoim wystąpieniu w tej pozycji wywoływały mój uśmiech. Były to osoby, wyznające tak wiele ważnych dla mnie zasad w życiu, że szybko je polubiłam. Z matką Ellen tworzyły niezwykłe trio, dowodzące, że przyjaźń może być wystarczająca by żyć szczęśliwie i nie trzeba szukać zawsze miłości na siłę – bo ta przyjacielska także może być dobra.

Motyw hipnoterapii był naprawdę ciekawy i mimo że jedynie o niej czytałam, czasami miałam wrażenie, że również wchodzę w trans. Pozwoliło mi to się wyciszyć i uspokoić myśli w trudnym dla mnie czasie.

Było to moim pierwszym spotkaniem z twórczością Liane Moriarty, ale z całą pewnością nie będzie ono ostatnim. Ta książka całkowicie przejęła całe moje serce i jeszcze długo nie pozwolę jej go opuścić. Z czystym sumieniem ją Wam polecam, a może i na Was wpłynie ona tak oczyszczająco, refleksyjnie, a przy tym obezwładni Was swoją niezwykłą akcją i wyjątkowym tłem.
Recenzja z bloga https://olabylexi.blogspot.com/2020/05/miosc-i-inne-obsesje-recenzja-85.html

Słysząc zdanie „Ktoś mnie nęka”, każdy może gwałtownie zareagować. Ellen jednak przyjęła tę informację ze spokojem od niedawno poznanego Patricka.

Odtrącenie nie następuje ze strony Ellen, jak Patrick się spodziewał. Kobieta nie boi się jego prześladowczyni, a raczej wręcz ta ją intryguje i hipnoterapeutka jest ciekawa historii, jaka zaszła między mężczyzną a jego byłą –...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Współcześnie każdy przynajmniej raz przeszedł szkolenie/zajęcia jak reagować w trakcie ataku terrorystycznego. Jednak jak rzeczywiście byśmy zareagowali?

Nigdy nie wiadomo, kiedy i gdzie dojdzie do ataku terrorystycznego. Przekonali się o tym bohaterowie „Uciekaj, Ukryj się, Walcz”, których życie w jednej chwili całkowicie się zmieniło. Krótki moment sprawił, że z osób zajętych swoim życiem, musieli współpracować, by przetrwać.

Piątka nastolatków zamyka się razem w sklepie, gdzie mogą na spokojnie opracować plan działań. W tym samym czasie inni obecni w galerii Fairgate Mall stają się zakładnikami i muszą w ciszy szukać drogi ucieczki.

Tylko współpraca szóstki nastolatków może sprawić, że większość osób z galerii wyjdzie z tego cało.
Wszystko zależy od Parkera, który w poszukiwaniu młodszej siostry, stał się zakładnikiem.
Wszystko zależy od Mirandy, która w wyniku przyłapania na kradzieży nie jest mile widziana w sklepie, w którym teraz się ukrywa.
Wszystko zależy od Grace, która właśnie straciła mamę.
Wszystko zależy od Javiera, którego nie powinno być w USA.
Wszystko zależy od Aminy, która, choć urodziła się w Ameryce, co chwilę słyszy uwagi pełne krytyki z powodu hidżabu.
Wszystko zależy od Cole’a, którego wiedza jest przerażająca, choć w tej sytuacji bardzo pomocna.
Czy wszyscy jednak przetrwają?


April Henry napisała książkę o niezwykle trudnej tematyce. Atak terrorystyczny to coś, czego wszyscy się boją - i autorka musiała utwierdzić w tym czytelnika. Z drugiej strony musiała też pokazać, że jest nadzieja, o ile zachowamy względny spokój i zaczniemy myśleć rozsądnie.

Początkowo sięgając po tę pozycję, bałam się, że jest za dużo głównych bohaterów. Na szczęście autorka skupiła się głównie na postaci Mirandy, czasem jedynie zmieniając perspektywę na Parkera czy przedstawiając czytelnikowi dyskusję policji lub terrorystów. Dzięki temu łatwiejsze było poznanie bohaterów, choć też przez to byli oni dla nas bardziej tajemniczy.

Muszę też przyznać, że nie jestem do końca przekonana do tytułów rozdziałów, zwłaszcza tych początkowych. Często były nimi pojedyncze zdania pojawiające się w rozdziałach, które niekoniecznie oddawały akcję w nich zawartą. Zwłaszcza było to irytujące w krótkich rozdziałach, gdzie wychwycenie takiego zdania było łatwiejsze.

Książkę czyta się bardzo szybko. Na szczęście akcja jest opisana w sposób dynamiczny, stosowny do przedstawianej treści. Jedynie dialogi, zwłaszcza te z terrorystami wydawały się dość sztuczne i raczej wzbudzające wątpliwości, czy na pewno coś takiego usłyszelibyśmy w podobnej sytuacji. Uważam jednak, że mimo braku doświadczenia, autorka doskonale sobie poradziła z przedstawieniem tematu. Widać, że dosyć dokładnie zbadała ten aspekt, zanim napisała powieść.

Tak się złożyło, że ta pozycja trafiła do mnie w bardzo burzliwym dla mnie czasie, przez co na czytanie miałam czas głównie nocą. Jednak historia była tak ciekawa, że nie czułam upływu czasu i na pewno nie będę uważać tych godzin za stracone.

Autorka słusznie zauważyła, że terroryzm jest tematem, który zastanawia wiele osób. Poznając różne reakcje postaci występujących w tej książce, czytelnik rozważa, jak sam by postąpił w podobnej sytuacji. Skłanianie do przemyśleń i refleksji to coś, co niezwykle cenię w literaturze, dlatego cieszę się, że mogłam zapoznać się z tą pozycją.

Choć „Uciekaj, Ukryj się, Walcz” ma drobne defekty, to uważam, że miały niewielki wpływ na mój odbiór historii. Zachęcam do zapoznania się z treścią pozycji, bo jest to coś nietypowego i na pewno historia zaintryguje każdego czytelnika jakimś aspektem.
Recenzja pochodzi z bloga: https://olabylexi.blogspot.com/2020/05/uciekaj-ukryj-sie-walcz-recenzja-84.html

Współcześnie każdy przynajmniej raz przeszedł szkolenie/zajęcia jak reagować w trakcie ataku terrorystycznego. Jednak jak rzeczywiście byśmy zareagowali?

Nigdy nie wiadomo, kiedy i gdzie dojdzie do ataku terrorystycznego. Przekonali się o tym bohaterowie „Uciekaj, Ukryj się, Walcz”, których życie w jednej chwili całkowicie się zmieniło. Krótki moment sprawił, że z osób...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

„Willa pod czarnym tulipanem” – historia mroczna niczym tytułowe tulipany czy może lekka historia?

Główna bohaterka, Lidia, jest malarką. Po trudnym zerwaniu jeszcze nie doszła do siebie, ale może liczyć na wsparcie przyjaciół. Pewnego dnia dostaje zaproszenie od tajemniczego hrabiego Tulipanowskiego, wedle którego artystka może mieć okazję spędzić niezwykły weekend w jego willi na prywatnej wyspie. Pełna wątpliwości nie może przestać o tym myśleć, nawet w trakcie wystawy jej prac, towarzyszy jej pewien lęk.

W końcu decyduje się na przygodę, w której okazują się jej towarzyszyć przyjaciele oraz… były, o którym chciała zapomnieć.

Niestety nagła burza sprawia, że goście są zamknięci na wyspie oraz odcięci od świata. Nie pomaga również fakt, że gospodarz zniknął, a ich pobyt przedłużył się o tydzień i nie mają możliwości powrotu do domu.

Gdy poznają legendę o obrazie znajdującym się w willi, a później zaczyna się ona dziać na ich oczach, wszyscy goście zaczynają panikować. Czy rzeczywiście powinni się obawiać o siebie?

Poznawszy opis, można sobie wstępnie wyobrazić przebieg historii. Tylko detale sprawiają, czy pozycję czyta się przyjemnie. A jak to było z tą lekturą?

Lidia należy do bardzo irytujących bohaterek. Muszę przyznać, że czytając jej przemyślenia, często przewracałam oczami (nierzadko pojawiały się w opisach wnioski, które czytelnik bez problemu wysnułby z kontekstu). Bardzo często nie rozumiałam podejmowanych przez nią decyzji i moim zdaniem były zbędne dla akcji powieści.

Historia była bardzo wciągająca i mimo że od początku miałam podejrzenia, jak losy bohaterów się potoczą, to byłam ciekawa, w jaki sposób do tego dojdzie. Zdarzały się momenty zaskoczenia, a także rozczarowania, gdy coś nie działo się wedle mojego wyobrażenia (choć było to pozytywne rozczarowanie).

Niestety główną wadą tej historii były bardzo sztywne dialogi. Każda wypowiedź brzmiała, jakby była pisana pod przymusem – często bohaterowie poprzez wypowiedź mówili, co się dzieje (tylko niestety brzmiało to nierealistycznie. To tak jakby osoba, która siedzi z nami w pokoju, nagle mówiła coś oczywistego – np. na stole jest woda, czyli ktoś ją przyniósł). Gdyby poprawić te dialogi poprzez usunięcie takich elementów, które powinny się pokazać w opisie, myślę, że pozycję czytałoby się znacznie przyjemniej.

Bardzo mi się podobało wprowadzenie pod koniec równoległej akcji, która działa się na lądzie. Ten wątek mógłby być jeszcze bardziej rozszerzony, bo proces śledczy był niezwykle intrygujący. Niemniej forma, w jakiej możemy czytać pozycję, była wystarczająca dla pozytywnego odbioru.

Na pewno nie jest to pozycja wybitna. Rozważałabym ją raczej na luźny wieczór, gdy musimy się wyłączyć, a nie chcemy oglądać telewizji. Lektura nie powinna nam zająć dużo czasu, a może pozwolić na dużo pola do popisu dla wyobraźni, gdyż wspomnianych jest tam wiele obrazów.

Pewnie nie tylko mnie może nie do końca przekonywać fakt, że „dziwnym trafem” na wyspę trafiają znajomi głównej bohaterki, podczas gdy pozostali goście w większości przypadków się nie znali. Takie dziwne zbiegi okoliczności pojawiają się w tej pozycji dość często, dlatego, jeśli ktoś jest bardzo dbały o szczegóły, to ta pozycja może w nim często wywoływać irytację. Jednak jak już wspominałam – jeśli potrzebujemy coś poczytać tylko dla wyłączenia myślenia, to ta pozycja na pewno spełni to zdanie.

„Willa pod czarnym tulipanem” to historia, o której dużo można powiedzieć już po poznaniu samego opisu. Warto jednak zapoznać się z czymś więcej niż tylko tylna okładka, bo historia na pewno zaskoczy czymś czytelnika.
https://olabylexi.blogspot.com/2020/04/willa-pod-czarnym-tulipanem-recenzja-83.html

„Willa pod czarnym tulipanem” – historia mroczna niczym tytułowe tulipany czy może lekka historia?

Główna bohaterka, Lidia, jest malarką. Po trudnym zerwaniu jeszcze nie doszła do siebie, ale może liczyć na wsparcie przyjaciół. Pewnego dnia dostaje zaproszenie od tajemniczego hrabiego Tulipanowskiego, wedle którego artystka może mieć okazję spędzić niezwykły weekend w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Mówi się, że światy science–fiction to miejsca, gdzie nie możemy żyć – na szczęście. Jednak Agata Polte przedstawia świat, który bardzo kusi!


Na wojnie wszystkie chwyty dozwolone. Chęć zwyciężenia była tak silna, że naukowcy stworzyli serum, które miało obdarzać żołnierzy niezwykłą siłą, szybkością, zręcznością. Eksperyment jednak nie do końca poszedł po ich myśli – okazało się, że ludzie zaczęli wykazywać zupełnie inne zdolności – a te rozprzestrzeniły się dalej, na cywili.

Choć wojna dawno minęła, świat nadal nie jest bezpiecznym miejscem. Policja nie jest w stanie zapewnić spokoju, a ludzie z darami zakładają gangi. Przynależność do gangu to zapewnienie sobie ochrony, możliwość opanowania swoich zdolności, ale i zobowiązanie do służby.

