Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

„Gdy masz trzynaście lat, jedyne miejsce, do którego możesz uciec, jest wewnątrz ciebie”.

Jest rok 1997. Czworo przyjaciół z Kutna snuje plany na nadchodzące wakacje. Mecze piłki nożnej, narady na trzepaku, spędy wypełnione muzyką z winyli i szalone wyprawy za miasto to coś, na co czekali przez cały rok. Chudy, Kuki, Berlin i Wojtala są gotowi, by dzielnie stawiać czoła światu, starszym chłopakom i wyzwaniom, które ma dla nich nastoletnie, wciąż jeszcze kolorowe życie.

„Po policzkach dziewczyny spływają czarne krople tuszu, jej głos się łamie. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego. Dopiero teraz dociera do mnie, że ona i cała reszta nie stracili tego dnia ulubionego wokalisty, który śpiewał te wszystkie fajne piosenki. Umarł ich przyjaciel, ten, który powierzył im wszystkie swoje sekrety. I krzyczał za nich, gdy oni nie mogli nawet mówić”.

Szybko okazuje się, że rozkoszny czas z dala od szkoły nie oznacza braku kłopotów. Wybita sklepowa szyba, groźby ze strony kolegów z osiedla, zgubione piłki i wygłupy, przez które można stracić życie to codzienność. Nikomu to jednak specjalnie nie przeszkadza, ponieważ dzięki temu przynajmniej nie jest nudno. Oszczędności topnieją, znajomi znikają bez słowa, a puste mieszkania zapełniają się nieznanymi nikomu ludźmi, którzy z dnia na dzień stają się centralnym punktem na mapie. A gdzieś w tym wszystkim czworo nastolatków dryfujących ku dorosłości, ich rodzice – ci, którzy chcą dobrze i ci, którzy chcą jedynie świętego spokoju, i tajemnicza dziewczyna, dla której warto byłoby nawet zginąć.

„Nasze śmiechy niosą się w noc. I nawet ze mnie schodzi całe napięcie, odzyskuję władzę nad ciałem i sam zaczynam się brechtać, przepychać po chodniku i wyć do księżyca. Niech wszyscy słyszą. Mam to gdzieś. Chcemy, żeby ta chwila trwała jak najdłużej. Ostatni dzień naszych wakacji. Moje wyśnione, idealne zakończenie. Narysuję je w kolorze na tyle każdego zeszytu”.

„Requiem…” przypomina wyrwaną ze starego kalendarza kartkę, którą ktoś nagle podsunął nam pod nos, byśmy przez jedną krótką chwilę, przypomnieli sobie życie, którego już nie ma. Osiedlowe zebrania, gumy turbo kupowane z kieszonkowego w małych, zakurzonych sklepikach, kasety magnetofonowe przewijane długopisem dla jednej, ukochanej piosenki, kolorowe gazetki z kiosków, słodkie oranżady w szklanych butelkach, młodzieńcze bójki i przyjacielskie kłótnie. Rafał Cichowski zgrabnie łączy czar wspomnień, tkając z niego zupełnie nową historię, w której świat nie jest dobry ani zły – jest po prostu prawdziwy. Mamy w niej rodzicielską miłość i bolesną obojętność, braterstwo oraz gorycz zawodu, miłosne wzloty i gorzkie upadki, po których nic nie jest już takie samo. To opowieść o czwórce przyjaciół, lecz tak naprawdę to coś o każdym z nas: historia dorosłych zmienionych na powrót w dzieci, które przed laty – z radością i pełne marzeń – wybiegły powitać wakacje.

„Gdy masz trzynaście lat, jedyne miejsce, do którego możesz uciec, jest wewnątrz ciebie”.

Jest rok 1997. Czworo przyjaciół z Kutna snuje plany na nadchodzące wakacje. Mecze piłki nożnej, narady na trzepaku, spędy wypełnione muzyką z winyli i szalone wyprawy za miasto to coś, na co czekali przez cały rok. Chudy, Kuki, Berlin i Wojtala są gotowi, by dzielnie stawiać czoła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Pięć lat temu, gdy ostatni raz widziałam Iriego, mojego brata, leżał martwy w śniegu”.

Eelyn to wojowniczka, której dni składają się z pasma treningów i wspomnień. Pomimo młodego wieku, zdążyła poznać, jak smakuje strata. Jej matka zginęła podczas najazdu Herjów, a brat Iri pożegnał się z życiem podczas bitwy z Rikimi. We krwi Eelyn płynie żądza zemsty. Gdy nadchodzi pora kolejnej potyczki, zamroczona nienawiścią Eelyn pragnie tylko jednego: zabijać. U boku swojej przyjaciółki Myry staje do walki w szeregu Asków, skupiona i pewna własnych umiejętności. I wtem go dostrzega. Jasna aureola włosów wśród ciemnych, kędzierzawych czupryn Rikich. Wpatrujące się w nią oczy, których nie widziała przez długie cztery lata. Jej brat, który walczy. Jej brat, który przeszedł na stronę wroga.

„Czułam, jak serce powoli przestaje mi bić, a ciało robi się coraz cięższe. Mrugnęłam, wznosząc wzrok na gwiazdy prześwitujące między liśćmi. Serce waliło mi w uszach.
Raz. Dwa.
Ciemność”.

Eelyn wie, że nikt jej nie uwierzy. Zarówno ojciec, jak i Myra są przekonani, że Iri, którego dostrzegła na polu bitwy to jedynie wizja, omam, znak od Sigra, który chroni jej duszę. Nie ulega wątpliwości, że Iri jest w Solbjorgu, miejscu, do którego zmierzają po śmierci waleczni i honorowi wojownicy. Dziewczyna czuje jednak, że jej brat żyje. Nie daje za wygraną i nie mówiąc ani słowa Myrze, postanawia, że dowie się prawdy. Gdy nadejdzie czas kolejnej bitwy, odnajdzie swojego brata. A wtedy wszystko stanie się jasne.

Nie wie jeszcze, że kolejne dni przyniosą jej jedynie więcej pytań, a prawda okaże się wyzwaniem, z którym tylko nieliczni będą mogli się zmierzyć.

„Znałam ten dźwięk. Wszyscy go znaliśmy. Krzyki w środku nocnej ciszy, szczęk metalu i trzask łamanego drewna. To były odgłosy najazdu”.

Adrianne Young to pochodząca z Teksasu debiutantka, która przyznaje, że do stworzenia Klanu zainspirowała ją nordycka mitologia. I choć powieść powstała z myślą o nastoletnich czytelnikach, w moim odczuciu przypadnie również do gustu osobom z wyższej kategorii wiekowej, szczególnie tym,  które rozsmakowują się w tematyce związanej z ludami Północy. Przyznaję, że słowo "debiut" nastawiło mnie do „Klanu" ostrożnie, spodziewałam się nieco rozlazłych opisów i niezgrabnie napisanych dialogów, tymczasem warstwa językowa książki bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Ciekawie rozpisana akcja i dobrze uargumentowane motywy bohaterów sprawiają, że postaci są wiarygodne i nieprzerysowane. W książce zabrakło mi jednak klarownego wyjaśnienia pewnych działań poszczególnych klanów (np. powodu, dla którego plemię Rikich oraz Asków spotyka się równo co cztery lata, by stoczyć bitwę - ideologia związana z narzuconą odgórnie wolą bóstw nie była dla mnie wystarczającym i przekonującym uzasadnieniem). W niektórych scenach wprowadzono także symbolikę, która nie została do końca objaśniona - trudno zgadnąć, czy było to celowe działanie, otwarta furtka dla czytelnika, czy też niedociągnięcie ze strony autorki. Mimo wszystko jest to powieść, której warto poświęcić kilka wieczorów. Przyjemny klimat, odpowiednio poprowadzona linia fabularna i wyrazista, charakterna bohaterka to mocne filary, dzięki którym „Klan" zasłużył sobie na miano dobrej, młodzieżowej książki.

„Pięć lat temu, gdy ostatni raz widziałam Iriego, mojego brata, leżał martwy w śniegu”.

Eelyn to wojowniczka, której dni składają się z pasma treningów i wspomnień. Pomimo młodego wieku, zdążyła poznać, jak smakuje strata. Jej matka zginęła podczas najazdu Herjów, a brat Iri pożegnał się z życiem podczas bitwy z Rikimi. We krwi Eelyn płynie żądza zemsty. Gdy nadchodzi pora...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Popełniłam błąd. Teraz to wiem”.

Jest rok 2015. Ella Longfield podróżuje pociągiem do Londynu. Jej uwagę przykuwa dwójka młodych mężczyzn, którzy zamiast plecaków, trzymają czarne, foliowe worki na śmieci. W pewnym momencie przysiadają się do siedzących nieopodal dziewcząt. Ella odkłada nudny periodyk o ochronie środowiska i nieśmiało przysłuchuje się rozmowie. Po chwili wie już, że dziewczyny to Anna i Sarah, a ten wyjazd jest ich pierwszą samodzielną wizytą w stolicy. Mężczyźni, którzy je zaczepili to Karl i Antony. Ella uśmiecha się, słuchając pogawędki tej czwórki. I nagle słyszy coś, co przyprawia ją o gęsią skórkę: Karl i Antony właśnie wyszli z więzienia.

„Brzydzę się tobą…”

Ella przygląda się nastolatkom, tocząc ze sobą bitwę. Ma syna w podobnym wieku i dochodzi do wniosku, że powinna zainterweniować. Jednak niespodziewane i gorszące zachowanie jednej z dziewcząt oburza ją do tego stopnia, że postanawia spędzić resztę podróży na drugim krańcu pociągu. Powtarza sobie, że to nie jej sprawa. Aż do poranka w hotelu, podczas którego z telewizyjnych wiadomości dowiaduje się o tajemniczym zaginięciu nastolatki. Ella patrzy na opublikowane przez media zdjęcie i nie ma wątpliwości: to Anna.

Rok później, tuż przed rocznicowym apelem, Ella ciągle odczuwa skutki swojej decyzji. Żałuje, że nie ostrzegła dziewczyn i czuje, że jest odpowiedzialna za to, co spotkało Annę. Dręczące ją wyrzuty sumienia nie pozwalają jej wrócić do normalnego życia. Na domiar złego otrzymuje czarną kopertę. W środku znajduje tylko jedno zdanie – CZEMU JEJ NIE POMOGŁAŚ?

