-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2020-10-30
2017-12-29
2017-12-22
2016-12-26
2016-08-29
Starałam się dość obiektywnie ocenić powieść „Pobór”, która tak naprawdę ma bardzo niewiele wad, a te które się pojawiają, są marginalne. Akcja powieści jest wystarczająco wartka, by wciągnąć czytelnika w świat Andrew Greysona, który wcale nie okazuje się takim strasznym egoistycznym obibokiem, jak go opisano w blurbie, a styl pisania Kloosa jest znacznie bardziej poważny i rzetelny niż na przykład Evana Currie. Proza Marko Kloosa nie jest tak rozbuchana jak Davida Webera, nie jest tak lekka jak Evana Currie i nie jest tak wizjonerska, jak Johna Scalzi, innymi słowy znalazła się nisza dla tego pisarza – realizm, jeśli można o takim pisać w ramach fantastyki.
Więcej na: http://zgryzliwympiorem.blogspot.com/2016/09/mamy-rok-2108-wspolnota.html#comment-form
Starałam się dość obiektywnie ocenić powieść „Pobór”, która tak naprawdę ma bardzo niewiele wad, a te które się pojawiają, są marginalne. Akcja powieści jest wystarczająco wartka, by wciągnąć czytelnika w świat Andrew Greysona, który wcale nie okazuje się takim strasznym egoistycznym obibokiem, jak go opisano w blurbie, a styl pisania Kloosa jest znacznie bardziej poważny i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-08-15
2016-07-27
2015-10-26
Najtrudniej mierzyć się z legendą, zawsze jest niebezpieczeństwo, że albo czytający poniesie klęskę, gdy książka jest zbyt trudna, albo książka poniesie klęskę, nie sprostawszy własnemu mitowi. „Diuna” Franka Herberta rozbiła się o własny mit, a raczej o świetny film Lyncha. Powieść napisana jest lekko, fabuła jest interesująca, ale jednak jest to wyłącznie lekka space operka. Zapewne moja mocno subiektywna opinia nie byłaby tak krytyczna, gdyby nie przewartościowanie tej książki. Spodziewałam się poziomu literackiego Dana Simmonsa, a dostałam w zamian lekką space operkę.
Więcej na: http://zgryzliwympiorem.blogspot.com/2015/10/diuna-frank-herbert.html
Najtrudniej mierzyć się z legendą, zawsze jest niebezpieczeństwo, że albo czytający poniesie klęskę, gdy książka jest zbyt trudna, albo książka poniesie klęskę, nie sprostawszy własnemu mitowi. „Diuna” Franka Herberta rozbiła się o własny mit, a raczej o świetny film Lyncha. Powieść napisana jest lekko, fabuła jest interesująca, ale jednak jest to wyłącznie lekka space...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-07-05
"Księżyc buntowników", to apogeum grafomani Webera. Pomysł na fabułę abstrakcyjny i alogiczny, tandetne i stereotypowe rozwiązanie oraz przewidywalność całej książki, powala dodatkowo w kontekście tandetnego tłumaczenia. Straszne, po prostu brak słów !!!
"Księżyc buntowników", to apogeum grafomani Webera. Pomysł na fabułę abstrakcyjny i alogiczny, tandetne i stereotypowe rozwiązanie oraz przewidywalność całej książki, powala dodatkowo w kontekście tandetnego tłumaczenia. Straszne, po prostu brak słów !!!
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-06-19
"Santiago", to przegadany do granic możliwości space western, cała fabuła oparta jest na dialogach, z resztą skonstruowanych w sposób lekki i łatwy. Akcja jest po trzech czwartych lektury, łatwa do przewidzenia. Książka jest niebanalnie skonstruowana, choć oparta jest na banalnej konwencji. Jest to powieść, w której można się rozsmakować, i dla której można mieć sentyment oraz szacunek dla pisarza, ale dopiero po przeczytaniu w całości.
"Santiago", to przegadany do granic możliwości space western, cała fabuła oparta jest na dialogach, z resztą skonstruowanych w sposób lekki i łatwy. Akcja jest po trzech czwartych lektury, łatwa do przewidzenia. Książka jest niebanalnie skonstruowana, choć oparta jest na banalnej konwencji. Jest to powieść, w której można się rozsmakować, i dla której można mieć sentyment...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-05-15
2011-02-08
Książkę kupiłam ponieważ łaknę każdej pozycji, która zapowiada się na space operkę, a że pierwszy tom cyklu "Star Risk" nie rozczarował mnie, to drugi tom też chciałam przeczytać.
Pierwsze rozczarowanie nastąpiło, gdy zobaczyłam objętość, liczba stron nie dobiła nawet do trzystu, więc, gdy ją wzięłam za pierwszym razem do ręki, myślałam, że jest to wybrakowany egzemplarz.
Drugie rozczarowanie to opis na okładce, nie wiem za co płacą w wydawnictwie redaktorom, ale ten, który odpowiadał za opis na okładce tej pozycji, przeczytał tylko pierwsze trzydzieści stron, a trochę to źle świadczy o książce, jeżeli jej redaktorzy czytają tylko początek. Znaczy dalej nie ma nic ciekawego.