Jednym z takich gangów jest Gang Żmij, kąsających, niezwyciężonych. Jednak nagle w Columbus pojawia się ktoś, kto nie boi się ich zdolności i dąży do ich zniszczenia. Czy niepokonany gang podoła wyzwaniu?


Agata Polte napisała naprawdę świetne science–fiction. Wykreowała bardzo ciekawy świat, pełen niebezpieczeństw, w którym zatraciłam się już od pierwszej strony. Czytając tę pozycję, siedziałam jak na szpilkach i czekałam, co dalej się wydarzy. Adrenalina krążyła w moich żyłach tak jak i u bohaterów i wraz z nimi próbowałam rozwiązać zagadki – co naprawdę nieczęsto się zdarza, bo zazwyczaj rozwiązanie problemu jestem w stanie odgadnąć wcześniej!

Bardzo spodobało mi się to, że autorka nie skupiła się jedynie na Kai (choć to właśnie ją możemy uznać za główną bohaterkę). Proces jej wdrażania do gangu zostaje niemalże całkowicie pominięty (prolog, w którym zostaje zrekrutowana dzieje się 5 lat wcześniej) i dziewczyna nie jest jakąś gwiazdką w grupie. Kai to po prostu osoba obdarzona tak jak inni w gangu. To bohaterka, u której aż się chciało wiedzieć, co się dzieje, co robi i dlaczego. Jednak dzięki temu, że czasami autorka przeskakiwała do akcji, na które Kai wpływu nie miała, to czytało się tak dobrze – bo co by to była za zabawa, gdybyśmy cały czas ją obserwowali? Znając życie, w takiej sytuacji nie byłaby tak ciekawą postacią.

Podziwiam autorkę za pomysł. Do tej pory jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się czytać sci–fi, w którym momentami chciałabym żyć. Ta adrenalina i rodzinna atmosfera wśród członków gangu, aż do siebie przyzywała i naprawdę momentami żałowałam, że życie nie jest tak ciekawe.

W powieści poznajemy również Erana, jednego z bliźniaków, który po prostu jest niesamowity. Jego potyczki słowne z Kai wielokrotnie doprowadzały mnie do śmiechu (dobrze, że nie czytałam tego w miejscach publicznych). Chciałabym móc napisać tak wiele powodów, dla których pokochałam jego postać, ale musiałabym Wam wtedy bardzo wiele zaspoilerować. Wiedzcie tylko, że jego charakter i oddanie do sprawy umiały mnie nie tylko rozśmieszać, ale i wzruszać.

Pozycja nie tylko wiele razy mnie rozśmieszała, ale warto również napisać o innych emocjach, które mi towarzyszyły w trakcie czytania. Kilka razy musiałam walczyć ze łzami w oczach i czasami przeklinałam autorkę za to, co zrobiła. Innymi razy wręcz byłam wściekła, że nie mogę nic zrobić, że nie mogę być tam z bohaterami i pomóc im walczyć z problemem.


Świat wykreowany przez Agatę Polte całkowicie mną zawładnął. Czekanie na drugi tom będzie istną katuszą, ale wierzę, że cierpienie będzie tego warte. Ta mieszanka sci–fi i akcji po prostu wciągnie każdego miłośnika fantastyki, dlatego polecam Wam całym sercem tę pozycję!

Recenzja pochodzi z bloga:https://olabylexi.blogspot.com/2019/11/smiertelne-oczyszczenie-recenzja-82.html

Mówi się, że światy science–fiction to miejsca, gdzie nie możemy żyć – na szczęście. Jednak Agata Polte przedstawia świat, który bardzo kusi!


Na wojnie wszystkie chwyty dozwolone. Chęć zwyciężenia była tak silna, że naukowcy stworzyli serum, które miało obdarzać żołnierzy niezwykłą siłą, szybkością, zręcznością. Eksperyment jednak nie do końca poszedł po ich myśli –...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

„Wczorajsza róża” to powieść, która przyciągnęła moje oko niezwykłą okładką. A jak to było z treścią?


Magda jest osobą poukładaną, rzadko imprezującą. Na studiach musiała pogodzić naukę wraz z pracą na pół etatu. Gdy skończyła się nauka, pozostała w firmie, w której często miała więcej zadań niż zespoły czteroosobowe.
Pewnego dnia Magda decyduje się wybrać na spotkanie z ludźmi ze studiów. Gdy wraca do swojego pokoju w hotelu, spotyka tam Krzyśka, faceta, który jest totalnie jej przeciwieństwem, a będąc na studiach obracali się w zupełnie innym towarzystwie. Tym bardziej dla obojga dziwnym wydarzeniem staje się moment, gdy okazuje się, że drzwi od pokoju się zatrzasnęły z nimi w środku. Wtedy Krzysiek wpada na pomysł głupiego zakładu, który wywoła lawinę niecodziennych sytuacji i całkowicie odmieni życie tej dwójki.


Czasami można usłyszeć, że pierwsze 50 stron jest decydujące dla każdej książki. Gdybym miała podawać swoją opinię na podstawie pierwszych około 100 stron, to pewnie moją oceną byłoby 5, może 6 na 10. Na początku schemat gonił schemat. Totalne przeciwieństwa przyciągają się, dziewczyna niczym zahipnotyzowana chce mu pomóc uciec od problemów z mafią, dziewczyna jest w trudnej sytuacji miłosnej i finansowej… I wtedy właśnie nadchodzi przełom, który całkowicie zmienia podejście czytelnika do czytanej przez niego powieści. Historia zaczyna uciekać od schematów i rozwija się w coś ciekawego i intrygującego (choć muszę przyznać, że brakowało mi trochę rozleglejszego opisu problemów z mafią).

Historia Magdy i Krzyśka jest pełna intryg. Można powiedzieć, że na każdym kroku czytelnik otrzymuje wskazówkę, według której może przewidzieć, co się wydarzy, jednak mimo tych tropów, jesteśmy równie zaskoczeni tym, co się dzieje w życiu tej dwójki.

Muszę też przyznać, że sposób prowadzenia narracji przez autorkę był bardzo ciekawy. Główna bohaterka bardzo często „gdyba”, co by się wydarzyło, gdyby czegoś nie zrobiła, gdyby z czegoś zrezygnowała albo może komuś o czymś powiedziała. Fakt, na początku było to trochę dla mnie dziwne i mi przeszkadzało, jednak po jakimś czasie zrozumiałam, dlaczego wprowadzenie tego od początku było potrzebne – wtedy przyzwyczajało czytelnika, aby później mogło wesprzeć akcję, która dzięki takiej narracji była jeszcze bardziej dynamiczna i sprawiała, że czytelnik nie mógł się doczekać, co będzie dalej.

„Wczorajsza róża” to pozycja świetna do czytania w jesienne wieczory, choć nie tylko! To historia, która jest idealna na rozluźnienie i rozładowanie życiowego napięcia, ale też nie można jej zarzucić braków chwilowych skoków adrenaliny czy silnych emocji, czego dowodem jest choćby to, że książkę kończyłam ze łzami w oczach i nie mogłam się otrząsnąć przez dobrych kilka minut, dlatego też zalecam trzymanie paczki chusteczek w pobliżu.

Pozycja może nie wywołała niezwykłego pierwszego wrażenia, ale za to dzięki temu bardzo miło mnie zaskoczyła, gdy historia przestała bazować na schematach. Bohaterka na szczęście wraz z kolejnymi stronami zaczęła się zmieniać i przestała kierować się jedynie swoimi uprzedzeniami, a zaczęła logicznie myśleć i dostrzegać dziwne zależności wokół siebie.

Daria Rajda napisała ciekawą historię, która gdy mnie wreszcie zaczęła wciągać, to zrobiła to dogłębnie. Powieść całkowicie mnie oczarowała i na pewno chętnie sięgnę po drugi tom – bo taki koniec jest po prostu nie do wybaczenia i jedynie drugi tom może wynagrodzić te łzy! Zachęcam Was do dania tej pozycji szansy, bo ja z pewnością zapamiętam sobie tę historię na bardzo długo!

Recenzja pochodzi z bloga: https://olabylexi.blogspot.com/2019/09/wczorajsza-roza-recenzja-81.html

„Wczorajsza róża” to powieść, która przyciągnęła moje oko niezwykłą okładką. A jak to było z treścią?


Magda jest osobą poukładaną, rzadko imprezującą. Na studiach musiała pogodzić naukę wraz z pracą na pół etatu. Gdy skończyła się nauka, pozostała w firmie, w której często miała więcej zadań niż zespoły czteroosobowe.
Pewnego dnia Magda decyduje się wybrać na spotkanie z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

„Cisza” to trylogia wydana w jednym tomie. Jak wpływa to na czytanie serii? Czy ta wielka „cegła” jest także trudna do przyswojenia?


Maja to singielka z wyboru — unika związków, liczy tylko na niezobowiązujący seks i uważa, że najważniejsza jest stabilność finansowa i możliwość zarządzania własnym zespołem. Nieświadoma swojego pracoholizmu poznaje Adama, który nie pozwala jej tak po prostu o sobie zapomnieć.

Pierwsze miesiące w nowej pracy powinno się wybaczyć, prawda? Adam jednak widzi, że Maja dużo traci na wadze, unika spotkań i przesadnie dokładnie planuje swój czas — a jego przydziela do sekcji mało ważnych.

Intrygi, nagłe zmiany w kadrach, dziwne zadania i do tego zastraszeni inni pracownicy... Adam, deweloper nie jest zadowolony z warunków pracy Mai. A i ta jest coraz bardziej przerażona tym, co obserwuje w Medical. W końcu, gdy zaczyna zwalczać swoje uzależnienie od pracy i zaczyna być szczęśliwa, dochodzi do tragedii. Czy miłość pozwoli jej zawalczyć o siebie?


Alicja Masłowska-Burnos napisała piękną historię o zwalczaniu Ciszy — stanu żałoby, zamknięcia się w sobie; po prostu wewnętrznego cierpienia. To opowieść o odnajdywaniu definicji własnej Ciszy i poszukiwaniu drogi do szczęścia oraz miłości.

Muszę przyznać, że zanim sięgnęłam po tę pozycję, obawiałam się, czy na pewno sobie z nią poradzę — w końcu były to jednak 3 książki wydane w opasłym tomie, który bardzo trudno trzymało się w rękach. Jednak obawy były zbyteczne — gdy już zaczęłam czytać „Ciszę”, nie mogłam się od niej oderwać! Dodajmy, że książka została wydana przy wykorzystaniu lżejszych kartek — w tym samym czasie dostałam książkę o podobnej liczbie stron, która, choć ma mniejszy grzbiet, to waży znacznie więcej. „Ciszę” można na spokojnie trzymać w dłoniach i poza dużą liczbą stron nic nie utrudnia nam jej czytania.

Trzeba przyznać, że autorka nawet do samego końca nie daje czytelnikowi spokoju! Nawet na ostatniej stronie tomu czy całej tej książki umiała mnie doprowadzić do palpitacji serca! Dynamiczna akcja się przeganiała, choć nie brakowało też trochę spokojniejszych, lekkich momentów. To książka, w której można się po prostu zatopić i zapomnieć o rzeczywistości.

Choć książkę lekko się czyta, to muszę też się do czegoś przyczepić! Niestety, jestem bardzo wrażliwa na błędy w książkach, a w tej ich nie brakowało! Bardzo często pojawiały się literówki (które niekiedy całkowicie zmieniały znaczenie słowa i dopiero po dłuższym zastanowieniu rozumiałam, co autorka miała na myśli). Najbardziej irytował mnie częsty brak myślnika, który oddzielałby wypowiedzi bohaterów od komentarzy narratora. Często było tak, że Maja przekazywała czytelnikowi w ramach komentarza pewną informację, którą nie chciała dzielić się z rozmówcą — niestety przez brak myślnika czytelnik nie zawsze mógł się domyślić, że ktoś nie wie tego, co my wiemy. Niby niepozorny myślnik (a w zasadzie jego brak) bardzo zmienia znaczenie wypowiedzi, co często wprowadzało zamęt.

