Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Zło jako temat literackich rozważań i historii to chyba jeden z najbardziej klasycznych „toposów”, o którym wydaje się już wszystko napisano, a każda kolejna próba adaptacji tego motywu skazana powinna być z góry na porażkę. Czy zatem stworzenie historii wsi zabitej dechami, w której rządzi wóda, syf i prawo silniejszego, gdzie mamy stereotypowego chłopa znęcającego się nad rodziną, przekupy i biedne bezbronne dzieci nie będzie banalnym plagiatem i odgrzaniem mocno zmęczonego już kotleta?

Okazuje się, że nie. „Wsi spokojna” jest historią pełną stereotypowych postaci i wytartych schematów, którą można sprowadzić do jednego stwierdzenia, że jest to swoisty zapis znęcania się nad rodziną z lokalnym wiejskim kolorytem w tle, przy czym nie ma w niej niczego odkrywczego a dziesiątki tego typu historii można odnaleźć w brukowcach, a nierzadko nawet w głównych wydaniach serwisów informacyjnych. Książka ma jednak w sobie coś magnetycznego, coś co sprawia, że uwaga czytelnika zupełnie pomija stereotypowość, czy powtarzalność postaci i fabuły, a na pierwszy plan wychodzi natomiast zło w swej najczystszej postaci ubrane w pozory normalnego życia. Tytułowa wieś wydaje się być miejscem, w którym jak w soczewce skupiają się najgorsze cechy ludzkie, a niemalże każda postać, do której żywimy pozytywne uczucie dostaje łomot z każdej strony i nie ma właściwie żadnej nadziej na to by swój los odmienić.
Jest to książka dla ludzi o mocniejszych nerwach, ponieważ pomysły autora na udręczenie bohaterów, są momentami bardzo odważne. Gdzieniegdzie wkrada się makabryczna groteska, pozwalająca na chwilę odetchnąć od ciężkiego klimatu, ale nie ma w tym zbędnej przesady.

Duży punkt daję również za specyficzną kreację niektórych postaci niemalże z pogranicza fantasy, co miłośnikom takiego gatunku doda dodatkowych smaczków. Myślę że trafnym porównaniem tej książki będzie zestawienie jej z filmem „Dom zły” Smarzowskiego i każdy kto ten film ceni, odnajdzie się w realiach spokojnej wsi…

Zło jako temat literackich rozważań i historii to chyba jeden z najbardziej klasycznych „toposów”, o którym wydaje się już wszystko napisano, a każda kolejna próba adaptacji tego motywu skazana powinna być z góry na porażkę. Czy zatem stworzenie historii wsi zabitej dechami, w której rządzi wóda, syf i prawo silniejszego, gdzie mamy stereotypowego chłopa znęcającego się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Jako wierny i oddany fan E. Cherezińskej zabrałem się do Korony z mocnym poślizgiem. Czekałem na drugi tom, ponieważ po przygodzie z "Grą o tron", czy z Lodowym Ogrodem Grzędowicza nie chciałem poczuć się sierotą pozostawioną w samym centrum zawieruchy. Po przeczytaniu Korony trochę jednak żałuję, bo cała historia skrojona jest tak, że na ostatniej stronie mogłaby się rzeczywiście skończyć.

Do rzeczy. E. Cherezińska ma dar, jest pisarskim Midasem. Kropka. Tym razem ozłociła ciekawą epokę w historii Polski- okres rozbicia dzielnicowego i zrobiła coś, co można śmiało nazwać perłą powieści historycznej, choć Korona nie do końca mieści się w tej kategorii. Tło historyczne i postaci spowija bowiem mgła magii, mitologii i starych wierzeń. Nie ma przy tym przesady tj. wież czarnoksiężników, ognistych kul, goblinów, a ilość mistyki podana jest w dawce, którą zniosą również czytelnicy nie przepadający za fantasy.

Sama historia to kilka, może nawet kilkanaście, głównych wątków, które co raz się przeplatają, zderzają i rozchodzą. Jak u Cherezińskiej rządzą emocje- mało jest bitew, pościgów i wybuchów. Dużo jest natomiast intryg, knucia, zdrad i spisków. Widzę wiele podobieństw do Drogi Północnej, choć tamten cykl miał wybitnie kobiecą duszę, a tutaj znajdziemy znacznie więcej testosteronu.

W opiniach publikowanych w prasie i w sieci, często pojawia się stwierdzenie, że to polska wersja "Gry o Tron". Zgadzam się z tym stwierdzeniem tylko w zakresie samej formy, tj. stylu narracji, rozpoczynania poszczególnych rozdziałów i akapitów od wskazana bohatera/bohaterki no i zestawienia bohaterów, drzew genealogicznych, wraz z herbami i zawołaniami. To wszystko. Martin w swojej fantazji popłynął tak mocno, że marne są widoki by sensownie ukończył sagę. Cherezińska tymczasem, pomimo wielu wątków i bohaterów, nie straciła intuicji oraz kontroli nad swoimi bohaterami, których męczy, tarmosi, nagradza, karze. Wszystko trzyma się jednak jednej osi, którą każdy czytelnik szybko rozpozna.

10/10- nie ma w tej książce słabych punktów!