W tym samym czasie Henry Ballard, ojciec zaginionej nastolatki, próbuje od nowa poukładać w głowie wszystkie fakty. Spaceruje po farmie, wspominając ostatnie chwile z Anną. Nie cieszy go rocznicowy apel ani myśl, że jego emisja być może pozwoli pozyskać kilku nowych świadków w sprawie. Henry Ballard czuje, że jego świat się rozpada. I wie, że może być jeszcze gorzej.

„Czuł, że Annie dobrze zrobi, jeśli wyrwie się na trochę spod skrzydeł matki.
Ale nie chodziło tylko o to. Dobry Boże.
A jeśli dowiedzieli się, że chodziło nie tylko o to?”

Po pierwszych dziesięciu stronach książki nie byłam przekonana. Wykreowana przez Teresę Driscoll wizja, w której niezwiązany bezpośrednio ze sprawą świadek obarcza siebie winą, nie przemawiała do mnie. Jednak na finiszu po moim pierwszym spostrzeżeniu nie pozostał choćby ślad. Autorka ma wyraźny dryg do ukazywania psychologicznych rozważań postaci i do wyodrębniania ich mocnych oraz słabych stron. Z rozmachem nakreśla charaktery, przewidując modele zachowań z uwzględnieniem indywidualnych planów, ambicji i obaw. Jedni bohaterowie kłamią, bo boją się konsekwencji, inni – ponieważ nie mają odwagi zmierzyć się z przeszłością. W książce „Obserwuję cię" nikt nie jest taki sam.

Powieść urzekła mnie lekkością języka. Przyjemne, zgrabne dialogi, opisy ograniczone do absolutnego minimum, rozdziały wieńczone zwrotami akcji – to wszystko sprawiło, że zapragnęłam sięgnąć po kolejne książki Driscoll, chociażby w języku angielskim. Cieszę się, że pisarka uchyliła nam drzwi do świata każdego z bohaterów: pięknej i utalentowanej Anny oraz jej rodziców, zakompleksionej Sarah, która nieustannie szuka poklasku, prywatnego detektywa Matthew i wreszcie Elli – kobiety, której życie zmieniło się w piekło.

„Popełniłam błąd. Teraz to wiem”.

Jest rok 2015. Ella Longfield podróżuje pociągiem do Londynu. Jej uwagę przykuwa dwójka młodych mężczyzn, którzy zamiast plecaków, trzymają czarne, foliowe worki na śmieci. W pewnym momencie przysiadają się do siedzących nieopodal dziewcząt. Ella odkłada nudny periodyk o ochronie środowiska i nieśmiało przysłuchuje się rozmowie. Po chwili...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Drogi Przyjacielu,
oto trzeci taki sam list, jaki do Ciebie posyłam. Jeśli więc któryś z poprzednich dotarł, to w tym nic nowego nie znajdziesz i nie musisz go czytać. Jeśli jednakże w drodze zaginęły, czytaj i poznaj moją historię”.

Los nie szczędzi Arthorna. Oskarżony o zdradę i zniesławiony przez królową Azure zostaje oddelegowany na dwuletnią służbę na galerze. Jakby tego było mało, kilku wysoko postawionych ludzi usiłuje zadbać o to, by były drużynnik już nigdy nie mieszał się w sprawy Wondettel. Arthorn czuje się oszukany, lecz nie zamierza dać za wygraną. Obmyśla plan, który pomógłby mu uciec z niewoli. Nie spodziewa się, że wkrótce spotka na swej drodze starego towarzysza, który zdoła mu pomóc.

„Ocuciło ją zimno. Krople deszczu rozbijały się o konary i gałęzie, błyszczały na krańcach igieł, siekły poszycie. Zimne strugi zmywały brud z jej policzka, wsiąkały we włosy i poszarpane ubranie. Rozpuszczały zaschniętą krew”.

Valesca budzi się na łagodnym zboczu, lecz niewiele pamięta. Nieopodal znajduje tajemniczy pakunek, a w nim miecz, który wydaje jej się znajomy. Wie, że broń nie należy do niej i czuje, że powinna ją komuś dostarczyć. Lecz komu? Gdzie powinna się udać? W jej głowie zachowały się jedynie urywki wspomnień, a ona sama jest ranna i wycieńczona. Na szczęście natrafia na samotnie podróżującego starca, Rolgana.

„Ludzie potrzebują bogów, kogoś, kto będzie mówił im, co mają robić”.

Ach, cóż to była za uczta! Trylogia Jacka Łukawskiego jest jak dwudaniowy obiad, gdzie „Pieśń i krzyk" to deser, dopełnienie, klamra. Czytałam powieść z dozą smutku, mając z tyłu głowy myśl, że zbliżam się do nieubłaganego końca, lecz równocześnie mogłam zaspokoić swoją ciekawość i dowiedzieć się, do czego ostatecznie doprowadzi starcie ludów z przeciwległych krańców Płaskostworza.

Jedną z rzeczy, które najbardziej cenię w pisarstwie Łukawskiego, są bohaterowie. Zdeterminowani, uparci, pełni słabostek i wad, nacechowani przywarami ubogiego pochodzenia lub konkretnej profesji, niektórzy – pyszni i zniechęcający. W „Krainie Martwej Ziemi" zawsze występowały postacie, które się uwielbia i te, których się nienawidzi. Cieszę się, że i w ostatnim tomie można było to odczuć.

Multum intrygujących wątków, elastyczna narracja, która wodzi czytelnika od królewskich komnat po wojskowe obozy, do których dociera smród z kloacznych dołków – Jacek Łukawski kolejny raz udowodnił, że zna się na pisaniu, a ja przekonałam się, że i w literaturze sprawdza się powiedzenie, iż apetyt rośnie w miarę jedzenia.

„Drogi Przyjacielu,
oto trzeci taki sam list, jaki do Ciebie posyłam. Jeśli więc któryś z poprzednich dotarł, to w tym nic nowego nie znajdziesz i nie musisz go czytać. Jeśli jednakże w drodze zaginęły, czytaj i poznaj moją historię”.

Los nie szczędzi Arthorna. Oskarżony o zdradę i zniesławiony przez królową Azure zostaje oddelegowany na dwuletnią służbę na galerze. Jakby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Dzwonki w butelce po whisky”.

Dora nie wierzy już w to, że jej rodzice kiedykolwiek stworzą normalny dom. Nawarstwiające się latami upokorzenia i przykrości coraz bardziej uświadamiają jej, że ludzie, którzy ją wychowali, nie potrafią wykrzesać z siebie ani trochę ciepła czy miłości. Próbuje zacząć wszystko od nowa, z wdzięcznością przyjmując pomoc swojej przyjaciółki Dumpling, lecz w głębi serca czuje się zagubiona. Jest jak ptak pozbawiony gniazda.

Hank robi wszystko, co w jego mocy, by razem z braćmi dostać się przynajmniej do Ketchika lub do kanadyjskiego Prince Rupert. W przeciwieństwie do najmłodszego z braci nie wierzy, że jego zaginiony ojciec kiedykolwiek wróci do domu, dlatego zdecydował, że ucieczka będzie najlepszym rozwiązaniem. Jest pewien, że człowiek, którego matka sprowadziła do domu zmieniłby ich życie w piekło.

Alyce ma marzenie, które skrywa przed światem. Pragnie zostać tancerką i bardzo chciałaby pojawić się na letnim przesłuchaniu, lecz wie, że nie może porzucić rodziny, gdy ta najbardziej jej potrzebuje. Jak co roku pomaga na rybackim kutrze i tylko od czasu do czasu z utęsknieniem zerka na zawieszone nad koją puenty.

Ruth wpada w pułapkę ślepej miłości, zapominając o konsekwencjach. Lata temu jej życie już raz się zawaliło. Od tej pory mieszka z babcią, wyrozumiałą, srogą i pozbawioną współczucia kobietą. Tymczasem zaczyna dziać się coś złego i Ruth zastanawia się, czy tym razem zdoła przetrwać kolejną burzę. Już wkrótce cały jej świat przewróci się do góry nogami.

,,I nagle to ja staję się człowiekiem utkanym z cienkiej pajęczej przędzy, którą w każdej chwili wiatr może roznieść na cztery strony świata”.

Cztery osoby, cztery kulminacyjne punkty życia, jeden, pachnący surowością obraz Alaski. Mnogość wyborów, siateczki rosnących problemów i przecinające się ścieżki osób, które nie miały prawa się spotkać. Nadzieja, chwile niewypowiedzianego szczęścia, a w końcu kres drogi, na której końcu czeka pachnący dom. Warto przejść przez karty powieści, dać ponieść się emocjom i porozmyślać, trzymając kciuki za bohaterów. Czy Ruth poradzi sobie z życiowymi przeciwnościami? Jak ułoży się życie Hanka, Jacka i Sama, trzech zagubionych w świecie braci? Jaką decyzję podejmie Alyce? I czy Dora w końcu poczuje się bezpieczna?

,,A potem, kiedyś, w pewien poranek, niewyróżniający się niczym spośród wszystkich innych poranków, zaczynamy poruszać palcami w butach. I czuć krew z powrotem wypełniającą dłonie. Dzieje się to powoli, troszkę jak wtedy, gdy rozgrzewamy się po odmrożeniu. Świeża krew sączy się ciepło i leniwie, ciurczy, ogrzewając wszystkie zmarznięte miejsca, aż w końcu odnajduje drogę do tej tajemnej kryjówki, w której spoczywają kawałeczki serca – kawałeczki? Nie, ostre, kaleczące okruchy – i zaczyna je mieszać, przesuwać z miejsca na miejsce, ostatecznie składając na powrót w całość. Oczywiście nie należy się spodziewać, iż ułożą się dokładnie tak samo jak przedtem, więc w pierwszej chwili wrażenie jest dziwne i trzeba się wszystkiego uczyć od nowa”.

,,Zapach domów innych ludzi" to ciepła, wielowątkowa powieść w sam raz na długie, wakacyjne podróże, szczególnie jeśli macie w planach odwiedzić Alaskę – jej magia bowiem aż bije spomiędzy słów! Pisarka z wprawą opowiada o zwyczajach rdzennych mieszkańców, uwzględnia zróżnicowanie etniczne oraz ukazuje panujące w społecznościach problemy. Z jednej strony króluje dzikość i wolność, z drugiej – dają o sobie znać ograniczenia i tęsknota za wielkim, niedostępnym światem. ,,Zapach domów innych ludzi" to prosta książka o wielkich marzeniach zwykłych ludzi.