Miejscami Maja irytowała mnie tym, że była trochę infantylna i naiwna, jednak to na szczęście działo się bardzo sporadycznie. Na ogół lektura sprawiała mi dużo przyjemności i po skończeniu jednego rozdziału, zaraz zabierałam się za kolejny. „Cisza” to pozycja, którą zdecydowanie warto rozważyć jako lekturę w jesienne wieczory!

To wydanie serii „Ciszy” ma swoje wady i zalety. Jego grubość może nie zachęcać, jednak jeżeli podejdziemy do niego z pozytywnym nastawieniem, to z pewnością będzie to przyjemna lektura! Wbrew pozorom jest to lekka książka (dosłownie i w przenośni!), która z pewnością wywoła uśmiech na Waszych twarzach! Jednak ostrzegam! Czasami może się też przydać paczka chusteczek, bo kilka razy Alicja Masłowska-Burnos wywołała moje łzy!

Recenzja pochodzi z bloga: https://olabylexi.blogspot.com/2019/09/cisza-recenzja-79.html

„Cisza” to trylogia wydana w jednym tomie. Jak wpływa to na czytanie serii? Czy ta wielka „cegła” jest także trudna do przyswojenia?


Maja to singielka z wyboru — unika związków, liczy tylko na niezobowiązujący seks i uważa, że najważniejsza jest stabilność finansowa i możliwość zarządzania własnym zespołem. Nieświadoma swojego pracoholizmu poznaje Adama, który nie pozwala...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

„Cząstka pomarańczy”, to pozycja, po której spodziewałam się przyjemnej, lekkiej lektury, idealnej dla nastolatków. Najwidoczniej miałam wobec niej za duże oczekiwania, bo gdy się załamałam, przeczytawszy kilka pierwszych stron, to stan ten utrzymał się ze mną aż do końca…


„Cząstka pomarańczy” to opowieść o Majce, którą poznajemy na początku roku szkolnego. Dowiadujemy się, że do szkoły wróciła po półrocznej nieobecności, której powody poznajemy już po kilku stronach. Maturzystka pół roku wcześniej została zaproszona na casting i dzięki niemu trafiła na plan filmu Twilight, w którym miała być odtwórczynią głównej roli.
Dziewczyna boryka się z tęsknotą za poznanym na planie Taylorze, odtwórcy roli Jacoba. Okazuje się, że i ten żywi do niej niezwykłe uczucia i już niedługo stają się parą.
Akcja powieści dzieje się przez 16 miesięcy. W tym czasie towarzyszymy bohaterce w trakcie akcji promocyjnej Twilight oraz nagrywaniu kolejnych filmów, a także poznajemy jej niezwykłą codzienność, gdy zaczyna być sławna.


Muszę przyznać, że od dawna nie dłużyło mi się czytanie żadnej książki, tak bardzo, jak czytając „Cząstkę pomarańczy”. Przez cały czas wmawiałam sobie, że na pewno w końcu będzie lepiej, jednak gdy doszłam do ostatniego rozdziału, musiałam pogodzić się z faktem, że ta książka jest naprawdę zła.

Gdy zapoznamy się z opisem z tyłu książki (który przecież często jest jedynym źródłem informacji o fabule, gdy rozważamy jej zakup w stacjonarnej księgarni!) dowiadujemy się, że powieść jest inspirowana znaną serią „Zmierzch”. Początkowo sądziłam, że inspiracja będzie polegała na podobieństwie bohaterek, które żyją w trójkącie miłosnym. Dopiero czytając, zorientowałam się, że to typowe fan-fiction - główna bohaterka gra Bellę, a pozostali bohaterowie to koledzy z obsady. Powiedzmy, że to jeszcze można by przeboleć, w końcu to nasz brak zorientowania się głębiej. Jednak nie rozumiem, dlaczego imiona i nazwiska wszystkich osób z prawdziwej obsady zostały zmienione — oczywiście poza imieniem Taylora (który tu nazywa się Luther, a nie Lautner). W końcu wszyscy wiemy, że w ekranizacji bestsellera Stephenie Meyer (która tu występuje pod swoim nazwiskiem!) Edwarda grał Robert Pattinson, a taką Rosalie - Nikki Reed. Więc po co mieszać nam w głowach? Moim zdaniem był to bardzo sztuczny zabieg, utrudniający wyobrażenie sobie bohatera, którego łatwo moglibyśmy sobie zobrazować, gdyby tylko wykorzystano prawdziwe nazwiska.

Kolejnym moim zarzutem są opisy zauroczenia bohaterki. Jakie to było mdłe! Miałam wrażenie, że do opisu, jaki to Taylor jest cudowny i wspaniały wykorzystano tusz z krwi jednorożca i do tego wymieszano ją z piankami i żelkami. Jeden raz można to było przeżyć. Ale jak takie wyznania czyta się mniej więcej co stronę to już ma się dość. Szczególnie gdy trafiamy na ten niezwykły fragment, opisujący emocje Mai w trakcie miłosnego uniesienia:

Jak to możliwe, że Ziemia pozostała na swojej orbicie? Jak to możliwe, że obracając się, nie zmieniła prędkości? Jak to w końcu możliwe, że nie odleciała gdzieś w otchłań Wszechświata tak, jak my odlecieliśmy? Nie mam pojęcia.


Dodajmy, że narracja bohaterki przypomina relację czternastolatki, nie osoby pełnoletniej. Ona i jej przyjaciele to osoby, które przystępują w końcu do matury! Gdy przyjeżdża do niej Taylor, który przecież nie mówi po polsku, dziwnym trafem tylko ona i jej rodzice są w stanie zrozumieć, co ten do nich mówi. Autorka, poprzez komentarze bohaterki, która patrzyła z pobłażaniem na szkolnych kolegów, przedstawiła polską młodzież, jako taką, która nie rozumie i nie wypowie nawet najprostszych zdań w języku angielskim, takich jak: dzień dobry, jak się masz czy napijesz się czegoś. Dla porównania, gdy Maja potrzebuje osoby do pomocy i przyjeżdża Natalia, dziewiętnastoletnia Polka ze Szczecina, dziewczyna nie ma problemu z mówieniem po angielsku. Tu pojawia się pytanie: czy zdaniem autorki młodzież z Torunia jest całkowicie zamknięta na świat i chociaż piszą na maturze języki obce, to nic z nich nie rozumie? A może jej zdaniem to młodzież ze Szczecina jest tak wielce uzdolniona? (Jeśli to drugie, to miło mi, jako szczeciniance, no ale bez przesady)!

Sposób prowadzenia narracji w tej książce jest bardzo sztuczny i sztywny. Do tego mam wrażenie, że autorka zapominała, o czym napisała jeszcze kilka stron wcześniej. Często zdarzało się tak, że wprowadzała pewien fakt i rozwijała jego kontekst, po czym po np. dwóch stronach ZNOWU wprowadzała ten sam fakt i ZNOWU go rozwijała tak samo — a czasami nawet gorzej, zmieniała podejście bohaterki, więc już nie wiedziałam, czy dziewczyna z rana się zaskoczyła, czy dopiero na planie... A może tak naprawdę wiedziała, tylko jest taką świetną aktorką, że wmówiła sobie zaskoczenie?

Bohaterka zachowuje się bardzo infantylnie — w końcu jak inaczej można nazwać deklarację miłości po dwóch dniach związku i oświadczyny po 5 miesiącach, gdy ma się 18 lat? Można by pomyśleć, że bohaterka została wykreowana na taką głupiutką. Jednak nie! W jej kręgach takie oświadczyny to normalka! Oświadczyny po dwóch miesiącach znajomości? Pewnie! Ciąża i ślub? Pewnie! Najwidoczniej w tym świecie wszyscy dają sobie pierścionki, bo tak wypada.

Paradoksalnie, autorka bardzo skrupulatnie chce opisywać wydarzenia z filmu. Nawet porównuje, co pojawiło się w książce, a co w filmie zostało zmienione. Tylko dlaczego? Skoro mamy udawać, że to całkowita fikcja, dlaczego nie pójść na całość i nie napisać czegoś od siebie, pozmieniać kilku scen? Chociaż najbardziej to mi się „podobało”, gdy nagrywano scenę ogniska. W świecie autorki to natura dostosowuje się do historii, nie historia do natury. A przykład macie poniżej:

Jedyną dobrą stroną wzmagającej się ulewy było to, że olbrzymie krople już nie bębniły w brezentowy dach nad nami. Przeszły za to w jednostajny szum. Okazało się, że dźwięk padającego deszczu do złudzenia przypominał odgłos pieczonych, skwierczących kiełbasek. Gilbert ciągnął więc swoją opowieść, a nad naszymi głowami „skwierczały kiełbaski”.

Moim zdaniem bohaterka nie zauważyła, że to był kwaśny deszcz, którego odczyn reagował z brezentem i go wypalał, ale z jej kiełbaskami spierać się nie będę.

Gdy zaglądam czasem do innych recenzji, nie mogę uwierzyć, że ludzie polecają tę pozycję młodzieży. Należę do tzw. grupy docelowej i z całą pewnością mogę powiedzieć, że trzeba mieć naprawdę duże skłonności masochistyczne, by po tę pozycję sięgnąć. Ja miałam wrażenie, że z każdym rozdziałem moje IQ spada.


Chciałabym znaleźć coś pozytywnego w tej pozycji. Ale no żaden z bohaterów mi na to nie pozwolił. Co za rodzic wysyła samotnie swoje dziecko do Ameryki? Co to za ochroniarz, który nie umie upilnować pracodawcy? A gabaryty tej pozycji są po prostu zabójcze. Pierwszy raz mam aż tak złe zdanie o książce, ale ta po prostu sprawiła, że na kilka dni rzuciłam jej czytanie, bo wolałam patrzeć w telewizor, niż się męczyć takimi głupotami. Zdecydowanie nie polecam Wam tej pozycji.

Recenzja pochodzi z bloga: https://olabylexi.blogspot.com/2019/09/czastka-pomaranczy-recenzja-80.html

„Cząstka pomarańczy”, to pozycja, po której spodziewałam się przyjemnej, lekkiej lektury, idealnej dla nastolatków. Najwidoczniej miałam wobec niej za duże oczekiwania, bo gdy się załamałam, przeczytawszy kilka pierwszych stron, to stan ten utrzymał się ze mną aż do końca…


„Cząstka pomarańczy” to opowieść o Majce, którą poznajemy na początku roku szkolnego. Dowiadujemy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

„Klucz” to opowiadanie Łukasza Migury, który przedstawia futurystyczną wizję świata. Miłośnicy science-fiction na pewno się w nim odnajdą!

Leszek jest zwykłym, trochę staroświeckim mężczyzną — codziennie chodzi do tego samego baru, gdzie klienci mogą płacić jedynie gotówką. Pewnego dnia do tego baru przychodzi student, który wciąga bohatera w intrygę, która może kosztować go najwyższą cenę.

W świecie, w którym samochód nie potrzebuje kierowcy, a pieniądze przechowuje czip, ucieczkę umożliwia tylko staroświecki sprzęt. Czy przed światem przyszłości można uciec?



Lubię czasem sięgać po pozycje science-fiction. Miło jest pojawić się wraz z bohaterami w przyszłości i pomyśleć o tym, do czego nie chciałoby się doprowadzić.

Czytając to opowiadanie, czytelnik nie wie do samego końca, co właściwie się dzieje. Zostajemy wciągnięci w akcję, która na każdej stronie gwałtownie się zmienia — sami już nie wiemy, komu mamy ufać, kto jest dobry czy zły. Zakończenie sprawia, że czytelnik dosłownie traci rachubę, czy na pewno przeczytał wszystkie strony, czy czegoś nie przegapił.

„Klucz” czyta się naprawdę dobrze. Przeczytałam go w kilka minut i muszę przyznać, że byłam naprawdę rozczarowana, gdy dotarłam do końca. Moim zdaniem ta historia nadawałaby się do rozleglejszego jej opisania — trochę brakowało mi takiego prawdziwego śledztwa w tej pozycji, które pozwoliłoby mi prawdziwie wciągnąć się w tę opowieść.

Świat wykreowany przez Łukasza Migurę, jak opisany na tak niewielu stronach, jest intrygujący i miło się go poznaje. Jestem pewna, że fani science-fiction byliby zadowoleni z lektury tego opowiadania w trakcie przerwy czy w drodze autobusem (bo „Klucz” naprawdę szybko się czyta!).