Jako wierny i oddany fan E. Cherezińskej zabrałem się do Korony z mocnym poślizgiem. Czekałem na drugi tom, ponieważ po przygodzie z "Grą o tron", czy z Lodowym Ogrodem Grzędowicza nie chciałem poczuć się sierotą pozostawioną w samym centrum zawieruchy. Po przeczytaniu Korony trochę jednak żałuję, bo cała historia skrojona jest tak, że na ostatniej stronie mogłaby się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Osobliwość to trzecia i prawie ostatnia część cyklu. Prawie, ponieważ jest jeszcze czwarta, ale z jej krótkiego opisu wynika, że to taki sequel przesunięty kilkadziesiąt lat później. Dla wszystkich czytelników poprzednich części będzie to grande finale całej historii, gdzie poznajemy odpowiedzi na większość postawionych wcześniej przez autora pytań.

Ogromny plus za to, że w tym tomie autor odpuszcza sobie opasłe opisy techniczne, poprzestając jedynie na krótkich przypomnieniach co- gdzie- kiedy się stało w poprzednich tomach.

Kolejną zaletą jest rezygnacja z siłowego rozwijania postaci. Wprawdzie autor np. z sensem łączy eksponowany wcześniej wątek prymów i skleja to w pewną całość, w mojej opinii jednak obyło by się to bez wielostronnicowego wałkowania pobocznych questów. W trzecim tomie nie znajdziemy również topornych dialogów oraz nieudanych prób wepchnięcia bohaterów w inne rozterki, niż te którą rakietę teraz odpalić.

Star Carrier to cykl typowo bitewny i jako taki można polecić każdemu, nawet początkującemu czytelnikowi. Wystarczy otworzyć odrobinę umysł i wyobraźnię, a Douglas wypełni ją swoim światem, w którym szybko poczujemy się przyjemnie. Dużą zaletą są również odpowiednio dawkowane wątki główne, które pchają nas do odwracania kolejnych stron i wywołują charakterystyczne dla dobrej książki napięcie i natrętną ciekawość.

Patrząc z perspektywy całego głównego cyklu, nasuwa mi się jedna negatywna refleksja, iż fabuła i pomysł zasługiwały na więcej. Pozostało bowiem mnóstwo ledwo muśniętych kwestii, które odpowiednio dopieszczone dodałyby wielu smaczków i wyrwałby cykl z objęć zwykłego czytadła. Szkoda, choć jeszcze nie wszystko stracone.

Osobliwość to trzecia i prawie ostatnia część cyklu. Prawie, ponieważ jest jeszcze czwarta, ale z jej krótkiego opisu wynika, że to taki sequel przesunięty kilkadziesiąt lat później. Dla wszystkich czytelników poprzednich części będzie to grande finale całej historii, gdzie poznajemy odpowiedzi na większość postawionych wcześniej przez autora pytań.

Ogromny plus za to, że...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

To moja druga przygoda z Panem Marcinem Mortką i choć po lekturze Domu mam mieszane uczucia, to zakładam, że nie będzie to przygoda ostatnia. Po Dom sięgnąłem po wcześniejszym przeczytaniu Miasteczka Nonstead i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Pan Mortka w obu książkach wykorzystał ten sam schemat. Na początku zarysowana jest tajemnica, tajemnica jest bardzo szybko odkrywana i okazuje się, że ma ona charakter nadprzyrodzony, a następnie dochodzi do coming out'u wszelakich bohaterów i zgrabnej przeplatanki wydarzeń i zwrotów akcji. Sam schemat nie jest zły, w moim odczuciu sprawia jednak wrażenie literackiego patentu autora, który wymaga jedynie zmiany dodatków i akcesoriów. Możliwe, że to wrażenie wynika z dobrze zapamiętanego przeze mnie Miasteczka Nonstead, jednakże nie zmienia to faktu, iż w ten sposób Dom stał się mocno przewidywalny.

Dodatkowym minusem książki jest łudzące podobieństwo do filmu Mgła, co wyraża się nie tylko w konstrukcji samej historii lecz również w opisach i klimacie. Nie twierdzę przy tym, iż apokaliptyczno-survivalowe klimaty są zarezerwowane jedynie dla wąskiego kręgu autorów i utworów, jednak sięgnięcie po jakikolwiek tego typu 'klasyczny' topos wymaga dużej ilości przypraw i własnych pomysłów. W przeciwnym razie uzyska się danie przeciętne, przywołujące jedynie myśl "hmm to gdzieś już było". Dom to niestety takie deja vu, gdzie jest niewiele elementów oryginalnych i wyrazistych, wybijających się ponad przeciętność.

Co jest dobre w tej książce...? Chyba najmocniejszą jej stroną jest napięcie. Jakimś cudem, pomimo natrętnego deja vu, Pan Mortka przywiązał mnie do całej historii i do końca byłem ciekaw jaki będzie jej finał. Jest to swoisty paradoks, ale chyba każdy czytelnik nie raz spotykał się z przeciętną książką, którą "łyknął" w ekspresowym tempie. Dom to właśnie taki przypadek.

Na koniec dwa słowa o postaciach, których w książce jest stosunkowo wiele i które niestety nie chciały się ze mną zaprzyjaźnić. Może wynika to trochę z faktu, iż ilość bohaterów, odgrywających pierwszoplanową rolę była niemalże przez całą książkę niezmienna i najzwyczajniej zabrakło miejsca na ich pełne rozwinięcie. Brak ten doskwiera nie tylko z czysto formalno- literackich powodów, lecz przede wszystkim z uwagi na kluczowy wątek 'cech' bohaterów i wpływu na ich psychikę i decyzje życiowe. Nie oczekiwałbym w tym miejscu aż takiego rozmachu jak np. w Lodowym Ogrodzie Grzędowicza, który swoją nadprodukcją położył ostatni tom i zepsuł całą historię. Należy jednak zaznaczyć, iż działanie i rozwój wielu postaci były nieco schematyczne, choć jest w tej kwestii kilka smacznych wyjątków.