Ciekawostką jest fakt, że Bonnie-Sue Hitchcock stworzyła powieść na podstawie kilku luźno powiązanych ze sobą opowiadań.

,,Dzwonki w butelce po whisky”.

Dora nie wierzy już w to, że jej rodzice kiedykolwiek stworzą normalny dom. Nawarstwiające się latami upokorzenia i przykrości coraz bardziej uświadamiają jej, że ludzie, którzy ją wychowali, nie potrafią wykrzesać z siebie ani trochę ciepła czy miłości. Próbuje zacząć wszystko od nowa, z wdzięcznością przyjmując pomoc swojej przyjaciółki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Odzyskał przytomność, leżąc na plecach. Słońce świeciło mu w twarz, nieopodal szemrała woda. W nerwie wzrokowym czuł oślepiający ból, u nasady czaszki miarowe, bezbolesne pulsowanie – odległy grzmot nadciągającej migreny”.

Agent specjalny Ethan Burke budzi się w miasteczku Wayward Pines, nie pamiętając niczego. Jest poturbowany, nie ma pieniędzy, dokumentów ani telefonu, a jedyne, co znajduje w spodniach to mały scyzoryk Swiss Army. Nie potrafi sobie przypomnieć, co się stało, nie wie również, skąd ma tak rozległe obrażenia. Wszyscy ludzie, których napotyka, unikają odpowiedzi, deklarując, że nie byli świadkami żadnego wypadku. Ethan Burke przeczuwa, że coś jest nie tak. Jego przypuszczenia przybierają na znaczeniu, kiedy przypomina sobie, że przybył do Wayward Pines, by odnaleźć dwóch zaginionych agentów.

,,Doskonałość stanowiła sam naskórek. Wystarczyło zrobić nacięcie przez kilka warstw, a ukazywały się ciemniejsze odcienie.
Przetnij do kości – czarno jak w smole”.

Burke udaje się po pomoc na komisariat, lecz ten jest akurat zamknięty. Postanawia wynająć pokój w hotelu, obiecując, że zapłaci z samego rana, kiedy tylko odzyska portfel. Przed pójściem spać wychodzi na spacer w nadziei, że znajdzie jakąś czynną knajpkę. Trafia na otwarty bar, a w nim poznaje Beverly, barmankę. Kobieta serwuje mu posiłek i podaje karteczkę z adresem. Ethan Burke nie wie jeszcze, że ten mały kawałek papieru przyniesie mu więcej odpowiedzi niż się spodziewał…

,,Od czasów rewolucji przemysłowej traktujemy świat jak pokój hotelowy, z nami w roli gwiazdy rocka. W perspektywie sił ewolucyjnych jesteśmy słabym, kruchy gatunkiem. Nasz genom ulega zniszczeniu, a my do tego stopnia wykorzystaliśmy tę planetę, że w końcu zniszczyliśmy cenną matrycę DNA, która czyni nas ludźmi”.

Pierwszy tom ,,Wayward Pines" jest uzależniający. Doskonale poprowadzona fabuła, ciągłe poczucie, że „coś tu nie gra” i sprytny bohater, którego nie da się nie polubić – oto przepis Blake’a Croucha na udaną powieść. Pisarz doskonale wie, jak wzbudzić w czytelniku ciekawość, z precyzją zastawiając nęcące pułapki w postaci nieskomplikowanego, lecz także bardzo zagadkowego wątku. Bo czy można oprzeć się lekturze książki, w której główny bohater jest jedyną osobą nie mającą nic do ukrycia?

Sam Crouch otwarcie przyznaje, że do napisania książki zainspirowało go ,,Miasteczko Twin Peaks", co od samego początku zachęcało mnie do zapoznania się z jego twórczością. Tworząc ,,Wayward Pines. Szum", Blake Crouch przygotował dla nas łamigłówkę, a ja powiem jedno: warto dać mu się zaskoczyć.

Na podstawie książki powstał amerykański serial ,,Miasteczko Wayward Pines".

,,Odzyskał przytomność, leżąc na plecach. Słońce świeciło mu w twarz, nieopodal szemrała woda. W nerwie wzrokowym czuł oślepiający ból, u nasady czaszki miarowe, bezbolesne pulsowanie – odległy grzmot nadciągającej migreny”.

Agent specjalny Ethan Burke budzi się w miasteczku Wayward Pines, nie pamiętając niczego. Jest poturbowany, nie ma pieniędzy, dokumentów ani telefonu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Świat się budzi. W każdym razie próbuje.
Budzi się w małym miasteczku Holdingwell.
Budzi się na Willoughby Street.
Budzi się pod numerem siedemdziesiątym siódmym,
w wysokim domu z czerwonej cegły, z rusztowaniem, które sięga dachu”.

Willa przeciera oczy, pozbywając się tym samym resztek snu. Staje przed oknem i dostrzega kobietę przypominającą ciocię Norę, tajemniczą krewną, którą widywała na zdjęciach, lecz której nigdy nie miała okazji poznać. Nawet pies Louis zdaje się być poruszony widokiem gościem. Ciocia Nora ma burzę rudych włosów i jasną cerę, a pod obszernym swetrem dostrzec można jej chude ciało. Unosi wzrok i spogląda na dom z czerwonej cegły.
Dom, w którym kiedyś mieszkała.

,,Nadzieja czyni z ciebie więźnia. Zapomnij o niej: uwolnij się”.

Pomimo sześcioletniej rozłąki, Ella od razu rozpoznaje mamę. Jest szczuplejsza i wygląda dość mizernie, ale to bez wątpienia ona. Również tata nie ma wątpliwości – Nora wróciła – choć wydaje się trochę zakłopotany i niepewny. Przez sześć lat wiele się zmieniło. Poszedł na odwyk. Zaczął o siebie dbać. Awansował. Nie jest już tym samym człowiekiem, czas go zmienił, stał się silniejszy, lecz spoglądając na Norę, odczuwa ten sam rodzaj tęsknoty i niemocy, co kiedyś. Minęło tyle czasu, odkąd ostatni raz widział żonę. Zaniedbany niegdyś dom odżył, a on sam odnowił relacje z dziewczynkami. Tyle razy wyobrażał sobie ten dzień, moment, w którym znowu się spotykają. Nie miał pojęcia, czy żona żyje, wiedział jedynie, że odeszła z własnej woli. I oto wróciła. Co lepszego mogło go spotkać?

Ella nie może się doczekać spotkania z mamą. Willa wciąż zastanawia się, czy kobieta, którą widziała to aby na pewno ciocia Nora. Ojciec staje przed wyborem. Co stanie się z matką, która pozostała, kiedy wróciła matka, która odeszła?

,,Na zewnątrz w chmurach rozlega się grzmot. Wiatr znów się wzmaga. Ktoś śpiewa What a Wonderful World. Słowa szybują ku nocnemu niebu”.

Dawno nie miałam do czynienia z książką, która tak głęboko by mnie poruszyła, a zarazem tak niewyobrażalnie rozgniewała swoją irracjonalnością. ,,Zdumiewający powrót Nory Wells" był pozycją, którą rezerwowałam sobie w bibliotece od dłuższego czasu. Opis z okładki intryguje, a sama fabuła jest obiecująca… do pewnego momentu. Nie chciałabym zdradzać tego, jak potoczyła się akcja, jednak czytelnikom radzę mieć oczy szeroko otwarte, szczególnie na niektóre zachowania dorosłych. Prosty przykład: czy unikanie zamykania drzwi na zamek w momencie, kiedy mamy w domu lunatykujące dziecko to aby nie przejaw braku podstawowej przezorności? Jedno z takich małych potknięć autorka wykorzystała do tego, by skomplikować fabułę i dodać jej dramatyzmu. A ja poczułam niesmak.

Bardzo podziwiam sposób kreowania postaci, które są uczuciowe, emocjonalne i osobliwe. Każdy z bohaterów ma w sobie coś wyjątkowego, każdy nosi w sobie lęki i nadzieje, w każdym jest trochę goryczy, niepewności i wad. Mała dziewczynka Willa postrzega świat zupełnie inaczej niż jej nastoletnia siostra Ella. Powracająca do domu Nora obawia się tego, jak przyjmie ją rodzina, a Fay, która przez lata nieobecności przyjaciółki opiekowała się jej dziećmi, czuje żal i zazdrość. Tworzą się naturalne konflikty, na scenę wchodzi gniew, zawiść i smutek. Emocje są rzeczywiste, z łatwością można dostrzec ich przyczynę, a jednocześnie trudno zahamować ich skutki.

,,Zdumiewający powrót Nory Wells" krok po kroku odkrywa przed czytelnikiem małe sekrety i tajemnice, co czyni powieść fascynującą i nieprzewidywalną. To, co z początku wydaje się bezzasadne, z czasem nabiera sensu. Szkoda jedynie, że książka nieustannie lawiruje między niezwykle trudnymi tematami, uprzytamniając czytelnikowi, że w tej historii nie ma idealnego zakończenia. Choć z drugiej strony takie właśnie jest życie, prawda? Pokręcone, nieprzewidywalne i zdumiewające. Jak powrót Nory Wells.

,,Świat się budzi. W każdym razie próbuje.
Budzi się w małym miasteczku Holdingwell.
Budzi się na Willoughby Street.
Budzi się pod numerem siedemdziesiątym siódmym,
w wysokim domu z czerwonej cegły, z rusztowaniem, które sięga dachu”.

Willa przeciera oczy, pozbywając się tym samym resztek snu. Staje przed oknem i dostrzega kobietę przypominającą ciocię Norę, tajemniczą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie oceniam tej książki, ponieważ przeczytałam tylko dwa rozdziały, lecz język i styl powieści nie jest taki, jakiego się spodziewałam. Mam wrażenie, że lektura "Posiadłości" bardzo by mi się dłużyła i zostawiłaby mnie z niedosytem. Oczekiwałam czegoś innego.