„Klucz” to przyjemna lektura idealna dla miłośnika fantastyki. Klimat noir, sci-fi i dynamiczna akcja to świetne połączenie, które czyta się niezwykle szybko, zwłaszcza biorąc pod uwagę niewielką liczbę stron. Polecam tę pozycję, gdy w ferworze obowiązków będzie się chciało, choć chwilę poświęcić na czytanie!

Recenzja pochodzi z bloga: https://olabylexi.blogspot.com/2019/09/klucz-recenzja-78.html

„Klucz” to opowiadanie Łukasza Migury, który przedstawia futurystyczną wizję świata. Miłośnicy science-fiction na pewno się w nim odnajdą!

Leszek jest zwykłym, trochę staroświeckim mężczyzną — codziennie chodzi do tego samego baru, gdzie klienci mogą płacić jedynie gotówką. Pewnego dnia do tego baru przychodzi student, który wciąga bohatera w intrygę, która może kosztować...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , ,

Mroczna, obezwładniająca i wciągająca – taka właśnie jest historia Claire, bohaterki „Nieczystych więzów”!

Claire od zawsze interesowała się statystykami. Wierzyła, że będzie pracować w korporacji. Gdy wreszcie otrzymuje taką szansę, jedzie na staż do San Francisco wraz z czwórką innych studentów jej uczelni. Jednak w porównaniu do współlokatorów, praca nie jest dla niej tylko przygodą – ona w widzi w niej szansę na nowe życie.

Główna bohaterka dojrzewała pod opieką swoich dziadków. Ojca nie znała, a jej matka zmarła przy narodzinach Claire, która była owocem gwałtu. To sprawiło, że dziewczyna od zawsze czuła się winna i uważała, że nie powinno być jej dane istnieć. Była kłopotliwym dzieckiem, które w końcu zostało wysłane do szkoły z internatem. Gdy dostała się na staż, dziadkowie zdecydowali się wykupić jej sesje terapeutyczne. Dzięki nim, Claire poznała doktora Douglasa.

Znajomość z doktorem staje się dla Claire obsesją. Dziewczyna musi coraz częściej z nim przebywać, a i ona oddziałuje na niego intensywnie. Mimo małżeństwa decyduje się on na mały sekret, jakim jest związek ze swoją pacjentką. Jakie konsekwencje będzie miała ich relacja? Czy problemy psychiczne dziewczyny zostaną wyleczone? Jak bohaterka poradzi sobie z plotkami w pracy i mieszkaniu?


K. N. Haner napisała naprawdę zapierającą dech w piersiach powieść, od której nie mogłam się oderwać. To jest jedna z tych historii, która jednocześnie mrozi krew w żyłach i ją ogrzewa niczym ogień. To historia tak pełna kontrastów i sprzeczności, że nawet czytelnik gubi się w swoich emocjach i doznaniach w trakcie czytania tej pozycji.

„Nieczyste więzy” to pozycja, która porusza bardzo wiele ważnych tematów. Autorka pokazuje, że terapia w naszym środowisku nie powinna być niczym złym. Stwierdza, że każdy człowiek może chcieć mieć swojego terapeutę – nie dlatego, że dopada go szaleństwo czy jest uzależniony, ale może po prostu potrzebować kogoś, komu może się wygadać. Także i ważny w tej historii jest motyw mobbingu w pracy, który należy zwalczać, ponieważ ma on bardzo zły wpływ na psychikę człowieka. Obserwujemy, że Claire bardzo boi się tego, co może zrobić jeden z jej przełożonych, ale mimo wszystko stara się mu przeciwstawiać w pracy.

Na psychikę dziewczyny bardzo wpłynęło jej dzieciństwo. Chcąc pokazać, że może się bronić i unikając zła, paradoksalnie zbliża się do niego. Chociaż wie, że związek z doktorem Douglasem jest zły i może skrzywdzić jego żonę, decyduje się poddać swoim pragnieniom. Jednak „zabawy”, jakie interesują doktora, stają się coraz śmielsze i niebezpieczne. Historia ta jest bardzo mroczna, ale przy tym bardzo ekscytująca – czytelnik nie wie już sam, czy powinien kibicować tej parze, czy liczyć na ich jak najszybsze rozstanie. Nie pomagają temu również zmienne nastroje bohaterów – ich relacja w zasadzie na każdej stronie jest inna, co wprowadza czytelnika w totalny stan niezrozumienia, ale jednocześnie chęć poznania dalszych wydarzeń – bo to, co się dzieje między tą dwójką, jest naprawdę intrygujące i zmusza do szybkiego czytania!

Autorka jest mistrzynią wprowadzania detali. Poprzez napisanie czegoś pozornie nieważnego, sprawia, że czytelnik bardzo późno orientuje się, jakiego typu historię dokładnie czyta. Ta powieść jest niczym przedstawienie przebiegu terapii bohaterki – poznajemy ją powoli, dziewczyna boi się mówić o sobie wiele. Dopiero poznanie dokładnie jej przeszłości, sprawia, że zaczynamy rozumieć jej postępowanie.

„Nieczyste więzy” czytało mi się naprawdę dobrze. Właśnie takiej dawki mroku i emocji potrzebowałam. To na pewno nie jest powieść dla każdego – wydarzenia, które w niej mają miejsce, mogą przerażać. Jeżeli sięgamy po taką pozycję, musimy być pewni, że umiemy oddzielić prawdę od fikcji literackiej. Gdyby akcja tej powieści działa się naprawdę, bylibyśmy przerażeni. Jednak dzięki temu, że jest to wymysł autorki, pozycję czyta się naprawdę dobrze i w jakiś sposób wręcz chcemy, by działy się rzeczy, na które w realnym życiu na pewno nie wydalibyśmy zgody.


Dynamiczny bieg wydarzeń, bohaterowie z rozbudowaną psychiką i sceny erotyczne, których lepiej nie czytać w miejscach publicznych, to niezwykła mieszanka, którą tworzą „Nieczyste więzy”. Ta pozycja po prostu wyrzuciła mnie w kosmos. Z czytanych do tej pory przeze mnie powieści K. N. Haner, ta dla mnie była najlepsza. Takich emocji już od bardzo dawna nie czułam i z zapartym tchem czekam na kontynuację! Jeżeli lubicie mroczne klimaty, to ta pozycja zdecydowanie jest dla Was!

Recenzja z bloga: https://olabylexi.blogspot.com/2019/08/nieczyste-wiezy-recenzja-77.html

Mroczna, obezwładniająca i wciągająca – taka właśnie jest historia Claire, bohaterki „Nieczystych więzów”!

Claire od zawsze interesowała się statystykami. Wierzyła, że będzie pracować w korporacji. Gdy wreszcie otrzymuje taką szansę, jedzie na staż do San Francisco wraz z czwórką innych studentów jej uczelni. Jednak w porównaniu do współlokatorów, praca nie jest dla niej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Bohaterka „Tańca z motylami” poszukuje swojej drogi do szczęścia. Czy czytanie jej historii sprawia czytelnikowi równie dużą radość, co bohaterce realizowanie swoich marzeń?

Zuzanna mieszka w Toruniu, gdzie uciekła po tym, jak jej serce zostało złamane wiele lat temu. Utrzymuje się z malowania portretów, jednak od wielu lat nie sprawia już jej to przyjemności. Tęskni za Pragą, w której wychowywała ją ciotka, jednak trudno jest jej tam wrócić, gdyż wiążą się z nią bardzo bolesne wspomnienia. W końcu jednak decyduje się na podróż do miasta z dzieciństwa, gdzie nagle zaczyna się dziać wiele rzeczy, które pierwszy raz od lat dają Zuzannie wielką dawkę adrenaliny.

Sekrety dzieciństwa Zuzanny powoli się przed nią ujawniają – obracają jej życie do góry nogami i wymuszają na niej pozostanie w Pradze. W tym wszystkim towarzyszy jej Grzesiek – jej najwierniejszy przyjaciel od lat. Dzięki temu łatwiej jej sprostać wyzwaniom postawionym przez los oraz sięgać po realizację marzeń.

Jednak czy na pewno to, co Zuzanna brała do tej pory tylko za niemożliwe do zrealizowania marzenia, są rzeczywiście dla niej niedostępne? Jak zmienią ją prawda oraz jej konsekwencje? I jaki wpływ będą miały na to Miriam, często malowana przez Zuzannę oraz pani Tereska, jej sąsiadka? I dlaczego Zuza zawsze miała wrażenie, że jej ciotka była smutna?


„Taniec z motylami” to pozycja, która wciąga już od pierwszych stron. Czytelnik nie może oderwać się od czytania, aż nie pozna odpowiedzi na najważniejsze pytania, których z każdą stroną jest coraz więcej!

Historia Zuzanny bawi, czasem wzrusza, często zaskakuje. To piękna opowieść o odkrywaniu przeszłości swojej rodziny, poznawaniu swoich korzeni i dążeniu do prawdy – bez drobnych sekretów. To również historia o pasji, odradzającej się niczym motyle i spełnianiu marzeń, które sprawiają, że cały organizm się raduje i daje uczucie wyzwolenia. To historia o przezwyciężaniu strachu, przekraczaniu barier, które stawiamy my sami, przerażeni wizją porażki.

Chciałabym powiedzieć, że którąś z postaci szczególnie lubię, ale nie mogę. Wszystkie są niezwykłe! Mają swoje wartości, swoje zasady. To bohaterowie, którzy walczą o marzenia i dbają o przyjaciół.
Starsze panie bardzo mnie bawiły. Miriam i Tereska to niezwykły duet, który rozśmiesza czytelnika zabawą w swatki. Jak to starsze panie – plotkują, wtrącają się i podsłuchują, ale to czyni je tylko bardziej uroczymi postaciami. Miriam swoją pasją i zamiłowaniem do tańca sprawia, że odradza się miłość Zuzanny do malowania. Pani Teresa zaskakuje nie tylko bohaterkę, ale również czytelnika. Jej postać dowodzi, że wykształcenie i zawód nie mają znaczenia, gdyż człowieka poznajemy tylko na płaszczyźnie, w jakiej go poznajemy – Zuzanna przedstawia nam panią Teresę jako miłą sąsiadkę, która czasem wprasza się na obiad i plotki. Starsza pani uczy bohaterkę, że to zachowanie mówi o tym, jakimi jesteśmy ludźmi, nie nasza wiedza.

„Taniec z motylami” to bardzo inspirująca pozycja – pokazuje, że należy spełniać swoje marzenia i dążyć do nich mimo przeciwności losu. Anna Wysocka-Kalkowska podkreśla w tej książce wielokrotnie, że należy stworzyć z przeszłości fundament swojego życia, ale nie powód jego zniszczenia. Młodość to czas błędów, które powinny nas ukształtować, a nie wyniszczać, zamykać nas w sobie, nakazywać ucieczkę. Problemy z młodości Zuzanny sprawiły, że odsunęła się od rodziny i przyjaciół, co wcale jej nie pomogło poukładać sobie życia. Dopiero pogodzenie się z przeszłością dało bohaterce spokój ducha, którego każdy z nas potrzebuje.


Książka Anny Wysockiej-Kalkowskiej to pozycja, którą poleciłabym każdemu czytelnikowi, bez względu na jego wiek. „Taniec z motylami” czyta się z przyjemnością, jest to pozycja idealna do czytania nie tylko na urlopie, ale również w zbliżające się jesienne wieczory, w które ta książka wniesie dużo magii. To lekka lektura, która pozwoli swoim czytelnikom odnaleźć swoją definicję szczęścia, a może i nawet poznać drogę do spełnienia marzeń. Bo każdy zasługuje na uczucie szczęścia tak wielkiego, jak to podobne do „Tańca z motylami”...

Recenzja z bloga: https://olabylexi.blogspot.com/2019/08/taniec-z-motylami-recenzja-76.html

Bohaterka „Tańca z motylami” poszukuje swojej drogi do szczęścia. Czy czytanie jej historii sprawia czytelnikowi równie dużą radość, co bohaterce realizowanie swoich marzeń?

