-
Artykuły
Weź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę „Piękne życie” Virginie GrimaldiLubimyCzytać6 -
Artykuły
„A co innego miał powiedzieć?”. Powieść rosyjskiego pisarza wycofana po poparciu PutinaKonrad Wrzesiński22 -
Artykuły
„Johnny Panika i Biblia Snów“: 32 opowiadania Sylvii Plath w końcu w polskim przekładzieLubimyCzytać4 -
Artykuły
Pustkę wypełnić opowieścią. Maciej Sieńczyk i „Spotkanie po latach”Konrad Wrzesiński1
Biblioteczka
2024-01-09
2023-12-05
To moje drugie spotkanie z powieściami historycznymi Macieja Hena i choć może nie jest to klasyka gatunku, to muszę przyznać, że książki trzymają poziom i czyta się je bardzo dobrze. "Segretario" opowiada o życiu Filipa Kallimacha, XV-wiecznego poety włoskiego, który wiele lat spędził w Krakowie, będąc m.in. doradcą króla Jana Olbrachta. Wydarzenia czytelnik poznaje z punktu widzenia Georga Starkfausta, sekretarza Kallimacha, który tak naprawdę jest... kobietą. Niemiecką dziewczyną, która chciała wyrwać się z domu i rozpocząć edukację, czego nie mogła robić w tamtych czasach pod własnym imieniem. Przebrała się więc za mężczyznę, przeprowadziła do Krakowa, rozpoczęła studia na Akademii, jednocześnie pracując jako sekretarz poety i mieszkając w jego domu. Narratorka pisze listy do swojej przyjaciółki z dzieciństwa, opowiadając w nich najpierw o swojej podróży do Polski, o średniowiecznym Krakowie, o nauce i o tym, jak ciężko jej się ukrywać - przyznam, że takie ciekawostki z życia kobiety udającej mężczyznę były dla mnie prawdziwym smaczkiem i bardzo urozmaiciły lekturę.
Trochę mniej trafił do mnie sam Filip Kallimach, choć sporo się o nim dowiedziałam z powieści Hena. Jednak jako że konstrukcja powieści jest jaka jest, tzn. historię poety poznajemy z ust jego "sekretarza" zdającego relację swojej przyjaciółce, jest ta historia mocno wyrywkowa i często nieułożona chronologicznie. O niektórych faktach narratorka dowiaduje się wcześniej, a szczegóły poznaje wiele miesięcy później, o niektórych rzeczach nie dane się jej nigdy dowiedzieć. Trochę ta wyrywkowość mnie na początku męczyła, zwłaszcza że przeplatała się z opowiadaniami dziewczyny o jej własnym życiu, jej wspomnieniami, różnymi wątkami związanymi z bieżącymi problemami Kallimacha... Nie jestem fanką skakania po tematach i po różnych okresach, więc psuło mi to trochę odbiór lektury. Z drugiej jednak strony podobało mi się, że opowieść toczy się w formie listów, więc chyba nie mogłam uniknąć takiej a nie innej formy :). Książkę uznaję jednak za bardzo fajną i polecam fanom powieści historycznych.
To moje drugie spotkanie z powieściami historycznymi Macieja Hena i choć może nie jest to klasyka gatunku, to muszę przyznać, że książki trzymają poziom i czyta się je bardzo dobrze. "Segretario" opowiada o życiu Filipa Kallimacha, XV-wiecznego poety włoskiego, który wiele lat spędził w Krakowie, będąc m.in. doradcą króla Jana Olbrachta. Wydarzenia czytelnik poznaje z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-11-27
Dutka w swojej powieści zabiera czytelników do imperium rzymskiego z IV wieku, które poznajemy wraz z przygodami słynnego historyka, Ammana Marcellinusa. Lubię powieści historyczne, nie kojarzę, bym czytała jakąś związaną z wydarzeniami z tego okresu, więc z ciekawością sięgnęłam po "Apostatę". Im dłużej czytałam, tym bardziej nie wiedziałam, o czym właściwie jest ta książka. Najprościej chyba powiedzieć, że właśnie o życiu Marcellinusa - Dutka mocno rozwinął wątki, których z racji upływu czasu już znać nie możemy, więc autor mógł popuścić wodze fantazji. Jednak bardzo długie fragmenty życia bohatera zostały całkowicie pominięte, co pozostawiło we mnie poczucie wybrakowanej lektury. Nie jest to też książka o tytułowym "Apostacie", bo cesarz Julian, który nosił ten przydomek, i jego rządy to tylko krótki fragment powieści. Również ciężko powiedzieć, że to książka o imperium tamtych czasów, bo znów, wiele wydarzeń zostało ledwo wspomnianych. Dutka skupia się na tym, jak potężne cesarstwo odchodzi od dawnej kultury i bogów na rzecz chrześcijaństwa - w sposób brutalny, często niezorganizowany i bezmyślny. Rozwijająca się i mocno podzielona w tamtych czasach religia jawi się jako coś kompletnie odpychającego, niedorastającego do pięt starożytnym kulturom, ale też potężnego mocą cesarskich wyznawców. Te wątki dyskusji filozoficzno-religijnych na początku mocno mnie wciągały, z czasem zrobiły się jednak trochę zbyt powtarzalne. Akcja w "Apostacie" toczy się wartko, często pozostawiając wręcz niedosyt, że wiele wydarzeń można byłoby opisać dokładniej. W efekcie jest to książka całkiem przyjemna w lekturze, choć niezachwycająca i obawiam się, że dość szybko jej treść umknie mi z pamięci.