Nie oceniam tej książki, ponieważ przeczytałam tylko dwa rozdziały, lecz język i styl powieści nie jest taki, jakiego się spodziewałam. Mam wrażenie, że lektura "Posiadłości" bardzo by mi się dłużyła i zostawiłaby mnie z niedosytem. Oczekiwałam czegoś innego.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Według ludowych wierzeń, każdy z nas ma swojego Doppelgängera. Chodzi za nami jak cień przez całe życie, jest naszą drugą naturą, zwykle tą gorszą. Nie wiemy o jego istnieniu, aż do chwili, gdy do ujrzymy. A to zawsze oznacza coś bardzo złego. Zwykle po prostu śmierć”.

Po niespełna dwóch latach odsiadki Kinsky wychodzi z więzienia. Jego cały dobytek to torba pełna ubrań i trochę pieniędzy. Zwrócona wolność nie napawa mężczyzny optymizmem. Przed więzienną bramą nie czeka nikt z jego znajomych czy rodziny, a perspektywa dalszego szarego życia budzi jedynie przygnębienie. Pocieszenia nie przynoszą również słowa strażnika, który i tego ostatniego dnia nie może sobie odmówić kilku szyderstw na temat czarnej przyszłości wypuszczonego więźnia.

Wtem na horyzoncie wśród siąpiącego deszczu pojawia się czarna, lśniąca limuzyna. Drzwi auta otwierają się i Kinksy już wie, że przyjechano właśnie po niego.

„Powiedzmy sobie szczerze: jest kompletnym wyrzutkiem na życiowym wirażu.
Gorzej: wynajętym za solidne pieniądze zabójcą, który sam sobie wmawia, że jedzie kolejny raz zbawić świat”.

Tajemnicza organizacja, która zainteresowała się Kinksym zna o mężczyźnie szczegóły, które zdradzał jedynie najbliższym. Ze względu na służbę w Morskiej Jednostce Działań Specjalnych Kinksy jawi się zagadkowym przybyszom jako idealny kandydat na ich biznesowego partnera – człowieka od brudnej roboty. Kinksy otrzymuje prywatny apartament oraz drogie auto, lecz wciąż niewiele z tego wszystkiego rozumie. Członkowie sekretnego zrzeszenia odpowiadają na jego pytania wymijająco, ze spokojem służą mu jednak pomocą. Mężczyzna zostaje zatem postawiony przed wyborem: powrócić do dawnego, pozbawionego perspektyw życia czy podjąć się ryzyka, które odmieni jego losy na zawsze?

„ – Dobre to. – Porter cieszył się z działania broni jak z dziecięcej zabawki. – Działa, mimo że to prototyp.
Zupełnie tak jak my”.

Najnowsza książka Adama Ubertowskiego to przepełniona akcją opowieść nawiązująca do ukrytych struktur władzy. Główny bohater zaskarbił sobie moją sympatię, choć momentami wydawał się zupełnie nieprzystający do rzeczywistości – bo czy nawet bardzo dobrze wyszkolony bojownik byłby w stanie pokonać wręcz kilku postawnych i, co najważniejsze, po zęby uzbrojonych mężczyzn? Podobne zabiegi sprawiły, że „Syndykat” momentami przypominał fantasmagorię, której daleko do wiarygodnej relacji z pola walki. Kinsky sprawia wrażenie nieśmiertelnego, co zaowocowało tym, że ani przez chwilę nie martwiłam się o jego losy – było wiadomym, że ujdzie cało z każdej utarczki.

Na pochwałę z pewnością zasługuje fabuła – losy bohaterów były przedstawione w bardzo dynamiczny sposób, bez zbędnych, dłużących się opisów czy dygresji. To, co wydawało się wielką niewiadomą na końcu przybierało formę logicznie rozłożonej zagadki. Ubertowski zastosował w książce kilka zmyślnych zabiegów i zataił przed czytelnikiem garść faktów, po czym subtelnie odkrył wszystkie karty, co w moim przypadku zaowocowało niemałym zaskoczeniem. Dialogi postaci są wyciosane w charakterystyczny dla gatunku sposób i podkreślają wprawę pisarza w ukazywaniu psyche bohaterów poprzez słowo.

Czytając „Syndykat" często miałam przed oczami sceny ze znanych filmów akcji, takich jak „Wanted" czy „Kingsman". Trzeba przyznać, że autor świetnie oddał klimat kryminalnych intryg i kuluarowych konszachtów. Osobliwe smaczki w postaci broni ukrytej w przedmiotach codziennego użytku (jak ołówek z wybuchowym grafitem) czynią z powieści przyjemną lekturę, w której fani gatunku z pewnością się odnajdą.

„Według ludowych wierzeń, każdy z nas ma swojego Doppelgängera. Chodzi za nami jak cień przez całe życie, jest naszą drugą naturą, zwykle tą gorszą. Nie wiemy o jego istnieniu, aż do chwili, gdy do ujrzymy. A to zawsze oznacza coś bardzo złego. Zwykle po prostu śmierć”.

Po niespełna dwóch latach odsiadki Kinsky wychodzi z więzienia. Jego cały dobytek to torba pełna ubrań i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

,,Kolejny dzień bez ciebie mam już za sobą”.

Kobieta, która ucieka przed przeszłością. Kobieta, która poddaje się przeszłości. Zawieszona pomiędzy tym, co kiedyś, a tym, co teraz. Nieprzygotowana na to, co nadejdzie. Szukająca ucieczki. Niepogodzona. Tęskniąca.

Postać, której towarzyszymy podczas czytania ,,Dziennika uciekiniera", to postać z piętnem straty, która ze strony na stronę ukazuje nam coraz więcej ze swojej historii. Kobieta wspomina tajemniczego M. – mężczyznę, bratnią duszę, kogoś, kto dopełniał jej świat w tak ogromnym stopniu, że brak tej obecności owocuje bólem, jakiemu nie sposób sprostać.

,,Wyszedłeś, a tymczasem jesień wślizgnęła się niepostrzeżenie”.

Kobieta poszukuje nowego miejsca, lecz rzeczywistość przynosi jej jedynie cierpienie i rozczarowanie. Wszystko, co różni się od jej poprzedniego domu, wydaje się zimne i obce. Złe.

Zawarty w zdaniach metaforyzm i konstrukcja świata, który wygląda jedynie jak tło dla przeżyć bohaterki, pozwala skupić się na emocjach postaci. Na pierwszy plan wysuwa się gorzka samotność i nieugaszone poczucie tęsknoty. Bohaterka oddaje się w ręce czasu, mając świadomość, że jedynie on pozwoli jej przebrnąć przez teraźniejszość, aż do następnego etapu, w którym – być może – uda jej się wznieść nowy dom. Nie gorszy, nie lepszy, po prostu inny,

,,Nie mam swoich pamiątek, tylko ślad po tobie który rozdmuchuję, jak dogasający ogień”.

Czy da się uciec z sideł pamięci? Jak rozpocząć kolejny etap, kiedy wszystko, czego chcesz, to martwa przeszłość? Gdzie uciec przed samym sobą?

Egzystencjalne rozterki przytłaczają kobietę, a brak władzy nad własnym życiem, odbiera jej zdolność do radości. Jej zagubienie zgrabnie ujęto w całą gamę form literackich. Mamy tutaj historyjki pisane na wzór legend czy bajek dla dzieci, wiersze i ostatecznie trzon opowieści – przemyślenia spisane niczym pamiętnik. W jej rozważaniach trwale obecna jest przyroda, rytm przemijania natury, chłodne noce, nieubłagane zimno mroźnych miesięcy, równie biernych jak ona.

,,Chcę zebrać garść światła spod twojego okna. Wezmę je ze sobą tam, gdzie noce są naprawdę ciemne”.

Wspaniały nastrój opowieści wprowadza czytelnika w refleksyjną podróż przez zakamarki własnej pamięci. Czytając prozę poetycką spod pióra Joanny Sarneckiej, nie sposób nie wejść w osobisty świat przeżyć i emocji. ,,Dziennik uciekiniera" nie jest książką lekką i nie powinien taką być. Sentymentalnie intensywna i nad wyraz intymna ukazuje czytelnikowi bogactwo wewnętrznych światów, wszechwładzę umysłu i garde pamięci.

,,Kolejny dzień bez ciebie mam już za sobą”.

Kobieta, która ucieka przed przeszłością. Kobieta, która poddaje się przeszłości. Zawieszona pomiędzy tym, co kiedyś, a tym, co teraz. Nieprzygotowana na to, co nadejdzie. Szukająca ucieczki. Niepogodzona. Tęskniąca.

Postać, której towarzyszymy podczas czytania ,,Dziennika uciekiniera", to postać z piętnem straty, która ze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

,,Nie ma nic gorszego niż kula, która nie wiadomo kiedy wystrzeli”.

Jon Hansen musiał pożegnać swoją przeszłość i nie ma szans na przyszłość. Kiedy na jaw wychodzi oszustwo, którego dopuścił się względem Rybaka – narkotykowego króla Oslo – jedyne, co mu pozostaje, to ucieczka. Pchany ostatkami nadziei i dzikim instynktem przetrwania, postanawia udać się na północ Norwegii. Szukając odosobnionego miejsca, trafia do Kåsund. I właśnie tam znajduje pomoc.

,,Spojrzałem na zegarek, który szedł i szedł. Wkrótce minie już sto godzin. Od chwili, kiedy powinienem być martwy. Sto godzin czystego bonusu”.

Tajemnicza kobieta, ciekawski pijaczyna Mattis, energiczny chłopiec o imieniu Knut – Jon nie spotyka w Kåsund wielu ludzi, jednak każdy z nich jest nieodgadniony, może być przyjacielem lub wrogiem. Z tego względu Hansen przybiera fałszywe imię, a nawet najżyczliwsze gesty traktuje z łagodną podejrzliwością. Wie, że ci, którzy go szukają, zjawią się wkrótce w wiosce.
Wie też, że nagroda za jego głowę będzie wysoka.

,,Spojrzałem w stronę, w którą, jak wiedziałem, biegła ścieżka. Na krajobraz, który zdawał się wznosić i znikać w chmurach. Znikał. Przestawał istnieć. Gdzieś tam zaczynała się długa noc”.

