-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać438
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2017-06-24
2017-08-05
2017-08-06
2017-09-04
2017-11-30
Książkę przeczytałam w formie e-booka dzięki akcji Czytaj PL.
Tę notkę piszę długo po skończeniu lektury, ale zapada ona w pamięć. Krótko: otwiera oczy. Uwrażliwia na przyrodę, pozwala spojrzeć na drzewa jako na ŻYWE istoty, a nie tylko bezosobową florę. Zdarzały się momenty, gdzie autor w tej kwestii trochę za mocno popłynął, ale to tylko kilka bardziej sentymentalnych rozdziałów, that's all.
Całość naprawdę niebanalna, zaskakująca i warta uwagi.
Książkę przeczytałam w formie e-booka dzięki akcji Czytaj PL.
Tę notkę piszę długo po skończeniu lektury, ale zapada ona w pamięć. Krótko: otwiera oczy. Uwrażliwia na przyrodę, pozwala spojrzeć na drzewa jako na ŻYWE istoty, a nie tylko bezosobową florę. Zdarzały się momenty, gdzie autor w tej kwestii trochę za mocno popłynął, ale to tylko kilka bardziej sentymentalnych...
2017-11-05
Wciąga to-to, nie da się zaprzeczyć!
Ale fakt, że Polska niechrzczona wygląda tak samo jak Polska chrzczona, to jest trochę naiwne... Wiem, że aspekt historyczny to nie był główny motyw tej książki (no, powiedzmy...), jednak jak się rusza tak fundamentalną kartę przeszłości i tym samym mówi się A, to należałoby powiedzieć też B. Nakreślić jakoś te zmiany - w całym państwie, w społeczeństwie, a nie tylko w religii. Bo nie chce mi się wierzyć, że odmowa chrztu przeszłaby sobie tak bez echa; że Polska w przyszłości byłaby wielkim, znaczącym państwem. Krucjata pewnie poczyniłaby odpowiednie spustoszenia i terror; że tak czy srak chrzest by pewnie był. Albo - dobra - nie byłoby. Ale wtedy nie byłoby też Polski jako kraju. Bądź kraj byłby nędzy i nieznaczący. No strzelam, gdybam. Po prostu ubodła mnie ta książkowa naiwność.
Drugi zgrzyt: kobitka studiuje medycynę, ale idzie na jakiś tam staż do szeptuchy, czytaj wsiowej znachorki. No to się kupy nie trzyma! A to przecież główny wątek książki!
Reszta względna na tyle, że da się dobrnąć do końca. Postacie sympatyczne, naturalne; momentami zabawne. Wieś Bieliny przyjemna i swojska, nawet odrobinę magiczna. To jest ok.
"Szeptucha" to takie ot, czytadło na leniwą chwilę. W ogólności wszak wątek niechrzczonej Polski nie głupi. Tylko tutaj w lichej oprawie.
PS: Wiem, że to trylogia. Nie powiem, zaciekawiłam się jak to z tym kwiatem paproci będzie, ale przeczytawszy opis kolejnej części (że Ote żyje!) to mi się, kurka, odechciało... :D Bo dalej to pewnie już niezły cyrk na kółkach albo słodkie landryny w całej fabule.
Ale może ktoś mnie oświeci, że jest inaczej? :)
Wciąga to-to, nie da się zaprzeczyć!
Ale fakt, że Polska niechrzczona wygląda tak samo jak Polska chrzczona, to jest trochę naiwne... Wiem, że aspekt historyczny to nie był główny motyw tej książki (no, powiedzmy...), jednak jak się rusza tak fundamentalną kartę przeszłości i tym samym mówi się A, to należałoby powiedzieć też B. Nakreślić jakoś te zmiany - w całym państwie,...
2017-10-23
Książka bez wyrazu. Szkic roboczy.
Wyświechtany stereotyp goni wyświechtany stereotyp: służka Marianna, szofer Jan, "Zjedz jajecznicę, panienko!"; duch w wielkiej starodawnej willi, zrzędliwa i stara właścicielka kamienicy, zakręcona artystka - no serio?! A to jeszcze nie wszystko! Do owych stereotypów dodaj nieciekawe dialogi oraz jakiś silony i totalnie nieśmieszny humor = sztuczność całości: bohaterów, sytuacji.