Dutka w swojej powieści zabiera czytelników do imperium rzymskiego z IV wieku, które poznajemy wraz z przygodami słynnego historyka, Ammana Marcellinusa. Lubię powieści historyczne, nie kojarzę, bym czytała jakąś związaną z wydarzeniami z tego okresu, więc z ciekawością sięgnęłam po "Apostatę". Im dłużej czytałam, tym bardziej nie wiedziałam, o czym właściwie jest ta...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-07-17
Powinnam chyba uważniej czytać recenzje przed sięgnięciem po lekturę, bo choć wiedziałam, że "1793" jest thrillerem historycznym, to nie spodziewałam się po tej książce takiego nagromadzenia brutalności i tragizmu. Czytałam i zastanawiałam się, czy komukolwiek przytrafi się tu coś pozytywnego, czy znów w każdym kolejnym rozdziale autor będzie się starał wymyślać nowe okropieństwa...? Dla mnie było tego za dużo, męczyła mnie lektura i potrzebowałam odskoczni w coś lżejszego, normalniejszego. Muszę jednak przyznać, że Natt och Dag pisze fajnym stylem i umiejętnie buduje napięcie - nawet jeśli zakończenie nieszczególnie do mnie trafiło, to w trakcie lektury nie potrafiłabym się domyślić, jak rozwiązana zostanie zagadka morderstwa. Spodobało mi się też podzielenie książki na części opowiadające o różnych bohaterach - ich losy kawałek po kawałku rozjaśniają sytuację, aż do końcowych rozdziałów, gdy przyjdzie im się ze sobą spotkać. Zatem najpierw poznajemy dawnego prawnika Wingego, który wraz z pomocnikiem strażnika Cardellem próbują rozwikłać tajemnicę tragicznie zmasakrowanych zwłok wrzuconych do jednego ze sztokholmskich jezior. Następnie śledzimy losy dwójki uboższych mieszkańców Sztokholmu - Christophera Blixa, który wpędza się w długi i poważne problemy, oraz Annę Stinę, którą odtrącony wielbiciel oskarża o prostytucję... Sztokholm końca XVIII wieku to miasto brudne, niespokojne, pełne ludzi zniszczonych fizycznie i psychicznie prowadzonymi przez kraj wojnami - to miasto, w którym ludzkie życie nie ma większego znaczenia i autor świetnie to oddaje. Do tego zaimponowała mi praca w tle, którą Natt och Dag musiał wykonać, by tak dokładnie oddać obraz Sztokholmu z tamtych lat - nazwy ulic, miejsc, nazwiska postaci u władzy... to wszystko są prawdziwe informacje. Dla mnie była to za ciężka książka, wciąż jednak oceniam ją jako dobrą - wyobrażam sobie, że miłośnicy brutalnych kryminałów mogą się nią zachwycać jeszcze bardziej ;).
Powinnam chyba uważniej czytać recenzje przed sięgnięciem po lekturę, bo choć wiedziałam, że "1793" jest thrillerem historycznym, to nie spodziewałam się po tej książce takiego nagromadzenia brutalności i tragizmu. Czytałam i zastanawiałam się, czy komukolwiek przytrafi się tu coś pozytywnego, czy znów w każdym kolejnym rozdziale autor będzie się starał wymyślać nowe...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-03-22
Lubię powieści historyczne, lubię czytać o czasach średniowiecza, więc myślałam, że książka Czarneckiej mnie zachwyci... w końcu jeszcze miała takie dobre recenzje. No i nie, od samego początku wydawało mi się, że przez "Dwa królestwa, jedną krew" nie dam rady przebrnąć. Losy Elżbiety Łokietkówny wyjeżdżającej do Węgier były opisane tak nijako - nieco sfabularyzowana historia, ale wydawało się, że autorka nie próbuje w ogóle korzystać z wyobraźni, tworzyć czegoś nowego. Sama się dziwię, że przez te pierwsze rozdziały przebrnęłam, bo była to męczarnia pod każdym względem. Ale potem akcja przeniosła się do Neapolu i czasów, gdy do władzy dochodziła Joanna I - żona Andrzeja Andegaweńskiego, syna Elżbiety i Karola Roberta. Nie wiem, czy Czarnecką po prostu bardziej interesuje historia Włoch niż Polski czy Węgier, ale tutaj już akcja popłynęła. Zaczęły się spiski, romanse, gry polityczne... Wciąż nie jest to powieść najwyższych lotów, ale od tej pory książkę czytało mi się już dobrze i choć nie zachwyciła mnie szczególnie, to lektura przestała męczyć. A przy okazji dowiedziałam się trochę o wojnie pomiędzy Węgrami a Neapolem, co nieco o polityce Andegawenów w tej części Europy - lubię takie ciekawostki. "Dwa królestwa, jedna krew" urywa się w dość ciekawym momencie, jakoś teraz ukazuje się kolejny tom, ale nie planuję kontynuacji - choć całościowo lektura okazała się lepsza, niż wskazywał na to początek, są lepsze powieści historyczne na rynku... ;)
Lubię powieści historyczne, lubię czytać o czasach średniowiecza, więc myślałam, że książka Czarneckiej mnie zachwyci... w końcu jeszcze miała takie dobre recenzje. No i nie, od samego początku wydawało mi się, że przez "Dwa królestwa, jedną krew" nie dam rady przebrnąć. Losy Elżbiety Łokietkówny wyjeżdżającej do Węgier były opisane tak nijako - nieco sfabularyzowana...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-03-05
Po dłuższej przerwie sięgnęłam po trzeci tom "Silva Rerum" - litewskiej sagi opowiadającej losy rodziny Narwojszów. Trochę już zatarły mi się w pamięci przygody bohaterów z poprzednich dwóch książek, ale w niczym to nie przeszkadzało w lekturze, bo akcja dzieje się już później, a wydarzenia skupiają się na kolejnym pokoleniu. Trochę brakowało mi tamtych bohaterów, różnorodności ich charakterów, brakowało mi tej XVII-wiecznej Rzeczpospolitej Obojga Narodów, przeżywającej swoje lata triumfu i klęski. Tym razem Sabaliauskaitė przeniosła nas w połowę XVIII wieku, a głównym bohaterem jest Piotr Antoni, pracujący dla księcia Michała Kazimierza Radziwiłła. I choć nie zaprzeczę, że różne afery w rodzie Radziwiłłów, pożar Wilna, to wszystko naprawdę stanowiło ciekawe tło akcji, ale tęskniłam za przygodami samych Narwojszów. W trzecim tomie rodzina stanowi tło Piotra Antoniego, a on sam nie jest postacią, którą chciałoby się polubić lub jej kibicować. Czytałam i myślałam sobie, że bardziej interesują mnie losy Radziwiłłów, niż główny bohater - tak różne wrażenie od tego, które pozostawiły we mnie poprzednie tomy. Niestety "Silva Rerum III" nie dorównuje jedynce i dwójce, choć wciąż uważam, że była to całkiem fajna lektura. Lubię styl Sabaliauskaitė, chociaż zdania na kilka stron szybko zaczęły mnie męczyć. Miło było jednak po przerwie wrócić do litewskiej sagi, choć jakoś czuję, że na trzeciej części skończę swoją przygodę z "Silva Rerum". Bohaterowie, których lubiłam, już nie żyją, czasy, które mnie najbardziej interesują, minęły. Sentymentu na czwarty tom chyba nie wystarczy ;)
Po dłuższej przerwie sięgnęłam po trzeci tom "Silva Rerum" - litewskiej sagi opowiadającej losy rodziny Narwojszów. Trochę już zatarły mi się w pamięci przygody bohaterów z poprzednich dwóch książek, ale w niczym to nie przeszkadzało w lekturze, bo akcja dzieje się już później, a wydarzenia skupiają się na kolejnym pokoleniu. Trochę brakowało mi tamtych bohaterów,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-03-07
Na tę książkę trafiłam dość przypadkowo - postanowiłam w ramach marcowego wyzwania LC przeczytać pierwszą książkę, którą serwis mi podrzuci pod tagiem "Austria". Ku mojemu zaskoczeniu nie okazała się to literatura austriacka, ale amerykańska powieść historyczna, biegnąca dwutorowo - w USA podczas upadku muru berlińskiego oraz w Austrii czasów Anschlussu. Książka miała dobre opinie, zarys fabuły mnie zainteresował, więc z przyjemnością rozpoczęłam lekturę.