Zuzanna mieszka w Toruniu, gdzie uciekła po tym, jak jej serce zostało złamane wiele lat temu. Utrzymuje się z malowania portretów, jednak od wielu lat nie sprawia już jej to przyjemności. Tęskni za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Science-fiction wymieszane z erotyką? Czemu nie! „Kusicielka” Natashy Lucas z pewnością zaspokoi niedosyt takich wrażeń po „Wojowniczce”!

Mikayla nigdy nie miała łatwo – matka urodziła ją tylko dla zasiłku. Choć rodzicielka ją wyzyskuje i sytuacja zmusza ją do pracy na rzecz utrzymania całego domu, dziewczyna cały czas wierzy, że los się do niej jeszcze uśmiechnie. Niestety partner jej matki nie ułatwia jej życia – insynuuje, że dziewczyna go uwodzi.
W końcu dochodzi do najgorszego – mężczyzna próbuje ją zgwałcić. W samoobronie atakuje go, a strach przed konsekwencjami zmusza ją do ucieczki. Jej czyn przeniósłby ją do więzienia w Trzeciej Strefie – a tam czekałby ją jeszcze gorszy los.
Decyduje się na ucieczkę do Drugiej Strefy — tam, gdzie ludzie boją się przebywać, gdyż teren ten należy do Rasy.
Uciekając przed chłodem i deszczem trafia do opuszczonej chaty, która okazuje się celem podróży Jareda, drugiej najważniejszej osoby wśród Rasy. Jego zaskoczenie jest jeszcze większe, gdy okazuje się, że nie dość, że w jego domu ktoś przebywa, to jeszcze jest to osoba mu przeznaczona – a on uciekał od partnerstwa, jak tylko mógł.
Strach przed połączeniem zmusza go do odtrącania Mikayli. Czy jednak uda mu się uciec przed przeznaczeniem? Czy dziewczyna skusi samotnika? Jakie konsekwencje dla Mikayli i Rasy będzie miała ucieczka dziewczyny z Pierwszej Strefy?


Natasha Lucas napisała świetną kontynuację „Wojowniczki”. Mikayla to bardzo wyrazista postać, która przeżyła wiele złego, ale walczy o siebie.

„Kusicielka” jest bardzo dobrą kontynuacją. Ukazuje jeszcze lepszy poziom, niż robił to pierwszy tom – przy pierwszym tomie moim małym zarzutem było wrażenie powtarzalności tekstów – czytając, czułam, że niektóre sceny niczym się nie różniły. W przypadku drugiego tomu znacznie się to poprawiło i wrażenie deja vu było bardzo rzadkie.
W przypadku tego tomu mam jeden zarzut – był za krótki! E-book ma zaledwie 210 stron, które wciągnęłam bardzo szybko. Gdy dotarłam do ostatniej strony, czułam porządny niedosyt. Historia totalnie mną zawładnęła i wyczekiwałam kolejnych zwrotów akcji – tymczasem dostałam epilog, który dał mi nadzieję na dalsze losy i jednocześnie zafundował kaca książkowego.
Natasha Lucas w ciekawy sposób przedstawia wewnętrzną walkę, jaka odbywa się w głowie Jareda. Mężczyzna, pamiętając o tragedii, jaka spotkała jego rodziców oraz wspominając atak, który niemal odebrał mu brata, boi się poddać swojej naturze. Wraz z nim przeżywamy te wszystkie emocje i kibicujemy, by wreszcie mógł zawalczyć o swoje szczęście, a nie tylko pozostałych mieszkańców Siedliska.
„Kusicielka” to świetne, lekko wprowadzone science-fiction – motywy tego typu są wprowadzane stopniowo i nienachalnie. Ważniejsza w tej pozycji jest relacja między Mikaylą i Jaredem, która z każdą kolejną stroną jest coraz intensywniejsza w emocjonalne doznania. Jest to pozycja, która na pewno przypadnie do gustu miłośnikom fantastyki pomieszanej z romansem.
Seria o Rasie to zdecydowanie pozycja, którą warto przeczytać w trakcie urlopu – gdy zacznie się ją czytać, oderwanie od lektury może powodować bezsenność! Akcja nie pozwala na przerwanie czytania w połowie i utrzymuje przy sobie, dopóki nie dojdzie do tego, czego każdy czytelnik wyczekuje.


Lektura „Kusicielki” przeniosła mnie na kilka godzin w niesamowity świat Rasy. Jest to pozycja, która może zaintrygować wiele osób, ale warto też dodać, że książka nie należy do najgrzeczniejszych – zdecydowanie jest to pozycja należąca do literatury dla dorosłych. Ja z czystym sumieniem mogę Wam ją polecić!

Recenzja pochodzi ze strony: https://olabylexi.blogspot.com/2019/08/kusicielka-recenzja-75.html

Science-fiction wymieszane z erotyką? Czemu nie! „Kusicielka” Natashy Lucas z pewnością zaspokoi niedosyt takich wrażeń po „Wojowniczce”!

Mikayla nigdy nie miała łatwo – matka urodziła ją tylko dla zasiłku. Choć rodzicielka ją wyzyskuje i sytuacja zmusza ją do pracy na rzecz utrzymania całego domu, dziewczyna cały czas wierzy, że los się do niej jeszcze uśmiechnie....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Ciekawy przypadek Beniamina Buttona i inne opowiadania. Angielski z Francisem Scottem Fitzgeraldem F. Scott Fitzgerald, Frank Ilya
Ocena 6,6
Ciekawy przypa... F. Scott Fitzgerald...

Na półkach: , , , , ,

Nauka języka poprzez literaturę może być zarówno katorgą, jak i świetną przygodą. Na szczęście z pomocą przychodzi wydawnictwo iFrank, wykorzystujące metodę edukacyjną Ilyi Franka i umożliwiające czytanie tekstu w oryginale z jednoczesnym poznawaniem tłumaczenia.

Pozycja, którą dzisiaj przyszło mi omawiać, to zbiór dwóch opowiadań - „Tył Wielbłąda” oraz „Ciekawy przypadek Beniamina Buttona”.

„Tył wielbłąda” to bardzo zabawna historia, w której pewien mężczyzna stara się o rękę rozkapryszonej kobiety i by to zrobić, decyduje się ją przechytrzyć. Na przyjęciu, na które każdy musi się przebrać, decyduje się wybrać najbardziej nadzwyczajny strój z wypożyczalni - najlepszym do tego wydaje się strój wielbłąda, ale by wyglądał on poprawnie, mężczyzna potrzebował drugiej osoby. Ale kim jest „tył wielbłąda” oraz jak udało im się przechytrzyć kobietę – tego już musicie dowiedzieć się z opowiadania!

Drugim opowiadaniem jest „Ciekawy przypadek Beniamina Buttona”. Jest to historia mężczyzny, który rodzi się jako starszy pan. Rodzice próbują go wychowywać jak niemowlę, ale jest to niemożliwe, gdyż ich dziecko umie mówić. Gdy z biegiem lat okazuje się, że Beniamin zaczyna młodnieć, rozumieją, że jest naprawdę wyjątkowy. Pewnego dnia Beniamin zakochuje się i w końcu decyduje się na ślub ze swoją wybranką. Z biegiem lat ich relacja zmienia się, gdy ona zaczyna się starzeć, a on młodnieć. Aby poznać zmiany i sposób myślenia bohatera, zajrzyjcie do opowiadania!


Czytanie tych opowiadań było dla mnie niezwykłym doświadczeniem. Dzięki temu, że nie czytałam tego w języku ojczystym, musiałam wkładać więcej pracy w zrozumienie i zapamiętanie czytanego tekstu. To sprawiło, że znacznie lepiej przyswajałam informacje przekazywane przez narratora.

Czytelnik, sięgając po tę pozycję, ma 2 opcje do wyboru. Może czytać tekst całkowicie w języku angielskim i tak jak ja tylko czasami zaglądać do tłumaczenia, jeśli naprawdę nie rozumie słowa, które może być znaczące. Może też wybrać czytanie zalecane z góry, czyli czytać fragment po angielsku, który po fragmentach jest tłumaczony i znając treść sięgnąć po ten sam fragment całkowicie w języku angielskim. Oba sposoby są doskonałym ćwiczeniem na zaznajamianie się z językiem.

Język, którym porozumiewa się Fitzgerald, nie jest trudny do zrozumienia, największe problemy może sprawiać zrozumienie zdań z języka potocznego. Czytanie tej pozycji może być doskonałym ćwiczeniem równolegle prowadzonym z nauką języka, jednak moim zdaniem przed sięgnięciem po tę pozycję, powinno się choć trochę znać język. Dla osób po maturze rozszerzonej z języka angielskiego tekst powinien być już bardzo prosty w zrozumieniu i wymuszający sporadyczne sprawdzanie znaczenia.

Jeżeli chodzi o samo wydanie, to troszkę zasmuciło mnie to, że tytuł pozycji obiecuje kilka opowiadań. Poza „Ciekawym przypadkiem Beniamina Buttona” obiecane są „inne opowiadania”, tymczasem otrzymujemy tylko jedno dodatkowe. Co więcej, tytuł wskazuje na to, że to historia Beniamina zacznie książkę, jednak jak otwieramy ją, dowiadujemy się, że jest ono drugie. Są to może drobiazgi, ale mimo wszystko mogą wprowadzać czytelnika w błąd.

Same historie bardzo dobrze mi się czytało, śmiałam się przy nich nieraz, ale też wprowadzały mnie w stan refleksyjny. Muszę także przyznać, że Fitzgerald, który przecież żył na przełomie XIX i XX wieku, napisał historie, które w niczym nie są gorsze od współczesnych dzieł. Są to opowieści, które równie dobrze można by opisać we współczesnym świecie i na pewno nie bylibyśmy mniej zaskoczeni, niż ówcześni bohaterowie.

Pozycja jest bardzo dobrym ćwiczeniem, pomagającym rozwijać swoje umiejętności językowe oraz zapoznawanie się z językiem literackim, przy tym oferując czytelnikowi zabawę. Z tego też powodu z czystym sumieniem mogę Wam polecić tę pozycję i życzyć miłej lektury!

Recenzja z bloga:
https://olabylexi.blogspot.com/2019/07/ciekawy-przypadek-beniamina-buttona.html

Nauka języka poprzez literaturę może być zarówno katorgą, jak i świetną przygodą. Na szczęście z pomocą przychodzi wydawnictwo iFrank, wykorzystujące metodę edukacyjną Ilyi Franka i umożliwiające czytanie tekstu w oryginale z jednoczesnym poznawaniem tłumaczenia.

Pozycja, którą dzisiaj przyszło mi omawiać, to zbiór dwóch opowiadań - „Tył Wielbłąda” oraz „Ciekawy przypadek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Czy nastolatka, od której najbliżsi odchodzą, zwalczy ból i zacznie żyć na przekór wszystkim przeciwnościom? Poznajcie Laurę, bohaterkę powieści „Na przekór"!

Laura nigdy nie miała łatwo. Gdy była mała, odszedł jej ojciec i nie dawał o sobie znaku życia. Jej matka przez to popadła w depresję. Po jakimś czasie udało jej się uspokoić stan psychiczny i zapewniła Laurze spokojne dzieciństwo. Dziewczyna spędziła je z przyjaciółką, z którą obiecały sobie przyjaźń na zawsze. Jednak nie każde „na zawsze” trwa tak długo, jakbyśmy tego chcieli...
Gdy matka Laury zdecydowała się wyjechać do Anglii i obiecała, że młoda Laura do niej dołączy, przyjaciółka dziewczyny, Ula, odsunęła się od niej pod pretekstem strachu przed jej utratą.
Kilka lat później Laura nadal jest w Polsce i mieszka u babci — jej matka nie kontaktowała się z nią. Najlepsza przyjaciółka z dzieciństwa stała się jej wrogiem — na każdym kroku wyśmiewała ją i plotkowała za jej plecami. Na szczęście Laura zawsze mogła liczyć na wsparcie swojej babci oraz najlepszego przyjaciela — Adama.
Nastoletnie życie jest jednak pełne niespodzianek — jedną z nich było spotkanie Filipa. Wspaniałe chwile z chłopakiem dały Laurze poczucie bezpieczeństwa, ale wzbudzały także niepokój — dziewczyna bała się, że i ten od niej odejdzie, jak wszyscy, na których jej zależało. Wtedy zaczynały się dziać jeszcze gorsze rzeczy... Czy dziewczyna na przekór wszystkiemu pozostanie silna i odnajdzie spokój?