Dom nie jest książką nudną i nie jest książką złą. Ma jednak jeden grzech główny tj. deja vu. Za mało jest w tej historii elementów zaskakujących i zapadających w pamięć. Trochę przypomina to przeciętne danie, które w zasadzie jest smaczne i zaspokaja głód, ale za miesiąc nie będziemy pamiętali,czy to był kotlet, czy pierogi. Jeżeli ktoś chce się tylko najeść- wystarczy, by się rozsmakować- nie.

To moja druga przygoda z Panem Marcinem Mortką i choć po lekturze Domu mam mieszane uczucia, to zakładam, że nie będzie to przygoda ostatnia. Po Dom sięgnąłem po wcześniejszym przeczytaniu Miasteczka Nonstead i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Pan Mortka w obu książkach wykorzystał ten sam schemat. Na początku zarysowana jest tajemnica, tajemnica jest bardzo szybko...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest to moja pierwsza przygoda z piórem Pana Mariana Zacharskiego. Autora kojarzyłem dotychczas jedynie ze szpiegowską serią dokumentalną emitowaną ładnych kilka lat temu i nie ukrywam, że zdziwiło mnie gdy w księgarni natrafiłem na opasłe tomisko "Operacja Reichswehra". Zachęcony przede wszystkim tym, że książkę o pracy legendy międzywojennego wywiadu napisał człowiek znający branżę od podszewki podjąłem wyzwanie przebrnięcia przez ponad nieco ponad 900 str. (nie licząc dokumentów źródłowych zamieszczonych na końcu książki).

Tworząc tak imponujące rozmiarem dzieło autor podjął się realizacji karkołomnego zadania. Grube tomiska nie wybaczają błędów i są bezwzględne dla swych twórców- jeżeli są słabe, niewielu wytrzyma i doczyta je do końca, a ocena wtedy będzie zawsze kategoryczna i surowa.

Na szczęście "OR" ma więcej zalet niż wad i pomimo, kilku ważnych mankamentów jest książką nadzwyczaj dobrą i wbrew pozorom lekką w odbiorze. Jej największą zaletą jest doskonałe połączenie narracji powieści szpiegowskiej z dobrze udokumentowaną książką historyczną. Doskonałym pomysłem autora są rozdziały lub fragmenty rysujące tło historyczne określonych wydarzeń, co pozwala lepiej poczuć klimat epoki oraz przyczyny i motywy działania określonych osób. Dodatkowym atutem jest mnogość "smaczków" jak np. detale z życia w przedwojennym Berlinie, czy kawaleryjskie anegdoty. Warto jeszcze napisać, że autor posiada umiejętność (talent) do kończenia rozdziałów w taki sposób, by czytelnik nie potrafił odłożyć książki.

Przechodząc do zastrzeżeń wskazałbym jedynie na mieszane uczucie, które często pojawiało się w trakcie lektury. Można bowiem odnieść wrażenie, że autor momentami stoi z literackim rozkroku i nie potrafi się zdecydować czy pisze książkę historyczną z elementami powieści szpiegowskiej, czy odwrotnie. Wydaje się, że książka jest raz taka, raz inna i w ten sposób niebezpieczne ociera się o nijakość, gdzie mnogość faktów, detali historycznych i źródłowych przeplata się z lekko i przyjemnie opisanym posiłkiem w topowej restauracji. Co gorsza, bywały również fragmenty gdzie po punkcie kulminacyjnym następował niemiłosiernie długi opis wyników prac źródłowych autora. Patrząc z punktu widzenia książki historycznej, dokładne opisywane dokumentów zdobywanych przez polskiego agenta czy niemalże każdorazowe przedstawienie wyczerpującego dossier wszelkich postaci, nawet jeżeli ich nazwiska pojawią się najwyżej kilka razy należy uznać za zaletę. Autor jednak momentami gubi równowagę i wprowadza taką dużą mnogość tych detali, iż można się autentycznie zniechęcić. Przypomina to trochę sytuację gdy w horrorze czekamy, aż ktoś otworzy wreszcie te drzwi do piwnicy i w momencie naciśnięcia klamki przenoszeni jesteśmy do, półgodzinnej relacji opisującej losy nawiedzonego nawiedzonego w tym ilości cegieł, producenta tych cegieł, losów producenta tych cegieł itd. Myślimy, że może ten opis wiąże się z tą sceną, lub wnosi coś istotnego do fabuły, potem okazuje się jednak że nie i że był to jedynie popis wiedzy reżysera i scenarzysty.

Pomimo powyższego szpagatu czas spędzony z Jerzym Sosnowskim był przyjemnie spędzony. Nie ukrywam przy tym, że początkowa fascynacja szczegółami ustępowała później niecierpliwości i zdarzało się, że tu i tam przeskoczyłem kilka storn. Nie zmienia jednak faktu, iż książka zdecydowanie zasługuje na polecenie. Wszelkim amatorom "wołoszanek", czyli przeplatania czystej narracji historycznej zdarzeniami fabularyzowanymi z pewnością się podoba, a spory gabaryt niech będzie zapowiedzią długiej przyjemności.

