-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik230
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Biblioteczka
2024-03-16
Jestem trochę rozczarowany, ale nie narzekam. Na niekorzyść wspomnień Hoare'a wypada brak płynnej chronologii wydarzeń. Poszczególne rozdziały zachowują wprawdzie kolejność czasową, jednak sprawiają wrażenie dość oderwanych od siebie nawzajem. Plusem jest z pewnością przedstawienie tła historycznego oraz lekkie pióro - czyta się to przyjemnie. Mimo wszystko "Kondotierzy" Gan-Ganowicza pozostaną moją ulubioną książką w podobnych klimatach.
Jestem trochę rozczarowany, ale nie narzekam. Na niekorzyść wspomnień Hoare'a wypada brak płynnej chronologii wydarzeń. Poszczególne rozdziały zachowują wprawdzie kolejność czasową, jednak sprawiają wrażenie dość oderwanych od siebie nawzajem. Plusem jest z pewnością przedstawienie tła historycznego oraz lekkie pióro - czyta się to przyjemnie. Mimo wszystko...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-19
2023-09-28
2023-09-23
„Pół legenda, pół prawda, pół nieprawda” - cytując 64 odcinek „Kapitana Bomby”.
I takie reportaże zazwyczaj czyta się najlepiej. Gdyby każde stwierdzenie autor opatrywał przypisem do źródeł i powstrzymywał się od wyrażania osobistych opinii, książka dostarczałaby pewnie więcej wiedzy, ale komu? Sięgnąłby po nią ułamek czytelników, wcześniej już zainteresowanych poruszanym tematem.
Nie oczekuję w takim razie bezstronności. Oczywiste, że autor ma pewne przekonania, stąd też zajmuje określoną stronę, a dzieło zyskuje piętno jego osobowości. To dobrze. Inną rzeczą jest obiektywność. Można opowiadać się po jednej ze stron, jednocześnie przedstawiając racje obu. Kapuściński potrafił to zrobić, ale akurat nie tu.
„Cesarz” jest książką znacznie lepszą, mimo przekłamań (wygląda na przykład na to, że Tekele Wolda Hawariat nie został ścięty na rozkaz Haile Selassie po latach bycia więzionym za niewinność, tylko zginął w strzelaninie z policją po nieudanym zamachu bombowym na cesarza) trzymającą się powyżej akceptowalnego poziomu rzetelności. Poza tym nastrój groteskowej baśni sam w sobie czyni „Cesarza” arcydziełem. W „Szachinszachu” Kapuścińskiemu zabrakło polotu. Momentami wybija się trochę wyżej, ale przez większość czasu zamiast wprowadzić czytelnika w inny świat, zbyt usilnie próbuje przekonać go do swoich opinii.
Po pewnym czasie bycie bitym łopatą po głowie zaczyna się nudzić. Szach wydaje pieniądze na siebie — źle. Wydaje na armię — źle. Sprowadza kierowców z Korei — źle, bo płaci im za mało. Sprowadza specjalistów zza granicy i płaci im dużo — źle. W kraju nie ma ludzi zdolnych do obsługi nowoczesnych urządzeń — źle. Szach ściąga pracowników z innych krajów — źle, bo Irańczycy muszą patrzeć, że ktoś potrafi coś lepiej od nich. Armia umie strzelać tylko do cywili — źle. Szach sprowadza wykwalifikowanych oficerów z USA - źle. Okręty przemycają japońskie samochody z Dubaju — źle, bo „od strony morza Iran był bezbronny”. Ale zaraz, przecież wydatki na armię były złe? Skoro okręty były niepotrzebne, mogłyby przemycać japońskie samochody nawet i z samej Japonii.
Nad zasadnością rozbudowy armii można zastanowić się, biorąc pod uwagę trwający latami spór z Irakiem o Szatt al-Arab, który już w 1974 roku przybrał formę zbrojnych starć, a 6 lat później przerodził się w długą i krwawą wojnę.
„Szyici są hardzi, są inni, niż pokorna, sunnicka większość (...)” — nie wiem, jak to skomentować. Może Al-Kaida i talibowie wiedzą.
Brak ukazania jakichkolwiek pozytywów rządów dynastii Pahlawi osiąga skutek odwrotny od zamierzonego. Można zacząć zadawać sobie pytanie, jakim cudem tak głupi władca mógł utrzymać się na tronie przez 38 lat, a wreszcie dojść do wniosku, że Kapuściński nie przedstawił go zgodnie z prawdą. Historia na ogół nie pozwala idiotom rządzić zbyt długo. Francisco Macías Nguema wytrzymał u sterów Gwinei Równikowej 11 lat z braku jakiejkolwiek konkurencji, ale to wyjątek.
Styl „Szachinszacha” jest średni jak na Kapuścińskiego, to znaczy bardzo dobry. Pochłania się go raczej, niż czyta. Traktuję tę książkę jako opartą na faktach, nie dokumentalną. Mniej więcej tak samo lubię słuchać włoskich piosenek o wojnie w Abisynii. Zarówno do „C'era una volta il Negus”, jak do „Szachinszacha” lepiej jednak podchodzić z rezerwą, mając wstępną wiedzę i nie traktować ich jako rzetelne ani jedyne źródło wiedzy.
„Pół legenda, pół prawda, pół nieprawda” - cytując 64 odcinek „Kapitana Bomby”.
więcej Pokaż mimo toI takie reportaże zazwyczaj czyta się najlepiej. Gdyby każde stwierdzenie autor opatrywał przypisem do źródeł i powstrzymywał się od wyrażania osobistych opinii, książka dostarczałaby pewnie więcej wiedzy, ale komu? Sięgnąłby po nią ułamek czytelników, wcześniej już zainteresowanych...