"Stracony list" jest podzielony na wiele krótkich rozdziałów, co i rusz przeskakujemy z Europy do Ameryki i z powrotem. Tym, co łączy oba wątki, jest pochodzący z okupowanej Austrii list miłosny z wyjątkowym znaczkiem. Kate - Amerykanka niemieckiego pochodzenia znalazła ten list w zbiorach filatelistycznych swojego tracącego pamięć ojca i razem z zajmującym się filatelistyką Benjaminem próbuje dojść do tego, kim byli nadawca i adresat listu. Nazwisko na kopercie oraz sam znaczek kierują ich do rodziny Faberów, wokół których kręci się wątek austriacki. Faber to austriacki Żyd, zajmujący się grawerowaniem matryc do znaczków - list został napisany przez praktykanta zakładu do jego córki. Jakim cudem znalazł się w Ameryce? Kate próbuje rozwikłać tę zagadkę. Skoki fabuły mogą trochę irytować, choć zamysłem autorki było, że gdy Kate i Benjamin dowiadują się kolejnych faktów, dalszy ciąg historii jest nagle opowiadany z punktu widzenia bohatera, do którego udało im się dotrzeć. Samo w sobie rozwiązywanie zagadki nie ma w sobie nic z napięcia kryminałów - kiedy natrafiają na jakiś ślad, od razu łatwo odgadnąć, kogo spotkają i czego się dowiedzą. Książka nie trzyma w napięciu i już mniej więcej w połowie można obstawiać zakończenie. Które, swoją drogą, nieszczególnie przypadło mi do gustu, ale cóż poradzić?
Trzeba jednak przyznać, że "Stracony list" został napisany lekkim, przystępnym językiem - książkę czyta się bardzo szybko. Przeplatanie się historii prowadzi do tego, że nie chce się okładać lektury, bo przecież przerwalibyśmy w ciekawym momencie. Niby można przewidzieć, co dalej, ale przecież autorka czasem zaskakuje - tu ktoś umiera, tu komuś udaje się przeżyć, trzeba czytać dalej :). "Stracony list" okazał się przyjemną lekturą na dwa nieco dłuższe wieczory - zachwytu we mnie nie wywołał, ale zdecydowanie nie żałuję czasu poświęconego na lekturę.
Na tę książkę trafiłam dość przypadkowo - postanowiłam w ramach marcowego wyzwania LC przeczytać pierwszą książkę, którą serwis mi podrzuci pod tagiem "Austria". Ku mojemu zaskoczeniu nie okazała się to literatura austriacka, ale amerykańska powieść historyczna, biegnąca dwutorowo - w USA podczas upadku muru berlińskiego oraz w Austrii czasów Anschlussu. Książka miała dobre...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-01-09
Cykl "Stulecia Winnych" Ałbeny Grabowskiej mocno mnie wciągnął, gdy odkryłam go trzy lata temu, choć miałam wrażenie, że każdy kolejny tom był nieco słabszy. Zaintrygował mnie jednak nowo powstały "Początek", opowiadający o poprzednim pokoleniu bohaterów - o ile akcja tomu pierwszego rozgrywała się między 1914 a 1939 rokiem, tak w "Początku" Grabowska opowiadała o przełomie wieku XIX i XX. Antoni i Bronisława to jeszcze młodzi ludzie, którzy dopiero planują ślub i zakładają rodzinę, a nie stateczne głowy rodu. Po trzech latach przerwy musiałam sobie przypominać niektóre postacie i ich późniejsze losy, do których autorka czasem nawiązuje, ale gdy już znów miałam w głowie całą fabułę, "Początek" wciągnął mnie niemal tak mocno jak "Ci, którzy przeżyli".
Dużym plusem powieści jest skupienie się tylko na losach rodziny i mocne odejście od historii. Bo choć to powieść historyczna, Grabowska w swojej sadze wielokrotnie udowadniała, że z prawdą historyczną jej nie po drodze i była to dla mnie jedna z największych wad książek. Tutaj historia toczy się w tle i choć czasem padają jakieś nawiązania odnośnie np. powstania styczniowego, to bardziej pod kątem "nie chcę tego wspominać". Dzięki temu autorka uniknęła wcześniejszych błędów, a skupiając się na życiu bohaterów w Brwinowie, sprawiła, że czytelnik z ciekawością zaglądał do kolejnych rozdziałów, zastanawiając się, co tu się dalej wydarzy.
