Marina Angela Santini 7,5
ocenił(a) na 712 tyg. temu O matulu, skąd oni tę okładkę wytrzasnęli, ona do niczego tu nie pasuje. No, ale z drugiej strony zapowiada, że książka będzie tandetnym romansem, a do tego gangsterskim, matko bosko czestochosko, to wszystko prawda, przyznaję się bez bicia. Macie takie książki, że się wstydzicie, ale jednak mimo wszystko Wam się podobają? To ja tak mam, to już moja druga książka autorki i naprawdę no, jest świetnie. Zaczynam te jej książki z dużą 10, wciągają, są seksowne, potem im dalej tym gorzej, mój mózg jakby przytomnieje i dostrzega ten literacki pasztet, ale jednak nie samym mózgiem człowiek żyje, czy tam nie tylko do mózgu krew dopływa, spływa, czy coś. Te 500 stron to zawsze przesada, jakby było 300, to by się dało pewnie porządne zainteresowanie czytelnika utrzymać, ale no, otóż nie tym razem. Dlatego jakieś 200 stron jest hiper-super-duper, a potem gorzej, nudniej, bohaterowie nas wkurzają. To jak z zauroczeniem, pierwsze 300 stron bosko, a potem zauważamy, że gość ma brzydkie stopy, przynudza i mógłby jednak last longer, if you know what I mean. Czyta się to miło i szybko, przeczytałabym na raz, gdybym w międzyczasie nie musiała iść na spanko, jednak organizm mam trochę wymęczony zapaleniem płuc. No, ale dwa dni, dwa posiedzenia z Mariną i miodzio. Początek na 10, sama końcówka już na 5, no to mamy 7, uczciwie.
Oczywiście, że mnie tu wiele rzeczy wkurza. Począwszy od imienia głównej bohaterki, nie leży mi, a do tego nazwanie innej ważnej bohaterki Marią - serio? Czytelnikowi to niewygodnie się czyta zwyczajnie. Nie rozumiem zabiegu. W co drugiej scenie są obie, więc musimy wytężyć wzrok i sprawdzić, o którą chodzi. Toksyczna relacja głównych bohaterów, to normalne, te współczesne erotyko-strzelańsko-romanse są pełne przemocowych związków, więc to nikogo nie zaskoczy, tu też oczywiście klasyk, na bardzo wielu polach, ale to już sobie każdy przeczyta sam. Natomiast co jest powalone w opór, to właśnie to, że mamy trójkę głównych bohaterów, a nie dwójkę. Trochę chore, jakby ich związek się nie mógł rozwijać solo, tylko potrzebował "opiekunki związku", która się wtrąca w ich wspólne życie, ale i każdego z osobna. Irytujące, niezdrowe.
Wiele rzeczy się tutaj nie spina, ale ja już takie sytuacje traktuję z przymrużeniem oka. Nie pierwsza to moja książka o niskiej wartości literackiej i nie ostatnia, nie po to one są, żeby się w nich wszystko spinało. Trochę to uwłaczające, że z główną bohaterką sporo osób się koleguje tylko dlatego, że im ona gotuje, ale co ja tam wiem. Przecież nie gotuję, może jakbym gotowała, też bym miała wokół siebie osoby, które na to lecą, skąd miałabym wiedzieć. W ogóle ta przyjaźń średnia, taka dziwna, jakby oparta jednak na zależności finansowej? Nie wiem, nie znam się, ale lekko mi te relacje w tejże książce śmierdzą.
Co tu dużo mówić, część dialogów, czy w ogóle słownictwo to jakby śmiesznawe, ale nie wiem, może młodzież tak mówi? Wszak 32 lata na karku, to mogę czegoś nie ogarniać. Jak ktoś lubi erotykę (ale nie za dużo),wieczne miotanie się w te i we w tę, tak bardzo mają się ku sobie, ale nie mogą, ale jednak chcą, ale och bądźmy rozsądni, jednak nie, keks, keks, no to polecam. Irytowało mnie to, ale hej, wiedziałam po jaką książkę sięgam. Początek takich powieści zawsze dostarcza mi wrażeń, potem trochę się biczuję w głowie, że jednak tracę czas, ale nie do końca.
Oczywiście, że autorka zakończyła to tak, że TRZEBA sięgnąć po kolejną część, bo jesteśmy w samym środku climaxu, wszystkie, absolutnie wszystkie wątki wystrzeliły w kosmos i nie wiadomo co to będzie. Ja już sobie kolejny tom na półeczce umieściłam.
Wyzwanie czytelnicze LC grudzień 2023: Przeczytam książkę, która ukazała się w 2023 roku pod patronatem Lubimyczytać (3)