Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Książkę "Martwiec" przeczytałam już kiedyś jako osobną lekturę, teraz sięgnęłam po nią ponownie czytając sagę po kolei i przyznam, że kiedyś wywarła na mnie większe wrażenie. Jednak i teraz przyjemnie się czytało o bandzie szalonych bab i ich przychodach. Baby przejęły inicjatywę i chyba tak już będzie do końca sądząc po decyzji Daniela. Z ciekawością sięgnę po kolejną część.

Książkę "Martwiec" przeczytałam już kiedyś jako osobną lekturę, teraz sięgnęłam po nią ponownie czytając sagę po kolei i przyznam, że kiedyś wywarła na mnie większe wrażenie. Jednak i teraz przyjemnie się czytało o bandzie szalonych bab i ich przychodach. Baby przejęły inicjatywę i chyba tak już będzie do końca sądząc po decyzji Daniela. Z ciekawością sięgnę po kolejną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po krótkiej przerwie na inną lekturę wróciłam do Lipowa. Musiałam. Po wydarzeniach, które miały miejsce w poprzedniej części potrzebowałam chwili na ochłonięcie.
W "Śreżodze" dużo się dzieje, chwilami miałam problem z ogarnięciem, co, kto, z kim i dlaczego. Mnogość wątków i postaci, ale najważniejsze, że Daniel dowiedział się, co na prawdę się stało z Emilią.
W tej części dowiadujemy się także dużo na temat śledztwa, które prowadziła Strzałkowska przed śmiercią. Jest dużo emocji i rozważań bohaterki. Uważam, że ta część to swoisty hołd dla Emilii. I ta część ksiązki, która opowiadała o wydarzeniach z 2018 roku bardzo mi się podobała, natomiast bieżące sprawy nieco się ciągnęły i opowieść stała się przydługa.
Ogólne wrażenie pozytywne, choć bywały lepsze części w sadze o Lipowie.

Po krótkiej przerwie na inną lekturę wróciłam do Lipowa. Musiałam. Po wydarzeniach, które miały miejsce w poprzedniej części potrzebowałam chwili na ochłonięcie.
W "Śreżodze" dużo się dzieje, chwilami miałam problem z ogarnięciem, co, kto, z kim i dlaczego. Mnogość wątków i postaci, ale najważniejsze, że Daniel dowiedział się, co na prawdę się stało z Emilią.
W tej części...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ależ ja lubię serię z Robertem Foksem.
Komisarz ma w sobie to coś, dzięki czemu z chęcią wracam do jego przygód, mimo, że wydaje się tylko starzejącym się gliną lubiącym zaglądać do kieliszka, to wiem że z Roberta coś jeszcze będzie 😉 Widać też w kolejnych częściach, że chłop się zmienia. Nie zapominajmy też że życie cały czas go doświadcza.
Książka "Larwy" czyli najnowszy tom o przygodach Foksa, to niezwykle obrzydliwa, wręcz chora opowieść, zdradzę też, co autor napisał w posłowiu- inspiracją była prawdziwa historia, co powoduje pytanie, jak można mieć tak chory umysł. Widać można. To co rodzi się w ludzkich głowach bywa przerażające, a jeszcze bardziej, gdy człowiek wciela to w czyn. Ale dość już tych dywagacji, wróćmy do Foksa, otóż książkę czytało się szybko, fabuła wciągnęła mnie bez reszty, a potrzebowałam teraz właśnie takiej szybkiej lektury. Wyjaśniło się kilka wątków, a niektóre wciąż pozostają zagadką, a wydarzenia z ostatnich stron spowodowały, że będę siedzieć jak na szpilkach, bacznie wypatrując kolejnego tomu. Oby szybko się pojawił.

Ależ ja lubię serię z Robertem Foksem.
Komisarz ma w sobie to coś, dzięki czemu z chęcią wracam do jego przygód, mimo, że wydaje się tylko starzejącym się gliną lubiącym zaglądać do kieliszka, to wiem że z Roberta coś jeszcze będzie 😉 Widać też w kolejnych częściach, że chłop się zmienia. Nie zapominajmy też że życie cały czas go doświadcza.
Książka "Larwy" czyli najnowszy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka "Szkic Zbrodni" Małgorzaty Niemtur przeniosła mnie w sielskie klimaty dziewiętnastowiecznej podkrakowskiej wsi Radonice, do majątku państwa Szydłowskich. Jak się szybko okazało atmosfera wcale nie była tak sielska jak mogłoby się wydawać. Wszechobecne były intrygi dworskie, ociekające fałszem poczynania członków dwóch rodzin, które za chwilę mają stać się jedną. Okazuje się, że za wszystkim stoją nic innego, jak pieniądze.
Stefania Ilnicka wraz z matką, młodszą siostrą i kuzynem przyjechała do Radonic, do majątku swojego narzeczonego Artura Szydłowskiego, aby pobyć chwilę na wsi i poznać swoją przyszłą rodzinę. Podczas wizyty w Radonicach ma miejsce morderstwo nieznajomego człowieka oraz kradzież klejnotów pani Ilnickiej - matki Stefanii i wtedy zaczyna się lawina zbiegów okoliczności, niedopowiedzeń i dworskich przepychanek.
W Radonicach prym wiedzie pani Szydłowska, straszna jędza, która nie znosi swojej przyszłej synowej oraz jej rodziny, a jednak godzi się na małżeństwo syna ze Stefanią ze względów finansowych, gdyż rodzina Szydłowskich popada mimo swojego szlacheckiego podchodzenia w finansową ruinę. Kroku dotrzymuje jej pani Ilnicka, nie mniej wredna intrygantka, która wydaje córkę za Szydłowskiego głównie dla nazwiska, gdyż pan Ilnicki mimo, że bardzo bogaty jest tylko zwykłym kupcem. Zestawienie dwóch takich kobiet pod jednym dachem nie mogło wróżyć niczego dobrego.
Tak to niestety było w tamtych czasach, narzeczeni jednak, co się rzadko zdarzało darzyli się uczuciem, które latem 1820 roku zostało wystawione na próbę.
Książkę oceniam na 6 punktów, czyli raczej dobrze. Na pewno na plus oceniam oddanie ducha czasów. Ciekawe staropolskie słownictwo i klimat dziewiętnastowiecznego majątku ziemskiego . Cała historia, jak i postaci wypadły trochę sztucznie.
Mdła Stefania, która mimo, że pod koniec pokazała że jest w niej trochę życia, przez większość historii nic do niej nie wniosła. Dwie zołzy, których przepychanki czytałam z uśmiechem na twarzy, porównując do niektórych znanych mi osób.
W zasadzie jedyną postacią którą polubiłam był pan Szydłowski, nieco stłamszony przez żonę, ukradkiem oddający się swoim nietypowym zainteresowaniom, no i oczywiście Klemens Grabiński, który niczym Herkules Poirot rozwiązał zagadki Radonic. Za jego sprawą poczułam się trochę, jakbym czytała powieść królowej Agathy, co oczywiście też wpłynęło pozytywnie na moją opinię. Raził mnie jednak zwrot, którym pan Szydłowski zwracał się do swojej żony, charakterystyczny dla jednej z moich ulubionych powieści, myślę, że po przeczytaniu każdy domyśli się do której.
Chętnie przeczytam kolejne przygody pana Grabińskiego, jednak mieszkańców Radonic wolałabym pozostawić za sobą.