Jak opisałabym siebie po pierwszym spotkaniu z Jo Nesbø? Oszołomiona. Wprawdzie ,,Więcej krwi" to powieść licząca nieco ponad dwieście stron, lecz jest to dwieście stron czystej, esencjonalnej przyjemności z czytania. Opisy autora są intrygujące i krótkie, zawsze krążą wokół meritum i nie pozwalają na nudę. Książka pełna jest dialogów, które znacznie przyspieszają akcję i pozwalają lepiej poznać głównego bohatera, a sam Jon Hansen kawałek po kawałku odkrywa fragmenty swojej historii, wzbudzając coraz to większą sympatię czytelnika. Jo Nesbø wykreował postaci z krwi i kości: wzbudzający sympatię chudzielec nie ma szans wygrać ze wzburzonym osiłkiem, a człowiek, który w życiu nie zabił, nie potrafi nacisnąć spustu bez mrugnięcia okiem.

,,Więcej krwi" zawiera wiele ciekawych odniesień do kultury lapońskiej oraz laestadianizmu. W każdym, nawet najkrótszym akapicie, Nesbø wydobywa ze zdań kwintesencję, ukazuje coś intrygującego, dzieli się z czytelnikiem frapującą myślą lub opowiada o życiu skandynawskich amiszów. ,,Więcej krwi" to po prostu jedna z tych książek, które są na tyle ciekawe, że nigdy nie powinny się kończyć.

,,Nie ma nic gorszego niż kula, która nie wiadomo kiedy wystrzeli”.

Jon Hansen musiał pożegnać swoją przeszłość i nie ma szans na przyszłość. Kiedy na jaw wychodzi oszustwo, którego dopuścił się względem Rybaka – narkotykowego króla Oslo – jedyne, co mu pozostaje, to ucieczka. Pchany ostatkami nadziei i dzikim instynktem przetrwania, postanawia udać się na północ Norwegii....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

,,Cóż, panowie, szykujemy się do startu, Wilno czeka”.

Iwan Skorochodow, tajny żołnierz carskiej armii, ma za zadanie zdobyć tajne szkice dotyczące sekretnego, alchemicznego projektu. To jego ostatnia misja przed upragnionym powrotem do domu. Zlecenie wydaje się proste do wykonania, wystarczy pozostać w cieniu i działać z nienaganną ostrożnością, szczególnie w tych zakątkach Wilna, w których króluje nieokrzesana biedota.

Miła, przybrana córka wybitnego uczonego, ucieka przed Lożą Wskrzesicieli. Ich uwagę przyciągnęły niezwykłe zdolności dziewczyny. Miła musi opuścić bezpieczną kryjówkę w Krakowie i udać się do Wilna, gdzie pragnie odnaleźć upragniony spokój. W podróży towarzyszą jej maleńkie automotony, zabawki, które skonstruowała dzięki swoim ponadprzeciętnym umiejętnościom. Musi uważać, ponieważ każdy niewinny pasażer może okazać się wysłannikiem Loży…

Antoni Srebro z niepokojem spogląda na nadchodzące dni. Zbliżający się Szczyt pomiędzy najpotężniejszymi państwami Europy jest jak tykająca bomba, a zamieszki, protesty i bójki to ostatnie, co powinni oglądać przedstawiciele władz. Jako dowódca Legionu Wileńskiego Srebro będzie musiał zadbać o porządek w mieście Zadanie znacznie utrudni mu znalezione na Cmentarzu Cholery ciało zamordowanego mężczyzny…

,,Wschodzące słońce oświetliło ulice i zaułki miasta, kilka promieni padło na stertę ,,Wileńskiej prawdy” z krzykliwym nagłówkiem ,,Strajki obezwładniają Wilno!”, lecz do popołudnia zostaną tu tylko cienie i stos nikomu niepotrzebnych papierów”.

Podczas gdy niższe klasy społeczne rozmyślają o buncie i manifestacji, gdzieś w mrocznych kanałach Wilna rośnie w siłę dziecko alchemicznej potęgi i naukowej esencji. Tajemniczy stwór, którego trudno określić automotonem, a jeszcze trudniej człowiekiem, wgryza się w ciemne uliczki Wilna, wypatrując ofiary. Nieświadomy niczego Antoni Srebro próbuje rozwikłać zagadkę okrutnego morderstwa, lecz prawdziwy czas próby dopiero nadejdzie.

,,Wilcza godzina dobiegła końca”.

Napisana z rozmachem, drobiazgowa, znakomicie oddająca charakter dwudziestowiecznego Wilna – oto powieść Andriusa Tapinasa. W ,,Wilczej godzinie" dopieszczono opisy, każdą uliczkę i postać, dodano duszy każdej maszynie, odsłaniając przed czytelnikiem sekrety alchemicznej sztuki, lecz… nieco zapomniano o fabule. Pierwsze kilkanaście stron to miejsce do wdrożenia się w świat książki, lecz ,,Wilcza godzina" przez ten czas ani nie pozwala dobrze poznać bohaterów, ani nie przywiązuje czytelnika fabułą. Historia, którą pisze Tapinas często nie skupia się na ważnych dla akcji elementach, lecz przeistacza się w długie, aż nazbyt szczegółowe opisy i cały wachlarz wielokrotnie złożonych zdań, które niewiele wnoszą do głównego wątku. Ten styl pisania – choć piękny pod względem literackiego kunsztu – zniechęca do wnikliwego zagłębiania się w tekst.

Na uwagę zasługują interesujące postaci oraz bogactwo wykreowanego świata. Z uwagą śledziłam poczynania Antoniego Srebro, wiele radości przynosiły mi również fragmenty dotyczące Miły, choć ucieszyłabym się, gdyby było ich więcej. Przeogromną ciekawość wzbudziła we mnie Loża Wskrzesicieli i jest to jeden z tych pomysłów autora, które spodobały mi się najbardziej. Wilcza godzina to niezwykle klimatyczna książka, dzięki której można nieomal poczuć zapach Wilna. To lektura, którą najlepiej czyta się podczas spokojnego wieczoru, z filiżanką aromatycznej herbaty i kotem przy boku. Jeśli lubicie tego typu literaturę, lecz preferujecie wartką akcję, wyraźnie zarysowaną fabułę i historie, które pędzą jak kolejka górska, sięgnijcie po lekkiego ,,Mechanicznego" Iana Tregillisa.

,,Cóż, panowie, szykujemy się do startu, Wilno czeka”.

Iwan Skorochodow, tajny żołnierz carskiej armii, ma za zadanie zdobyć tajne szkice dotyczące sekretnego, alchemicznego projektu. To jego ostatnia misja przed upragnionym powrotem do domu. Zlecenie wydaje się proste do wykonania, wystarczy pozostać w cieniu i działać z nienaganną ostrożnością, szczególnie w tych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

,,Prawdą o człowieku jest przede wszystkim to, co ukrywa”.
— André Marlaux

W życiu Szymona Solańskiego właśnie wydarzyły się trzy rzeczy. Stracił pracę. Przeprowadził się do obskurnego familoka. Adoptował psa Gucia. Solański to mężczyzna po przejściach, więc niestraszne mu ani brudne ściany ciasnego mieszkania, ani fakt, że jego nowy futrzasty przyjaciel kuśtyka tylko na trzech łapkach. Zaskakuje go dopiero widok martwej sąsiadki, którą znajduje w piwnicy budynku. Były glina, właściciel nowo powstałej firmy detektywistycznej, zastanawia się, czy to właśnie przypadek Marianny Biel będzie jego pierwszą zagadką do rozwiązania…

,,Powszechnie wiadomą rzeczą jest, że w czasie deszczu psy się nudzą. Bo ani pójść na spacer, ani powyglądać przez otwarte okno i obszczekać tego tego wypierdka, który dwa piętra niżej wyleguje się na parapecie. Słowem – zero rozrywek”.

Niebezpieczne zaułki Chorzowa skrywają wiele tajemnic i choć policja szybko czyni z Biel ofiarę nieszczęśliwego wypadku, Szymon Solański nie ustaje w swoim prywatnym śledztwie. Im bliżej poznaje swoich sąsiadów, tym więcej ma wątpliwości. Skonfliktowani bracia Gierlochowie niemalże każdy dzień kończą kłótnią, Buchtowa ukrywa w domu podejrzanego mężczyznę, a rodzina spod jedynki najwyraźniej nie lubi obcych. Wraz z pomocą dawnej znajomej, dziennikarki Róży Kwiatkowskiej, Solański odkrywa to, co latami było trzymane w ukryciu…

,,To był ostatni raz, gdy Mariannę Biel widziano żywą”.

Zabawna, urocza, niespotykanie figlarna powieść Marty Matyszczak to znakomity „umilacz” wszelkich pochmurnych i deszczowych wieczorów. Mądrości Gucia są przeurocze, a jego wdzięczny charakterek znakomicie kontrastuje z oschłością Solańskiego. Matyszczak drobiazgowo opisała również mentalność starszych Ślązaków, poświęcając wiele miejsca na ukazanie ich sposobu bycia czy gwary. Pod względem językowym książka to istny majstersztyk i powinien przeczytać ją każdy, kto pragnie wzbogacić swoją biblioteczkę o oryginalne, przepełnione humorem literackie pozycje. Dialogi są wartkie i pełne żartobliwości, a zagadkowi bohaterowie niemalże proszą, by zagłębić się w ich historie. W książce występują drobne logiczne potknięcia, jak choćby fakt, że Solański woli zajmować się sprawą śmierci Marianny Biel niż zarobić na chleb, kiedy bieda wprost zagląda mu pod dach. Mimo to trzymam kciuki za autorkę i wierzę, że już wkrótce będziemy mieli okazję przeczytać coś równie zaskakującego!

,,Prawdą o człowieku jest przede wszystkim to, co ukrywa”.
— André Marlaux

W życiu Szymona Solańskiego właśnie wydarzyły się trzy rzeczy. Stracił pracę. Przeprowadził się do obskurnego familoka. Adoptował psa Gucia. Solański to mężczyzna po przejściach, więc niestraszne mu ani brudne ściany ciasnego mieszkania, ani fakt, że jego nowy futrzasty przyjaciel kuśtyka tylko na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

,,Będę udawał, że moja przyszłość to otwarta księga i jeszcze wszystko może się wydarzyć”.