Grabowska ma lekkie pióro, swobodny styl opowiadania historii. Nie tworzy złożonych psychologicznie postaci, ale do bohaterów ma się od początku jasny stosunek - albo się ich lubi, albo nie. Książkę czyta się szybko i przyjemnie - "Początek" to dobry wstęp do sagi i myślę, że na pewno spodoba się wszystkim fanom "Stulecia Winnych".
Cykl "Stulecia Winnych" Ałbeny Grabowskiej mocno mnie wciągnął, gdy odkryłam go trzy lata temu, choć miałam wrażenie, że każdy kolejny tom był nieco słabszy. Zaintrygował mnie jednak nowo powstały "Początek", opowiadający o poprzednim pokoleniu bohaterów - o ile akcja tomu pierwszego rozgrywała się między 1914 a 1939 rokiem, tak w "Początku" Grabowska opowiadała o przełomie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-01-23
Bardzo przyjemna powieść historyczna z trochę nudnym wątkiem romansowym ;). Po "Kobiety z Schönbrunnu" sięgnęłam jeszcze w ubiegłym roku, natrafiając na tę książkę na półce z nowościami w wiedeńskiej księgarni. A że chcę czytać więcej po niemiecku, sięgać też częściej po austriacką literaturę, więc książkę kupiłam bez zastanowienia. Opis brzmiał zachęcająco - akcja toczy się w wiedeńskim ZOO podczas I wojny światowej i pracownicy starają się utrzymać ogród zoologiczny i same zwierzęta przy życiu, gdy wojna jest już przegrana i nawet ludzie ledwo wiążą koniec z końcem... "Kobiety z Schönbrunnu" czytałam dłużej, niż planowałam - po pierwsze ze względu na język (choć muszę przyznać, że książka jest napisana bardzo przystępnym niemieckim), a po drugie przez bardzo wolno rozkręcającą się akcję. Początkowe rozdziały są jeszcze spokojne i nudne - ciekawiej się robi, gdy nadchodzą trudniejsze czasy, a pomiędzy pracującymi w ZOO Emmą i Juliusem zaczyna iskrzyć ;). Nie jest to wymagająca lektura, przez większość czasu nie jest też szczególnie wciągająca, ale jednak końcowe rozdziały czytałam jednym tchem, bo byłam ciekawa, co dalej. Zakończenie dość przewidywalne, choć trochę inaczej, niż sama myślałam. Jeśli jednak potraktować "Kobiety z Schönbrunnu" jako lekką lekturę rozrywkową, do tego mającą pomóc w pracy nad językiem niemieckim - tutaj książka w 100% spełniła pokładane w niej nadzieje i z lektury jestem bardzo zadowolona :).
Bardzo przyjemna powieść historyczna z trochę nudnym wątkiem romansowym ;). Po "Kobiety z Schönbrunnu" sięgnęłam jeszcze w ubiegłym roku, natrafiając na tę książkę na półce z nowościami w wiedeńskiej księgarni. A że chcę czytać więcej po niemiecku, sięgać też częściej po austriacką literaturę, więc książkę kupiłam bez zastanowienia. Opis brzmiał zachęcająco - akcja toczy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-09-01
"Coraz ciemniej w Wartheland" to naprawdę fascynująca powieść historyczna, niestety z mocno męczącym początkiem. Warto jednak przez niego przebrnąć, bo potem wszystko się rozkręca - no i Bojarski rezygnuje z dziwnej chronologii pierwszego rozdziału. Nie wiem, skąd mu przyszło do głowy, by akcję dzielić w ten sposób: "wrzesień '39" - "listopad '39" - "znowu wrzesień, innego dnia" - "tego samego dnia, ale wcześnie" - "grudzień '39" - "znowu wrzesień", itp... Strasznie mnie to irytowało i gubiłam się w kolejności wydarzeń, na szczęście potem akcja toczyła się już chronologicznie. Druga irytująca rzecz, która przewijała się przez całą książkę, to wplecione wypowiedzi po niemiecku i z gwary poznańskiej. Ok, niemiecki znam na tyle, bym nie potrzebowała przeskakiwać do przypisów, ale nie widzę sensu, by rozmowa między Niemcami zaczynała się od pierwszych dwóch zdań po niemiecku, a reszta leciała po polsku. Albo całość po polsku, albo całość po niemiecku z przypisami - choć w powieści to drugie rozwiązanie niezbyt miałoby sens... Ale pominąwszy te dwa aspekty - chronologię i język - reszta książki naprawdę świetna. Bojarski pokazuje nam Kraj Warty pod rządami Greisera, a większość bohaterów to postaci prawdziwe. Dlatego też od początku wiedziałam, jak potoczą się losy bohaterów, ale w niczym mi to nie przeszkadzało w odbiorze lektury. Wręcz przeciwnie, z niecierpliwością czekałam, aż dojdzie do konkretnych wydarzeń - a te są naprawdę fascynujące, bo "Coraz ciemniej w Wartheland" opowiada o polskim ruchu oporu w przyłączonym do Rzeszy Poznaniu.
Bojarski podkreślił w epilogu, że wiele informacji dotyczących szczegółowej działalności Związku Odwetu jest nieznanych, bo członków zamordowano, a nie zachowały się wszystkie protokoły Gestapo. Autor jednak świetnie wypełnił luki swoją wyobraźnią, ukazując swoich bohaterów jako zwykłych ludzi, ze wszystkimi ich wadami i zaletami. Jest tu więc lekarz Franciszek Witaszek ze swoją ekipą, jest Niemka Wilhelmine Günther zakochana w polskim sąsiedzie, jest Antoni Gąsiorowski zwany Ślepokiem, no i oczywiście sam Gauleiter Poznania Arthur Greiser. Poznajemy zarówno ich działalność wojenną, jak i życie rodzinne oraz poglądy, zmuszające do takich a nie innych zachowań. Były momenty, gdy książka mnie za bardzo przytłaczała - Bojarski nie skąpi opisów śledztw Gestapo, a te nie należały przecież do najłagodniejszych... Jednak całościowo książka bardzo mi się podobała - wartka akcja, ciekawy dobór bohaterów, dobry język i styl. No i możliwość przyjrzenia się bliżej okupowanemu Poznaniowi - przyznam, że nie znałam szczegółów dotyczących ruchu oporu w Kraju Warty i dzięki tej lekturze (bo też sporo szukałam w internecie po niej) sporo dowiedziałam się na ten temat :).