Książka "Szkic Zbrodni" Małgorzaty Niemtur przeniosła mnie w sielskie klimaty dziewiętnastowiecznej podkrakowskiej wsi Radonice, do majątku państwa Szydłowskich. Jak się szybko okazało atmosfera wcale nie była tak sielska jak mogłoby się wydawać. Wszechobecne były intrygi dworskie, ociekające fałszem poczynania członków dwóch rodzin, które za chwilę mają stać się jedną....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Najgorsza prawda jest lepsza niż kłamstwo. Na kłamstwie nic nie zbudujmy, bo jak mówi stare przysłowie, ma ono krótkie nogi. Przekonała się o tym bohaterka książki Aleksandry Śmigielskiej "Oszustka"- lekarz weterynarii z wydawałoby się idealnym życiem u boku kochającego męża i dwóch uroczych córek, wykonująca pracę marzeń. Ale czy to życie zawsze było takie idealne i kim jest na prawdę Marta Rajska? Może mordeczynią? Nie będę zdradzać zbyt wiele, ale polecam przeczytać i samemu się przekonać.
"Oszustka" to debiut, bardzo z resztą udany, ale jak to debiut ma trochę niedociągnięć. Główna bohaterka chwilami strasznie mnie denerwowała. Początek książki-sztos. Wciąga od pierwszej strony, później akcja nieco się dłuży, by na koniec ponownie nabrać tempa. Końcówka zaskakuje i jestem trochę rozczarowana zakończeniem, ale nie mogę powiedzieć, że brakowało elementu zaskoczenia.
Książka pokazała nam jak lawina kłamstw, niedopowiedzeń i dziwnych zbiegów okoliczności zniszczyła życie głównej bohaterce. Dlatego, tak jak wspomniałam na początku pamiętajmy o tym, że najważniejsza jest szczerość.
Czytając tę książkę łapałam się na tym, że stawiam siebie na miejscu bohaterki i zastanawiam, co ja zrobiłabym w takiej sytuacji, moje decyzje byłby zgoła inne, może dlatego bohaterka chwilami była tak denerwująca, aczkolwiek nie zawsze czytając tego typu książki utożsamiam się z głównym bohaterem, więc chyba jednak miała coś w sobie.
Ogólnie bardzo dobrze oceniam całokształt "Oszustki", a autorce życzę jeszcze wielu napisanych historii, na które z niecierpliwością czekam, choć domyślam się, że niełatwo pogodzić pracę lekarza weterynarii z pisarstwem.

Najgorsza prawda jest lepsza niż kłamstwo. Na kłamstwie nic nie zbudujmy, bo jak mówi stare przysłowie, ma ono krótkie nogi. Przekonała się o tym bohaterka książki Aleksandry Śmigielskiej "Oszustka"- lekarz weterynarii z wydawałoby się idealnym życiem u boku kochającego męża i dwóch uroczych córek, wykonująca pracę marzeń. Ale czy to życie zawsze było takie idealne i kim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Ted Bundy. Umysł mordercy." O cholera, ale to było dobre. Czytając tę książkę miało się wrażenie, że na prawdę wniknęło się w umysł mordercy. Bardzo skomplikowany umysł, zawładnięty rządzą zabijania.
Ted Bundy, jakiego przedstawił nam Max Czornyj to bardzo skomplikowana osobowość. Jego miła aparycja i umiejętność oczarowania rozmówcy była dużym ułatwieniem w dokonywaniu zbrodni. Nikt nie spodziewałby się, że taki sympatyczny człowiek jest zdolny do tak obrzydliwych czynów.
Moim zdaniem Ted Bundy cierpiał na jakąś chorobę psychiczną, a na pewno miał zaburzenia osobowości, sądzę tak na podstawie zarysu postaci jaki przedstawił nam Max oraz przekonania, że nikt o zdrowych zmysłach nie dopuścił się takich potworności, jednak specjaliści nie znaleźli w mózgu Bundy'ego żadnych anomalii i uznali go za zupełnie zdrowy organ.
Książkę oceniam na 10/10 była na prawdę rewelacyjna, a narracja pierwszoosobowa w tym wypadku wywołała gęsią skórkę. Na prawdę świetna lektura, która sprawiła że zaczęłam sprawdzać, czy dokładnie zasłoniłam okna.