Jest to moja pierwsza przygoda z piórem Pana Mariana Zacharskiego. Autora kojarzyłem dotychczas jedynie ze szpiegowską serią dokumentalną emitowaną ładnych kilka lat temu i nie ukrywam, że zdziwiło mnie gdy w księgarni natrafiłem na opasłe tomisko "Operacja Reichswehra". Zachęcony przede wszystkim tym, że książkę o pracy legendy międzywojennego wywiadu napisał człowiek...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Druga część Star Carrier'a ma dwa oblicza. Pierwsze to doskonała fabuła i bardzo wciągająca narracja. Konflikt ludzi i Sh'daar nabiera rumieńców, lotniskowiec Ameryka wysłany jest w daleką i niebezpieczną misję, a piloci myśliwców są gotowi skopać tyłki kosmitom. Tutaj wszystko gra, bo jest dużo akcji, trochę tajemnicy i wyczekiwania co się wydarzy, kogo spotkają i czy im się uda. Jest też trochę smaczków, bo schemat my- oni, tj. my ludzie i oni kosmici zaczyna być przełamywany i widzę w tym wątku spory potencjał. Za to oblicze 9/10.

Niestety książka ma też istotną wadę- bohaterów. Autor zupełnie sobie z nimi nie radzi i nie potrafi wykrzesać z nich czegoś więcej ponad bitewne komunikaty. Każda próba pokazania bohaterów w innym kontekście niż kabina pilota kończy się całkowitą klapą i sam wielokrotnie prześlizgiwałem się po wątkach głównych postaci. O ile po pierwszej części liczyłem, że może się coś poprawi, że może coś się stanie, co sprawi, że Trevor Gray przestanie być tylko stereotypowym outsiderem, a admirał Koenig kolejnym z rzędu dowódcą bezgranicznie poświęconym służbie. Nic z tych rzeczy, bohaterowie są plastikowi, a ich losy, w tym przeżycie kolejnych bitew były mi zupełnie obojętne. Szczerze mówiąc, autor bardziej związał mnie z samym statkiem "America" niż jego załogą. A może o to właśnie chodzi, w końcu cała seria to Star Carrier... Za to oblicze książki 3/10

Pomimo całkowitego rozczarowania postaciami sięgam właśnie po trzeci tom. Jestem niezmiernie ciekaw jakie tajemnice zostaną odkryte w kolejnej części, kim tak naprawdę są Sh'daar, czy mają jakichś innych wrogów, o co chodzi z tą transcendencją no i dlaczego Sh'daarom tak bardzo zależy na powstrzymaniu rozwoju technologicznego ludzkości?

Druga część Star Carrier'a ma dwa oblicza. Pierwsze to doskonała fabuła i bardzo wciągająca narracja. Konflikt ludzi i Sh'daar nabiera rumieńców, lotniskowiec Ameryka wysłany jest w daleką i niebezpieczną misję, a piloci myśliwców są gotowi skopać tyłki kosmitom. Tutaj wszystko gra, bo jest dużo akcji, trochę tajemnicy i wyczekiwania co się wydarzy, kogo spotkają i czy im...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Marcin Mortka to pisarz, o którym od dawna słyszałem, a słuchy krążyły o nim dobre lecz do wczoraj, a właściwie do dzisiejszego wczesnego poranka nie przeczytałem żadnej jego powieści. Nie powiem, że po tym poranku nic już nie będzie takie jak dawniej, ale z pewnością Pan Mortka na dłużej zagości na mojej półce i na jednym razie się nie skończy.

Miasteczko N. do przede wszystkim uczta dla fanów literatury grozy i osób, które lubią uczucie tej chwilowej niepewności po zgaszeniu światła, i wręcz dziecinnej obawy, czy groza zamknięta na kartach książki nie wkradła się ukradkiem do naszego świata i nie stoi teraz obok łóżka.

Sam pomysł autora jest banalny- zapomniane, tajemnicze miasteczko, gdzieś z dala od "cywilizacji", gdzie diabeł ogonem na mszę dzwoni i główny bohater- uciekinier z NY, który szuka spokoju, lecz tego spokoju oczywiście nie znajduje. Czytając taki opis można od razu się zniechęcić i z góry uznać, że pewnie jest to 1001 opowieść tego gatunku i szkoda na nią czasu. Nic bardziej mylnego, ponieważ poza konwencjonalnym tłem i konstrukcją powieści autor doskonale straszy, a groza wynika nie tyle z samej historii, czy zagadki kryjącej się w Nonstead lecz ludzi- mieszkańców Nonstead i makabrycznych rzeczy, które ich spotykają. I za ten soczysty klimat należy się autorowi medal i wybaczyć mu można, że kreując ten klimat posłużył się wręcz sztampowymi modelami- dzwoniący telefon, dziwny kot, tajemnicza chatka w lesie etc. Przecież o to przede wszystkim chodzi w horrorach- by się bać, bać, bać i Pan Mortka doskonale to rozumie.

Marcin Mortka to pisarz, o którym od dawna słyszałem, a słuchy krążyły o nim dobre lecz do wczoraj, a właściwie do dzisiejszego wczesnego poranka nie przeczytałem żadnej jego powieści. Nie powiem, że po tym poranku nic już nie będzie takie jak dawniej, ale z pewnością Pan Mortka na dłużej zagości na mojej półce i na jednym razie się nie skończy.

Miasteczko N. do przede...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwsze uderzenie posłało mnie na łopatki, ale sędzia jeszcze liczy.

Po baaaardzo długiej przerwie z gatunkiem s-f zatęskniłem za kosmicznymi rasami, wielkimi okrętami, nowymi planetami, plazmą, laserami i wiecznie świeżym i niewyczerpanym tematem starcia ludzkości z kosmitami. Mój ostatni wybór padł na "Pierwsze uderzenie" i nie wiem co bardziej zdecydowało, polecenia znajomych czy wyjątkowo udana grafika okładki...