Dalej - ogrom "błędów" merytorycznych. Np. zatroskani rodzice Idy-jedynaczki. Ida znika - rodzice nie reagują. A właściwie nic dalej nie jest o nich wspomniane. Nawet "typowy" rodzic w takiej sytuacji by jakoś zareagował.
Inny: Studia Idy. Niby są, ale ich nie ma. Nie wierzę, by ktoś mający na karku tyle nieprzespanych nocy i przygód zdał wszystko za pierwszym podejściem i to bez żadnej trói. Tylko naiwny się na to nabierze.
I jeszcze kilka by znalazł.
Dalej: zupełnie mgliście zaznaczony tajemniczy "świat czarodziejów". Mam sobie przenieść ten z Harry'ego Potter'a czy jak? Jeśli autorka coś tworzy, powinna to jakoś zmyślnie rozwinąć. Może nie pisać o tym oddzielnych tomiszczy, ale jakkolwiek go ukazać, opisać, a nie jakieś zdawkowe informacje typu: "Jest sobie szkoła czarodziejów." "Jest sobie Wydział Opętań i Nawiedzeń." Rozumiem, że główna bohaterka do owej szkoły nie uczęszcza, bo jest "niemagiczna" (tu też jakiś dysonans - skoro rozmawia z duchami, to w jakimś stopniu magiczna przecież jest...), ale skoro jej życie toczy się w takim "rozszerzonym" świecie i do takiego - chcąc nie chcąc - przynależy, to przydałby się jakiś jego rys. Bo to tak jakbym czytała o przygodach Harrego Pottera na Privet Drive z dopiskiem "Harry uczęszcza do szkoły czarodziejów, która nazywa się Hogwart."
Sytuacje, w których życie Idy było zagrożone - zero emocji. Autorka tak zgrabnie wplatała w nie swoje suche żarty, że momentami nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać. Według mnie zupełnie nie potrafiła zbudować napięcia i grozy.
Jeszcze o postaci Kruchego: na początku zimny, bezwzględny, małomówny i w ogóle nie rusz, nie dotykaj; po spotkaniu z Idą - wylewny, ciepły, rozmowny, opiekuńczy. No hej! Kto się da na to nabrać? Żałosna metamorfoza.
Na koniec: poszukałam informacji o autorce. Po przeczytaniu tej książki byłam przekonana, że jej rocznik produkcji to minimum 1997 rok, więc ogromnym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że to dojrzała kobieta! (rocznik '87) Może liczyła, że gronem odbiorców "Szamanki od umarlaków" będą nastolatkowie? Nawet jeśli, to i tak historię tę uważam za naprawdę nędzną.
Naprawdę nieporywająca lektura.
Książka bez wyrazu. Szkic roboczy.
Wyświechtany stereotyp goni wyświechtany stereotyp: służka Marianna, szofer Jan, "Zjedz jajecznicę, panienko!"; duch w wielkiej starodawnej willi, zrzędliwa i stara właścicielka kamienicy, zakręcona artystka - no serio?! A to jeszcze nie wszystko! Do owych stereotypów dodaj nieciekawe dialogi oraz jakiś silony i totalnie nieśmieszny humor...
2017-09-28
Pierwsza książka Grzędowicza, którą przeczytałam. Autor bardzo mnie do siebie przekonał, na pewno sięgnę też po "Pana Lodowego Ogrodu".
Fabuła książki, jak dla mnie, zbyt cukierkowa (mimo wszystko), ale styl pisarski bezdyskusyjnie świetny. W książce nie ma dłużyzn, pompatycznych wynurzeń, ani sztucznych dialogów. Tempo akcji w sam raz, przemyślenia i mądrości w książce - na miejscu i w odpowiednich chwilach; niebanalni bohaterowie, ciekawy świat-tło. Wszystko jak trzeba. Humor też. :)
Połknęłam szybko i polecam innym. :)
Pierwsza książka Grzędowicza, którą przeczytałam. Autor bardzo mnie do siebie przekonał, na pewno sięgnę też po "Pana Lodowego Ogrodu".
Fabuła książki, jak dla mnie, zbyt cukierkowa (mimo wszystko), ale styl pisarski bezdyskusyjnie świetny. W książce nie ma dłużyzn, pompatycznych wynurzeń, ani sztucznych dialogów. Tempo akcji w sam raz, przemyślenia i mądrości w książce -...
2017-09-23
2017-07-16
2017-08-06
2017-07-10
Kolejna rewelacyjna książka "do poduszki" dla zwierconego dwulatka! Historyjki są krótkie, konkretne, zabawne, fajne i z wyraźnym (prostym!) morałem. Dodatkowo bardzo przyjemne ilustracje. Polecam wszystkim rodzicom!