"Ted Bundy. Umysł mordercy." O cholera, ale to było dobre. Czytając tę książkę miało się wrażenie, że na prawdę wniknęło się w umysł mordercy. Bardzo skomplikowany umysł, zawładnięty rządzą zabijania.
Ted Bundy, jakiego przedstawił nam Max Czornyj to bardzo skomplikowana osobowość. Jego miła aparycja i umiejętność oczarowania rozmówcy była dużym ułatwieniem w dokonywaniu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książkę kupiłam córce już jakiś czas temu, w zasadzie, jak tylko wyszła, ale wczoraj w drodze na Poznańskie Targi Książki ( między innymi na spotkanie z autorem, książka jechała z nami do podpisu) przyszedł na nią czas, dziś dokończyłam.
Jest to oczywiście książka dla dzieci, ale polecam ją każdemu, kto chce się na chwilę oderwać od szarej rzeczywistości i poczytać coś lekkiego.
Dla dzieci- świetna sprawa. Przystępna w odbiorze, a zarazem wnosząca dużo ciekawego słownictwa oraz wszelakich ciekawostek.
Daję 10/10. Książka skrojona na miarę, niczym garnitur Maxa Czornyja 😉

Książkę kupiłam córce już jakiś czas temu, w zasadzie, jak tylko wyszła, ale wczoraj w drodze na Poznańskie Targi Książki ( między innymi na spotkanie z autorem, książka jechała z nami do podpisu) przyszedł na nią czas, dziś dokończyłam.
Jest to oczywiście książka dla dzieci, ale polecam ją każdemu, kto chce się na chwilę oderwać od szarej rzeczywistości i poczytać coś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czwarta część serii "Echo" Marcela Mossa, jest zdaje się najlepszą ze wszystkich. Coraz mniej denerwowali mnie główni bohaterowie i wiele się też wyjaśniło. Autor zapowiada ciąg dalszy, ciekawe, jak dalej potoczą się losy bohaterów.

Czwarta część serii "Echo" Marcela Mossa, jest zdaje się najlepszą ze wszystkich. Coraz mniej denerwowali mnie główni bohaterowie i wiele się też wyjaśniło. Autor zapowiada ciąg dalszy, ciekawe, jak dalej potoczą się losy bohaterów.

Pokaż mimo to


Na półkach:

"Pokrzyk"- dobrze, że już po krzyku...
Jedna ze słabszych części Lipowa, czytając trochę się męczyłam, ale to co się wydarzyło na końcu powaliło na kolana. Mam tylko nadzieję, że w kolejnej części wyjdą na jaw prawdziwe okoliczności tego zdarzenia.

"Pokrzyk"- dobrze, że już po krzyku...
Jedna ze słabszych części Lipowa, czytając trochę się męczyłam, ale to co się wydarzyło na końcu powaliło na kolana. Mam tylko nadzieję, że w kolejnej części wyjdą na jaw prawdziwe okoliczności tego zdarzenia.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejny tom serii o policjantach z Lipowa za mną i muszę przyznać, że mam bardzo mieszane uczucia do tej książki.
Początek był zdecydowanie kiepski. Duży przeskok czasowy w odniesieniu do poprzedniego tomu i fabuła była niezbyt zrozumiała. List, żądanie okupu, bomby, do tego jakaś Joanna, która nie wiadomo skąd się wzięła.
Później historia zaczęła się wyjaśniać i opowieść nabrała tempa na tyle, że ciężko było się oderwać. Dobrze, że w porównaniu z poprzedniczkami była dużo cieńsza, więc szybko poszło.
Nie będę nic pisać na temat miłosnych perypetii mieszkańców Lipowa i trójkątów, bodaj czworokątów bermudzikich, bo tu już zbliżamy się do "Mody na sukces ", nie mniej jednak muszę powiedzieć, że książka porusza ważne tematy społeczne jak alkoholizm, pedofilia, przemoc domowa czy depresja i samobójstwo. Uświadamia nam również, że nic nie jest do końca czarne, ani białe.
W tej części poczułam też cień sympatii do Pawła Kamińskiego, który zdaję się przechodzi pewną przemianę. Czy w wilkołaka? O tym przekonacie się po lekturze. Niestety zakończenie nie rozwiało wszystkich wątpliwości, a jedynie je namnożyło i muszę porzucić postanowienie, które powzięłam na początku książki, że po "Rodzanichach" zrobię przerwę od Lipowa i czym prędzej sięgnąć po kolejny tom. Na niektóre rzeczy nie mamy wpływu.