Pierwszy tom cyku Star Carrier to przede wszystkim akcja, akcja, akcja. Bitwy w kosmosie, bitwa na obcej planecie, tajemnicza rasa, gwiezdna flota i inne smaczki s-f upakowane są na kolejnych stronach do granic wytrzymałości, przy czym autor zgrabnie lawiruje pomiędzy poszczególnymi perspektywami bohaterów, oddalonych od siebie o całe wielkości kosmiczne.

Pierwsze uderzenie to powieść o wojnie i ta jako główna i dominująca oś historii już od pierwszych stron książki osiąga najwyższe obroty i wydaje się być.... no właśnie za bardzo wojenna... 'Nadwojenność' pierwszego tomu objawia się m.in. tym, że autor w tak wąskiej objętości upakował za dużą liczbę potyczek małych i większych i w mojej opinii mocno zaniedbał tło i rozwój postaci. Wojna, czy to w kosmosie, czy w antycznym Rzymie jest jak dobry steak najlepiej smakuje czytelnikowi, gdy będzie podana z odpowiednimi przyprawami, doskonałym winem, a mięso nie będzie ani zbyt surowe, ani spalone na podeszwę. Co więcej, ten steak zyska dodatkowego smaku, gdy zjemy go w doborowym towarzystwie. Pierwsze uderzenie to właśnie taki dobrze usmażony steak, choć bez przypraw, wina i zjedzony w samotności. Autor na przestrzeni ponad 400 stron nie dał rady wykreować na tyle wyrazistych postaci, by je polubić, znienawidzić, pożądać lub odczuć coś więcej niż obojętność. Jest to taki zlepek osób, które pełnią różne role, przy czym równie dobrze mogłoby ich nie być lub zamiast nich mógłby być ktoś inny.

Nieco lepiej jest z samym tłem historii, ponieważ przyczyny wojny, strony konfliktu i całą otoczkę poznajemy zagłębiając się w książkę. Autor ma dużo dobrych i logicznych pomysłów, które sprawiają, że całość trzyma się przysłowiowej kupy, choć fajerwerków i świeżynek w tym wszystkim nie ma. Osoby czytające s-f (i nie chodzi tu tylko o psychofanów tego gatunku) bardzo szybko pomyślą, że to już gdzieś było, ale w tej powieści brak koncepcyjnej świeżości nie jest wadą.

Ogromnym plusem, choć także pewnego rodzaju ciężarem, jest duża szczegółowość opisów technicznych dotyczących funkcjonowania okrętów, napędów, broni, technologii. Początkowa fascynacja, przeradza się czasami w zniecierpliwienie, a balans pomiędzy opisami technicznymi- postaciami- fabułą jest zaburzony na rzecz tego pierwszego. Możliwe, że jest to główna przyczyna poważnego minusu książki, iż po jej zakończeniu nie tęsknię za bohaterami i nie jestem ciekaw jak potoczą się ich losy. Więcej natomiast wiem na temat pocisków kinetycznych, czy uzbrojenia myśliwców Konfederacji Terrańskiej. Wprawdzie w pewnym momencie książki autor nieśmiało próbuje rozwinąć jedną z postaci ale robi to mocno sztampowo, bez większego przekonania i jakby na siłę. Możliwe, że wyraźna nadreprezentacja techniki i technologii wynika z konieczności wprowadzenia czytelnika w tajniki i arkana cywilizacji przyszłości i być może w dalszych tomach wskazane aspekty ulegną redukcji.

Pierwsze uderzenie pomimo wielu niedociągnięć posiada jedną, ogromną zaletę- efekt "co dalej". Autor przykleja czytelnika niewidzialną gumą i nie pozwala odłożyć książki, aż do momentu pierwszego uderzenia, które mnie powaliło na łopatki, będąc tym samym dobrym wstępem do kolejnych rund.

Pierwsze uderzenie posłało mnie na łopatki, ale sędzia jeszcze liczy.

Po baaaardzo długiej przerwie z gatunkiem s-f zatęskniłem za kosmicznymi rasami, wielkimi okrętami, nowymi planetami, plazmą, laserami i wiecznie świeżym i niewyczerpanym tematem starcia ludzkości z kosmitami. Mój ostatni wybór padł na "Pierwsze uderzenie" i nie wiem co bardziej zdecydowało, polecenia...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Elżbieta Cherezińska ma ten dar, iż o czym by nie pisała i jakiej epoki by nie wzięła na warsztat to wychodzi jej to co najmniej dobrze. No właśnie, w tym przypadku będzie to tylko co najmniej dobrze, a to z kilku powodów.

Przede wszystkim nie do końca jestem przekonany do formy dziennika, która przez swoje naturalne ograniczenia nie pozwoliła ECh na to co robi najlepiej, tj. ożywienie i ukrwienie postaci, które tutaj pozostają jedynie w książce które nie towarzyszą nam w myślach gdy odkładamy ją na półce. Może to trochę niesprawiedliwa ocena i mocno zasugerowana porównaniem do prawdziwej perły, czyli Legionu...

Innym zastrzeżeniem, jakie można mieć to pewna rutyna, która kilkukrotnie wkradała się do treści historii, choć to również może być wynikiem i koniecznością wynikającą z formy. Choć w przypadku tej autorki pewną tendencję to rutyny można zaobserwować także w Sadze Północnej, czy Grze w kości.