"Coraz ciemniej w Wartheland" to naprawdę fascynująca powieść historyczna, niestety z mocno męczącym początkiem. Warto jednak przez niego przebrnąć, bo potem wszystko się rozkręca - no i Bojarski rezygnuje z dziwnej chronologii pierwszego rozdziału. Nie wiem, skąd mu przyszło do głowy, by akcję dzielić w ten sposób: "wrzesień '39" - "listopad '39" - "znowu wrzesień, innego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-04-23
Choć natrafiłam na komentarze, że prequel serii o Corvusie / Feliksie jest słabszy od dwóch wcześniej wydanych tomów, w niczym mi to nie przeszkadzało w sięgnięciu po lekturę. A "Legion" okazał się napisany tym samym stylem, akcja toczy się równie wartko, więc dla mnie póki co cała seria jest bardzo dobra i bardzo wciągająca. W książce znalazłam odpowiedzi na pytania, które zadawałam sobie w poprzednich tomach, dotyczące przeszłości głównego bohatera. I chociaż nie zawsze tak wyobrażałam sobie tę przeszłość, chociaż niektóre wątki mnie zaskoczyły, to i tak "Legion" wciągnęłam w dwa wieczory. Książka jest nieco mniej brutalna niż poprzednie (albo - patrząc na chronologię historii - kolejne ;) ), mniej tu wojen i walk, a więcej codzienności w legionach, przedwojennej przeszłości Corvusa - generalnie z prequelu dowiadujemy się, jak bohater trafił do legionów, kim byli miłość jego życia i najlepszy przyjaciel, jak poznał Arminiusza... Nie znaczy to, oczywiście, że wojen tu nie ma - akcja powieści dzieje się w trakcie powstania w Panonii, a Corvus i przyjaciele są skierowani do tłumienia rebelii.
Pod wieloma względami mogłabym powtórzyć to, co pisałam przy recenzjach poprzednich tomów Jonesa. Tak, język jest często wulgarny, tak, opisy są nieraz brutalne. Ale to jest książka wojenna (nawet, jeśli to wojny z odległej historii), a sam autor był żołnierzem. I wie, że żołnierz czekający na walkę nie rozmawia literackim językiem o filozofii - on klnie, czeka ze strachem lub ekscytacją, często z jednym i drugim, a stres stara się rozładować czarnym humorem. Za to na filozoficzne rozkminy przychodzi czas później, gdy w namiotach leje się wino... Mi ten realizm podchodzi, choć zdaję sobie sprawę, że autor nie stara się oddać w pełni prawdy historycznej w tle - dla niego najważniejsi są bohaterowie i ich przygody. A te wciągnęły mnie na maksa i mam nadzieję, że na "Legionie" seria się nie skończy :)
Choć natrafiłam na komentarze, że prequel serii o Corvusie / Feliksie jest słabszy od dwóch wcześniej wydanych tomów, w niczym mi to nie przeszkadzało w sięgnięciu po lekturę. A "Legion" okazał się napisany tym samym stylem, akcja toczy się równie wartko, więc dla mnie póki co cała seria jest bardzo dobra i bardzo wciągająca. W książce znalazłam odpowiedzi na pytania, które...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-01-04
Nie chwyciło mnie od razu. Musiałam się odnaleźć w stylu pisania Oksanen, w nazwiskach bohaterów i powiązaniach między nimi, w nieco wymieszanej chronologii, skaczącej z lat czterdziestych w sześćdziesiąte i z powrotem. Ale kiedy w końcu ułożyłam sobie w głowie pierwsze rozdziały "Gdy zniknęły gołębie", książkę czytało mi się świetnie. Sofi Oksanen - fińska pisarka, której matka pochodzi z Estonii - postanowiła zanurzyć się w historii kraju matki. Autorka pokazuje nam Estonię rozdzieraną przez wrogie siły - radzieckie i faszystowskie, kraj, w którym kolaboranci mieszkają obok partyzantów, a nic nie jest tak proste, jak się wydaje.
Estonia zafascynowała mnie w ubiegłym roku, więc z przyjemnością sięgnęłam po powieść, która pozwoliła mi spojrzeć na tej kraj z innej strony. Mamy tu trójkę głównych bohaterów, których poznajemy podczas II wojny światowej, gdy Niemcy zajmują Estonię. Dwóch kuzynów walczących w partyzantce: Rolanda, który marzy o niepodległej ojczyźnie, oraz Edgara, który przyjmuje imię Eggerta, by rozpocząć współpracę z Niemcami. Trzecią postacią, wokół której kręci się historia, jest żona Edgara - Juudit. Kobieta, która natychmiast mnie zaintrygowała, a choć jej postać jest tragiczna (w sumie wszyscy bohaterowie Oksanen tacy są...), to sposób jej przedstawienia przez autorkę bardzo przypadł mi do gustu. Wciąga też tło historyczne - najpierw nazistowska okupacja Estonii, potem radzieckie poszukiwanie "zdrajców", czyli w sumie wszystkich, którzy przeżyli niemieckie obozy...
Pod koniec Oksanen wprowadza trochę nowych wątków, służących wyjaśnieniu paru pokomplikowanych spraw. Niektórych rzeczy czytelnik musi się sam domyślić, inne do końca pozostaną niedopowiedziane. Dla mnie to mały zgrzyt, bo jednak zakończenie nie do końca zaspokoiło moją ciekawość, nie wszystko mi się tu spodobało. Nie można chyba mieć wszystkiego, skoro całą książkę prawie do końca czytało mi się świetnie ;).
Nie chwyciło mnie od razu. Musiałam się odnaleźć w stylu pisania Oksanen, w nazwiskach bohaterów i powiązaniach między nimi, w nieco wymieszanej chronologii, skaczącej z lat czterdziestych w sześćdziesiąte i z powrotem. Ale kiedy w końcu ułożyłam sobie w głowie pierwsze rozdziały "Gdy zniknęły gołębie", książkę czytało mi się świetnie. Sofi Oksanen - fińska pisarka, której...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-11-17
Fajna kontynuacja przygód rzymskiego legionisty Corvusa, kryjącego się pod imieniem Feliksa. Pod koniec „Krwawego lasu” bohater trafił do germańskiej niewoli, „Oblężenie” zaczyna się od ucieczki z tej niewoli i ukrycia się w obleganym przez Germanów forcie. Jak i w poprzednim tomie, akcja toczy się wartko, pełno tu nieoczekiwanych momentów i wywołujących uśmiech na twarzy dialogów. I znów Jones zakończył książkę w takiej chwili, że czytelnik zastanawia się, co będzie dalej.