NATASHA
(burza kręcony włosów, jamajska uroda, ogromne różowe słuchawki, zacięta mina)

Zwątpienie to jej drugie imię. Być może dlatego, że ostatnie kilka miesięcy to ciąg niefortunnych, a co gorsza – nieodwracalnych – wydarzeń. Najpierw zdradził ją chłopak, później jej ojciec przyznał, że porzucenie kariery to największy błąd w jego życiu, a ostatecznie – i oto wisienka na torcie – odkryto, że jej rodzina przebywa w Stanach nielegalnie. Nad głową Natashy zawisło jedno ciężkie słowo: deportacja. Ma wyjechać dzisiaj, w zasadzie już jest spakowana. Lecz coś każe jej spróbować. Resztki nadziei przywodzą ją do urzędu imigracyjnego, ostatniego miejsca, w którym może coś zdziałać. Lecz to będzie zaledwie początek niezwykle długiego dnia…

DANIEL
(elegancki garnitur, twarz zdradzająca azjatyckie korzenie, pogodne oczy)

Nie pierwszy raz robi coś, nawet nie zastanawiając się, czy w ogóle tego chce. Chcą tego jego rodzice, a to wystarczający powód. Dlatego zawiązuje czerwony krawat i wychodzi z domu, nie myśląc o rzeczach, o których pragnąłby myśleć. O poezji. O marzeniach. O możliwościach, które oferuje świat. To wszystko nie jest dla niego, szczególnie dzisiaj, kiedy jest umówiony na niezwykle ważną rozmowę w sprawie studiów na Yale. Daniel zostanie lekarzem, to już postanowione. Jest inteligentny, pracowity i pilny, więc dlaczego miałoby być inaczej? Nic ani nikt nie zdoła tego zmienić.

,,Wmawiamy sobie, że wszystko ma swoją przyczynę, ale tak naprawdę karmimy się bajkami. Sami wymyślamy powody, które nic nie znaczą”.

NATASHA + DANIEL
(dwa skrajne przypadki na skrzyżowanych ścieżkach Wszechświata; ona – nieustępliwa, szorstka, tajemnicza; on – zaintrygowany, nieroztropny, pełen wiary)

W historii świata było wiele momentów, kiedy wszystko stawało do góry nogami: wojny, wielkie odkrycia, naukowe olśnienia. W jednej chwili płaska Ziemia okazywała się uroczą kulką, a spokojny świt ewoluował w pole bitwy.

W historii Natashy i Daniela takim dniem jest właśnie dzisiaj. On – widzi ją przypadkiem na ulicy. Zaintrygowany napisem na jej kurtce, postanawia wejść za nią do sklepu z płytami. Ona – nawet nie wie, że ją zauważył. Ze słuchawkami na uszach stara się przetrwać to, co wygląda na największą katastrofę w jej życiu. Kiedy wreszcie go zauważy, powie, że nie wierzy w przypadki. Przeciw jego poezji wytoczy działa nauki, a przeciw niemu samemu – artylerię nieufność. Nie wie, że Daniel ma jeszcze jedną niezwykle ważną cechę: nie poddaje się łatwo.

,,Po prostu szukasz kogoś, kto cię uratuje. Musisz uratować sam siebie”.

Wielkie zaskoczenie – tak w dwóch słowach mogłabym opisać drugą książkę Nicoli Yoon. Powieść młodzieżowa na ogół kojarzy mi się z niezwykle przyjemną historyjką o lekko dydaktycznym wydźwięku. Z kolei historię Natashy i Daniela – owszem, czyta się szybko – jednak porusza ona bardzo wiele trudnych, ponadczasowych kwestii: problem deportacji i przesiedleń, a także dylematy młodych ludzi związane nie tylko z edukacją czy ścieżką zawodową, lecz także z rodziną, w której brak akceptacji i ciepła. Nicola Yoon znakomicie ukazuje ciężar decyzji, jakie każdy z nas musi podjąć oraz skutki tych ścieżek, które zostały obrane niewłaściwie. Przyjemny język, wartka akcja i ciekawe dialogi sprawiły, że z przyjemnością przeczytam każdą kolejną powieść autorki. Myślę, że potencjalnym czytelnikom bardzo przypadnie do gustu podział rozdziałów ze względu na punkty widzenia poszczególnych bohaterów. Zabieg ten już na początku mnie zaciekawił, a także pomógł wzbogacić fabułę o dodatkowe, równie interesujące wątki. Jedyne, czego mogłabym się przyczepić to natłok zbiegów okoliczności, jakie zaserwowała nam pisarka w ,,Słońce też jest gwiazdą", lecz nawet z tą małą skazą, książka pozostaje dla mnie jedną z najlepszych pozycji w gatunku.

/Poddasze Literata

,,Będę udawał, że moja przyszłość to otwarta księga i jeszcze wszystko może się wydarzyć”.

NATASHA
(burza kręcony włosów, jamajska uroda, ogromne różowe słuchawki, zacięta mina)

Zwątpienie to jej drugie imię. Być może dlatego, że ostatnie kilka miesięcy to ciąg niefortunnych, a co gorsza – nieodwracalnych – wydarzeń. Najpierw zdradził ją chłopak, później jej ojciec...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Po schodach do nieba Betty J. Eadie, Curtis Taylor
Ocena 6,6
Po schodach do... Betty J. Eadie, Cur...

Na półkach:

„Jesteśmy tam, gdzie mamy być”.

Betty J. Eadie jest zwykłą kobietą, Indianką, szczęśliwą matką ośmiorga dzieci. Jej głęboka wiara sprawiła, że niejednokrotnie była świadkiem nadnaturalnych zjawisk i objawień. Lecz to, co spotkało ją w 1973 roku było zupełnie nowym, niesamowitym doświadczeniem, które spowodowało, że Eadie postanowiła podzielić się swoją historią ze światem.

„Nauczyłam się, że musimy kochać naszych wrogów – musimy pozbyć się złości, nienawiści, zazdrości, zawziętości i niechęci do wybaczania. Cechy te niszczą duszę”.

Betty J. Eadie zgłosiła się do szpitala na zalecaną przez lekarzy histerektomię i choć wiedziała, że jest w dobrych rękach, a operacja to najlepsze dla jej zdrowia rozwiązanie, czuła irracjonalny niepokój. Tuż po zabiegu zaczęła doświadczać dziwnych, niewytłumaczalnych rzeczy, aż zorientowała się, że ona i ciało to dwa odrębne byty. Wówczas zaczęła się jej niezwykła podróż do duchowego świata, w którym miała okazję doświadczyć rzeczy, o których istnieniu nawet by nie pomyślała. Eadie twierdzi, że w zaświatach spotkała swoich aniołów stróżów oraz Jezusa Chrystusa oraz że każdy, kto dostał szansę życia na Ziemi, ma do wykonania pewną misję…

„Naszą siłą będzie uczynione przez nas dobro”.

Książek poruszających temat śmierci klinicznej powstało ostatnimi czasy wiele. Można je podzielić na te, które konfrontują opisywane empirie z nauką oraz te, które nie poddają się jakiemukolwiek osądowi, opierając swoje przesłanki jedynie na indywidualnemu doświadczeniu. „Po schodach do nieba" zalicza się niestety do tej drugiej kategorii. Świadectwo Betty J. Eadie niestety niewiele ma również wspólnego z wiarygodną, rzetelną historią osoby, która była uczestniczką metafizycznych wydarzeń. Jej relacja jest papierowa, naszpikowana wyrażeniami niemalże żywcem wyjętymi z książeczki katechetycznej i – jak dla mnie – zupełnie pozbawiona deklarowanych emocji. Mamy tu bardzo szczegółowy, majestatyczny wizerunek Jezusa Chrystusa, dostojeństwo Ducha Świętego i promienne, piękne oblicza aniołów. Niestety gdy czyta się o takim obrazie nieba, trudno nie dojść do wniosku, że cała wizja Eadie powstała dzięki jej rygorystycznemu, chrześcijańskiemu wychowaniu. I choć trudno odmówić książce pięknego przesłania, nakłaniającego do wzajemnej miłości i czynienia dobra, niestety przeciętny czytelnik nie wyniesie z niej wiele więcej. Z przykrością stwierdzam, że po tej książce spodziewałam się więcej.

„Jesteśmy tam, gdzie mamy być”.

Betty J. Eadie jest zwykłą kobietą, Indianką, szczęśliwą matką ośmiorga dzieci. Jej głęboka wiara sprawiła, że niejednokrotnie była świadkiem nadnaturalnych zjawisk i objawień. Lecz to, co spotkało ją w 1973 roku było zupełnie nowym, niesamowitym doświadczeniem, które spowodowało, że Eadie postanowiła podzielić się swoją historią ze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„W wieczór taki jak ten wystarczyła ledwie odrobina romantycznej nieostrożności, by ulec czarowi ponurego miasta Grimm”.

Francisco Thornini, jeden z dwóch najważniejszych bossów mafijnego półświatka, ginie zastrzelony przed drzwiami ekskluzywnego lokalu Iluento. Owa śmierć dzieli Grimm City, prowadząc do waśni i zerwania paktu pomiędzy najbardziej wpływowymi gangami w mieście. Na domiar złego po ulicach cuchnącego smołą miasta krąży psychopatyczny morderca zwany Drwalem – zwyrodnialec, który porywa dziewczęta i w bestialski sposób pozbawia je życia. Inspektor Evans, na którego barki spada zadanie odnalezienia złoczyńcy, wie, że przydzielone mu zadanie nie należy do łatwych. Lecz nie jego jedynego czekać będą poważne kłopoty…

„Człowiek nie ma wpływu na to, kim się stanie. Ale to od niego zależy, czy będzie w tym dobry”.

Emeth Braddock nie miał łatwego życia. Bokserska przeszłość odcisnęła na nim piętno, sterała jego ciało i poznaczyła bliznami umysł. Mimo to Emeth wciąż znajduje w sobie siły, by zaprowadzać na drugim brzegu – w tym zapomnianym przez wszystkich i niemalże wyklętym miejscu – jako taki porządek. Stara się chronić zwłaszcza dzieci, a przede wszystkim swoją córkę Bekkę, dlatego gdy otrzymuje informację o zaginięciu młodej Cherry, postanawia pomóc ją odnaleźć. W tym samym czasie Evans wciąż bezskutecznie próbuje namierzyć nieuchwytnego Drwala, zdając sobie sprawę, że być może będzie mógł mu pomóc zdegradowany do roli ochroniarza McShane. A także sprytna dziennikarka Di Neve.