Kolejna rewelacyjna książka "do poduszki" dla zwierconego dwulatka! Historyjki są krótkie, konkretne, zabawne, fajne i z wyraźnym (prostym!) morałem. Dodatkowo bardzo przyjemne ilustracje. Polecam wszystkim rodzicom!
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-06-30
Ciężka rzecz.
Nie jestem jakimś super-wrażliwcem, nawet jako kobieta, ale ta książka pozostawiła we mnie jedynie smutek i chyba świadomość, że może do niej nie dojrzałam?
Lekcja płynie, nie mogę zaprzeczyć, ale ja "załapałam ją" dopiero na końcu historii. Wcześniej wszystko wydawało mi się jakieś bezcelowe, oderwane od rzeczywistości. Postać kobieca również. Ja tak samo płeć żeńska, ale Wandy ni w ząb nie rozumiałam.
I ten sprzeczny obraz ludzi niby prostych i nieskomplikowanych, a jednak każdy jeden potrafił w którymś momencie książki wzbić się na wyżyny jakichś wzniosłych refleksji. Mimo zapijaczonej głowy, mimo braku perspektyw na inne życie. Tak ni z tego, ni z owego. Czasem brzmiało to dla mnie sztucznie.
Odnoszę wrażenie, że żaden z bohaterów nie bał się śmierci, a wręcz z rozwojem akcji jej pożądał jako formę "rozwiązania problemów"; uznawał ją za najsensowniejszą rzecz. Poddawał się jej, wręcz prowokował ją.
Ale może się mylę?
Ciężka rzecz.
Nie jestem jakimś super-wrażliwcem, nawet jako kobieta, ale ta książka pozostawiła we mnie jedynie smutek i chyba świadomość, że może do niej nie dojrzałam?
Lekcja płynie, nie mogę zaprzeczyć, ale ja "załapałam ją" dopiero na końcu historii. Wcześniej wszystko wydawało mi się jakieś bezcelowe, oderwane od rzeczywistości. Postać kobieca również. Ja tak samo...
2017-06-24
Naprawdę krótkie opowiadanka i bardzo fajne ilustracje. Książka świetna na pierwsze "bajeczki do poduszki" dla takiego typowego zwierconego dwulatka. Wraz z mężem czytamy naszemu synkowi, bardzo tę książkę lubi. Nie wszystkie historyjki mają jakiś wyraźny morał (czasem z mężem zastanawiamy się "co autor miał na myśli"), ale większość jest naprawdę przyjemna i zabawna.
Naprawdę krótkie opowiadanka i bardzo fajne ilustracje. Książka świetna na pierwsze "bajeczki do poduszki" dla takiego typowego zwierconego dwulatka. Wraz z mężem czytamy naszemu synkowi, bardzo tę książkę lubi. Nie wszystkie historyjki mają jakiś wyraźny morał (czasem z mężem zastanawiamy się "co autor miał na myśli"), ale większość jest naprawdę przyjemna i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-06-23
Choć sama fabuła jest ok, to jednak... nie rzuciła mnie na kolana. To nie jest sztuka, to jest tylko scenariusz. Suche dialogi i akcja wartka jak rwąca rzeka - wszystko dzieje się od razu, jak za pstryknięciem palców. Nie ma tej magii poszukiwania i odkrywania. Nie ma magii miejsc. Brakuje mi też wnętrz bohaterów - tego, co czują, co myślą. Ponadto nowym postaciom brak głębi, a starym i znanym jakiejś ikry.
Chciałabym tę historię przeczytać jeszcze raz, ale wyłącznie w wydaniu Rowling. Jako powieść.
Choć sama fabuła jest ok, to jednak... nie rzuciła mnie na kolana. To nie jest sztuka, to jest tylko scenariusz. Suche dialogi i akcja wartka jak rwąca rzeka - wszystko dzieje się od razu, jak za pstryknięciem palców. Nie ma tej magii poszukiwania i odkrywania. Nie ma magii miejsc. Brakuje mi też wnętrz bohaterów - tego, co czują, co myślą. Ponadto nowym postaciom brak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-06-15
Urodziłam się w Lublinie, mieszkam tu od 2009 roku. Początki były trudne - pochodzę z niewielkiej miejscowości, Lublin wydawał mi się wielki i zadymiony - ale z czasem pokochałam to miasto. Jego klimat; fakt, że jest właśnie taki swojski, niezaduży; że dużo się tutaj dzieje.