Kolejny tom serii o policjantach z Lipowa za mną i muszę przyznać, że mam bardzo mieszane uczucia do tej książki.
Początek był zdecydowanie kiepski. Duży przeskok czasowy w odniesieniu do poprzedniego tomu i fabuła była niezbyt zrozumiała. List, żądanie okupu, bomby, do tego jakaś Joanna, która nie wiadomo skąd się wzięła.
Później historia zaczęła się wyjaśniać i opowieść...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po raz kolejny wybrałam się z Katarzyną Puzyńską w podróż do Lipowa i jak zwykle była to podróż udana. Z każdym kolejnym tomem wracam tam z sentymentem, jak do miejsca, które dobrze znam, a jak śpiewał Wodecki "Lubię wracać tam, gdzie byłam już..."
Co jest typowe dla tej sagi była oczywiście mnogość wątków i postaci, ale jak zwykle mi to nie przeszkadzało. Tym razem dowiadujemy się co nieco o przeszłości naczelnika Sienkiewicza, a także Weroniki.
Jak zwykle w Lipowie trup ścielił się gęsto, ale jedna śmierć zrobiła na mnie szczególne wrażenie i bardzo będzie brakowało postaci, która była obecna w opowieści od początku.
Ciężko napisać cokolwiek o książce, aby nie spojlerować, więc jeśli ktoś jest ciekawy losów policjantów z Lipowa nie pozostaje nic innego, jak tylko przeczytać. Moja opinia jak najbardziej pozytywna i chyba od razu zabiorę się za "Rodzanice ", bo jestem ciekawa, co z Wierą.

Po raz kolejny wybrałam się z Katarzyną Puzyńską w podróż do Lipowa i jak zwykle była to podróż udana. Z każdym kolejnym tomem wracam tam z sentymentem, jak do miejsca, które dobrze znam, a jak śpiewał Wodecki "Lubię wracać tam, gdzie byłam już..."
Co jest typowe dla tej sagi była oczywiście mnogość wątków i postaci, ale jak zwykle mi to nie przeszkadzało. Tym razem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

" Czarne Narcyzy zakwitły dnia dwudziestego pierwszego..." Tak zaczyna się książka o takim właśnie tytule " Czarne Narcyzy" Katarzyny Puzyńskiej. Już sam tytuł daje nam do myślenia, bo przecież takie kwiaty nie istnieją. Kogo, lub czego są symbolem?
Wstęp do powieści stanowi wiersz, czy jak się później dowiadujemy piosenka o czarnych narcyzach. Sama jej treść nie wiem dlaczego kojarzy mi się z mickiewiczowskimi "Lilijami", co już od początku sygnalizuje, że to będzie udana książka.
"Czarne narcyzy" są bezpośrednią kontynuacją "Domu Czwartego", w którym okazuje się, że komendant Wiktor Cybulski ma coś za uszami, przez co chce się pozbyć z policji Podgórskiego. Plan się powiódł i Podgórski złapany na piciu alkoholu podczas służby zostaje wyrzucony z policji. Cała sytuacja go załamuje i mężczyzna zaczyna pić do tego stopnia, że praktycznie nie trzeźwieje i bardzo szybko zmierza w kierunku dna. Jednak pojawienie się tajemniczej Valentine Blue i inne zbiegi okoliczności sprawiają, że Daniel ma szansę na oczyszczenie swojego dobrego imienia i powrót do pracy w policji. Nieoczekiwanie Podgórski znajduje się w samym środku śledztwa dotyczącego kilku morderstw.
Cała akcja powieści jest pełna zwrotów. Kiedy zdaje się, że wszystko już jest jasne pojawiają się nowe okoliczności, które sprawiają, że nic nie jest już oczywiste. Dla mnie takie prowadzenie akcji powieści jest jak najbardziej trafione i mogę z całą pewnością powiedzieć: lubię to!
Powieść ta ma bardzo wiele wątków, także pobocznych i zdecydowaną mnogość bohaterów, jednak w żadnej mierze mi to nie przeszkadza i myślę, że dzięki takim zabiegom autorki książka zyskuje pod względem ciekawości.
Jak się okazuje miejsce akcji- Diabelec istnieje na prawdę, podobnie jak legenda o domu drwala, a że lubię takie opowieści z dreszczykiem i wplatanie ludowych wierzeń, ta książka na prawdę zrobiła na mnie duże wrażenie. Z każdym kolejnym tomem akcja nabiera tempa, a seria o policjantach z Lipowa w żadnym wypadku się nie nudzi.
"Czarne narcyzy miał w dłoniach. Czarne narcyzy dla niej!"

" Czarne Narcyzy zakwitły dnia dwudziestego pierwszego..." Tak zaczyna się książka o takim właśnie tytule " Czarne Narcyzy" Katarzyny Puzyńskiej. Już sam tytuł daje nam do myślenia, bo przecież takie kwiaty nie istnieją. Kogo, lub czego są symbolem?
Wstęp do powieści stanowi wiersz, czy jak się później dowiadujemy piosenka o czarnych narcyzach. Sama jej treść nie wiem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Dom Czwarty" Katarzyny Puzyńskiej to siódma już część serii o przygodach policjantów z Lipowa i jak dla mnie jedna z najlepszych, zaraz obok "Trzydziestej pierwszej". Coś jest chyba w tych liczbach, a może chodzi o fakt, że obie książki odsłaniają wiele na temat przeszłości głównych bohaterów, którzy skrywają wiele tajemnic.
Osobiście lubię książki w których teraźniejszość przeplata się z przezłością, często bardzo odległą a sprawy bieżące i te sprzed lat układają się w jedną logiczną całość.
"Dom Czwarty" odkrywa przed czytelnikami wiele szczegółów z przeszłości Klementyny Kopp, która dotychczas była bardzo tajemniczą postacią. Okazuje się, że wiele w życiu przeszła i to właśnie miedzy innymi dramatyczne wydarzenia z przeszłości ukształtowały ją taką jaką jest teraz.
W tej części sagi o Lipowie widzimy też dużą zmianę, jaka zaszła w Danielu. Nie jest to raczej zmiana na lepsze, ale nie ukrywam, że jako bohater literacki bardziej odpowiada mi taki Daniel, jaki ukazuje nam się właśnie w "Domu Czwartym". W jego życiu zaszły ogromne zmiany i los mocno go doświadczył. Autorka nie oszczędziła go i w tej części. Zobaczymy jak wydarzenia w Złocinach wpłyną na dalszy rozwój postaci.
Zmiany zaszły także w pozostałych bohaterach i mam wrażenie, że zmienił się też nieco styl pisania Puzyńskiej, w mojej ocenie na plus.
Poznaliśmy w tej części nowych bohaterów. Rodzinę i osoby z otoczenia Klementyny gdy jako młoda dziewczyna mieszkała w dworze "Drozdy" w Złocinach. Rodzinne koligacje są tu jak zwykle zawiłe, ale mam nadzieję, że autorka pociągnie ten wątek i część bohaterów pojawi się w kolejnych tomach sagi. Szczególnie zaintrygowała mnie postać Kaja i polubiłam tego małego człowieczka, za sprawą którego od pewnego czasu mam cały czas w głowie melodię "Oh my Darling Clementine".