„Na przekór” to niezwykła powieść, która porusza bardzo ważne tematy, które mogą dotknąć każdego nastolatka. To historia dziewczyny, która zwalcza mroki przeszłości i uczy się na błędach.

Bohaterowie tej powieści są niezwykli. Każdy z nich jest wyraźnie zarysowany, nie jest po prostu pozytywną lub negatywną postacią. Dzięki temu powieść nie jest mdła, a wręcz intryguje i ciekawi czytelnika na każdym kroku.
Muszę przyznać, że Laura jest chyba najlepszą bohaterką, o jakiej czytałam. Jest tylko człowiekiem, więc popełnia błędy. Jednak wie, że należy się na nich uczyć i zwalczać problemy dzięki podejmowaniu dojrzałych, przemyślanych decyzji. Dziewczyna musi podołać trudom dorastania — pierwsze miłostki, konflikt z przyjaciółmi, nauka do matury, którym towarzyszą dodatkowo problemy związane z niewielkimi funduszami na życie, bycie wychowywaną przez schorowaną babcię i potrzeba pogodzenia szkoły, pracy i wolontariatu. Choć bohaterka jest kumulacją wszelkich problemów, nie atakuje czytelnika zmianami w życiu, a raczej wprowadza je stopniowo i płynnie. Dodatkowym atutem Laury jest to, że wreszcie spotkałam się z bohaterką o podobnym poczuciu humoru do mojego. W wielu powieściach bohaterki mają pospolity humor albo przeciwnie — całkowicie nie przejawiają żadnych objawów humoru. Agata Polte stworzyła zdecydowanie nietuzinkową postać, którą na pewno będę dobrze wspominać.

Agata Polte poruszyła nie tylko ważny temat problemów dorastania, ale także zwróciła uwagę na przykre losy zwierząt mieszkających w schroniskach. Pokazała, jak czasami niewiele trzeba by uszczęśliwić takie psiaki — podkreśliła, że już samo towarzystwo człowieka może je poruszyć. Choć wiadomo, że nie każdy może takiego zwierzaka adoptować, zauważa, że wolontariat w schronisku nikogo nie kosztuje, a naprawdę może zdziałać wiele. Dla bohaterki taka pomoc była niezwykle ważna, co tylko podkreślało, jak wrażliwą jest osobą.

Autorka także pokazuje jak ważne są więzy rodzinne — podkreśla, że należy je pielęgnować. Jeżeli tego zabraknie, dziecko w końcu się odsuwa i zaczyna bardziej nienawidzić rodzica, niż go kochać. Pokazane to było na sytuacji Laury — o ojcu po prostu nie myślała, bo nigdy nie obiecał do niej wracać. Z matką wytworzyła więź w dzieciństwie, ale gdy ta ją opuściła, więź została przerwana. Dziewczyna zaczęła nienawidzić swojej matki za to, że ta ją zdradziła. Z babcią bohaterka wytworzyła więź we wczesnym dzieciństwie i dla niej Laura była gotowa oddać wszystko — bo to babcia była przy niej zawsze w najgorszych sytuacjach — wspierała ją i okazywała zrozumienie, nawet jeśli nie wiedziała, co się stało.

Agata Polte napisała niezwykłą powieść, którą wciągnęłam w trakcie podróży (choć to chyba nie był zbyt dobry pomysł, bo spotkałam się z dziwnymi spojrzeniami kierowanymi do mnie 😅). Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, ale na pewno nie ostatnie. Tę powieść gorąco polecam, bo mną po prostu zawładnęła. Mam nadzieję, że i na innych czytelnikach zrobi równie duże wrażenie.

Recenzja z bloga: https://olabylexi.blogspot.com/2019/07/na-przekor.html

Czy nastolatka, od której najbliżsi odchodzą, zwalczy ból i zacznie żyć na przekór wszystkim przeciwnościom? Poznajcie Laurę, bohaterkę powieści „Na przekór"!

Laura nigdy nie miała łatwo. Gdy była mała, odszedł jej ojciec i nie dawał o sobie znaku życia. Jej matka przez to popadła w depresję. Po jakimś czasie udało jej się uspokoić stan psychiczny i zapewniła Laurze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

„Pielęgniarki” to Powieść napisana przez Christie Watson, w której autorka przedstawia swoje doświadczenia ze szpitalnego życia.

Wraz z pielęgniarką poruszamy się po różnych oddziałach szpitalnych i poznajemy niezwykłe wydarzenia, które dla pielęgniarek są codziennością. Odkrywamy tajemnice medycznego świata i wraz z autorką cieszymy się wraz z pacjentami lub tak jak ona żałujemy ich.
Christie Watson przedstawia bardzo ważne aspekty życia pielęgniarki i pokazuje, że zasady, które teoretycznie dotyczą pielęgniarek, nie mają swojego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Pielęgniarka przede wszystkim jest człowiekiem i jej zadaniem jest opieka nad innymi ludźmi – musi ich pielęgnować, ale także zrozumieć ich problemy oraz próbować pocieszyć, jeśli pacjent tego potrzebuje. Lekarz to osoba, która leczy ciało, a pielęgniarka leczy duszę – musi zapewnić swoim podopiecznym spokój i znaleźć metodę na uspokojenie nie tylko pacjentów, ale także ich rodzin.

Przy tej powieści miałam problem, żeby powstrzymać łzy. Gdy czytałam zwłaszcza wspomnienia autorki z oddziałów dziecięcych, aż nie mogłam uwierzyć, że takie wydarzenia mogą dotyczyć młodych, niewinnych osób. Także i na starszych oddziałach nie brakowało powodów do smutku – mogliśmy wraz z Christie obserwować samotność, która bardzo godziła w serce. Oczywiście autorka pokazywała też sceny, które miały dać nadzieję i pokazywały losy pacjentów wyleczonych, czekających na wypis do domu.

Christie Watson pokazuje też, jak bardzo ważna jest praca pielęgniarki, co sama szczególnie zauważyła, gdy przedstawiła prywatne doświadczenia, w których jej rola się zmieniła i zamiast być pielęgniarką, jest rodziną pacjenta, który cierpi. Wtedy obserwuje działania pielęgniarki i zauważa schematy, którymi wszystkie one muszą się kierować wobec pacjenta i jego rodziny.

To, co szczególnie podoba mi się w tej powieści, a jednocześnie przez to jest tak przerażające, to fakt, że książka przedstawia rzeczywiste wydarzenia – tam bohaterowie nie są wymyśleni przez autorkę – ich choroby są prawdziwe i pielęgniarka rzeczywiście się z nimi zmagała. Niektóre sytuacje są aż zatrważające, przez to wydają się niemożliwe, ale przez to prowadzą do refleksji i wywołują w czytelniku zrozumienie i może nie akceptację, ale przyswojenie do wiadomości, że to, co czyta, rzeczywiście się dzieje w szpitalach.

Christie Watson też pokazuje, jak bardzo nie docenia się tej profesji – w końcu pielęgniarka to nie jest zwykły pracownik szpitala, tylko to jest osoba, która przebywa przy pacjencie i wspiera nie tylko jego, ale także jego rodzinę. Podkreśla, że pielęgniarki mają problem, by działać cały czas zgodnie z etyką i zasadami – choćby tą, która mówi, iż nie wolno się przywiązywać do pacjenta. Czas, jaki spędzają z pacjentami, sprawia, że nie są w stanie się nie przywiązać i mimo wszystko przeżywają bardzo śmierć pacjentów, a także bardzo się cieszą, kiedy ich pacjent może wyjść do domu i po prostu cieszyć się życiem.

Ta książka sprawiła, że jednocześnie nie chciałam jej kończyć i jak najszybciej pragnęłam dotrzeć do końca, aby dowiedzieć się, co jeszcze odkryje przede mną Christie Watson. Wydarzenia przez nią przedstawiane dawały wiele sprzecznych emocji — jednocześnie odczuwałam przerażenie, ekscytację, nadzieję, smutek… Mimo negatywnych emocji, to dla tych pozytywnych szczególnie czytałam tę książkę. Naprawdę podziwiam Christie Watson za to, że chciała i że zdecydowała się na tę profesję i mam nadzieję, że każdy, kto by trafił na jakąkolwiek pielęgniarkę, trafiłby na taką osobę, jaką właśnie jest Christie.

Na pewno nie polecam tej książki osobom o słabych nerwach, bo wydarzenia są czasami naprawdę pełne akcji i mogą zmusić do morza łez i załamania. Mimo wszystko uważam, że jeżeli ktoś jest w stanie przetrwać takie multum emocji, to zdecydowanie polecam sięgnąć po tę pozycję, bo pokazuje, z czym tak naprawdę walczą pielęgniarki w szpitalu.

Recenzja z bloga: https://olabylexi.blogspot.com/2019/06/pielegniarki-sceny-ze-szpitalnego-zycia.html

„Pielęgniarki” to Powieść napisana przez Christie Watson, w której autorka przedstawia swoje doświadczenia ze szpitalnego życia.

Wraz z pielęgniarką poruszamy się po różnych oddziałach szpitalnych i poznajemy niezwykłe wydarzenia, które dla pielęgniarek są codziennością. Odkrywamy tajemnice medycznego świata i wraz z autorką cieszymy się wraz z pacjentami lub tak jak ona...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , ,

Są książki, które intrygują. Są takie, które wciągają. I są też takie, jak „Testament życia”, w których się zatracamy i przeżywamy wszystko z bohaterami!

Anię poznajemy w dniu jej osiemnastych urodzin. Dziewczyna otrzymuje tajemniczą paczkę, jednak zanim ją otwiera – czas na imprezę urodzinową! Kto nie lubi swoich urodzin? No cóż – Anna zapamięta je na długo – no, chyba że… A może tajemnicza paczka pozwoli jej całkowicie zapomnieć o nieprzyjemnych wydarzeniach?

Gdy nastolatka otwiera pudełko, okazuje się, że znajduje się w nim dziennik jej matki oraz kilka listów. Ta wysyła ją na Hel, gdzie będzie mogła odkryć tajemnice rodzinne. Czy będzie w stanie pogodzić się z tym, czego się dowie? Jak wiele kłamstw związanych jest z jej matką i ciotką? I dlaczego ojciec Ani nie chce jej opowiadać o matce?


Historia Anny totalnie mną zawładnęła. Były takie momenty, że zastanawiałam się, co powinnam zrobić. Dopiero po chwili przytomniałam – przecież to nie moje życie! Wraz z nią poznawałam tajemnice rodzinne i nie dowierzałam.

Listy, które na początku czyta Ania, powoli wprowadzały akcję. Dziennik jej matki pozwolił zrozumieć kilka aspektów, jednak to historia, którą opowiada Jaśka, ciotka Anny wprowadza czytelnika na rollercoaster emocji. Historia bliźniaczek porusza i nie pozwala skończyć czytać, dopóki nie pozna się końca tej niesamowitej historii.

Jagna Rolska doskonale wprowadza czytelnika w czasy, w których rozgrywa się akcja – wydarzenia z lat 90. XX wieku opatrzona jest nie tylko w niezwykłe wydarzenia, ale także autorka pokazała dbałość o szczegóły – przypomina o czasach, których ja nie znałam, ale dzięki dokładnym opisom, choć na chwilę mogłam sobie wyobrazić, jak mogło wyglądać moje życie, gdybym wtedy żyła.

Stopniowe wprowadzanie faktów sprawia, że czytelnik ma możliwość puścić wodze wyobraźni. W trakcie czytania można złapać chwilę, na wyobrażenie sobie dalszego toku wydarzeń, po czym autorka nagle wprowadza nowe informacje, które całkowicie niszczą to, co w naszej głowie już się utworzyło. To sprawiło, że czytanie stało się jeszcze bardziej ekscytującą lekturą.

Mimo że obrotów wydarzeń było sporo, przejścia były na tyle wyraźne, że nigdy nie brakowało mi informacji. Wspomagały to daty, które rozpoczynały każdy rozdział i kierowały na okres, w jakim wydarzenia miały miejsce.