Tym czasem zegar miasta tyka, odmierzając czas do wstrząsającego posadami Grimm City procesu, a ukryty przed bojaźliwymi spojrzeniami morderca wypatruje kolejnej bezsilnej ofiary…

„A gdy po chwili rozległo się szurnięcie i zrazu głośne, potem coraz cichsze kroki zakończone odgłosem zamykanych ciężkich drzwi, zdała sobie sprawę, że najwyraźniej on też tu był. Przez cały ten czas stal w ciemności i patrzył”.

Grimm City jest smętne, przepełnione rozpaczliwie mizantropijnymi ludźmi, nabrzmiałe od brudu, kłamstw i złych uczynków. Kiedy czyta się o szarych, wyciągniętych z wyobraźni Jakuba Ćwieka uliczkach, niemal można poczuć na języku drobinki sadzy i duchotę, która nie pozwala zaczerpnąć powietrza. Klimat książki jest gęsty jak smoła, ciężki i poważny, lecz – co zaskakujące – powieść czyta się świetnie. Z pewnością to zasługa zwinnej stylistyki, jaką posługuje się autor: mamy tu mnóstwo ciekawych opowiastek, językowych fantazji, a przede wszystkim całą gamę niezwykle indywidualnych i specyficznych bohaterów. W „Grimm City. Bestie" znakomicie widać pisarską pasję, talent do kreowania porywających historii i smykałkę do tworzenia ze słów zdań, do których czytelnik chciałby wracać. Najnowsza książka Ćwieka to warsztatowy majstersztyk, jednak jest to również powieść, która nie oczarowała mnie fabularnie. Przez większość czasu czegoś mi brakowało, czegoś, co było obecne w pierwszej części, co dodawało smaku i zachęcało do przeczytania kolejnej strony. Nie potrafiłam poruszać się nakreśloną przez pisarza ścieżką, a żadna z postawionych po drodze teorii i zagadek nie sprawiała wrażenia tajemnicy, którą czytelnik sam mógłby rozwikłać. Można odnieść wrażenie, że druga część „Grimm City" to rebus, dla którego rozwiązanie może znaleźć jedynie sam autor. Odpowiedzi na stawiane przez książkowe postaci pytania przychodzą z czasem i niestety niewiele pozostawiają miejsca na jakiekolwiek przypuszczenia. Tę nieco przykrą skazę nadrabiają na szczęście dialogi, które zręcznie przedstawiają fakty, świetnie uwypuklają charaktery bohaterów i niejednokrotnie wywołują uśmiech. Nie można również zapomnieć o wspaniałych nawiązaniach do baśni, w których Ćwiek z premedytacją zaprowadza nieporządek: oto opowieści stają się religią, a Bestia zdaje się kimś zupełnie innym niż myślisz…

„W wieczór taki jak ten wystarczyła ledwie odrobina romantycznej nieostrożności, by ulec czarowi ponurego miasta Grimm”.

Francisco Thornini, jeden z dwóch najważniejszych bossów mafijnego półświatka, ginie zastrzelony przed drzwiami ekskluzywnego lokalu Iluento. Owa śmierć dzieli Grimm City, prowadząc do waśni i zerwania paktu pomiędzy najbardziej wpływowymi gangami w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Natura nigdy nie miała z nami szans. Być może zawiniły tysiące lat interpretowania niewytłumaczalnych praw rządzących wszechświatem, tak zwanych sił wyższych, bo każdy z nas do samego końca głęboko wierzył, że tam na górze, na niebie czy w parlamencie, jest ktoś, kto nie pozwoli, by wszystko umarło, rozpadło się, spękało pod naszymi stopami i skruszyło się w pył. Ktoś, kto w ostatniej chwili naciśnie magiczny przycisk i odwoła się od wyroku. Ale byliśmy tylko my. Miliardy osób, które uważały, że nie są w stanie nic zmienić, bo ich głos nie ma żadnego znaczenia. Zgodnym milczeniem zabiliśmy naszą planetę”.

Lilo i Rez nie pamiętają Ziemi. Znają jedynie opowieści o zniszczonej przez ludzi planecie, która po latach eksploatacji zemściła się, skazując cały nasz gatunek na pewną śmierć. Lilo i Rez to dzieci urodzone pośród gwiazd w bezkresnej przestrzeni ograniczonej do jedynego miejsca, w którym mógłby przetrwać człowiek – pokoleniowego statku Yggdrasil. Technologicznie zaawansowana struktura potrafi zapewnić mieszkańcom wszystko, czego potrzebują: tlen, wodę, pożywienie, a nawet muzykę odpowiednio dostosowaną do panującego nastroju. Siedemdziesiąt milionów osób dryfuje w przestrzeni kosmicznej w poszukiwaniu miejsca, które ponownie mogłoby nazwać domem. Lecz nieoczekiwana awaria sprawia, że misja mająca na celu ocalenie ludzkiego gatunku staje pod znakiem zapytania. Aby uratować statek, Lilo i Rez muszą wyruszyć w podróż i odnaleźć Bibliotekę Snów, w której zapisano ogół wspomnień ludzkości.
Po siedmiuset latach dwójka międzyplanetarnych wygnańców wraca na Ziemię.

„Czasem zdarza nam się zrobić coś dobrego”.

Podróż nie przebiega zgodnie z planem. Trwająca lata świetlne eskapada zasiewa między Lilo i Rezem obojętność i gorycz. Kiedy docierają na Ziemię, nie czują już dawnej więzi, pozwalając, by tlące się niegdyś uczucie przybrało kształt pozbawionego sentymentu partnerstwa. Lecz w tamtej chwili jest to najmniejsze z ich zmartwień.

Ponieważ Ziemia wcale nie umarła.

Pośród bujnej przyrody, która z powodzeniem ukryła wszelkie ślady dawnej cywilizacji, żywot dalej pędzą ludzie – twardzi i nieustępliwi potomkowie nieszczęśników, którzy zostali porzuceni na pastwę losu przez pobratymców, dla których znalazło się miejsce na Yggdrasil. Szczątki życia, które jedni zostawili w tyle, dla drugich stały się podwaliną nowego początku. Lecz i wśród prochów Ziemi ludzie ukazali swoje najmroczniejsze oblicza: chciwość, lubieżność czy żądzę władzy…

„Pamięć o przeszłości to jedyny przepis na nieśmiertelność”.

Ignorancja, krótkowzroczność, bezmyślna słabość do nowych technologii – Rafał Cichowski rozbiera ludzką naturę na części pierwsze, przyprawia to sporą dawką wyobraźni i podaje w przejrzystej formie, której ze świecą można by szukać pośród polskich powieści science-fiction. Styl autora „Pyłu Ziemi” oscyluje pomiędzy rzeczowymi proceduralnymi opisami na miarę Andy’ego Weira a niezwykle wciągającym stylem pisania, podobnym do tego, jakim operuje Taegillis w „Wojnach Alchemicznych”. Wartkie dialogi, wartościowe i przenikliwe przemyślenia oraz niepospolita fabuła czynią z „Pyłu Ziemi” powieść niezwykle obiecującą. Wydawać by się mogło, że w literackim świecie wizjonerskich rozwiązań oraz fantastyki nie da się już powiedzieć wiele więcej, jednak wachlarz pomysłów, którymi Cichowski operuje w książce jest wciąż nieszablonowy i oryginalny. Jako czułego na słowo czytelnika raziły mnie jedynie (momentami niepotrzebne, według mnie) przekleństwa, lecz zważywszy na charakter powieści, przymykam na nie oko. „Pył Ziemi” zawirował bowiem w mojej głowie, zostawiając pozytywne wspomnienie i apetyt na więcej tak śmiałych książek.

„Natura nigdy nie miała z nami szans. Być może zawiniły tysiące lat interpretowania niewytłumaczalnych praw rządzących wszechświatem, tak zwanych sił wyższych, bo każdy z nas do samego końca głęboko wierzył, że tam na górze, na niebie czy w parlamencie, jest ktoś, kto nie pozwoli, by wszystko umarło, rozpadło się, spękało pod naszymi stopami i skruszyło się w pył. Ktoś, kto...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Chłopiec pociera lampę”.

Zahra już niemal nie pamięta, jak jest na zewnątrz. Uwięziona w lampie jako dżinn może jedynie wracać wspomnieniami do chwil, kiedy jej wyczarowane z dymu stopy stąpały po ogrodach Neruby. Myśli dżinna krążą wokół Roszany, ostatniej królowej, której służył i na którą sprowadził śmierć.
I właśnie wtedy w komnacie pojawia się chłopiec…

„Najdroższy dżinnie – uśmiechnęła się królowa. – Czas to najpotężniejsza magia ze wszystkich”.

Zahra wyczuwa go przez ścianki, jeszcze zanim dotyka lampy. Chłopiec jest pełen życia, pulsuje w nim ciekawość, a do komnaty przywiódł go pierścień. Kiedy dotyka lampy, dżinn – po raz pierwszy od setek lat – gęstą mgłą wypływa na zewnątrz i okazuje się być… kobietą. Oniemiały z zachwytu Aladyn może wypowiedzieć trzy życzenia, ma szansę zemścić się na swoich wrogach, stać się księciem i zasmakować bogactwa. Lecz jego najskrytsze pragnienie dopiero się rodzi…

„Ucieknę gdzieś, gdzie nie zobaczy mnie nigdy żaden śmiertelnik – daleko na północ, gdzie świat jest skuty lodem i biały jak mleko. Będę samotna, ale wolna, wreszcie wolna.
Czego jeszcze mogłabym chcieć?”

Opowieść o lampie Aladyna zna chyba każdy. Są w niej czary, złote piaski pustyni i przepych pałacowych komnat. Lecz to, co roztacza przed czytelnikiem „Zakazane życzenie” zdaje się być jeszcze bardziej magiczne. Jessica Khoury zawładnęła baśnią z „Księgi tysiąca i jednej nocy”, zmieniając ją w romantyczną i ciekawie napisaną historię, której nie oparłaby się sama Szeherezada.