"Dom Czwarty" Katarzyny Puzyńskiej to siódma już część serii o przygodach policjantów z Lipowa i jak dla mnie jedna z najlepszych, zaraz obok "Trzydziestej pierwszej". Coś jest chyba w tych liczbach, a może chodzi o fakt, że obie książki odsłaniają wiele na temat przeszłości głównych bohaterów, którzy skrywają wiele tajemnic.
Osobiście lubię książki w których...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Jakiej śmierci najbardziej się boisz " to książka zdawałoby się dedykowana dla młodzieży. Nic bardziej mylnego. Z powodzeniem może ją przeczytać starsza (z naciskiem na to słowo) młodzież 30 plus, a myślę że i jeszcze starsza się tu odnajdzie, jeśli oczywiście jest miłośnikiem kryminałów.
Sięgnęłam po tę pozycję, trochę z braku czegoś do czytania, a trochę z ciekawości co czyta moje dziecko, bo to właśnie z jej biblioteczki ją pożyczyłam. Sądząc po opisie nie spodziewałam się niczego wielkiego, myślałam że to jakiś gniot dla dzieciaków ale dałam jej szansę.
Początek mnie nie zachwycił. Było dużo na temat szkolnego życia nastolatków, a to zdecydowanie już nie moje klimaty. Dość ciężko czytało się też przez mlodzeżowy język, który chwilami był męczący. Ale niespodziewanie książka zaczęła się rozkręcać i akcja nabrała tempa. Wkręciłam się do tego stopnia, że skończyłam czytac o pierwszej w nocy. Już dawno lektura tak mnie nie porwała.
Zakończenie zaskakujące, aczkolwiek nie do końca satysfakcjonujące. Osobiście nie lubię takich zakończeń i byłam nim trochę zawiedziona.
Czy polecam? Ogólnie tak. Nie jest to literatura wysokich lotów, ale poczytać dla relaksu można. Książka dała mi od siebie więcej, niż od niej oczekiwałam, a to na pewno pozytywne odczucie.
Czy oddam ją mojej prawie trzynastolatce. Myślę, że tak. W książce nie ma szczególnie brutalnych opisów, choć z pewnością nie jest to bajeczka dla przedszkolaków. Moja córka ma po mamie mocne nerwy, więc myślę, że jej podejdzie. Ja w jej wieku też już zaczynałam przygodę z kryminałem.

"Jakiej śmierci najbardziej się boisz " to książka zdawałoby się dedykowana dla młodzieży. Nic bardziej mylnego. Z powodzeniem może ją przeczytać starsza (z naciskiem na to słowo) młodzież 30 plus, a myślę że i jeszcze starsza się tu odnajdzie, jeśli oczywiście jest miłośnikiem kryminałów.
Sięgnęłam po tę pozycję, trochę z braku czegoś do czytania, a trochę z ciekawości co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Czas śmierci" nowa książka Maxa Czornyja to bez wątpienia bardzo emocjonująca lektura. Główni bohaterowie to brat Hektor- mnich z klasztoru Czarnych Pokutników- brawa za nazwę choć zapożyczona od Ann Radcliffe, nie wiem czemu rozbawiła mnie i za każdym razem gdy ją czytałam wywoływała uśmiech na mojej twarzy oraz policjantka Sara Adam- zatwardziała feministka, a także fanka ponchy. O Sarze prócz jej poglądów oraz zamiłowania do portugalskich drinków nie dowiadujemy się zbyt wiele, może bardziej otworzy się przed czytelnikami w kolejnych częściach, bo wiemy już, że "Czas śmierci" będzie miał ciąg dalszy. Więcej wiadomo na temat braciszka. Dzieciństwo spędził on w Hiszpanii, wychowywany przez siostry zakonne jako sierota, jego matką prawdopodobnie była Polka. Jako młody chłopak zaczął wdawać się w mniejsze lub większe zbiegi okolicznosci, aż wylądował jako pokutujący mnich w polskim klasztorze Czarnych Pokutnikow. Jego zainteresowania jednak znacznie odbiegają od tych, jakie powinni mieć klasyczni mnisi, przynajmniej w moich wyobrażeniach, interesuje się on bowiem mortalistyką, czyli nauką o śmierci. Dobrze także potrafi wczuwać się w ludzkie emocje, zarówno oprawcy, jak i ofiary, dlatego zostaje nieformalnym konsultantem policji. Jest to zdecydowanie ciekawa i nieco tajemnicza osobowość. Miło się czytało na temat brata Hektora.
Cała tematyka powieści również była ciekawa i kręciła się głównie w obrębie afer kościelno-politycznych ukazując pewne powiązania pomiędzy bohaterami, intryga zdawać by się mogło została rozwikłana dość szybko, jednak akcją niespodziewanie zmierzyła w zupełnie innym kierunku.
Książka ogólnie przyjemna w odbiorze, choć czegoś mi w niej brakowało, ale ostatnio ogólnie ciężko mnie do końca zadowolić czytelniczo. Mam nadzieję na rozwój zdarzeń i postaci w kolejnych częściach, które na pewno przeczytam.