Ogromną zaletą tej książki jest jednak to, co w klasycznej powieści można by nazwać fabułą i tłem. Jest bowiem coś w tych dziennikach, co sprawia, że pomimo grozy sytuacji i wiedzy, że nie będzie happy endu nie odczuwa się atmosfery nadchodzącej apokalipsy. Książka miała bowiem wymiar mocno "obyczajowy", co w przypadku literatury traktującej o szeroko rozumianym Holocauście jest stosunkowo rzadkie. Nieraz można ulec złudzeniu, iż jest to jedynie historia o cięższych czasach wojny, a wojna jak to wojna...

Podsumowując napiszę, że nie można wybaczyć autorce, że zamknęła się w tej formie i nie pokusiła się o stworzenie powieści.

Elżbieta Cherezińska ma ten dar, iż o czym by nie pisała i jakiej epoki by nie wzięła na warsztat to wychodzi jej to co najmniej dobrze. No właśnie, w tym przypadku będzie to tylko co najmniej dobrze, a to z kilku powodów.

Przede wszystkim nie do końca jestem przekonany do formy dziennika, która przez swoje naturalne ograniczenia nie pozwoliła ECh na to co robi najlepiej,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Jako oddany fan szeroko rozumianej fantastyki i okazyjny miłośnik kryminału nie mogłem przejść obok tej książki obojętnie. Już sam pomysł autora o nowym gatunku człowieka,czyli tytułowym nowym drapieżniku wydał mi się bardzo świeży i obiecujący, zakładając oczywiście że autor udźwignie temat. Nie myliłem się.

Nowy drapieżnik to bardzo dobrze przemyślana opowieść, z bardzo dobrym warsztatem i wiernie oddanym klimatem współczesnej Polski. Dochodzi do tego spore poczucie humoru autora i duża elastyczność w konstruowaniu tła całej historii, w tym przedstawieniu kluczowych zdarzeń z perspektywy różnych bohaterów, którzy w tej powieści jeżeli mają być źli, to są źli, a jeżeli mają być dobrzy, to są dobrzy. Gnida jest tutaj gniidą, matka matką itp. Podobnie dwuznacznie można oceniać wręcz stereotypowe przedstawienie postaci i problemów (gliniarz alkoholik, pedofile, naukowcy, którym nikt nie wierzy). Te wszystkie elementy nie przeszkadzają jednak w uznaniu, że powieść można z wypiekami na twarzy połknąć w 2-3 dni i przez te kilka dni bardzo polubić aspiranta Madejskiego, śmiać się z kom. Jelenia, czy z uwagą śledzić rozwój takich postaci jak Gont, czy Henio. Nie można również zapominać o świetnie zarysowanych czarnych charakterach, których fizjonomie, język, czy styl życia sprawiają,że są wręcz krwisto autentyczni.

Ogromnym plusem jest zakończenie książki, które może nie tyle jest zaskakujące (pewnych zdarzeń można się domyśleć), co jest doskonałą klamrą pozwalającą spojrzeć czytelnikowi na całą historię z nieco innej perspektywy. Może się wtedy okazać, że nowy drapieżnik nie jest osią powieści, lecz jej tłem.

Jako oddany fan szeroko rozumianej fantastyki i okazyjny miłośnik kryminału nie mogłem przejść obok tej książki obojętnie. Już sam pomysł autora o nowym gatunku człowieka,czyli tytułowym nowym drapieżniku wydał mi się bardzo świeży i obiecujący, zakładając oczywiście że autor udźwignie temat. Nie myliłem się.

Nowy drapieżnik to bardzo dobrze przemyślana opowieść, z bardzo...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Do Legionu zasiadłem niedawno po Drodze Północy i trochę z rezerwą podchodziłem do tak radykalnej zmiany warsztatu autorki z wikingów na partyzantów. Obawy już po paru stronach okazały się być zupełnie nieuzasadnione, a to za sprawą doskonałego pióra Elżbiety Cherezińskiej tj. postaciom z krwi i kości i doskonałej fabule. Książkę polecam wszystkim fanom dobrej powieści historycznej, za którą stoi solidny warsztat i ogrom pracy źródłowej. Wielką zaletą Legionu jest również wielowątkowość- książka jest skonstruowania w taki sposób, iż równolegle śledzimy losy bohaterów i bohaterek z różnych środowisk, by nie użyć słowa opcji. Autorka przy tym zachowuje dystans i nie operuje stereotypami przypisanymi do akowców, bolszewików, komunistów czy endeków itp. Historia polskiego ruchu oporu okazuje się być o wiele bardziej zagmatwana, poplątana i wielowymiarowa. Wielkim plusem Legionu jest również odważne i uczciwe przedstawienie problemów etnicznych II RP i postaw, które z nich wynikły w czasie okupacji- bez zbędnego nadęcia ale też bez fałszywej poprawności politycznej.

Do Legionu zasiadłem niedawno po Drodze Północy i trochę z rezerwą podchodziłem do tak radykalnej zmiany warsztatu autorki z wikingów na partyzantów. Obawy już po paru stronach okazały się być zupełnie nieuzasadnione, a to za sprawą doskonałego pióra Elżbiety Cherezińskiej tj. postaciom z krwi i kości i doskonałej fabule. Książkę polecam wszystkim fanom dobrej powieści...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Recenzję PLO IV piszę kilka miesięcy po przeczytaniu (a właściwie nie przeczytaniu książki). Należałem do grona osób mocno wyczekujących zakończenie sagi i pobiegłem do księgarni na drugi dzień po jej wydaniu. Niestety z każdą setką storn mój entuzjazm opadał by w końcu zamienić się w całkowitą niechęć do kontynuowania męki. O ile w pierwsze trzy tomy były kawałkiem porządnej fantastyki to ostatnia część jest podręcznikowym przykładem jak położyć końcówkę. Grzędowicz katuje wręcz setkami przydługich opisów miejsc, pomieszczeń ludzi itp. Opisy te nie budują ani atmosfery, ani nie powalają erudycją, sprawiają natomiast, że chce się opuścić całe strony. Nie wytrzymałem tej męki i nie doczytałem do końca odpuszczając w okolicach 500 strony. Wielka szkoda, bo odpowiedź na postawione we wcześniejszych częściach pytania przestała mnie zupełnie ciekawić.