Kupiliśmy tutaj z mężem mieszkanie, wierzymy, że naszym synom to miejsce też przypadnie do gustu. :)
Nic więc dziwnego, że historia Lublina mnie ciekawi. Sięgnęłam po tę książkę głodna wiedzy. Liczyłam jednak, że wiedza ta będzie ubrana w - jak głosi okładka - opowieści; że będą to takie właśnie baśnie, legendy. W gruncie rzeczy są, ale niektóre z nich brzmią raczej jak wyłuszczenie morza historycznych faktów - brak tej "płynności", bajkowości. Czasem to nużyło. Ale w ogólności książka jest w porządku i naprawdę fajnie przybliża w skrócie historię Lublina - jego rozwój i znamienite postacie, które się tam przewijały.
Urodziłam się w Lublinie, mieszkam tu od 2009 roku. Początki były trudne - pochodzę z niewielkiej miejscowości, Lublin wydawał mi się wielki i zadymiony - ale z czasem pokochałam to miasto. Jego klimat; fakt, że jest właśnie taki swojski, niezaduży; że dużo się tutaj dzieje.
Kupiliśmy tutaj z mężem mieszkanie, wierzymy, że naszym synom to miejsce też przypadnie do gustu....
2017-05-14
2017-03-13
2017-01-22
Obraz nietuzinkowej rodzinki utkany miłością, ogromem ciepła, poczuciem humoru, dystansem do świata, wiarą i radością.
Relacja od rodzica dla rodziców - nie mam pewności, czy bezdzietny czytelnik zaczytałby się w książce bez pamięci. ;)
Anna Ignatowska to kobieta niesamowita - skromna, skora bez skrępowania mówić "nie jestem idealna i nie postępuję idealnie". Dla mnie perła w świecie (większości, ale nie uogólniam!) idealnych blogowych mamusiek, które pozjadały wszystkie wychowawcze i dietetyczne rozumy przy jednym dzieciaczku. I koniecznie chwalące się tym na instagramie. Autorka "Dziennika..." jest zupełnie inna - zwyczajnie naturalna i normalna - nie tworzy sztucznej wizji nieomylnej i perfekcyjnej mamuśki+pani domu, jaką podają nam na talerzu bloggerki.
Jedna wada: dla mnie dziennik był... za długi. By poznać rodzinę Ignatowskich wystarczyłoby mi, powiedzmy, 250 stron, nie 450. Bo to był trochę przesyt. Ale, ale... ;) Wiadomo, że życie składa się z dni pełnych wrażeń i z dni pełnych nudy i każde z nich czegoś nas uczą i coś nam dają. To nie tak, iż oczekiwałam na każdej stronie fajerwerków! ;) W ogólności jednak książkę polecam - szczególnie rodzicom o dziatwach w liczbie 2 czy 3 (a nawet i 1!) - przekonają się, że wcale nie mają najgorzej! ;)
Obraz nietuzinkowej rodzinki utkany miłością, ogromem ciepła, poczuciem humoru, dystansem do świata, wiarą i radością.
Relacja od rodzica dla rodziców - nie mam pewności, czy bezdzietny czytelnik zaczytałby się w książce bez pamięci. ;)
Anna Ignatowska to kobieta niesamowita - skromna, skora bez skrępowania mówić "nie jestem idealna i nie postępuję idealnie". Dla mnie...
Wierszyki rewela! Dotyczą każdej z pór roku - jedne zabawne, inne refleksyjne, ale wszystkie rytmiczne, rymowane, wpadające w ucho. A przede wszystkim powinnam napisać, że niebanalne. Nawet ja pochyliłam się nad niektórymi bardziej i szczerze mówię, że równie dobrze jak w książeczce dla dzieci mogłyby figurować w jakimś "dorosłym" zbiorku wierszy.
Wierszyki rewela! Dotyczą każdej z pór roku - jedne zabawne, inne refleksyjne, ale wszystkie rytmiczne, rymowane, wpadające w ucho. A przede wszystkim powinnam napisać, że niebanalne. Nawet ja pochyliłam się nad niektórymi bardziej i szczerze mówię, że równie dobrze jak w książeczce dla dzieci mogłyby figurować w jakimś "dorosłym" zbiorku wierszy.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to