"Czas śmierci" nowa książka Maxa Czornyja to bez wątpienia bardzo emocjonująca lektura. Główni bohaterowie to brat Hektor- mnich z klasztoru Czarnych Pokutników- brawa za nazwę choć zapożyczona od Ann Radcliffe, nie wiem czemu rozbawiła mnie i za każdym razem gdy ją czytałam wywoływała uśmiech na mojej twarzy oraz policjantka Sara Adam- zatwardziała feministka, a także...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pamiętam tę pozycję jeszcze z dzieciństwa, ponieważ była u nas w domu i tata często ją czytał, ogólnie lubił wracać do książek i jak już się na którąś uparł, to czytał do bólu. Tak właśnie zapamiętałam tę książkę- starą, zczytaną z wypadającymi kartkami. Później komuś pożyczył i przepadła. Gdy już jako doroła osoba zobaczyłam ten tytuł w sklepie, a wiedziałam tez juz o czym jest ta książka, ponieważ interesowałam się literaturą obozową, a to moim zdaniem w tej tematyce pozycja obowiązkowa, stwierdziłam, że muszę ją mieć. Nie zabrałam się do niej od razu, musiała nabrać mocy urzędowej i czytałam ją też na kilka rat, nie dlatego, że mnie nie wciągnęła, ale z powodu trudnej tematyki musiałam od niej odpoczywać.
"Pięć lat kacetu" to relacja byłego więźnia trzech obozów koncentracyjnych- Dachau, Mauthausen i Gusen. To wspomnienia okropności przez które musiał przechodzić i obozowej rzeczywistości, napisane jednak przystępnym językiem i z nutą humoru charakterystyczną dla Grzesiuka- Barda Czerniakowa, który zasłynął śpiewając warszawskie szlagiery. Jak opisuje szedł z piosenką na ustach przez całe życie-nawet w obozie.
Uważam, że książka ta powinna być obowiązkową lekturą szkolną, ponieważ niektóre pozycje po prostu wypada znać. Jest też bardzo przystępna i mimo okropności, które opisuje dość przyjemnie się ją czyta. Jedynym minusem jest podział na długie rozdziały opisujące realia wszystkich trzech obozów, a brak krótszych podrozdziałów, ale jest to do przejścia. Moja ogólna ocena jest bardzo pozytywna i jeśli ktoś jeszcze nie zna tej książki, radzę czym prędzej po nią sięgnąć.

Pamiętam tę pozycję jeszcze z dzieciństwa, ponieważ była u nas w domu i tata często ją czytał, ogólnie lubił wracać do książek i jak już się na którąś uparł, to czytał do bólu. Tak właśnie zapamiętałam tę książkę- starą, zczytaną z wypadającymi kartkami. Później komuś pożyczył i przepadła. Gdy już jako doroła osoba zobaczyłam ten tytuł w sklepie, a wiedziałam tez juz o czym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy można kochać za bardzo? To pytanie zadaję sobie po lekturze książki Maxa Czornyja " Sanatorium Zagłada". Czy można kochać kogoś tak bardzo, żeby skazać go na życie w złotej klatce? Czy to nadal jest miłość, czy już egoizm lub szaleństwo?
Każdy rodzic (przynajmniej tak być powinno) kocha swoje dziecko bezgranicznie i chciałby ochronić je przed złem tego świata, jednak czy to jest możliwe i przede wszystkim, czy jest to dobre dla tego dziecka? Spędzić całe życie pod parasolem ochronnym, by później, gdy rodzica zabraknie zderzyć się z okrutną rzeczywistością.
Tak właśnie spędził życie bohater powieści książę Lew Wilcek. Zamknięty całe życie w jednej komnacie, odcięty prawie całkowicie od zewnetrznego świata. Czy takie życie było efektem ekspermntu czy bezgranicznej miłości ojca? Na to pytanie już czytelnik sam musi sobie odpowiedzieć.
Po śmierci ojca kompletnie nieprzystosowany do życia Wilcek doznaje zderzenia ze światem, który jest oponowany wojną i trafia nie gdzie indziej, tylko właśnie do zakładu dla umysłowo chorych, jednak nie jako pacjent, a jako gość dyrektora, który najprawdopodobniej miał wiele wspólnego z ojcem Lwa oraz z jego śmiercią.
Na terenie zarządzanego przez hitlerowców szpitala dzieją się rzeczy, o których nie śniło się przeciętnym ludziom, a co dopiero oderwanemu kompletnie od rzeczywistości Wilckowi, więc nasz bohater musi stawić czoła prawidłowej ocenie sytuacji, a także odróżnieniu dobra od zła. Książę zostaje wplątany w sieć intryg, na terenie szpitala ma też po raz pierwszy w życiu kontakt z kobietą i to nie jedną. Czy w zakładzie dla obłąkanych oraz w wojennych realiach książę znajdzie miłość?
Zachęcam do przeczytania tej książki, mimo że sama miałam do niej dwa podejścia. Pierwsze w ubiegłym roku, ale dobrnęłam do połowy i jakoś mnie nie porwała, mimo iż nie była zła, jakoś nie miałam nastroju by ją dokończyć. Wraz z początkiem nowego roku postanowiłam dokończyć co nie skończone i wzięłam się ponownie za "Sanatorium Zagładę ". Tym razem wciągnęła mnie bez reszty.
Jest to książka nieco filozoficzna, oparta głównie na przemyśleniach głównego bohatera, co również czytelnika skłania do przemyśleń. Zdecydowanie jest inna niż pozostałe książki autora, jednak jak najbardziej udana.