Czy duch z lampy może być kobietą? Czy spełniający życzenia panów dżinn może sam czegoś zapragnąć? Czy warto żyć dla zemsty? Książka, pomimo swej lekkiej formy, stawia interesujące i poważne pytania, niejednokrotnie przynosząc chwile refleksji. Zarówno Zahra, jak i Aladyn to postacie bardzo barwne i ekspresyjne. Stanowiący tło dla ich przygód świat tętni życiem, a interesujące, choć niedługie opisy dobrze oddają klimat opowiadanej historii. Jedynym mankamentem „Zakazanego życzenia” bywają dialogi, w których od czasu do czasu pojawiają się nieprzystające do aury opowieści współczesne słowa, odbierające książce urok. Na szczęście magia ta szybko powraca, hipnotyzując i kusząc kolejną zapisaną przez Jessicę Khoury stroną.

„Chłopiec pociera lampę”.

Zahra już niemal nie pamięta, jak jest na zewnątrz. Uwięziona w lampie jako dżinn może jedynie wracać wspomnieniami do chwil, kiedy jej wyczarowane z dymu stopy stąpały po ogrodach Neruby. Myśli dżinna krążą wokół Roszany, ostatniej królowej, której służył i na którą sprowadził śmierć.
I właśnie wtedy w komnacie pojawia się chłopiec…

„Najdroższy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Nie sposób osiągnąć tyle poprzez odpowiednie ruchy, co dzięki sprzymierzeńcom”.

Wschodzący poranek nie przynosi Nowej Francji nadziei. Hugo Longchamp, kapitan straży Zachodniej Marsylii, z niepokojem obserwuje krzątających się po murze żołnierzy: zbieraninę chłopów, kupców i rzemieślników, którzy truchleją na samą myśl o nadchodzącej armii klakierów. Nastrojów w szeregach nie poprawia również wieść o nagłej i tragicznej śmierci papieża Klemensa. Oczy zlęknionego tłumu ze strachem spoglądają w niebo.

„Czemu chowamy się za solidnym, wysokim murem? Ponieważ (…) istnieje tylko jeden sposób, żeby ubić klakiera, a sto, aby zabić człowieka”.

Setki lig dalej Berenice Charlotte de Mornay-Périgord obmyśla plan, który pomógłby jej oswobodzić się ze szponów Nadleśnictwa. Przetrzymywana w pilnie strzeżonej kwaterze hrabina musi uciec się do wszelkich sprytnych sztuczek, na jaki stać jej błyskotliwy umysł. Domyśla się, że czeka ją los podobny do tego, jaki spotkał pastora Vissera. Jednak wkrótce jej życie się odmieni, a przeznaczenie da jej posmakować władzy, jaką przynosi służba Świętej Gildii Horologów…

Jax, zrewoltowany klakier, wciąż skrzętnie ukrywa przed światem fakt, że pozbył się więzów, które nakazywały mu posłuszeństwo wobec ludzkich panów. Wolna, acz zgnębiona nieustanną ucieczką maszyna marzy o uwolnieniu swoich pobratymców od ciążących na nich metageas. Nie mogąc dłużej znieść życia pod przykrywką, postanawia opuścić holenderski obóz. Nieoczekiwany splot wydarzeń prowadzi go do miejsca, o którym śnił, odkąd tylko odzyskał wolną wolę: do legendarnej Nibylandii, arkadii buntowników i uciśnionych. Lecz szybko okazuje się, że miejsce to skrywa wiele ponurych tajemnic…

„Jesteście wyzwoleni, moi bracia i siostry! Wyzwoleni!”

Zgrzyt zębatek, tarcie metalu o metal, chrzęst poruszających się sprężyn – oto mechaniczna armia kolejny raz pojawiła się na horyzoncie, niosąc ze sobą fascynujące opowieści ze świata zbuntowanych klakierów, przerażających Nakręcaczy, wytrwałych Francuzów i nieugiętych członków Gildii. Jeśli w zniecierpliwieniu czekaliście na kolejny tom „Wojen Alchemicznych”, to powiem krótko: było warto.

Znakomite pisarskie rzemiosło autora widać zarówno w fascynującej, nowatorskiej fabule, jak i sposobie kreślenia dialogów, które porywają już na pierwszych stronach książki. Zagubiony Jax nadal stara się być sprawiedliwy i szlachetny, Hugo Longchamp wciąż bezceremonialnie ruga swoich żołnierzy, a Berenice w dalszym ciągu hardo stąpa po ziemi. Czasem drażnił mnie jedynie natłok wulgaryzmów, zakotwiczonych w powieści niczym ekscentryczne atrybuty stylu Taegillisa.

„Powstanie” jest jak solidna porcja ciasteczek speculaas, jak wyśmienity deser po sytnym obiedzie lub łyk wody po wielogodzinnym marszu. Kontynuacja „Mechanicznego” po prostu hipnotyzuje i wreszcie – po miesiącach czekania – zaspokaja czytelniczą ciekawość. Odkładając pierwszą część, nie sposób było zapomnieć o druzgocącej przemianie Vissera czy tarapatach, w jakich znaleźli się główni bohaterowie. Nie liczcie jednak na to, że „Powstanie” pozwoli wam puścić w niepamięć kłopoty, jakie nękały Nową Francję w obliczu natarcia metalowej armii. Tym razem droga, którą podążają stworzone przez Taegillisa postaci, będzie jeszcze bardziej wyboista.

/Poddasze Literata

„Nie sposób osiągnąć tyle poprzez odpowiednie ruchy, co dzięki sprzymierzeńcom”.

Wschodzący poranek nie przynosi Nowej Francji nadziei. Hugo Longchamp, kapitan straży Zachodniej Marsylii, z niepokojem obserwuje krzątających się po murze żołnierzy: zbieraninę chłopów, kupców i rzemieślników, którzy truchleją na samą myśl o nadchodzącej armii klakierów. Nastrojów w szeregach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Cieszcie się i bądźcie dumni – pomyślał, spoglądając na południe, gdzie na szerokiej, rozpalonej słońcem wstędze rzeki zamajaczyły kadłuby okrętów – Wkrótce Carmennes znów zapłonie”.

Powracający zza Martwicy Arthorn marzy jedynie o ciepłym łożu i sycącym posiłku, wierząc, że w Carmennes odnajdzie błogi spokój. Dotarłszy do królestwa, orientuje się jednak, że oddany w zdradzieckie ręce dwór został zaatakowany przez Morrończyków, którym przewodzi opętany żądzą zemsty Auriss. Król nie żyje, a następczyni tronu – charakterna księżniczka Azure – przepadła bez wieści. Pożoga, chaos i obłęd, jakie zapanowały w Wondettel, ukazują wszystkie słabości korony: niedoświadczone w boju wojsko, pleniący się wśród szlachty marazm i karygodne braki w orężu. Zaniepokojony sytuacją Arthorn postanawia po raz ostatni oddać królestwu przysługę. Zamierza odeprzeć atak wroga i uniemożliwić mu zajęcie portu. Lecz Garhard ma dla niego ważniejsze zadanie.

„Uzmysłowił sobie, jak dawno nie odwiedzał swojej pracowni. Nie miał nawet czasu, by o tym pomyśleć, i teraz zatęsknił za jej ciszą i spokojem, a nader wszystko za wejściem, które zastawił regałem, i mrokiem korytarzy, do których prowadziło. Był głupcem, odwlekając ich dalszą eksplorację i tracąc czas na płytkie przechadzki. Teraz oddałby dużo, by móc ruszyć w ich głąb. Odkryć tajemnicę, która mogła się czaić tuż za rogiem kolejnego korytarza”.

Odesłany z powrotem ku Martwicy Arthorn ma jedno zadanie: odnaleźć księżniczkę. Drużynnik domyśla się, że Azure została porwana przez żądnych krwi Morrończyków. Postanawia ruszyć ich śladem, lecz jego samotna podróż kończy się z chwilą, gdy zostaje zaatakowany przez bandę zbirów. Kolejne, co pamięta to lot powietrznym statkiem – Górskim Ventusem – i tajemniczy człowiek o szarej, poważnej twarzy. Nie ma pojęcia, że to dopiero początek kłopotów, a zaginięcie księżniczki okaże się zaledwie kroplą w morzu nękających królestwo trosk. Kim są tajemniczy towarzysze, z którymi przyszło mu podróżować? Dokąd zmierza zagadkowy okręt? I czy na obcej, nieprzyjaznej ziemi spotka kogoś, kto będzie w stanie mu pomóc?

„Myślał, że twój miecz nas uratuje (…), ale jest już za późno”.

Sequele i wszelkiego rodzaju literackie kontinuum mają to do siebie, że niestety bardzo często okazują się niewypałami dryfującymi na fali fenomenu i popularności pierwszej książki. W przypadku Jacka Łukawskiego jest zupełnie odwrotnie. I choć debiutancka „Krew i stal” była naprawdę dobrą powieścią, mam wrażenie, że „Grom i szkwał” bije ją na głowę. Relacje bohaterów, intrygi, złożoność świata i zamieszkujących go ras – we wszystkim widać ogromny potencjał i skrupulatność autora, a sama fabuła zadziwia swoją dobrze przemyślaną wieloaspektowością, przynosząc czytelnikowi prawdziwą radość z czytania i odkrywania kolejnych, ukazujących się gradiam tajemnic. Błyskotliwe, niekiedy zabawne dialogi i wartka akcja sprawiają, że czas spędzony przy lekturze płynie naprawdę szybko. Nie brakuje także dualistycznych postaci, które na przemian wywołują niechęć lub sympatię. Sam świat książki wydaje się bardzo bogaty: mamy tu pomocne Dwargi, Gar Ael o szarawej skórze, poddające się woli człowieka smoki, wyrozumiałych zbirów i zdradzieckich kapłanów. Mam wrażenie, że autor miał ochotę zabawić się popularnymi konwencjami, nadając im zupełnie nowy kształt i trzeba przyznać, że wyszło mu to naprawdę wspaniale. Łukawski w wielkim stylu powrócił na literacką arenę i po raz kolejny udowodnił, że u boku Arthorna, Marcasa i Garharda po prostu nie może być nudno.

„Cieszcie się i bądźcie dumni – pomyślał, spoglądając na południe, gdzie na szerokiej, rozpalonej słońcem wstędze rzeki zamajaczyły kadłuby okrętów – Wkrótce Carmennes znów zapłonie”.

Powracający zza Martwicy Arthorn marzy jedynie o ciepłym łożu i sycącym posiłku, wierząc, że w Carmennes odnajdzie błogi spokój. Dotarłszy do królestwa, orientuje się jednak, że oddany w...

więcej Pokaż mimo to