Recenzję PLO IV piszę kilka miesięcy po przeczytaniu (a właściwie nie przeczytaniu książki). Należałem do grona osób mocno wyczekujących zakończenie sagi i pobiegłem do księgarni na drugi dzień po jej wydaniu. Niestety z każdą setką storn mój entuzjazm opadał by w końcu zamienić się w całkowitą niechęć do kontynuowania męki. O ile w pierwsze trzy tomy były kawałkiem...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Duże oczekiwania, duże rozczarowanie. Możliwe, że rozczarowałem się dlatego, że sięgnąłem po Samo ostrze bezpośrednio o Tańcu ze Smokami i przyzwyczajony do standardów Martina zbyt dużo oczekiwałem. Książka bardzo nierówna. Po bardzo fajnym początku odniosłem wrażenie, że nie tylko ja nie wiem dokąd zmierza historia, ale nie wie tego również autor. Opowieść zaczęła się bowiem zmieniać w zlepek historyjek, które niby się łączą, niby nie są przypadkowe, ale to połączenie jakieś takie bez wyrazu i zaskoczenia. W książce wyczuwa się jakieś generalne napięcie, że oto coś za chwilę może się wydarzyć i to "coś" sprawi że powieść nabierze tempa- porwie. Niestety nic takiego nie odnalazłem. Dużym plusem jest jednak postać inkwizytora Glokty, który za każdym razem gdy się pojawiał dawał mi wiarę, że coś z tej książki da się wycisnąć. Po następną część nie sięgnę.

Duże oczekiwania, duże rozczarowanie. Możliwe, że rozczarowałem się dlatego, że sięgnąłem po Samo ostrze bezpośrednio o Tańcu ze Smokami i przyzwyczajony do standardów Martina zbyt dużo oczekiwałem. Książka bardzo nierówna. Po bardzo fajnym początku odniosłem wrażenie, że nie tylko ja nie wiem dokąd zmierza historia, ale nie wie tego również autor. Opowieść zaczęła się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Po książkę sięgnąłem w przerwie między tomami Sagi Północnej tej samej autorki i mam wrażenie jakby Elżbieta Cherezińska napisała Grę w kości również w przerwie między pisaniem kolejnych części sagi. Książka z jednej strony czaruje doskonałym stylem, klimatem i tłem historycznym. Z drugiej zaś strony nie mogłem się oprzeć wrażeniu jakbym czytał nieco rozbudowaną kronikę ubraną w prozę. Gra w kości jest ciekawa, jest wciągająca, ale jakby tylko na chwilę, na moment i nie porywa czytelnika. Nie skłoni do zarwania nocy, czy odłożenia innych spraw na później. Jest jednak książką, którą się doskonale czyta w podróży lub na wakacjach. Polecam ją wszystkim miłośnikom lekkiej powieści historycznej.

Po książkę sięgnąłem w przerwie między tomami Sagi Północnej tej samej autorki i mam wrażenie jakby Elżbieta Cherezińska napisała Grę w kości również w przerwie między pisaniem kolejnych części sagi. Książka z jednej strony czaruje doskonałym stylem, klimatem i tłem historycznym. Z drugiej zaś strony nie mogłem się oprzeć wrażeniu jakbym czytał nieco rozbudowaną kronikę...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Z żalem wystawiłem najniższą ocenę ze wszystkich części sagi, ale dając wyższą notę, skrzywdziłbym wcześniejsze tomy. Ostatni tom Drogi Północnej to klamra spinająca wszystkie poprzednie części, no i oczywiście wielki finał. Zanim jednak dotrzemy do tego finału zeka nas bardzo trudna i bardzo nierówna droga przez większą część książki. Trudność polega przede wszystkim na tym, że przez wiele historii trzeba przebrnąć po raz czwarty, a te same wydarzenia, nawet jeżeli widziane są oczami innych bohaterów były dla mnie ciężkostrawne. Osłodą wskazanych trudności, było (tradycyjne już) zręczne i zaskakujące prowadzenie dotychczasowych wątków i wplecenie historii Gudrun córki Sigrun. Samo zakończenie jest bardzo zaskakujące i odrobinę szokujące, choć bardzo logicznie i sensownie kończące całą sagę. Wielki plus za oparcie się pokusom siłowego przedłużania losów bohaterów i zaciągnięcie kurtyny w ostatnim dogodnym momencie. Cały cykl 10 ostani tom 6/10, ale chyba każdy, kto połknął poprzednie części nie oprze się ostatniej.

Z żalem wystawiłem najniższą ocenę ze wszystkich części sagi, ale dając wyższą notę, skrzywdziłbym wcześniejsze tomy. Ostatni tom Drogi Północnej to klamra spinająca wszystkie poprzednie części, no i oczywiście wielki finał. Zanim jednak dotrzemy do tego finału zeka nas bardzo trudna i bardzo nierówna droga przez większą część książki. Trudność polega przede wszystkim na...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Z Pasją według Einara mam pewien problem, ponieważ jest to nieco inna opowieść niż poprzednie dwa tomy sagi i powiem szczerze, że początkowo byłem zawiedziony tym, że ten tom nie jest już tak bardzo 'wikingowy'. Autorka jednak swoim warsztatem i przygotowaniem historycznym sprawiły, że losy Einara i misja, która została mu powierzona idealnie wpisują się w całość sagi. Godną pochwały jest również praca autorki, włożona w przygotowanie i soczyste nakreślenie realiów życia w średniowiecznym klasztorze oraz narodzin wczesnej administracji kościelnej.