Czy można kochać za bardzo? To pytanie zadaję sobie po lekturze książki Maxa Czornyja " Sanatorium Zagłada". Czy można kochać kogoś tak bardzo, żeby skazać go na życie w złotej klatce? Czy to nadal jest miłość, czy już egoizm lub szaleństwo?
Każdy rodzic (przynajmniej tak być powinno) kocha swoje dziecko bezgranicznie i chciałby ochronić je przed złem tego świata, jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Chłopki. Opowieść o naszych babkach" to książka w formie reportażu, zawierająca autentyczne wspomnienia polskich kobiet żyjących na wsi na początku XX w. Sięgnęłam po tę książkę, ponieważ moja rodzina również ma, nie boję się użyć tego słowa, chłopskie korzenie zarówno po mieczu, jak i po kądzieli. Interesują mnie książki dotyczące życia ludzi w tamtych czasach, gdyż identyfikuję się z tamtymi ludźmi i ciekawi mnie jak moja rodzina dochodziła to tego, bym była w tym miejscu, w którym jestem teraz. Przez co musieli przechodzić i z jakimi problemami się mierzyć. Odkąd pamiętam uwielbiałam słuchać opowieści babci od strony mamy, która urodziła się w 1929 roku i ukończyła tylko kilka klas szkoły powszechnej, ponieważ jej edukację przerwała wojna, a mimo to miała w sobie mnóstwo życiowej mądrości. Babcia mieszkała wtedy w Wielkopolsce, a po wojnie przyjechała z rodzicami na ziemie odzyskane, tu poznała dziadka i nadal byli rolnikami i tę część historii mojej rodziny znam doskonale z opowieści mojej mamy, która również już w latach 60 chodziła na "pasionkę", jak bohaterki powieści. Niestety nie wiem zbyt wiele na temat życia dziadków przed wojną, a dzięki tej książce czułam się jakbym czytała o dzieciństwie mojej babci. O historii rodziny od strony taty wiem więcej, również pochodzili z Wielkopolski, a na ziemie odzyskane przyjechała tylko babcia z dziadkiem, za pracą, a pradziadkowie i reszta rodziny zostali, dlatego wiem doskonale gdzie mieszkali i uwielbiam jeździć w te rejony- to taki powrót do korzeni. Powrotem do korzeni była dla mnie właśnie ta bardzo wzruszająca, niekiedy aż przerażająca książka. Czytało się ją bardzo dobrze, a tekst autorki był przeplatany faktycznymi wspomnieniami ówczesnych kobiet. Były to listy, pamiętniki (szczególnie zapadły mi w pamięć faramenty pamietnika Heleny Kity, pisane pięknym literackim językiem), także historie rodzinne przekazywane z pokolenia na pokolenie. Relacje tych silnych, niezłomnych kobiet, które mimo biedy i ograniczonego dostępu do edukacji często wiedziały co zrobić, aby wyrwać swoją rodzinę z tego marazmu, a wiedza ta wiązała się z ciężką pracą i dążeniem do celu. Myślę, że gdyby dzisiejsi ludzie byli choć w połowie tak pracowici i dążący do celu mimo niepowodzeń, jak nasze babki, świat wyglądałby zupełnie inaczej. Jest to bardzo potrzebna lektura, otwierająca oczy na to, że nasze problemy dnia codziennego, to błahostki, w porównaniu z tym, przez co przechodziły chłopki na przełomie wieków. Polecam książkę każdemu, zarówno czytelnikom, którzy interesują się "tamtymi czasami" jak i wszystkim świadomym osobom, bo dzięki niej można zrozumieć, skąd wzięło się to wszystko, co mamy teraz. Ta książka to nasze dziedzictwo.