Autor sam był żołnierzem i da się to odczuć w stylu opowiadania. Dość brutalne sceny walk czy tortur zetknięte z pełną obojętnością legionistów, dla których śmierć stała się już codziennością. Sporo wulgaryzmów w dialogach i fajnie przedstawionego braterstwa broni, choć nie da się nie zauważyć, że język bohaterów jest zdecydowanie zbyt współczesny. Z jednej strony trochę mi to zgrzytało, a z drugiej sprawiało, że książkę czytało się bardzo szybko i skończyłam ją, nie wiedzieć kiedy.
„Oblężenie” to powieść historyczna, utrzymana na poziomie poprzedniego tomu – jeśli podobał Wam się „Krwawy las”, to i „Oblężenie” powinno Wam przypaść do gustu. Jeśli nie, to nie ma co się męczyć z tą książką ;). Ja z ciekawością wróciłam do przygód tych bohaterów, którym udało się przeżyć bitwę w Lesie Teoutoburskim, równie chętnie zapoznawałam się z sylwetkami nowych bohaterów, których Feliks poznał w oblężonym forcie. Nie jest to może literatura najwyższej klasy, ale bardzo dobra rozrywka w przerwie od ciągłych reportaży ;)
Fajna kontynuacja przygód rzymskiego legionisty Corvusa, kryjącego się pod imieniem Feliksa. Pod koniec „Krwawego lasu” bohater trafił do germańskiej niewoli, „Oblężenie” zaczyna się od ucieczki z tej niewoli i ukrycia się w obleganym przez Germanów forcie. Jak i w poprzednim tomie, akcja toczy się wartko, pełno tu nieoczekiwanych momentów i wywołujących uśmiech na twarzy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-05-30
Wiedziałam, że ta książka mi się spodoba, jeszcze zanim przeczytałam choćby pierwszą stronę. Powieść historyczna, do tego dotycząca czasów starożytnych, opowiadająca o bitwie w Lesie Teoutoburskim. To tam w 9 r. plemiona germańskie właściwie wycięły w pień trzy rzymskie legiony. Nie znałam szczegółów tego ataku, bardziej znane mi były przeprowadzone kilka lat później akcje Germanika mające na celu odzyskanie utraconych terenów. Zatem miałam okazję uzupełnić wiedzę historyczną i przeczytać wciągającą powieść - nie trzeba mnie było do tego namawiać ;).
Głównym bohaterem i narratorem "Krwawego lasu" jest żołnierz Feliks, który udaje, że nie pamięta swojej przeszłości i zostaje przyłączony do jednego z legionów walczących z Germanami. Rzymianie chcą zmusić przeciwników do walnej bitwy w otwartym polu, podczas gdy wojownicy germańscy wolą wojnę partyzancką i szarpanie legionistów z ukrycia, gdy ci próbują przedrzeć się przez las. "Krwawy las" to opowieść o tym przemarszu, regularnych walkach, życiu rzymskiego legionisty. To opowieść o dojrzewaniu żołnierza i o śmierci, a także strachu przed nią. Opowieść wciągająca, dobrze opowiedziana, sprawiająca, że nie chce się przestać czytać (już wiem, skąd to moje niewyspanie... ;) ).
Zanim sięgnęłam po lekturę, przejrzałam parę recenzji, które w większości były pełne zachwytu. Sporo też było komentarzy o brutalnych, krwawych i naturalistycznych opisach. Obawiałam się tego trochę, bo nie lubię nadmiaru takich szczegółów, ale szybko się okazało, że nie ma się czym martwić. W "Krwawym lesie" nie ma bardziej brutalnych opisów niż w każdej przeciętnej książce, której akcja dzieje się podczas wojny. Jasne, że zdarzają się wzmianki w stylu "strażnikom poderżnięto gardła", czy "żołnierzowi obcięto uszy", ale zazwyczaj są to po prostu takie wzmianki - nie ma szczegółowych opisów, jak to wyglądało - trupy też są znajdowane "po fakcie", więc relacji z tortur również tu nie znajdziemy. Jeśli kogoś rusza fakt, że żołnierz podczas walki zabija drugiego żołnierza, to raczej nie będzie to książka dla niego. Ale naprawdę nie ma się co martwić o opisy, przed które ciężko przebrnąć - jeśli ktoś czytał chociażby "Grę o tron", musiał się zmierzyć z dużo gorszymi rzeczami ;). Za naturalistyczne można uznać dialogi między legionistami - często pełne wulgarnych wstawek, mnie to jednak nie drażniło. Wręcz przeciwnie, wydawało mi się to bardziej naturalne, niż gdyby ci żołnierze mieli rozmawiać ze sobą językiem Szekspira (albo Homera, biorąc pod uwagę czasy) - do tego autor sam był żołnierzem i wie najlepiej, że tak po prostu wygląda życie na wojnie.
"Krwawy las" przeczytałam szybko i bardzo mnie wciągnął - wiem już, że na pewno sięgnę po drugi tom ("Oblężenie"), bo ciekawią mnie dalsze losy głównego bohatera. Podboje Cesarstwa Rzymskiego to wdzięczny materiał na rozbudowane powieści historyczno-wojenne i Jones się bardzo dobrze sprawdza w tym gatunku.