Z Pasją według Einara mam pewien problem, ponieważ jest to nieco inna opowieść niż poprzednie dwa tomy sagi i powiem szczerze, że początkowo byłem zawiedziony tym, że ten tom nie jest już tak bardzo 'wikingowy'. Autorka jednak swoim warsztatem i przygotowaniem historycznym sprawiły, że losy Einara i misja, która została mu powierzona idealnie wpisują się w całość sagi....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Moim zdaniem najlepsza część sagi, przy czym postać Halderd nabiera pełnej treści dopiero gdy zna się historię Sigrun. Drugi tom sagi Elżbiety Cherezińskiej to opowieść o kobiecie, która była twarda i silna, a dokładniej mówiąc musiała taka być. Charakter Halderd jest bowiem kuty przez los, który nie jest dla niej tak przyjazny jak dla Sigrun. Nie oznacza to jednak, że cała historia to Golgota głównej bohaterki, nie wręcz przeciwnie to wspaniała opowieść o tym jak hartuje się charakter Halderd, która żyjąc w męskim świecie przyjmuje męskie zasady gry dążąc do wyznaczonego celu.

Elżbiety Cherezińskiej to również mistrzyni budowania klimatu epoki. W całej sadze jest wiele detali, tzw. "smaczków", które sprawiają, że czytelnik w całości przenosi się do wczesnośredniowiecznej Skandynawii z całą jej kolorystyką geograficzną, polityczną i kulturową.

Moim zdaniem najlepsza część sagi, przy czym postać Halderd nabiera pełnej treści dopiero gdy zna się historię Sigrun. Drugi tom sagi Elżbiety Cherezińskiej to opowieść o kobiecie, która była twarda i silna, a dokładniej mówiąc musiała taka być. Charakter Halderd jest bowiem kuty przez los, który nie jest dla niej tak przyjazny jak dla Sigrun. Nie oznacza to jednak, że cała...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Żona mnie ostrzegała, że to książka na wskroś kobieca- i miała rację, ale w tym przypadku, kobiecość to jej ogromna zaleta, zwłaszcza w kontekście całej sagi. Samej historii nie warto opisywać, trzeba ją po prostu przeczytać, a potem sięgnąć po następne tomy. Mogę tylko powiedzieć, że delikatna Sigrun wpatrzona w swojego stalowego męża jak w obraz nabiera literackiej treści dopiero przy Halderd- bohaterce drugiego tomu sagi.

Autorka w sposób mistrzowski i niezwykle konsekwentny konstruuje charaktery postaci sprawiając, że są one z krwi i kości. Ma także w sobie coś z G. Martina, ponieważ umiejętnie bawi się czytelnikiem siejąc ziarno niepewności najczęściej wykorzystując w tym celu Urd z bagien. Jej istotną zaletą jest również to, że saga jest w całości ukończona, a autorka nie utraciła kontroli nad ilością płodzonych bohaterów, mnożenia wątków o ogólnego rozmydlenia wątków co jest grzechem śmiertelnym Martina. Polecam.

Żona mnie ostrzegała, że to książka na wskroś kobieca- i miała rację, ale w tym przypadku, kobiecość to jej ogromna zaleta, zwłaszcza w kontekście całej sagi. Samej historii nie warto opisywać, trzeba ją po prostu przeczytać, a potem sięgnąć po następne tomy. Mogę tylko powiedzieć, że delikatna Sigrun wpatrzona w swojego stalowego męża jak w obraz nabiera literackiej treści...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam mieszane uczucia. Książka z jednej strony napisana lekko i przyjemnie, z drugiej strony historia, pomimo niezłego początku, poprowadzona jest dość liniowo. Książce brakuje też klimatu i mocniejszego osadzenia w realiach Japonii dawnych czasów, co sprawia, że historia bohaterów mogłaby się wydarzyć w każdym zakątku świata realnego lub wymyślonego. Istotną wadą książki jest również to, że elementy, które powinny być zaskoczeniem dla czytelnika są łatwe do przewidzenia. Czas spędzony nad słowiczą podłogą nie był czasem straconym, ale chyba nie jestem ciekaw dalszych losów Takeo...

Mam mieszane uczucia. Książka z jednej strony napisana lekko i przyjemnie, z drugiej strony historia, pomimo niezłego początku, poprowadzona jest dość liniowo. Książce brakuje też klimatu i mocniejszego osadzenia w realiach Japonii dawnych czasów, co sprawia, że historia bohaterów mogłaby się wydarzyć w każdym zakątku świata realnego lub wymyślonego. Istotną wadą książki...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka napisana łatwo lekko i przyjemnie. W sam raz do połknięcia w weekend. Brakuje w niej jednak tego "czegoś", co sprawiłoby że chcemy poznać dalsze losy bohaterów. W kategorii 'czytadło fantasy' książka godna polecenia.

Książka napisana łatwo lekko i przyjemnie. W sam raz do połknięcia w weekend. Brakuje w niej jednak tego "czegoś", co sprawiłoby że chcemy poznać dalsze losy bohaterów. W kategorii 'czytadło fantasy' książka godna polecenia.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to