Chłopki. Opowieść o naszych babkach" to książka w formie reportażu, zawierająca autentyczne wspomnienia polskich kobiet żyjących na wsi na początku XX w. Sięgnęłam po tę książkę, ponieważ moja rodzina również ma, nie boję się użyć tego słowa, chłopskie korzenie zarówno po mieczu, jak i po kądzieli. Interesują mnie książki dotyczące życia ludzi w tamtych czasach, gdyż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tytus Mayer- postać fikcyjna, główny bohater książki, to wielokrotny morderca, który w latach 90 XX w. został skazany na dożywocie. Udało się mu jednak uzyskać przedterminowe zwolnienie i po 25 latach odsiadki wyszedł na wolność.
Akcja powieści zaczyna się, kiedy Tytus przebywa w szpitalu, po przebytym, już po wyjściu z więzienia zawale. Odwiedza go dziennikarka, Julia Karpiel, która jest aktualnie na zakręcie swojej kariery w związku z aferą, w którą się wplątała. Julia postanawia napisać książkę o jednym z największych zwyrodnialców w Polsce i tym samym przywrócić sobie popularność. Główny bohater opowiada więc dziennikarce swoją historię, by ta mogła umieścić ją na kartach swojej powieści.
Już od pierwszych stron książka budziła we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony pierwszoosobowa narracja nasunęła mi skojarzenie z innym polskim autorem (którego z resztą lubię), a który często używa tej formy narracji w książkach o seryjnych mordercach. Nie przeszkadzało mi to jednak, a wręcz podobało się, bo lubię czytać książki z takim sposobem narracji.
Czytało mi się bardzo dobrze, do momentu, aż Tytus nie zaczął opowiadać dziennikarce o swoim dzieciństwie, które miało miejsce w latach 60 XX stulecia, początkowo w Warszawie, a następnie w Chełmie ( obecne woj. lubelskie). Rodzina Tytusa przeprowadziła się tam w wyniku problemów finansowych związanych z pijaństwem ojca, przez które utracił pracę. W wyniku utraty stanowiska znacznie obniżył się status rodziny Mayerów i aby obniżyć koszty utrzymania przenieśli się oni do Chełma, gdzie mieszkał dziadek chłopaka. Ojciec Tytusa podjął pracę w tamtejszej cementowni, a matka zajmowała się gospodarstwem i schorowanym teściem, wywnioskowałam więc, że skoro mieli gospodarstwo i zwierzęta, musieli mieszkać na przedmieściach.
W tym właśnie momencie w książce zaczęło pojawiać się mnóstwo nieścisłości związanych z czasookresem, w którym osadzona jest akcja, mianowicie wczesne lata 60, głeboki PRL, a tu ojciec Tytusa popołudniami popija przed telewizorem piwo z puszki, wyciągając je wcześniej z lodówki. Nie żyłam w tamtymch czasach, ale przeczytałam sporo książek z tamtych lat, a filmy z tamtych czasów do dziś należą do moich ulubionych, dużo tez rozmawiałam z rodzicami na temat ich dzieciństwa i wiem, że telewizor i lodówka, to w tamtych czasach były dobra luksusowe, a nie coś naturalnego, co każdy ma w domu. Telewizor często był jeden na całą wieś i wszystkie dzieci z okolicy zbierały się na dobranockę, a dorośli na wiadomości. Nie nadawano z resztą w tamtych czasach tyle programów telewizyjnych, by popołudnia spędzać przed ekranem, a napoje w puszkach to chyba dopiero w latach 90 zaczęły przybywać do nas z zachodu. Podobnie rzecz miała się z telefonami, sama doskonale pamiętam jaka byłam szczęśliwa gdy w latach 90, a może były to już nawet 2000, założono nam w domu telefon, a tymczasem matka głównego bohatera, jakby to było coś zupełnie naturalnego, każe synowi zadzwonić po lekarkę, czy po sąsiada.
Jest także moment kiedy matka popija w najlepsze whisky...Kto w tamtych czasach pił w Polsce whisky? Chyba tę samodzielnie pędzoną przy świetle księżyca...Było w tej opowieści kilka takich momentów, że miałam wrażenie, że bohaterowie zaraz wyciągną z kieszeni komórkę i napiszą sms. Język także w opowieści Tytusa był bardzo współczesny, podobnie jak imiona. Gdy w książce pana Mossa były Moniki, Anety czy Natalie, w Ludowej Polsce królowały Grażyny, Krystyny lub Teresy. Także tu autor trochę nie odrobił lekcji i poszedł na skróty, zdecydowanie nie został oddany klimat czasów słusznie minionych, co było dla mnie dosyć denerwujące, bo zamiast skupiać się na fabule, skupiałam się trochę na wyłapywaniu błędów, poza tym nie potrafiłam wczuć się w klimat.
Historia nabrała tempa, kiedy bohater zaczął opisywać swoje zbrodnie i zaskoczyła czytelnika nietuzinkowym zakończeniem.
Całokształt oceniam pozytywnie, bo ogólnie lektura należała do przyjemnych, mimo tych wszystkich potworności, które zostały w niej zawarte. Lektura na pewno warta przeczytania.

Tytus Mayer- postać fikcyjna, główny bohater książki, to wielokrotny morderca, który w latach 90 XX w. został skazany na dożywocie. Udało się mu jednak uzyskać przedterminowe zwolnienie i po 25 latach odsiadki wyszedł na wolność.
Akcja powieści zaczyna się, kiedy Tytus przebywa w szpitalu, po przebytym, już po wyjściu z więzienia zawale. Odwiedza go dziennikarka, Julia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pewna warszawska śnieżyca wywołała ciekawy, świeży powiew w stronę polskiego kryminału. Komisarza Roberta Foksa polubiłam już w poprzedniej części serii i szybko stał się jednym z moich ulubionych głównych bohaterów.
W "Skowycie" brakowało mi jednak nawiązania do poprzedniej części, a mianowicie do postaci Nadii, było co prawda kilka wzmianek, ale mam nadzieję, że w kolejnej części komisarz wróci do tej sprawy i być może coś się wyjaśni.
"Skowyt" to jedna z lepszych książek, które ostatnio przeczytałam, a jej największym atutem jest to, że jest taka inna, niż wszystkie, bo w ostatnim czasie często mam wrażenie, że wszystkie książki są do siebie podobne.

Pewna warszawska śnieżyca wywołała ciekawy, świeży powiew w stronę polskiego kryminału. Komisarza Roberta Foksa polubiłam już w poprzedniej części serii i szybko stał się jednym z moich ulubionych głównych bohaterów.
W "Skowycie" brakowało mi jednak nawiązania do poprzedniej części, a mianowicie do postaci Nadii, było co prawda kilka wzmianek, ale mam nadzieję, że w...

więcej Pokaż mimo to