Wiedziałam, że ta książka mi się spodoba, jeszcze zanim przeczytałam choćby pierwszą stronę. Powieść historyczna, do tego dotycząca czasów starożytnych, opowiadająca o bitwie w Lesie Teoutoburskim. To tam w 9 r. plemiona germańskie właściwie wycięły w pień trzy rzymskie legiony. Nie znałam szczegółów tego ataku, bardziej znane mi były przeprowadzone kilka lat później akcje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-03-26
Po skończeniu pierwszego tomu "Stulecia Winnych", natychmiast sięgnęłam po kolejny. W końcu nie da się urwać lektury w tak intrygującym momencie jak wybuch II wojny światowej. Akcja powieści rozgrywa się od początku lat czterdziestych do końca sześćdziesiątych i dotyczy już kolejnego pokolenia rodziny Winnych. Część bohaterów wojna rzuca za granicę i nie wszystkim uda się już wrócić do Polski. Zresztą nawet nie wszystkim tym, którzy w kraju zostali, udaje się spokojnie wrócić do domów. Z niektórymi bohaterami przychodzi nam się pożegnać, ale za to pojawia się coraz więcej nowych twarzy - przyjaźnie, śluby, dzieci...
"Ci, którzy walczyli" są dla mnie idealną kontynuacją "Tych, którzy przeżyli" - ze wszystkimi swoimi zaletami i wadami. Czyli z jednej strony wciąż mamy wciągającą opowieść, pełną zwrotów akcji i ciekawie opisanych postaci. A z drugiej, bardzo ogólnie zarysowane tło historyczne, przeskakiwanie nad istotnymi wydarzeniami, błędy historyczne. Szkoda, że autorka nie zdecydowała się dokładniej zgłębić historii kraju, w którym mieszka i o którym pisze, ale przecież "skoro się dobrze czyta..." ;)
Po skończeniu pierwszego tomu "Stulecia Winnych", natychmiast sięgnęłam po kolejny. W końcu nie da się urwać lektury w tak intrygującym momencie jak wybuch II wojny światowej. Akcja powieści rozgrywa się od początku lat czterdziestych do końca sześćdziesiątych i dotyczy już kolejnego pokolenia rodziny Winnych. Część bohaterów wojna rzuca za granicę i nie wszystkim uda się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-03-29
Siłą rozpędu po dwóch pierwszych tomach przeczytałam od razu ostatni. Niestety, nie wciągnął mnie już aż tak bardzo i skończyłam go bardziej "dla zasady", bo nie lubię niedokończonych książek ;). Bohaterowie, których lubiłam, w większości pomarli albo zrobili się starzy i nieco nudni. Akcja kręci się wokół ich wnuków (czasem nawet prawnuków) i ilość nowych bohaterów zaczyna przytłaczać. Znów gubię się w tym, kto jest kim, bo o ślubach czy narodzinach dzieci dowiadujemy się często kilka lat po fakcie, kiedy nagle ta nowa postać zaczyna mieć wpływ na akcję.
O ile w poprzednich tomach wplatanie bohaterów w historie wojenne mogło w dość ciekawy sposób oddać dawne lata, tak "Ci, którzy wierzyli" to książka, w której autorka za dużo wydziwia. Tu ktoś dołącza do mafii w Pruszkowie, tam ktoś relacjonuje wydarzenia ze Stoczni Gdańskiej... Dużo tego. Za dużo. Zwłaszcza, że - jak zwykle - znajomość historii u pani Grabowskiej leży i chronologicznie niektóre wydarzenia się przedstawione w kompletnie innych latach. Do tego bohaterowie próbują się odnaleźć w nowej rzeczywistości, mamy niby konflikt pokoleń, który przecież można by tak ciekawie przedstawić. Nie da się tego zrobić, gdy próbuje się w jednej książce upchać kilkadziesiąt lat historii - zarówno kraju, jak i rodziny. I kiedy zaczynam się wciągać w jakąś akcję, rozdział się kończy, a następny zaczyna się kilka lat później. Fakt, bywało tak i w poprzednich tomach, ale w tym irytuje to jakoś wyjątkowo - może dlatego, że czasy te są już czytelnikowi lepiej znane i niedociągnięcia rzucają mu się bardziej w oczy?
Mimo wszystko, źle się tego nie czyta :). Po prostu poprzednie tomy przyzwyczaiły już do jakiegoś poziomu i jego spadek nieco irytuje...
Siłą rozpędu po dwóch pierwszych tomach przeczytałam od razu ostatni. Niestety, nie wciągnął mnie już aż tak bardzo i skończyłam go bardziej "dla zasady", bo nie lubię niedokończonych książek ;). Bohaterowie, których lubiłam, w większości pomarli albo zrobili się starzy i nieco nudni. Akcja kręci się wokół ich wnuków (czasem nawet prawnuków) i ilość nowych bohaterów zaczyna...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-01-27
Świetne zakończenie bardzo dobrej serii, na które niecierpliwie czekałam miesiącami. Będzie mi brakowało bohaterów, z którymi jako czytelniczka zdążyłam się już zżyć. Chociaż, niestety, wielu lubianych przeze mnie bohaterów i tak odeszło na łamach "Odrodzonego królestwa" - w końcu cała seria opisuje wydarzenia na przestrzeni kilkudziesięciu lat, a w średniowieczu nie każdemu dane było tyle żyć. Z drugiej jednak strony, książka kończy się pogrzebem Władysława Łokietka i naprawdę nie obraziłabym się, gdyby ukazała się kontynuacja z "Kazikiem" w roli głównej ;). Mijałoby się to jednak z ideą - w końcu tytułowe królestwo się już odrodziło, a Kazimierz Wielki miał inną rolę do odegrania w polskiej historii.
Osobiście uważam, że to najlepszy tom z całej serii - znów mamy tu politykę, intrygi, nieco mniej fantastycznych elementów (choć lubię fantastykę, to niekoniecznie mi ich brakowało), a do tego świetne opisy wojny z Krzyżakami. Akcja nie zatrzymuje się ani na chwilę, a Cherezińska po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzynią średniowiecznych powieści historycznych. Nie podchodzi mi do końca epilog, ale autorka konsekwentnie buduje taki a nie inny świat, więc można się było tego spodziewać - spojlerować jednak nie będę ;). Jednak całość czytało mi się świetnie, parę nocy zerwałam, nie będąc w stanie odłożyć książki na półkę - wciąż i wciąż chciałam wiedzieć, co dalej. Pozostaje jedynie żal, że kolejnych tomów już nie będzie, choć wierzę, że Cherezińska jeszcze o historii Polski będzie pisać, a ja z przyjemnością sięgnę po takie lektury.