Jeśli spojrzymy do spisu treści, znajdziemy tam listę 7 rozdziałów. Co ciekawe 6, przedostatni, jest z nich najdłuższy. Zajmuje ponad 200 stron, czyli tyle, ile czasami mają książki, które stanowią osobne historie. Jednak to reakcja Anny na historię rodziny w siódmym rozdziale jest tak znacząca, dlatego bardzo dobrze, że autorka nie sugerowała się jednolitą długością rozdziałów – dzięki temu jeszcze szybciej czytało się książkę (w końcu – jeszcze tylko jeden rozdział!). To czas wydarzeń nakazywał zmianę rozdziału, a nie chęć pisania krótkich czy średniej długości rozdziałów – podziwiam za to autorkę, bo nie jestem pewna, czy sama byłabym w stanie powstrzymać się przed podziałem na rozdziały w niektórych miejscach!

Bardzo lubię czytać książki polskich autorów. Zawsze miło mi się poznaje tak niesamowite historie, których akcja dzieje się w naszym kraju. „Testament życia” to coś więcej niż tylko historia o jakiejś spuściźnie. To opowieść o poznawaniu prawdy, samego siebie oraz odkrywaniu prawdziwej ludzkiej natury. Autorka nie tylko doskonale przedstawiła historię, ale także pokazała, jak okrutne mogą być realia w polskiej szkole. Jagna Rolska nie upiększa świata nastolatków – odkrywa przed czytelnikiem, jak wiele złego może dokonać młody człowiek rówieśnikowi pod wpływem emocji.

Do powieści Jagny Rolskiej na pewno będę wracać myślami. Jest to historia, która mnie bardzo wciągnęła. Jeśli lubicie odkrywanie zagadek wraz z bohaterami, to poznajcie „Testament życia”! Na pewno się nie zawiedziecie!

Recenzja pochodzi z bloga: https://olabylexi.blogspot.com/2019/06/testament-zycia-recenzja-71.html

Są książki, które intrygują. Są takie, które wciągają. I są też takie, jak „Testament życia”, w których się zatracamy i przeżywamy wszystko z bohaterami!

Anię poznajemy w dniu jej osiemnastych urodzin. Dziewczyna otrzymuje tajemniczą paczkę, jednak zanim ją otwiera – czas na imprezę urodzinową! Kto nie lubi swoich urodzin? No cóż – Anna zapamięta je na długo – no, chyba...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , ,

„Gaming House” to książka, o której wydawnictwo zapewnia, że jest „wspaniałą, lekko humorystyczną historią”. Czy rzeczywiście tak jest?


Powieść przedstawia losy ośmiorga przyjaciół, którzy mieszkają w jednym domu. Swój dom nazywają Gaming House, ponieważ uważają go za swój mały raj – miejsce, gdzie mogą grać, ile tylko chcą i nie muszą słuchać marudzenia rodziców. Większość z nich nie opuszcza domu, jeśli nie mają w danym momencie wykładów albo nie przypada jego kolej na zrobienie zakupów (a są tacy, którzy do tego potrzebują GPSa!).

Jak żyją w tak dużej grupie? Czy fascynacja grami rzeczywiście jest w stanie spajać tak dużą grupę?


Dominika Smoleń miała bardzo ciekawy pomysł – gry komputerowe są teraz bardzo popularne, a książek, w których bohaterowie w nie grają, do tej pory nie spotkałam. Niestety – choć sam pomysł był naprawdę ciekawy, jego realizacja mnie nie przekonała. Geek to osoba introwertyczna, która w takiej grupie, nawet jeżeli osób lubianych, po prostu nie dałaby rady tak długo przetrwać. Dodajmy, że prawdziwym geekiem była może jedna osoba – Filip. Michał i Gabriel byli po prostu graczami, którzy wykorzystywali swoje umiejętności, do zaciągnięcia panienek do łóżka. Aleksander, najmłodszy z przyjaciół jeszcze nie skończył szkoły i zdarzało mu się grać, ale mimo wszystko jednak się uczył – nie to, co pozostali, którzy przypomnieli sobie o nauce jakoś na tydzień przed sesją. Dziewczyny chyba ani razu w książce nie grały, ich zajęcia najbardziej przypominały coś naturalnego. Rafał był po prostu zakochany w Klarze i czasami wchodził w głupie zakłady z chłopakami.

Okładka książki jest naprawdę ładna i przyciąga wzrok. Niestety, moim zdaniem nie jest adekwatna do treści – daje wrażenie, że jest to lekka, przyjemna, letnia historyjka. Tymczasem bohaterowie prawie w ogóle nie wychodzą z domu. Wydaje mi się, że bardziej pasowałaby pierwsza okładka, która z góry daje wrażenie, że bohaterowie będą uzależnieni od komputera. Może nadal nie oddawałaby treści, ale przynajmniej lepiej odzwierciedlałaby nastrój, jaki towarzyszy czytelnikowi.

Historia jest opowiadana przez wszystkich bohaterów – niestety brakowało mi cofnięcia się do różnych wydarzeń przez inne postaci. Każde z nich przedstawia historię w pierwszej osobie, co tylko bardziej wprowadza zamieszanie przy czytaniu. Brakowało mi również umiejscowienia akcji w czasie – choćby zwykłym napisaniu, w jakim dniu tygodnia miała miejsce akcja. Raz rozdziały kontynuowały poprzednie, innym razem działy się następnego dnia, po czym nagle przenosiliśmy się o kilka tygodni – a przynajmniej tak mi się wydaje.

Oczywiście w książce nie zabrakło dbania o poprawność polityczną – pojawiały się osoby różnej narodowości, o różnym kolorze skóry. Były też osoby o różnej orientacji – trzy główne bohaterki były biseksualne – co jasno podkreśliły. Klara, mimo że miała chłopaka, również przejawiała zainteresowanie przyjaciółkami. Chociaż i tak przy Michale czy Gabrielu była przykładem cnót.

Z pozytywnych aspektów – bardzo się cieszę, że na końcu książki pojawił się mały przewodnik po LoLu – nigdy w tę grę nie grałam, więc dzięki niemu rozumiałam, o czym przyjaciele mówili.

Książka moim zdaniem miała bardzo duży potencjał. Możliwe, że gdyby autorka zdecydowała się na mniejszą liczbę bohaterów, historia wypadłaby znacznie lepiej.

Jeżeli chodzi o grupę docelową – moim zdaniem książka najbardziej przypadłaby do gustu 15-17latkom – są to osoby już świadome wulgaryzmów (podejrzewam wręcz, że używają ich częściej niż dorośli), więc te nie powinny ich gorszyć, a może i nawet humor tej książki byłby dla nich zrozumiały. Dla starszych czytelników lektura może być mniej przyjemna i powodować zmieszanie.

Chciałabym móc napisać, że wszyscy powinni czytać tę książkę. Chciałabym polecać ją wszystkim, bo w końcu dochody z tej książki idą na cele charytatywne. Niestety, książka bardzo mnie zawiodła – miało być humorystycznie, zamiast tego otrzymałam przerażenie narastające z każdą stroną. Jeśli ktoś jest ciekawy, to oczywiście nie bronię sięgnięcia po tę pozycję – trzeba przekonać się na własnej skórze, czy książka przypadnie do gustu.
Recenzja z bloga: https://olabylexi.blogspot.com/2019/06/gaming-house-recenzja-70.html

„Gaming House” to książka, o której wydawnictwo zapewnia, że jest „wspaniałą, lekko humorystyczną historią”. Czy rzeczywiście tak jest?


Powieść przedstawia losy ośmiorga przyjaciół, którzy mieszkają w jednym domu. Swój dom nazywają Gaming House, ponieważ uważają go za swój mały raj – miejsce, gdzie mogą grać, ile tylko chcą i nie muszą słuchać marudzenia rodziców....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , ,

„Aremil Iluzjonistów. Opowieści” to zbiór opowiadań rozwijających uniwersum, jakie stworzyła Alicja Makowska. Tak jak i ja, pozwólcie sobie oczarować się niezwykłemu światu Iluzjonistów!

Opowieści to zbiór sześciu opowiadań, pozornie w większości ze sobą niezwiązanych. Rozpoczyna je „Błędny Ognik”, czyli historia z czasów szkolenia Luv, Ellen i Yaxiela.

W „Przez granice do Nieba” poznajemy młodość Najimaru Oroshiego i dowiadujemy się, dlaczego tak mu zależało na przejęciu władzy nad Arkadią.

„Gwiazdy umierają w ciszy” rozpoczyna opowiadania, które dzieją się już po wydarzeniach z „Aremil Iluzjonistów. Wschodnie rubieże” i przedstawia losy Luv jako głównej obrończyni Arkadii. Zaraz za nim „Za głosem serca” otwiera bardziej romantyczną opowieść, która przedstawia perspektywę Ellen, z przerwą na przeszłość jej ciotki Namier, w której obserwujemy jak odbiera starania Yaxiela. Zaraz po tym poznajemy pogląd na te same starania samego mężczyzny (który widzi to jako jeszcze większe męki niż dziewczyna!) oraz jego rozważania nad spełnieniem marzenia o zostaniu liderem.

„Honor odziedziczony po przodkach” to perspektywa Mistrza Minaro, który prowadzi rozważania nad piastowanym stanowiskiem oraz rozstrzyga, czy dalej będzie żył bolesną przeszłością, czy otworzy się na nowe doznania.

Zbiór wieńczy opowieść „Powrót na Wschód”, w którym Ellen wybiera się na misję, która jednocześnie ma pomóc jej uwierzyć w swoje umiejętności nauczycielskie.


O każdym z opowiadań musiałam napisać krótko, bo do zrozumienia tematyki historii wszystkich bohaterów i tak należałoby wcześniej poznać wcześniejsze powieści. Uważam, że uniwersum jest naprawdę warte uwagi, gdyż Iluzjoniści w nim nie są zwykłymi magikami, a ludźmi o niezwykłej mocy.

Dlaczego, znając uniwersum, warto zajrzeć również do „Opowieści”? Bo to wspaniałe historie, czasami chwytające za serce, wywołujące wiele emocji i trzymające w napięciu. Gdy skończyłam czytać tę książkę (a zajęło mi to tylko kilka godzin, a nie zwyczajowe kilka dni) napisałam od razu do autorki, by oznajmić, że chyba jej nie wybaczę bólu, który mi zadała (no, dobra, jak wyjdzie kolejna część, to może odkupi swoje winy).

Na początku tej książki znajduje się mapka, która pozwala nam wyobrazić sobie świat, po jakim poruszają się bohaterowie. Dzięki temu widzimy, jak długą wyprawę rzeczywiście muszą odbyć. Brakowało mi jedynie zaznaczenia dokładnych miejscowości, ale i bez tego szybko orientowałam się, gdzie przebywam, podążając za bohaterami.

Warto też dodać, że mimo natłoku bohaterów, nigdy nie miałam problemu, by się połapać, która postać w danej chwili jest tą główną. Jest to spowodowane faktem, iż każda z osób jest wyjątkowa na swój sposób, nie jest przerysowana i dąży do doskonałości w sposób naturalny, pełen błędów, ale przy tym uczy się na nich.

Książki Alicji Makowskiej to fantastyka, której naprawdę zaczyna mi brakować na polskim rynku wydawniczym – ucieka od schematów, intryguje, wymusza skupienie. To nie jest historyjka o trójkącie miłosnym, o nagłym poznaniu całego świata pełnego magii – bohaterowie od samego początku w nim żyją i są świadomi swojego talentu. Poznajemy ich drogę do doskonałości, a nie przypadkowe zdolności, które można by nazwać ogromnym szczęściem.

Dzięki historiom o Iluzjonistach mogę, choć na jakiś czas, oderwać się od rzeczywistości i przenieść w naprawdę wyjątkowy świat. Czytając, łapałam się na tym, że czułam się bardziej uczestnikiem wydarzeń, niż obserwatorem. Mam nadzieję, że i innym czytelnikom „Opowieści” dostarczą takich wrażeń. Gorąco zachęcam, by poznać wszystkie z książek o Iluzjonistach! Na pewno nie zawiodą prawdziwego miłośnika fantastyki!