"Podłe światy" opowiadają, poza epizodem opisanym na okładce, a którego zaistnienia w ogóle w tej książce nie rozumiem, o nowym zleceniu dla agencji Star Risk. Bohaterowie mają udowodnić niewinność mężczyzny oskarżonego o zdradę państwa. Podczas wykonywania zadania wplątani zostają w rozgrywki polityczne i militarne, z których muszą znaleźć wyjście i nie dać się zabić. Pomysł stary jak świat, a fabuła prosta jak cep.
Książka jest mniej niż średnia. Akcja rwie się, a fabuła jest niespójna. Ma się wrażenie, że autor przeskakiwał z pomysłu na pomysł, nie zachowując jakiejś literackiej ciągłości. Bohaterowie są wykreowani w sposób płytki i nijaki, z nikim nie można się utożsamić. Bunch przedstawił suchą relacje z działań Star Risk i to w wersji skróconej. Brakuje w sumie wszystkiego.
Oceniłam książkę na jedną gwiazdkę.
Książkę kupiłam ponieważ łaknę każdej pozycji, która zapowiada się na space operkę, a że pierwszy tom cyklu "Star Risk" nie rozczarował mnie, to drugi tom też chciałam przeczytać.
Pierwsze rozczarowanie nastąpiło, gdy zobaczyłam objętość, liczba stron nie dobiła nawet do trzystu, więc, gdy ją wzięłam za pierwszym razem do ręki, myślałam, że jest to wybrakowany egzemplarz....
2011-12-11
2011-08-07
"Ostatecznie bez kradzieży literackiej trudno by było dzisiaj pisać: tyle już przecież napisano, że co chwila, mimo woli nawet, człowiek się na coś cudzego natyka..."*, dlatego też w tej pozycji odnajdziemy znane motywy i pomysły z innych książek typu space opera, z resztą w podziękowaniach do "Brygad duchów" autor sam wspomina pomysłodawców z których czerpał garściami.
Czy oznacza to, że książka jest odtwórcza?
Nie sądzę, owszem pomysł walka Ziemian z innymi mieszkańcami Wszechświata, których w książce jest całe bogactwo (od postaci owadzich, przez liliputów, pajęczaki, pterodaktyle aż po humanoidy), brygady doborowych zmodyfikowanych żołnierzy kosmosu, nie jest niczym nowym, ale "Wojna starego człowieka" jest napisana w sposób, który niejeden pisarz może pozazdrościć Scalziemu; przede wszystkim język jest barwny i żywy, który wciąga od razu czytelnika i nie przeszkadza w odbiorze, a pomysły klasycznej space opery łączone są z jej militarną odmianą nie męcząc czytelnika strategiami i scenami batalistycznymi (alter ego Webera).
Podoba mi się koncepcja starości i systemu socjalnego Scalziego, szansa nowego życia w udoskonalonym ciele jest bardzo kusząca, pomimo tego, iż często jest to krótkie życie. Oczywiście jest kilka fragmentów sentymentalnych i melancholijnych dotyczących wojny i roli szeregowego żołnierza w niej, ale nie są one nachalne, a często okraszone lekkim humorem.
Jedynym mankamentem książki wg mnie jest interludium pomiędzy okresem szkolenia, a misją na Koralu, w której to autor skacze od akcji do akcji, wybijając czytelnika z rytmu, w dodatku przez ten zabieg literacki czytelnik mniej identyfikuje się z bohaterem.
Ogólnie; dobra książka na jeden wieczór.
* Stefan Kisielewski. Piekło polonistów [w:] Rzeczy małe. Warszawa, "PAX", 1956, s. 233
"Ostatecznie bez kradzieży literackiej trudno by było dzisiaj pisać: tyle już przecież napisano, że co chwila, mimo woli nawet, człowiek się na coś cudzego natyka..."*, dlatego też w tej pozycji odnajdziemy znane motywy i pomysły z innych książek typu space opera, z resztą w podziękowaniach do "Brygad duchów" autor sam wspomina pomysłodawców z których czerpał garściami....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-08-17
Tom czwarty to w pełni rozwinięta space opera, z wartką akcją, niesamowitymi, jak zawsze, wyczynami głównej bohaterki, kosmicznymi bitwami i peanem na cześć techniki. „Zew Walhalli” to po prostu lekka, dobrze napisana, pełna akcji powieść, którą się świetnie czyta, w szczególności wtedy, gdy nie dysponuje się nadmiarem czasu.
Więcej:http://zgryzliwympiorem.blogspot.com/2017/01/zew-walhalli-evan-currie.html
Tom czwarty to w pełni rozwinięta space opera, z wartką akcją, niesamowitymi, jak zawsze, wyczynami głównej bohaterki, kosmicznymi bitwami i peanem na cześć techniki. „Zew Walhalli” to po prostu lekka, dobrze napisana, pełna akcji powieść, którą się świetnie czyta, w szczególności wtedy, gdy nie dysponuje się nadmiarem...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to