Świetne zakończenie bardzo dobrej serii, na które niecierpliwie czekałam miesiącami. Będzie mi brakowało bohaterów, z którymi jako czytelniczka zdążyłam się już zżyć. Chociaż, niestety, wielu lubianych przeze mnie bohaterów i tak odeszło na łamach "Odrodzonego królestwa" - w końcu cała seria opisuje wydarzenia na przestrzeni kilkudziesięciu lat, a w średniowieczu nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-01-05
Follett jak to Follett. Mam wrażenie, że albo się go bardzo lubi, albo ciężko go zmęczyć ;). Mi akurat jego styl pisania i sposób budowania opowieści już dawno temu przypadł do gustu i każda kolejna książka mnie tylko w tym przekonaniu utwierdza.
"Niech stanie się światłość" to kolejna książka z popularnego cyklu "Filary Ziemi" - tym razem opowiadająca o wcześniejszych wydarzeniach. Cofamy się więc do przełomu X i XI wieku, by poznać początki miasteczka Kingsbridge. Pierwsze rozdziały nieco mi się dłużyły, ale kiedy poznałam już wszystkich bohaterów i powiązania pomiędzy nimi, czytało mi się już znacznie lepiej i szybciej. Niestety, znając już wcześniejszą twórczość Folletta, szybko zaczęłam zauważać charakterystyczne dla niego wzorce. Bohaterowie są przedstawieni w dość prosty sposób, od razu wiadomo, kto jest "dobry", a kto "zły". W "Niech stanie się światłość" mamy do czynienia z dokładnie taką samą strukturą powieści jak w każdym poprzednim tomie "Filarów ziemi" - zawirowania, trochę złych rzeczy przydarzających się tym dobrym bohaterom, trochę dobrych chwil u bohaterów, których nie lubimy... A jakoś i tak wiadomo, jak to się wszystko skończy. Niby są zwroty akcji, niby nie wiadomo, co się za chwilę zdarzy, ale można bezbłędnie odgadnąć, jak powieść się skończy. Szkoda, bo akcja naprawdę jest ciekawa, świat przedstawiony bardzo fajnie, jednak w rzeczywistości nie wszystko było tak biało-czarne jak u Folletta...
"Niech stanie się światłość" to licząca sobie ponad 700 stron "cegła". Fanom pisarza powinno się spodobać (o ile przymkną oko na wspomnianą przewidywalność fabuły), bo to wciąż stary, dobry Follett - znalazłam tu wszystko to, co lubiłam we wcześniejszych tomach cyklu. Jeśli jednak kogoś męczył już "Słup ognia", to nowej książki bym jednak nie polecała, bo cóż, pewnie tylko spotęguje poczucie zmęczenia ;). Za to "Niech stanie się światłość" to świetna książka na rozpoczęcie przygody z twórczością Folletta - potem można od razu z rozpędu przeczytać "Filary Ziemi", które jednak wciąż uważam za najlepszy tom cyklu :)
Follett jak to Follett. Mam wrażenie, że albo się go bardzo lubi, albo ciężko go zmęczyć ;). Mi akurat jego styl pisania i sposób budowania opowieści już dawno temu przypadł do gustu i każda kolejna książka mnie tylko w tym przekonaniu utwierdza.
"Niech stanie się światłość" to kolejna książka z popularnego cyklu "Filary Ziemi" - tym razem opowiadająca o wcześniejszych...
Lubię twórczość Cherezińskiej, więc z ciekawością sięgnęłam po "Sydonię". Szybko stwierdziłam, że choć książkę czyta się szybko, to jest ona mocno nierówna - niektóre rozdziały wciągały mnie tak, że nie byłam w stanie przerwać lektury, inne mi się mocno dłużyły. Książka opowiada o życiu Sydonii von Bork, pomorskiej szlachcianki żyjącej na przełomie XVI i XVII wieku. W młodości trafiła na dwór Gryfitów i te czasy zostały przez Cherezińską ciekawie opisane - różne dworskie afery i miłości, które pozwalają czytelniczce poznać zarówno bohaterkę, jak i ważne postacie historyczne z tego okresu. Niestety, późniejsze losy Sydonii to mnóstwo problemów rodzinnych i walczenia po sądach, które może i faktycznie miały wpływ na życie bohaterki, ale tego było taaaak dużo. Myślę, że można by tu spokojnie przyciąć ze 100 lub i 200 stron, a lektura na tym by szczególnie nie ucierpiała ;). Na szczęście w końcu przychodzi część druga, której się nie czyta, ale którą się pochłania :). Bo gdy Sydonia dobiegała do siedemdziesiątki, oskarżono ją o czary, a po wymuszonym torturami przyznaniu się do winy - stracono (nie spojleruję tutaj, to historia prawdziwa i znana). I właśnie to więzienie, procesy, wspomnienia z młodości nawiedzające wtedy bohaterkę... to wszystko czytało się świetnie i miało wpływ na moją ostateczną ocenę. Której sama bym się nie spodziewała, kiedy męczyłam środek książki ;). Owszem, "Sydonia" to nie jest powieść na miarę "Odrodzonego królestwa" - tamte książki zachwycały rozmachem, żywymi i ciekawymi bohaterami, różnorodnością przygód. Tutaj poza samą Sydonią i książętami Gryfitów brak jakichkolwiek wyrazistych bohaterów - no i ciężko kogoś z nich naprawdę polubić. Jednak żywe przedstawienie losów mniej znanej poza Pomorzem szlachcianki, wzbogacone niewątpliwą wyobraźnią autorki tam, gdzie materiałów źródłowych brakowało, to naprawdę fajna lektura. Nie tylko dla fanów gatunku :).
Lubię twórczość Cherezińskiej, więc z ciekawością sięgnęłam po "Sydonię". Szybko stwierdziłam, że choć książkę czyta się szybko, to jest ona mocno nierówna - niektóre rozdziały wciągały mnie tak, że nie byłam w stanie przerwać lektury, inne mi się mocno dłużyły. Książka opowiada o życiu Sydonii von Bork, pomorskiej szlachcianki żyjącej na przełomie XVI i XVII wieku. W...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to