Recenzja z bloga:
https://olabylexi.blogspot.com/2019/06/aremil-iluzjonistow-opowiesci-recenzja.html

„Aremil Iluzjonistów. Opowieści” to zbiór opowiadań rozwijających uniwersum, jakie stworzyła Alicja Makowska. Tak jak i ja, pozwólcie sobie oczarować się niezwykłemu światu Iluzjonistów!

Opowieści to zbiór sześciu opowiadań, pozornie w większości ze sobą niezwiązanych. Rozpoczyna je „Błędny Ognik”, czyli historia z czasów szkolenia Luv, Ellen i Yaxiela.

W „Przez granice...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Czy miłość można sobie zastąpić? Co miała na myśli Beata Majewska, tytułując swoją najnowszą powieść „Zastępcza miłość”?

Julia wraz z koleżankami ze studiów wybiera się na wakacje do Monako. Spontanicznie decyduje się na samotne poranne zwiedzanie. Wychodząc do centrum Monako, nie spodziewa się, że otrzyma tam niecodzienną ofertę.

Gdy dziewiętnastolatka poznaje Diamonda Kinga, świat jakby obraca się dla niej o 180 stopni. Zaczyna poznawać świat, w którym cena nie gra roli, wakacje spędza się nie w najtańszych hotelach tylko we własnych zagranicznych rezydencjach, garderoby są zapełnione nowinkami od projektantów, a relacje są toksyczne, przepełnione jadem intryg.

W świecie bogaczy Julia musi bardzo szybko opanować utrzymywanie sekretów oraz przywyknąć do napięcia, które jest związane z pędzącym stylem życia. A nie będzie to dla niej łatwe zadanie, gdy przystojny Diamond King zawróci jej w głowie. Jednak czy ich relacja ma rację bytu? Czy zadania, które oboje mają do wykonania, nie sprawią, że zaczną się od siebie oddalać? Jak skończy się burzliwy romans w obliczu problemów, jakie pojawią się w ich życiach?


Jeżeli ktoś, poznając tytuł książki, tak jak ja, podejrzewał ją o historię zranionej nastolatki, która znajduje miłość na chwilę, zastępczą, którą później zastąpi właściwa – może zapomnieć o tej wersji wydarzeń. Choć te wątki w jakiś sposób się pojawiają to zupełnie nie w tej wersji, jaką możemy sobie wyobrażać.
Jeżeli spodziewamy się historii zakochania się w milionerze (w końcu imię i nazwisko bohatera są tu znaczące) i zakończonej niczym w „Pięćdziesięciu twarzach Greya” także musimy ją odrzucić.
Zatem o czym rzeczywiście jest ta książka?

„Zastępcza miłość” jest jedną z niewielu takich książek, przy których czułam, że naprawdę muszę robić notatki. W poprzednich przypadkach było to spowodowane licznymi błędami, chęcią podkreślenia absurdu. W przypadku tej pozycji te notatki służyły mojemu poskładaniu myśli – Beata Majewska zaserwowała istny rollercoaster emocji! Przy tej książce zdarzały mi się łzy, wybuch śmiechu, złość, współczucie, niedowierzanie.

Książka Beaty Majewskiej to zbiór wielu nieszczęśliwych wypadków, nieprawdopodobnych obrotów wydarzeń i niespodziewanych zwrotów akcji. Sytuacje te są tak bardzo niemożliwe, by miały miejsce w realnych życiu, że aż cieszę się, że jest to po prostu fikcja – dzięki temu mogłam się przy niej naprawdę dobrze bawić.

Choć oczywiście jest to fikcja, miejscami brakowało mi realizmu – zwłaszcza tego związanego z dialogami. To chyba jedyny taki minus, który mi przeszkadzał przy czytaniu tej powieści – Julia podkreśla, że nie jest jakoś bardzo zaawansowana w użytkowaniu języka angielskiego, co objawia się, chociażby, gdy zastanawia się, jak opisać jednej z postaci, czym jest krochmal, gdyż nie zna określenia na to z języka angielskiego. Ale za to wie, jak powiedzieć „inna para kaloszy”, „dzyndzel”, a także rozumie słowo „dziewucha”. Zna także angielską wersję idiomu „nie rób ojca dzieci robić”. Są to takie drobiazgi, przez które żałowałam, że nie jest to książka tłumaczona z języka angielskiego – wtedy takie tłumaczenie byłoby po prostu dostosowane do naszego języka użytkowego - w tym wypadku jest to przedstawienie, jak Julia odbiera te rozmowy. Brakowało mi też naleciałości z języka angielskiego, które byłyby adekwatne w dialogach w tym języku. Jednak, jak już wspominałam – były to drobiazgi, które mimo wszystko nie odebrały mi przyjemności z czytania.

Warto również w tym miejscu dodać, że jeśli ktoś jest, tak jak ja, bardzo czuły na błędy czy literówki w książkach, to w tej pozycji nie znajdzie ich wiele. Czytając, naliczyłam tylko jedną, choć nie obiecuję, że jest jedyną, ale dla mnie była jedyną zauważalną (Polegała na tym, że zamiast „Tym razem zawiodła” zdanie brzmiało „Ty razem zawiodła”, czyli błąd jest naprawdę niewielki). Panie Redaktor oraz Korektor wykonały kawał dobrej roboty.

Myślę, że należy zwrócić również uwagę na postać Julii, która, choć jest bardzo młoda, staje przed wieloma problemami, w których obliczu nawet wielu dorosłych miałoby problem, by im sprostać. Nie wyobrażam sobie, bym jako rówieśniczka Julii, była w stanie podjąć równie dojrzałą decyzję. Dziewczyna przy tym wszystkim, co dzieje się w jej życiu, jest bardzo naturalna, reaguje emocjonalnie (czego od niej zawsze oczekiwałam!), nie jest też bohaterką, która od razu wtapia się w życie milionerów – gdy próbuje sera pleśniowego (który jej kojarzy się jedynie z dziwnymi upodobaniami bogaczy) jasno artykułuje swoją opinię - „I paskudny. Błe”.

„Zastępcza miłość” to powieść, która zaskakuje czytelnika na każdej stronie. Historia Julii chwyta za serce, zachęca do refleksji, a przy tym miejscami bawi do łez. Przy bardzo dobrym wrażeniu, które wywołały historia, kreacja bohaterów oraz styl pisania, defekt, o którym wspominałam, nie miał żadnego znaczenia. Miłośnicy romansów i literatury obyczajowej z pewnością się nie zawiodą!

Recenzja z bloga: https://olabylexi.blogspot.com/2019/06/zastepcza-milosc-beata-majewska.html

Czy miłość można sobie zastąpić? Co miała na myśli Beata Majewska, tytułując swoją najnowszą powieść „Zastępcza miłość”?

Julia wraz z koleżankami ze studiów wybiera się na wakacje do Monako. Spontanicznie decyduje się na samotne poranne zwiedzanie. Wychodząc do centrum Monako, nie spodziewa się, że otrzyma tam niecodzienną ofertę.

Gdy dziewiętnastolatka poznaje Diamonda...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Playboy za sterami Vi Keeland, Penelope Ward
Ocena 7,5
Playboy za ste... Vi Keeland, Penelop...

Na półkach: , , , ,

Vi Keeland i Penelope Ward napisały powieść, która swoją akcją wznosi czytelnika w przestworza i pozwala przenieść się w dowolną część świata wraz z Kendall Sparks.

Kendall musi podjąć bardzo ważną decyzję. Od tego, czy zdecyduje się zajść w ciążę, zależy możliwość przejęcia przez nią spadku po zmarłym dziadku. Chęć podjęcia jakiejś decyzji w tej sytuacji sprawia, że trafia na lotnisko, gdzie ma nadzieję, iż wyruszenie w podróż na małe wakacje pozwoli jej ułożyć myśli. Tam poznaje niezwykłego Tripa.

Carter Clynes, znany też jako Trip, wywołuje w Kendall rollercoaster emocji. Podróż, w którą z nim wyrusza, sprawia, że dziewczyna, zamiast podjąć decyzję, ma jeszcze większy mętlik w głowie. Choć jest świadoma, że związek z nim nie mógłby skończyć się dobrze, pozwala się nieść odkrywanym przez siebie uczuciom i niezamierzenie – pozwala sobie na zauroczenie.

Gdy Kendall poznaje Cartera, nie odnajduje w nim tego, za kogo wszyscy go uważają – playboya i casanovy. Zauważa w nim wrażliwość, romantyzm i empatię. Jednak czy są one prawdziwe, czy może tylko na pokaz? Czy podróż z Kendall jest w stanie zmienić jego postawę do związków? Czy Carter będzie w stanie być w prawdziwym związku?

Czas mija, a decyzja nadal czeka, aż Kendall ją podejmie. Czy dziewczyna zyska spadek po dziadku? Czy zgodzi się na macierzyństwo?


Autorki w swojej powieści przedstawiły niesamowitą historię, która sprawiła, że nie mogłam się od niej oderwać, aż dotarłam do ostatniej strony.

Kendall miała bardzo trudną decyzję do podjęcia, z którą prawdopodobnie wielu starszych mogłoby nie podołać psychicznie. Ona jednak wykazała się niezwykłą odwagą i nie pozwoliła, by strach przed przyszłością wpływał na jej osobowość i każdą z decyzji podejmowała z dużą dozą ostrożności. Jest to jeden z moich ulubionych typów głównych bohaterek, ponieważ jej zachowanie było bardzo naturalne, autorki nie wyolbrzymiały jej zalet – pamiętały o jej wadach i często je podkreślały, by przypomnieć, że Kendall jest tylko człowiekiem i ma prawo działać impulsywnie.

Bardzo ciekawą postacią był też Carter. Jego przeszłość wielokrotnie przypominała o sobie w trakcie akcji powieści, co wielokrotnie nadawało dynamiki wydarzeniom. Przed Kendall mężczyzna ujawnia swoją prawdziwą naturę, która okazuje się nieco inna, niż ta, o którą podejrzewano by tytułowego „Playboya”. Autorki w ten sposób pokazały, jak krzywdzące może być ufanie jedynie pozorom, a także jak ważne jest, aby pozwolić poznać siebie w naszym naturalnym środowisku.

Wielokrotnie łapałam się na tym, że zastanawiałam się, kiedy Kendall w końcu wyrzuci Carterowi jego przeszłość. Ona jednak uparcie wykazywała się zrozumieniem i empatią. Choć nie można powiedzieć, aby w jej reakcjach brakowało zazdrości, nie da się ukryć, że bardzo trudno było ją wywołać. Czasem było to aż irytujące, ale przez to wywoływało jeszcze większą gamę uczuć i zachęcało mnie do dalszego poznawania losów bohaterów.

Do tej pory nie czytałam innych książek autorstwa Vi Keeland czy Penelope Ward. „Playboy za sterami” w wykonaniu tego duetu bardzo mi przypadł do gustu, dlatego w przyszłości na pewno jeszcze nie raz sięgnę po inne powieści tych autorek.

Penelope Ward i Vi Keeland poruszają kilka dość ważnych spraw w swojej powieści. Przedstawiają trud, jakim może być podjęcie decyzji o macierzyństwie, piszą o niezwykłej miłości, o tym, jak duży wpływ na naszą psychikę mogą mieć drobne wydarzenia w naszym życiu i jak ważne jest dbanie o relacje rodzinne. Gorąco zachęcam do zapoznania się z historią Kendall i Cartera, ponieważ jest napisana lekkim, przyjemnym językiem, a przy tym jest to powieść trzymająca w napięciu i niepewności.

Recenzja z bloga: https://olabylexi.blogspot.com/2019/03/playboy-za-sterami-recenzja-65.html

Vi Keeland i Penelope Ward napisały powieść, która swoją akcją wznosi czytelnika w przestworza i pozwala przenieść się w dowolną część świata wraz z Kendall Sparks.

Kendall musi podjąć bardzo ważną decyzję. Od tego, czy zdecyduje się zajść w ciążę, zależy możliwość przejęcia przez nią spadku po zmarłym dziadku. Chęć podjęcia jakiejś decyzji w tej sytuacji sprawia, że...

więcej Pokaż mimo to